Skocz do zawartości

Obecność [Seria][NZ][Slice of Life][Human][TCB][Spin Off]


Sequel?  

15 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Jak myślicie? Czy "Obecność" ma doczekać się Sequela?

    • Tak
      7
    • Nie
      0
    • Pierogi
      8


Recommended Posts

Czasem na naszej życiowej drodze doświadczamy dziwnych i niewyjaśnionych zjawisk.

Kilka z nich opisane zostały w opowiadaniach poniżej.

 

"Obecność"  jest pełnoprawną częścią większego multiwersum i dopełnieniem świata TCB, który możecie poznać w opowiadaniu "Avatar". 

Dwie pierwsze części tyczą się przygód Darth Evilla i są bezpośrednimi prequelami "Avatara". 

 Każde następne opowiadanie ma swojego unikatowego bohatera. Zazwyczaj są to ludzie, których spotkałem na swojej drodze fandomowej.

Może i Ty znalazłeś/aś się w jednym z opowiadań? Zapraszam do lektury.

 

Obecność

Powrót do Equestrii

 

 

Obcy Świat

Twilight Sparkle

Poniedziałek

Dotyk Motyla

Encounter

Przebudzenie

Gra o Płot

Herbata

ISS Celestia

Ostatni z Nas

 

Edytowano przez D.E.F.S
  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

A więc zagłosowaliśćie. Oto przed wami jeden z planowanych sequeli.

 

Poniedziałek jest nie lubiany przez społeczeństwo. Trzeba iść do pracy, do szkoły i tak dalej. 

Ale wraz z poniedziałkiem zaczyna się nowy tydzień i nowa przygoda.

A pierogi? A jakże też są :3

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Raczej nie jest to opowiadanie w stylu tych, w jakich gustuję, ale przeczytałem, szukając nawiązań (o których wspominałeś) do innych opowiadań. Znalazłem je, no i muszę przyznać, że człowiek odczuwa pewien rodzaj swoistej satysfakcji za wyłapanie takowych i powiązanie w jedną całość.

Co do samego opowiadania, to pomysł nie najgorszy; przypomniał mi o pewnej grze, jaką kiedyś zamierzałem wypróbować, ale ostatecznie spełzło na niczym, ponieważ nie było z kim; ale nie zaciekawił mnie szczególnie, aż do samego końca, gdzie sama końcówka sprawiła, że pomyślałem sobie: "O, może jednak będzie ciekawie". Chodzi mi oczywiście o wstęp do TCB. Opowiadanie, które bierze na warsztat same początki pojawienia się sfery i tego, co działo się wcześniej (badanie świata przed przeniesieniem się do niego, itp., itd.).

Co do strony technicznej, to wyjustuj tekst w drugiej części, ponieważ wygląda źle.

 

To chyba tyle. Zagłosowałem na pierogi, ponieważ to pierogi są :D 

Pozdrawiam :giggle:

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 years later...

To tak, nadrabiam kupkę wstydu, bo jest event i odnalazłam zaginioną motywację.

 

"Obecność" to dziwny fik i niekoniecznie w dobrym tego słowa znaczeniu. Ogółem, czytając go czułam się jakbym nagle przedawkowała melisę, ale nie tak trochę, tylko jakbym nagle odczuła całe 2 litry. Sam tekst napisany jest... znośnie. Takich grubszych błędów trochę jest, ale to głównie drobnostki i kwestia braku lub nadmiaru wielkich liter. Tam kaj być powinny, to ich nie było, a tam kaj nie miały prawa się znaleźć, to się pojawiły. Ale tego, zostawiłam komentarze w docsie. Ze stylem jest coś nie tak i to tu jest moja główna uwaga - czasami ciężko ogarnąć, co się dzieje, a sam tekst wydaje się być... poszarpany. Szczególnie na początku to strasznie raziło. Było tam dużo bardzo krótkich i prostych zdań, które czasami wydawały się niedokończone. Strasznie wybijało to z rytmu, niestety. Ale szczerze? Zważywszy na to, że od lat siedzisz w UK, to mnie to nie dziwi. Bo podobne problemy widuję regularnie u ludzi, którzy za często korzystają z języka angielskiego. Choć na ogół tworzą tasiemce, a nie szarpaną wieprzowinę :rdblink:.

 

A sama treść... Bogowie rogaci, co tu się odwaliło, to ja nawet nie... A tak poważnie - na początku wszystko wskazywało na to, że dostaliśmy opowiadanie autobiograficzne, mocno skupione na postaci inspirowanej autorem lub po prostu na nim. I wiecie co? Okej, nie mam z tym problemu, tylko zastanawiałam się - dlaczego? Bo na tym etapie historii nie było to zbyt interesujące, szczególnie, że ta ma raptem pięć stron, a to dość mało i raczej nie wymaga aż takiego przedstawienia głównego bohatera. Znaczy, taki blok ekspozycyjny na ogół średnio sprawdza się nawet w wielorozdziałowcu, ale tam taki zabieg byłby bardziej zrozumiały.

 

Ale self insert nawet okej - nie budził chęci natychmiastowego uduszenia go (a to wielki sukces), nie odwalał smętnych emo żali, ani nie malował się na super herosa, co to nie on... Tylko dalej nie do końca rozumiem czemu dostaliśmy całe jego backstory. Chodziło o plot twist? Szok? A może ten tekst, to miał być [Random]? Bo naprawdę, to, co dostaliśmy to rozwinięcie z 0 do 100 w pół sekundy.

 

I tak w jednej chwili Darth Evill smali cholewki do Diany, niby po cichu, ale już randkują, więc widać, że dobrze mu idzie. Okej, trochę na tym etapie było to moim zdaniem nieco niezręcznie napisane, ale hej, w sumie nie wiem jak to jest, nigdy nie szłam w konkury do żadnej panny. Ale dobra, Diana przejmuje inicjatywę i miałam takie "jesteśmy w dziale ogólnym, nie będzie seksów, ale dokąd to właściwie zmierza?". Idą do niego na chatę i w tym momencie z szafy wychodzi magiczna babcia okazuje się, że Diana ma męża i dziecko. Poczułam się jakbym oglądała meksykańską telenowelę, takie to było nagłe i dziwne. A potem okazało się, że Diana to Pinkie Pie (no przecież, imię w końcu tak jakby znajome). Mamy platoniczne tulenie, zdecydowanie za krótką wymianę zdań między bohaterami i niezbyt satysfakcjonujące zakończenie. Po prostu fanfik jest za krótki. Zdecydowanie za krótki i moim zdaniem lepiej sprawdziłby się jakby był parę razy dłuższy, pokazał nam znajomość Dartha i Diany (zamiast ją streszczać), przedstawił bohaterów w akcji, szczerą rozmowę na koniec wydłużył na parę stron i doprowadził ją dokądś. Bo ja powodu odwiedzin Pinkie w ogóle tu nie kupuję.

 

Pokazała mu, że magia przyjaźni istnieje, lecąc z nim w ślinę i chadzając na randki. Ktoś złośliwy (ale na pewno nie ja, co to, to nie...), powiedziałby, że chyba magię friendzone'u.

 

Ja wiem, że to Pinkie i ona jest nieco bezmyślna, dziwna oraz chaotyczna, ale to było takie... Masz męża i dziecko, nie mogłaś z nim chodzić na kręgle i grać w multi, a nie się całować i randkować? On też jakoś wyjątkowo spokojnie i na luzie do tego podszedł. I to jest mój główny zarzut. Naprawdę nie ogarniam, co tam się wydarzyło. Ani czemu.

 

Ale czy było tak źle? Nie no, główny bohater napisany nawet okej (nie licząc tego jak na luzie podszedł do tego, że jego obiekt westchnień jest kucykiem, mężatką z dzieckiem i go uwiódł by pokazać mu magię przyjaźni). Plus też za dystans do siebie. Opisy nie były też najgorsze, ale styl je nieco zabił. Ogółem to wydłużenie tego tekstu minimum pięć razy, by pewnie rozwiązało wiele problemów. Bo fanfik wygląda jak sklejka różnych elementów i scen. Ale brakuje gładkości i połączenia. No i coś, o czym wielu pisarzy zapomina: nie mów, pokaż. Daj się wykazać postaciom i światu w akcji, zamiast coś bezpośrednio tłumaczyć. Zostaw czasami jakieś drobne i mniej drobne niedopowiedzenia, bo tajemnica jest tym, co jara ludzi. 

 

W sumie ciekawi mnie jak wyglądałby remake "Obecności".

 

Reszta fików w następnym odcinku "Cahan masakruje komentuje".

  • +1 2
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Powrót do Equestrii" to pod wieloma względami to samo po raz drugi. Ale tym razem bez bloku autobiograficznego (w końcu to kontynuacja). Dalej dzieje się coś dziwnego z wielkimi literami (ten problem dotknął całej serii, więc nie będę już o nim więcej wspominać, bo mi się nie chce). Styl jest tu już nieco lepszy - zdania są ładniejsze i mniej poszarpane. Z uwag do formy, to poza używaniem dywizów zamiast półpauzy/pauzy, to zauważyłam, że zapisujesz różne "Twoja", "Ciebie" wielką literą. To dialog, nie email do wykładowcy czy list, więc piszemy to z małej. Zapis dialogowy też ma trochę błędów, ale drobnych i tragedii nie ma.

 

Główna bolączka to konstrukcja, fabuła i tempo akcji. W pierwszym akapicie dowiadujemy się, że kiedyś tam Darth zobaczył w Londynie laskę 10/10. A potem zaczął się z nią spotykać i ona jego, naszego niewinnego kwiatuszka, chciała zdemoralizować, zabrać mu mydło i pozbawić życia w czystości! A tak serio, czułam się mocno niekomfortowo przy scenie zapowiadającej cimcirimci, bo fabuła do tego momentu rozwijała się prędko jak w clopie. Ale to przecież dział ogólny, więc było wiadome, że nie dojdzie do żadnych zbereźności. Takie rzeczy tylko po ślubie i w dziale MLS. Ale nie, ona ukradła mu figurki (i w tym momencie autentycznie skisłam), zniknęła, okazała się być Sunset Shimmer. Więc Darth zadzwonił po Dianę i pojechali do przeszłości do Equestrii na wyprawę życia. Koniec.

 

To wszystko na czterech stronach, podczas których bardzo dziwna akcja pędzi jak Pendolino. Czyli przez większość czasu, bo zdarza się przestój - a to aktualizacja z życia Dartha, a to historia jego związku z Dorotą. Ale znowu nie dostaliśmy tych relacji, tylko streszczenie, a potem scenę kajdankową. I to wszystko donikąd nie prowadzi. Nie wiemy czemu figurka, dokąd pojechał z Dianą (choć domyślam się, że to będzie w innym fiku), ale no,  "Powrót do Equestrii" nie broni się jako samodzielne opowiadanie. Ani jako część serii. Jako dodatek też za bardzo się nie broni. Wszystko jest przyrushowane, ciężko więc mieć jakiekolwiek podejście do bohaterów, bo tak naprawdę nie dostali pola do popisu.

