Skocz do zawartości

[GRA] Zagadka [Harry Potter] [~Magus]


Elizabeth Eden

Recommended Posts

- No widzisz, zgadzamy się - odpowiedziała pogodnie Lisa, próbując całkiem zapomnieć o ostatnich wydarzeniach i skupić się tylko na tym pięknym, jesiennym dniu. W końcu już wkrótce zrobi się pewnie zimno i deszczowo, jak to zwykle bywa.

Razem z Alanem przeszli się wzdłuż jeziora, dochodząc aż do chatki Ogga - gajowego, mijając ją potem i kierując się na skraj Zakazanego Lasu. Dziewczyna w dużej mierze milczała, zajmując się raczej oglądaniem pięknych błoni i majestatycznego zamku, odwracając przy okazji twarz ku słońcu, ciesząc się chwilą. Raz na jakiś czas posyłała tylko Alanowi łagodne uśmiechy.

Doszli właśnie na skraj lasu, nie wchodząc jednak dalej, kiedy usłyszeli odgłos ciężkich kroków i niski głos:

- Hejże, chyba nie chcecie wchodzić do lasu? Już mi stąd lecieć na błonia. Cieszcie się pogodą, w lesie jest chłodniej - to wysoki, potężnie zbudowany gajowy podszedł do nich od tyłu, dzierżąc w dłoni swoją krótką różdżkę. Ubrany był jak zwykle w sprane spodnie i pomiętoloną koszulę. Choć na pierwszy rzut oka wydawał się surowy, to nie krzyczał ani nie karał uczniów bez powodu. Nie miał też nigdy uprzedzeń do dzieciaków z różnych Domów i wszystkich traktował równo.

- Nie wchodzimy do lasu - powiedziała natychmiast Lisa, ciągle z uśmiechem, bo miała zbyt dobry humor, by tak łatwo się go pozbyć. - Po prostu spacerujemy.

- To spacerujcie w drugą stronę. - powiedział, kręcąc głową. Nie wyglądał jednak wcale na zdenerwowanego.

- Oczywiście. - odpowiedziała Lisa i mrugnęła do Alana, odwracając się z powrotem w stronę zamku. - Chyba i tak pora już wracać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uśmiechnąłem się delikatnie na reakcje Elisabeth miałem nadzieje, że to dobry znak i humor zacznie jej wracać. Zacząłem cały iść obok niej rozglądając się przy okazji po całej okolicy. Nie przeszkadzało mi milczenie Elisabeth a wręcz przeciwnie. Zawsze lubiłem z nią rozmawiać na wszelkie tematy jednak lubiłem również ciszę i spokój, którą Elisabeth mi teraz dostarczała. Cieszył mnie również fakt, że na jej twarzy ponownie zawitał uśmiech. Naprawdę mi go brakowało. Tego właśnie nam było trzeba ciszy i spokoju gdzie można było spokojnie obserwować otaczające nas piękno a nie wciąż myśleć tylko o Tomie trzeba było po prostu o nim zapomnieć.

 

Nim się jednak spostrzegłem zaczęliśmy zachodzić już naprawdę daleko w pobliże lasu. Zmrużyłem lekko oczy obserwując las w milczeniu. Nie miałem raczej nigdy powodów by tam wchodzić poza tym to byłoby złamanie zasad a ja zawsze tego unikałem. Poza tym, po co miałbym tam wchodzić? Wiedziałem, że Elisabeth też na pewno nie chce tam wejść. Byłem, co do tego pewny. Z mojego zamyślenia wyrwał mnie jednak gruby znajomy głos, który należał do naszego gajowego. Powoli obróciłem się w jego kierunku i zacząłem spoglądać na mężczyznę. Chciałem mu wyjaśnić, że to nieporozumienie i wcale nie mieliśmy nawet zamiaru wchodzić do lasu, ale Elisabeth mnie uprzedziła. Nagle mój wzrok skierował się na nią i delikatnie się do niej uśmiechnąłem.

 

- Tak zdecydowanie masz racje sądzę, że na razie wystarczy - odrzekłem radośnie w jej kierunku i skierowałem swój wzrok na gajowego. - Przepraszamy za to nie porozumienie - powiedziałem lekko schylając głowę a mym głosie można było zauważyć lekki wstyd z powodu całego incydentu. Zacząłem powoli oddalać się od lasu i chatki gajowego idąc dalej za Elisabeth. Porównując to, co się działo w ostatnim czasie ten incydent przed chwilą był naprawdę niewielki. Musiałem niedługo jednak się przygotować do moich zajęć z numerologii miałem nadzieje, że Elisabeth spędzi spokojnie ten czas bez mnie z dala od wszelkich trosk i zmartwień i tak już zbyt wiele przeżyła w tak krótkim czasie ten spokój jej się należał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Chyba pójdę do biblioteki, albo do dormitorium. Nie wiem, w każdym razie chybabym coś poczytała przez ten czas, kiedy cię nie będzie - mówiła Lisa, odwracając twarz ku słońcu i z lekkim uśmiechem, kierując się w stronę zamku. Uczniów wydawało się być mniej, część z nich również zbierała się już na numerologię, ale gdzieniegdzie wciąż porozkładane były koce na których uczniowie opowiadali sobie o wakacjach i planach na nadchodzący rok, albo po prostu cieszyli się pogodą.

Wydawało się, że droga do bramy trwała jakoś krócej, niż ta od bramy, ale być może wtedy szli po prostu wolniej. Już stawiali pierwsze kroki na kamiennych stopniach, kiedy usłyszeli nad sobą głos:

- Dzień dobry, panno Sanders.

No oczywiście, ich prześladowca. Lisa skinęła lekko głową Riddle'owi, który stał niedaleko wejścia i opierał się o mur. Był już na zewnątrz, czy dopiero wychodził? Lisie trudno było stwierdzić, ale z jakiegoś powodu nie spodobało jej się to drapieżne spojrzenie, jakim ten dziwny chłopak ją omiótł. Nie dała jednak ulecieć swojemu dobremu nastrojowi i ominęła go bez słowa, wchodząc do zamku. Nawet nie zauważyła, że Alanowi Riddle rzucił jedynie przelotne spojrzenie, całą swoją głodną uwagę skupiając na niej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Sądzę, że to naprawdę dobry pomysł - odparłem szczerze na słowa Elisabeth o tym, co będzie robić, gdy mnie nie będzie i kierując się cały czas obok niej do zamku. Naprawdę podobał mi się jej pomysł. Biblioteka i dormitorium stanowiły bezpieczną strefę tam nie powinna być narażona na niebezpieczeństwo. Nie mogłem się jednak powstrzymać by czegoś jeszcze nie dodać. - Jednak, jeśli wybierzesz bibliotekę proszę spróbuj nie denerwować tym razem bibliotekarki nie jestem pewny czy wytrzyma taki drugi raz - odparłem zadziornie nie zatrzymując się.

