Skocz do zawartości

[Pawlex] Przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi


Recommended Posts

- Urlop? Przecież my nie mamy urlopów! - Krzyknął, gdy Abe wyszedł z pokoju. 

Widocznie ten osiłek chciał wykorzystać tą małą okazję, na co Pete w sumie się ucieszył. Przydałby się nieco teraz brutalnej rozrywki. 

Wampir nie pokusił się o zrobienie jakieś spektakularnej kontry, a zamiast tego dosłownie poszedł w ślady oprycha. Również postanowił wyjechać mu z bani. Przy okazji sprawdzi, czy taki młodociany wampir jest twardszy od takiego rosłego ludzkiego chłopa. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- TO OD JUTRA MAMY! JA MAM! - wykrzyczał jeszcze Abe, a potem wymamrotał coś o skurwysyństwie i braku wdzięczności i zrozumienia. 

Był twardszy. Oprych po uderzeniu zachwiał się i upadł z hukiem na podłogę, tym bardziej że siła była większa, bo Pete zaatakował zanim jeszcze tamten wykonał cios. 

Widać było, że jest zamroczony, bo jak kretyn wpatrywał się w sufit, najwyraźniej zbierając myśli. Na tą chwilę  był zupełnie bezbronny. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pete zarechotał. On nie poczuł prawię nic, za to jego przeciwnik wyglądał teraz tak, jakby zapomniał jak się nazywa. Mógł już śmiało stwierdzić, że żaden człowiek nie ma z nim szans w bliskim starciu. Oczywiście bez jakichkolwiek rzeczy, które zagroziłby wampirowi. 

A to był w końcu zaledwie początek możliwości, jakie mógłby osiągnąć z biegiem czasu. Pomyśleć tylko do czego byłby zdolny gdyby tak jak Aug miał dziesięcioletni staż w byciu wampirem. No ale na pewno nie dowie się tego, jeżeli nie będzie regularnie się posilał.

No i apropo posiłku, właśnie podano do stołu.

Wampir nie chcąc dać czasu osiłkowi, by jego zmysły wróciły, natychmiast rzucił mu się do szyi. Ugryzł go tak mocno i szeroko, że mało co nie rozgryzł mu całej szyi. Oczywiście znów to robił z zatkanym nosem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim nie było to łatwe.

Oczywiście skórę udało się przebić, ale szczęki Pete'ego nieco się przy tym namęczyły - trudno było odpowiednio chwycić. A ponieważ nadgryzł tętnicę, krew trysnęła. Bardzo trysnęła, bo pojawiła się na ścianie, na podłodze i co gorsza nawet na suficie. Wtedy dopiero osiłek oprzytomniał i zaczął wierzgać, co spowodowało, że zrobiło się tylko więcej bałaganu. Nie trwało to wszystko długo. 

Tym razem krew nie smakowała już obrzydliwie. Może i nie była najlepszym co Pete w życiu spożywał, ale przynajmniej nie odpychała tak jak wcześniej i nie odczuwał już tak strasznych mdłości. Więcej: po spożyciu jej poczuł się lepiej, rozjaśniły mu się myśli i poprawił nastrój. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z dobrym ugryzieniem Pete miał większe problemy niż myślał. Co chwila gryzł tą szyję, próbując złapać ją jakoś inaczej, lepiej. Wyczuł że przegryzł tętnicę. Próbował jakoś spijać tą strzelającą krew, ale przez to że ten wielkolud znowu zaczął wierzgać, nie udało mu się to w pełni. Ta posoka strzelała niczym z kuszy. 

Wampir złapał człowieka za mordę i zaczął ściskać do ziemi, by chociaż łbem nie machał. Kiedy jego usta wypełniła lepka, krwistoczerwona ciecz, Pete zdał sobie sprawę, że nie jest już tak obrzydliwa, jak była wcześniej. No, oczywiście nie pił jej z zachwytem, ale teraz mógł nawet odetkać nos, bez obawy że zaraz to wszystko zwróci. 

Kiedy puścił zmasakrowaną szyję tego biedaka, chłopak poczuł się dobrze. Aż zadziwiająco dobrze. Wręcz wyśmienicie. 