 

Zastanawia mnie też, czemu opis Doroty jest taki powierzchowny. Wygląd i że ma trudny charakter. To brzmi jakby była czysto obiektem pożądania, a nie osobą. I jak to czytałam, to uderzyło mnie, że z Dianą w "Obecności" było podobnie. Nie wydaje mi się by to było celowe, tylko wyniknęło raczej z pewnej niezręczności w pisaniu opisów, które są w sumie jedynym, co dostajemy o tych postaciach jako o kobietach. Pewnie dlatego, że po prostu łatwiej opisać wygląd i jakąś jedną cechę charakteru. Ale tak sobie myślę, że plus za to, że wyglądają jak normalne dziewczyny, a nie jakieś potwory z kolorową skórą, włosami i tatuażem z CM na portkach/pośladkach.

 

Ale naprawdę jestem ciekawa co ona chce zrobić z tymi figurkami, jak i dlaczego! To pytanie dołącza do takich klasyków jak "czy Lenin był grzybem", "czemu elektronika nie działa/działa" i "kaj się podział złoty pociąg".

 

Wyszło jakbyś próbował napisać randomową komedyjkę. Tylko zabrakło tu w zasadzie fabuły. Są słabo powiązane ze sobą scenki, niektóre akapity określiłabym wręcz zbędnymi i akcja nigdzie w sumie nie prowadzi. Czy raczej - nie na tyle, by to było zamknięte opowiadanie. I tak jak krótkie formy są raczej dobrym ćwiczeniem, tak wpakowywanie do nich czegoś, co może miałoby ręce i nogi jakby było 10 razy dłuższe już nie.

 

 

"Chip: Poniedziałek" to moim zdaniem kolejna randomowa komedyjka, która ma parę elementów solidnej randomowej komedyjki i generalnie dałoby się z tego wyrzeźbić niezły i sensowny fanfik. To na co w takim razie cierpi? Ma koszmarną konstrukcję. Najpierw dowiadujemy się, że główny bohater był na targach mechatroniki i po targach nocował u Angeli od świecącego na niebiesko kota (wiem, że to błąd, ale i tak co się pośmieję, to moje) i królików. Nauczona doświadczeniem uznałam, że ta Angela to musi być któraś z księżniczek. Albo jej kot. Koty raczej nie świecą. Tylko no... Angela w ogóle nie wraca. Chyba że jednak była Luną wyżerającą ludziom zawartość lodówki. Jeśli tak, to należałoby te wątki połączyć, jeśli nie, to w ogóle wyciąć Angelę i targi. Szczególnie, że tu nocuje u koleżanki na chacie, tu siedzi u siebie i budzą go nocne odgłosy? Po co, dlaczego?

 

Ale no, tuli Lunę z lodówki, robi jej foty (trochę dziwna reakcja jego i Luny - ja bym zabiła za ruszanie mojego żarcia, ale to ja) (za tulenie też bym zabiła). Budzi się nazajutrz, odkrywa, że to jednak nie był sen. I chciałby opowiedzieć o nim Dairinn (kto to jest?). Ogółem trochę słabo wsadzać postaci, które nic nie wnoszą. To ok, że nasz bohater ma swój świat, znajomych, życie i w ogóle, tylko czemu to nie ma żadnego wpływu na fabułę? Ani nawet na jego kreację za bardzo nie ma.

 

W każdym razie, na oceanie wyrosła sfera, mamy TCB i połączenie z Equestrią. Jeup, taka nieco niepołączona z resztą ta puenta.

 

Ale! Styl jest dużo lepszy niż w poprzednich opowiadaniach z serii, żarty też są całkiem okej i choć trochę to bez sensu, to czytało się nawet przyjemnie.

 

Dobra, ale jak to ewentualnie naprawić?

1A. Wywalić pierwszy akapit

1B. Zamiast pierwszego akapitu zabrać czytelnika na te targi i do tej Angeli, może w dodatku niech dzieje się tam coś dziwnego i niepokojącego, a ten kot serio się świeci, ponieważ to wszystko sen, a Luna zakradła się do niego by przeszpiegować ludzi

2. Ale jak szpieguje, to robi się głodna, więc wyżera żarcie z lodówki

3. Dodać jakąś reakcję podczas nocnego spotkania

4. Karteczka o pierożkach jest zabawna i urocza, ale niezbyt pasuje do fabuły, może niech ona mu to powie? I niech nie będzie żadnych zdjęć, żadnego dowodu poza brakującymi pierożkami.

5. Jakiś dłuższy czas, kiedy koleś zastanawia się, czy mu to się przyśniło, ludzie heheszkują, wszystko wskazuje, że jednak tak.

6. Sfera.

 

Myślę, że tak byłoby lepiej. I nadal mogłoby być raczej komediowe. Choć mogłoby też nie.

 

 

"ISS Celestia", co tu się zadziało? W końcu coś, co nie wygląda jak randomowa, poskładana z paru nie do końca dopasowanych scen i przyrushowana komedyjka. Styl jest dobry, klimat jest, TCB pełną gębą. Wstęp jest dość posępny i filozoficzny, przypominał mi niektóre fragmenty "Diuny". Narracja? Brzmi naprawdę dostojnie. Ogółem, czuć moc. Są drobne potknięcia, powtórzenia itd., ale ogółem jest wow, szczególnie jak spojrzy się na resztę serii. Niesamowity przeskok jakościowy.

 

Potem mamy zarys historii świata i tego co się stało i jest spoko. Mamy formę opowieści, w której majestatyczny narrator opowiada historię jakby przemawiał do przyszłych pokoleń. I jest super. Choć rozbawiła mnie ta klitka. Ta klitka jest dwa razy większa od mojej klitki ;-;.

 

Byłam uprzedzona, że pojawiam się w tym fanfiku, ale przeżyłam szok, kiedy odkryłam, że to ja jestem majestatyczną narratorką. I trochę skisłam - bo tego, ja nie jestem zbyt majestatyczna. Przez większość czasu. I nie jestem pomocnicą Dolara, ja mam tu przywilej łowiecki! (+ czasami Dolcze mnie karmi) Cahan to też mój nick jeszcze przedfandomowy i używany przeze mnie poza nim. Ja po prostu bardzo nie lubię mojego imienia. No i nie mam w zwyczaju tulić ludzi. Nie lubię kontaktu fizycznego.

Btw. ludzkość z tego opowiadania jest zgubiona :D 

 

Ale wchodząc na poważniejsze tory i nie chichrając z lepszej wersji mnie, akcja toczy się dalej, bohaterowie trafiają na statek i lecą w kosmos, by ludzkość miała szanse na przetrwanie. I szczerze? Ta część fanfika jest gorsza, ale wciąż nie jest zła. Na pewno brakuje trochę informacji kim są Zbyszek i Sebastian. Dolar trochę też. Znaczy, wiemy, że Cahan była jego minionem i się znali, ale trochę mało. Ogółem przydałoby się nieco lepiej przedstawić chłopaków, bo są za bardzo w cieniu. W całej tej części brakuje też nieco napięcia i emocji, akcja jest za szybka - szczególnie w części notatki o samym locie i przed lotem. Ale mówię "nieco", bo wciąż jest dobrze. 

 

Pojawia się Diana i tu znowu czegoś brakuje - ciszy, emocji, spokoju. Sprzeczności. Lęku i wściekłości. Straty i niedowierzania. Mówiąc dosadnie - uważam, że opisy są tu za skąpe. Samą Dianę może też dałoby się wprowadzić lepiej - weszła i publiczność zamurowało. Diana prowadzi wręcz monolog i nie chodzi o to, że to złe, że wyjaśnia rzeczy i w ogóle. Ale po prostu wszyscy zniknęli. Myślę też, że kwestia innych światów wypadła sztucznie, po prostu zabrakło wyjaśnienia i wprowadzenia. Nawet nie musiałoby być długie. Parę zdań, dzięki którym klimat by zyskał.

 

Dalej poziom znowu rośnie i taki zostaje aż do końca.

 

"ISS Celestia" jest trochę jak takie klasyczne TCB z początków fandomu. Ale dobre klasyczne TCB z tamtych czasów. Jest nostalgiczne, klimatyczne i zwyczajnie dobre. Jestem ciekawa jak dokładnie przebiegał proces ponyfikacji, co się działo w biurach, czemu ludzkość kryje się po krzakach - znaczy, to brzmiało jakby był przymus, ale Cahan uznała, że któraś z księżniczek chciała im dać szansę. A to już brzmiało jakby całe połączenie się działo niezależnie od kuców, a te nawet jakoś na ludzkość nie naciskały w sprawie przemiany w taborety. Po prostu, ciekawi mnie cały proces i to, co było pomiędzy. I lore tego uniwersum. Dobra robota. Jedno z lepszych poważnych (i niepoważnych TCB) jakie miałam przyjemność czytać. Drobne potknięcia w formie nie psują przyjemności z lektury.

  • +1 2
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem "ISS Celestia".

 

Ale... jak? Dlaczego? Za co? Jak bardzo musisz nienawidzić ludzkości, żeby ustawiać Cahan i mnie w roli metaforycznych "rodziców-założycieli" ostatniej kolonii ludzkości? Przecież to pewny sposób na nieuniknioną zagładę!

 

A tan na poważnie, to zgadzam się z Cahan, iż mamy tu do czynienia z przykładem wspaniałego, klasycznego TCB. Udało się mistrzowsko oddać przygnębiającą atmosferę niektórych z klasycznych fanfików i na dodatek zrobić to na tyle naturalnie i lekko, że w lekturze nie przeszkadzały nawet występujące tu i ówdzie błędy. 

 

Sama historia? Jest dobra. Mamy trochę historii, mamy post-apo, mamy sci-fi, wszystko połączone w odpowiednich proporcjach, żeby na siedmiu stronach oddać całą historię. Czy mogłaby być dużo większa i kompletniejsza? Na pewno. Czy wyszłoby jej to na dobre? Nie jestem pewny - w ten sposób sporo rzeczy jest niedopowiedzianych i zostawia szerokie pole do ewentualnych kontynuacji i spin-offów.

 

Jeżeli chodzi o bohaterów, to tu trochę trudno mi się wypowiadać, jako że jednym z nich jest moje alter-ego. Szczerze mówiąc lektura mnie niezmiernie ubawiła, bo zarówno Cahan, jak i ja jesteśmy tam, jak to się mawia w krajach anglosaskich strasznie out-of-character. I może właśnie dlatego tak dobrze się bawiłem czytając te krótkie, acz treściwe przygody.

 

Ogólnie daję mocną okejkę i mam nadzieję, że zobaczę kiedyś drugą część tegoż opowiadania. A może i jakiś prequel. Za pozostałe fiki wezmę się przy okazji.

 

Do następnego przeczytania!

