Skocz do zawartości

[Bosman] Star Wars


Recommended Posts

Winda zatrzymała się. Maada westchnęła. 

- Tylko dlatego, że w tym momencie Porządku nie lubię bardziej niż was. I jeśli jesteście lepsi od nich, to niech to będzie moja inwestycja w Galaktykę, bo Porządek nie radzi sobie najlepiej z rządzeniem, a terror to głupota. Jeśli zaś okażecie się lepsi, przejmiecie władzę i wam odbije, wyślę za wami zabójców - oznajmiła i z wyrazu twarzy wynikało, że mówiła absolutnie poważnie. Drzwi rozsunęły się. 

- Dostaniecie statek, ale nie pilota. Twój myśliwiec rekwiruję, niech to będzie wymiana. W środku jest droid medyczny, pilota nie dostaniecie - rzuciła tonem łaskawcy i wyszła z windy. 

W hangarze stał lekki frachtowiec koreliański nowszej wersji, mniejszy niż sławetny YT-1300. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabrak skinął głową.

- Dziękuję ci Maada. Kiedyś się zrewanżuję. Tylko proszę nie sprzedaj mojego samolotu. Kiedyś będę chciał po niego wrócić - Powiedział z lekkim uśmiechem po czym, trzymając się za ranną rękę, poszedł w kierunku frachtowca. Popatrzył jeszcze na Izefeta. 

- Kto to był? Nie spotkałem się jeszcze z bronią, która zatrzymuje miecz świetlny - Powiedział, powoli wchodząc do samolotu. Od razu zaczął szukać droida medycznego, żeby ten zobaczył jego rękę. W końcu do pilotowania potrzebował dwóch rąk. A niestety obecnie jedna z nich była średnio sprawna. Liczył na to, że droid medyczny chociaż przywróci mu władzę w ręce. Mógł z tą dziurą trochę pochodzić. Najważniejsze było wylecieć z Coruscant i dolecieć na Nal Hutta. Leczyć ranę mógł w trakcie lotu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zamknij się, Kater. I idź już - fuknęła, po czym wróciła do windy, wcześniej rzucając Katerowi klucz od statku w postaci niewielkiego prostopadłościanu z guzikiem. 

- Nie wiem, kto. Ale wiem, że jeśli coś zatrzymuje światło to jest to mandaloriańskie żelazo. Beskar. Z tego musiała być ich broń - odparł Izefet. 

Właz do statku się otwarł, podobnie było z wrotami hangaru - rozsunęły się, odsłaniając wolną przestrzeń przed nimi z widokiem na dawną Akademię Jedi. 

Wnętrze statku było niewątpliwie nowoczesne. Zaokrąglone ściany miały wbudowane panele świetlne, a kokpit był całkiem przestronny. Było nieco bardziej skomplikowanie niż w myśliwcu Katera, ale nie aż tak, aby sobie nie poradził. Tyle, że nie miał lewej ręki do dyspozycji.

- Nie umiem pilotować - odezwał się Izefet, patrząc nieufnie na panel sterowania w kokpicie. - Ale szybko się uczę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater westchnął i już nic nie powiedział do Maady. Złapał zdrową ręką klucz po czym skłonił się lekko i ruszył do samolotu. Rzucił jeszcze okiem na dawną Akademię Jedi. Poczuł nieduże ukucie w okolicy serca. Mimo wszystko nadal pamiętał nauki Jedi a widok dawnej akademii trochę na niego wpłynął. Jednak otrząsnął się i wszedł do środka. Widząc kokpit i resztę statku zagwizdał z wrażenia. 

