Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

- Doszedłem do porozumienia! W końcu dyplomacje i wyjścia bez walki zawsze stawiam na pierwszym miejscu! - Bez problemu można było zobaczyć, że nawet sam Rennard skrzywił się, wypowiadając to perfidne kłamstwo. 

- A co to było? Na pewno kobieta. I to tyle. Wiesz, w grobowcach jest bardzo ciemno i nic nie widziałem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Rennard, złotko. Kłamiesz - powiedziała śpiewnym głosem Elise. - Co to, nie masz do mnie zaufania? Po tym, ile dla ciebie zrobiłam? - zapytała, wstając z fotela. Podeszła do niego na bardzo małą odległość. Elise poszukała kontaktu wzrokowego z Rennardem, nawet podniosła jego głowę, aby móc to osiągnąć. Nie zbyt wysoko, oczywiście - była między nimi niewielka różnica wzrostu na korzyść Rennarda. 

- Kobieta - szepnęła Elise z przebiegłym uśmiechem. - Kobieta, którą kryjesz, ukrywająca się w grobowcu Du Couteau. - Otwarła szerzej oczy z podekscytowaniem. - Lady Cassiopeia?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ciężko zaufać komuś w pełni. Zwłaszcza jeżeli ktoś jest pająkiem, który niespodziewanie może ugryźć swojego przyjaciela... - Odparł.

Kiedy kobieta zaczęła swoje gierki, Rennard nawet nie stawiał żadnego oporu. Co więcej, ta sytuacja całkiem mu się podobała. Słysząc, że bardzo szybko wyczytała z niego tożsamość potwora z grobowca, uśmiechnął się niewinnie. 

- Widzisz? Po co mam mówić, skoro wszystkiego potrafisz dowiedzieć się sama. Tak, moja była nauczyła się petryfikować innych i pluć kwasem. Co więcej bardzo zależy jej na tym aby nikt się o niej nie dowiedział. Zwłaszcza jej obecnego wyglądu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A co z nią nie tak? Coś ją napadło, zatruło? Klątwa? Widziałeś ją chyba, prawda? - zapytała, odsuwając się trochę do tyłu. Oparła się o stół i skrzyżowała ręce na piersi. - Mogłaby odegrać istotną rolę w zwalczeniu Celii i jej cmentarza. Pomyśl tylko... Jedno spojrzenie i wykluczyłaby z gry Celię i najmłodszą DeWett. Petryfikuje automatycznie, zaraz po kontakcie wzrokowym, czy musi użyć zaklęcia? O, głupie pytanie. Jeśli żyjesz, z pewnością musi to być zaklęcie. Co za korzystny obrót sytuacji! - Elise złożyła dłonie w piramidkę i uśmiechnęła się w napływie entuzjazmu. Ale już sekundę później jej twarz stężała w zadumie. - Trzeba ją stamtąd jakoś wyciągnąć, Rennard.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mówiłem przecież że było ciemno! Ledwo zdołałem zobaczyć jej twarz, co dopiero resztę! Ale poruszała się bardzo szybko. Zdecydowanie za szybko niż na normalnego człowieka... - Po chwili Rennard uniósł rękę, przerywając Elise w zdaniu.

- Ej ej ej! Wykluczamy z gry tylko Celię! Lucii nie pozwolę tak za szybko odpaść! Zamierzam odpłacić się tej małej smarkuli. - Powiedział stanowczo. Zamiana jej małej siostry w kamień to stanowczo zbyt słaba kara.

- Wyciągnąć? Jak? Dała mi jasno do zrozumienia że stamtąd nie wyjdzie i nikt jej do tego nie przekona. Skoro ja jej nie przekonałem to już chyba nikt... - Mówiąc, chłopak zaczął zastanawiać się nad własnymi słowami.

- Chyba... chyba że jej siostra dałaby radę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Lady Katarina? Może, może... Całe szczęście, że Du Couteau też nie przepadają za towarzystwem arystokracji i za balami. Choć nie oszukujmy się, nikt z arystokracji nie lubi arystokracji. Trzeba jak najszybciej ją znaleźć, zanim wyruszy na jakąś swoją misyjkę. W pokoju obok jest łóżko. Po dniu pełnym atrakcji sądzę, że należy ci się odpoczynek, DeWett. No, idź już. Sio. Chyba że chcesz poznać jeszcze szczegóły dotyczące twojej matki - powiedziała Elise. Zabębniła palcami o blat stołu, a spod komody wypełzł pająk. Ten sam, który prowadził całe towarzystwo do kryjówki.