  • +1 2
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

„Obecność”, całą serię, pożarłem w trakcie jednego posiedzenia, co nie zabrało zbyt wiele czasu, w związku z czym mogłem zabrać się na inne fanfiki, które sobie upatrzyłem. Za to całkiem sporo czasu zajęło mi obmyślenie tego, co powinienem tu napisać, czego w sumie się nie spodziewałem. Niniejsza seria jest w swej konstrukcji i złożoności dość prosta, lekka w odbiorze i w gruncie rzeczy nie powinna przysporzyć kłopotów w trakcie recenzowania. A jednak, rozmyślając nad tym, co czytam, wpadłem na coś, o czym wcześniej nie pisałem, a co możliwe, że pasowałoby do niejednego fanfika. W tym sensie, że już spotkałem się z czymś podobnym.

 

„Obecność”, choć tagami zapewnia nas o znanym motywie Biur Adaptacyjnych (No właśnie – czy wtenczas tag [Human] jest w ogóle potrzebny?), w rzeczywistości jest czymś więcej. Jest to swego rodzaju meta-fanfik, czyli dzieło samoświadome, chętnie odwołujące się, nawiązujące do fandomu jako takiego, ale także wykorzystujące w narracji postać autora (włączając w to jego oryginalną, kucykową postać/ ponysonę (tu nie jestem pewien)), komentującą jego poprzednie tytuły (w tym przypadku jest to „Rise of Equestria”), o wpleceniu w fabułę innych postaci z realnego świata, występujących pod określonymi nickami nie muszę wspominać.

 

Jakby tego było mało, cykl fanfików D.E.F.S.a nie próbuje być parodią, lecz stara się opowiedzieć konkretną historię. Ba, od czasu do czasu w tekście przewinie się postać Diany, która wydaje się spajać te opowiadania z resztą dorobku autora, tworząc coś w rodzaju... multiwersum? D.E.F.S.owego Cinematic Universe? Coś w ten deseń. Samo w sobie, jest to ciekawe i chyba rzadko spotykane w naszym fandomie. Podróżującą po różnych światach Dianę znam z „Kronik Diany”, co z kolei przypomina mi o „Kronikach Diany” - opowiadaniach pisanych raczej „na poważnie”.

 

Dlaczego o tym wspominam? Mimo opisu, a także zestawu tagów na to nie wskazujących, w trakcie czytania niejednokrotnie zbierało mi się na serdeczny śmiech, nie tylko w związku z rzeczami, o których czytałem, ale za sprawą ogólnego nastroju, no i tego, że „Obecność” okazała się meta-fanfikiem. Zawierającym chyba niezamierzone elementy komediowe. Z całą pewnością było to ciekawe doświadczenie, zwłaszcza, że najnowsze opowiadanie z serii, „ISS Celestia” prezentuje nagłą zmianę w tonie i tematyce, serwując nam coś poważniejszego i, zapewne w zamyśle autora, tragicznego, posępnego, choć i ten tekst nie ustrzegł się przed motywami komediowymi, i tym razem te musiały być niezamierzone. Aczkolwiek mogę się mylić. Opowiem dokładnie o co mi chodzi później.

 

A na razie, przyjrzyjmy się po kolei poszczególnym odsłonom tegoż cyklu.

 

 

„Obecność” rozpoczyna się dosyć niewinnie. Ot, poznajemy naszego bohatera, podobnie jak jego znajome, których ścieżki – a jakże – skrzyżowały się dzięki wspólnym zainteresowaniom, wypływającym oczywiście z pewnego serialu o kolorowych, magicznych kucykach. Dowiadujemy się o miejscu akcji, nie zabraknie przy okazji kilku nawiązań do szeroko pojętej twórczości fandomowej. Po zlocie angielskich Bronies, przychodzi pora się pożegnać i wrócić do siebie, lecz jedna z towarzyszek głównego bohatera, Diana, niespodziewanie dołącza do niego z prośbą, by ten ją u siebie przenocował. To, co dzieje się potem, istotnie jest dziwnym, niewyjaśnionym zjawiskiem i nie mówię tu o miłosnym zbliżeniu z nierealistycznie rekordowym czasem „akcji”.

 

Zanim jednak to nastąpi, rozwinięciu ulega wątek biograficzny. Poznajemy imię autora-protagonisty, jego wiek, sprecyzowaniu uległo miejsce akcji (do poziomu miasta), poznaliśmy tez mocno skróconą historię autora, czyli jak znalazł się w fandomie i ile to dla niego znaczy. Uchylono tez rąbka tajemnicy odnośnie tego, co można znaleźć w jego mieszkaniu. Z jakiegoś powodu zwróciłem szczególną uwagę na Christie Monteiro...

 

W każdym razie, nie streszczając całości, mamy dwa główne wątki. Pierwszym, otwierającym (i zamykającym chyba też, jako iż dowiadujemy się skąd wzięła się inspiracja na „Po drugiej stronie lustra”) opowiadanie, jest wspomniany wątek biograficzny, zaś drugi, to po prostu relacja Sebastiana z Dianą, której prawdziwa tożsamość nie powinna być tajemnicą. Przeróżne wątki poboczne, są to wydarzenia, które w gruncie rzeczy nadawałyby się albo na oddzielne opowiadania albo na rozszerzenie „Obecności”. Dowiadujemy się m.in. o tym, że Diana randkowała sobie z Sebastianem w najlepsze... mając męża i córeczkę. Dlaczego wybrała właśnie jego? A bo chłopak stał sobie na uboczu, trochę wycofany i przydaliby mu się przyjaciele. No dobrze, a jak ona w ogóle tu trafiła? Autorki wynalazek umożliwiający podróże między wymiarami. Jak się okazuje, Pinkie Pie to za mało, lecz Applejack z Equestrii również ma już męża, którym jednak jest Fire Sky. Ten sam Fire Sky, którego stworzył Sebastian.

 

Masa rzeczy, masa wątków, która jednak zostaje nam tylko wspomniana w trakcie konwersacji między Dianą/ Pinkie Pie (Aha, z ludzkiej formy potrafi swobodnie przechodzić w formę kucykową.) Jest to materiał, który, jak już wspominałem, zresztą nie tylko ja, spokojnie starczyłby na więcej fanfikcji. Rozbudowaniu uległaby relacja głównego bohatera z Dianą, być może dowiedzielibyśmy się czegoś więcej o tym, co lubią robić, czym się zajmują na co dzień, jak spędzają wolny czas itp. Dzięki temu wątek ten stałby się nie tylko wiarygodniejszy, ale i scenka wyjawienia prawdy i rozstania mogłaby nabrać ciężaru emocjonalnego, realizując tag [Sad]. A tak, jak jest teraz... Kurczę, znowu! Rzeczy po prostu się dzieją, akcja leci na łeb, na szyję, wprawdzie otrzymujemy dużą dozę faktów, co pozwala nam ekspresowo poznać głównego bohatera, ale... no właśnie – ekspresowo. Nic nie wydaje się tu być wprowadzone do fabuły w sposób organiczny.

 

O wątku Applejack oraz tym, co się dzieje w prawdziwej Equestrii nie wspomniałem, gdyż akurat to otrzymało swój kawałek fanfikcji. Zainteresowanych odsyłam TUTAJ.

 

„Po drugiej stronie lustra” przeczytałem. No i cóż, to prawda, że to tam znajduje się rozwinięcie niektórych wątków wspomnianych w „Obecności”, ale... Ech, ten tekst BARDZO potrzebuje remake'a, co najmniej tak samo, jak „Obecność” rozszerzenia. No, chyba, że już gdzie były te wątki opisywane, tylko ja tego nie znalazłem/ nie przeczytałem. No to przepraszam.

 

Niemniej, zważywszy na to, w którym roku ukazało się „Po drugiej stronie lustra”, nie wspominając o „Rise of Equestria”, myślę, że jest to całkiem imponujące, jak bardzo autor czerpie z własnej twórczości i jak daleko sięga historia jego wielowymiarowe uniwersum. Muszę przyznać, że aż do teraz nie miałem tej świadomości.

 

Szczęśliwie, opowiadanie jest napisane o niebo lepiej, niż wyżej wymienione dzieła, aczkolwiek do w pełni poprawnej formy jeszcze trochę brakuje. Zdaje się, że już się z tym spotykałem, bodajże przy okazji „Kronik Azumi”. Wielkie litery tam, gdzie nie powinno ich być, błędy interpunkcyjne, kropki nie tam gdzie trzeba, brakujące kropki, dywizy zamiast półpauz, brakujące wcięcia, te rzeczy. Wydaje mnie się, że autor, mając naprawdę ciekawe, wręcz świetne pomysły, chęci oraz wizję, nieustannie ma kłopot z wykonywaniem tychże pomysłów, zarówno pod kątem merytorycznym, jak i pod względem formy. Cieszy jednak fakt, że robi postępy. Powoli bo powoli, ale jednak. I bardzo dobrze!

 

Ostatecznie, „Obecność” to jednocześnie klasyczny przykład niewykorzystanego potencjału, jak i przypadek chęci zrealizowania zbyt wielu rzeczy, w zbyt skromnej formie. Nieodpowiedniej formie. Niekoniecznie powinien to być wielorozdziałowiec, ale zbiór trzech tekstów, po 10-15 stron każdy? Początki Sebastiana i poznanie Diany, te +dwa miesiące spędzane razem, a na końcu wieczór rozstania i ujawnienie tego, co tu Diana porabia, kim jest i po co to wszystko. Moim zdaniem tak by było idealnie. Nie za długo, nie za krótko, w sam raz, by we wszystko wprowadzić czytelnika stopniowo, organicznie. Pozwolić mu poznać te postacie, uwierzyć w ich relacje, sprzedać uczucia, emocje, zgłębić poruszane problemy.

 

A tak, jak jest teraz, mamy coś, co wydaje się być wyciągnięte z szerszego kontekstu i mocno okrojone. Niedosyt to za mało – po prostu czytelnik pozostaje skołowany z pytaniem nie o to, co właśnie przeczytał, lecz kiedy to się w ogóle wydarzyło. Gorąco zachęcałbym autora do rozważenia fanfika i napisania rozszerzenia, bo pomysły są dobre i ciekawe, mogłaby to być naprawdę wciągająca meta-fanfikcja – coś, czego na forum BARDZO brakuje.

 

Aha, jedna rzecz, która powtarza się notorycznie, nie tylko tutaj:

 

Cytat

„- A więc Madelaine miała rację - Westchnąłem ciężko, (...)”

 

To jest Madeleine. M(A)d(E)l(E)in(E): A-E-E-E. Nie: A-E-A-E.

 

Spoiler

spacer.png

 

 

Pora na „Powrót do Equestrii”. Generalnie, nie mam ochoty streszczać wątku, nie z lenistwa, bynajmniej, lecz przez to, że to w gruncie rzeczy niemalże to samo i w dodatku wedle podobnego schematu. Ot, mamy wątek biograficzny, dzięki któremu poznajemy głównego bohatera (najistotniejszą informacją wydaje mnie się tutaj timeskip, ale to można odczytać bezpośrednio po załadowaniu dokumentu Google), a potem wątek relacji z postacią żeńską,tym razem nie Dianą, a Dorotą. Która oczywiście okazuje się kimś innym, niż niby jest. Ciekawie się robi pod koniec, gdy jednak Diana przybywa z odsieczą (tak jakby), oczywiście w swoim DeLoreanie, opowiadając co nieco o tym, co porabiała, po czym zabiera bohatera w nieznane... W sumie, jak za zakończenie opowiadania, zabieg ów okazał się trafiony – no bo czytelnik ciekaw jest, co będzie dalej, dokąd zaprowadzi go wyobraźnia czytelnika, jak potoczą się losy bohaterów, a przede wszystkim, o co tutaj chodzi i dlaczego stało się to, co się stało.