 

Zauważyłem po drodze jak plac wokół nas pustoszeje. Nie było w tym nic dziwnego czas numerologii zbliżał się wielkimi krokami a nie tylko ja na nią chodziłem. Mimo wszystko byłem we wspaniałym nastroju po tej naszej przechadzce. Przynajmniej tak było do czasu aż do mych uszu nie dotarł najmniej niechciany ze wszystkich głosów w ostatnim czasie. Zmarszczyłem brwi na to wszystko. Mnie zignorował a skupił się ponownie na Elisabeth. Czyżbym miał racje i w ten sposób chciał torturować nas oboje? Miałem wrażenie, że chciał swoją osobą wzbudzać strach w Elisabeth a we mnie strach o nią samą. Wiedział już zapewne jak się o nią martwię miałem wrażenie, że była to okrutna tortura psychologiczna specjalnie przygotowana dla mnie a go napawało to jakąś chorą radością, gdy to widział. Jak miałem skupić się numerologii czy innej nauce, gdy za każdym razem me myśli powracały do Elisabeth? Tak bardzo się o nią martwiłem. Jednak nie chciałem ponownie jej mówić by na siebie uważała, gdy mnie przy niej nie będzie. Ile razy można było powtarzać to samo? Poza tym była w tak wspaniałym nastroju nawet przywitanie Toma jej go nie popsuło. Więc nie miałem serca by robić to osobiście.

 

- Muszę chyba zaraz już iść do dormitorium zabrać rzeczy na numerologię - powiedziałem w jej kierunku celowo nic nie wspominając o kolejnym spotkaniu Toma. - Gdy już skończę numerologię gdzie się spotkamy? - spytałem w jej kierunku. Mimo wszystko wolałem by obecnie Elisabeth nie była zbyt długo sama zwłaszcza po tym, co się ostatnio działo poza tym niemal zawsze kręciliśmy się razem, więc nie było to żadną nowością, że znów chce się z nią spotkać po lekcji. Miałem tylko nadzieje, że zdołam się jednak skupić na przedmiocie, gdy się zacznie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Weszli już do chłodnej Sali Wejściowej, która była całkiem miłą odmianą po tym gorącu na zewnątrz. Lisa odrzuciła od siebie jakiekolwiek myśli o Riddle'u, ich prefekt nie był tego wart. Obejrzała się na Alana z uśmiechem, który, miała nadzieję, dał mu do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. 

- Chyba rzeczywiście pójdę do biblioteki. I nie, nie mam zamiaru hałasować - podjęła ze śmiechem ich wcześniejszy temat. - Jedynie twój widok sprawia, że mam ochotę krzyczeć - dodała, szturchając go lekko łokciem. Chciała go rozbawić, bo miała wrażenie, że zrobił się jakby bardziej zmartwiony niż chwilę wcześniej. - Po numerologii spotkajmy się właśnie tam, siądę sobie za działem Transmutacji.

 

Kiedy chwilę później ich drogi się rozdzieliły, w końcu Alan szedł do lochów, a Lisa do na schody, nastrój dziewczyny wcale się nie pogorszył. Miała wrażenie, że tego popołudnia nie będzie  w stanie zepsuć go nic.

 

***

Po lekcji Alan mógł znaleźć Lisę dokładnie w tym miejscu, w którym się umówili. Przez jakiś czas siedzieli jeszcze w bibliotece, ale już chwilę później dziewczyna poszła odłożyć książkę, którą miała w ręku i ruszyli do wyjścia. Po drodze jakiś pierwszoroczniak z Hufflepuffu wbiegł im pod nogi, najwyraźniej ich nie zauważając, a kiedy podniósł głowę, szybko przepraszając, otworzył nagle usta z przestrachem i uciekł. Lisa nie wiedziała, czy ma być bardziej rozbawiona, czy rozdrażniona, ale cóż, Ślizgoni w Hogwarcie nie mieli dobrej opinii.

- Nie wiem, czego on oczekiwał. Że go przeklnę za to, że mnie nie zauważył? - mówiła potem z przekąsem.

 

Wrócili na chwilę do dormitorium, żeby później udać się na kolację, na której, całe szczęście, nic się nie wydarzyło. Lisie brakowało tego spokoju, który, choć czasem monotonny, był na pewno lepszy niż dzisiejszy poranek. Później pożegnali się i położyli spać. Nie przebierali się co prawda, ale potrzebowali odpoczynku, żeby nie zasnąć na astronomii, która była bardzo późno. W dormitorium dziewcząt jedynie Stephanie podskakiwała na siedząco na łóżku, najwyraźniej nie zważając na to, że irytuje wszystkich innych, którzy chcieliby zasnąć. W dormitorium chłopców również wszyscy pozasłaniali zasłony i odpoczywali, jedyną osobą, która w ogóle się nie pojawiła, był Tom Riddle. Dopiero około godziny dwudziestej pierwszej Alan mógł zza swoich zasłon usłyszeć skrzypnięcie drzwi i ciche kroki. Było całkowicie ciemno, ale Riddle nie zapalił żadnego światła, nie użył nawet Lumos. Najwyraźniej tego nie potrzebował.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy nasze drogi się rozeszły chwilę ponownie stałem niczym posąg wodząc wzrokiem za Elisabeth. Nagle na mojej twarzy zaczął pojawiać się uśmiech. Nie był, co prawda jakiś szeroki, bo taki rodzaj uśmiechu raczej u mnie nie gościł, ale mimo wszystko jakiś uśmiech pojawił się na mej twarzy a ponure myśli zaniknęły. Wszystko dzięki dobremu nastrojowi Elisabeth, którym najwyraźniej mnie zaraziła. Cieszyłem się, gdy taka była szczęśliwa i rozpromieniona. W końcu jednak musiałem ruszyć do lochów. Mimo wszystko miałem pierwszy raz od dawna dobre przeczucia po tym jak zobaczyłem ją w takim nastroju.

 

Nim się spostrzegłem numerologia dobiegła końca. Dzięki nastrojowi, który zobaczyłem wcześniej u Elisabeth nie myślałem wcale o Tomie i zagrożeniu, jakie sobą niósł. Mogłem spokojnie skupić się na samej lekcji a nie tylko zmartwieniach. Gdy tylko opuściłem sale zacząłem omijać grupy uczniów by dotrzeć na miejsce umówionego spotkania z Elisabeth. Powoli zacząłem docierać do biblioteki a tam też do działu transmutacji. Ku mojej radości Elisabeth była na miejscu tak jak obiecała. Powoli się do niej dosiadłem i znów mogliśmy oddać się spokojowi i miłym rozmową. Ponownie czas płynął jak szalony i nim się spostrzegłem musieliśmy się zbierać. Gdy tylko ruszyliśmy ku wyjściu omal nie wpadł na nas jakiś pierwszoroczniak z Huffelpuffu. Zauważyłem strach tego ucznia nie dziwiłem się temu. Niestety Slytherin nie miał najlepszej opinii i ciężko było wyjaśnić innym, że nie wszyscy tam jesteśmy tacy sami.

 

Następnie nadszedł czas kolacji, który ponownie zleciał spokojnie. Gdy to wszystko powoli dobiegło końca ponownie moje drogi z Elisabeth się rozeszły. A ja znów wróciłem do swojego dormitorium by się zdrzemnąć przed astronomią. Gdy tylko przebrałem się do snu i położyłem się do łóżka a następnie zamknąłem oczy zacząłem powoli zasypiać. Jednak nie na długo było mi dane spać. Zawsze miałem delikatny sen i łatwo było mnie wybudzić teraz było podobnie. Na dźwięk skrzypiących drzwi natychmiast otworzyłem oczy. Dyskretnie zacząłem patrzeć jednym okiem zza zasłony, chociaż obecna ciemność mi tego nie ułatwiała. Byłem pewny, że to był Tom, bo tylko jego brakowało, gdy zasypiałem. Jednak byłem ciekawy, co on robił do tak późna. Kiedy on śpi? Nic z tego nie rozumiałem pomimo ciemności starałem się dostrzec, co teraz zrobi. Czy pójdzie spać, co byłoby całkiem logiczne czy może zrobi coś całkiem innego?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwilę później Alan mógł usłyszeć cichy szelest zasłon. Riddle najprawdopodobniej również się położył, trudno jednak powiedzieć, czy śpi.

