Skocz do zawartości

[Clocky] Niefortunne wypadki [Zakończone]


Recommended Posts

Varus zaśmiał się. Cicho i śmiech został zduszony przez kaszel.

- Ja również zapamiętam ciebie. I tak, będziemy przyjaciółmi. - Podniósł dłoń czystą od krwi i otarł łzy z policzków Shiro. - Kiedy spotkamy się za te sto, albo dwieście lat, wszystko mi opowiesz. Może ile sukcesów odniosłaś. Ile spełniłaś marzeń. Ile dzieci wychowałaś... I z kim - tu na chwilę spojrzał w kierunku Ezreala pochłoniętego rozmową z Vi będącą na granicy łez. - Po raz pierwszy od bardzo dawna czuję, że zbliża się moja wolność... -

Shiro zobaczyła ruch po swojej lewej stronie. Na posadzce stała Owieczka i Wilk, wpatrzeni w umierającego. Jagnię skłoniło się Shiro, wilk kiwnął łbem.

Czarna maź zaczęła schodzić z ciała strzelca i gromadzić się w kompasie na jego piersi. Jego skóra zaczęła wracać do normalnego wyglądu, tyle, że był blady. Kiedy już cała istota zgromadziła się wewnątrz przyrządu, zamknął go i zdjął z szyi. Wcisnął Shiro do ręki. Spojrzał na nią mętniejącymi, brązowymi oczami.

- Pilnuj tego. Jest niebezpieczne. Niech wróci do twojej świątyni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro nie mogła uwierzyć w to co się działo. Śmierć kogoś na własnych oczach. Kogoś kogo darzyłeś sympatią. To nic co chciałbyś przeżyć. Uśmiechnęła się.

- Będę zawsze dążyć do celów. A gdy ponownie się spotkamy, przyjacielu opowiem ci o wszystkim. Bardzo dziękuję, za wszystko. Odniosę do swojej świątyni, zadbam o to, by nie wpadło w niepowołane ręce. To do zobaczenia - powiedziała drżącym głosem. Złapała w dłonie kompas.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Niech tak będzie. Odbudujcie Runeterrę. Zaprowadźcie pokój. Jesteście jej nadzieją. I nie płacz, nie ma po co. Czuję się...

Łuk Owcy się podniósł. Brzęknęła cięciwa, a widmowa strzała pomknęła ku Varusowi i przeszyła jego pierś.

- ... Wolny.

Osunął się na podłogę, a jego dłoń, dotychczas zaciśnięta na ręce Shiro opadła bezwładnie tuż obok ciała. Wilk i Owca odsunęli się i odeszli w swoją stronę. Tego dnia mieli wiele pracy.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro mimo tego, że jego serce już nie biło dalej się nie ruszała. Trzymała jego dłoń szlochając cicho. Strata przyjaciela była bardzo ciężka. Zginął dla dobra innych. To powinno być cenione, ba nawet bardzo. Było to coś cennego, przynajmniej z jej perspektywy. Mocniej zacisnęła dłoń na kompasie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ezreal podszedł do niej i przyjęli jął, badając Shiro wzrokiem.

- Chodź. Jayce go zabierze. Ale póki co trzeba czekać na transport - rzekł. - Wyjdziemy może na balkon, co? - zapytał łagodnie, ale nie czekał na odpowiedź. Pomógł Shiro wstać i podpierając ją wyszedł na zewnątrz. 

Widać było rozgwieżdżone niebo i fiord na który wychodził balkon. Księżyc odbijał się w wodzie, a nad nią swobodnie pływał w powietrzu gwiezdny smok. 

Olbrzym w pewnym momencie odwrócił łeb i spojrzał niebieskimi ślepiami na Shiro. W jego łapach zaczęła formować się świetlista kula, która ostatecznie nabrała fioletowej barwy. I fiolet ten Shiro miała jeszcze przed chwilą okazję widzieć. 

Wielki Architekt Gwiazd mrugnął i popłynął w stronę nocnego nieba, gdzie już wkrótce jego ciało zlało się z firmamentem.

A na niebie błysnęła pojedyncza, fioletowa gwiazda. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro patrzyła na to wszystko bardzo zachwycona. To w jaki sposób smok kreował nocne niebo było zachwycające. Po chwili skierowała swój wzrok na Ezreala.

- To co, myślisz, że będziemy mieli teraz spokój? Ale musimy jeszcze odnieść kompas do świątyni, proszę - powiedziała spokojnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jeśli kiedykolwiek będziemy mieć kiedyś spokój. Nie możemy go mieć zbyt dużo, bo w końcu będziemy nim rzygać - stwierdził. - I tak będziesz musiała od czasu do czasu wracać do tej świątyni. No i nie tylko kompas musimy odnieść - powiedział, mając na myśli obrządek pogrzebowy. Jeśli już gdzieś mieli pochować Varusa, to w jego kraju. W Ionii. 

