Skocz do zawartości

[Pawlex] Przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi


Recommended Posts

- Starsi od nas też by ci to pewnie powiedzieli. A nawet jeśli nie, to by tak pomyśleli. Wiesz, może to był pokaz pewności siebie? Bo przecież jeśli była stara, to jeden łowca wampirom jej pokroju nie grozi. Nie wiem, może się to kiedyś wyjaśni, ale najpierw trzeba byłoby wiedzieć, skąd jest. 

Z wolna zbliżali się ku miejskiej bramie, tradycyjnie strzeżonej przez dwóch zbrojnych. Ulice zaczynały już pustoszeć, a strażnicy najwyraźniej nie mieli nic przeciwko dwójce spacerowiczów, bo nie zajmowali ich czasu. 

Aug zatrzymała się niedaleko od bramy, w małym zaułku. 

- Dobrze. Musimy się spotkać jutro, w tym samym miejscu co dzisiaj. Bądź ostrożny i uważaj, żeby żaden z łowców cię nie śledził. A teraz idź. Ja wyjdę chwilę później - poinformowała. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wampira coraz bardziej zaczynał martwić fakt, że najważniejsze wampirze szychy w tym mieście nie miały pojęcia, kim ani skąd była ta kobieta. Co jeżeli już nigdy się tu nie pojawi, albo co gorsza nigdy już jej nie znajdzie? Co jeżeli nie dowie się co było w tej cholernej kasetce, a jego szansa do zemsty zniknie bezpowrotnie? Chłopak zacisnął zęby i syknął cicho. 

- Dobra! Jutro, to samo miejsce. Na razie! - Pożegnał się. 

Tak jak planował wcześniej, musiał znaleźć jakiś sklep, kram, cokolwiek, gdzie mógłby dostać dobry prezent na przeprosiny dla Torna. Musiał się śpieszyć, o tej godzinie już większość przybytków powoli się zamykała. 

Niech to szlag... - Pomyślał. Nikt nie wie niczego o wampirzycy, która go przemieniła. Aug która będzie ponosić konsekwencje za każdą głupotę, jaką tylko Pete zrobi, przez co tylko jeszcze bardziej nie wiedział, czy aby na pewno dobrym pomysłem będzie bycie wtyką u wampirów. Cały czas miał jednak w głowię przepowiednię, która mu ta starsza pani wywróżyła. 

Nie warto było jednak jeszcze nad tym wszystkim rozmyślać. Jeżeli ten buńczuczny krasnolud jednak nie przyjmie przeprosin, wampir będzie w dupie jeszcze głębiej, niż jest teraz... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Większość, ale nie te portowe. Portowe karczmy działały praktycznie od popołudnia do rana, więc kupienie jakiegoś paskudnie alkoholowego trunku o tej porze nie należało do szczególnie trudnych zadań.

Najbliżej było do doków, w których najbardziej znaną knajpą była "Oślizgła Maćka", w pełni zasługująca na ten przymiotnik. Nikogo w dokach raczej nie interesowały zasady BHP, toteż najłatwiej było tam znaleźć najtańszy alkohol i najtańsze dziewczyny. 

Już z daleka widać było oświetloną ruderę, którą chyba tylko silna wola utrzymywała w pionie. Z jeszcze większej odległości było słychać ją i pijanych gości, nie mówiąc już o zapachu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Oślizgła... Maćka. Co to w ogóle znaczy? - Gadał sobie pod nosem, stojąc przed wejściem do tej mordowni. No niestety, o takiej godzinie już tylko przybytki tego typu były wciąż czynne. Smród który się tutaj unosił, był zdecydowaną konkurencją dla tego we wsi, smrodu pola obłożonego gównem. 

Zanim jeszcze wszedł do środka, słyszał doskonale że wszyscy w knajpie byli już ostro porobieni. Może będzie miał szczęście i będą tak wstawieni, że nawet nie zauważą że jest wampirem, a jeżeli ktoś będzie stwarzał problemy... nie ma łatwiejszej rzeczy od pacyfikacji pijaczków. 