- No nieźle. Całkiem niezły statek - Powiedział podchodząc do panelu sterującego. Cóż ja nie jestem w stanie pilotować, bo mam lewą rękę do leczenia. Tak więc słuchaj - dodał siadając na fotelu drugiego pilota, pokazując tym samym, żeby Izefet usiadł na fotelu pilota. - Zatem słuchaj. Ogólnie latanie nie jest strasznie trudne. Najważniejsze to nie stresować się - Powiedział po czym zaczął przyglądać się wszystkim przyciskom i ekranom. - Zatem słuchaj uważnie. Zaraz uruchomisz silnik - Położył kluczyk na panelu. - Potem poczekaj aż silniki nabiorą trochę mocy. Potem łapiesz za stery i powoli wyprowadzasz statek z tego hangaru. Prawo i Lewo to oczywiście prawo i lewe. Ciągnąc ster do siebie podrywasz statek w górę, popychając go obniżasz lot. Tylko nie przesadź, bo możesz nas rozbić. W razie czego postara ci się pomóc. Ale głównie to ty prowadzisz. Jak już wylecimy z Coruscant ustalimy trasę na Nal Hutta. Ale to na spokojnie - Powiedział Kater. Trochę dziwnie się czuł, tłumacząc jak się lata. Dla niego to było dość oczywiste. W końcu uczył się latać trochę czasu, więc dla niego to jest banalne. Ale liczył, że jego słowa wystarczyły, żeby Izefet ich nie roztrzaskał. W razie czego siedział obok i miał w pogotowiu zarówno prawą rękę jak i moc, która mogła mu na chwilę zastąpić lewą rękę. Chociaż częściowo. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- W porządku. Idź się zajmij swoją ręką. 

Izefet usiadł na fotelu. Przez chwilę zastanawiał się w jaki sposób ma uruchomić statek, a kiedy to już się udało, odetchnął głęboko. Niskie buczenie oznajmiło uruchomienie silników, na pulpicie wyświetliły się dwa ekrany - jeden z radarem i drugi z planem statku z zaznaczeniem wszystkich jego elementów. Niebieskie światło oznajmiło kilka sekund później, że większość układów napędu jest gotowa do startu. Panele świetlne przygasły. 

Droidy medyczne zazwyczaj były ulokowane w okolicach pokoju dla załogi, rzadziej w ładowniach. Ten konkretny model miał dwie ładownie, a więc łatwiej było przeszukać pokój załogi znajdującej się w centralnej części statku (co wskazał plan na ekranie w korytarzu). 

Kater poczuł zawroty głowy, a koślawe próby poderwania statku w powietrze ani trochę nie pomagały. Potem było gwałtowne szarpnięcie, które rzuciło go na ścianę nim jeszcze dotarł do pokoju dla załogi. 

Pokój był okrągły i dosyć spory. Oświetlenie włączało się automatycznie po wejściu do środka. Do pokoju prowadziły dwa wejścia przedzielone przesuwnymi drzwiami.

W środku znajdowały się dwie szerokie kanapy, dostosowane widać również dla istot większych niż humanoidy. Pośrodku znajdował się nieaktywny holoodbiornik, a w ścianach były zamontowane półki. W jednej z nich znajdował się - szczęśliwie dla Katera - droid medyczny typu TB numer serii 16, również jeden z najnowszych modeli. Mniej upiorny niż jego przodek TB-2. TB należało dopiero włączyć niewielkim przyciskiem u podstawy głowy. 

(suma oczek w rzucie kostką na znalezienie droida: 5) 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater wolał mieć na oku mężczyznę, kiedy ten pierwszy raz odpalał samolot. Ale jednak postanowił mu zaufać i poszedł szukać robota medycznego. Czując turbulencje i wibracje statku spróbował się czegoś złapać. Na dodatek kręciło mu się w głowie, więc wolał nie ryzykować jakiegoś wypadku. Kiedy wibracje ustały zaryzykował i puścił się ściany. Wtedy to poczuł szarpnięcie. Nie zdążył się już złapać i poleciał na nieżywą rękę na ścianę. Pewnie by go to zabolało, gdyby nie fakt, że nie czuł tej ręki wcale. Zmielił kilka cierpkich słów po czym ruszył dalej, szukając droida. W końcu go znalazł, w pokoju dla załogi. Podszedł do niego i szybko obadał go wzrokiem. Widząc jaki to model i ogólnie w co jest wyposażony ten statek dziękował w duchu, że Maada była tak wspaniałą kobietą. Podniósł prawą ręką nad droida po czym  nacisnął przycisk aktywacyjny. Oparł się o ścianę i poczekał, aż ten się włączy. Kiedy już to zrobił spojrzał na niego i odwrócił się tak, żeby ranna ręka była widoczna. 