- Znajdź mi proszę Lady Katarinę Du Couteau, malutki. Powiedz innym, zależy mi na czasie - zakomunikowała bezkręgowcowi. Pająk podreptał w stronę okna i zniknął za nim.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O matce wole słuchać po wyspaniu się. Wiesz, na samą jej myśl nie mogę spać. - Odparł, przeciągając się. Skierował się do pokoju o którym wspomniała. Otworzył drzwi i zatrzymał się w framudze. 

- Jakby co to zostawiam drzwi otwarte. Zawsze jestem chętny na... "łóżkowe" towarzystwo. - Zakomunikował bardzo zalotnie i zarechotał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak, tak, wiem - rzuciła Elise lekceważąco i zajęła się swoimi sprawami. Stukot obcasów na deskach schodów uświadomił Rennarda, że opuszcza mieszkanie.

Pomieszczenie nie było wielkie, ale akurat znajdowało się w nim szerokie i - jak się okazało - miękkie łóżko. Temperatura wydawała się być odpowiednia do spania, a przez nieszczelne okno wpadało odrobinę chłodnego powietrza.

Zasnął bardzo szybko, a gdy już się obudził, nie pamiętał snów. Nocturne siedział w stopach łóżka, obserwując swoją szponiastą dłoń. Podniósł wzrok dopiero gdy zauważył, że Rennard się obudził. Przez okno wpadało światło słoneczne, a chłopak czuł się wyspany i... spragniony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widząc łóżko, dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo jest zmęczony. Pośpiesznie wskoczył na nie i błyskawicznie zasnął. 

Kiedy się obudził, czuł się fantastycznie wypoczęty. Wszystko byłoby fantastyczne, gdyby tylko nie ta pustynia w mordzie. Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na zjawę.

- A co to? Nie pamiętam żadnego koszmaru! Ani jednego niespokojnego snu. Wyspałem się po wsze czasy! Co się stało, znudziło ci się psucie mi wypoczynku? - Zapytał. Zanim jednak potwór zdołał mu odpowiedzieć, Rennard zerwał się z łóżka, trzymając się za gardło.

- Nie! Nie wytrzymam! Wody! - Powiedział i szybkim krokiem poszedł ku drzwiom. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pokoju ze stołem stał dzban z wodą. Przez szkło przelatywały promienie słoneczne, rozpraszając się i rozświetlając ścianę przeciwległą do okna.

Nocturne przeniknął przez ścianę i usiadł na krześle.

Do środka z hukiem wszedł Merl, przecierając zaspaną twarz. Wyglądał jak półtrup, wlokąc się w rozwalonej, pomiętej koszuli i z jedną nogawką spodni podciągniętą pod kolano. Opadł bezwładnie na krzesło, próbując zorientować się w sytuacji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak pośpiesznie dorwał się do dzbana. Złapał go i zaczął łapczywie pić. 

Kiedy usłyszał huk, odwrócił się w tę stronę, wciąż trzymając przechylony dzban i pijąc. Zobaczywszy w jakim stanie wygląda Merl, nie zdołał powstrzymać śmiechu, przez co oblał sobie twarz i klatkę piersiową.

- Merl! Wyglądasz jak gówno! - Skomentował, wycierając twarz i rechocząc. - Co się stało? Wyglądasz jakby coś w nocy chciało cię zabić a ty dzielnie stawiałeś temu opór przez całą noc! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Merl uniósł dłonie w górę, jakby miał prosić siły wyższe o zlitowanie.

- Spałem dziesięć godzin. Dziesięć! Od kilku lat mi się to nie zdarzyło, a u was na służbie to były cztery na dobę - wskazał oskarżycielsko palcem w Rennarda. Potem ręce opadły. - Nieprzyzwyczajony jestem, no. Łeb mi pęka jak po ostrej popijawie, a tylko spałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy Merl zaczął oskarżać Rennarda o coś, czemu on nie był winny, poczuł nagły przypływ złości. Nawet nie było go w domu kiedy on zaczął pracować dla jego rodu.

Bez ostrzeżenia oblał kamerdynera resztą wody w dzbanie. 

- Zważaj na słowa! Miej pretensje do mojej matki, nie do mnie. - Odparł, rozzłoszczony. - I wskaż na mnie tym paluchem jeszcze raz, to połamie ci wszystkie kości w dłoni. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozległo się pukanie do drzwi.