 

Jest to jednocześnie wyeksponowanie problemu, na który już natrafiłem, przy okazji czytania innych opowiadań autora. Mianowicie, wielokrotne powtarzanie informacji, o których już wiedzieliśmy. Dotyczy to głównie wątku biograficznego, aczkolwiek znajdą się jakieś nowe szczegóły, szczególiki (np. wspomnienie o matce Applejack, czyli Pear Butter),więc ostatecznie nie jest to tak duży problem.

 

No i jak nietrudno się domyślić, podzielam zdanie mej przedmówczyni, że chyba miało być na serio, a wyszła krótka komedyjka, coś jakby wstęp do czegoś większego... Ale i tak okrojony. Podobnie jak w „Obecności”, akcja leci szybko, czytelnikowi prezentowane są kolejne fakty i wydarzenia, lecz nie wiemy co, jak i dlaczego. Nie wspominając o wrażeniu wtórności.

 

Odniosłem też wrażenie, że autor troszkę za dużo uwagi poświęca samemu sobie. Nie zrozumcie mnie źle, dobrze, że chce się nam przedstawić, na pewno nie przeszkodzi to w zbudowaniu więzi z czytelnikiem, a tylko pomoże, ale co z pozostałymi postaciami? Z tego, co widzę, są dosyć istotne, a jednak potraktowane zostały po macoszemu. Znów muszę zgodzić się z Cahan.

 

Myślę, że czytelnicy, którzy przebrnęli przez całą serię, z pewnością chcą poznać moje zdanie o „niegrzecznej” scence, którą uświadczymy w drugiej odsłonie cyklu :D Nie poczułem się niekomfortowo w żadnym momencie, wręcz przeciwnie – było zabawnie. To chyba ten moment komediowy, który mógł być zamierzony. Za pierwszym razem parsknąłem śmiechem, gdy ta zaczęła go całować i przykuwać do łóżka – wyobraziłem sobie Dumblydore'a, który wyważa drzwi (ewentualnie wychodzi zza winkla) z okrzykiem „WHAT THE HELL ARE YOU DOING YOU MOTHERFUKERS!”

 

A za drugim razem jak sprytna Dorotka z niego schodzi i kradnie figurkę. Jak, dlaczego, po co? Tego nie wiem, ale było zabawnie. I sympatycznie. I jakoś tak... studencko?

 

Co do formy, no to opowiadanie ma ten sam kłopot, co poprzednia część, plus brak justowania. No i niestety, muszę zgodzić się po raz trzeci, tj. opowiadanie niezbyt sobie radzi, ani jako sequel, ani jako samodzielny twór, wydaje się wyciągnięte z kontekstu, bez którego – niestety – nijak idzie ogarnąć co się dzieje i dlaczego, w ogóle, jaki jest tego cel. Otrzymujemy wprawdzie przebłyski pod koniec, lecz brak wrażenia, że historia ma jakiś jeden, główny cel, do którego będzie zmierzać z biegiem czasu. Jeśli jednak miałbym wybierać, powiedziałbym, że „Powrót do Equestrii (No właśnie – jaki powrót? Niczego takiego w opowiadaniu nie było.) wypada lepiej. Najzwyczajniej w świecie więcej się dzieje, no i jest zabawniejszy.

 

 

W ten sposób docieramy do „Chip: Poniedziałek”. No i będę szczery – jak dotąd to chyba najlepiej i najkompetentniej napisane opowiadanie, lecz jednocześnie... jest to tekst, o którym mam najmniej do powiedzenia. Sam nie wiem, ale musiałem przypomnieć sobie treść nim przystąpiłem do komentowania tejże odsłony cyklu. Dlaczego, tego nie wiem.

 

Wiem natomiast, że ciekawe i całkiem zabawne jest to, że w każdej części fabuła rozpoczyna się od tego, że główny bohater poznaje/ spędza czas z nową postacią żeńską. W „Obecności” była to Diana, w „Powrocie do Equestrii” Dorota, zaś w „Chip: Poniedziałek” mamy Angelę. Urocze. Jest to jednak jedyne, co zostało po formule z poprzednich opowiadań – wątek biograficzny praktycznie nie występuje, po prostu lecimy dalej z fabułą, bez powtarzania tego, co już było. Akcja toczy się w podobnym tempie, aczkolwiek tutaj nie mam tak silnego wrażenia wyrwania z szerszego kontekstu, co wcześniej, choć z drugiej strony rzeczywiście, opowiadanie przypomina zlepek kilku scenek, jakby w ogóle ze sobą niezwiązanych. Ale! Jeżeli wejść w to głębiej i wziąć pod uwagę wątki z poprzednich części...

 

Do niczego konkretnego nie dochodzimy :bemused:

 

Co jest jednocześnie dobre i złe. Dobre, bo można sobie pospekulować, poteoretyzować, co to właściwie znaczy i o co chodzi. Złe, no bo poszlak jest za mało. Ostatecznie, podtrzymuję swoje zdanie, że poszczególnym opowiadaniom przydałby się rozszerzenia. Albo kolejne części serii, prequele. Na szczęście, w odróżnieniu od „Powrotu do Equestrii”, tekst radzi sobie jako samodzielne dzieło, a także jako sequel, choć tylko, jeżeli rzeczywiście pobudzimy wodze wyobraźni i spróbujemy dopowiedzieć sobie resztę.

 

Wiemy, że bohater jest w kontakcie z Dianą... To znaczy, wie jak ją „przywołać”, a sama Diana może podróżować po różnych wymiarach i wydaje się wiedzieć, co jest grane i o co chodzi, jak sugeruje „Powrót do Equestrii”. Znała prawdziwą tożsamość Doroty oraz sprawiała wrażenie, jakby wiedziała doskonale dlaczego spryciara zawinęła akurat tę figurkę, a nie inną. I rzeczywiście – to chyba nie jest przypadek, że w „Poniedziałku” występuje Luna we własnej osobie (motyw z pierożkami świetny), ten święcący kot też na pewno coś znaczy. Niewykluczone, że i Angela ma swoja prawdziwą, kucykową formę, a może tym razem jest inaczej... Ale raczej nie. Wszystkie te poszlaki wydają się prowadzić do pojawienia się sfery, co oczywiście następuje, na końcu opowiadania. I tak, był to pełen powiew old schoolu, do tego zrealizowany bardzo, bardzo dobrze.

 

Niestety, „na surowo”, nie wiemy kim jest Angela (jeśli miałbym strzelać, to z uwagi na te zwierzątka, postawiłbym na Fluttershy), co to za świecący kot (może jakaś magiczna forma Luny, a może to faktycznie był sen i ta raczyła wpaść odwiedzić w nim protagonistę), skąd się wzięła Luna w jego mieszkaniu oraz co to ma wspólnego z pojawieniem się sfery. Trzeba to sobie dopowiedzieć... A może poszukać wskazówek w pozostałych opowiadaniach, spoza „Obecności”, acz połączonych z nią poprzez postać Diany.

 

Hm, a co jak ten koteł to był kręcący się koło Fluttershy Discord? :rd5:

 

Kwestia mówiona jest tylko jedna. I oczywiście są dywizy zamiast półpauz. Autorze, miałeś jedną wypowiedź...

No i w jednym miejscu jest wielokropek składający się z czterech kropek. Ten znak interpunkcyjny jest za mały dla wszystkich kropek.

 

Ale poza tym? Naprawdę dobrze, bez poważniejszych zastrzeżeń. Tekst jest wyjustowany, akapity pooddzielane od siebie, fragmenty wyśrodkowane i pisane kursywą zostały od reszty oddzielone tak, by nie zaburzyć kompozycji, wizualnie jest schludnie, dobrze się to czyta. Opisy robią robotę, jest tez odpowiedni, staroszkolny klimat. Widok postępów dokonujących się w twórczości danych autorów zawsze cieszy, toteż nie pozostaje mi nic innego jak złożyć D.E.F.S.owi gratulacje, no i pochwalić również za to, że tekst kończy się a taki sposób, że człowiek jest ciekaw ciągu dalszego i ma ochotę przeczytać więcej. Myślę, że zarówno jak na warunki serii, jak i wielorozdziałowca, to idealna perspektywa, by zatrzymać przy sobie czytelnika i sprawić, by tekst nie opuszczał jego myśli.

 

Choć zaprezentowany tekst, sam w sobie, wydaje się być wewnętrznie... Hm, nazwijmy to „disjointed”, o tyle wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Wreszcie czuć, że autor miał kontrolę nad swoją wizją i że nic mu nie uciekło w trakcie pisania... a mimo to nadal wydaje się to jakieś rozstrzelone. Scenki są sfocusowane wewnętrznie, ale ze sobą nawzajem już nie bardzo. No nic, grunt, że był odpowiedni klimat, że czytało się to dobrze i lekko, no i że zakończenie zrealizowane zostało na tyle kompetentnie, że naprawdę mam smaka na ciąg dalszy.

 

 

I w końcu dotarliśmy – jak dotąd najnowszy odcinek „Obecności”, czyli „ISS Celestia”. Od czego by tu zacząć? Przede wszystkim, zaskoczyła mnie nagła zmiana w... formatowaniu. Pogrubienie i większe ilości naraz kursywy to jedno, ale co się stało z justowaniem? A już było tak dobrze. Oczywiście jeśli pominąć dywizy, wielkie litery nie tam, gdzie trzeba, interpunkcję, która utyka... Ale zaraz, zaraz, co się stało z akapitami? Jeden fragment najwyraźniej ma aspiracje, by zostać ścianą tekstu. Ech, niedobrze. A już chwaliłem autora za postępy. Jak to jest, że ma taki kłopot z utrzymaniem w miarę jednolitej technicznie formy dłużej niż jedno opowiadanie?

 

Na szczęście, gdy już zatopimy się w lekturze, odkryjemy lekki, przyjemny w odbiorze styl znany z poprzedniej części. Co więcej, to opowiadanie rzeczywiście jest poważniejsze, co ma sens, zważywszy na to, że kontynuuje wątek sfery, która, jak się okazuje, nieustannie się powiększa, przez co ludzie albo są zmuszeni przejść ponyfikację, albo zginąć... Ewentualnie przenieść się gdzie indziej. I tutaj jestem ciekaw, czy autor mógł inspirować się filmem „Don't look up”, bo w sumie tak mi się skojarzyło. Tylko zakończenie okazało się nieco... lepsze (?) dla ludzkości. Ale czy na pewno?

