Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

Christine wbiła paznokcie, czy też może teraz już pazury w nogi Rennarda, chcąc przymusić go do puszczenia jej. Drugą rzeczą którą próbowała zrobić było ugryzienie go w przedramię, dłoń, albo cokolwiek co znalazłoby się w zasięgu ręki. Przy tym działania Christine były o tyle niebezpieczne, że absolutnie niezorganizowane i chaotyczne. Trudno było przewidzieć, co zrobi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Puścił jej ucho, czując ból wywołany przez jej paznokcie. Jego siostro zaczęła być zdecydowanie zbyt niebezpieczna. Zwłaszcza że jest wampirem. W takim stanie może "przez przypadek" kompletnie go osuszyć z krwi. 

Rennard zabrał ręce z jej szyi, po to by złapać ją za podbródek i nieco oddalić jej kły od siebie. To była pora na ostateczne uderzenie.

Rennard zbliżył do ust palec, po czym obślinił go najbardziej jak umiał. Owy palec... wylądował prosto w uchu Christine. 

W ten sposób złożył swoją siostrę w ofierze. W ofierze, dla postrachu każdego dziecka. Mokremu Willemu!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Christine wydarła się jeszcze głośniej. Wampiry widocznie miały też lekko wzmocnione struny głosowe, bo dźwięk jaki wyrwał się z jej gardła robił wrażenie. Przekręciła się i uderzyła go z łokcia w brzuch, starając się włożyć w cios całą frustrację, jaka jej się nazbierała.

- Nie żyjesz, Rennard - wysyczała i wznowiła akcję wyrywania się, tym razem stosując o wiele większy nakład energii i gwałtownych, przypadkowych ruchów. A ponieważ wykonywała je szybko, utrzymanie jej stało się bardzo, bardzo trudne. Powoli udawało jej się wyswobodzić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard zaczął bardzo złośliwie rechotać. Wyciągnął palec, puścił siostrę i nogami odrzucił ją w przód. To był dobry moment na zwiększenie odległości od siebie. Zaczęła się rzucać jak byk.

- Wampir, nie wampir. Twój parter nadal jest żałosny. - Stwierdził, nadal leżąc. Podłożył dłonie pod głowę. - Cofam co mówiłem. Możesz tam mieć swoje moce... ale co z tego skoro doświadczenia ci brak! Ha! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No to teraz spróbujemy z mocami! 

Christine stęknęła, zbierając się z ziemi. Na jej twarzy pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu wzbogaconego o ostre, trójkątne zęby. Był to uśmiech przypominający uśmiech towarzyszący szarej płetwie krążącej wokół ocalałego z tonącego statku rozbitka. Taki uśmiech zazwyczaj ma się szansę podziwiać tylko raz. 

Pazury widocznie się wydłużyły, skóra poszarzała i Christine gdzieś nagle straciła swoją całkiem niezłą urodę. Jej policzki zapadły się, a rysy gwałtownie wyostrzyły. Przemianę dopełniały oczy, które tradycyjnie stały się świecące. I żółte.

Wbiła pazury rąk w ziemię, aby zaprzeć się i lepiej wybić w skoku, którego celem był Rennard. Pomknęła w jego stronę, z pazurami wycelowanymi w ramiona.

Nocturne wisiał blisko i przyglądał się scenie z rękami splecionymi na widmowej klatce piersiowej.

- Czy chcecie się pozabijać? - zapytał, a w jego głosie brzmiała autentyczna ciekawość.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak zaprzestał śmiechu, widząc to co właśnie miało miejsce. Kiedy jego siostra ulegała transformacji, Rennard powoli podniósł się z ziemi, wyciągając sztylet. Patrzył na nią cały czas. Czuł zimny dreszcz na plecach. Czyżby zaczął się bać własnej siostry?

Nie, nie miał zamiaru dać się zabić przez atak szału Christine. Widząc że przymierza się do wybicia, jego źrenice rozszerzyły się. Odwrócił się i pośpiesznie pognał do wejścia do podziemi. 

Całkowicie zignorował obecność ducha. Nie miał zamiaru ginąc teraz, zanim ujrzy widok konającej matki. Po raz drugi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Christine była szybka, ale równie szybko wydarzyło się kilka rzeczy na raz. 

Po pierwsze, drzwi do których zmierzał nagle się otwarły, tuż przed tym jak pociągnął za klamkę. 

