Skocz do zawartości

[Pawlex] Przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi


Recommended Posts

- Prawda, prawda, wszystko prawda... - odparł młodzian, zacierając ręce. Z przypiętego do pasa mieszka wyjął garść złotych monet i wręczył od razu Pete'emu. - Pięćdziesiąt, jak za lepsze okazy. Jak krew odpompowana to nie szkodzi, jakoś sobie z tym poradzimy. Nawet lepiej, i hm... Chłopaki, chodźcie tu z noszami! - krzyknął do wnętrza, z którego dochodził zapach siarki i ciepłe światło. Ktoś odpowiedział chłopakowi twierdząco, a ten przyglądał się trupowi niezwykle wprost badawczo. - Dobra... Odpom... Zaraz! Wypiłeś jego krew, jesteś wampirem? - zapytał, wybałuszając oczy i szeroko otwierając usta. Przez chwilę tak wpatrywał się w łowcę, póki na jego twarzy nie zagościł szeroki, maniakalny uśmiech. - A nie chciałbyś tak wejść do środka, hę? Nic się nie stanie, ale tak się składa, że prowadzimy akurat badania, które mogłyby wielu z nas pomóc i rozumiesz sam, to dla nauki. Nie daj się namawiać! - rzekł z wyczekiwaniem. 

- Usłyszałem: wampir? - zapytał brodacz, który pojawił się w drzwiach. - Gdzie, on? Chodź, kolego, może mógłbyś nam pomóc w badaniach, zapłacimy!

- Jaki wampir? Gdzie wampir? - zapytał kolejny głos ze środka. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aż pięćdziesiąt? Chłopak stawiał coś około trzydziestu, no góra czterdziestu. Nie żeby narzekał że dostał więcej, rzecz jasna. 

- Wow - Wymamrotał pod nosem, biorąc mieszek od człowieka. Dopiero co je dostał, a już zaczął rozmyślać, jak je tutaj dobrze przepieprzyć. 

Kiedy znów podniósł wzrok na alchemika, autentycznie się wystraszył. Ten typ patrzył się na niego w taki sposób, jakby zaraz miał go zgwałcić. Dodatkowo krzyki jego kumpli z tyłu tylko pogłębiały ten lęk. 

- Spadówa! - Krzyknął, cofając się błyskawicznie, lekko przeskakując nad leżącym, wielkim, martwym ciałem. - Po moim trupie, wariaty! Mam za dużo spraw na głowie by rzucić to w cholerę i zostać królikiem doświadczalnym! - Dodał, po czym zaczął pośpiesznie oddalać się, jednak nie spuszczając wzroku z alchemików.

- A spróbujta za mną pójść, to łby ukręcę! - Zagroził na pożegnanie, po czym zaczął uciekać, gdziekolwiek byle jak najdalej stąd. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyglądali na autentycznie unieszczęśliwionych. Jeden machnął ręką i poszedł, pozostali zabrali się zbieraniem zwłok i to by było na tyle wizyty u alchemików. 

Zapewne kolejny raz przez wampirze zmysły, ale Pete zauważył, że za wzgórzem z dróżką sączy się na niebie jakaś słaba łuna. Zupełnie jakby kawałek dalej rozpalono dużo ognisk. Uszy Pete'ego wyłapywały też coś, co mogło być oddalonym znacznie, ludzkim gwarem. U bramy miejskiej oddalonej o paręset metrów wyjątkowo panowały pustki - nie było nikogo prócz standardowej parki strażników. Zresztą dziwnie opustoszałe było też całe miasto, co wampir mógł zauważyć zmierzając w stronę dworku alchemików z obciążeniem w postaci trupa. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oddaliwszy się od przybytku alchemików na wystarczającą odległość, aby Pete mógł uznać że nic mu już nie grozi, odetchnął z wielką ulgą. Każdy kto chociaż trochę poznał się na alchemikach, dowiedział się że tacy ludzie absolutnie nie pieprzą się w swojej robocie. Gdyby tylko przeprowadzali na nim badania, przeżycie ich było raczej niemożliwe. Zapewne na koniec, nawet gdyby jednak zdołał to przetrwać, to i tak wyleciałby w powietrze. A bo czemu nie? 

Teraz, kiedy zagrożenie zostało zażegnane, mógł w spokoju nacieszyć się pieniędzmi. Chociaż nie na długo, bo coś innego zwróciło jego uwagę. 