- Przeanalizuj uszkodzenia i spróbuj ją jakoś doprowadzić do stanu używalności. Dziękuję - Powiedział do maszyny, siląc się na lekki uśmiech. W końcu nie do końca wiedział jak droid zareaguje na Zabraka. Ale liczył, że wszystko pójdzie gładko. Wystarczyło mu już atrakcji w tym dniu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak jest, sir. Tak mnie zaprogramowano, sir - odparł TB i zaprowadził Katera do wnęki przystosowanej do celów medycznych. Była zaopatrzona w leżankę i aparat do aplikowania tlenu bądź gazów anestezyjnych. Z góry świeciło chłodne, białe światło, a ściany które obudowywały wnękę wyposażone były w szuflady z medykamentami. 

Oparzenie trzeciego stopnia, zwęglenie tkanek. Kość ramienna spalona w siedemnastu procentach, liczne oparzenia tkanki mięśniowej, uszkodzony układ nerwowy i krwionośny, nie wspominając o skórze. Oberwał pan, sir - stwierdził błyskotliwie robot, skanując ranę. Kater z wolna czuł, że zaczyna odpływać, gdy nagle dał się odczuć potężny wstrząs. Światła zamigotały. Najpewniej wróg nie dał się łatwo oszukać i kontynuował pościg. 

Wyczuwam kłopoty, sir. Część kości zastąpię włóknem poliestrowym, tkanka mięśniowa zostanie obłożona opatrunkiem zawierającym kolctę, co powinno wpłynąć również na uszkodzone połączenia nerwowe i końcówki nerwów. Musze pobrać pańskie komórki sir aby doprowadzić do przeszczepu skóry. Operacja nie daje stuprocentowej gwarancji, sir, organizm może rozpoznać protezę kości jako ciało obce i wówczas konieczna będzie amputacja. Takie przypadki zdarzają się jednak rzadko. Póki nie wybuduję nowej skóry, sir, będzie pan musiał nosić ochronny opatrunek i oszczędzać rękę, inaczej ją pan straci, sir. Miał pan szczęście, sir. Pocisk tylko drasnął rękę. Gdyby trafił ją bezpośrednio, nie miałbym czego ratować, sir. Rozpoczynam oczyszczanie rany - powiedział, po czym wziął narzędzie w kształcie długopisu z czerwonym światełkiem na końcu. Z początku Kater czuł coś na kształt mrowienia, potem niewinne mrowienie przeszło w ostry ból.

Tymczasem w  okienku w korytarzu coś przemknęło. Coś ciemnego o bliżej nieokreślonym kształcie. Kolejny wstrząs zarzucił statkiem, niemal zrzucając Katera z leżanki. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater poszedł za droidem medycznym, przeklinając swoich napastników. Położył się na leżance i w milczeniu wysłuchał analizy droida. Słysząc ostatnie słowa przewrócił oczami. 

- Ale mi spostrzeżenie - Rzucił po czym poczuł wstrząs. Odruchowo złapał się prawą ręką krawędzi leżanki, żeby nie spaść. - Cholera nadal nas ścigają - Warknął pod nosem, jednak pozostał na miejscu, czekając na dalsze słowa robota. Kiedy ten powiedział o amputacji popatrzył na niego.  - Nie chcę słyszeć ani słowa o utracie ręki - Powiedział chłodno po czym oparł głowę o leżankę i zamknął oczy. Czując mrowienie a następnie ból zacisnął zęby. Wiedział, że to jest konieczne, jeśli chce nadal używać drugiej ręki. Jednak nagle poczuł drugi wstrząs. Tym razem musiał się jeszcze zablokować prawą nogą, żeby nie spaść na podłogę statku. Uruchomił komunikator.

- Izefet co tam się do cholery dzieje?! - Krzyknął do urządzenia. Nie wiedział, jak wyglądała sytuacja. W głowie kołatała mu się myśl, żeby wstać i ruszyć do kokpitu. Ale to mogłoby się wiązać z utratą ręki. Kater jednak wiedział, że w razie, gdyby byli w poważnych kłopotach jest w stanie poświęcić lewą rękę niż rozbić się gdzieś na planecie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NIC - padła odpowiedź, co zabawne udzielona w starożytnym Sithiańskim i głosem nieco zdeformowanym, głębszym, bardziej ochrypłym. To jednak mógł być skutek zakłóceń z komunikatora. Kolejny wstrząs. 