- Wow! - Krzyknął, czując jak jego zmysły zaczęły pracować na najwyższych obrotach, myśli mu się uspokoiły, i w ogóle zaczął czuć się o niebo lepiej niż kilka minut temu. Wytarł zaczerwienioną twarz od krwi, po czym szczerze się uśmiechnął. Tego mu właśnie było trzeba!

Przy okazji rozejrzał się po swoim pokoju. Krew była, dosłownie mówiąc wcześniej. 

- Ups... - Powiedział, śmiejąc się przy tym głupkowato. Nie ma rady, trzeba tu będzie zrobić porządek. No i oczywiście zająć się tym ciałem.

Wampir wstał i złapał olbrzyma za rękę, po czym zaczął ciągnąć go w stronę wyjścia.

- Chodź, bambaryło! Trzeba cię gdzieś wyrzucić! - Jego głos był bardzo pewny, zadowolony, wręcz pobudzony. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trup został co prawda osuszony, ale fontanna krwi swoje zrobiła. Ciągnięty trup zostawiał za sobą szeroką, czerwoną smugę. Ale co z tego, kiedy perspektywy wydawały się być coraz lepsze, a nastrój dopisywał. 

Na korytarzu póki co nie było nikogo, zresztą jedyne co mogłoby się wydarzyć to chwila zakłopotania.

Problem polegał raczej na tym, co zrobić z tak wielkim trupem. Trzeba było go jakoś usunąć, ale kwatera łowców takich możliwości nie miała. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widząc, jak wielką, krwistą smugę zostawia za sobą ciało, Pete zarechotał jeszcze bardziej. Jego pokój to jego sprzątanie, ale tutaj? Nie jego problem! 

Wampir na pewno nie spodziewał się, że ten koleś będzie tak obficie krwawił. Gdyby mógł, zostawiłby sobie go na jutro. No ale trudno, nie miał takiej możliwości. 

W fantastycznym humorze, nawet jak na niego, dopiero po jakimś czasie pomyślał o tym, że przecież tak naprawdę nie ma tego cielska dokąd zabrać. Nie trzymali jakichś groźnych potworów w lochach, które by nasilił tą górą mięsa, drugiego wampira tu z pewnością nie było, toteż o podzieleniu się nie było opcji. No a nakazanie któremuś z łowcy by się tym zajął byłoby nieco nie na miejscu. 

- Że też nie możesz się wziąć i wynieść samemu! - Uśmiechnięty od ucha do ucha łowca-wampir postanowił podnieść swojego nieco sztywnego towarzysza i wywlec go na zewnątrz. Co prawda wciąż nie miał pomysłu gdzie się z nim udać, ale wyniesienie go na dwór było już jakimś wyjściem. Na pewno lepszym niż ciągłe taszczenie go po podłodze i pokrywaniu jej krwią. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na dziedzińcu stało dwóch łowców, prowadząc przyjacielską pogawędkę względnie o niczym. Na widok Pete'ego pogawędka ucichła. Nie patrzeli na niego wrogo, ale też nie tak, jak wcześniej. po prostu zrobiło się niezręcznie, a ubabrany trup wielkiego oprycha ciągnięty przez eks-łowcę bynajmniej nie powodował, że atmosfera była lepsza.

- Pete! - W stronę łowcy szedł jego najlepszy, krasnoludzki kumpel. Torn miał na twarzy wyraz skrajnej dezorientacji. - Co tu się, kurwa, dzieje? Wyjaśnij mi, bo paru rzeczy nie łapię. 

A wracając do trupa, dziedziniec też nie był dobrym miejscem na pochówek. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy promieniująca wręcz osoba Pete'a pojawiła się na dziedzińcu, racząc wszystkich obecnych swoim blaskiem, humor wampira był na takim poziomie, na jakim w zasadzie jeszcze nigdy nie był. Nigdy w życiu, tym ludzkim oczywiście, nie czuł się tak wesoło, fantastycznie i bosko. Jeżeli to teraz taki skutek miało dawać picie krwi, to był gotów wlewać ją w siebie, aż mu brzuch nie pęknie. 