Wampir zmrużył oczy, wpatrując się w tą świecącą łunę. Jego uszu doszedł gwar, oraz oczywiście spostrzegł, że tutaj jest tak jakoś nienaturalnie pusto.

To oznaczało jedno. Coś tam się działo, i wampir był cholernie ciekawy co. 

Schował mieszek z pieniędzmi, naprawdę nie chcąc go zgubić, i nieco ostrożnie zaczął tuptać w tamtą stronę. Może jakaś publiczna egzekucja? Palenie czarownic? Dwóch meneli się tłukło? A może ktoś najechał miasto i akurat w tamtym miejscu było miejsce walki, chociaż w sumie teoretycznie powinno w takiej sytuacji wrzeć w całym mieście, a nie tylko w części, przez co była to najmniej prawdopodobna opcja. 

Młody wampirzy łowca wampirów zdecydowanie stawiał na meneli. Nie ma nic lepszego niż bitka dwóch, pijanych dziadów! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łuna była znacznie większa, niż jakby miała wynikać z bitki dwóch dziadów.

Była też znacznie dalej niż się zdawało, a dystans był zakłamany prawdopodobnie przez zmysły wampira, nad którymi jeszcze nie zawsze panował. 

Już z odległości paruset metrów słychać było gwar. Nad głową Pete'ego co chwila coś przelatywało z zawrotną prędkością, aż wreszcie zobaczył sprawców całego tego zamieszania. 

Tak jak mówił wampir w karczmie, sabat. Ze ścieżki z drzewami widać było płonące ogniska rozmieszczone na całym stoku wznoszącego się łagodnie wzgórza. Czarownice - i nie tylko zresztą - nawet nie starały się specjalnie ukrywać. Niestety, zamiast nagich tańców póki co przypominało to raczej piknik, tyle że ze sporą zawartością różnych dziwactw. 

Ze swojej pozycji Pete widział na przykład coś, co wyglądało jak niedźwiedź i siedziało przy ognisku. Pachniało też jak niedźwiedź, to znaczy nieszczególnie zachęcająco. Zapewne obecność wampira została zauważona, ale nikt póki co nie zawracał nim sobie głowy. 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wampir szybko zdał sobie sprawę, że ten dystans był znacznie większy, niż przedtem przypuszczał, co znacznie go zdziwiło. Skoro nawet miał problemy z oszacowaniem takiej rzeczy, to oznaczało to że jeszcze długa, długa droga przed nim do stania się doświadczonym wampirem. 

Oczywiście nie oznaczało to, że przez to odechce mu się sprawdzić, cóż się w tamtej okolicy wyprawia, co to to nie. Szedł dalej. Ciekawość nie pozwalała mu się zatrzymać choćby i na chwilę.

Gdy do uszu chłopaka doszedł gwar, było wiadomo że to coś o wiele większego niż wojna dwóch żuli. To znaczy wtedy też byłby gwar, ale ten był zdecydowanie większy. Musiał raz za razem nieco schylać głowę, bo cały czas coś latało mu nad łbem. Nie miał pojęcia co.

I w końcu doszedł, patrzy, jest! Zrobił iście zaskoczoną minę, ale to było to z tych pozytywnych zaskoczeń.

- O! Sabat! - Odezwał się sam do siebie. Poprzyglądał mu się chwilę. Jego oczy świeciły jak perełki. Zawsze chciał wziąć udział w takim sabacie. Raz już nawet na takim był. Z tym że niestety nie było to wzięcie udziału, a przepędzenie go, czego Pete w głębi duszy żałował. 

No ale teraz? Teraz to hulaj dusza! Jedyne, co jednak wampirowi się trochę nie podobało, to to że ten sabat był dość taki... grzeczny. Chociaż osobiście miał nadzieję, że te całe balety się dopiero zaczęły, i musiały się rozkręcić. 

Chłopak potarł energicznie dłońmi, po czym ruszył do nich dołączyć. Już wcześniej sam wychwycił, że został już dostrzeżony, więc nawet nie było co się czaić. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako że pora nie była szczególnie jak na sabaty późna, ten prawdopodobnie dopiero miał się rozkręcić. 