 

No chyba jednak nie, co zresztą zostało wcześniej oświadczone przez osoby, które w fanfiku wystąpiły. Z tego, co widzę, tak z zaskoczenia. Ciekawe, ciekawe, jak na meta-fanfikcję świetne. No i tak jak bodaj na początku zapowiadałem, to jest ten najprawdopodobniej niezamierzony efekt komediowy, który całość załamuje w krzywym zwierciadle, przez co mimo poważniejszej narracji, a także ogólnie przygnębiającego nastroju, trudno mi potraktować tekst zgodnie z zamysłem autora. W niedalekiej przeszłości miałem przyjemność poznać postacie występujące w opowiadaniu w prawdziwym życiu i to dwa razy jakby za pierwszym razem się nie nagrało. Stąd wiem jak oboje brzmią, jaką mają manierę mówienia, jaka towarzyszy temu mimika i gestykulacja, i jest to dla mnie wprost przezabawne, gdy czytam rzeczy, które autor opisał w swoim opowiadaniu, wiedząc doskonale, że to nie tak, że to out of character, ale mimo to próbuję to sobie wyobrazić i to jest... świetne :D Naprawdę. Nawet, jeżeli nie taka była intencja, to i tak świetnie się bawiłem.

 

Odstawiając to na bok i udając, że ok, odbudowanie ludzkości z pomocą Cahan i Dolara byłoby możliwe, otrzymujemy porcję staroszkolnego [TCB], utrzymanego w nastroju nieuchronnej apokalipsy, przed którą ostatni ludzkości próbują się bronić, ze światełkiem w tunelu – czymś, co ma budzić nadzieję, a przy okazji nakręcić czytelnika na ciąg dalszy, który, z tego co widzę, ma nastąpić. Abstrahując od formatowania, pomysł został zrealizowany kompetentnie i to jest chyba najspójniejsza odsłona cyklu. Nic nie wydaje się wycięte z kontekstu, nic nie sprawia wrażenia jakby było z innej bajki, mało tego, fanfik jak najbardziej radzi sobie jako samodzielny twór, poza tym, że kontynuuje zakończenie „Poniedziałku” i robi to dobrze. Mimo poważniejszej otoczki, w którą ubrano treść, nadal jest ona lekka w odbiorze, no i działa na wyobraźnię. Na tyle, że czytając, cały czas miałem w głowie coś takiego, że opisywana rzeczywistość nie jest miejscem, do którego chciałbym trafić, zaś przedstawione wydarzenia nie są czymś, czego chciałbym doświadczyć na własnej skórze. D.E.F.S. napisał to nie tylko dobrze, ale i przekonująco.

 

Dodatkowym urozmaiceniem jest także zabawa narracją – połączenie pierwszej osoby (fragmenty pisane kursywą) oraz trzeciej. Nadal nie rozumiem po co to pogrubienie, ale ok, przynajmniej konsekwentnie pogrubiony jest cały tekst. Dlaczego okładka nie jest wycentrowana na pierwszej stronie, tylko widnieje sobie gdzieś bliżej prawego, dolnego rogu strony, tego nie wiem. No, nie można mieć wszystkiego. Tym razem wątku biograficznego nie ma, ale mamy za to mocno skróconą historię fandomu; od premiery serialu poprzez inwazje internetu, na sferze oraz potwierdzeniu, że fanfikopisarze okazali się prorokami kończąc. Dalej jest już właściwa akcja.

 

Ogółem, jak na razie muszę przyznać, że merytorycznie jest tutaj tendencja wzrostowa i pchanie akcji do przodu, zamiast powtarzanie znajomego z „Obecności” schematu, niestety forma pozostaje niejednolita – raz jest nawet dobrze, a raz wielu rzeczy brakuje. I co ja poradzę? Polecam znalezienie prereadera, a przede wszystkim korektora. Albo chociaż umożliwienie sugerowania w dokumentach.

 

 

Konkludując, moje wrażenia są... jak najbardziej umiarkowanie pozytywne :) Wspominane wielokrotnie elementy komediowe, zamierzone czy nie, nie są dla mnie wymówką, by cokolwiek wyśmiewać, bo tak nie jest. Nie wyśmiewam niczego, komentuję po prostu gotowy produkt, a śmiech świadczy o tym, że dostarczył mi sporo rozrywki i dobrze spędziłem przy nim czas. Mimo zastrzeżeń, dostrzegam postępy oraz pomysł, dobry pomysł, a już samo to jest czymś pozytywnym. Wykonanie mogło być dużo, dużo lepsze, choć nie można odmówić „Obecności” lekkości odbioru oraz klimatu. Staroszkolnego klimatu.

 

No i przyznam, że nie miałem świadomości tego, jak rozległe jest autorskie multiwersum D.E.F.S.a. Niestety, nie wydaje mnie się, by wykonanie poszczególnych opowiadań komplementowało ten, bądź co bądź, ambitny koncept. Szczęśliwie, wiele wskazuje na to, że wraz z kolejnym popełnionym opowiadaniem autor nabiera doświadczenia i uczy się lepiej pisać, może nie odbywa się to w zbyt imponującym tempie, ale ważne, że się dokonuje. To, że jest kłopot z utrzymaniem tejże lepszej jakości, to zupełnie inna bajka. Tu potrzebny jest korektor, a przynajmniej prereader, który będzie przypominać, że tekst powinien być wyjustowany, kiedy użyć małych, a kiedy wielkich liter, no i zwracać uwagę na zapis dialogowy.

 

Pozostaje mi życzyć powodzenia w dalszym pisaniu oraz jak najwięcej weny. „Obecność” to zaledwie jeden z wielu tytułów, który potrzebuje rozszerzenia, a może i kompletnego reworku, by w pełni rozwinąć drzemiący w pomysłach autora potencjał.

 

 

Pozdrawiam serdecznie!

Edytowano przez Hoffman
  • +1 2
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 months later...

   Trudno ocenić to wszystko jako cały fanfik. Chociaż widać ewidentne połączenia między pierwszy i drugim, a także trzecim i czwartym (najlepszym w mojej opinii).  Najlepiej określić je jako zbiór czterech fanfików, które autor albo miał i ma plan rozwinąć (patrz Avatar jako sequel do dwóch pierwszych), albo na które autor nie miał pomysłu i postanowił wrzucić razem, ażeby się nie pogubiły w osobnych tematach. Osobiście stawiam na to pierwsze i trochę drugie, bo jeśli naprawdę się uprzeć to jest to jedno uniwersum, a sam autor napisał, że to spinn-offy do jego opowiadań.
 

   Niestety to uniwersum nawet jeśli połączone "sferą", nie jest połączone postaciami i oprócz wspólnego settingu ma ze sobą nic wspólnego. Jedyna powtarzająca się postać występuje jako Darth Evil (czyli jeśli rozumiem sam autor i nie, nie jest to jego ponysona a sam autor) w Obecności i Powrocie do Equestrii. W tych dwóch... Wstępach, autor spotyka dwa kucyki, które postanowiły dostać się do naszego świata. Z czego Pinkie tylko sobie tak o podróżuje, a Sunset z jakiegoś powodu kradnie ludziom przedmioty... Tak więc Obecność to w sumie prolog do Powrotu do Equestrii, ponieważ w pierwszym fiku właśnie dowiadujemy się o faktycznym istnieniu innych światów. Tymczasem drugi fanfik jest takim prologiem do Avatara, bo to co się w nim dzieje jest zapalnikiem do tego, żeby historia z Avatara w ogóle się wydarzyła...

   Masło maślane z maślanką i mlekiem na maślance, ale mam nadzieję, że rozumiecie. Tak więc podchodząc do tego ze strony technicznej... To nie są dzieła sztuki, ale na pewno jest lepiej w porównaniu do nieszczęsnego zabójcy oczu "Po Drugiej Stronie Lustra"... :pinkiep:UGH! Przepraszam... Flashbacki... W każdym razie na pewno nie ma tyle błędów, a fabuła i postacie jakoś trzymają się kupy. To w sumie tyle. Język plota nie urywa, opisy jak opisy, a dialogi ani śmieszne ani jakieś ciekawe. Jest dobrze, pisz dalej.

   Druga część jest lepsza. Chociaż mam tu raczej na myśli sam "ISS Celestia", ponieważ fik o Chipie... Cóż... Przychodzi do niego Luna we śnie, albo na jawie i wyjada mu wszystkie żarcie z lodówki, a potem w wiadomościach jest o tym, że w Etiopii czy gdzieś pojawia się jakaś strefa czy cuś. Podobno bardzo popularna w różnych wersjach TCB. Taki short, drabbel wręcz. Jednak ISS! Perełka w tym zbiorze. Obserwujemy całość głównie z dziennika, czy pamiętnika persony zwanej Cahan. Okazuje się że kuce przejmują w sumie ziemie i zmuszają ludzi by być kucami. Tymczasem my lecimy na inną planetę by nasz gatunek mógł przetrwać. Fajne i klimacik apokalipsy zachowany. Tylko postacie trochę niespójne. Na przykład taki Dollar posiada za mało masy. 

  Wzdycha. Powiem wam szczerze... Fanfiki te o tutaj to średniaki. Polecam wam ISS. Tymczasem reszta jest trochę stratą czasu. Chyba że idziecie czytać Avatara to możecie rzucić okiem na dwa pierwsze. Tak więc ja zmykam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
  • 4 weeks later...

To ten no... Wypada w końcu ruszyć obrośnięty tłuszczem i leniwy zad, by skomciać tego fika, którego przeczytałam po raz kolejny.

 

Encounter jest o Rarity, ale nie o serialowej Rarity, tylko o naszej Rarity, która robi mi korekty :rarity3:. I cóż, Rar z tego uniwersum w ogóle nie przypomina tej prawdziwej, co zapewnia opowiadaniu niezamierzony efekt komediowy dla wszystkich znajomych Tej, Która Włada Półpauzą. Pojawia się też Rarity z Mane 6, żeby było jeszcze więcej Rarity, a ten komentarz stał się dziwniejszy :rariderp:.

 

No dobra, ale jak to opowiadanie radzi sobie jako osobny twór i fanfik powiązany z "Avatarem", a nie laurka dla ludzi z polskiego fandomu? Jest okej. Myślę, że bardziej lubię je jako część serii niż jako samodzielne TCB. Bo jest dziwne, nie powiem, że nie, ale jednak rozwija świat, w którym jest osadzone. Pokazuje poniekąd początki zderzenia Ziemi z Equestrią, co się wtedy działo i że Darth nie był w tym wszystkim odosobniony. Dalej brakuje nam wielu odpowiedzi, ale to dobrze, bo to nie jest na to miejsce i czas. Mimo wszystko, w  "Obecności" "Encounter" chyba najbardziej wiąże się z "Avatarem" i nadaje serii więcej powiązań oraz jakiś kierunek, w pewien sposób łącząc pozostałe opowiadania ze sobą.

 

Ciekawi mnie też, co takiego Luna powiedziała Frezji po equestriańsku. Jest w tym jakaś tajemnica, która sprawia, że wszystko wydaje się ciekawsze. Bo wygląda na to, że kuce kryją przed ludźmi wiele sekretów. W ogóle trudno powiedzieć nawet jaka jest dokładnie rola avatarów, przecież ludzka Rarity (która pewnie jest avatarką tej drugiej Rarity :rarity4:) nie miała o tym pojęcia i chyba nic nie robiła... I patrząc na stan świata z "ISS Celestia" czy nawet "Avatara" coś tu mocno nie gra. Zastanawiające jest też to jak kuce zniszczyły Karolinie jej poprzednią karierę i czemu Luna jej się ukazała. Czy to był sen, skoro tej samej nocy została dostrzeżona przez wszystkich avatarów?