- Jestem pewien, że pański pilot sobie poradzi, sir - odparł entuzjastycznie robot, kończąc czyszczenie rany. Z półki wyjął plastikowe opakowanie zawierające w środku szary kawałek materiału złożony z opalizujących sześciokątów. Rozdarł opakowanie i nałożył na paskudną ranę. Kater widział wybrakowaną kość i ubytek jaki wyrządził wystrzał. 

Opatrunek przyłożony do rany zacisnął się na niej boleśnie, obejmując całe ramię, a potem rozluźnił. Nieuszkodzone końcówki nerwów zaczęły działać prawidłowo, co oznaczało, że Zabrak poczuł jakby jego cała ręka była trawiona przez ogień. A ból promieniował. 

Opatrunek przyniósł częściowe ukojenie. Miało się wrażenie, że chłodzi ranę. 

To na razie wszystko, sir - oznajmił TB. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater nie wierzył w słowa Izefeta. Zwłaszcza, że ten powiedział je w Sithiańskim. Więc nie było dobrze. Ale Zabrak powstrzymał się od ruszenia z miejsca i czekał, aż TB skończy opatrywać jego rękę. Kiedy nałożył materiał Kater nie wytrzymał i krzyknął z bólu, kiedy poczuł palący ból w ręce. Jednak opatrunek przyniósł na tyle ulgi, że mężczyzna podniósł się do siadu i popatrzył na swoją rękę. Na próbę poruszał nią lekko palcami. Cóż będzie musiał na razie na nią uważać, tak jak powiedział droid. Ale teraz nie miał czasu na to. Pośpiesznie zebrał się i ruszył w stronę kokpitu.

- Nie ruszaj się stąd - Rzucił jeszcze polecenia TB po czym ruszył od razu do towarzysza. 

- Sam jesteś nic Izefet. Jak wygląda sytuacja? - Zapytał rzucając szybko okiem przez szyby pojazdu. Musiał teraz myśleć szybko a działaś jeszcze szybciej. Nie zamierzał teraz umrzeć, zwłaszcza, że był tak blisko odkrycia miejsca starożytnej planety Sithów. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Świetnie. Z sześciu zostały dwa - odparł. Pierwsze słowo było wypowiedziane normalnie, a dalsza część wypowiedzi znów tym dziwnym, zakrawającym o mroczny głosem z wykorzystaniem sithiańskiego. Jakimś cudem Izefetowi który nie potrafił pilotować udało się opuścić atmosferę Coruscant, wyjść poza stację graniczną i zniszczyć cztery TIE. Na ekranie plan frachtowca był miejscami podświetlony na czerwono, ale nie były to znaczące uszkodzenia. Nie na tyle, by nie móc dalej lecieć. Ale do odpierania ataków i do ofensywy potrzebna była druga osoba, bo kokpit dla strzelca znajdował się obok.

Kiedy Kater podszedł do Izefeta, okazało się czym był ów cud i dlaczego "Sam jesteś nic, Izefet" było tak bardzo adekwatne.

 Na twarzy Izefeta spoczywała maska. Biała maska luźno nawiązująca do czaszki ludzkiej, naznaczona czerwonymi liniami od oczu i przedzielona na pół metalowym zdobieniem. Skóra Izefeta zdawała się mieć o wiele ciemniejszy kolor, a żółte oczy nie świeciły. Żółte zazwyczaj oczy były czarne - pozbawione tęczówek i białek. 

Dłoń mężczyzny przesunęła się nad pulpit. Wcisnął dwa klawisze i pociągnął do siebie dźwignię. 

Przygotowanie systemów do skoku w nadprzestrzeń - ogłosił damskim głosem komputer pokładowy i już wkrótce gwiazdy w szybie rozmyły się, a frachtowiec skoczył. 

Izefet zdjął maskę. Z jego głowy i ramion uleciało coś przypominającego czarny dym i zniknęło z sykiem, a on wrócił do swojej normalnej gamy barwnej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater, widząc twarz Izefeta zatrzymał się w pół kroku. Przez chwilę zastanawiał się, czy wzrok go nie myli. Ale przetarł oczy a na twarzy jego towarzysza nadal spoczywała dziwaczna maska. Zabrak nie wiedział co ona oznacza. Ale wiedział jedno. Jest ona niezwykle mocno powiązana z Ciemną Stroną Mocy. Świadczyło o tym wiele rzeczy. Sithiański, nagle polepszenie zdolności prowadzenia samolotu oraz fakt, że bez pomocy nikogo zestrzelił tyle myśliwców. Kiedy maska zniknęła z dziwnym sykiem Kater usiadł na fotelu drugiego pilota i patrzył z lekkim otępieniem na Izefeta. 