Pomachał, a nawet dziarsko zasalutował obydwu łowcom, którzy to akurat mieli szczęście tu być. Nie zawracał sobie teraz głowy takimi małymi sprawami, jak taszczenie za sobą martwiej, pogryzionej górze mięsa, oraz tym że był prawie cały we krwi. A przynajmniej na twarzy, rękach i klacie. 

Kiedy jego uszu dobiegł znajomy głos, chłopak poczuł przyjemne wibracje. Kiedy tylko przeniósł wzrok na Torna, który wciąż tu był, mimo iż podobno miało go tu już nigdy nie być, Pete wystrzelił jak z procy w jego kierunku. Ledwo co wyhamował będąc już blisko, a w zasadzie to upadł na kolana i przejechał tak parę metrów, by wpaść na krasnoluda i mocno go objąć. Zdecydowanie mocno. 

- Torn! - Wrzasnął, napalony jak pedofil w przedszkolu. Wciąż obejmując druha, wstał, odrywając go od ziemi. - Jak ja się przeogromnie cieszę że widzę moją kochaną mordeczkę, który nieobowiązkowo, z własnego dobrego serduszka zajął się mną gdy ja byłem w stanie nie do użytku, który własną siłą mięśni zataszczył moje osłabione ciało prosto do burdelu! Torn! Królu złoty! Przyjacielu najdroższy! - Jeżeli ktoś kiedykolwiek powiedziałby Pete'mu, że komuś kiedyś zacznie tak słodzić, ten z miejsca by go wyśmiał, a potem zasadził kopa w dupę. A jednak, eks-łowca mówił to śmiertelnie świadomie. 

Skończyło się na tym, że wampir aż nazbyt mocno ucałował krasnoluda w policzek (no homo ofc). Nawet jeżeli Torn chciał się jakoś wybronić, nawet siłowo, mimo iż krasnoludzka krzepa zdecydowanie mała nie była, to nawet ona nie mogła się równać z co prawda młodym, ale nasyconym i rozpalonym wampirem. Zwłaszcza że ten też swoją masę miał. 

Ta chodząca, wstrząśnięta puszka gazowanych emocji w końcu puściła krasnoluda, po czym przyklęknął na jedno kolano, wlepiając swoje świecące gały w maluszka. 

- Ależ nie ma powodu do użycia takiego brzydkiego słowa, pączuszku! - Wycmokał, targając Torna za policzek. - Bo widzisz, to było tak! - Wampir w iście teatralnym stylu uniósł ręce przed siebie, jakby chciał krasnoludowi rozrysować całą sytuację. 

- Idziemy sobie z moją wampirzą macochą, Aug, taka sympatyczna, chociaż czasami nieco sztywna niewiasta. Ty, no i nagle wyskakuje Jone. A wiadomo, Jone jak to Jone. Zamiast jakiegoś cywilizowanego "Cześć, cieszę się że żyjesz!" no to on wiadomo... grrr, wrrrr! - Żar w głosie chłopaka był tak mocno, że miało się wrażenie, jakby samą mową mógł coś podpalić. 

- To ja mu odpowiadam uspokój się gnoju, dobra pójdę z tobą, tylko nie rób nic mojej mamuni! I wiesz co?! - Krzyknął, po czym położył dłonie na ramionach Torna i zbliżył swoją głowę do niego, wpatrując się w jego oczy tak mocno, jakby chciał zajrzeć mu w samą duszę.

- A Jone na to ok... - Powiedział po krótkiej chwili, zrobionej specjalnie, dla wzmocnienia atmosfery. 

Wampir zabrał ręce z ramion przyjaciela, po czym odsunął się. Wstał na równe nogi i gapił się tak na niego przez chwilę, dysząc głośno i ciężko, jakby co dopiero wyszedł po skończeniu tego i owego w zamtuzie. 

Po chwili przypomniał sobie o cielsku, z którego to osuszył krew. Szybkim ruchem głowy spojrzał na nie, a potem znów na Torna.

