Skocz do zawartości

[Clocky] Niefortunne wypadki [Zakończone]


Recommended Posts

- Przede wszystkim jest równie niebezpieczna, co magia jaką praktykuje. Bylibyśmy martwi, gdyby nie była po naszej stronie. Szkoda, że nie zamierza ingerować w ocalanie Valoranu - rzucił. Szli dalej i dalej. Ścieżka wiodła teraz przez utwardzony grunt, ale zapach bagna i stęchlizny sugerował, że lepiej z niej nie zbaczać.

I oto na środku ścieżki pojawił się śliczny, mały, czerwony kwiat. Ezreal zatrzymał się. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro szła dalej za Ezrealem.

- A gdyby tak zrobić ci kitkę? Tak wiesz, jedną. Na pewno fajnie byś wyglądał... Tak uro... - nie skończyła. W tej właśnie chwili dojrzała kwiatek na środku ścieżki. Zatrzymała się. - To chyba niebezpieczne... Znaczy, może go omińmy? Nie myślę, że jest czymś dobrym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Myślę, że nie wiem czym jest. To może być tylko drobna część rośliny, a cała cała reszta tylko czeka... No właśnie, na co? Można by odsunąć się na odpowiednią odległość i podrażnić tego kwiatka czymś... Hm, ciekawe kto mógłby to zrobić! 

Ezreal uśmiechnął się, okrążył Shiro i stanął za nią, z rękami na jej ramionach. 

- Na pewno nie ta młoda, urodziwa dama z talentem do materializacji kryształów z pierwiastków unoszących się w powietrzu... Nie, na pewno nie ona!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hmmm... Niech pomyślę... Nie.

Kwiatek wybuchł, rozpylając wokół lekko czerwoną substancję, która w następstwie tego zmieniła się w kulę ognia. Huk na chwilę zagłuszył i Shiro i Ezreala.

- No nieźle. Chodźmy lepiej.

Po jednym zgubieniu ścieżki, kłótni i kilkudziesięciu minutach błądzenia po lesie, udało się dotrzeć do wskazanej przez panią Morris jaskini. Nie było żadnego wizerunku czaszki, żadnych ornamentów, zdobień, rzeźb ani nawet prawdziwych czaszek. Zwyczajna dziura w ziemi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ahoj, przygodo! Ezreal wszedł do jaskini pierwszy, rozglądając się na boki. Trzymał przy tym Shiro pod rękę. 

Grota jak grota - jej dno było podmokłe i z początku pokryte mchem. Potem, ze względu na brak światła nawet mech się poddał, pozostawiając jaskinię bez żadnych roślin. Ezreal włączył latarkę, którą zabrał z domu pani Morris. Przydała się na samym początku, ale już później nieszczególnie - w oddali bowiem widzieli błękitne i fioletowe widmo światła, dochodzące gdzieś zza ściany. Światło było bardzo migotliwe, jak od ognia. 

- Czyżby to ten przyjaciel?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za ścianą znajdowało się idealnie okrągłe pomieszczenie ze sklepieniem w kształcie kopuły.

Powietrze lekko drgało, a komnata była oddzielona od korytarza kręgiem fioletowego światła, które otaczało ją całą. Światło drgało i przypominało malutką zorzę polarną. Ściany pokryte były prymitywnym pismem rysunkowym.

Pośrodku kręgu kucała postać podobna człowiekowi. Obie dłonie ów twór miał położone płasko na ziemi, a głowę zgiętą i opuszczoną. Całe jego ciało wyglądało, jakby był stworzony ze skały magmowej. Przez jego ciało przechodziły błekitne i fioletowe żyły z czystej energii, a głowę otaczało coś na kształt ognistego, pulsującego pióropusza.

Ezreal spojrzał na Shiro z powątpiewaniem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Postać powoli podniosła głowę.

Na twarzy, upiornej twarzy, miała metalową maskę zakrywającą górną jej część. Z dolnej świeciła szczęka pozbawiona skóry.

