Skocz do zawartości

[Mephisto] Wyprawa


Recommended Posts

- Ciekawe, co to było - odpowiedziała w zamyśleniu. 

Reszta posiłku przebiegła w pogodnej, spokojnej atmosferze. Gospodarz po pożegnaniu życzył im miłego dnia i tak oto rozpoczęła się podróż przez rodzinne strony Vasco. 

- Powiedziano mi, że powinnam udać się do Wiekuistego Ołtarza... Cokolwiek to jest i poprosić o wstawiennictwo Darhę - powiedziała, oglądając mapę, którą zapewne wręczyła jej królowa Freljordu. - Czyli trzeba by iść tu, tu i tu... A potem tu - mówiła Taliyah, błądząc w skupieniu palcem po mapie. 

Oddalali się żwirowym traktem od portowego miasta, kierując się w stronę wzgórz. Vasco wiedział, gdzie był ów Wiekuisty Ołtarz - był kompleksem świątyń na wschód od tego miejsca, miejscem pielgrzymki wielu błądzących ludzi. Vastajowie nie mieli z nim raczej wiele wspólnego. Ale droga którą planowała pokonać Taliyah była co prawda bezpieczniejsza, ale znacznie dłuższa niż skróty, które znał młody Vastaj. Wiodły one przez prastare ioniańskie puszcze, które mogły znacznie ukrócić wędrówkę, a przecież liczył się czas. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 365
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

- Cóż, możemy iść tędy - oznajmił cwaniacko oglądając mapę przy okazji opierając się brodą o głowę niższej od siebie Shurimianki. - Ale wiesz, jakby tak pójść tędy, tędy i tędy - nie użył dłoni do wskazania miejsc na mapie. Zrobił to ogonem. Pewnie z zamiarem popisania się. - będzie znacznie szybciej. Może trochę mniej bezpiecznie, ale za to, zdołamy oszczędzić kilka dni drogi. A z wiesz, znam okolice dość dobrze. Wiem też, że możemy zobaczyć znacznie więcej ciekawych rzeczy jak przejdziemy tym szlakiem - oznajmił cwaniacko i odsunął się. Wyprzedził Taliyie, obrócił w jej stronę i rozłożył ramiona szeroko - Pozostaje tylko to co wybierasz? - zapytał z uśmiechem na ustach. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyna nieco zesztywniała po takim popisie znajomości terenu i takim naruszeniu przestrzeni osobistej. Nie była rozgniewana, ale stała tak ze zdziwieniem i lekkim niepokojem na twarzy, ściskając kurczowo wciąż rozłożoną mapę. Nie pamiętała, żeby takie panowały w Ionii zwyczaje. Ludzie zazwyczaj wydawali się być przyjemni, acz zdystansowani, ale z drugiej strony nie miała wiele kontaktu z Vastajami. 

- Ja... myślę, że zdam się na twoją wiedzę - zdecydowała, chcąc ukryć zakłopotanie poprawianiem kamienno-złotej ozdoby wieńczącej głowę. Odchrząknęła i złożyła mapę, po czym niemal z namaszczeniem schowała ją do torby, nie nawiązując kontaktu wzrokowego z Vastajem. Potem ruszyła za nim. 

Droga nie rozwidlała się i Vasco wiedział dobrze, że wiodła w stronę następnego, dużego, ludzkiego miasta. Ale on miał inny plan. Niebawem miał zacząć się pas wyżyn, który z wolna zmieniał się w północne pasmo górskie. Kiedy więc jedno ze wzgórz zrobiło się nieco bardziej kamieniste i porośnięte korzeniami prastarych drzew, mieli możliwość zboczyć na ścieżki, na które ludzie raczej się nie decydowali. To były już tereny "dzikich". 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vasco miał pełną świadomość tego jak jego zachowanie zadziałało na Shurimiankę. Zresztą, taki był jego zamiar, który to co prawda zły nie był, ale przecież Vastajanin był nieco psotną osobistością. No i barwną. Dosłownie i w przenośni. 