Pete ruszył do środka, z zamiarem kupienia dla Torna czegoś, co będzie naprawdę można nazwać alkoholem. To chyba nie będzie w porządku, jeżeli przyjdzie do niego z rozwodnionymi szczynami. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakby nie patrzeć, jedyną rzeczą która póki co różniła Pete'ego od zwykłego człowieka, była bardzo jasna karnacja hacząca o bladość, ale to dało się przecież wytłumaczyć na wiele różnych sposobów. 

Nastroje w "Oślizgłej Maćce" były jak zwykle raczej wesołe, to znaczy ktoś komuś od czasu do czasu przyłożył w mordę, żeby zaraz potem normalnie pić z nim kolejny kufel marnego piwa. 

Właściciel przybytku, umięśniony, brodaty mężczyzna w momencie kiedy Pete wchodził wydawał trunki. Zazwyczaj żeby dostać coś lepszego niż standardowa klientela, trzeba było dyskretnie zaświecić monetami i poprosić o coś spod lady. Wówczas okazywało się, że większość karczm miało naprawdę niezły asortyment. 

- Te, piękny - odezwał się mocno podchmielony jegomość przy stoliku najbliżej baru, oscylując gdzieś pomiędzy strzępkami rzeczywistości a przepaścią alkoholowego absurdu. - Co trza zrobić, żeby taką bladą mordę mieć? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co ciekawe, w środku było dość spokojnie, jak na takie miejsce i o takiej godzinie. Krew się nie lała, kufle nie latały, nie szło potykać się o leżących ludzi. Jest dobrze. 

Pete nie szukał kontaktu wzrokowego z innymi, wiedział że już samo takie gapienie może kogoś sprowokować, a tego nie potrzebował. Przyszedł tu w celu zakupu alkoholu, a nie by szukać zaczepki. Szedł do lady, bez pośpiechu, bez gwałtownych ruchów. 

Dotarł do baru... no i się zaczęło, no żesz kurwa mać. 

Jakiś pajac po prostu nie mógł się powstrzymać, by do niego zagadać. Co tu teraz zrobić? Zignorować? Zapewne tego pijaczka to wnerwi, bo nie ma gorszej obrazy dla podpitego człowieka, niż jego zignorowanie. Odpowiedzieć mu? Jak? Szybko, wymijająco, groźnie. Wampir nigdy nie rozwiązywał problemów dyplomatycznie, więc za dobrym mówcą nie był. Co powiedzieć, by ten jegomość się z łaski swojej odwalił, jednocześnie nie robiąc burdy w knajpie. 

- Obrazić się na słońce... - Odparł bez emocji, nawet nie patrząc na tego gościa. Machnął lekko do karczmarza, by ten się zbliżył. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- He he - odparł bulgocząco klient knajpy, po czym zatopił swoje poczucie humoru w kuflu, wylewając na siebie część zawartości. Ktoś nawet słysząc odpowiedź Pete'ego zarechotał głupio, ale ogólnie rzecz biorąc jego odpowiedź nie wzbudziła gwałtownych poruszeń. Został znów zapomniany, a wszyscy wrócili do swoich spraw.

- Co podać? - zapytał karczmarz basem, pochylając się nad ladą i z lekkim znużeniem opierając brodę o dłoń. Całe ręce miał w brzydkich tatuażach. Portowość aż od niego biła. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rany, ten facet był tak nawalony, że nie powinien być w stanie mówić. Ludzie z dzielnicy portowej to był doprawdy ewenement. No, ale najważniejsze że nikogo nie uraził, czy rozzłościł. Został zapomniany tak szybko, jak wcześniej zauważony. O to właśnie chodziło! 

Kiedy karczmarz zbliżył się, wampir nieco nachylił głowę w jego kierunku. 

- Widzi pan, potrzebuję się pogodzić z pewnym krasnoludem, a do tego potrzebowałbym jakiegoś mocnego, alkoholowego suweniru... - Powiedział nieco ciszej niż zwykle. Wiadomo, nie chciał by ktoś inny, niezwykle podpity o tym usłyszał i się tym zainteresował. Chłopak złapał za swój mieszek z pieniędzmi. Trzymał go w pięści tak, że ledwo było go widać. Położył dłoń na ladzie. 