W dormitorium dziewcząt Stephanie w końcu znudziła się czytaniem jakiejś cienkiej książki i również zasnęła, jako ostatnia z lokatorek sypialni. 

 

O dwudziestej drugiej dwadzieścia Lisa wstała jako jedna z pierwszych, razem z Judith, który rzuciła jej tylko krótkie, niezbyt przyjazne spojrzenie. Dziewczyny zdążyły już spakować podręczniki i uczesać na nowo roztrzepane włosy, kiedy ich koleżanki dopiero rozsuwały zasłony.

- Lisa, oszalałaś? Czemu wstajesz tak wcześnie? - zapytała Stepahnie zaspanym głosem, nie otwierając oczu. 

- Za pół godziny astronomia - odpowiedziała ruda dziewczyna z lekkim uśmiechem. 

 

Lisa stwierdziła, że jest już całkiem gotowa i jako pierwsza opuściła dormitorium. Judith została jeszcze, by pomóc Vivienne, która głośno narzekała na to, że przez źle ułożoną poduszkę musi od nowa modelować włosy(jaki to ma związek? - zastanawiała się Lisa). Na schodach jednak zatrzymała się i szybko zawróciła. W Pokoju Wspólnym samotnie siedział Tom Riddle i, Merlinie, była pewna, że ją zauważył i teraz się z niej śmieje. A co tam. Niech sobie z niej drwi, woli to, niż użeranie się z nim sam na sam. Stanęła na korytarzu, nie chcąc już wracać do dormitorium i czekając, aż ktoś inny też wyjdzie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciężko było mi cokolwiek zobaczyć z dźwiękiem była to już inna historia. Usłyszałem nagle szelest zasłon, czyli ktoś je zasłonił teraz nie było sposobu bym coś zobaczył chyba, że wstałbym i rozsunął te zasłony albo wykorzystał odpowiednie zaklęcie by to zrobić. Jednak obie rzeczy nie wchodziły w grę. Nawet gdybym użył zaklęcia jestem pewny, że Tom domyśliłby się, że to ja. Poza mną mógłby to być chyba jeszcze tylko Hektor a ja bym był na szczycie podejrzanych, bo mam na pieńku z Tomem. Ponownie położyłem głowę na poduszczę zamykając oczy i dając tym samym temu spokój.

 

 

Po pewnym czasie nagle otworzyłem swoje oczy nie byłem pewny, która godzina jednak raczej się nie spóźniłem. Wszyscy niemal wokół mnie dopiero się budzili stwierdziłem to rozsuwając zasłony. Byłem już pewny, że wstałem pierwszy, ale jednak tak nie było. W pokoju już nie było Toma. Co jest z nim? Czy on kiedykolwiek śpi? Zupełnie jak jakiś wampir, ale nie sądzę by nim był. Podniosłem się z łóżka i nie rozmyślając o tym zacząłem się przebierać. Nie było czasu bym teraz myślał o tym, co wyprawia Tom. Natychmiast włożyłem na siebie spodnie koszule i jakieś skarpety. Na koniec włożyłem szatę i buty i gdy byłem już gotowy opuściłem dormitorium zostawiając innych w tyle. Nie bardzo mnie interesowało, w jakim są nastroju i nie chciałem tego słuchać poza tym chciałem już być w pokoju wspólnym. Maszerowałem korytarzem kierując się do pokoju wspólnego przecierając przy okazji oczy dłonią. Mimo wszystko nie dawno wstałem i potrzebowałem chwili by się doprowadzić do porządku.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wkrótce dormitorium opuściły też rozgadane Stephanie i Adelia. Lisa była bardzo zadowolona, że to akurat one, nie chciałaby iść do Pokoju Wspólnego w towarzystwie chociażby takiej Vivienne. Adelia kilka razy musiała uderzyć Stephanie łokciem, bo ta mówiła zbyt głośno, a przecież w innych pokojach wszyscy już spali. Dziewczyny zauważyły ją i uśmiechnęły się, kiedy do nich dołączyła.

- A ty co tak stoisz? - zapytała pogodnie Adelia.

- Po prostu wolałam na kogoś poczekać. W pokoju wspólnym było pusto - powiedziała, chociaż nie była to do końca prawda. Nie chciała jednak, by jej koleżanki pomyślały, że naprawdę boi się Riddle'a.

Wkrótce zeszły po schodach, a Stephanie zauważyła krótko.

- Już nie jest.

 

Riddle nadal siedział na jednej z ciemnozielonych kanap i obserwował je spod przymrużonych powiek, gdy stanęły razem przy ścianie. Ślizgonki nie komentowały jednak dalej, za co Lisa była im wdzięczna. Stephanie zaczęła swoje marudzenie o tym, że astronomia jest tak późno, kiedy Adelia cierpliwie tłumaczyła jej, że przecież badają nocne niebo, na koniec wyciągając ostateczny argument, że powinna położyć się spać wcześniej. Lisa obserwowała je z rozbawieniem. Chwilę później rozległy się jednak kroki i zobaczyła Alana, który wychodził z korytarza prowadzącego do dormitoriów chłopców. Uśmiechnęła się i machnęła ręką, wskazując, by tutaj podszedł. Zaraz za nim szli Malfoy, Mulciber i Lestrange. Alan mógł jeszcze usłyszeć kilka zdań, które wymienili z Riddlem, gdy do niego podeszli.

- Jak długo siedziałeś tu sam? - zapytał któryś z nich, dość nieśmiało.

- Chwilę. Wkrótce pojawiła się panna Sanders, ale chyba wywołałem jej niepokój, bo wycofała się z powrotem do dormitoriów - odpowiedział gładko tonem, który zdawał się być równocześnie uprzejmy i zaskoczony. Widniała w nim jednak nuta drwiny i okrutnej satysfakcji, która do niedawna była dla chłopaka nieuchwytna.

Lestrange zachichotał, za co Riddle natychmiast go skarcił, Alan jednak już się na to nie nabierał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powoli wkroczyłem do pokoju wspólnego dalej jeszcze lekko przecierając jedno oko dłonią. Chyba jednak odrobinę za mało spałem. Niepotrzebnie wstawałem w nocy by zobaczyć, co takiego robi Tom zresztą i tak okazało się to bezowocne, bo nic właściwie nie zobaczyłem a straciłem tylko czas potrzebny na drzemkę. Zacząłem się spokojnie rozglądać po pokoju jak się okazało nie byłem tu pierwszy. Tom już tu był, na co tylko lekko się skrzywiłem. Kiedy on tu wszedł? Nie potrafiłem tego pojąć. W ogóle niemal nie śpi i wszędzie jest pierwszy jak to możliwe? Na szczęście nie tylko on tu był, bo nagle ujrzałem tu również Elisabeth i jej przyjaciółki. Uśmiechnąłem się, gdy do mnie machnęła i powoli zacząłem się do niej kierować.

 

Kiedy tak szedłem do Elisabeth dotarły do mych uszu słowa Toma i jego koleżków. Moja dłoń zacisnęła się na chwilę w pięść a ja sam zmarszczyłem brwi jednak było to tylko na jedną krótką chwilę. Nie chciałem by Elisabeth to zobaczyła. Wolałem jej nie informować, o czym on mówił. Tego by jeszcze brakowało by psuć jej nastrój na sam wieczór przed lekcją. Jednak irytował mnie fakt, że za każdym razem, gdy Tom wypowiadał się o Elisabeth towarzyszyło mu zawsze coś niepokojącego. Naprawdę miałem ochotę dać mu nauczkę. Powoli podszedłem do Elisabeth i jej przyjaciółek.