Po drugie, Christine dopadła do niego, szarpnęła go do tyłu i powstrzymała przed ostrzem, które wysunęło się z drzwi. 

A za drzwiami, w świetle pochodni stała Lucia z długim nożem wyciągniętym przed siebie i towarzystwem trzech zombie, prawie idealnie takich samych jak te zamordowane przed chwilą. 

Nocturne pojawił się u boku Rennarda, ale jeszcze się nie zmaterializował. Christine wróciła do normalnej postaci i cofnęła się jeszcze o krok, ciągnąc Rennarda za sobą. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, to wszystko potoczyło się nieco inaczej.

Kiedy Christine ciągnęła go za sobą, Rennard wpatrywał się w Lucię, jakby sam szatan mu się objawił. Spodziewał się że ucierpi przez siostrę... szkopuł w tym, że przez starszą, nie młodszą. 

I to ostrze. Mała smarkula chciała go zabić!

- Ty! - Wskazał na nią palcem. - Mały... cholerny... chochliku! Nie myśl że zdechniesz szybko! Będę katował cię tygodniami! 

Wstał przy pomocy Chris. Zacisnął pięści, mając wielką ochotę by rzucić się na młodszą siostrzyczkę. Jednakże nie zapomniał o jej ochronie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To byłby wypadek, Rennard. Powiedziałabym mamie, że chciałeś mnie zabić. Bo chcesz, prawda? A mama nie chciałaby, żeby coś mi się stało. Nie chce też, żeby coś stało się tobie. Chciała was widzieć, chyba się stęskniła. Edward już jej nie wystarcza. Mnie też nie. Jest coraz mniej sposobów, na które można się z nim bawić - powiedziała. 

Christine zwróciła twarz ku młodszej siostrze, krzywiąc się jakby patrzyła na coś wybitnie obrzydliwego. 

- Słuchaj, Lucia. Umówmy się tak, że oddasz nam Edwarda, a ja cię nie zabiję, co? 

Lucia uśmiechnęła się niewinnie. 

- To weź go sobie. Jest w środku. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie nie nie nie. Nie ma opcji że nie wykorzystam tej szansy. - Odezwał się. - Nocturne! Wyrżnij zombie. - Rozkazał. Cały czas wpatrzony był w Lucię. Zaczął iść w jej stronę. Po drodze strzelał kośćmi palców.

- Co powiesz na to abym pozwolił Edwardowi się odegrać? Uwięzimy cie i zostawimy sam na sam z naszym kochanym bratem. Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, do czego będzie zdolny by ci się odpłacić, smarku. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Teraz? Chyba do niczego nie jest zdolny - odparła. Włożyła ręce za plecy i uśmiechnęła się do Christine. Na krótką chwilę odwróciła głowę do trzech nieumarłych sługusów i skinęła, każąc im iść w stronę Nocturne'a. Ten z kolei zmaterializował się i szybkimi zamachami ciął truposzy, okręcając się i falując. W tym momencie wyglądał, trzeba przyznać, bardzo efektownie.

Wkrótce zombie leżały na ziemi w śmierdzącej kałuży najróżniejszych płynów. Nie zdziałały kompletnie nic, ale leżały na drodze Rennarda do Lucii. A ona z kolei stała, wciąż radosna i lekko kręciła się w miejscu. 

- Rennard - syknęła Christine. Położyła dłoń na jego ramieniu, próbując go wstrzymać. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie jest zdolny? - Zapytał, idąc dalej, uprzednio zrzucając dłoń siostry z ramienia. Przeszedł po martwych ciałach tak, jakby ich tam nie było.

- Wiesz co? Mam lepszy pomysł. - Odezwał się nagle, zatrzymując się w połowie drogi. Odwrócił głowę do ducha. - Nocturne, przyjacielu. Fizycznie chyba się wyżyłeś. Lecz dawno już nie mieszałeś komuś w głowie. - Wskazał na Lucię. - Nie krępuj się, zrób z jej umysłem co tylko chcesz. - Rozkazał, po czym kontynuował drogę do wejścia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard poczuł dziwny swąd. Ciała truposzy nie śmierdziały tak, jak powinny. Czuć z nich było dym i... Siarkę?

A Lucia wyjęła z kieszonki sukienki garść proszku i otwarła dłoń, po czym przyłożyła ją do ust, chcąc zdmuchnąć w stronę Rennarda. Lucię owinęła jak wstęga czarna materia Nocturne'a i na chwilę zniknęła Christine i jemu z oczu. 