Ale dziarsko ruszył do przodu, nie zważając na zakłopotanie jakie wywołał. Jakby zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy. 

- Widzisz, standardowo droga prowadziła by do miasta ludzi. Ale gdzie jest zabawa w tym? - zapytał obracając się i idąc tyłem. - Ach, no i też tak było by znacznie dłużej, bo ludzie wolą budować szlaki tak, żeby było im wygodnie, nie próbują ani trochę zaszaleć - westchnął. - Moja droga prowadzi przez nieco bardziej górzyste tereny. Może też kamieniste. Trudniejsze, ale zabawniejsze. I szybsze. Ważne jest jednak to, żebyś trzymała się blisko mnie. Głównie po to, żebyś się nie zgubiła. No i każdy widział, że jesteś ze mną - wyjaśnił szczerząc się. Potem zmienił kierunek chodu i sprężystym krokiem, czasem nawet podskakując, okrążył Shurimiankę i po wykonaniu okrążenia ruszył w kierunku gdzie prowadziła jego ścieżka. Upewniając się, że ta jest blisko niego. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podążyła za nim "ścieżką", ale zwolniła na chwilę w trakcie wywodu. 

- Wydaje mi się, że ludzie zazwyczaj po prostu zajmują się swoimi sprawami. Prowadzą szybkie szlaki, żeby zrobić szybko co mają do zrobienia. Może zwyczajnie nie są takimi lekkoduchami? - zapytała. - Vasco, nie jestem pewna czy twoje rozwiązanie jest dobrym. Utrudnienia na drodze mogą bardzo nas spowolnić, a przypomnę ci, że mamy szybko dotrzeć do Wiekuistego Ołtarza. SZYBKO, niekoniecznie szukając rozrywek. Ludzie we Freljordzie są zagrożeni - zaoponowała, kładąc nacisk na słowo "szybko" i mówiąc do Vastaja jakby miał problem z rozumieniem najprostszych przekazów.

Zatrzymała się parę kroków za nim, czekając na odpowiedź z wyraźną niepewnością. Vasco niezbyt szybko zjednywał sobie ludzi, a jeszcze wolniej zdobywał ich zaufanie, ale na to działał jego wygląd karczemnego wędrowca i cwaniaka, którym przecież był.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez ułamek sekundy, Vasco wyglądał jakby zwątpienie w jego dobre intencje go zabolało. Jednak szybko uśmiech wrócił na jego twarz. Chociaż nieco mniejszy. Oparł ręce o biodra. 

- Ta droga jest szybsza. Gdybyś była sama, to pewnie bym ją odradził, z racji, że nie znasz terenu i to sprawiło by, że pewnie byś się zgubiła. Ale, jestem z tobą ja. Nie tylko znam tę krainę, ale i mam z tutejszą magią połączenie jakiego nikt z twoich pobratymców. Jeśli twierdzę, że jakaś droga jest szybsza, będzie szybsza, dla kogoś kto wie jak stawiać kroki. A tak się składa, że ja to wiem. Klnę się na życie i język, że jest szybsza. Oszczędzisz tak kilka dni podróży - oznajmił z niespotykaną wręcz dla siebie powagą. - Ale jeśli wolisz iść tą ludzką drogą to pewnie, jest zaraz za tobą i kieruje się gdzie indziej niż twój cel - dodał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cóż, ostatecznie... - dziewczyna rozejrzała się po skalistej ścieżce i na jej twarz wstąpiło rozpogodzenie, całkowicie niwelując niepewnie. Poprawiła torbę na ramieniu, uśmiechnęła się radośnie i sprężystym krokiem ruszyła do przodu. -...Ostatecznie tutejsze kamienie są naprawdę niesamowite jak tak patrzę. Twoja ścieżka pewnie pokaże mi ich więcej! 