 

- Miło was widzieć ponownie - odrzekłem z delikatnym uśmiechem w ich kierunku, przy czym lekko ziewnąłem i szybko zamknąłem usta. - Musicie mi wybaczyć nie mogłem się należycie zdrzemnąć miałem zbyt lekki sen to chyba nerwy przed astronomią - stwierdziłem spokojnie i nagle zmrużyłem lekko oczy kierując swój wzrok na Elisabeth. - Wszystko w porządku? - miałem wrażenie jakby ponownie coś było nie tak.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa słysząc pytanie Alana uśmiechnęła się szybko, nie chcąc, by przyjaciel się o nią martwił. Na dobrą sprawę nic się przecież nie stało.

- W najlepszym - powiedziała, a potem sama zmarszczyła lekko brwi. - Powinieneś trochę bardziej odpocząć. - powiedziała z troską, była to jednak bardzo łagodna uwaga, bez zbędnego karcenia. W końcu to nie była jego wina.

 

Wkrótce wszyscy Ślizgoni ruszyli w stronę wyjścia, z taką zgodnością jakby było to zaplanowane. Akurat tak wyszło, że wychodziliby z Pokoju Wspólnego równo z Riddlem, więc kiedy Stephanie i Adelia poszły dalej bez żadnego problemu, Lisa zatrzymała się, udając, że poprawia szatę. Rzuciła przy tym Alanowi drobny uśmiech, bo to nie było coś, o co powinien się martwić. W końcu trzymali się od Riddle'a z daleka, tak? Potem wyszli na korytarz jako ostatni i jako ostatni kierowali się na schody. Cały czas widzieli jednak przed sobą tłum zmierzający cicho na lekcję, a Alanowi na pewno odpowiadało to, że byli od niego trochę oddaleni, tak przynajmniej myślała Lisa.

 

Dojście z lochów do wieży astronomicznej trochę trwało, nawet z użyciem tajnych przejść, i kiedy znaleźli się nareszcie na miejscu Lisa zdążyła już złapać zadyszkę od pokonywania tylu schodów. Na kilku ostatnich stopniach Stephanie, którą zdążyli w międzyczasie dogonić, wyglądała jakby nie marzyła o niczym tylko o tym, że położyć się na tych zimnych kamieniach i zasnąć. Adelia stała nad nią i kręciła głową z rozbawieniem. Riddle'owi, który wyszedł prawie na końcu, bo zaraz przed nimi, jakimś cudem udało się niepostrzeżenie przemieścić na początek grupy, gdzie natychmiast dołączyli do niego Lestrange, Malfoy i Mulciber. Przez chwilę wszyscy stali w ciszy, ale nagle rozległ się za nimi wyraźny stukot obcasów na schodach. Przybyła profesor Macmillan, nauczycielka astronomii. Wydawała się ona być wypoczęta i pełna energii, kiedy stanęła tak, by wszyscy ją widzieli i rozejrzała się szybko po uczniach, najprawdopodobniej licząc ich w myślach. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uśmiechnąłem się delikatnie na odpowiedź Elisabeth. Być może moje przeczucia nie zawsze są słuszne a ja powinienem się trochę mniej martwić. Następnie dotarły do mnie kolejne jej słowa związane z mym snem. Ponownie był to kolejny dowód jak nawzajem potrafiliśmy się o siebie troszczyć. Uśmiechnąłem się na jej uwagę ponownie jednak nie zdążyłem już nic powiedzieć, bo zaraz ruszyliśmy. Ruszyłem jak zawsze swoim typowym spokojnym tempem jednak dotrzymywałem kroku Elisabeth. Nie chciałem by ta nagle zwolniła przeze mnie. Nagle jednak się zatrzymałem z chwilą, gdy Elisabeth sama stanęła i zaczęła poprawiać swą szatę. Skierowałem swój wzrok na nią i wtedy zobaczyłem również jej uśmiech, który odwzajemniłem. Wiedziałem, o co jej chodzi potrafiliśmy czasem porozumiewać się bez słów tak jak w tym wypadku. To było sprytne posunięcie by unikać towarzystwa Toma.

 

Nim się spostrzegłem opuściliśmy pokój razem będąc w sumie na samym końcu. Jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało z tyłu zawsze była większa cisza i spokój. Gdy się szło na przodzie zbyt wiele głosów dochodziło do uszów i okropnie dekoncentrowały. Droga z lochów do wieży chwilę trwała i nie była najłatwiejsza ktoś o marnej kondycji mógłby mieć spory problem z dojściem na miejsce. W końcu zaczęliśmy powoli dochodzić na miejsce. Po mojej minie ciężko było zobaczyć zmęczenie, bo prawdą było, że je ukrywałem jednak zobaczyłem, że Elisabeth dostała zadyszki nawet ją taka droga kosztowała trochę energii. I tak było z nią znacznie lepiej niż ze Stephanie miałem wrażenie, że zaraz tu padnie i zaśnie nim lekcja się zacznie. Moje oczy znów zwróciły się na Elisabeth.

 

- Czyżby kondycja zaczynała cię zawodzić? - powiedziałem w jej kierunku z nutką żartu w głosie samemu ukrywając swoje zmęczenie. Wiedziałem, że Elisabeth się na mnie za to nie obrazi czasami dogryzaliśmy sobie tak dla żartu. Nagle usłyszałem dźwięk obcasów na schodach i natychmiast spoważniałem stając wyprostowany. Nagle ją zobaczyłem profesor już tu była, czyli zaraz zaczynamy lekcje. Byłem niemal pewny, że z powodu swojego przedmiotu była przyzwyczajona by spać za dnia by móc w nocy spokojnie pracować to był zapewne powód, dla którego wydawała sie być pełna energii.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak, zdecydowanie - odgryzła się z uśmiechem Lisa. - Jeśli to ukryta propozycja wniesienia mnie na górę na następną astronomię to z chęcią ją przyjmę - poklepała go po ramieniu, chichocząc. Nic więcej już nie zdążyła, bo pojawiła się pani profesor.

 

Ponad trzydziestoletnia Cynthia Macmillan była bardzo wysoką i szczupłą kobietą, niczym tyczka, ale objętości nadawały jej wielkie, czarne loki opadające na plecy, a w piwnych oczach zawsze czaiły się iskierki, albo raczej gwiazdeczki, biorąc pod uwagę przedmiot, którego uczyła. Zazwyczaj cieszyła się szacunkiem Ślizgonów, bowiem była czystej krwi, jednak sama chyba wolała Gryfonów i Puchonów. Nie okazywała tego jednak za bardzo, bo nauczycielom przecież nie było wolno. Kiedy skończyła liczyć uczniów klasnęła krótko w dłonie i wskazała poustawiane przy murze teleskopy skierowane na niebo.

- Mamy dzisiaj piękną, bezchmurną noc. W planach miałam objaśnienie wam na czym polegać będzie egzamin Standardowych Umiejętności Magicznych z astronomii, jednak patrząc na dzisiejsze świetne warunki stwierdziłam, że mogę z tym poczekać do następnej lekcji - zaczęła, jak zwykle rzeczowo i dość prostym językiem. - Niech każdy podejdzie do jednego z teleskopów i wyciągnie swoje mapy nieba. Chciałabym pokazać wam dzisiaj interesujące ułożenie... - pani profesor nadal mówiła, kiedy Lisa i inni uczniowie zaczęli zajmować stanowiska.