Kiedy tylko wampir pojawił się na polanie przed wzgórzem, zauważył podstarzałą wiedźmę stojącą przy wielkim kotle z parującą cieczą. Do jego nozdrzy dotarł słodki zapach alkoholu. Niemal od razu jakaś młoda, niezbyt urodziwa dziewucha w skąpej sukience podeszła do niego tanecznym, podpitym krokiem i wepchnęła mu w dłoń drewniany kubek z owym alkoholem. 

- Nie martw się, przyjacielu, tacy jak ty też to mogą wypić! - zaznaczyła, zarechotała i podążyła gdzieś dalej. Rzeczywiście, po bardziej dogłębnych oględzinach było tam parę naprawdę interesujących niewiast. Królowały wianki, półprzezroczyste suknie i różne inne w tym guście. Nikt też nie miał na sobie butów i niemal wszyscy coś pili. 

Pete dostrzegł też przedstawiciela najbardziej powszechnego w mieście kultu religijnego, podstarzałego, wyłysiałego mężczyznę w czarnym habicie, który luźno rozmawiał sobie z jakąś młodą czarownicą. Nieopodal wokół jednego z ognisk siedziała sobie jakaś radosna grupka, przy gęsto rozstawionych kotłach polewano alkohol. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całość wyglądała dokładnie tak, jak to sobie wyobrażał. Mnóstwo alkoholu, skąpo odziane podpite dziewuchy, zabawnie, błogo i wesoło. Po przeżyciu bolesnej transformacji w wampira, użeraniu się z psychopatycznym Wielkim Mistrzem, i kompletnym niezdecydowaniem, z którą to grupą lepiej trzymać, Pete miał chyba prawo domagać się chociaż chwili relaksu i zabawy, a taki sabat mógł dać mu to wszystko. 

No i już na samym wejściu zaczepiła go jakaś babka, która zdecydowanie była już po paru głębszych. Wampir chcąc nie chcąc musiał wziąć kubek. Nie miał pojęcia co to, ale cokolwiek by to nie było, nie zamierzał tego pić. Mimo to nie wylał tego za sobą, ani nie cisnął kubka w kogo lub cokolwiek. Szybko spostrzegł że chyba kompletnie wszyscy mieli te trunki przy sobie, więc źle by było robić z siebie wyjątek. 

Chłopak szybko spostrzegł coś, co kompletnie mu tutaj nie pasowało. Skrzywił głowę, wpatrzony ze zdziwieniem na człowieka w habicie. Co on tu robił? Ci cali tak zwani wierzący często domagali się palenia czarownic i heretyków, robili pogromy na nieludzi i takie tam inne fajne rzeczy. 

Pete skierował się w jego stronę, bardzo zaciekawiony tym, co ten wysłannik wiary tutaj robi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Im bliżej tym bardziej rzucały się w oczy wystające spod sutanny kopyta. Rzekomy klecha wychylił łyk trunku i aż się otrząsnął, po czym z szerokim uśmiechem spojrzał na Pete'ego i machnął mu ręką na powitanie. 

- Kolega też z miasta, jak widzę? Jak się bawimy? - zapytał pogodnie. Ten jeszcze nie był pijany. 

Co do alkoholu, to prócz tego że musiał być mocny, miał też słodki, lekko ziołowy smak. Był całkiem znośny jak na coś, co potencjalnie nie należało do diety młodego wampira. 

- Prawdziwa zabawa to się dopiero zacznie! - stwierdziła czarownica, posyłając kopytnemu kuksańca. - Co was sprowadza? - tym razem pytanie było skierowane do Pete'ego. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Kopyta? - Zapytał w myślach samego siebie, mrugając oczami na ten niezwykły widok. To oczywiście nie wynikało z tego, że nigdy nie widział inkuba, fauna bądź czegokolwiek co miało kopyta. Ale skąd on do cholery wytrzasnął ten habit? Przecież jakby zobaczyli to jedni i drudzy z tych ludzkich religijnych fanatyków to kazaliby spalić całe miasto, bo siedlisko zła, herezji, zarazy i bóg wie czego jeszcze...

Pytanie zadane przez kopytnego w cale nie wyrwało wampira z wpatrywania się na jego końskie nóżki. 

- Ta... tak! Z miasta też. Super! - Uniósł kciuk w górę. Co prawda nie mógł powiedzieć czy dobrze się bawi czy nie, bo dosłownie dopiero co się tu pojawił. Widok nieludzia w habicie jednak podpowiadał mu, że zabawa będzie przednia.