- Co to było? Jakim cudem dałeś radę zrobić to wszystko? Sam nie dałbyś rady jednocześnie prowadzić samolotu i strzelać. Poza tym mówiłeś mi, że pierwszy raz pilotujesz. Możesz mi to jakoś wyjaśnić Izefet? - Zapytał mężczyznę, patrząc na niego uważnie. Nadal próbował poukładać sobie wszystko co przed chwilą zobaczył oraz to co się stało. Jednocześnie delikatnie rozmasowywał swoje ramię. W końcu nadal odczuwał ból i liczył, że szybko to minie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ręka pod wpływem masażu bolała jeszcze bardziej, a działanie opatrunku nie było w stanie tego powstrzymać. Nacisk palców Katera powodował mikrokrwawienia, które nie polepszały stanu zranionej kończyny. 

- Nic. Nicość. Pustka. Nihilus - odpowiedział, przypinając maskę do pasa i chowając pod peleryną. - Niełatwo było ją zdobyć, a to wszystko co po nim zostało. Słyszałeś o Nihilusie? - zapytał, co chwilę patrząc na masowaną rękę jakby go to rozpraszało. - Ich wszystkich po śmierci ciągnie do żywych, a już zwłaszcza do tych obdarzonych wrażliwością na Moc. Duchom brakuje energii życiowej, dlatego tak bardzo trzeba na nich uważać. Kiedy zdobyłem ten relikt, zaczął mnie nauczać. A zdobyłem go jeszcze na mojej planecie, wrośnięty w kryształy. Nie wiem do dzisiaj, jak to się tam znalazło. Jak ręka?  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Katar warknął cicho i przestał rozmasowywać rękę, bo to powodowało odwrotny efekt do zamierzonego. Na dodatek widział, że to może rozpraszać mężczyznę. 

- Ujdzie. Ale muszę ją na razie oszczędzać - Powiedział Zabrak po czym popatrzył na Izefeta. - Wiem, kim był Nihilus. Jeden z najpotężniejszych Darthów w historii. Był czymś na kształt czarnej dziury w mocy. Energia wokół niego zostawała przez niego wchłaniana. Podobno kiedyś ściągnął z orbity spory statek, stojąc na powierzchni planety - Powiedział, przypominając sobie informacje, które udało mu się zebrać o nim. Nie był co prawda przekonany, czy to o statku było prawdą, ale wierzył, że Nihilus był na tyle potężny, że mógłby to zrobić. - Ciekawe, co Nihilus robił na twojej planecie. Oraz czemu jego maska się tam znalazła. Niestety nie mam więcej informacji o nim. Nie wiem też jak zginął, bo wykluczam możliwość spokojnej śmierci ze starości - Powiedział opierając się wygodniej na tyle, na ile pozwalało postrzelone ramię. Ciekawość rozpierała Katera. Przed chwilą widział pokaz potęgi Ciemnej Strony Mocy. Teraz jeszcze bardziej chciał poznać jej tajemnice. - Jedno wiem, a raczej zakładam, że Nihilus posługuje się tylko Sithiańskim. Niestety nie znam go aż tak dobrze jakbym chciał. Zaledwie trochę podstaw w mowie i piśmie - Przyznał mężczyzna. Nie umiał znaleźć zapisków o Sithiańskim. Jedynym szczęśliwym trafem była nieduża notatka z kilkoma podstawami co do tego języka, którą Zabrak znalazł niecały rok wcześniej. Ale to by było na tyle, jeśli chodzi o jego Sithiański. Po chwili milczenia popatrzył na Izefeta. - Jak się czułeś? Wtedy, kiedy miałeś maskę na twarzy? - Zapytał. Był ciekawy jak ten artefakt Dartha Nihilusa wpływa na Izefeta. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- On niczego tam nie szukał. Ktoś musiał tę maskę tam zanieść i stracić, bo nie była starannie ukryta. A co czułem?Czułem głód. Tak chyba muszą czuć się czarne dziury. Rozumiesz? Ale nie taki, że chce ci się jeść. Czułem się pusty. I za każdym razem mam ochotę wciągnąć w siebie wszystko co jest wokół. Kokpit, samego siebie, ciebie, wszystko, a zwłaszcza to co żyje. I za każdym razem muszę się bronić, żeby przypadkiem nie przejął sterów i znaleźć w sobie siłę żeby zdjąć maskę. Bo oprócz tej pustki dostaje też jego Moc, a gdybym oddał się bez reszty, już bym nie wrócił. Zmarli są niebezpieczni, wbrew temu co zwykło się mówić - stwierdził Izefet. - Mam nadzieję, że jak już umrę nie będę chciał aż tak bardzo wracać. No, a ty miałeś kontakt z jakimś wielkim?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater nadal patrzył na Izefeta. Po chwili wyjął z torby, która jakimś cudem utrzymała się na ramieniu datapad. Zapisał w nim informację o tym jak się czuł Izefet. Po tym odłożył datapada do torby i spojrzał co tam jeszcze ma. 

