Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

Wyjście z budynku było stosunkowo łatwe i znajdowało się niedaleko rynku Noxus - zaledwie dwie ulice dalej. Zasłaniająca część nocnego nieba, ponura sylwetka Bastionu

Droga na cmentarz prowadziła więc dość długo, a w jej trakcie nie obyło się bez rewelacji.

Rennard był rozpoznawalną personą, toteż pomniejsi rabusie, złodzieje i inni ich pokroju zazwyczaj ryzykowali szybkie spojrzenie i rezygnowali, starając się przemknąć możliwie jak najdalej od niego. Tak czynił każdy obdarzony inteligencją bądź choćby szczątkami sprytu. Ale nie każdy był obdarzony inteligencją.

Szedł jedną z wąskich, nieoświetlonych uliczek gdy naprzeciwko niego pojawiły się dwa wysokie, smukłe kształty. Ten sam mechaniczny krok co w ogrodzie, te same cylindry na głowach i świecące na zielono, okrągłe oczy.

Ciemność nie ujawniła zbyt wiele z wyglądu tajemniczych sługusów, ale z pewnością nie należeli do świata żywych. Nocturne okrążył Rennarda i odwrócił się w jego stronę.

- Zabić?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez całą drogę Rennard ani słowem nie odezwał się do swojego "sługusa". Nawet na niego nie zerknął. Fakt, na balu sprawił się wyśmienicie, jednakże to w cale nie oznaczało że przekonał się do niego nieco bardziej. 

Śmieszył go widok ludzi, którzy uciekali od niego. Posiadanie swojej reputacji było bardzo pomocne, zwłaszcza w takich podejrzanych miejscach. Tym bardziej w nocy. 

Zatrzymał się, gdy okazało się że jednak nie wszyscy zwracali na jego rozgłos. Pamiętał ich. Ci których matka wysłała w pogoń za bohaterem i jego towarzyszami. Więc to byli ożywieńcy. 

- Zabić. Rozetnij ich mózgi. Słyszałem że to najbardziej wrażliwy punkt u zombie. - Odpowiedział. Dobrze że mógł wykorzystać zjawę na coś takiego. Bo w końcu Rennard radził sobie tylko z obdartymi szabrownikami. Tych dwoje zapewne połamaliby mu kończyny i zawlekli do domu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli wcześniej na ulicy było ciemno ze względu na brak światła, tak teraz mrok okleił ją całą jak pajęczyna. Dwa błękitne, świetlne punkty świadczyły tylko o tym, że koszmar odwrócił na chwilę głowę w stronę Rennarda. Cztery pozostałe punkty będące ślepiami ożywieńców zniknęły wkrótce po tym, jak Nocturne zabrał się do pracy.

W ciszy rozległ się chrobot pękających kości i zgrzyt metalu. Do tego doszło po chwili obrzydliwie brzmiące, mokre plasknięcie czegoś o chodnik i zaułek rozjaśnił się, ujawniając potężny smród i porozcinane ciała sługusów na kamiennych płytach. Nocturne zaś wisiał znów obok Rennarda.

Dalsza droga przebiegła bez zakłóceń, choć po drodze mijali przechadzających się jeszcze czterech innych ożywieńców, zawsze w parach i zawsze z cylindrami. Poruszali się jak marionetki, bez wyjątku byli wysocy i chudzi. Trzymali ręce sztywno wzdłuż ciał i odwracali się, wbijając zielone oczy w to, co ich zainteresowało. Całe zombie były w szwach, wszystkie miały zaciśnięte, zszyte wargi i o ile na całej twarzy mieli skórę, o tyle oczodoły pozbawione były oczu. Tylko zielone, upiorne światło.