Niebawem po parudziesięciu minutach energicznej wędrówki po lewej stronie ścieżki co jakiś czas pojawiały się słupki zrobione z kwadratowych, płaskich kamieni. Na samym szczycie w słupkach była okrągła dziura w której słabo migotały błękitne ogniki. Drogowskazy Vastajów. 

"Ścieżka" była teraz spłaszczonymi głazami oplecionymi korzeniami rosnących gęsto wokół drzew. Owe drzewa o skręconych pniach miały zielono-niebieskie liście i splatały się z innymi roślinami wokół. Od czasu do czasu w koronach odzywał się jakiś ptak, przerywając jednostajny szum. A Taliyah wciąż zwracała uwagę na kamienie, przyglądając się im jak dziecko zafascynowane światem.  

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vasco raz na jakiś czas obracał się za siebie, żeby to upewnić się, że Taliyah nie zniknęła nagle. Zwłaszcza, że była tak zafascynowana kamieniami. W sumie dlaczego tak lubiła kamienie? Kamienie były nudne. Chociaż, ludzie byli dziwni i nudni. No, czasem zdarzali się ciekawi, jak na przykład ten Frejlorczyk z gigantyczynm mieczem. I jego żona. I ten łysy z wąsem. 
Widząc Vastajańskie drogowskazy wiedział, że obrał dobry kierunek. Więc na razie miał szansę na napawanie się powietrzem i śpiewem ptaków. 

- Pamiętaj, żeby połowę uwagi poświęcać też temu, czy na pewno idziesz za mną. Bo lepiej się tu nie zgubić - odezwał się zerkając na dziewczynę przez ramię. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak, tak, jasne - odpowiedziała, nieco przyspieszając kroku i starając się już nie gapić jedynie na głazy. 

Wspięli się na szczyt wzgórza, które dalej zamieniało się w grzbiet. W oddali widać już było góry, bo na grzbiecie było parę przejaśnień między drzewami i wszystko byłoby piękne, gdyby nie smród, który ich niebawem powitał. 

Im dalej w stronę gór, tym bardziej narastał odór zepsutego mięsa. Niebawem zresztą okazało się, co go wywołało. 

Wkroczyli na niewielką polankę, na której leżał martwy ioniański smok. Białe łuski lśniły w blasku słońca, chociaż  w wężowym ciele widać już było kości, a z potężnej głowy zwieńczonej porożem wydzierała czaszka. Truchło musiało tu leżeć od dobrych paru dni i natura zaczęła się już nim zajmować. Było to o tyle dziwne, że Vasco nigdy nie widział martwego smoka - owe trudno było choćby uszkodzić, jako że również były stworzeniami magicznymi - jednymi z bardziej inteligentnych. Pazury jego krótkich czterech łap były wbite w ziemię, więc smok nie umarł śmiercią naturalną, a coś prawdopodobnie mu pomogło, ale ze względu na zły stan ciała nie można było wywnioskować co bezpośrednio ukrócili jego życie. 

- O bogini, co tu się stało? Czym jest to stworzenie? - zapytała Taliyah. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vasco stanął jak wryty gapiąc się na martwego smoka. Przez myśl przebiegło mu pytanie "czy to jest w ogóle możliwe?". Nie wiedział co mogło by do tego doprowadzić, ale nie było dobrze. Szybko dostrzegł, że przyczyna śmierci naturalna nie była, więc jego myśli były teraz pełne pytań. 

- Smok. I coś go zabiło. Nie wiem jak - powiedział nie odrywając wzroku od stworzenia, z... przerażonym wyrazem twarzy. Który to pojawił się na jego twarzy po raz pierwszy od bardzo dawna. - Musimy się ruszać. Szybko - oznajmił, chwycił dziewczynę za nadgarstek i ruszył dalej ciągnąc ją za sobą, starając się okrążyć ciało smoka i iść jak najbardziej ukrytą drogą. Przy okazji zerkał czasem na niebo i ciało, w nadziei, że czegokolwiek się dowie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ani niebo, ani ciało nie powiedziały Vasco nic więcej i milczały tak jak to robiły przed drastycznym odkryciem.