 

Lisa jak zwykle zajęła teleskop obok Alana i spodziewała się, że po jej drugiej stronie pojawi się Stephanie albo Adelia. Jej usta zacisnęły się, kiedy nagle zauważyła Riddle'a, który rozpakowywał swoje mapy tuż obok niej, rzucając jej drobny, przyjazny uśmiech. Lestrange wyglądał na lekko zdezorientowanego, ale w końcu podszedł i zajął miejsce po drugiej stronie prefekta, a chwilę później przyłączyli się do niego Malfoy i Mulciber. Stephanie również była zaskoczona, ale wzruszyła ramionami i podeszła do teleskopu obok Hectora, a Adelia poszła za nią. Lisa mogła zauważyć, że Margaret Selwyn z jakiegoś powodu posyła jej bardzo, bardzo nieprzyjemne spojrzenia. To było jednak nic w porównaniu do Riddle'a, który stał zaraz obok niej i wydawało jej się, że ciągle ją obserwuje, chociaż kiedy ona na niego spojrzała zdawał się być zainteresowany tylko ciągle mówiącą profesor Macmillan. Lisa odwróciła się do Alana z bardzo wymowną miną. 

 

O co chodzi temu dziwnemu chłopakowi?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uśmiechnąłem się delikatnie na dogryzanie ze strony Elisabeth niestety jednak niedane mi było odpowiedzieć, bo teraz musiałem skupić się na tym, co mówiła pani profesor. Jaki był mój stosunek do niej? Taki jak chyba do większości profesorów, czyli okazywałem im szacunek, na który sobie zasłużyli. Z uwagą, więc słuchałem każdego jej słowa. Mówiąc szczerze pomysł pani profesor całkiem mi się spodobał. Bardzo lubiłem obserwować nocne niebo a skoro była idealna noc do obserwacji była to, więc idealna propozycja na dzisiejszą lekcje.

 

Powoli wszedłem do sali i zająłem miejsce przy jednym z teleskopów wcześniej przygotowując sobie mapę nieba. Nie musiałem nawet podnosić wzroku by wiedzieć, że Elisabeth jest już obok mnie, bo któż inny by tak szybko przy mnie był. Chwilę zacząłem spoglądać w teleskop jednak zaraz podniosłem wzrok w kierunku Elisabeth i wtedy też zmarszczyłem brwi. Znów tutaj był. Mieliśmy ignorować Toma, ale jak to zrobić skoro on się tak nas uczepił? Miałem ochotę powiedzieć coś w jego kierunku jednak, co mogłem zrobić? Miał prawo tu stać nie mogłem mu tego zabronić. Kiwnąłem głową w kierunku Elisabeth pokazując jej w ten sposób gestem by traktowała go jak powietrze i skupiła się na obserwacji nocnego nieba nic innego niestety zrobić nie mogliśmy.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lekcja astronomii trwała w najlepsze i była jedną z tych przyjemniejszych, na których człowiek może się rozluźnić. Profesor musiała co prawda co chwilę wybudzać Stephanie dla której zaśnięcie na teleskopie nie stanowiło najwyraźniej żadnego problemu. Adelia, stojąca obok niej, niemal przez całą lekcję powstrzymywała śmiech. 

 

Niebo rzeczywiście było niezwykle czyste i widać było mnóstwo gwiazd i planet. Pani profesor mówiła im w jakie miejsce mają spojrzeć i co się tam znajduje, później natomiast porównywali to ze swoimi mapami nieba. Od czasu do czasu kierowała do nich jakieś pytania, byli w końcu piątą klasą, co dało im okazję do zarobienia paru punktów dla Slytherinu. Wydawać się mogło, że ta lekcja nie może się już w żaden sposób zniszczyć - przyjemny, ciepły wietrzyk owiewał im twarze, a powietrze było czystsze i rzadsze niż na błoniach. W pewnym momencie Lisa zaczęła mieć jednak pewien mały problem z odnalezieniem miejsca, które teraz omawiała im profesor Macmillan. Dziewczyna, choć lubiła astronomię, często miała problemy ze zorientowaniem się na tych rozległych mapach i jeszcze bardziej rozległym niebie. Wyraziła swoje zdezorientowanie na głos:

- Nie wiem gdzie to jest. O czym pani profesor teraz mówi?
I nagle poczuła jak ktoś łapie ją dwoma palcami za brodę i kieruje jej twarz w kierunku przeciwnym do tego, w który się wpatrywała. Przez chwilę myślała, że to może Alan jej pomógł, ale potem musiała powstrzymać zdenerwowane warknięcie.

- Tam. Widzisz te trzy gwiazdy w jednej linii? Nakieruj tam teleskop, panno Sanders - powiedział Riddle, uśmiechając się do niej z czymś, co można było od biedy nazwać łagodnością.

W tym momencie odwróciła się do nich pani profesor, która przed chwilą tłumaczyła coś Hectorowi.

- O co chodzi? Już wszystko w porządku? Dziękuję, za pomoc, panie Riddle - uśmiechnęła się, zauważając, że prefekt zdążył już rozwiać wątpliwości swojej koleżanki.

 

Kiedy jednak chłopak zabrał rękę, a potem z jakiegoś powodu schował ją na chwilę do rękawa, Lisa poczuła pieczenie po brodą i kiedy przyłożyła tam palce, poczuła wyraźne, nieprzyjemne ślady paznokci.

- Ała - nie mogła powstrzymać cichego syku i miała nadzieję, że nikt poza Alanem tego nie usłyszał, no ale oczywiście nie mogło tak być. Tom nie patrzył już teraz na Lisę, tylko na Alana, którego lustrował przez chwilę spojrzeniem, zanim odwrócił się z powrotem do swojego teleskopu i powiedział, równie cicho:
- Wybacz, panno Sanders, musiałem złapać cię odrobinę za mocno...

Te słowa nie brzmiały jak przeprosiny, nie miały też w sobie ani odrobiny skruchy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skupiłem się na dokładnej obserwacji nocnego nieba starając się nie odrywać oka od teleskopu o ile nie było to konieczne. Słuchałem uważnie pani profesor, gdy mówiła nam gdzie mamy teraz zwrócić swe obserwacje. Nie miałem większych problemów z obserwacjami miejsc, na których kazała nam się skupić, bo uważałem, że tłumaczyła to wystarczająco przejrzyście. Lekcja trwała tak w najlepsze a cieszyłem się tą chwilą spokoju. Astronomia zawsze moim zdaniem należała do przyjemniejszych przedmiotów.

 

Oderwałem jednak swój wzrok od teleskopu, gdy do mych uszu dotarło pytanie Elisabeth. Delikatnie się uśmiechnąłem by skierować swój wzrok ku niej. Chciałem jej pomóc jednak mój uśmiech znikł w jednej chwili a zamiast niego na twarzy zawitał gniew. Zacisnąłem wściekle dłoń w pięść jednak raczej nikt tego nie dostrzegł. Za każdym razem, gdy Tom znajdował się przy Elisabeth odczuwałem gniew. Zapewne było to spowodowane tym, że mieliśmy go unikać zwłaszcza Elisabeth tego pragnęła a on wciąż się przy niej kręcił. Jednak czy to był jedyny powód? Nie byłem w stanie na to odpowiedzieć do końca nie wiedziałem skąd zbierał się we mnie ten cały gniew. Jednak nic nie mogłem teraz zrobić. Ponownie wbiłem swój wzrok w teleskop patrząc w niebo przynajmniej tak było aż ponownie usłyszałem Elisabeth. Jednak tym razem to nie były słowa.