- Co mnie sprowadza? A no wiesz. Zauważyłem że coś się tutaj dzieje, to postanowiłem sprawdzić. Zwłaszcza że jeszcze nigdy nie miałem okazji by wziąć udział w sabacie. A przynajmniej to pierwszy, na którym mogę się zabawić... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A nawet musisz! - odparł entuzjastycznie kopytnych klecha.

- Pierwszy, ale na pewno nie ostatni - wtrąciła się znów kobieta. - Potrzebujesz może przewodnika? Teraz chwilowo urządzany sobie pomniejsze imprezy. Na przykład tam... - chwyciła Pete'ego za ramię i pokazała ognisko, wokół którego leżeli ludzie. Wszyscy na plecach, wszyscy z wzrokiem utkwionym w niebo i raczej mętnym. -... Tam odbywają się wizje. Podchodzisz, kładziesz się, a bogini zsyła przekazy. Różne, najróżniejsze. Dobra zabawa, naprawdę polecam. Tam z kolei... - pokazała na szczyt wzgórza oddalony o parędziesiąt metrów. - Jest poczęstunek. Nie muszę wyjaśniać, jest tam jedzenie dla wszystkich. Na prawo możesz udać się na widzenie przyszłości u starej Maggie, jest w tym naprawdę dobra, a tam z kolei zdaje się sprzedają jakieś różne magiczne bibeloty. Za jakiś czas rozpocznie się główna część imprezy, ale nie musisz się spieszyć. Na pewno Cię nie ominie - rzekła i mrugnęła do Pete'ego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak uważnie słuchał czarownicy oraz przyglądał się wszystkiemu, co dookoła niego się działo. Wszyscy wyglądali tak beztrosko i szczęśliwie. No dobra, może i pomagali sobie alkoholem lub inną substancją, ale i tak widok takich radosnych ludzi pozwalał chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkich problemach. 

Usłyszawszy o kobiecie, która to niby potrafi przewidzieć przyszłość, wampir natychmiast odwrócił głowę w tamtym kierunku.

- Widzenie przyszłości? - Zapytał z wielkim zainteresowaniem. Przecież teraz w sytuacji takiej jakiej był, taka usługa była wręcz idealna! Oczywiście jeżeli nie jest to jakiś kicz w stylu "widzę w twej przyszłości wielkie bogactwa, zdrowie, miłość, szczęśliwą rodzinę" bla bla bla...

- Postanowione! Cel stara Maggie! - Zarządził. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stara Maggie faktycznie była stara.

Wyglądała z twarzy trochę jak rodzynka, była pokurczona i miała widoczny artretyzm, a niemal nieprzenikniona czerń w którą była odziana powodowała, że wyglądała jak wdowa w żałobie. Bardzo długiej żałobie. 

Nie było też przy niej nikogo chętnego do wróżb, a więc jedynym zainteresowanym był Pete. 

- Podejdź, podejdź. Bez lęku - odezwała się zaskakująco miłym głosem i nawet wykrzywiła się w coś przypominającego uśmiech i wyciągnęła swoją pokrzywioną rękę w stronę wampira. Zdawało się, że siedząca na ziemi samotnie staruszka odpędza od siebie wszelkie dźwięki zabawy dochodzące z otoczenia. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fakt że nie było absolutnie nikogo kto byłby chętny dowiedzenia się czegoś o swojej przyszłości sprawił, że wampir na chwilę się zawahał. Ale tylko na chwilę, ciekawość o tym cóż go czeka w najbliższym czasie była zbyt mocna, by miał zrezygnować.

Po samym jej wyglądzie można było śmiało stwierdzić, że kobieta swoje najlepsze lata ma zdecydowanie za sobą. Pete zbliżył się, tak jak nakazała, po czym wyprostował się i splótł dłonie za sobą.