- O co chodzi? - zapytała Taliyah. - Słyszałam, że w wilgotnym, ioniańskim klimacie zarazki szybciej się rozchodzą. O to chodzi? Trzeba uciekać od ciał? - zapytała, kiedy znów wstąpili w leśne zacisze. Ale tu ptaki nie śpiewały, a liście tkwiły bez ruchu. Nie wiał wiatr i panowała przenikliwa, niepokojąca cisza niemal wrzynająca się w uszy. Do tego panował dziwaczny chłód. 

- Vasco? - zapytała Taliyah. Pytanie nie padło, ale w powietrzu zawisło "czy wszystko jest w porządku?".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vasco odwrócił głowę i zerknął na dziewczynę zaskoczony. 

- Nie. To nie tylko o ciała chodzi - burknął dalej się rozglądając. Ten chłód. To ciało. To wszystko było złe. Coś było zupełnie nie tak. Dopiero po chwili się zatrzymał. Ten bezruch okolicy. Wziął głęboki wdech przez nos. Nie dla zapachu a dla magii. - Coś jest nie tak... smoków nie da się tak po prostu zabić... - odezwał się półszeptem szukając wzrokiem czegokolwiek. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pośród niektórych drzew dopiero z czasem Vasco zauważył płożące się pnącza. Pełzły po ziemi niczym zielonofioletowe żyły, zdrewniałe i nieruchome. Im dalej, tym pnączy było więcej, a Vastaj nie znał rośliny, która je wypuściła. 

- Zaczynam łapać - odparła szeptem Taliyah, spłoszona tak samo jak Vasco. W końcu pnącza przechodziły w korzenie i porastały niemal całą powierzchnię ziemi, tak daleko jak tylko wzrok sięgał między drzewa. 

- Co to jest? - zapytała w końcu dziewczyna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie wiem... co znaczy, że nie jest to nic normalnego - odezwał się ostrożnie obserwując pnącza. - Coś je kontroluje - oznajmił i zaczął grzebać wolną ręką w kieszeni. Wyjął z niej garść białego proszku, który to połyskiwał czasem niczym brokat odbijający światło. Zacisnął go w dłoni i czekał na dobry moment na rzucenie nim i przeskoczenie kilkanaście metrów dalej. - Kiedy rzucę ten proszek w ziemię, znajdziemy się jakieś dziesięć metrów stąd. Gdy to zrobię, pędzimy przed siebie - szepnął do dziewczyny i obserwował pnącza dalej. Czekając na ich pierwszy ruch. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pnącza ani drgnęły. Wyglądały jakby porastały las od wielu, wielu lat, stopniowo go pożerając. 

Dziewczyna ustawiła się w pewniejszej pozycji, czekając na ruch Vasco. Wszystko wydawało się zamarłe, ale napięcie wciąż trwało. Wciąż nic nie było tak, jak być powinno, choć roślina nie zamierzała nawet się ruszyć... Zapewne. 

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, rośliny się nie ruszały. Może to tylko paranoja? Może to tylko zła atmosfera okolicy? Magia tutaj jest jakaś dziwna. No ale ta roślina... nigdy takiej nie widział. A przecież znał rośliny Ionii. Miał z nimi dużo kontaktu. Coś było nie tak. 

- Dobra... to nie prowadzi do niczego... - szepnął. - Powoli - dodał i zrobił kilka kroków w przód, bardzo, bardzo ostrożnych i powolnych. Dalej ściskając w dłoni proszek, gotowy do przeskoczenia wraz z Taliyią dalej. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Korzenie wciąż nie zareagowały. Niektóre z nich wydawały się być wręcz obumarłe, ale wszystkie zmierzały w jednym kierunku - ku centrum czegoś, zapewne owej dziwacznej, inwazyjnej rośliny. Wkrótce pokrywały już niemal całkowicie podłoże, a w niektórych miejscach oplatały drzewa. 