W końcu jednak udało się dotrzeć do grobowca rodzinnego Du Couteau. Wejście do mauzoleum znajdowało się poniżej powierzchni i było nieco skromniejsze i w bardziej wyszukanym stylu niż większa część pomników na cmentarzu wewnętrznym Noxus. Prowadziły do niego schody, a przy prostokątnym wejściu widniały dwie płonące pochodnie. Na samych drzwiach jedyną ozdobą był herb rodu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na widok rozszarpywanych ożywieńców przez zjawę, Rennard stał z założonymi rękoma i śmiał się w najlepsze. Musiał nawet zatkać nos, kiedy ich wnętrzności pokryły chodnik. Śmierdziało niesamowicie. Przez całą resztę drogi, chłopak żywo rozmawiał z potworem. No w zasadzie to tylko on mówił. 

- Naprawdę, wiem o tym jak moja matula uwielbia wszystko upiększać. No ale serio, cylindry? Włożyła na martwe głowy martwych ludzi cylindry?! - Rzucił pytaniem, komentując wygląd sługusów matki. Kiedy zbliżyli się do wejścia, chłopak wyrwał jedną z pochodni. W końcu teraz jest bez siostry i jej fantastycznego wzroku. Światło mu się przyda.

Przed drzwiami, obejrzał się bo bokach, mając na dzieję że są tutaj sami. Zaraz potem splunął na herb rodu Du Couteau.

- Proszę! Tyle dla was! - Powiedział ze złośliwością. - Ruszajmy, duchu. Cokolwiek tam siedzi, byleby nie narobiło nam kłopotów. No... w zasadzie byleby tobie nie narobiło kłopotów. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drzwi były otwarte.

I był to szczegół świadczący albo o tym, że grobowiec jest zamieszkany przez coś żywego, co potrzebuje drzwi do przemieszczania się przez ściany, albo o tym, że w grobowcu roi się od pułapek.

Nocturne wpełzł do środka pierwszy, zlewając się z panującym w środku mrokiem. Elementami oddzielającymi go od ciemności były ostrza na przedramionach i lśniące od czasu do czasu pyłowe masy, z których się składał.

Ucho DeWetta wyłapało fałszywy dźwięk - zamiast oczekiwanego dźwięku wiatru przemykającego przez korytarze, usłyszał że coś przesunęło się szybko po podłodze i było to brzmienie dochodzące z lewej strony. Zaraz potem nastąpił na skamieniałego pająka, a tuż po prawej stronie od wejścia stał niezwykle wprost realistyczny pomnik mężczyzny. Usta były lekko rozwarte, a oczy bez źrenic wybałuszone w szoku. Jego prawa ręka znajdowała się nad oczami, druga dzierżyła metalowy nóż. Cokolwiek rzeźbiarz miał na myśli, była to raczej kontrowersyjna sztuka i nie znalazłaby uznania u większości arystokratów Noxus.

Podobnie jak większość mauzoleów i krypt, pierwsza  z komór grobowca była na planie kwadratu, z tumbami pod ścianami. A po lewej, skąd dochodził dźwięk, w mroku widniała para żółtych oczu o pionowych źrenicach. Gdy kontakt wzrokowy został nawiązany, jego uszu dobiegł gniewny, wężowy syk.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard stał, oświetlając sobie "pomnik" mężczyzny. Bardzo powątpiewał że był to pomnik. 

- Nawet tak pieprznięty artysta jak Jhin nie zrobił by czegoś takiego. - Powiedział do zjawy, wpatrzony w twarz tego posągu. Wyraz jego twarzy i próba zasłonięcia wzroku szybko naprowadziły Rennarda na prawdę.

- Został spetryfikowany. On jak i te pająki. - Wydedukował, odwracając się. - Nie wiem czy na ciebie też to działa, upiorze, ale na wszelki wypadek nie patrz temu czemuś w oczy. 

Słysząc dźwięk dochodzący z lewej, chłopak odruchowo się tam spojrzał. Kiedy zrównał z czymś wzrok, poczuł zimno na karku. Patrzył temu czemuś w oczy, mimo iż przed sekundą poinstruował towarzysza by tego nie robić. I kompletnie nie mógł się teraz odwrócić.