- Chodzi mi o coś... bardziej wyrafinowanego niż tania flaszka samogonu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Karczmarz cmoknął i kiwnął głową. 

- To od zaplecza zapukajcie. I przygotujcie pięć dyszek - odpowiedział. Machnął ręką, wskazując niedbale kierunek w którym powinny być drzwi zewnętrzne prowadzące na zaplecze. 

Nie było ich trudno znaleźć. Ten sam karczmarz otworzył Pete'emu, przedzierając się przez dziesiątki skrzyń, beczek i skołtunione sieci rybackie. Trzymał w ręce całkiem reprezentacyjną butelkę z białego szkła, z wydłużoną szyjką. Była wypełniona niemal do końca złotą cieczą. Obok, na skrzyni postawił też butelkę czerwonego i białego wina, obie w wiklinowych koszyczkach okalających naczynie. 

- Kolejno rum i dwa wina. Wina są z południa, rum krasnoludzki. Bardzo dobra jakość, jak żeście powiedzieli, bardziej wyrafinowane niż tania flaszka samogonu. Wina po czterdzieści, rum pięćdziesiąt. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wampir posłusznie i bez słowa udał się z karczmarzem na zaplecze. Zaplecze jak to zaplecze, co tu dużo mówić. Mnóstwo śmierdzących po rybach sieci i beczki. Nie wiedział co w nich jest, i nie miał zamiaru. W końcu nie przyszedł tu by przeprowadzić inwentaryzację. 

Kiedy rosły mężczyzna przedstawił mu alkohole, na niezbyt pięknej twarzy Pete'go zagościł uśmiech. Krasnoludzki rum! Idealne! I akurat miał równo tyle pieniążków. Przyznać było trzeba, że te alkohole drogie jak ja cie pierdolę, no ale wampir jakoś specjalnie się nie narobił, by uzyskać swoje pieniądze, więc nie miał wielkiego problemu z wydaniem takiej niemałej kwoty.

- Rum! O to chodziło! Biere! - Odezwał się. Odetchnął z ulgą. Pierwsza karczma do której wstąpił, i już udało mu się trafić na takie cacko. Ostatnio coś wszystko za bardzo idzie mu po jego myśli. No, ale lepiej nie zapeszać.

- Proszę bardzo, równe pięć dyszek - Wręczył właścicielowi przybytku mieszek ze złotem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Karczmarz szybko rzucił okiem na mieszek, który wylądował na jego dłoni. Rozchylił go, szybko przeliczył i kiwnął głową, a butelka złotej cieczy wylądowała w ręce młodego wampira. 

- Na zdrowie - powiedział karczmarz, zabrał pozostałe dwie propozycje i zamknął drzwi, wracając do obowiązków. 

Teraz pozostawało jakoś trafić na karczmę Torna. Zapewne jeszcze nie funkcjonowała w pełni, bo i krasnolud dopiero co porzucił łowców. Pytanie gdzie jej szukać, czy też jak szukać żeby zapewnić sobie w miarę bezpieczeństwo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To co zdziwiło wampira, był fakt, że wciąż miał przy sobie te pieniądze. Podczas skakania i tańcowania na tym sabacie, pijany, odurzony, mógł albo te pieniądze zgubić, albo ktoś mógł go bez problemu obrabować. Jak to dobrze, że nic takiego nie miało miejsca.

Zabrał flaszkę i skierował się ku drzwiom wyjściowym. Szybko, by znowu ktoś go przypadkiem nie zaczepił.

Wampir martwił się o alkohol, który niósł. Naprawdę chciał donieść go do Torna w stanie nienaruszonym, ale w tych cholernym mieście wszystko może się wydarzyć. W dodatku fakt że był stale obserwowany denerwował go jeszcze bardziej. 

Podczas podróży do karczmy kumpla, Pete wybierał te najbardziej opustoszałe drogi. Oczywiście w nocy ruch wielki nie był, ale bardziej chodziło o to by nie wpaść na jakichś podejrzanych typów. 