A Rennard poczuł, jak coś pali jego stopy. Buty którymi przeszedł po zwłokach zaczęły dymić. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co do... - Powiedział zaskoczony, patrząc w dół. Widząc że jego podeszwy zaczęły płonąć, krzyknął wystraszony. Zaczął skakać, byleby je ugasić. 

- Dasz wiarę? Wypełnili te trupy jakimś łatwopalnym gównem! - Krzyknął do Chris, zdruzgotany. I z powrotem naszła go niewyobrażalna chęć by ukręcić łeb młodszej siostry. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie, braciszku. Ich żyły wypełnia żrąca trucizna. Oznacza to tyle, że jeśli nie zdejmiesz tych butów...

Christine rzuciła się niemal na ziemię i zdarła buty ze stóp Rennarda. 

-... Nieważne - dokończyła Lucia, z wnętrza Nocturne'a. Nie trzeba się było domyślić, że Nocturne niewiele jej zrobił i był tym faktem naprawdę wkurzony, a wyżyć postanowił się na otoczeniu. 

Zrobiło się na tyle ciemno, że pochodnie stały się tylko dwoma, słabymi punktami nie wpływającymi zupełnie na otoczenie. Ale Rennard widział, czy też może bardziej wyczuwał co się dzieje, będąc bezpośrednio połączony z Koszmarem. 

Nocturne rzucał się i syczał, przybrawszy jednocześnie wiele różnych form. Był wszędzie wokół, skupiając swoją złość na Lucii. 

A Lucia stała z oczami przykrytymi dłońmi i wyglądało na to, że Koszmar nie miał do niej dostępu. Jakby wytworzyła wokół siebie bąbel ochronny. 

Wokół Lucii zakłębiło się od nietoperzy, które widocznie próbowały wytrącić ją z równowagi, by Nocturne mógł zaatakować. 

Rennard usłyszał wrzask Christine i z niewiadomych przyczyn chmara nietoperzy odstąpiła dziewczynkę. Coś ciężko zawaliło się na ziemię obok noxiańskiego zabójcy i tym czymś była jego starsza siostra. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak siedział na ziemi, uprzednio sprawdzając czy jego stopy nie odniosły obrażeń. Działo się zdecydowanie za dużo naraz. Chociaż wiedział na pewno, że ani Nocturne, ani jego siostra, jakimś cudem nie mogą sobie poradzić c Lucią. To było nie do pomyślenia. 

Całe to zmienione otoczenie i silna więź z duchem zaczęły niekorzystnie oddziaływać na chłopaka. Schował twarz w dłoniach. To Lucia miała zbzikować, nie on! 

Usłyszał jak coś huknęło obok niego. Nawet nie pofatygował się by sprawdzić. Nawet się nie poruszył. 

- Nocturne... to bez sensu. - Wybełkotał. Sięgnął do kieszeni, w której to spoczywał zaklęty kamień. Przetarł go. Już nawet nie dbał o to, czy Lucią zobaczy, w jaki sposób kontroluje potwora. 

- Po prostu... przestań. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocturne posłusznie zaprzestał działań. Cały mrok zniknął, ustępując miejsca zwykłej, nocnej ciemności. 

Lucia wciąż stała w drzwiach, w szerokim rozkroku. Ostrze trzymała obiema rękami, celując nim przed siebie i nerwowo machając, jakby bała się że coś na nią wyskoczy. Włosy miała zmierzwione, a wzrok rozbiegany. Lucia była przerażona. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy cały ten sztuczny mrok zniknął, Rennard odetchnął z ulgą. Poczuł jakby ktoś ściągnął z niego ogromny głaz. 

Skupił wzrok na młodszej z sióstr. Mimo iż Nocturne nie zdołał przedostać się do jej umysłu, to i tak wyglądała jakby brała udział w najgorszym koszmarze. 

Chłopak wstał. Całe te nadprzyrodzone zdolności, moce ducha i wampira nie sprawdziły się w pełni. Rennard nic takiego nie potrafił... i w tym przypadku to było jego mocną stroną.