- Myślisz że to coś umie mówić? - Zapytał. - Chciałbym załatwić to samymi słowami... nie mam ochoty skończyć jako kamień! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Umie mówić - odparł ozięble damski głos. - Jeśli nie masz ochoty skończyć jako kamień, wyjdź stąd natychmiast! Wynoś się! - Kiedy krzyknęła, głos odbił się echem od ścian grobowca i powędrował dalej. Do kogokolwiek należał głos, ów ktoś był najpewniej zdenerwowany i na skraju wściekłości. Wężowe oczy zmrużyły się, wyzierając z ciemności. Światło pochodni padło na twarz, ale drgające płomienie nie ujawniły tożsamości tajemniczej, potwornej persony. Ujawniły natomiast, że z całą pewnością posiada ludzką twarz otoczoną najpewniej ciemnymi włosami. Postać odwróciła się i bardzo szybko zniknęła w progu prowadzącym do sąsiedniej komory. Znów widać było tylko oczy, wyczekujące na ruch Rennarda i bardzo uważnie go obserwujące.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Och, to świetnie! - Odparł. - W takim razie możemy poprowadzić kulturalną, cywilizowaną rozmowę! - Dodał, próbując brzmieć spokojnie i przyjaźnie. Oprócz włosów i ogólnego kształtu twarzy nie dostrzegł nic więcej, choć specjalnie zmrużył oczy by wyłapać jak najwięcej szczegółów. 

Tylko ten głos. Mężczyźnie wydawało się jakby już kiedyś go słyszał. 

- Spokojnie Panienko! Możemy załatwić to bez ucierpienia kogokolwiek z nas! - Mówił dalej. - Bo widzisz, twoja obecność tutaj, jak i zamienianie pająków w kamień bardzo nie pasuje mojej znajomej! Dostałem rozkaz zabicia ciebie, ale skoro jest szansa by załatwić to słowami to jestem bardziej niż chętny by skorzystać z tej drugiej opcji... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie, nie, NIE! - Postać rzuciła czymś - najpewniej skamieniałym pająkiem - o podłogę, dając upust złości. - To szpiedzy Zaavan! Niech się stąd wynosi razem ze swoimi insektami i nie rości sobie praw do wszystkiego, co pod ziemią! - Ostatnie słowa wypowiedziane przez ukrytą w mroku kobietę były tak bardzo przepełnione desperacją i bólem, jakby miała się zaraz rozpłakać. Kimkolwiek była, nie była w najlepszej kondycji. Stała najprawdopodobniej częściowo ukryta za jednym z grobowców. Albo bała się ognia, albo nie chciała się pokazać w świetle.

- Nie opuszczę tego miejsca, a zamiana w kamień to nie jedyne co mam. Postąp krok do przodu, a przysięgam ci, że ten krok będzie twoim ostatnim - zagroziła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Chyba jednak zostanę na miejscu. - Rennard zastanawiał się jak załatwić tą sprawę. Nie musiał zgadywać, że to coś potrafi na pewno coś więcej niż tylko zamieniać w kamień. Jakoś nie specjalnie chciał sprawdzać co jeszcze umie. 

- Widzę że samo wypowiedzenie imienia pajęczej kapłanki sprawia ci ból. Chyba za sobą nie przepadacie, co? - Zapytał, nieco opuszczając pochodnię. - Może powiedz mi co niemiłego między wami zaszło, a ja postaram się jakoś pogodzić obie strony. Potrafię być bardzo przekonujący! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciemność poruszyła się, a postać syknęła wściekle. Rennard miał nawet wrażenie, że coś zagrzechotało w ciemności jak pewien interesujący gatunek shurimiańskiego węża z grzechotką na ogonie, to jednak okazał się być zniecierpliwiony Nocturne, gniewnie i gwałtownie przelewający się niedaleko Rennarda.

- Nie chcę walczyć z Zaavan. Ani z jej pająkami. Chcę tylko spokoju, a nie zamierzam opuszczać mauzoleum Du Couteau. Na co jej to miejsce? Ma niezliczone kilometry katakumb pod Noxus - odpowiedziała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak gwałtownie spojrzał w stronę, z której dochodziły odgłosy zniecierpliwionego ducha. Nie miał pojęcia czy patrzy w jego stronę, ale gestem pokazał mu aby się uspokoił.