- Więc... - Zaczął, rozglądając się na boki. - Doszły mnie słuchy że potrafi pani przewidzieć przyszłość. Co jak co, ale mnie bardzo interesuje cóż może mnie spotkać, tak więc, o ile oczywiście nie będzie z tym kłopotu, chciałem skorzystać z pani... usługi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ale oczywiście, jak najbardziej. A o czym konkretnie mam ci powiedzieć, co, mój mały? - zapytała. - Rozumiesz, przyszłość to ogrom możliwości. Jest jak drzewo, albo jakaś inna roślina z korzeniami... Znaczy, albo może nawet grzyb. Różnie to bywa, chodzi o to, że jeden błahy wybór może wszystko, wszyściusieńko zmienić. WSZYSTKO! Setki, tysiące możliwości wśród jednej osoby, dlatego też, nim zacznę wieszczyć, muszę wiedzieć o czym mam wieszczyć. Życie miłosne, szczęście, kariera? A może... - tu babulka uśmiechnęła się paskudnie i niedyskretnie mrugnęła okiem do Pete'ego - ... Może życie prywatne? Związane z reformami, łożem? Hę? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Chciałem... - Odezwał się, ale potem od razu się zaciął. To łoże zdecydowanie wybiło go z tematu, a to dlatego, że tak jak o tym wspomniała, to nagle ta kwestia zrobiła się niezmiernie interesująca.

Wampir patrzył się na kobietę jak ciele na malowane wrota. Może jednak zapytać o życie prywatne? Przecież to równie ważna kwestia, czyż nie?

- Taaaaa... NIE! - Krzyknął nagle, machając głową. - Rany, nie! Żadne łóżka, skup się do cholery! - Dodał pod nosem, klepiąc się po policzkach. 

- Można powiedzieć że właśnie coś w kategorii kariery, droga pani. Otóż widzisz, takie jedne pewne wampiry chcą, abym pomógł im uporać się z jeszcze innymi wampirami. No a jakby tego było mało, natknąłem się jeszcze na łowców wampirów, a ci chcą bym obracał się w towarzystwie krwiopijców i miał oko i ucho na wszystko, co by łowców mogło zainteresować. - Zaczął tłumaczyć, co prawda może niezbyt szczegółowo i dokładnie, ale ogólnie raczej wiadomo było o co chodzi. 

- Więc, chciałem dowiedzieć się, do czego to wszystko doprowadzi. Chyba że dałaby pani radę przewidzieć jeszcze inne opcje, na przykład gdybym nie mówił łowcą co robią wampiry, albo gdybym nie wkręcał się w małą wojenkę domową wąpierzy, albo gdybym rzucił to wszystko i wyjechał w... w jakieś miasto na "B", nie pamiętam jakie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Babuszka-wiedźma kiwnęła głową i z miną starego zawodowca-wyjadacza strzeliła palcami, jak gdyby zaraz miała się zabrać za tłuczenie kogoś. Poklepała ziemię przed sobą, zachęcając Pete'ego żeby usiadł. 

- Dorze, dobrze... Niech będzie... Podwójny szpieg, co? Będzie trudno, ale jakoś sobie z tym poradzimy - wymamrotała i zamknęła oczy, mrucząc coś pod nosem jak rasowa wariatka. Ten dziwny stan podczas którego stara Maggie lekko kiwała się w przód i tył z głową skierowaną w górę trwał parę minut, po których jej dłoń wystrzeliła z palcem wskazującym wycelowanym w niebo. 

- Mam! - oznajmiła. - Sprawy mogą potoczyć się różnie, nie wszystko zależy od ciebie. Pierwsze: Powiesz swoim zębatym przyjaciołom o tym, czego od ciebie żądają łowcy. Całkiem spora szansa, musisz jednak mieć tam silne plecy, a więc spędzać u nich dużo czasu, a zaufanie będzie trudno zdobyć. Drugie: oddasz się całkowicie łowcom. Tam jest jakiś wariat z wpływami. Będziesz z nim, będzie cię chronił i nie zdradzi, ale inni z czasem przestaną lubić was obu. Widziałam jak z czasem organizujesz bunt w szeregach łowców, małe szanse na powodzenie, nie wszyscy będą się chcieli sprzeciwić. Uciec możesz, ale musisz być szybki, a i bez przyjaciół się nie obędzie. Uważaj sobie na krasnoluda, ten ci się przysłuży jak tylko o niego zadbasz. To samo się tyczy dowódcy łowców, ale ten jest niestabilny. Ciężko, mój mały - stwierdziła, otwierając oczy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pete usiadł przed wiedźmą, wyjątkowo pewny umiejętności tej staruszki. Raczej sprawiała wrażenie, jakby jej przepowiadanie przyszłości nie było zwykłym leceniem w kulki, a raczej miał cichą nadzieję, że nie jest. 

Wampir pokiwał twierdząco głową, na pytanie o podwójnym szpiegu, po czym oczekiwał rezultatu, wpatrzony w kobietę jak w obrazek. 