- O! Ty, mam zwłoki na handel! - Znów wydarł się bez potrzeby, cofając się do ciała. - Zobacz! Jeszcze świeże, ledwo co śmigane. Organy stan idealny. Nie masz tam nikogo, kto by potrzebował zdrowych narządów? Nereczka? Wątróbka? Płucko? - Pytał, bez dawania szansy na odpowiedź. Jeżeli teraz popatrzeć w oczy wampira, można było bez problemu z nich wyczytać, że nie marzył o niczym innym, jak tylko o tym by ktokolwiek zabrał te truchło i poszedł z nim w pizdu... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twarz Torna przedstawiała całą paletę emocji. Na początku zdziwienie przeszło w szok, prawdopodobnie nad humorem kumpla, bo jakby nie patrzeć Pete zachował się jakby spędził noc w oparach opium. Potem nagłe wylanie takiej ilości uczuć i to nie w ironicznym tonie jak to ludzki Pete miał w zwyczaju nieco przydusiło krasnoluda. Dobrze że był krasnoludem w pełnej zbroi, bo uścisk wampira był znacznie za mocny, a po odstawieniu krasnala na ziemię ten niemal się zatoczył i wyrzygał. 

Ręką powstrzymał Pete'ego przed następnym ruchem, parę razy głębiej odetchnął. 

- Jasne... Dobra. Czej, czej. Daj odetchnąć. Chłopie, ale ci przybyło pary w łapkach. Zamieniają może w wampiry krasnoludy? - zapytał, wciąż z trudem chwytając oddech. Nie było sensu uciszać Pete'ego gadającego o zataszczeniu do burdelu, bo i tak już to powiedział, a łowcy się zmyli do kwatery. 

- No ale to... No, jakby nie spodziewałbym się tego po nim. A Mistrz co? Zgodził się na to, żebyś dalej był łowcą? A trupa można sprzedać alchemikom, jakoś wykorzystają. Tak mi się zdaje. Podobno robią z tego mydło i jakieś farby, czy nie wiem... 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pewnie że się zgodził! Wielki Mistrz Jone ogłosił, że nie dość że mam być jego wtyką wśród wampirów, to jeszcze tutaj nawet włos z łba mi spaść nie może! - Wykrzyczał, po czym roześmiał się w najlepsze. 

A zaraz potem momentalnie ucichnął. Obdarzył Torna bardzo, ale to bardzo podejrzliwym wzorkiem, po czym uniósł palec wskazujący i wskazał nim na krasnoluda. 

- Czekaj czekaj czekaj, ty mały cwaniaczku. Już widzę jak chcesz mnie zapytać, czemu Wielki Mistrz Jone, ale nie! Teraz będzie odpowiedź za odpowiedź drogi panie! - Mówił teraz zdecydowanie twardszym głosem, a cała radosna atmosfera gdzieś się ulotniła. Pete był teraz jak strażnik, który kogoś nakrył.

- Co ty tu robisz, Torn? Przecież miało cię tu nie być! Miałeś przestać być łowcą! Miałeś prowadzić karczmę! Hę? Może przyszedłeś na przeszpiegi? - Robił w jego stronę małe, powolne kroczki, niczym czujny drapieżnik, który zaraz miał rzucić się do ataku. 

- Nie ze mną te numery, przyjacielu! Odpowiadaj, to rozkaz! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krasnolud rozłożył ręce i spojrzał na Pete'ego jak na ostatniego kretyna. 

- I co, mam zostawić wszystko co miałem w kwaterze, powiedzieć "cześć koledzy" i wyjść? Pamiętasz że jest jeszcze gówno zwane biurokracją, czy ostatnia zmiana na trwałe wykreśliła to z twojego łba? Ja ci to chętne Pete opiszę. Więc to jest tak. Jak chcesz przestać bawić się w łowcę, to składasz papier, żeby cię wykreślili ze spisu, rozumiesz. I czekasz, aż wydadzą oświadczenie, że możesz odejść. A potem trzeba pozbierać swoje manatki, oddać sprzęt i zbroję. Dopiero zacząłem całe to bagno, czego się czepiasz? - zapytał, ostatnie zdania wypowiadając już na lekkim podkurwieniu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na oschłe słowa krasnoluda, wampir wyprostował się, a na jego twarzy zagościła jego oryginalna mina. Czyli ogólnie skwaszona. Słowa Torna, niczym taran przebiły się przez dobry i głupkowaty humor, powodując że cała ta "faza" po wypiciu krwi zaczęła szybciutko uciekać. 