- Ogarnij się do cholery! - Krzyknął szeptem. Potem kaszlnął. 

- Więc... mówisz że chcesz spokoju. Z tego co mi powiedziała to ten grobowiec jest ogromny, co czyni z niego dobry punkt obserwacyjny. Tylko tyle wiem...

Rennard chwilę się zastanowił. Chęć odkrycia tożsamości tego czegoś coraz mocniej dawała się we znaki.

- Czy mógłbym poznać twoje imię? Zwykle od tego zaczyna się rozmowę... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocturne zamarł w miejscu, wisząc w powietrzu niczym kawałek tkaniny. Z metalowymi ostrzami u rękawów, oczywiście.

Kobieta zaśmiała się, a ów śmiech przepełniony był goryczą.

- Nie. - Odpowiedź padła szybko jak strzał z pistoletu. - Nie. Nie chcę, żeby dowiedzieli się, kim jestem. Nikt nie może wiedzieć. Kto wie, komu Zaavan może powiedzieć? Należy do arystokracji, a wśród cholernej arystokracji nie ma sekretów. Jeśli zobaczą mnie pająki Zaavan, zobaczy mnie również ona. Nie mogę do tego dopuścić...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wiesz, taka z niej arystokratka jak ze mnie dojrzały, odpowiedzialny szlachcic... - Odpowiedział kobiecie, bardzo ironicznie. - Ona nienawidzi całej tej sztywnej Noxiańskiej arystokracji równie mocno jak ja. - Ku wcześniejszej przestrodze, chłopak jednak postanowił zrobić krok naprzód. Poczuł się pewniej.

- Nazywam się Rennard DeWett. Jeżeli kiedykolwiek o mnie słyszałaś, to na pewno wiesz że jestem dla całego Noxus jak to niechciane dziecko, którego bardzo chce się pozbyć. Nie zamierzam nikomu wyjawić twojej tożsamości! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odsunęła się jeszcze dalej wgłąb grobowca, uprzednio spluwając na kilka kroków przed Rennardem. Ślina która wylądowała na kamieniach zasyczała i wyżarła w jednym z nich lekkie wgłębienie.

- Rennard DeWett, tak? - Ukryta w mroku osoba zachichotała wysokim głosem. I ten dość charakterystyczny chichot nie pozostawiał złudzeń, że Rennard istotnie ją zna. - Tym bardziej się wynoś!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poświecił pochodnią w dół, by spojrzeć że jej ślina działa jak kwas. Dobrze że zdecydowała się nie napluć na niego. Bardzo cenił swoje doskonałe ciało. 

Kiedy usłyszał śmiech tej kobiety, olśniło go. Z początku nie mógł uwierzyć czy to osoba o której myśli, jednak tak śmiała się tylko jedna osoba którą znał. 

- Proszę proszę! Zamiana w kamień, kwas zamiast śliny. Zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania! - Mówił teraz zdecydowanie głośniej.

- Dobrze że wcześniej twoja ślina nie wypaliła mi gardła... kiedy całowaliśmy się w każdej okazji, kiedy twoja starsza siostra nie patrzyła. Pamiętasz te czasy... Cassiopeio?!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- WYJDŹ STĄD NATYCHMIAST, RENNARDZIE. Patrzyła czy nie patrzyła, lepsze to niż randki z tym demaciańskim idiotą, kretynem o czystym jak łza sercu. I odłóż złośliwość na bok, nie mam ochoty na żarty. Wyjdź i niech to będzie nasze ostatnie spotkanie. Przestanę zabijać pająki Zaavan, a ona w zamian niech raczy zostawić mnie w spokoju. Niech będzie, że umarłam tam, w Shurimie - odpowiedziała Lady Cassiopeia, zaginiona sprzed kilku miesięcy najmłodsza dziedziczka rod Du Couteau.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Naprawdę? Tak po prostu chcesz żebym o tobie zapomniał? - Pytał, bardzo pretensjonalnym tonem. - Dziewczyno, nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem kiedy nie wracałaś z tej cholernej pustyni! Co tam się w ogóle stało? Chyba mam prawo do jakichś wyjaśnień. 