 

Tekst jest dość lekki i zabawny, ma trochę zbędnych scen, których cel jest chyba czysto komediowy, ale mi to nie przeszkadzało, bo fik ma odpowiednią długość. Jest okej, polecam szczególnie fanom Rarity :rarityawesome:.

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...
  • 4 months later...

Dobra, to co tu można powiedzieć o "Herbacie"? Przede wszystkim, że żadna z przedstawionych w fiku osób z fandomu z żadnej strony nie przypomina swojego prawdziwego pierwowzoru. Co to zmienia? Dla kogoś, kto nas nie zna, to w sumie nic. Dla całej reszty dochodzi swego rodzaju aspekt komediowy. Czasami zabawny, nierzadko dziwny. Ale osobiście uważam, że to dobrze. Bo przez to, to nie są ludzie, których znam, tylko jakieś OCki, a zbieżność nicków i nazwisk jest przypadkowa :P. Trochę jak oglądanie rozgrywki Simsów, których stworzyłeś na bazie kumpli, ale dałeś im wolną wolę i tylko patrzysz, co dziwnego się stanie :celgiggle:.

 

A jak się to czyta? Ano nieźle. "Obecność" jest serią bardzo nierówną, ale "Herbata" chyba najbardziej wskrzesza pewną nostalgię do klasycznego TCB, ale z pewnym bardziej nowoczesnym twistem. Historia jest prosta, styl też, nie ma tu miejsca na jakieś moralne dywagacje i spory, ale czy to problem? Nie sądzę.  Właśnie przez tę prostotę i wspomnienia tekst zyskuje. Bo to trochę jak dostać fika ala 2013 rok, ale bez wad fika z 2013 roku. A to wszystko w kompaktowej formie, takiej, że fanfik naprawdę nadałby się jako oneshot z jakiegoś konkursu literackiego. I naprawdę przyjemna to była podróż, może też dlatego, że TCB straciło na popularności. Owszem, ta seria idzie inną drogą, ale jednak wskrzesza pewne wspomnienia i to nie te najgorsze. I jak o tym myślę, to "Herbata" jest chyba moim ulubionym fikiem w serii. I daję tę okejkę czysto za nostalgię. Bez niej to wciąż niezłe opowiadanie.

 

Czy ma wady? Oczywiście - w szczególności nie podobała  mi się kreacja Fluttershy, niektóre dialogi (zwłaszcza Cahan, czemu czytam ją głosem darthevillowej Rarity i czemu ta Celestia bardziej brzmi jak ja?), wystąpienie Mateusza z Bydgoszczy i Czerwonego Barona. Styl też mógłby być ładniejszy. I teraz pewnie niektórych z was zastanawia, czy mam prawo na to narzekać... Czy jako prereaderka i korektorka mogłabym coś z tym zrobić? Mogłabym, ale nie zrobiłam z prostego powodu - to nie moje opowiadanie i wychodzę z założenia, że nie będę zanadto ingerować w wizję artystyczną autora tak długo jak nie uznaję ingerencji za konieczność. Jakbym robiła inaczej, to po co autor?

 

Za to przypadły mi do gustu księżniczki. Moim zdaniem wypadły naprawdę spoko, choć może to być dość kontrowersyjna opinia.

 

Generalnie polecam zarówno miłośnikom TCB jak i fandomowym śmieszkom. Ficzek radzi sobie zarówno jako poważne opowiadanieTM jak i komedyjka o Dolarze i spółce.

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Nie wiem dlaczego w fantomie MLP:FiM powstają takie teksty jak „Obecność”. Ale o ile od początku żadne TCB nie było w stanie spróbować abym je polubił, tak dzisiaj zrozumiałem dlaczego tak jest. TCB należy do gatunku, za którym nie przepadam. TCB, to zakamuflowane pre, now lub postapo…  No dobrze kłamię, lubię Mad Maxa, uniwersum Metro 2033, „Piknik na skraju drogi”, ale te opowieści coś łączy. Jakby nie były mroczne, jest w nich nutka nadziei. W wielu TCB nie ma żadnej nadziei, nie dla ludzkości.


Wiecie, kiedy przeczytałem „Babeczki”, „Fabrykę tęczy” albo „Ostatni z Equestrii” to zastanawiałem się jakie wszeteczne umysły mogą napisać takie rzeczy. Pomijam, że nie wszyscy z nich umieli pisać a niektórzy to chyba nawet z czytaniem mieli problemy. Nie tylko ze zrozumieniem, ale tak w ogóle. Ale potem zacząłem czytać „The Conversion Berau”, „Smak arbuza” czy teraz „Obecność” naprowadziły mnie na straszną myśl. Że kucyki, które nas połączyły ponad podziałami, chcą tak naprawdę zagłady ludzkości. Są niczym… tak, użyję tego porównania, są niczym Genokrady, które są forpocztą inwazji Wielkie Pożeracza, roju Tyranidów… jeśli nie wiecie kim są Genokrady albo Tyranidzi spytajcie Verlaxa. 

 

Wiecie, kucyki nie są jako takie złe. Ona uważają się być może za dobre, współczujące istoty, ale tak naprawdę ludzkość po kontakcie z nimi zaczyna się kurczyć. Nie brakuje użytecznych idiotów, ale najgorsi są fanatycy, którzy sami nie wypiją eliksiru ponifikacyjnego tylko jeszcze będą się zastanawiać jak to przekonać innych by wypili i zostali taboretami. Oj tak, „The Conversion Berau” odrzuciło mnie nie tylko dlatego, że pojawił się tam Dawid Husarski, wybitny, dwudziestoletni aktor, mający maturę za pasem i matkę, która kazała mu sprzątać pokój. Zbrodnia. Ale również jego koledzy, typki, które gadały o jedzeniu kabanosów mnie odrzucały. Dziwiłem się ojcu, który wnosił to coś było jego synem, ten taboret na górę, bo sam nie mógł chodzić na swoich czterech nogach. Wiedziałem już, że z TCB jako gatunkiem jest coś nie w porządku. Jakby wartości w nim były odwrócone na opak. 

 

A potem był „Smak arbuza” z bohaterką, która została zebrą w wyniku akcji jakichś terrorystów. I co było potem? A potem marudziła, że nie ma kabanosów i to ją przejmowało tak bardzo jak ten list do rodziny, którego nie mogła nadać. Oj, wtedy sobie poużywałem. Nawet się zdziwiłem, kiedy autorka przyznała mi rację, że jej fanfik jest straszny. Bo był przerażający. I „Obecność”, moje ostatnie TCB, klnę się na... a nie, to byłoby bluźnierstwo, więc nie będę przeklinał. Moje ostatnie TCB, zaczyna się niewinnie. Bohaterowie, bronnies doświadczają spotkań z kucykami. Są one często słodko-gorzkie. A to okazuje się, że Pinkie Pie ma męża i dzieci albo, że Luna wyjadła im zawartość lodówki. Potem jest jeszcze gorzej. Osoby, które widzą kucyki mają problemy w pracy, uważane są za wariatów, co jest w sumie racjonalne. Potem kucyki zaczynają działać otwarcie i tutaj mam jedną uwagę:

 

Cytat

Klacz spojrzała na mnie wymownie.
– Pani Karolino, ma pani bardzo dobre referencję, lecz niestety nie mogę pani zatrudnić w dziale ochrony naszego biura. Mamy rygorystyczne warunki rekrutacji, narzucone przez samą Księżniczkę Celestię. W pani przypadku brakuje zaświadczenia o niekaralności.

 

Autorze, gdyby nie dostarczyłaby im zaświadczenia, to by w ogóle nie rozpatrywali jej kandydatury, ponieważ jest to warunek formalny. Takie zaświadczenie wydaje sąd i powinno być wskazane w wymaganych dokumentach. Swoją drogą mają surowe wymagania, bo zazwyczaj wystarcza oświadczenie a zaświadczenie jest potrzebne na późniejszych etapach rekrutacji. Zresztą zapytanie w tej sprawie też jest osobną procedurą administracyjną... tak czy inaczej, „Obecność”, tak jak wcześniej „Smak arbuza”, ponownie pokazuje, że fanfików nie pisały osoby, które zrobiły odpowiedni risercz prawny. Ale w przypadku „Smaku arbuza” miałem jednak więcej uwag. Dlatego, autorze, pamiętaj aby sprawdzać takie rzeczy. Postępuj tak jak radził mój mistrz Feliks W. Kres, a zajedziesz daleko i żaden Obsede cię nie przyłapie. Idźmy jednak dalej.

 

Potem doszło do ataku nuklearnego na kucyki, który nic nie dał, ale przynajmniej ludzkość próbowała coś zrobić. I większość „Obecności” jest właśnie opisem tego postępującego upadku ludzkości. Magiczne promieniowanie zabijające ludzki gatunek skłaniało do wypicia eliksiru ponifikacyjnego. A bronnies, mój własny fandom się przyłączył do tej akcji. Autor dość oszczędnie opisuje ten wycinek ich psychologii. Kolejne fanfiki z serii są utrzymane w bardzo mrocznym tonie, zaryzykuje, że są równie depresyjne co filmy Piotra Szulkina. Ale w przeciwieństwie do fanfika „Smak arbuza”, ludzi jeszcze można zrozumieć. Przecież walczyli, stawiali opór. Tam, byli jakby zadowoleni... o jakże mnie to irytowało! A tutaj, wszystko jest cokolwiek zrozumiałe. Prowadzenie narracji z perspektywy kilku postaci pozwala uchwycić różne punkty widzenia. Tę beznadzieję, niepewność jutra i pewność własnej zagłady.

 

Niestety w tekście jest sporo literówek i nawiasów pseudoangielskich. Także mam zastrzeżenia do czcionki kursywą. Chodzi o to, że czasami ponad połowa rozdziału jest nią napisana co sprawia, że staje się ona niepotrzebna. A przecież powinna podkreślać ważne informacje. A tak nie jest. Poza tym nie mam innych zastrzeżeń odnośnie formy. Sądzę jednak, że taki temat powinien otrzymać dłuższą formę. 

 

Czy zatem polecam „Obecność”? To trudne pytanie. Ja nie znoszę TCB, nie znoszę tego co się z nim wiążę. Nie znoszę selfinsertów, które są dla mnie drogą na skróty w tworzeniu psychologii postaci. Nie mówiąc już o tym, że niektórzy wierzą we wszystko co przeczytają i zaczynają myśleć, że owe ponifikacje to najszczersza prawda. Nie lubię tego ukazywania fandomu jako ludzi, którzy są zaszczuci, wszyscy bez wyjątku, przez społeczeństwo. Wielu z nas jest twórczych, nie narzeka na los a kucyki lubi z innych powodów niż tylko płytki eskapizm. Nie znoszę tego czym się stały TCB. Miast być radosnymi opowieściami o tym jak ludzie i kucyki się dogadują stały się opowieściami o przemocy, niezrozumieniu, dominacji zapewnionej przez siłę a nie przez racjonalne argumenty. Stały się one dystopiami, przy których klasyki gatunku wydają się całkiem optymistyczne. W przypadku „Obecności” jest ten rąbek nadziei. Kucyki, tak jak napisałem na początku nie są przecież złe. Z drugiej strony mam wrażenie, że są trochę podobne do istot z prozy Lovecrafta. Tak jak one były przed ludzkością, będą i po niej. Tylko, że one się ładnie uśmiechają.