Ezreal położył głowę na ramieniu Shiro. Adrenalina powoli przestawała działać, przez co ból w nodze coraz bardziej dawał o sobie znać. A był już teraz nieznośny - jakby nogę trawił ogień. Pojawiło się też zmęczenie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ezreal spojrzał na Shiro krzywo. 

- Pomogę ci tam dojść, ale pocieszaj ją sama. To nie jest kwestia złości; wciąż mam w pamięci miejsce w którym byłem, kiedy mnie zabiła i wybacz, ale po prostu nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Powiedz mi, kiedy już będziesz chciała iść - rzekł i uśmiechnął się. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaczęła lekko mierzchwić jego włosy.

- Na razie mam potrzebę nacieszenia się twoją obecnością - powiedziała cicho. - Tak bardzo cię kocham. Jesteś najcudowniejszym co spotkało mnie w życiu, tak myślę... Nie wiem jakie jest twoje zdanie. Jesteś cudowną osobą - rzekła dalej mierzchwiąc mu włosy.

Edytowano przez Clocky
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O matko, ale się zrobiło słodko. To grozi cukrzycą, a to grozi gnijącymi kończynami - rzucił. Przez chwilę siedział cicho, nie przerywając Shiro czynności czochrania jego włosów. 

-... A że jestem cudowną osobą, to swoją drogą! He, he. Dobra, chodź no tu. - Sięgnął ramieniem i przyciągnął Shiro do siebie. Objął ją ciasno i przytulił do swojej klatki piersiowej. Westchnął ciężko. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro położyła głowę na jego klatce piersiowej zadowolona z siebie. Uśmiechała się lekko. Przymknęła na chwilę oczy ale otworzyła je ponownie kiedy westchnął.

- Coś nie tak? No bo westchnąłeś ciężko. Mi możesz powiedzieć - rzekła spokojnie spoglądając na Ezreala.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wiesz, Shiro. Zaledwie kilka minut temu umarło całkiem sporo osób, w tym znaczna część ludzi i yordli których znałem. To chyba nie jest coś co zdarza się codziennie - stwierdził zupełnie poważnie. W tle słychać było czyjś zrozpaczony krzyk. Sceneria mimo wszystko była dosyć tragiczna. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ezreal pomógł jej wstać i zaprowadził ją do środka komnaty. Ale Jinx już nie było,podobnie jak nie było zwłok chłopaka. Ktoś zdążył je zabrać i tak jak całą resztę ułożyć w innej komnacie. Pozostali przy życiu krzątali się po komnacie - ta reszta, która jeszcze nie opuściła budynku. Przez drzwi wychodził właśnie znany już Shiro i Ezrealowi Cesarz Shurimy.

Ranni zbierani byli przez medyków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro westchnęła cicho.

- Cóż, chyba już wyszła - powiedziała Shiro nieco smutna. - To co musimy teraz zrobić? - zapytała cicho. Spojrzała na wychodzącego Azira. Dziś zginęło wiele osób. Czy musiało tak być? W sumie nie, ale wszystko spowodowały tylko i wyłącznie wybory Kayle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Musimy opatrzyć twoją nogę - odparł Ezreal. Wsparł Shiro i ruszył dalej w kierunku jednego z medyków.

- Mam dużo pracy - poinformował mężczyzna. - Nie jestem w stanie pomóc każdemu. Wybaczcie, ale mamy tu gorsze przypadki. Niebawem przybędzie transport z Piltover. Wiem, że to boli, ale nie umierasz młoda pani - wyjaśnił i wrócił do opatrywania noxiańskiej, czerwonowłosej zabójczyni na granicy świadomości.

Ezreal westchnął i ruszył do grupy z Piltover siedzącej pod ścianą.

Caitlyn opierała się o potężny filar, Vi siedziała obok z rozłożonymi rękawicami, Heimerdinger siedział obok niej, a Jayce stał  opierając się o młot.

- Ori zginęła - odezwała się Vi z łzami w oczach. - Doktorek mówi, że istnieje szansa, ale...

- Orianna była maszyną o zaawansowanym oprogramowaniu przekraczającym ludzkie możliwości. Jej przewody zdołały wykształcić świadomość, a fale elektromagnetyczne magicznego pochodzenia spowodowały, że...

- Miała duszę - odezwała się Caitlyn. Jej fioletowe spodnie i żakiet były poplamione czyjąś krwią. Opierała głowę o kolumnę, przymykając oczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro westchnęła cichutko. Z pomocą Ezreala usiadła na przeciwko Vi. Położyła dłoń na jej ramieniu.