 

W jednej chwili ponownie skierowałem swój wzrok na nią. Elisabeth coś się stało, ale co? Wtedy też zobaczyłem na sobie wzrok Toma. Nie patrzył na Elisabeth a na mnie. Jego przeprosiny nie były szczere. Nie w tym wszystkim był inny cel byłem tego pewny. Zrobił jej krzywdę tylko po to by uderzyć tym i we mnie. Nie pozwolę mu na to nigdy więcej. W jednej chwili z mojego rękawa zaczęła wystawać po części moja różdżka tylko Elisabeth mogła to dojrzeć. Nie obchodziło mnie, jaką mocą włada Tom Riddle i co o nim myślą inni. Nie pozwolę mu krzywdzić mojej przyjaciółki. Nie obchodziły mnie konsekwencje tego, co chciałem zrobić. Musiał dostać w końcu nauczkę a teraz była najlepsza okazja, kiedy był zajęty obserwacja nieba nie spodziewał się ataku. Powoli uniosłem rękę chcąc się nią zamachnąć by rzucić na Toma urok, od którego odechce mu się więcej takich pomysłów.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa bardzo szybko zauważyła co zamierza zrobić Alan, więc zdjęła rękę z własnej szyi i złapała go lekko za nadgarstek. Pokręciła przy tym głową i rzuciła mu wymowne spojrzenie mówiące "nie warto". W tym momencie Tom Riddle podniósł na chwilę wzrok nas teleskopu i zauważył rozgrywającą się w końcu zaledwie metr od niego scenę. Uśmiechnął się wtedy lekko, w niezbyt przyjemny sposób, ale Lisa tego nie zauważyła, bo była do niego odwrócona plecami. Czegokolwiek Alan mógł się jednak spodziewać, to na pewno nie tego.

 

Jego własna ręka szarpnęła się do przodu wbrew jego woli, jakby ktoś go za nią pociągnął, chociaż Lisa przez ten zdążyła już go puścić. Mógł poczuć jak boleśnie wbija swojej przyjaciółce różdżkę między żebra. Tym razem dziewczyna nie zdołała powstrzymać głośnego syku, w końcu kompletnie się tego nie spodziewała. Profesor Macmillan odwróciła się i zmierzyła ich groźnym spojrzeniem, choć wyglądała na równie zdezorientowaną jak Lisa. Przecież ta dwójka zawsze się bardzo lubiła.

- Niech pan Travers z łaski swojej przestanie dręczyć koleżankę i skupi się na lekcji, bo będę zmuszona odjąć Slytherinowi punkty.

 

Oczy wszystkich uczniów zwróciły się teraz na nich, nikt nie rozumiał jak to możliwe, że Alan atakuje Lisę. Riddle wykorzystał to, że wszyscy wpatrywali się w ich stronę i z karcącą miną pokręcił głową, by chwilę później wrócić do swoich map, jak na prefekta przystało. Lisa pocierała swoje żebra i spoglądała to na Riddle'a to na Alana, najwyraźniej zdezorientowana. Chciała chyba powiedzieć coś Alanowi, ale pani profesor, już ewidentnie zirytowana, stanęła nad nimi i kazała im wracać w końcu do obserwacji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczułem nagle jak Elisabeth chwyta mnie za nadgarstek. Mój wzrok jakby się lekko uspokoił i skupił na niej. Nie chciała bym to zrobił. Chciała mnie zatrzymać przed zrobieniem głupoty, która była spowodowana tą przeklętą prowokacją ze strony Toma. Gdybym go teraz zaatakował zrobiłbym wszystko tak jak on tego chce. Nagle jednak stało się coś strasznego, czego nie potrafiłem wyjaśnić a mianowicie straciłem władzę nad własną ręką. Otworzyłem szeroko oczy po tym, co teraz zaszło. Moja ręka jakby dostała własnego rozumu i nie chciała mnie słuchać. Sama zaatakowała Elisabeth a ja nie mogłem tego zatrzymać. Stałem niczym głaz patrząc na Elisabeth z szeroko otwartymi oczami. Nie potrafiłem zrozumieć, co właśnie zaszło. Nie zwracałem nawet uwagi na karcące słowa profesor. Ja zaatakowałem Elisabeth nawet nie robiąc tego z własnej woli to jednak ja podniosłem na nią rękę.

 

Nie mogłem jej nic powiedzieć profesor nie dała mi takiej możliwości. Chociaż moje oko na powrót skupiło się na teleskopie to myślami byłem gdzie indziej i nie potrafiłem już się skupić na lekcji. Jak mogło do tego wszystkiego dojść? Wciąż siebie pytałem jednak odpowiedź do mnie nie przychodziła. Jak miałem to wszystko jej wyjaśnić? Co miałem jej powiedzieć? Moja ręka dostała własnego rozumu i ją zaatakowała to brzmiało zupełnie niedorzecznie. Jednak odpowiedź w końcu do mnie przyszła. To ponownie musiała być sprawka Toma. Już wcześniej pokazał, że różdżka nie jest mu konieczna i teraz musiał to zrobić ponownie. Tylko pytanie brzmiało jak to robił i pytanie ważniejsze czy Elisabeth mi uwierzy i zdoła mi wybaczyć?

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lekcja astronomii nareszcie dobiegła końca. Pani profesor pożegnała ich i życzyła im dobrej nocy - Stephanie wyglądała, jakby spełniło się jej życiowe marzenie. Adelia musiała ją lekko podtrzymywać, gdy schodziły po schodach. To jednak nie powstrzymało jej od zadania Lisy pośpiesznego pytania:
- Czemu Alan cię zaatakował? - otworzyła szerzej swoje i tak już duże oczy.

- Alan mnie nie zaatakował - warknęła w odpowiedzi Lisa, a jej przyjaciel mógł to usłyszeć, w końcu szli obok siebie. 

 

Lisa od samego początku wiedziała, że to nie mógł być on. Może kiedyś by uwierzyła(choć z trudem), ale po tym jak sama na własnej skórze poczuła magię bezróżdżkową, wtedy, na schodkach powozu... Znowu westchnęła i otuliła się ramionami. Zejście na dół było o wiele przyjemniejsze niż wejście na górę, a uczniowie byli ewidentnie zadowoleni z tego, iż za chwilę znajdą się w łóżkach. Ruda dziewczyna zatrzymała się jednak w korytarzu prowadzącym do ich Pokoju Wspólnego i odczekała aż wszyscy, łącznie z Riddle'm i jego wiecznymi kompanami, się oddalą. Potrzebowała chwili rozmowy z Alanem, chociaż teoretycznie powinni kierować się teraz prosto do dormitorium, według zasad. Oparła się o ścianę i uśmiechnęła do niego słabo, żeby widział, że go nie wini. Nie odezwała się jednak jak na razie - sama nie wiedziała co powiedzieć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po tym, co zaszło przez całą lekcje nie mogłem się skupić. Moje myśli wciąż błądziły przy tym, co nie dawno zaszło. Czułem się naprawdę źle z tym wszystkim. Nie wiedziałem jak zdołam wyjaśnić to wszystko Elisabeth. Pomimo że oboje wiedzieliśmy, co potrafił zrobić Tom to nie czułem się z tym wszystkim najlepiej. Obiecałem, że będę ją chronił a dopuściłem się na nią ataku nawet, jeśli nie z własnej woli to jednak to zrobiłem. Nagle ponownie jednak wróciłem na ziemie z chwilą, gdy nauczycielka oznajmiła, że to koniec lekcji.