- Zasłońcie okno - odezwała się Christine, a kiedy już Merl mamrocząc pod nosem wrócił z kawałkiem ciemnej tkaniny i odciął pokój od wpadających promieni słonecznych, siostra Rennarda wstąpiła do środka.

Podeszła do stołu i położyła na nim gazetę codzienną, wydawaną zawsze rano. Na pierwszej stronie widniała podobizna jej, Rennarda i Merla w trzech osobnych grafikach, zwieńczone nagłówkiem "Krwawy zamach na balu w rezydencji DeWettów!" oraz "Czy widzieliście tych ludzi?".

Ilość światła nie pozwoliła na przeczytanie drobnego druku.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard z zainteresowaniem przyjrzał się gazecie, przyniesioną przez Christine. 

- Krwawy zamach na balu... - Czytał ze skupieniem. Zaraz potem spojrzał po kolei na swoich towarzyszy. 

- Nocturne? - Zapytał. Jego głos zdradzał lekkie zaniepokojenie. - Tam wtedy na balu. Odwrócenie uwagi wyszło ci świetnie. I myślę że nawet zbyt dobrze. Czy ty... czy ty kogoś tam zamordowałeś? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie bezpośśrednio - wysyczał. - Słyszałem, jak serca dwóch z nich się zatrzymują, a krew przestaje krążyć i tężeje. Potem sami zaczęli się zabijać nawzajem, uwalniając swoje wewnętrzne bestie - zachichotał. Mimo że pomieszczenie było małe, zachrypnięty głos odbił się od ścian. - Powiem ci szczerze, DeWett, nie spodziewałem się takiego obrotu sytuacji. Zabijałem wcześniej pojedynczych ludzi, zatrzymywałem ich serca i oddechy. Atakowałem zgrupowania w komnatach Ionii, w górach Freljordu i na pustkowiach Shurimy, ale nigdy bym się nie spodziewał, że zamieszanie w Noxus przyniesie taki skutek... Wśród wyższych sfer! - zarechotał.

Christine klasnęła w dłonie.

- Moje gratulacje - stwierdziła. - Ilu?

- Tuzin - odparł Nocturne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tuzin!! - Wykrzyczał. - Zabiłeś tuzin?! - Wyjął kamień z kieszeni i zaczął go agresywnie trzeć, byleby tylko zamknąć w nim zjawę. - Do budy! Do domu! Cholerny idiota! Imbecyl!

Rennard zaczął z furią bić pięścią w stół, rzucając słowem na k w każde strony. Liczył że wszystko zostanie załatwione bez ofiar. Chciał tylko uciec, nie robić masakrę we własnym domu. 

Zaraz jednak nagle przestał się ruszać. Naszła go myśl. 

- Ale zaraz chwila moment stop. Nikt nie wie że Nocturne jest moim zwierzakiem. On to wszystko zrobił, nas tam nie było. Więc dlaczego w gazecie są nasze zdjęcia? - Zapytał, stukając palcem w gazetę. - Christine, myślisz że nasza matka jest aż taką cholerną gnidą, by na nas zrzucić ten incydent? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Myślę, że nawet gdyby tego nie zrobił i jakimś sposobem dalibyśmy nogę, byłaby w stanie zamordować dwunastu idiotów tylko po to, żeby mieć pretekst - odparła Christine z absolutnym spokojem, nic nie robiąc sobie z ataku szału Rennarda. - Popatrz na to z tej strony, jak zabawnie musiało być, skoro niektórzy wystraszyli się tak, że padli na zawał, a cała reszta zaczęła się wyżynać jak zwierzęta. Dobre, nie? - zapytała, siląc się na uśmiech.

Merl wyglądał, jakby trafił go piorun. Informacja o dwunastce trupów prawdopodobnie była dla niego nie lada szokiem, tym bardziej, że po części się do tego przyczynił.

- Wiesz co, Rennard? Ja bym najpierw załatwiła sprawę z młodszą Du Couteau, żeby mieć kogoś po swojej stronie, a potem poszłabym do tego starego pierdoły, Swaina. Przecież on nienawidzi naszej matki tak, jak nienawidzi się muchy latającej koło nosa, a nie sądzę, żeby miał nas aresztować. To jego zlecenie jest w domu? - zapytała. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Siostro! Przecież wiesz że ten stary pierdoła nienawidzi naszej matki tak samo mocno jak mnie! Zawsze widzę jak jego cholerne ptaszyska tylko czekają aby mnie rozszarpać i zjeść! - Odpowiedział. - A Cassiopeia? Cóż, do tej sprawy potrzeba nam Katariny. Jeżeli ktoś ma ją przekonać chociażby do wyjścia z tej przeklętej krypty to tylko ona! 