Wszystko byłoby w porządku, gdyby to nie trwało tak długo. 

Już po minucie uśmiech na twarzy krwiopijcy gdzieś się zgubił. Już wychodziła na wierzch jego niecierpliwość. To całe mamrotanie i kiwanie się wcale nie pomagało wampirzemu łowcy wampirów w zatrzymaniu tego powoli nadchodzącego uczucia, że to wszystko to tylko jedna wielka szopka. 

Skierował głowę w dół, odetchnął głęboko i zacisnął pięści. Już miał się poderwać, skarcić babcię i wrócić do całej hucznej zabawy, która jakimś cudem w tym miejscu nie sprawiała wrażenia hucznej. W zasadzie to z tyłu ledwo co słyszał.

Jednakże, na głos staruszki chłopak nieco opamiętał się. Znów wlepił w nią taki wzrok, jasno wręcz komunikujący, że Pete nie ma zamiaru wysłuchiwać żadnego, tandetnego pieprzenia. 

Gdy jej wysłuchał, zdziwił się. Pozytywnie się zdziwił. To co mu przewidziała naprawdę było wiarygodne. 

- Aha... yhymm... - Wymamrotał, podtrzymując głowę na ręce. - Rozumiem, rozumiem. Cóż, oczywiście nie spodziewałem się że w jakąkolwiek stronę będzie łatwo, ale warto mieć taką ściągawkę. Zapamiętam! 

Zaraz po chwili chłopak powrócił wzrokiem na kobietę, z tą różnicą że jego wzrok sprawiał wrażenie dość zimnego i nieprzyjaznego. 

- Mam tylko nadzieję że nie muszę za to płacić. Nie mam pieniędzy. - Odezwał się niezwykle szorstkim głosem. I w zasadzie mogło to brzmieć dość przekonująco, gdyby nie to, że zaraz potem Pete zakrył dłonią swój mieszek złota od alchemików, i w zasadzie to nawet się z tym nie krył. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczy babki powędrowały oczywiście w stronę nieudolnie ukrytego mieszka, ale zdawało się, że nie chowa urazy ani nie zamierza przekonać Pete'ego, że owszem, ma pieniądze. 

- Jest sabat. Wszystkie usługi dzisiaj w ramach imprezy są darmowe - stwierdziła, wzruszając ramionami. - I tak żadna wiedźma nie chce znać swojej przyszłości, więc nie jestem zarobiona. Ach, nie wspomniałam... Prócz tych dwóch grup szukaj przyjaciół na zewnątrz. Sporo jest wokół przyjaznych dusz, ale pamiętaj, że nic za darmo. W każdym razie po sabacie - dodała, wstając ciężko z ziemi. Wyprostowała się, a potem zgarbiła, strzelając paskudnie kręgosłupem. 

- No, idź już. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kamień z serca. Co prawda za takie widzenie, a zwłaszcza wiarygodne, można było zażądać pieniędzy, i to wcale nie małych. 

No ale skoro nie, to nie. Wampir i tak wolał wydać te pieniądze na coś bardziej... materialnego. 

- Raczej nie mam problemów z robieniem sobie kumpli, droga pani - Odpowiedział, wstając powoli. Ukłonił się, i zaczął kierować się do tej głośniejszej części sabatu. 

I przez te rozmyślanie o pieniądzach przypomniał sobie o tych całych magicznych bibelotach, które tu sprzedają. Na to zdecydowanie był wydać swoje "ciężko" zarobione pieniądze. Udał się właśnie tam, lecz teraz, po tym całym widzeniu, o wiele dokładniej przypatrywał się każdej osobie, która tylko nawinęła mu się na wzrok. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawinęło się parę osób, jako że Pete zmierzał akurat do centrum całej zabawy. Wokół największego z ognisk tańczyło sporo ludzi i nieludzi. 

Nie był to oczywiście taniec z rodzaju tych dworskich, niemrawych, albo radosnych, ludowych. Był dziki w pełnym tego słowa znaczeniu - wszyscy wyginali się i skakali do muzyki, która płynęła niewidomo skąd i niemal odbierała zmysły. Automatycznie podrywała nogi do tańca, zabierając rozsądek. Obok Pete'ego przemknął niedźwiedź, który zaskakująco dobrze radził sobie na dwóch łapach. 