- Cholera. Prawie całe pieniądze zostały w myśliwcu. Mam przy sobie ok 2 i pół tysiące kredytów. A przydałoby się uzupełnić zapasu na Nal Hutta - Powiedział pokazując pieniądze oraz nóż. - Dobra to teraz najważniejsze pytanie. Jakie koordynaty ustawiłeś? Nal Hutta czy coś innego? - Zapytał, patrząc przez szybę na umykające gwiazdy i planety. - A właśnie. Mogę rzucić okiem na tą część mapy, którą kupiłeś na Coruscant? - Zapytał patrząc z lekkim zaciekawieniem na Izefeta. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Towarzysz Katera sięgnął do torby podręcznej w postaci chlebaka i chwilę później rzucił Katerowi dość ciężki kawałek pergaminu. 

- Nastawione na Nal Hutta, chociaż z trudem. Za godzinę powinniśmy dotrzeć - stwierdził, po czym wstał ze sterów, zachwiał się i ruszył w kierunku mostka, żeby zapewne dotrzeć do kwater dla załogi. - Nie budź mnie, bo dokonam mordu. A mówiąc szczerze, wolałbym tego uniknąć. Mam czyste konto i niech tak zostanie jak najdłużej. 

Izefet wyszedł.

Pergamin był pożółkły, niemal brązowy miejscami. Było pewne, że musi być niezwykle stary. Na mapie widniała czerwona kropka znajdująca się na utworzonym z dwóch linii "V". Kropka należała do prawego ramienia. Nad nią znajdowały się dwie inne, czarne, pod nią jedna i jeszcze jedna na lewo. 

Poniżej, w języku sithiańskim zapisane były współrzędne. Z odległości od jądra można było wywnioskować, że legendarny Moraband znajduje się na Zewnęrznych Rubieżach. Brakowało współrzędnych sektora. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater uśmiechnął się lekko, słysząc o mordzie za obudzenie. Ale nie zamierzał go budzić. Zainteresował się bardziej tą mapą. Przyjrzał się jej uważnie. Odczytał znaki w Sithiańskim i uśmiechnął się lekko. Przynajmniej wiedział, gdzie mógł się skupić. Zewnętrzne Rubieże. Bardzo daleka część Galaktyki. Jednak teraz nie miał więcej informacji więc nawet nie próbował szukać. Jednak nadal po głowie chodziło mu to co się działo. Schował pergamin ostrożnie do swojej torby, tą położył na fotelu a sam usiadł w pozycji do medytacji obok. Zamknął oczy i skupił się na oczyszczeniu umysłu. Był ciekawy, czy tutaj jeszcze zostało coś z Mrocznej Energii Nihilusa. A może Lord Kaan, od którego Zabrak dostał błyskawice będzie mógł się z nim teraz skontaktować. Tak czy inaczej Zabrak skupił się na medytacji. Zawsze trzeba było próbować. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(wynik rzutu kością: 2) 

Kater wyczuł zaledwie widmo czegoś, co tam wcześniej było. Namiastkę, jak rozmywający się odcisk na przybrzeżnym piasku. Jego zmysły odbierały pozostałość jako coś, czego w żadnym razie nie chciałby spotkać. Moc była tak bardzo nieznośna, że nie sposób było się skupić na medytacji, tak jakby organizm Katera chciał od tej nieznanej siły uciec. Kokpit wypełniało echo namacalne niemal jak dźwięk, zwłaszcza podczas medytacji. Nie oddech ani nie głos - obecność czegoś, co od setek lat było martwe i nie potrafiło odejść. Czegoś, co nie pogodziło się ze śmiercią i krążyło, próbując znaleźć sobie ofiarę, niczym wygłodniały drapieżnik. Ożywionego cienia, który był martwy już za swojego życia, a teraz ten cień ingerował w sprawy żywych. 