 

Zacząłem iść ponownie obok Elisabeth jednak nic nie mówiłem a wyraz mojej twarzy był naprawdę strapiony tym wszystkim. Nagle jednak dotarły do mnie słowa z jej ust skierowane do Adelii. A więc nie podejrzewała, że to ja ją zaatakowałem? Poczułem jakby wielki ciężar spadł mi z serca jednak wciąż nie czułem się najlepiej z tym wszystkim. Przez całą drogę trzymałem swą dłoń i wbijałem w nią swój wzrok. Skończyło się to jednak z chwilą, gdy dotarliśmy do pokoju wspólnego. Nagle mój wzrok spoczął na Elisabeth. Najwyraźniej chciała ze mną porozmawiać sam na sam. Ponownie w mych oczach pojawiło się zmartwienie i opuściłem lekko wzrok wbijając go w ziemie.

 

- Dziękuje ci Elisabeth - powiedziałem z lekkim smutkiem nie będąc w stanie skierować wzroku na nią i nadal wbijając wzrok w ziemie. - Dziękuje, że wierzysz, że to nie ja cię zaatakowałem - mówiłem nadal nie zmieniając tonu i nie podnosząc głowy. - Jednak to nic nie zmienia w mym czynie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką powinienem cię wspierać i chronić a tym czasem zaatakowałem cię. Nawet, jeśli nie zrobiłem tego z własnej woli to jednak moja ręka cię zaatakowała. Nie byłem w stanie tego zatrzymać tak jakby moja ręka dostała własnej woli a moja własna stała się za słaba by ją kontrolować - gdybym dawał ujście emocjom zapewne z mych oczu poleciało by kilka kropli łez jednak nigdy sobie na coś takiego nie pozwoliłem i teraz też nie chciałem tego zrobić. Musiałem panować nad swymi emocjami. - Obiecuje, że nigdy już się to nie powtórzy nigdy ciebie nie skrzywdzę a Tom... - nagle mój ton się zmienił na gniew jednak oczu z ziemi nadal nie byłem w stanie podnieść. Mówiłem w gniewie przez zaciśnięte zęby każde kolejne słowo. - Zapłaci za to wszystko. Nie ważne, co będę musiał zrobić nie pozwolę by więcej użył tych swoich przeklętych sztuczek obiecuje i robił ci krzywdę - skończyłem swój monolog dając szansę powiedzieć coś Elisabeth jednak dalej nie podnosiłem głowy wstyd mi było na nią teraz spojrzeć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa uśmiechnęła się lekko i przytuliła Alana.

- Weź daj spokój. To nie była twoja wina. Ani odrobinę. Nie obwiniaj się, proszę - dziewczyna postanowiła lekko rozwiać ten depresyjny nastrój i odsunęła się z surową miną, przynajmniej taką miała nadzieję. - Naprawdę masz się nie obwiniać. Ani mi się waż, bo się obrażę - przycisnęła mu ostrzegawczo palec z przodu szaty, a potem znów się rozpogodziła.

 

Tak naprawdę była jednak zmartwiona. Cieszyła się, że Alan wykazuje taką troskę wobec niej, ale nie chciała, by wpakował się w jakieś kłopoty. Poza tym... mówili, że pójdą do Dumbledore'a, jeśli znów stanie się coś dziwnego. Ale czy taki szczegół się pod to zaliczał? Lisa jakoś nie była przekonana, więc zdecydowała się w ogóle o tym nie przypominać. Jeśli przestaną reagować na głupie zaczepki Riddle'a, to na pewno wszystko się ułoży, prawda? Merlinie, był drugi września...

- Daj spokój - powiedziała, po raz kolejny tego wieczoru, ale bardzo twardym tonem. - On właśnie tego chce. Chce, żebyś zareagował. Więc nie reaguj, w końcu się znudzi. Nie mówię, że powinniśmy przestać dbać o swoje bezpieczeństwo - dodała, chociaż sama nie wiedziała czemu. No bo co im mogło grozić? - Ale nie prowokuj go, bo to się nigdy nie skończy. Dobrze? Proszę - zrobiła jedną z tych rozczulających min i opuściła trochę ramiona. Była już zmęczona tym dniem, ale wiedziała, że teraz do Alana dotrzeć może chyba tylko czymś takim.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otworzyłem szeroko oczy z chwilą, gdy Elisabeth mnie przytuliła. Nie byłem pewny, który raz ostatnio się tak działo a jednak za każdym razem tak niewinnym gestem potrafiła mi poprawić nastrój tak samo było teraz. Poczułem ulgę jej słowami. Nie winiła mnie za wszystko, co teraz zaszło. Jednak mimo wszystko ja byłem winny całej tej sytuacji. Zagrałem tak jak oczekiwał tego Tom. Elisabeth miała racje dałem mu się sprowokować gdybym go zignorował to by nic takiego nie zaszło. Jak mam go jednak ignorować, gdy widzę, że robi krzywdę mojej najdroższej przyjaciółce? Muszę zacząć bardziej nad sobą panować.

 

- Spróbuje go ignorować Elisabeth by więcej takich sytuacji nie było - powiedziałem spokojnie z delikatnym uśmiechem, który pojawił się w reakcji na jej minę. Jednak wiedziałem, że nie będzie to łatwe zadanie skoro, gdy tylko się do niej zbliżał już odczuwałem gniew a gdy robił jej coś więcej miałem ochotę rzucić się na niego. Jednak musiałem dla jej dobra zachować kontrolę. Na pewno miała racje jak będziemy go ignorować znudzi się i nas zostawi. - Dziękuje Elisabeth za wszystko naprawdę nie wiem, co bym zrobił bez ciebie - stwierdziłem z uśmiechem kładąc dłoń na jej ramieniu i chwilę na nią spoglądając. - To naprawdę miłe z twojej strony, że tu zaczekałaś na mnie i odbyliśmy tą szczerą rozmowę jednak uważam, że powinniśmy już chyba wracać - powiedziałem spoglądając na nią. Widziałem, że była już tym wszystkim zmęczona. - Ty miałaś z nas dwoje dziś cięższy dzień zwłaszcza po tym, co zaszło na astronomii. Był to dzień pełen zmartwień i gniewu - powiedziałem wracając wspomnieniami do zajścia w bibliotece. - Powinniśmy już iść spać z nadzieją, że jutrzejszego dnia w końcu będzie lepiej i unikniemy wszelkich niemiłych niespodzianek -  dodałem nadal sie uśmiechając się i mrugając w jej kierunku.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Masz rację - Lisa nie kryła ziewnięcia. - Powinniśmy już iść spać. W końcu jutro też jest dzień, no nie? - potem uśmiechnęła się ciepło i położyła mu rękę na ramieniu. - Jesteśmy przyjaciółmi - zadeklarowała bez wahania i z wyraźną radością w głosie, nawet jeśli była ona trochę przytłumiona przez zmęczenie.

Po tych słowach oboje skierowali się do dormitorium. I w sumie bardzo dobrze, bo jeszcze ktoś mógłby ich złapać na włóczeniu się po korytarzach o tej porze, a Lisie jeden szlaban zdecydowanie wystarczył.