W zmysły uderzały nie tylko dziwne dźwięki, ale i zapachy. Wszędzie było czuć korzenne zioła, dym z ogniska i piżmo. Ani wampir się obejrzał, jak do tańca porwała go chwytając za dłonie jakaś ruda kobieta z burzą włosów, spomiędzy których sterczały kozie rogi. Oczywiście spojrzenie w dół upewniło go w tym, że była sukkubem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na sabacie takim jak to zdecydowanie można było zapomnieć o wszystkich bólach i smutkach. Pete jeszcze nigdy nie czuł się taki zrelaksowany i wyluzowany. Bynajmniej nie dlatego że był sztywniakiem, ale gdy łowca wampirów postanowi uśpić swoją czujność, zwykle kończy martwy. 

Dlatego też wampir czuł, że ten cały relaks nie przyszedł sam z siebie, tylko coś mu go narzucało. Muzyka którą słyszał nie proponowała mu zabawy, tylko wręcz rozkazywała by tańczyć. Mógł postawić połowę swoich pieniędzy, że albo była w jakiś sposób "podkręcona magicznie" albo do ogniska wrzucono coś ekstra, coś czego dym mógł namieszać w głowie. 

Pytanie tylko, czy chłopak się tym przejmował.

No przecież oczywiście, że nie. Nawet więcej, nie walczył z tym.

Szedł iście tanecznym krokiem a uśmiech nie znikał mu z twarzy. Jeżeli tak wygląda każdy sabat, to ten zdecydowanie nie będzie jego ostatnim.

I po chwili był przekonany, że nie wiadomo skąd, dosłownie kula ognia buchnęła mu przed oczami. Tylko że takie kule nie posiadają rąk, więc wampir szybko zdał sobie sprawę że to nie ogień, a włosy. 

Nie protestował, gdy dziewczyna go zabrała. Przeciwnie, nawet był szczęśliwy, bo został wyrwany przez marzenie każdego mężczyzny. 

Gdy spojrzał w dół, serce walnęło mu tak mocno, jakby miało wyskoczyć z piersi. Osobiście Pete nie znał nikogo, kogo nie kręciłby sukkuby. On sam nie był tu wyjątkiem.

Teraz wampir już zupełnie pozwolił muzyce, by ta już do końca go porwała. Magiczne bibeloty mogą poczekać. Teraz miał przed oczami coś, czego nie mógłby tak po prostu nabyć... no w sumie mógłby, ale jego mieszek który miał na pewno by nie wystarczył.

- Nie darowałbym sobie, gdybym nie zapytał takiej śliczności o imię! - Odezwał się, nie przerywając tańca. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Moira, drogi panie! Jak brzmi twoje imię? - zapytała. 

Dzika muzyka trwała jeszcze dosyć długo, choć wydawało się, że to ledwie parę chwil. Nogi same niosły do tańca i nawet mocny organizm młodego wampira poczuł pod koniec zmęczenie. Wielokrotnie zmieniał partnerki do tańca, ale niemal zawsze rudy sukkub wracał jak bumerang. Potem oczywiście pojawiły się dziwaczne światła i jeszcze dziwniejsza muzyka, wszystko wirowało i wszystko stanowiło nierozerwalną całość, póki sabat nie postanowił się rozejść... 

Nie tak do końca, oczywiście. Rozejść parami, czasem też większymi grupkami, w bardziej ustronne miejsca. Nie wszyscy się do tego oczywiście zastosowali, Pete widział jak co poniektórzy uczestnicy odchodzą samotnie, ale przecież nie to się teraz liczyło. 

On sam zmierzał w stronę dębowego zagajnika oddalonego o paręset metrów od wzgórza z sukkubem pod ręką. To była kolejna rzecz na plus, którą ciało krwiopijcy gwarantowało - po wysiłku który przyniosła noc nie musiał się martwić o to, że nie wytrzyma kolejnego "wysiłku". Jedyne co mogło mu grozić to nieco spotęgowane zmęczenie, przynajmniej w teorii. 

Mijali parę par, które były nieco mniej dyskretne i oddały się rozpuście w losowych miejscach - czy to przez wpływ magicznej muzyki, czy alkoholu, czy jeszcze innych środków. Umysł Pete'ego zaczął natomiast z wolna wracać do trzeźwości.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdyby do tego czasu Pete nadal byłby człowiekiem, teraz zdecydowanie po tych całych dzikich tańcach padłby na ziemię i walczył o każdy oddech. 