Nihilus nie był czymś, z czym można było zwyczajnie porozmawiać. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater westchnął i przerwał medytację. W sumie to nawet nie był zdziwiony, że nie udało mu się skomunikować z nikim. Podniósł się i spojrzał na swoje ranne ramię. Nadal był zły na siebie, że dał się tak trafić. 

- No tak. Ciemna Strona Mocy - Westchnął po czym wziął swoją torbę w rękę i położył ją na drugim fotelu. Usiadł i obserwował w milczeniu na dane z komputera oraz, idąc ze swoją zasadą warto próbować, Uruchomił mapę kosmosu i zaczął przeglądać Zewnętrzne Rubieże. W sumie to robił to raczej z nudów bo nie liczył na to, że jakimś cudem znajdzie planetę, która od tysiąca lat była zapomniana. Musiał w końcu się czymś zająć do czasu, aż dolecą do Nal Hutta. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

latest?cb=20130517035000

Nie było szansy na znalezienie tej planety, bo nie było jej w rejestrach. 

Białe smugi za szybą w kokpicie zmieniły się z powrotem w punkty, a przed frachtowcem pojawiła się zielonkawożółta sylwetka planety.

Oto królestwo Huttów, równie obrzydliwe co oni sami. Oto siedlisko szmuglerów, nielegalnych interesów i niewolnictwa. Oto miejsce, gdzie zdobyć można każdy znany Galaktyce narkotyk, niewolników większości ras i inne obiekty niedostępne zwykłym śmiertelnikom. Oto najbardziej znany przemytnikom port kosmiczny. Oto Nal Hutta.

Nie było stacji orbitalnych. Jedyne na co trzeba było uważać to na pierścień z asteroid, pyłu i złomu. 

Na Nal Hutta przylecieć mógł każdy, ale mimo bałaganu było tam prawo działające w jakiś sposób.W skrócie, jeśli ktoś zakłócał "porządek", kończył z dziurą w głowie. 

Było kilka punktów do lądowania, bo porty były budowane wokół pałaców Huttów. Najbliższy z nich, jak pokazał radar, znajdował się na północnej półkuli, blisko równika na jednym z "kontynentów". Na Nal Hutta nie było mórz ani oceanów, tylko bagna. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater wyłączył mapę gwiezdną, widząc, że nie znajdzie Korribanu. Podniósł głowę i obserwował, jak gwiazdy zaczynają przybierać swój prawidłowy kształt. Widząc Nal Hutta przez chwilę zastanawiał się czy to dobra planeta. Ale raczej komputer nie mógł się mylić. Przyglądał się przez chwilę miejscom, gdzie miał wylądować. Nie wiedział, gdzie dokładnie Izefet był umówiony na odebranie drugiej części mapy. Uruchomił komunikator. 

- Starczy ci tego spania Izefet. Dolecieliśmy na Nal Hutta. Przyjdź tutaj i powiedz mi, gdzie mam lądować. Nie chcę spędzić na tej planecie więcej, niż to potrzebne - Powiedział do mikrofonu po czym ostrożnie złapał ster lewą ręką. Nadal nie był pewny, jak bardzo sprawna jest ranna ręka. Ale nie miał czasu aby ręka spokojnie się zregenerowała. Wyłączył autopilota i zaczął powoli zbliżać się do planety, starając się uniknąć asteroid, złomu i innych drobin. Widok planety nie napawał go optymizmem. Ale wiedział, że przybyli tutaj tylko po drugą część mapy oraz uzupełnić zapasy. W końcu nie wiedział jak wygląda Korriban, więc wolał się przygotować na kilka ewentualności. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Izefet po chwili zawitał na mostek, wyglądając jak trup bardziej niż zwykle. Nie był szczególnie zadowolony. 