 

Ponawiając pytanie, czy polecam „Obecność”? Jeśli lubicie TCB tak jak opisałem je w powyższym akapicie to i ten fanfik powinien Wam przypaść do gustu.   

Edytowano przez Obsede
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

Seria "Obecność" doczekała się kilku nowych odsłon, toteż z największą przyjemnością powracam do cyklu, ciekaw czym jeszcze zaskoczył nas autor i w którym kierunku poprowadził swoje uniwersum :)

 

Nie przedłużając, startujemy od "Przebudzenia". Piąta część serii "Obecność", opowiada historię bohatera o pseudonimie Chip, którego przysięgam, że kojarzę z "Poniedziałku". Zaczyna się dosyć tajemniczo, bo od sceny z paraliżem sennym, podczas którego to protagonistę nawiedza Nocna Zmora, stwór przerażający i parszywy, ale na szczęście nieprawdziwy. Ale czy na pewno? Niczym w "Koszmarze z ulicy Wiązów", okazuje się, że da się wynosić różne rzeczy ze świata snów do świata rzeczywistego; Chip, spędzając czas przy kawie u swej przyjaciółki Angeli, ma na sobie bardzo charakterystyczny ślad, który najpewniej zostawiła wspomniana Nocna Zmora, gdy ten śnił swój koszmar. Jest to tylko odrobinę mniej zagadkowe niż kot Angeli, który świeci na niebiesko. I mówi ludzkim głosem. Ludzkim? Nie do końca - gdy Chip po chwili się odwraca, widzi Lunę we własnej osobie, uzbrojoną w pierogi. Niemożliwe! :wut: Co zatem było snem, a co jest rzeczywistością? Odpowiedzi szukajcie w tekście.

 

Chociaż fanfik nie jest długi - historia zamyka się w zaledwie siedmiu stronach - znalazło się w nim dość urozmaiceń, co pomogło uniknąć monotonni, tempo akcji okazało się sprawne na tyle, by lektura szła wartko, a jednocześnie wyważone idealnie, by dać odbiorcy odpowiednio dużo czasu na chłonięcie poszczególnych scen, dzięki czemu nie było problemów z klimatem. A klimat to klasyczne [TCB], tekst wydaje się bardzo dopracowanym opowiadaniem z najlepszych lat fandomu, można go także postrzegać jako przypadek tekstu współczesnego, który z powodzeniem emuluje retro klimat :aj5: Choć jest to już piąta odsłona cyklu "Obecność", nie powiedziałbym, że opowiadanie wymaga od czytelnika znajomości poprzednich części. Znaczy, jasne, warto je sprawdzić, by mieć szerszy kontekst, ale samo w sobie jest na tyle kompletne, że sprawdza się jako samodzielne dzieło. Powiedziałbym, że jedynym, co warto wiedzieć zabierając się za "Przebudzenie", to podstawy podstaw koncepcji Biur Adaptacyjnych. Co idzie wyłożyć zawierając się w jednym zdaniu wielokrotnie złożonym albo w trzech-czterech prostych. Nic prostszego.

 

Wspomniane urozmaicenia to nie tylko odniesienia do prawdziwych osób udzielających się w fandomie bądź funkcjonujących już poza nim, acz obecnymi w sieci, na różnych platformach internetowych. Wspomnę tylko, że tak jak poprzednio, acz nie w tak dużym stopniu, bawią mnie te nawiązania, znajome tytuły fanfików, a także tytuły fikcyjne, acz nawiązujące do prawdziwych, no i drobne bo drobne, ale mijanie się z rzeczywistością. Jak np. tutaj:

 

Cytat

(...) nowy rozdział do “Fallout Equestria: Bordelands” Hoffmana i...

 

Oczywiście rozpoznałem w tym nawiązanie do mojego największego na dzień dzisiejszy fanfikowego projektu, ale uśmiechnąłem się po raz drugi, gdyż myśl o tym, że napisałbym cokolwiek osadzonego w uniwersum Fallout: Equestria, nie mogła być bardziej błędna :rainderp: Określiłbym to mianem takiego miękkiego, ale przesympatycznego out-of-character, bez którego na tym etapie trudno mi sobie wyobrazić "Obecność".

 

A swoją drogą, miło było znaleźć samego siebie w opowiadaniu. Dzięki ;)

 

Hm, przy okazji, jestem pewien, że tam powinno być "Borderlands", jedna literka najwyraźniej została zjedzona.

 

Wracając - w ramach urozmaiceń pojawia się choćby Tommy Wiseau, wprawdzie na krótko, ale zapada w pamięci; gdy to zobaczyłem wiedziałem już, że mam przed sobą jeden z lepszych tekstów, jakie przyszło mi przeczytać w tym roku :D Nie zabraknie także postaci z innego fanfika, która zapyta bohatera czy przypadkiem nie przechodził ostatnio obok pewnego zapomnianego miasta. Ale najciekawsze wydało mnie się z tego wszystkiego zakończenie. Nie mam jednak na myśli sceny, w której następuje tytułowe przebudzenie, lecz krótka relacja, na samym końcu. Jakby wspomniana scena nie wystarczyła na nowy, rozszerzony kontekst tego, o czym do tej pory czytaliśmy, na do widzenia dostajemy Ostatni Zapis z Planety Ziemia, z jakiegoś powodu zapisanego wielkimi literami. Nie wydaje mnie się, by tak było dobrze, ale ok. Ważne jest to, że było to czyste, klasyczne [TCB] i swoista wisienka na torcie.

 

Pod kątem formy, tekst jest solidny. Sformatowany jest prawidłowo, wygląda schludnie i przejrzyście, nie uświadczyłem żadnych błędów utrudniających lekturę, błędów w samej treści też ze świecą szukać. Nic dziwnego - opowiadanie otrzymało korektę, więc podczas czytania można było być spokojnym o ortografię czy interpunkcję. Rzeczy pisane wytłuszczonym tekstem bądź kursywą mają to pogrubienie bądź kursywę nie bez powodu; formatowanie to służy podkreśleniu, co rozgrywa się w sferze snów, a co jest zapisem historii. Nie gryzie się to ze sobą, a raczej współgra. Tekst po prostu dobrze i sprawnie się czyta, a także z łatwością się do niego wraca.

 

"Przebudzenie", co mnie trochę zaskoczyło, w sumie sprawdziłoby się znakomicie jako prolog do "Obecności", ogólnie. Albo nie prolog do serii, a wprowadzenie do czegoś dużego w ramach serii. Ma w sobie taki vibe otwarcia do czegoś większego, moim zdaniem. Ale tak czy owak, jest to opowiadanie, które, w ramach krótkiego przerywnika, mogę z czystym sercem polecić tak szukającym oparów starego fandomu, fanom klasycznego (i nie tylko) [TCB], jak i każdemu innemu czytelnikowi, pod warunkiem, że nie odrzuca go koncepcja ludzi i kucyków egzystujących w ramach jednego uniwersum. Jeśli jest to coś, czego nie możesz przełknąć, to raczej nie znajdziesz tu zbyt wiele dla siebie. Ale pozostałych jak najbardziej zachęcam do sprawdzenia "Przebudzenia" jak również pozostałych kawałków serii.

 

A skoro mowa o pozostałych kawałkach...

 

 

"Encounter" jest historią Rarity, nie tej serialowej Rarity, lecz prawdziwej Rarity (wiem, że to brzmi dziwnie, ale stay with me), która przewinęła się na moment w końcówce "Przebudzenia" i jest to zarazem jej origin story. Akcja przenosi nas do roku dwa tysiące dziewiętnastego, do dnia, w którym nasza bohaterka, Karolina, stara się o posadę w dziale ochrony jednego z biur. Dyrektorką jest sama Frezja Sky - miła sprawa. Dowiadujemy się jednak, że mimo referencji, aplikacja zostanie odrzucona z uwagi na toczącą się przeciwko Karolinie rozprawę sądową i gdyby nie pojawienie się samej księżniczki Luny, która kogoś w naszej bohaterce rozpoznaje, zapewne na tym by się skończyło.

 

Wprowadzenie, zważywszy na pozostałą treść, okazuje się bardzo kompetentne. Zajawia wątek Karoliny, przedstawia tak jej postać, jak i dorzuca kolejne, rozbudowując wątek z poprzedniego opowiadania, a także sieje parę ziaren tajemnicy, do wykiełkowania później. Co Luna powiedziała Frezji? Kogo rozpoznała w Karolinie? O jaką rozprawę sądową chodzi i co przeskrobała bohaterka? Wstęp skutecznie wciąga i zachęca do dalszej lektury, do tego został sprawnie napisany, należycie wyróżniony poprzez formatowanie, naprawdę solidna robota.

 

Akcja przenosi się rok wcześniej, a my poznajemy Karolinę jako policjantkę. Nic zaskakującego, jeśli pamięta się pierwszy akapit tekstu. Ale i tak dziwnego, zważywszy na jej faktyczną profesję. Odrobina [Slice of Life] na pewno nie zaszkodzi, a tylko pomoże, racja?

 

OK, muszę jedną rzecz przyznać - o wiele łatwiej mi wyobrazić sobie, że z jakiegokolwiek powodu Rarity idzie do pracy w policji, niż Rarity zajadającą się wieśmakami – przecież w tych kanapkach są warzywa :oops:

 

Jest to po raz kolejny charakterystyczny element serii, realizujący zamysł meta-fanfikcji, w ramach którego bohaterami, uczestnikami świata przedstawionego są autentyczne osoby z fandomu, oddanie nie tyle niefortunnie, co po prostu błędnie, lecz nie w sposób budzący wątpliwości, lecz tak, że człowiek po prostu czyta i się uśmiecha, wyobrażając sobie znajomych i przyjaciół w opisywanych przez autora sytuacjach :D To jest tak przedziwne, ale jednocześnie zabawne i niezdrowo fascynujące, że nie mogę postąpić inaczej - muszę to odhaczyć jako plus.

 

Podobnie, występ Cahan i Dolara, rozbierających płot na polecenie Ghatorra (tajasne), również mnie rozbawił. Oczywiście, że nie złożą kogoś w ofierze, ani nie zaprzęgną do roboty niewolników, smagając ich przy tym batem - sami grzecznie rozbiorą płot z dobroci serca. Jak mam w to uwierzyć?