Rennard spojrzał na Merla. Wyglądał jakby zamienił się w kawałek drewna.

- Ej! Nie śpimy, myślimy! - Krzyknął, pstrykając palcami przed twarzą kamerdynera. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Rennard, zamknij się i nie panikuj. Nie można nienawidzić kogoś mocniej niż naszej matki. Ciebie co najwyżej nie lubi, nie przypisuj sobie aż takich zaszczytów - skomentowała. - Chwila, Du Couteau chyba mają niedaleko rynku rezydencję, co? Można tam kogoś wysłać i namówić ją do współpracy. Albo... Wysłać Elise do grobowca Du Couteau. Jakby nie patrzeć, ona też jest po części... Przeklęta - stwierdziła Christine. Merl wyprostował się i przybrał na twarz jak najodważniejszy wyraz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Z tego co pamiętam, to Elise posłała jednego ze swoich małych przyjaciół po Katarinę. Nie wiem, myślałem że mamy tu na nich czekać... - Odparł, rozkładając ręce. 

- Nie wiem, jedna przeklęta istota to sporo. Ale dwie? W jednym pomieszczeniu? I co najważniejsze... kobiety?! Ojojoj... - Nie mógł odmówić sobie małych złośliwości. Spojrzał na Merla z irytującym uśmieszkiem. 

- Jak myślisz, o co mogłoby pójść? Ten sam tusz do rzęs? Ta sama szminka? Jedna z nich ma większy rozmiar... - Zaczął macać się po klatce piersiowej. - Byle pierdoła mogłaby doprowadzić do katastrofy! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Trzy, Rennard. Trzy. Zacznij się lepiej zbroić, ćwoku, bo mogą dla ciebie nastać ciężkie czasy - skomentowała Christine.  - Idę spać. Obudźcie mnie, gdyby działo się coś ciekawego - Siostra Rennarda opuściła pomieszczenie i oddaliła się w stronę innego.

- Ty się śmiejesz, ale to może być groźne - stwierdził Merl. - Do dupy z takimi koalicjami!

A tymczasem rozległo się pukanie do drzwi piętro niżej. Dwa stuknięcia, potem znów dwa, a potem skrzypnięcie drzwi. Merl spojrzał na Rennarda pytająco.

- Spodziewamy się gości? - zapytał szeptem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie wyzywaj mnie od ćwoków, ty ćwoku! - Odpowiedział odchodzącej siostrze. Rennard osobiście uważał, że im więcej tym lepiej. Na pewno będzie ciekawiej. 

- Groźnie? - Zapytał Merla. - Jeżeli potrafi się obchodzić z kobietami, to gwarantuje ci że nie będzie się zagrożonym. No chociaż dwie z nich to mutanty. Tutaj sam nie jestem pewien.

Na dźwięk pukania do drzwi, chłopak nieco bardziej uniósł głowę. Spojrzał na towarzysza z krzywym wyrazem twarzy.

- Spodziewamy... - Uzbroił się w swój sztylet i zaczął powoli zmierzać na dół. - Ale w tych czasach nie można być pewnym! Tera kiedy jesteśmy złoczyńcami na pierwszych stronach gazet, każdy może być przeciwko nam! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- DeWett! - dobiegło wołanie z dołu, a głos należał do Lady Katariny Du Couteau. - Wyłaź, wiem że tu jesteś.

Stała w ciemnym holu na dole, w czarnym płaszczu ze zdjętym z głowy kapturem. Ręce zabójczyni były ukryte, a więc więcej niż pewne, że trzymała broń w pogotowiu. Spojrzała na Rennarda gdy tylko pojawił się na antresoli.

- Co to za ważna sprawa niecierpiąca zwłoki, co?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Du Couteau! - Odkrzyknął, słysząc swoje nazwisko. Ukazał się na antresoli. Oparł się i zaczął uważnie spoglądać na kobietę. Po chwili wskazał na nią sztyletem.

- Płaszcz w dół! - Rozkazał. - Nie daję się nabrać na te same sztuczki dwa razy! Zaraz pewnie wystrzeli we mnie twoje cholerne ostrze! Niestety dzisiaj nie spotkaliśmy się po to by się bić. Mam informacje... o twojej młodszej siostrze! - Powiedział z dumą. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...