Stanął obok Katera i pochylił się nad pulpitem, jednocześnie się o niego opierając. 

- Pałac Nem'ro'. Znaczy port w tamtym miejscu - odparł, wpisując współrzędne z notesu trzymanego w dłoni do komputera pokładowego.

Wkrótce frachtowiec wylądował na durabetonowej platformie ziemnej. 

Na horyzoncie widać było pałac przypominający gniazdo owadów. Opasły i okrągły. Wokół pałacu widać było zabudowania zbudowane na planie chaotycznym bardziej niż się dało. Wszystko wyglądało jak bliskie zawaleniu albo skonstruowane ze złomu. 

Gdzieniegdzie widać było drzewa bardziej podobne do grzybów niz roślin. Niebo miało kolor błota, a powietrze pachniało dymem. Ku początkującym Sithom zmierzał jegomość w starszym wieku, zapewne celem uiszczenia opłaty za parking.

Izefet wciągnął głośno powietrze do płuc. 

- Co za piękne miejsce - stwierdził, szczerząc się złośliwie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kater zobaczył koordynaty i skierował statek właśnie do tego portu. Musiał co prawda jeszcze trochę manewrować pomiędzy śmieciami i skałami, ale udało się bezpiecznie i szybko wylądować. Kiedy Zabrak przyjrzał się z bliska "miastu" Nabrał jeszcze więcej niechęci, żeby tutaj przebywać. No ale wiedział, że musi to wytrzymać, bo tutaj jest to, czego tak bardzo szukał od tylu lat. Droga do wiedzy o Ciemnej Stronie Mocy. Tak więc musiał się odłożyć swoją niechęć do planety na dalszy plan. Wyłączył frachtowiec i schował klucz do kieszeni w stroju. Następnie zabrał swoją torbę, w której była część mapy od Izefeta, pieniądze oraz Datapad i nóż. Przewiesił ją przez zdrowe ramię po czym sprawdził jeszcze czy ma miecz przy pasie po czym naciągnął kaptur na głowę. Westchnął z odrazą. Nadal było na nim czuć smród z domu Twi'leka. Będzie musiał tutaj kupić jakiś nowy płaszcz. 

- Widziałem w życiu lepsze miejsca - Powiedział z lekkim uśmiechem po czym popatrzył na idącego staruszka. - Mam nadzieję, że tutaj nie każą sobie za dużo płacić. Nie mam wiele, a nie chcę się silić na użycie mocy - Powiedział cicho, patrząc kątem oka na Izefeta. - Najlepiej załatwmy co trzeba, uzupełnijmy zapasy i spadajmy stąd - Dodał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zależy gdzie trafisz. Nie wiem, nigdy mnie tu nie było - odparł. 

- Piętnaście za dzień - rzucił stary człowiek, nie siląc się na uprzejmości. W jego starej ręce wkrótce pojawiły się żółte kredyty podane przez Izefeta.

- Lepiej chodźmy - rzucił i ruszył w stronę miasta. 

Zabudowania były dokładnie takie, jak wydawało się z dala. Brzydkie domki sklecone z pordzewiałego metalu, betonowe, okrągłe molochy jak ule i całe mnóstwo ulicznych sklepików. 

Przez tłoczną uliczkę ciągnął się tłum. Bodźce bombardowały uszy i nos Katera - krzyki handlarzy, zapach przypraw i odór różnych organicznych wydzielin wielu gatunków żyjących na Nal Hutta.

To co rzuciło się w oczy, a Kater nie widział tego nigdzie indziej, było podestem z niewolnikami. Podest wznosił się metr nad ziemię, a na nim stało trzech Twi'leków i dwóch Zabraków. Na rękach mieli przezroczyste bransolety świecące na żółto, a wokół nich znajdowało się żółte pole ochronne. Nie mogli wyjść, ale wszyscy ich dobrze widzieli. Wokół stal zresztą tłum gapiów, a ludzki handlarz przekrzykiwał się z nimi, wykrzykując ceny i zachwalając "towar". 

Nigdzie indziej nie manifestowano handlu niewolnikami tak bardzo otwarcie. Izefet stojący obok stał, gapiąc się na podest i zaciskając dłonie. Złość aż od niego promieniowała. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...