 

W Pokoju Wspólnym pożegnali się. Kiedy Lisa weszła do sypialni dziewcząt zauważyła ze śmiechem, że Stephanie walnęła się na łóżko w ubraniach i tak zasnęła. Margaret i Judith obdarowały ją zdegustowanymi spojrzeniami, nim zasunęły zasłony, żeby się przebrać. Adelia tylko pokręciła głową i zdjęła jej chociaż buty. Były naprawdę dobrymi przyjaciółkami. Vivienne nie zwracała na tę sytuację uwagi chyba tylko dlatego, że była zajęta robieniem sobie warkoczyków do snu. Sama Elisabeth nie przejmowała się swoją bujną grzywą rudych włosów, przebrała się po prostu w piżamę i wsunęła pod kołdrę, szybko zasypiając.

 

W dormitorium chłopców było o wiele spokojniej. Wszyscy wydawali się już przebrani i pogrążeni we śnie, jedynie Mulciber coś tam jeszcze grzebał przy swoim kufrze, nim w końcu się położył. Jedynie zza zasłon łóżka Toma Riddle'a dobywało się delikatnie światełko, wskazujące na to, że nie spał. Było ono jednak na tyle słabe, że nie było opcji, by komukolwiek przeszkadzało, więc Alan nie mógł przyczepić się nawet do tego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na mojej twarzy zawitał szczery uśmiech z chwilą, gdy Elisabeth położyła dłoń na moim ramieniu. Nie było to jednak spowodowane tym gestem a jej słowami w moim kierunku. To prawda byliśmy przyjaciółmi i nigdy nie wyrzekłbym się jej. Nie wiem, co bym zrobił bez niej. Musiałem mieć nadzieje, że w końcu coś się zmieni i ten rok zacznie nam przynosić jakieś dobre rzeczy. Musiałem przestać zwracać uwagę na wybryki Toma dla dobra Elisabeth by dał jej w końcu spokój. Powoli ruszyłem za nią byśmy spokojnie wrócili do swych dormitoriów. W końcu nasze drogi się rozeszły. Jednak ponownie, gdy zostałem sam na chwilę stałem niczym posąg patrząc na odchodzącą Elisabeth. Wyglądało jakbym nad czymś rozmyślał. W końcu jednak ruszyłem również do swojego dormitorium lekko wzdychając.

 

Po niedługiej chwili dotarłem do dormitorium. Wszyscy już tu byli tym razem nie mogło zabraknąć nawet Toma, który już tu przebywał. Jeszcze nie spał domyśliłem się po słabym świetle dobiegającym z jego okolic. Zmrużyłem lekko oczy spoglądając w jego kierunku. Wciąż byłem wściekły za to, co się stało na astronomii i chciałem by za to zapłacił jednak złożyłem Elisabeth obietnice przed rozejściem się i musiałem postarać się jej dotrzymać. Musiałem zacząć go ignorować dla naszego wspólnego dobra. Powoli poszedłem przebrać się w piżamę a gdy już skończyłem położyłem się do łóżka zamykając oczy i wtulając się w poduszkę. Chciałem już tylko zasnąć i zapomnieć o wszystkim, co dziś się stało. Miałem nadzieje, że w końcu jutro otrzymamy nasz upragniony spokojny dzień.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lisa tego dnia obudziła się jako jedna z pierwszych, chociaż po wczorajszym dniu powinna chyba spać jak zabita. Wszyscy, nawet Adelia i Judith - zwykle ranne ptaszki, jeszcze spali. Rudowłosa dziewczyna przewiesiła nogi przez łóżko i sięgnęła najciszej jak potrafiła do swojego kufra wyciągając z niego jakiś podręcznik. Co innego mogła robić? Przewróciła jednak parę stron i musiała przyznać, że nie ma ochoty na czytanie. Zasunęła więc piękne, zielone zasłony i ubrała się powoli i starannie w swoją szatę. W sumie i tak miała mnóstwo czasu. Potem dość długo jak na nią czesała włosy, by ostatecznie związać je w luźny warkocz. Poranna toaleta z przemyciem twarzy i wyszorowaniem zębów nie zajęła jej długo i stwierdzając, że dłużej nie wytrzyma w tej sypialni w której wszyscy jeszcze spali, zdecydowała się wyjść do Pokoju Wspólnego. Nie wiedziała na co miała nadzieję. Może na to, że ktoś już wstał? Jeśli nie Alan to chociażby jakiś inni młodszy, czy nawet starszy uczeń. Srogo się jednak zawiodła - w wielkim pomieszczeniu, w którym panowała lekka poświata od jeziora pod którym się znajdowało, nie było żywej duszy. Nieżywej zresztą też, Baron kręcił się pewnie gdzieś po zamku. Westchnęła i weszła na schody, chcąc usiąść sobie na kanapie przed kominkiem i poczekać. 

 

Nie zdążyła jednak nawet przejść ich połowy, gdy usłyszała pospieszne kroki i chwilę potem zobaczyła Riddle'a, wychodzącego z dormitoriów chłopców. Wiedziała, że nie dałaby już rady się odpowiednio szybko wycofać, by w ogóle jej nie zauważył, więc stała jak sparaliżowana. Jak na zwolnionym filmie podniósł głowę, omiótł spojrzeniem dormitorium i zauważył ją, posyłając jej pozornie przyjazny uśmiech, który tak naprawdę sprawił, że była jeszcze bardziej zdenerwowana. Był kompletnie ubrany, każdy cal jego szaty był w najlepszym porządku, kołnierz idealnie wyrównany, włosy dokładnie rozczesane, odznaka prefekta wyglądała na niemal wypolerowaną, a przez jego ramię przewieszała się ciemna torba.

- Gdzie idziesz? - spośród całej gamy pytań jakie mogła zadać wybrała właśnie to... ciekawiło ją to jednak, bo widok jego torby wskazywał na to, że wychodzi z Pokoju Wspólnego.

Uniósł lekko brwi.

- Tobie też dzień dobry, panno Sanders. Jest godzina piąta pięć. Cisza nocna się skończyła, mogę wyjść bez obaw o konsekwencje - urwał na chwilę, by potem gładko dodać. - W tym roku zdajemy przecież egzaminy.

Odpowiedź była niejasna i po niej Riddle podszedł do wyjścia, odwracając się tylko na sekundę, by z jakimś dziwnym błyskiem w oku przekazać jej dzisiejsze hasło: Cum tacent, clamant.*

Lisa przez chwilę obserwowała miejsce w którym przed chwilą stał prefekt, zanim wyszedł na korytarz. Nie znała tej sentencji, nigdy jej nie słyszała i nie wiedziała, co znaczy. Interesowała ją jednak inna rzecz - co Riddle robi, wychodząc z Pokoju Wspólnego pięć minut po zakończeniu ciszy nocnej? Czyżby rzeczywiście szedł się uczyć? To by miało sens, patrząc na jego wyniki, ale Lisa miała jednak jakieś niezrozumiałe wątpliwości. Potrząsnęła głową, a potem spojrzała na półkę z książkami. Skoro i tak ma czas...

Sięgnęła po słownik łaciny i usiadła na jednej z zielonych kanap. Z każdą chwilą robiła się jednak coraz bardziej zdenerwowana. Milcząc, krzyczą... dlaczego to ją tak stresuje? A potem uderzyło ją jak młotem - czy Riddle wie o ich planach pójścia do Dumbledore'a? Nie... nie, na pewno nie. Merlinie, była już taką paranoiczką, szukała wszędzie czegoś, czego tam nie było. Przesunęła dłonią po twarzy i poszła odłożyć książkę. Mogła tylko mieć nadzieję, że ten dzień będzie lepszy niż wczorajszy...

 

*Milcząc, krzyczą.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...