- Więc... - Odezwał się, dobywając sztyletu. Kroczył w stronę Luci, samemu przypominając zombie. - Coś chroni cię przed duchami, rozumiem. To coś również chroni cię przed wampirami, czemu nie! Ale co obroni cię przed zimnym ostrzem, które zaraz zakończy twój podły żywot? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dolna warga Lucii zadrgała. Rennard zauważył, że jej pięść mocniej zacisnęła się na rękojeści sztyletu. Ale zauważył też, że źle go trzyma i w związku z tym kiedy cisnęła ostrzem w jego stronę - celnie, to prawda - broń uderzyła rękojeścią o jego nogę i z brzęknięciem upadła na ziemię.

Młodsza siostra Rennarda zacisnęła szczęki jakby chciała rzucić mu wyzwanie, odwróciła się i pobiegła wgłąb podziemi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widząc że Lucia kompletnie nie ma pojęcia jak obchodzić się z bronią, Rennard zarechotał. Nawet nie zareagował, kiedy ta wykonała atak. Nawet nie musiał.

- Żałosne! - Skomentował, kiedy jej broń znalazła się na ziemi. Pozwolił jej uciec do podziemi. Tak będzie o wiele zabawniej. 

- Zabije cie smarku! - Krzyknął, wchodząc chwilę za nią. - Zabiję a potem uwolnię mojego brata! Albo na odwrót, bez różnicy! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard kroczył za siostrą, zastanawiając się w jaki sposób z nią skończyć. Aktualnie miał sześć opcji. Kiedy w jego nozdrza uderzył nieprzyjemny zapach, ten zaciągnął się jeszcze bardziej.

- Oho... nieźle, nieźle! - Skomentował. - Edward musi tu siedzieć już od dłuższego czasu. Mam nadzieje że to nie twoje ciało gnije... - Sugerując się wcześniejszymi dźwiękami, chłopak dotarł do tych samych drzwi, przez które przelazło dziecko.

- Lucio, skarbie! Nie uciekaj przed swoim bratem! Mamusia chciała byśmy byli szczęśliwym, kochającym się rodzeństwem! 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale Lucia nie weszła do środka, tylko kontynuowała dziki bieg wgłąb podziemi.

W komnacie istotnie leżał trup. Ale nadgnite, opuchnięte ciało nie było ciałem Edwarda. Nieopodal, na krześle, siedział wychudzony człowiek. Policzki miał zapadnięte, a brodę porastał postrzępiony, skołtuniony zarost pokryty zastygłą krwią. Był nieświadomy albo na granicy świadomości i Rennard potrzebował chwili by się zorientować, że zmaltretowany więzień w istocie jest Edwardem. Albo i był, w zależności od stanu psychicznego.

W obu rękach miał powykręcane, sine palce, a jedna noga kończyła się na kolanie. Nie był przywiązany do krzesła, bo prawdopodobnie nie było to potrzebne.

W całym pomieszczeniu, choć było niewielkie, znajdowało się całkiem sporo drobnych narzędzi, które przyczyniły się do obecnego stanu najstarszego z rodzeństwa DeWettów. Od maleńkich noży, przez długie igły, aż do młotków. Niezbyt wyszukane, chyba że ktoś miał doskonałą wyobraźnię. A Lucia prawdopodobnie miała.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na początku Rennard nie rozpoznał w zmaltretowanym i zrezygnowanym człowieku swojego brata. Myślał że to jakiś pechowiec, którego sam tu kiedyś zamknął. Zbliżył się do niego. Wyglądał naprawdę paskudnie. Zbliżył się do niego i pchnął jego czoło, by przyjrzeć się jego twarzy. 

Chłopak zatkał się. Ta resztka człowieka. Ten wrak... to był jego brat.

- Edward! - Krzyknął. Złapał dłońmi jego twarz. - Cholerny starszy bracie! Słyszysz mnie?! Zabraniam ci zdechnąć albo ześwirować, rozumiesz! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wątpliwym było, czy aby na pewno zrozumiał. Spuchnięte oczy otwarły się i chwilę błądziły wokół, nim wreszcie skupiły się na Rennardzie. Z popękanych ust Edwarda uleciał pojedynczy jęk. Musiał być cholernie osłabiony i w niczym nie przypominał dawnego, dumnego Edwarda. Szybkie spojrzenie w bok i okazało się, że Lucia albo Celia nieszczególnie dbały o porządek i higienę pracy i nie zaprzątały sobie głowy wynoszeniem skutków ich działań. W tym przypadku odnalazła się część nogi Edwarda.

- Re... Rennard? - padło niewyraźne pytanie z ust brata.

Nocturne pojawił się obok, uważnie oglądając rannego. Nie zmaterializował się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...