- Zanim tu przylazłeś to wsadziłeś sobie kij w dupę? - Zapytał, niezbyt przyjemnie. - Raz na długi czas zacznę mieć dobry humor, to zawsze znajdzie się jakiś pajac który go popsuje. Inni mogą się wydurniać, a ja nie? 

Pete pchnął Torna, nie wysilając się na delikatność. 

- Jak chcesz to możemy iść się tłuc. No dawaj, konusie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krasnolud zatoczył się do tyłu. Nie odpowiedział na resztę wyrzutów, ale propozycja bitki całkiem go zadowoliła. Zrzucił torbę, którą miał na ramieniu i strzelił palcami. Zawsze zaczynało się to tak samo. Zaszarżował.

Na Pete'ego leciało teraz parędziesiąt kilogramów rozjuszonego sześcianu w pełnej zbroi. Torn zderzył się z całej siły z brzuchem Pete'ego. Nawet mimo wampirzych ulepszeń bolało tak samo jak zawsze. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiadomym było, jaka niecna siła powstrzymała Pete'a przed jakąkolwiek reakcją na szarżującego krasnoluda, no ale niech będzie...

Wampir wyrzucił całe powietrze z płuc, kiedy ten mały byczek wjechał mu w korpus. Zaparł się mocno nogami, aby nie dać się za bardzo przepchnąć, bądź co gorsza, dać się obalić. 

No ale teraz w bardzo bliskim kontakcie, co mogło pójść tylko w stronę jednej formy starcia. I akurat Pete w niej czuł się najlepiej.

W zapasach, oczywiście. 

Chcąc wykorzystać nieco bardziej swoje nowe siły, wampir złapał krasnoluda w pasie i bez ceregieli zamierzał go unieść, by potem z całej siły cisnąć nim prosto na swoje kolano, gdzie prawdopodobnie teraz z tą wampirzą siłą mógł bez problemu przeciętnemu mężczyźnie złamać kręgosłup. Oczywiście Torn miał na sobie zbroję, więc aż takich obrażeń oczywiście nie powinien doznać. 

A nawet jeśli... cóż, sam się prosił. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krasnolud wypuścił całe powietrze jakie miał w płucach przy uderzeniu i nawet hełm i gęste kłaki nie ukryły wytrzeszczu, jaki wówczas zrobił. Na krótką chwilę zesztywniał, zsiniał i ogólnie znieruchomiał, oszołomiony... 

...Żeby zaraz potem zacząć wierzgać i okładać Pete'ego po twarzy. Ciosy krasnoluda były mocne, bo oczywiście nie dawał kumplowi forów. Metalowe ochraniacze dodawały do siły ciosu i nawet wampirza egzystencja nie powodowała, że bolało mniej. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy cios, który to przyjął wampir na twarzy, sprawił że ten o mało co się nie wyłączył. Dodatkowo te jego ochraniacze zwiększały siłę ciosów krasnoluda, toteż Pete nie miał innego wyjścia, jak powoli się cofać pod natłokami ciosów, chroniąc twarz rękoma. 

Co jak co, ale umiejętności pięściarskich nie można było Tornowi odmówić, więc wampir nie mógł po prostu przeczekać, aż ten mały berserk się zmęczy. Czuł że prędzej pogruchota mu ręce. Z racji małego wzrostu oponenta, nie można nawet było go skutecznie złapać w klincz. Jeżeli chłopak zniżyłby się do jego wzrostu, byłby w jeszcze gorszej sytuacji. 

Wampir prawdopodobnie nie miał innego wyjścia, jak tylko szybki uskok w tył, po czym próba trzymania krasnala na dystans, odpychając go kopnięciami. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To była najbardziej efektowna strategia walki z krasnoludem. Na dystans niewiele mógł zrobić, a że ogólnie nie mógł zrobić Pete'emu więcej niż wywołać ból, co i rusz atakował, dziko machając pięściami i wydzierając się, wypowiadając wyjątkowo brzydkie słowa. Krasnoludy znały ich sporo. W końcu zatrzymał się, zdyszany i machnął ręką. 