Na szczęście do niczego takiego nie doszło. Chociaż zmęczony oczywiście był. Ale na samą myśl o tym, gdzie się udają i co będą robić, jego energia regenerowała się z dwa razy szybciej. 

Kiedy ta muzyka i światła kompletnie namieszały mu w głowie, prawdę mówiąc ledwo co ogarniał gdzie jest i co robi. Jego zmysły zaczęły wracać i wyostrzać się. 

A wtedy spojrzał na idącą obok niego Moirę. Za nic w świecie nie mógł oderwać od niej wzorku, a jej zapach uderzał w młodego, niewyżytego wampira tak mocno, że ledwo co się powstrzymywał, by tak jak inne niektóre pary, nie zawracać sobie głowy dyskretnością i przystąpić do działania teraz, tutaj. 

Toteż, kiedy tak sobie szli, Pete zastanowił się nad jedną rzeczą, która nie dawała mu spokoju. 

Jeszcze nigdy nie słyszał, a tym bardziej nie widział, aby wampiry polowały na coś innego, niż na ludzi. Wszystkie wampiry jakie spotkał, a przynajmniej ich "przykrywkowe" formy, były zdecydowanie o ludzkiej budowie. Nigdy jeszcze nie widział, aby ktoś kto został zamieniony w wampira, wcześniej był krasnoludem, elfem, czy chociaż succubem. 

A całe to rozmyślanie prowadziło do jednego pytania. Co by się stało, gdyby skosztował jej krwi? Co prawda posilał się całkiem niedawno, więc jako takiej potrzeby nie miał, no ale chociaż w ramach testu. Może smakowała inaczej niż ludzka? Może by się nią struł? A może nie stałoby się absolutnie nic i całe to główkowanie jest nic nie warte? 

- Moiro... - Odezwał się po chwili, kiedy znów z tych rozmyślań został wyrwany przez swoje pierwotne żądzę. Oczywiście sam również wcześniej przedstawił się kobiecie. 

Zaraz potem złapał ją od boku i za nogi, po czym gwałtownym ruchem uniósł ją. 

- Szybciej! - Warknął. Nic dziwnego że nie mógł wytrzymać. Przy takiej urodziwej kózce mało kto zdołałby się tak długo opanować. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

- Ohoho, a gdzie to się tak spieszymy, kompanie? Noc już może i nie młoda, ale co się odwlecze... Cierpliwości! - odparł sukkub, na przekór nieco zwalniając kroku i radośnie przy tym chichocząc. Oboje nie należeli do zbyt trzeźwych i może to, choć zdecydowanie nie tylko  to wpłynęło na fakt, że rankiem Pete niewiele pamiętał. 

Pamiętał, że to co się wydarzyło w zagajniku należałoby powtórzyć i w całym tym hormonalnym zamieszaniu niewiele pamiętał ponad dziwne, zaborcze ciepło ciała sukkuba. W trakcie tych szaleńczych zabaw Moira robiła się coraz cieplejsza, natomiast Pete i tak nienależący teraz do zbyt ciepłych osobników tracił stopniowo na temperaturze. Pamiętał też bardzo korzystny, oszałamiający zapach mieszający się z zapachami uderzającym i z lasu. Co ciekawe, sukkub pachniał zupełnie inaczej niż człowiek. Trochę mniej organicznie, a bardziej magicznie. Młody wampir po wszystkim, mimo nieco zamglonych obrazów mógł być pewien, że tak dobrze jeszcze nie było. 

Nieco gorsza była pobudka. 

Czuł tępy ból w skroniach, w uszach mu szumiało, a pod powiekami - mogłoby się wydawać - miał tłuczoną sól. I niemal na pewno wszystko to nie było sprawką sukkuba. 

Nie był szczególnie wprawiony w tej typu imprezach masowych i nawet wampirzy organizm to odczuł. Co by było, gdyby był człowiekiem? 

Na twarzy miał trochę ziemi. Nad nim również była ziemia i... Korzonki?

Było też na szczęście źródło światła, a więc Pete nie został zakopany żywcem. Leżał w niewielkiej grocie, chroniony przed światłem dnia. Nie była przestronna, ale swobodnie mógł usiąść bez uderzania głową w sklepienie jamy. Na zewnątrz śpiewały ptaki, szumiały drzewa i świeciło słonko. 

Cholerne słonko. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...