Upiór, czymkolwiek był, nie poruszył się ani o milimetr; trwał niczym posąg na swojej pozycji i tylko okrągłe, żarzące się oczy świdrowały dwójkę wzrokiem.

- Pomóc? - zabrzmiał jego głos. Był rozdwojony i wydobywał się zewsząd, tylko nie z jego gardła. Ton głosu wskazywał na to, że wcale nie chciał i nie był w stanie im pomóc. Brzmiała w nim drwina. Gdyby miał mięśnie twarzy, pewnie by się uśmiechnął.

- Chodzi o mnie. Mnie masz... pomóc. Pani Morrison prosi.

- Podejdź tu - powiedział, i machnął przyzywająco ręką, zapraszając Ezreala. On natomiast spojrzał z powątpiewaniem na stwora, a potem na krąg dzielący go od komnaty.

- Jestem trochę uprzedzony ostatnio co do rytuałów...

- Żadnych rytuałów.

Ezreal spojrzał na Shiro. Nie był pewien.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jeśli to będzie jakaś cholerna ściema, to oboje macie przechlapane - westchnął i postąpił krok do przodu.

Płomienny krok rozbłysł niebieskim światłem, a zmora stojąca wewnątrz kręgu wstała. Ezreal  podszedł do niego na odległość kilku kroków i zatrzymał się.

- Co teraz?

- Daj mi rękę - powiedział. Ezreal posłusznie, choć z wahaniem wykonał rozkaz, a wówczas... Wówczas upiór bardzo szybkim ruchem wbił rękę w jego klatkę piersiową. Chłopak krzyknął, maszkara ryknęła, posyłając w jego stronę kulę ognia. Na ziemi pojawiło się kilka mniejszych iskier, które podążyły w stronę przerażonego Ezreala, zjednoczyły się pod jego stopami i wybuchły słupem fioletowego ognia, całkowicie go pochłaniając.

- Jam jest płomień zemsty i akceptuję nowe naczynie! Oddaję ci moją wolę w zamian za twoje ciało! - Złapał słabnącego Ezreala za ramiona. Wokół nich pojawiły się trzy, karłowate stworki w fioletowych maskach. Jeden z nich podtrzymał Ezreala, dwa chwyciły ognistą istotę za ręce. Wybuchły kolejne niebieskie i fioletowe płomienie, a Shiro straciła ich z oczu.

Chwilę później krąg zgasł, a w jego wnętrzu leżał zwęglony szkielet, i... Coś, co prawdopodobnie było kiedyś Ezrealem, a obecnie przypominało strukturą stwora sprzed chwili. Ciało przypominające skałę poprzecinane ścieżkami z błękitnej i fioletowej energii, ze świecącą dziurą w miejscu serca. Tyle, że bez maski, za to z płomieniami zamiast włosów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro cofnęła się o kilka kroków. Nie, to nie tak miało być! Nie tak. Ezreal... Boże nie. Nie była pewna co zrobić. Cała drżała a do jej oczu napływały łzy. Dlaczego zachęcała go do podejścia? Dlaczego Pani Morrison ich tu wysłała? Czyżby wiedziała co się stanie? Nie! Tak nie mogło być. W oczach Shiro sama była potworem, nakłoniła go dow tego. To był błąd. Zechciała podbiec tam do kręgu.

- Ezreal... - wychlipiała jeszcze przez łzy. - Przepraszam...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pamiętasz imprezę urodzinową Vi rok temu? - odezwał się głos. Głos Ezreala, lekko rozdwojony. Dochodził z leżącego obok szkieletu, ognistego ciała. - Czuję się jeszcze gorzej niż następnego ranka po tej imprezie - stwierdził.

Jak się okazało z bliska, udało mu się zachować rysy twarzy i wyglądał trochę inaczej niż upiór przed chwilą. Przede wszystkim nie aż tak trupio. Leżał jeszcze przez chwilę, patrząc w sufit.