Edytowano przez Pawlex
"słabe wajfaje"
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Karczma nie znajdowała się w miejscu szczególnie turystyczne uczęszczanym. Ot, kamienica dwie uliczki od rynku. Torn odziedziczył segment owej kamienicy, a to dawało mu możliwość założenia nie tylko karczmy, ale i gościńca. Pete znał takich, co zrobiliby z tego burdel. 

Póki co fasada budynku nie zachęcała i widać było, że krasnolud dopiero rozwija interes. Szkło w niektórych oknach było wybite i zasłonięte deskami. Od środka świeciło się słabe światło, ale tylko na parterze, dając znak czyjejś obecności. 

Cała reszta zdawała się być opuszczona. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pete stał przed budynkiem, bacznie mu się przyglądając. Gładził się po brodzie, w rozmyślaniu. 

Wow. Jest... gorzej, niż myślałem

Całość nie sprawiała wrażenia zachęcającej do wejścia. Chłopak co prawda wiedział, że krasnolud dopiero tutaj zaczyna... ale nie spodziewał się że startuje z samego dna. Potrzeba będzie duszo forsy i czasu, aby z tej rudery stworzyć coś lepszego. 

Wampir spojrzał na butelkę którą trzymał. Teraz doszedł do wniosku, że może po prostu lepiej by było wspomóc Torna finansowo, zamiast przynosić mu flachę. No trudno, skoro nic mu nie powiedział o stanie jego karczmy, to jego wina. 

Wzruszył ramionami, po czym udał się do środka. Im dłużej patrzył na ten obskurny budynek, tym coraz bardziej nie chciał tu wchodzić. Oby tylko wnętrze prezentowało się lepiej, bo jeśli nie, to doprowadzenie tego przybytku do porządku zapewne krasnoluda przerośnie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Drzwi były zabezpieczone luźnymi obecnie dechami i w środku panował przeciąg. Paliło się parę świec przy stole, przy którym siedział Torn i Meer, jeden z obecnych łowców i znajomków krasnoluda i jego wampirzego kumpla. Prócz nich był też jakiś nieznajomy typ, cała trójka grała w karty. W nozdrza Pete'ego uderzył mocny zapach gorzały w powalającym połączeniu z ostrym, ziemnym zapachem grzybków halucynogennych, dosyć drogim i niezbyt szkodliwym narkotykiem. 

- Ło, patrzcie kto przytaszczył blade dupsko - skomentował bełkotliwie Torn. 

- Pete, mordo! - Meer zareagował znacznie bardziej entuzjastycznie, wywalając w powietrze karty trzymane w ręce. - Lata cie nie widziaem! 

- A ten to kto? - zapytał wąsaty, rudy nieznajomy. Wyglądał jak typowy pracownik portu i mimo białej, grubej tuniki wampir mógł przysiąc, że pod nią kryły się rubaszne tatuaże. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W środku wyglądało dokładnie tak, jak to Pete sobie wyobrażał, czyli niezbyt zachęcająco. Na zapach gorzały nie zwracał uwagi, bo przecież to w końcu karczma. Za to smród grzybów zdecydowanie mu tutaj nie pasował. Z tego co się orientował, to w karczmach raczej nie serwowano takich specjałów. 

Poza tym, to był drogi towar, więc zdecydowanie nie należał do Torna. 

Wampir przyjrzał się gościom Torna. Jedyn z nich był Meer, również łowca, i jego dobry znajomy którego dość długo nie widział... a to właśnie teraz mogło stanowić problem. Chłopak dobrze wiedział, że jeżeli opuściłby ten budynek z nim u boku, prawdopodobnie nie dożyłby jutra. Gdy trafi się okazja, trzeba będzie wytłumaczyć koledze po fachu jak się teraz sprawy mają...

Ostatni typ był dla wampira nie wiadomą, i szczerze powiedziawszy to nawet nie zwracał na niego uwagi. 