- A niech cię, brzydalu. Ogłaszam remis - stwierdził, prostując plecy które pewnie ucierpiały od ciosu wampira. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Im dłużej krasnolud się denerwował, rzucając obelgami na prawo i lewo, wampirowi coraz bardziej wracał humor. Całość wyglądała jak walka rodzeństwa, gdzie to Pete był tym starszym, wyższym, który po prostu odpychał tego młodszego, mniejszego, przez co ten wpadał w coraz większy szał. 

Kiedy w końcu Torn się zatrzymał, chłopak zrobił to samo, aczkolwiek wciąż trzymał łapska przed sobą, tak na wszelki wypadek.

- Remis? Ha! Przetrzymałem cię jak jakiegoś leszcza! Teraz mógłbym cię poskładać raz dwa! - Powiedział dziarsko, po czym zrobił krok do przodu, stanął bliżej krasnoluda i napiął mięśnie jak jakiś dzik, by okazać wyższość. 

- No już już, mikrusie. Uspokój się bo powiem matce i będzie lanie! - Nie mógł się powstrzymać, aby to dodać, przy okazji poklepując krasnoluda po głowie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

- Dobra, dobra. Idź to truchło lepiej usuń, gnoju ty - wyburczał krasnolud, po czym miał się oddalić w stronę siedziby (a wcześniej spróbować bezskutecznie odgryźć Pete'emu rękę - na szczęście wampirza szybkość pozwoliła mu tego uniknąć), kiedy odwrócił się gwałtownie, patrząc na wampirzego kumpla z dzikim wyrazem twarzy. 

- Ty, a potrafisz już zmienić mordę na wampirzą? - zapytał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pete pośpiesznie cofnął rękę i lekko odskoczył w tył, śmiejąc się przy tym głupkowato. Bawił się ze swoim kumplem, niczym z wściekłym psem, który jest przywiązany do drzewa i nie może go dosięgnąć.

Wampir również miał się odwrócić, jednak to Torn zrobił to pierwszy i tak nagle, że chłopak myślał że ten mały wariat znów ruszy do ataku.

Wysłuchawszy jego pytanie, zaczął macać się po twarzy. 

- Nie, a właściwie to nawet nie potrafię zrobić żadnej wampirzej sztuczki. Chociaż o takiej krzywej mordzie to mi się nie marzy. Zresztą, moja twarzyczka tak czy siak nie jest zbyt piękna... - Odpowiedział, po czym poszedł unieść cielsko pożartego wcześniej zbira. Ten pomysł z alchemikami był całkiem niezły, a nawet jakimś groszem za tą górę mięsa sypną. 

Nie pozostawało więc nic innego, jak znaleźć takiego alchemika. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alchemicy znajdowali się zupełnie na skraju miasta, niemal na podgrodziu i już za murami ze względu na parę niebezpiecznych incydentów z wybuchowymi substancjami, które miały miejsce w przeszłości. 

Dostał im się zagajnik z ceglanym, niemałym budynkiem, który podobnie jak w przypadku siedziby łowców rósł raczej wgląb ziemi, niż w górę od jej powierzchni. 

To oznaczało, że Pete miał około trzydziestu minut drogi przed sobą. Ze względu na możliwość konfrontacji ze strażnikami miejskimi lepiej było mieć dowód na to, że jest łowcą, nawet jeśli niewiele już mogli mu zrobić. Trup zawsze wzbudzał mieszane uczucia, tym bardziej w przypadku władz. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy już Pete wyszedł z siedziby łowców wampirów, do tego czasu przypomniał sobie gdzie urzędowali alchemicy, i niestety niezbyt specjalnie mu się to podobało. Było to całkiem daleko. Z drugiej jednak strony w cale się nie dziwił. Co prawda wszyscy, albo przynajmniej większość była świadoma, że alchemicy nie wysadzają czegoś w powietrze specjalnie, ale gdy coś spieprzą i dojdzie do takiej sytuacji, cała straż miejska przechodzi w stan najwyższej gotowości, i to czasami nawet na kilka dni. 