Taliyah szła równo z Vasco, ostrożnie, z lekko podniesionymi rękami. Im dalej szli, tym bardziej rzucała się w oczy odległa dziura, z której prawdopodobnie korzenie wyszły. Poza korzeniami pojawiły się też różowe liście wyglądające na zwiędłe i dziwne bąble wypełnione fioletowym płynem. 

- W Shurimie pojawiają się czasem rzeczy wychodzące z wnętrza ziemi - szepnęła Taliyah. - Na początku są miękkie i przypominają robaki. Potem z biegiem czasu twardnieją i otaczają się pancerzem i rosną, rosną, aż staną się ogromne. Ich krew jest trująca i pali. Nie powinniśmy tego uszkadzać - dodała. - Nigdy nie widziałam tego nigdzie indziej niż w Shurimie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nigdy nie widziałem czegoś takiego... - stwierdził dalej starając się ostrożnie mijać całość. - Ciekawe czy ktoś coś o tym wie... - dodał, ale już bardziej do siebie. Dalej obserwował korzenie, starając się je omijać, w miarę możliwości też nie dotykać żadnych z owoców. Najlepiej też nie deptać korzeni. - To zły omen. Naprawdę zły... Będę musiał to komuś przekazać - stwierdził zaciskając dłoń na proszku bardziej. Chciał wyskoczyć do miejsca gdzie tych korzeni już nie ma, ale nie wiedział jak daleko sięgają. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pewnym momencie nie dało się już nie iść po korzeniach, ale to wciąż nie sprawiło, że jakkolwiek reagowały na stąpanie po nich, prócz stłumionego trzeszczenia które wydawały. 

Dziura była głęboka najwyżej na trzy metry, a że miała dosyć sporą średnicę, bez przeszkód mogli zobaczyć, co kryje się w środku. 

Była to cała masa splątanych, zielonych pnączy i korzeni. Fioletowe robiły się dopiero na zewnątrz owego zagłębienia, w którego centrum tkwił wielki, różowy pąk. 

Pąkoglby spokojnie zmieścić w sobie człowieka, a jego czubek wydawał się być nadpalony. Wyglądało to tak, jakby powoli zdrowiał, a różowa, zdrowa tkanka zastępowała tą nadpaloną. 

- Pustka nie wydaje roślin. To przypomina roślinę z Runeterry - odezwała się Taliyah. - Ale mimo wszystko wydaje się być groźna, prawda? - zapytała. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vasco przyjrzał się roślinie, nie potrafił jednak absolutnie jej z niczym skojarzyć. Tak samo jak pnączy. Dlatego postarał się całość tylko ominąć.

- Ta roślina nie pochodzi z Ionii. Do tego jest strasznie wielka... Ale w pewnym sensie mam ochotę dowiedzieć się co siedzi wewnątrz, otworzyć ten pąk - oznajmił gapiąc się na roślinę a w jego oku pojawił się tajemniczy błysk. Zobaczył jak daleko miał jeszcze do końca tej całej masy korzeni i pnączy. Jakby chciał ocenić czy da radę się stąd wyteleportować. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odległość nie była spora, a więc Vasco do samej rośliny mógł mieć może cztery do pięciu metrów. 