- Torn! Meer! - Ucieszony, rozłożył ręce, w prawej trzymając butelkę z krasnoludzką gorzałkom. - A przylazłem by nieco udobruchać tego skurduplałego obrażalskiego... ale ty? Co tu robisz? Jakbym wiedział, przyniósłbym więcej! - Wampir zamierzał dosiąść się do nich. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ao wizisz, przybyem z podróżżży - wybełkotał, wstając niepewnie zza stołu. Legendarny refleks i zwinność łowców w tym momencie mogłyby zostać podane w wątpliwość. - Żeby zobaszyć starych znajomych! - odparł, podchodząc do Pete'ego z rozłożonymi rękami. Teraz alkoholowa atmosfera niemal ożyła w nosie młodego wampira. Meer powiesił się na wampirze, serwując mu nietrzeźwy uścisk, a Torn stał w kolejce, widocznie zachęcony złocistym trunkiem trzymanym przez Pete'ego. 

- Czy to jest to co widzę? - zapytał, pokazując paluchem butelkę. Torn, chociaż lekko podchmielony, był w znacznie lepszym stanie niż Meer, a była to wina jego krasnoludzkej egzystencji. 

- A tu takie zmiany, takie zmiany... Powiedz no, Pete, jak to się stało, bracie? - zapytał bełkotliwie Meer, starając się odkleić od wampira i zachować pozycję wertykalną. Miał przy tym minę tak zmartwioną, jakby miał się zaraz rozpłakać. 

Nieznajomy również wstał od stołu, a jego stan był czymś pośrednim między Tornem, a Meerem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rany, Meer był tak spruty, że aż niebywałe że zdołał samemu wstać. Gdyby Pete znalazł go takiego jeszcze zanim został wampirem, teraz najpewniej lałby go po mordzie. Nie mógł znieść widoku pijanego łowcy wampirów. No, ale teraz zrobił się już troszeczkę mniej cięty. 

Gdy ten alkoholowy fetor zaatakował węch wampira, ten mało co się nie zakrztusił. Panowie już musieli całkiem ładnie pochlać, a na koniec się jeszcze nie zapowiadało.

Pete chcąc nie chcąc uściskał przyjaciela, chociaż prawdę powiedziawszy to bardziej go przytrzymywał, by ten się na ziemię nie osunął. 

- Niby jakie zmiany? Ten trunek jest dla... - Urwał, kiedy do głowy przyszła mu pewna myśl. Wyszczerzył zęby. Po co się tłumaczyć? Lepiej nakręcić ich jeszcze bardziej! 

- Ha! No wiecie, chłopy! Po ostrym, całonocnym rżnięciu z sukkubem taka flaszeczka to będzie wchodzić aż miło, nie?! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A gdzieś ty niby  - tu Meer czknął tak, że knajpa niemal zatrzęsła się w posadach - sukkuba złowił? - zapytał. 

- Pewnie się zgrywa - wtrącił Torn. - Ale jeśli po każdej nocy z "sukkubem" będzie przynosił alkohol, to ja się jak najbardziej zgadzam. Wyrażam zgodę na ten związek - stwierdził krasnal, mrugając do Pete'ego niedyskretnie. W międzyczasie podszedł do nich Typowy Doker i wyciągnął łapę do wampira. 

- Albrecht - przedstawił się. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No jak to gdzie żem złowił? Na na sabacie przecież! Tam ich jest tyle że łohoho! Powiedziałbym że jest w czym wybierać... ale większa szansa że to ty zostaniesz wybrany.

Wampir roześmiał się. Ucichł gdy trzeci typ się przedstawił. Wampir, jak to kultura nakazała, uścisnął jego dłoń.

- Pete - Odpowiedział. - Dobra, chłopy. Grzeczności za nami. Meer! Siadaj, ochlejusie. Tankujemy dalej. - Pete choć co prawda wciąż miał opory co do alkoholu... no ale jak to tak? Z przyjaciółmi się nie napije? Zwłaszcza że jednego dawno co widział? 

- Nic się nie zgrywam, pierdoło! Jak będziesz miły, to na następny sabat pójdziemy razem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Proszę, w jakim towarzystwie się obraca nasz mały nietoperz - rzekł Torn, teatralnie obudzonym głosem. Gestykulacja też nie zawodziła - wymachiwał łapami jak wiatrak, wskazując na Pete'ego. Zawsze po alkoholu robił się bardziej rozmowny i energiczny. - Najpierw wampiry, teraz wiedźmy i sabaty. Co następne będzie? Demony? - zapytał. 