Byłoby świetnie gdyby miał jakiegoś konia. Tak to musiał dymać taki kawał, i to jeszcze z tym wielkoludem na barkach. Trudno, im szybciej tam ruszy, tym lepiej. 

Łowca był świadom tego, że będzie wyglądał dość podejrzanie, spacerując od tak ulicami z ograbionymi z krwi zwłokami. Oczywista oczywistość że zamierzał trzymać się bardzo na uboczu, może nawet korzystając z paru ciemnych uliczek. Co prawda wciąż był ubrany w stylu łowców wampirów, ale co jeżeli jakiś wyjątkowo tępy strażnik uzna, że to nie wystarczy by Pete'a zostawić w spokoju. Teraz, jako wampirzy łowca, takiego strażnika poskłada w trymiga, no ale wolał nie robić sobie problemów z prawem. 

- A chuj tam! - Machnął ręką, pozbywając się wszystkich myśli. Jeżeli mu nie dawało spokoju, najlepszym sposobem było pozbycie się wszelkich trosk i pójście na żywioł! Toteż młodociany wampir ruszył ku alchemikom, nosząc na grzbiecie człowieka większego od siebie, co jednak w ogóle mu w niczym nie przeszkadzało. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Możliwe, że to właśnie ów trup na grzbiecie spowodował, że nikt nie chciał łowcy-wampira zaczepiać. Słyszał ludzi, którzy czaili się w ciemnych uliczkach, czasem czuł woń alkoholu, narkotyków, albo po prostu odór nieumytego ciała, ale jakoś nikt nie miał ochoty mu przeszkadzać. 

Pete znał też wyjście za mury pozwalające ominąć bramy, co zresztą nie było dziwne - łowcy znali miasto jak mało kto. Niebawem więc wyszedł z wilgotnej piwniczki na podmurzu, do siedziby alchemików mając niemal rzut kamieniem. 

Ot, niewinny kamienny budynek z młynem przy strumieniu, ławeczką i paroma staruszkami urzędującymi na owej. Przy drzwiach świeciła się latarnia z efektownym, błękitnym płomieniem. Wampir nie musiał nawet pukać, a przed nosem otworzyły mu się drzwi z jakimś pryszczatym, chudym blondynem o rozentuzjazmowanej twarzy. 

- Pan do nas? Chce może sprzedać owe... hmmm... truchło? - zapytał radośnie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiedzmy sobie szczerze. Kto chciałby fikać do wampirzego łowcy wampirów, w dodatku targającego martwego olbrzyma na grzbiecie? No właśnie...

Zaoszczędził sporo czasu dzięki skrótom które znał, no i zwłaszcza dzięki temu że absolutnie nikt nie zawracał mu głowy. Do miejscówki alchemików dotarł nawet szybciej, niż zakładały jego wcześniejsze obliczenia. 

Ruszył ku drzwiom wejściowym, pozwalając sobie na zignorowanie staruszków. Starzy ludzie zwykle gadali o wszystkim i o niczym, zrzędzili i śmierdzieli. Błękitny płomień w latarni był o wiele bardziej interesujący.

Pete wyciągnął rękę, aby zapukać, jednak gdy te otwarły się nim ich dosięgnął, pośpiesznie cofnął dłoń. Gdy wysłuchał tego blondaska, chłopak energicznie zaczął kiwać głową

- Tak! Dokładnie tak! - Odpowiedział bardzo zadowolony, że nawet nie musiał odezwać się słowem po co tu przylazł. Pozwolił by cielsko chłopa zsunęło się z jego ramion i gruchnęło o ziemię. 

- Doskonały okaz, muszę rzec! Chłop jak stodoła, organizm nie skalany tytoniem, alkoholem czy używkami! Jedyne czego mu brakuje to krew. Była pyszna. - Zachwalał stan "towaru", licząc że uda mu się za to dostać jak najwięcej mamony.

- Trudno o bardziej dorodny, nieuszkodzony okaz, drogi panie! Obydwoje wiemy, że jest wart sporo... ale też obydwoje wiemy, że warto! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...