Rennard zrobił kolejny krok do przodu. Nie miał pojęcia co jej się stało, ale skoro potrafiła zamieniać ludzi w kamień i pluć kwasem, mogłaby być silnym sojusznikiem w walce z matką.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tuż pod stopami Rennarda, tym razem o wiele bliżej, wylądował kolejny ładunek jadu.

- Nie zbliżaj się, powiedziałam! Tak, wszyscy macie o mnie zapomnieć. Idź stąd, mówię, bo zatłukę i niech ci się nie wydaje, że mnie cokolwiek powstrzyma. Nawet to, co nas kiedyś łączyło! - syknęła z furią.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tym razem cofnął się. Kwas wylądował teraz stanowczo za blisko. Chyba jednak nie zdoła jej przekonać. Uniósł ręce w obronnym geście.

- Dobrze! Dobrze, rozumiem! Nie to nie, twój wybór. Po prostu nie wchodź w drogę Elise i jej pająkom. Wtedy nikt już tu z pretensjami nie zejdzie. - Rennard zaczął się powoli cofać. 

- W takim razie wychodzę. Nie myśl jednak że tak po prostu o tobie zapomnę! - Odwrócił się, po czym zaczął iść w stronę wyjścia, oświetlając sobie drogę.

- Żegnaj Cassiopeio! A raczej do zobaczenia... - Ostatnią kwestię powiedział pod nosem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadepnął na kolejnego kamiennego pająka i wyszedł już bez przeszkód. 

Nocturne podążał obok, nienaturalnie spokojny jak na siebie. Nic nie mówił i nawet materia z której był zrobiony nie falowała zbyt agresywnie. 

Drzwi do grobowca zamknęły się, a Rennard z radością powitał chłodne, cmentarne powietrze kontrastujące z dusznością panującą wewnątrz krypty.

- Ssskąd wiesz, że przestanie zabijać insekty? - zapytał po chwili milczenia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Skąd wiem? - Zapytał, idąc przed siebie. - Cóż... nie wiem! - Dodał, śmiejąc się. - Powiedzmy że dałem kredyt zaufania. Poza tym chyba nie jestem w stanie skrzywdzić swojej byłej. Nawet jeżeli stała się jakimś potworem. 

Rennard kierował się z powrotem do budynku, gdzie przebywała reszta. Miał nadzieję że przekonanie Cassiopei do zaprzestania zamieniania pająków w kamień wystarczy, by zadowolić Elise. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po dotarciu na miejsce okazało się, że w środku, w pokoju ze stołem siedzi tylko Elise, przeglądając jakąś książkę. Siedziała w fotelu, którego wcześniej tam nie było. Gdy Rennard wszedł, nie podniosła wzroku. 

- Nie było tak źle, co? - zapytała. - Czym tym razem możesz się pochwalić?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wykonaniem zadania, oczywiście! - Odpowiedział radośnie. - Twoje pająki już nie będą zamieniać się w kamień! Nawet nie musisz mi dziękować!

Chłopak szybko się rozejrzał. Nie widział nikogo innego. Znając swoją siostrę to pewnie wędrowała gdzieś po mieście. Zwykle w nocy wampiry nie siedzą w jednym miejscu. A Merl miał odpoczywać.

- Więc wywiązałem się ze swojej części. Kolej na ciebie, kochana! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elise podniosła wzrok znad książki, nie podnosząc głowy. Efekt był dosyć groźny. 

- Ach, tak? I co zabijało moje pająki? Nie zabiłeś tego, bo wówczas byś się przechwalał. Wygoniłeś, czy odszedłeś do porozumienia? Och, no mów. Umieram z ciekawości. Potem ją powiem ci co ustaliłam. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...