- Zginęła za to byśmy my mogli żyć w lepszym świecie. Jest bochaterką. Śmierć boli, ale na pewno nie chciałaby byś płakała - powiedziała chcąc ją pocieszyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W oczach Vi... nastała wściekłość.

Ezreal stanął na drodze jej rękawicy i tylko kamienna skóra ochroniła go przed kilkumetrowym lotem z celem na ścianie.

- Czy ty siebie słyszysz?! Jaką bohaterką?! Nie widzisz, że wszyscy którzy dzisiaj zginęli, zginęli absolutnie bez sensu? W jakim lepszym świecie? Wiesz jak kończą bohaterowie? Właśnie tak! Przedwcześnie martwi! Dziękuję za taką ewentualność! W naszym lepszym świecie zawsze znajdą się gnidy i 'bohaterowie' którzy odwalą kitę jak skończeni frajerzy i potem co? Potem dostaną najwyżej pomnik, który nikogo nie obchodzi. To jest cała idea bohaterstwa, dzieciaku. Wolałabym, żeby Ori nie była bohaterką. Chciałabym, żeby żyła - stwierdziła Vi. Caitlyn trzymała ją za drugą rękawicę, a Jayce powstrzymywał tę pierwszą. W końcu obie opadły.

- A zresztą...

Caitlyn zakaszlała i zamknęła oczy. Osunęła się na podłogę.

- Cait?! - Krzyknęli jednocześnie Vi i Jayce.

- Medyk, szybko! - krzyknął yordl-naukowiec.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro przestraszyła się reakcji Vi. Chciała ją pocieszyć, nie wyszło. Czuła się bardzo źle z tego powodu. Zwiesiła głowę. Kiedy Cait osunęła się na podłogę Shiro otworzyła szeroko oczy przestraszona.

- Co może jej być? Wykończenie organizmu, a może trucizna? To raczej trudne. Niech jej ktoś pomoże - powiedziała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cait? Cait! - Vi przyklęknęła, podniosła szeryf i pobiegła do najbliższego medyka. Kazał jej położyć Caitlyn na ziemi i zaczął dotykać jej brzucha. Vi zdążyła na niego nawrzeszczeć, a Jayce po prostu stał jak zamurowany.

- Bada jamę brzuszną - odezwał się Cecil Heimerdinger. - Obawiam się, że może to być krwotok wewnętrzny. Pęknięta trzustka. Nerk...

- Heimer! - odezwał się Ezreal. Yordl przestał wyliczać. Westchnął ciężko i poprawił okulary.

-Wybaczcie. Mnie także dużo to kosztowało... Pozostaje wierzyć, że to zwykłe omdlenie - stwierdził. Wkrótce potem przyleciał transport z Piltover.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ezreal podniósł ją, wywołując całkiem przypadkiem falę bólu emanującą ze złamanej łydki. Zaprowadził Shiro do statku powietrznego i usadowił ją na szerokiej ławie i sam siadł obok. 

Chwilę później niedaleko usiadła Vi, już bez rękawic, przyprowadzona przez Heimerdingera. Wyglądali razem zabawnie, zwłaszcza przez różnicę wzrostu i to, że doktorek ledwo zdołał ją utrzymać. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro westchnęła ciężko. Czuła się źle na duszy. Czy choć raz nie mogła zrobić czegoś dobrze? Najwyraźniej. Skrzywiła się lekko patrząc na ziemię.

- Niech to się wszystko skończy, proszę... - mruknęła sama do siebie. Brzmienie własnego głosu było na swój sposób kojące.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po chwili na ławce obok Vi przyklapnął Jayce. Heimerdinger gładził ją po dłoni, a Jayce objął ją ramieniem i przycisnął do siebie, uśmiechając się szczerze. Jemu też nie było do śmiechu, a mimo to starał się zarażać optymizmem.

- Co tam, Vi? Co to za kiepski wyraz twarzy? Nasza droga pani szeryf jeszcze nie umarła, pokaż zęby. No już, trochę życia, kobieto!

- Weź idź sobie - wymamrotała Vi.

- O, nie tak łatwo. Ja ci zaraz dam... - Jayce skorzystał z rozwiązania łaskotek, które od wściekłości przeprowadziły Vi do wściekłości, która nie powstrzymała jej od śmiechu.

- Ja...ha, ha... ayce! Zabiję cię! - krzyknęła. Po kilku minutach oficer przestał i wysłał Vi do kajuty, gdzie miała spać. Potem przysiadł się do Shiro i ją również objął ramieniem.

- Jayce, świnio, nie podrywaj mi kobiety!

- Cicho tam, Lux. To co tam, Destino? Jak życie? - zapytał, nonszalancko zakładając nogę na nogę i patrząc na Shiro żartobliwym, 'uwodzącym' wzrokiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...