- Nie chcesz sprawdzić tego osobiście, prawda? - zapytała Taliyah, kucając nad dziurą i patrząc na Vasco badawczo. - O, bogini... Chcesz to sprawdzić osobiście, mam rację? Nie jest to raczej dobry pomysł, nie wiem czy nie lepiej będzie to na przykład... spalić. To znaczy owszem, kwiatek jest ładny, oby tylko nie był mięsożerną rośliną jedzącą muchy wielkości człowieka. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vasco tylko uśmiechnął zawadiacko, z racji, że Taliyah już zrozumiała jaki to miał plan. 
- Nie wiem czy spalenie może coś dać. Zauważ, że ta zdaje się już leczyć z ostatniego spotkania z ogniem - wskazał na pąk. - Gdybym tylko miał coś długiego żeby to szturchnąć... - zaczął się rozglądać, w poszukiwaniu jakiś gałęzi. Którą mógłby szturchnąć rośline. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gałęzi było sporo, ale niemal wszystkie na drzewach; ściółka i pnie drzew do pewnej wysokości pokryte były agresywnym chwastem. Były za to kamienie.

- Poczekaj - powiedziała Taliyah. Kucnęła przy ziemi i ostrożnie wyjęła z niej kamyk. To znaczy wyjęłaby, gdyby wykorzystała do tego faktycznie palce - kamień unosił się parę centymetrów od jej dłoni, aby potem zwiększyć dystans i polecieć w stronę wielkiego pąka. 

Odłamek pacnął roślinę. Najpierw lekko, potem zaś z dużym skupieniem dziewczyny starał się odchylić jeden z płatków. I wkrótce to się udało - roślina bez sprzeciwu odsłoniła środek niedojrzałego kwiatu, czyli czyjeś ramię porośnięte pnączem. Niestety niewiele było widać, prócz tego, że ręka miała delikatną budowę i była przykurczona. 

Taliyah spojrzała na Vasco pytająco. 

- Może to jakiś mag zajmujący się roślinami? Albo też ktoś, kogo ta roślina zjadła. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vasco z zaciekawieniem obserwował poczynania Shurimianki. Nawet nie próbując ukryć żadnych z emocji.

- Uuu. Fajne to - oznajmił obserwując jak kamyczek odsuwa płatek pąku. Zaraz potem przerzucił swoją uwagę na wnętrze pąku. - Hmm... myślisz, że gdyby roślina kogoś zjadła tak łatwo dało by się ją otworzyć? Wtedy uwięzieni mogli by po prostu wyjść - stwierdził drapiąc się po podbródku. - Ta pierwsza opcja jest bardziej prawdopodobna, ale dlaczego jakiś mag miałby siedzieć wewnątrz kwiatu? To brzmi jak dziwny sposób zajmowania się roślinami - dodał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shurimianka wzruszyła ramionami. 

- Nie znam jeszcze waszych obyczajów, Ionia zawsze będzie dla mnie tajemnicą - odparła, wpatrując się w blade ramię. 

Vasco poczuł dreszcze przechodzące po plecach. Vastajowie nie uciekali od natury tak, jak większość ludzi i nie próbowali jej opanować, a raczej za wszelką cenę chcieli żyć z nią w harmonii. Dlatego też byli znacznie bardziej czuli na wszelkie zmiany w środowisku, a czasem i otaczająca ich przyroda do nich mówiła. Tak było właśnie teraz. 

To zawsze były przeczucia. Teraz przeczucia nie były ani trochę dobre - młody Vastaj czuł narastający niepokój, który źródło miał właśnie w dziwacznej roślinie - na wszelki wypadek, gdyby nie przekonał go inwazyjny styl życia zielska i jego dominacja. 

kolejny z płatków otwarł się, a za nim wszystkie następne. Wyglądało to tak, jakby nagle pąk błyskawicznie zwiędł, odsłaniając coś, co wyglądało jak człowiek, ale zapewne nim nie było. 

Taliayh położyła się niemal płasko na ziemi, gdy dziwny proces odsłonił ciało kobiety w pozycji embrionalnej. Skóra miała nienaturalną, kremową barwę. Istota nie miała włosów, a z głowy sterczały struktury przypominające różowe, mięsiste liście. Ciało było odziane w zielone i fioletowe pnącza i liście, które w owe stworzenie wrastały.  Wyglądała jak roślinna wersja Vastaja i wydawała się być... chora, to jest zwiędnięta. Nie reagowała. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...