- Hehe - skomentował Meer. Zdaje się, że został uprzedzony o nowym życiu Pete'ego. - A powiedz mi, druhu... Tańczyły te wiedźmy może nago, hę? Młode były, czy może pomarszczone jak śliwki? 

- A ja słyszałem - odezwał się Albrecht - że to już ostatnio tylko atrakcją turystyczna te całe sabaty. Ile wybuliłeś na wejściu, kolego?

Co do zużycia trunku, na stole stało już lekko sfatygowane szkło. Chłopcy nie owijali w bawełnę- raczyli się kuflami. 

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Przecież sukkuby to demony, ty niedouczony kurduplu... - Odpowiedział krasnoludowi, lecz bardziej powiedział to w taki sposób, by to puścić w wiatr, zamiast wdawać się w dyskusje. 

- Jedne nagie, drugie ubrane w prześwitujące rzeczy, więc teoretycznie też nagie, jeszcze jedne skąpo ubrane. No i wiesz, jedne młode, ładne. Inne już nie bardziej. Powiem ci tak, ja na brzydkie i stare uwagi nie zwracam! A goście... ta dziewka co mi się trafiła... - Wampir położył dłoń na sercu, uniósł głowę ku górze i zrobił głośny wdech. - Bóstwo!

Słysząc pytanie Albrechta, Pete pokręcił przecząco głową.

- Co ty gadasz? Wszystko było za darmo, nawet alkohol mi wciskali za nic. Jeżeli kiedyś sabaty były lepsze to nie mam pojęcia co tam się musiało dziać... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O, to nowość. A gdzież to było? I wczoraj? Nic nie słyszałem - odparł portowy kompan, wstając od stołu. Podszedł ciężkim krokiem do rozwalonej szafki i wyjął z niej kolejny kufel, oczywiście inny niż reszta, ale przynajmniej bez uszczerbków. Ogółem "karczma" Torna w obecnym stanie przypominała graciarnię, rzeczy walały się bez ładu i składu i trudno było zwizualizować sobie chociaż  lokal, którym miała się stać. 

Szklany kufel wylądował ciężko na blacie stołu, aż zadzwoniło. Prócz rumu kupionego przez Pete'ego były tam też puste bądź na wpół puste butelki wódki i jakieś marne wino, po którym zostały jedynie opary. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To znaczy, to było tak bardziej z przedwczoraj na wczoraj. I to było w lesie. W tym, co tam się do niego idzie z tej wiochy przed miastem. Musicie wiedzieć - Mówił, jednocześnie przyglądając się uważniej całemu temu wystrojowi. Nie zamierzał teraz poruszać tego tematu, bo nie chciał niszczyć nastroju, ale później trzeba będzie krasnoludowi wytknąć, że to wszystko wygląda gorzej niż źle. 

Kufel wylądował na stole, a w tym czasie Pete zabrał się za rozlewanie krasnoludzkiego specjału. 

- Coś czuję że na tym się nie skończy... - Wymamrotał pod nosem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Skończy sie zopiero, jak juz nie bedziemy w sanie! - wymamrotał Meer wojowniczo. Mętnym okiem przyjrzał się rumowi Pete'ego, który zaraz po otwarciu roztoczył wokół siebie słodką, ostrą woń. Nos wampira starał się mu przekazać, że powtórzenie alkoholowych wojaży ledwie dobę po ich zakończeniu nie było dobrym pomysłem, ale z kolei jego smak się z tym nie zgadzał i na język wampira napłynęła ślina. 

- A soś mi sie wydaje, że to nie bezie za szybko - dodał. - Może skoszę po posiłki, so, chłopaki? - Meer niemal od razu zamierzał propozycję spełnić. Skupił całą siłę woli żeby odsunąć krzesło od stołu i wstać, a kiedy już to zrobił i mebel z hukiem wylądował na podłodze, oparł się ciężko o blat stołu. Gdyby nie szybka interwencja, blat trafiłby tam, gdzie krzesło. 

- No, a co ile takie sabaty się tam odbywają? - zapytał doker, niezbyt przejęty Meerem.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...