- Cholerne rytuały. Czy powinienem spojrzeć w lustro?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dłoń Ezreala była o wiele cieplejsza niż zazwyczaj, ale nie parzyła. Spojrzał najpierw na nią, a potem na resztę swojego ciała, wreszcie na trupa po swojej lewej. 

- Co? - wstał i zaczął się przyglądać. Chyba nie był zbyt zadowolony. Przetarł twarz ręką. Jego oczy jarzyły się jak u upiora wcześniej. 

- Trzymaj mnie, bo chyba pójdę ją zabić. Co to ma być do cholery? Ja... Ja się palę! Chyba że... Czekaj...

Wygiął się do tyłu i szybkim ruchem wyrzucił przed siebie ręce. Kilka metrów dalej powstał słup ognia i wybuchł z trzaskiem. 

- Ale czad! Ale i tak idę ją zabić - westchnął i chwilową radość zastąpiła troska. Spojrzał na Shiro niepewnie. 

- Minus dwadzieścia od urody, co?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wyglądam, jakbym był zrobiony z kamienia. Popękanego. I wypełniony jakimś dziwnym... Co? - Zamarł na chwilę wpół kroku, jakby nasłuchując. 

- Wyobraź sobie, że to we mnie siedzi. Ten przyjaciel Morris. Po wszystkim będę musiał się leczyć psychiatrycznie - stwierdził. A potem wyszczerzył się (co przez światło wydobywające się z ust wyglądało nieco przerażająco) i klepnął Shiro w ramię.

- Hej, jestem teraz bardziej gorący! - a potem zarechotał z własnego żartu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro zaśmiała się.

- Ta możesz robić za kaloryfer. Więc widzę, że humor a także poczucie tego jaki jesteś gorący, inteligentny no i cudowny się ciebie trzyma. Czyli raczej w normie. Co powinniśmy teraz zrobić? - zapytała patrząc na niego.

Edytowano przez Clocky
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obecność nowej formy Ezreala była użyteczna w pewnym stopniu. Okazało się, że odstrasza komary. Gorzej, że w parnej, bagnistej atmosferze emanowało od niego ciepło wzmagające duchotę. Kilka razy wypróbowywał swoje nowe umiejętności na przypadkowych, niewinnych drzewach. Aż w końcu dotarli do chaty pani Morris, która akurat raczyła się jakimś ciepłym płynem, siedząc na fotelu bujanym na zagraconym ganku.

- No, no - stwierdziła, widząc zbliżającą się do domu parę. - Widzę, że sobie poradziliście. To co wy tu jeszcze robicie? 

- Uważasz, że to jest okej? Wiesz jak skoczyło jego poprzednie ciało? - zapytał Ezreal, starając się przybrać wojowniczą postawę. Jego opór zmalał pod spojrzeniem staruszki. Takie spojrzenie mogło obracać góry w piach. 

- Nie marudź, Ezreal. Twoja panna nie marudzi, bierz przykład. A ta druga chwilowo jest zajęta ciężką pracą. Ruszać tyłki, nie dostałeś tego dla zabawy. 

- Jestem jakimś cholernym...

- ... W moim domu się nie przeklina! A teraz poszli mi stąd! - Klasnęła w dłonie. Nie było już nad głowami Shiro i Ezreala nieba, ale kamienne sklepienie. Nie było bagna, tylko kanał śmierdzący glonami, cienka warstwa wody, i... Para otaczająca świecącego w ciemności Ezreala. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shiro westchnęła cicho. Po chwili jednak złapała się za boki.

- A właśnie?! Kto ci pozwolił przeklinać? To niezwykle niegrzeczne... - stwierdziła. - Jesteś zbyt inteligentny żeby przeklinać czy coś. Na mnie to byś się wydarł, że przeklinam... - powiedziała idąc za nim. W końcu był swego rodzaju żywą pochodnią.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...