Bo w realu najprawdopodobniej mieliby to w rzyci xD

Ale gdybym już musiał do czegoś się przyczepić, to ów płot w Ghatorra, moim zdaniem idzie już za daleko - by zrozumieć żart, trzeba mieć więcej takiej wewnętrznej wiedzy, nie pochodzącej z fanfika czy definicji tagu, by złapać o co chodzi. Ale dla mnie osobiście, miła sprawa. Nawet jeżeli obecnie płot już się przeżarł i teraz Ghatorr nie ma prądu.

 

Lecz gdy Karolina nagle widzi na drodze Lunę, co traktuje bardzo poważnie, bujający się z nią w radiowozie glina raportuje jej zachowanie do centrali. Stąd dowiadujemy się, że nie jest to jej pierwszy raz. Po powrocie do domu poznajemy inne, jeszcze dziwniejsze oblicze protagonistki – jest streamerką gamingową, a dodatku cosplayerką. Na streamach wciela się oczywiście w Rarity. Jestem konsekwentny – to też jest mi sobie wyobrazić łatwiej.

 

Ciekawie się robi gdy wizytę składa bohaterce autentyczna Rarity z serialu. Zarazem odkrywamy o co chodzi z tym sądzeniem się, o którym dowiedzieliśmy się na początku tekstu. I muszę przyznać, że w realiach świata przedstawionego, ale także w kontekście [TCB], to jest GE-NIAL-NE! Odpowiada mi pacing, z jakim autor rozwiązał tę zagadkę i jak się to odbyło. Świetna sprawa. Konfrontacja Karoliny z Rarity także wypadła świetnie i zabawnie, podobało mnie się.

 

Końcówka, podobnie napisana kursywą, tak jak jak przy poprzedniej części, uprawia drobne światotworzenie i dodaje szerszy kontekst do wydarzeń, o których czytamy. Dowiadujemy się też skąd tytuł odpowiadania. No i oczywiście, po raz kolejny jest to old schoolowe [TCB], napisane solidnie, z pomysłem i humorem, w formie, która zadowala; tekst sformatowany i skonstruowany jest na podobnym poziomie, trudno doszukać się poważniejszych czy nawet drobniejszych błędów, czyta się to dobrze i sprawnie. Klimatem najbliżej mu do "Przebudzenia", w ogóle, pasuje mnie ciągłość z poprzednim opowiadaniem. Nie tylko jest to historia jednej postaci, ale element bardziej złożonej opowieści o pewnym konkretnym świecie przedstawionym.

Jednakże tym razem opowiadanie nie radzi już sobie tak dobrze jako samodzielny twór, raczej rekomendowane jest przeczytanie przynajmniej "Przebudzenia", coby wiedzieć o co biega. Niekoniecznie jest to minus, ale pomyślałem, że warto o tym wspomnieć. Tekst nadal godny jest polecenia ;)

 

 

Kolejny nowy odcinek serii, czyli „Herbata”, jeszcze bardziej powraca do klasycznych klimatów biur adaptacyjnych, lecz tym razem, o ile oczywiście nie mogę odmówić mu pewnego zabarwienia komediowego - wszakże znów przewijają się w nim znane mi osoby, zachowujące się w sposób kompletnie mi nieznany - o tyle w porównaniu do poprzedników ma inny wydźwięk. Jest poważniej, powiedziałbym nawet, że mroczniej, zważywszy na motywy, jakie przewijają się w tekście. Będzie nawet trup na ziemi! :shock: Nie jest to wprawdzie nic zbyt wielkiego, klimatem nie "Herbata" nie odstaje aż tak od poprzednich części, ale zdecydowanie wyróżnia się postapokaliptyczną otoczką i odrobiną melancholii.

I zupełnie szczerze, taka zmiana nawet mi pasuje. Dzięki temu tekst wydaje się nieco świeższy w stosunku do tych, które już przeczytałem. Jednocześnie nadal wzbudza nostalgię, za sprawą klasycznej tematyki, okraszonej współczesną formą. Aczkolwiek tym razem znalazłem parę niedoskonałości. Chociażby brak spacji:

 

Cytat

– Pański towarzysz podjął próbę ucieczki –odezwał się Czerwony Baron, (...)

 

Innym razem brak kropki na końcu zdania:

 

Cytat

– Dobrze cię widzieć stary druhu – rzucił w moją stronę

 

Aha, jeszcze!

 

Cytat

<pstyk>

 

Zjedzona literka.

 

Cytat

Ca...Cahan... – wydusił z siebie krzyk mężczyzna (...)

 

Brak spacji, no i krzyk zakończony wielokropkiem. A zaraz potem znów brakuje kropki:

 

Cytat

Akurat leciały wiadomości

 

Prócz tego, forma z grubsza trzyma poziom "Przebudzenia" i "Encounter" - nadal mamy pewne fragmenty, które są sformatowane inaczej, co ma zasygnalizować nam co jest obecną akcją, a co wspomnieniem czy czymś innym, więc nigdzie nie idzie się pogubić, konstrukcja tekstu jest satysfakcjonująca. Mam na myśli to, że po zakończeniu czytania czuję się po prostu dobrze z poczuciem, że mam za sobą kolejny tekst z solidnym otwarciem, wciągającym rozwinięciem i sycącym zakończeniem, do tego w całkiem dobrej formie. Bardzo dobrze.

 

Ale wracając do fabuły - tym razem bohaterem został Dolar, który obecnie przebywając w Ur, ostatnim mieście ludzi, wspomina dzień, w którym pojawiła się sfera, od czego wszystko się zaczęło, a także czas swej rezydentury w jednym z Centrum Lojalności, które, gdy nikt nie patrzył, zostało przekształcone w obóz koncentracyjny. Ale z Dolarem na pokładzie. Nie, nie w charakterze głównego zarządcy, tak jak ja bym się tego spodziewał, lecz w charakterze więźnia. Że co? :wut:

 

W ośrodku przekształconym w obóz koncentracyjny spędzimy większość czasu. Muszę przyznać, że brnąc przez tekst, odniosłem wrażenie, jakoby ten był w rzeczywistości znacznie dłuższy. Nie mam na myśli dłużyzny - mam na myśli to, że fabuła nie przypominała odcinka, ale pełnometrażowy film. Przez cały czas niezmiennie było ciekawie, zrobiło się wręcz fenomenalnie, kiedy spróbowałem odczytać w myślach narrację znanym mi głosem protagonisty. Każdego, kto Dolara zna w prawdziwym życiu, zachęcam do takiego oto eksperymentu. Jest to dziwne, może wręcz surrealistyczne, ale warte doświadczenia :D

 

Poszczególne fragmenty w obozie potrafią niekiedy zaskoczyć powagą, w ogóle, mnie osobiście, umieszczenie tej lokacji gdzieś w Białorusi starczy, bym wyobraził siebie to miejsce w taki sposób, że prędzej bym poszedł do kościoła, niż wybrał się tam pomieszkać. Niekończący się nadzór, niewielki metraż, nadmierne zagęszczenie, głód, syf i przemoc, nie są to przyjemne rzeczy. Zresztą nieludzkimi warunkami, odebraniem tego, w co obfitowało poprzednie życie bohatera, tłumaczona jest jego znaczna utrata wagi. Dodając do tego otoczkę postępującej zagłady ludzkości, rozszerzającą się strefę i brak nadziei na powrót do poprzedniego porządku, mamy tutaj coś, co nie tylko przywodzi na myśl te mroczniejsze historie osadzone w realiach [TCB], ale i coś z potencjałem na mocne post-apo, nietypowe dla ogólnego klimatu "Obecności", ale zaskakująco do tych realiów... pasujące?

 

Spodobało mnie się zakończenie. Wcześniej wspomnienia o lepszych czasach kontrastowały mocno z fragmentami, w których protagonista znajduje się z dala od, tu cytat:

 

Cytat

wszystkim, co czyniło nas ludźmi

 

Tworząc atmosferę tęsknoty za tym, co utracone i ubolewania nad faktem, iż nie da się tego w żaden sposób odzyskać. Końcówka natomiast, jest gorzka, gdyż mimo wyzwolenia nie dzieje się nic, co nakazywałoby sądzić, że teraz nagle, wbrew wszystkiemu, nastąpi ratunek i wszystko już będzie dobrze - zagłada ludzkości nadal jest nieunikniona, ale jest w niej (w końcówce, nie w zagładzie) dużo osłody, gdy po wszystkim zjawia się Rarity z upominkiem, wyjawiając zarazem, że pupilom głównego bohatera nic nie jest, są bezpieczne i szczęśliwe, a także później, gdy Celestia rozmawia z protagonistą. Dolar ponyfikacji odmawia, ale jest awatarem, toteż przyjdzie mu poprowadzić ostatnich ludzi w kierunku wspomnianego Ur, wyjaśniając tym samym początek historii, gdzie mamy go całego i zdrowego w tym właśnie mieście. Historia zatem ładnie się zamyka.

 

Prócz tego, w samym tekście nie brakuje pokrzepiających serce zdań.

 

Cytat

Po prostu bądź sobą i nie daj się złamać (...)

 

Cytat

Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.

 

Cytat

 I ja ruszyłem w stronę głównej bramy, ciesząc się, że przekraczam ją po raz ostatni i to z własnej woli.

 

To są małe rzeczy, które czynią zakończenie niemalże serialowym, dodając kontekst rozpoczęciu opowiadania. Znając całość, wracając do początku dużo lepiej widać, że chociaż ocaleli mają świadomość nieuchronności końca, to jednak starają się żyć tak, jak przed pojawieniem się strefy i że w tych prostych czynnościach mających przynieść ukojenie jest... coś więcej.

 

Dlatego też, mimo stylu, który akurat przy tym odcinku troszkę podupadł na jakości, mimo formy, w której znalazło się znacznie więcej niedoskonałości, muszę odhaczyć "Herbatę" jako kolejny udany, godny polecenia odcinek "Obecności", radzący sobie nieźle jako samodzielne dzieło, bardzo dobrze jako część serii, acz niezależnie od tego jak go rozpatrujemy, przypomina czasy starego fandomu, klimatem klasyczne [TCB], jest przy tym ładną, budzącą rozbawienie mimo mroczniejszej otoczki laurką dla współczesnego fandomu i w tym sensie jest to mała, ale wyjątkowa rzecz.

 

 

Nie pozostaje mi nic innego jak oczekiwać na kolejne opowiadania z tego cyklu, bo jestem pewien, że wyobraźnia autora niejeden raz nas jeszcze zaskoczy. Czy będzie to opowiadanie, w którym w stylu "Sędzi Anny Marii Wesołowskiej" dowiemy się jak Karolina wygrała rozprawę z prawdziwą Rarity i co mówili świadkowie, czy tekst, w którym Toperz i Alba okazują się najpotężniejszymi istotami we wszechświecie, które pokonują kucyki, niszczą strefę, ale zaraz po tym sami zniewalają ludzkość, bo nie otrzymali na czas karmy, jestem przekonany, że na tym etapie autor zdoła, choć zapewne z pomocą, utrzymać formę i styl na w miarę równym, dobrym poziomie, wskutek nabytego przez całe swoje pisanie doświadczenia ;)


Also, wychodzi na to, że zostałem jednorożcem. OK :D

 

 

Pozdrawiam serdecznie i powodzenia przy dalszej twórczości!

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...