Skocz do zawartości

[Pawlex] Przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi


Recommended Posts

- Ale bo ty wiesz, że to rośnie w losowych miejscach w mieście, nie? - zapytał Torn, niewzruszony szałem Pete'ego.  - Przestań się popisywać, będzie cuchnąć jeszcze bardziej jak sok się wydobędzie. Poza tym, sam se dbaj o swoje zdrówko, o! 

- Możecie mi wyjaśnić, co tu się do cholery jasnej wyprawia? - zapytał Albrecht. 

- To mi nie wygloda na dziwki... Ale na burdel jak najbardziej - skomentował Meer i wyglądał na zadowolonego ze swojego błyskotliwego żartu. 

A zielsko, cóż. Zielsko faktycznie zaczęło śmierdzieć jeszcze bardziej. Gorzej, że śmierdzieć zaczęły też ręce skalane sokiem czarnego bzu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Meer, cho tu! - Chłopak doskoczył do pijanego śmieszka, po czym zaczął wycierać ręce o jego ubranie. Wciąż rzucał kurwami, a jeżeli ten cholerny krasnolud się nie przymknie, to rzuci i nim. 

- Co się dzieje? Nic się nie dzieje! Czarny bez odstrasza wampiry, i mogę to potwierdzić. Wracajmy, bo zaraz kogoś obrzygam - Tutaj oczywiście zerknął na Torna. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ani krasnolud, ani Meer nie wydawali się poruszeni wampirem. Meer zresztą zaczął się odpędzać od młodego wampira jak od muchy, kiedy ten postanowił uczynić z niego ręcznik. Zaniepokojony był jedynie Albrecht, który najwyraźniej nie dość, że nie był przyzwyczajony do bliskiej obecności wampira, to jeszcze co gorsza nie był przyzwyczajony do obecności Pete'ego.

- A gszie mój burdel? - zapytał ponuro Meer, kiedy zaczęli wracać z powrotem do ich bazy. 

- W dupę sobie wsadź swój burdel, Meer. I tak nie jesteś w stanie kiwnąć palcem, a co dopiero bardziej skomplikowane poczynania - fuknął Torn. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wampir szedł za resztą, nie odzywając się. Łeb wpatrzony w ziemię. Był zły i obrażony na wszystko i wszystkich, razem z sobą. Ręce trzymał za sobą. Wytrzeć dłonie o tego pijaka nie było trudno, zwłaszcza że ta moczymorda nawet nie była w stanie by stawić opór. Niestety, ten parszywy smród pozostał. Nie spodziewał się, że pierwszą porażką jaką poniesie, jako wampir, będzie przegrana z jakąś cholerną rośliną! A zapewne to dopiero początek, na pewno odkryje jeszcze nie jedną ciekawą rzecz, która w jakiś sposób będzie miała na niego wpływ. Byleby tylko tak nie cuchnęło. 

Nie pozostawało już raczej nic innego, jak tylko pójść spać i zakończyć ten parszywy dzień. Byleby tylko przestać myśleć o tym poniżeniu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do dnia było jednak jeszcze daleko, a więc nie nadszedł jeszcze dla wampira czas snu. 

Uliczka którą szli, jedna z tych wąskich i parszywych, była zupełnie pusta. Jeśli ktoś nawet słyszał ich wybryki, to nauczony doświadczeniem nie odważył się nawet uchylić okiennic, a więc mieli względny spokój. 

Atmosfera uległa gwałtownej zmianie i w drodze powrotnej nikt nie zamienił z nikim słowa. Nawet Meer zdawało się, wytrzeźwiał nieco i chociaż chybotliwie, dawał radę iść samodzielnie i nawet nadążyć za resztą krokiem. 

- No, chłopcy, to ja się będę zbierał - oznajmił Albrecht i pozdrowił całą trójkę łowcy i eks-łowców skinieniem głowy i ręką podniesioną w górę. - Pete, miło było poznać. Serwus.

I poszedł. Pozostała do obgadania sprawa, z którą wampir przyszedł do karczmy.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy już pożegnali się z nie-łowcą, Pete odetchnął ciężko.

- Torn... - Brzmiał teraz jak zbity pies, który skamlał przed domem, aby właściciel go wpuścił. Czyli jak się okazało, został Azorem. - Mógłbym na czas nieokreślony zaszyć się w twojej karczmie? Dzisiaj się dowiedziałem, że powrót do twierdzy łowców nie wchodzi w grę, a nie znam nikogo innego, kto by mi dał dach nad głową. Bardzo proszę? Będę już dla ciebie miły... mogę też pomóc ci nieco ogarnąć ten przybytek, by ludzie po wejściu wiedzieli że wleźli do karczmy, a nie do zagraconego magazynu. Co ty na to? - Jeżeli to nie przekona krasnoluda, to Pete nie będzie mógł zaoferować niczego więcej, a pieniędzy na kolejną flaszkę już nie miał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej zanietrzeźwiony z łowców legł na brudnym, słomianym materacu w jednym z rogów między połamanymi krzesłami. Ta kwatera miała tylko takie miejsca do spania - były jeszcze cztery takie materace. 

Krasnolud odwrócił się do Pete'ego z wytrzeszczonymi oczami i zaciśniętymi szczękami. 

- "Na czas nieokreślony, Torn, no przyjmij mnie, Torn" - powiedział przesadnie wysokim głosem, patrząc głupkowato w górę i składając razem prosząco ręce. 

- Najpierw drzesz tu ryja, potem mnie obrażasz w mojej własnej karczmie, potem też na mieście i to wszystko podczas przyjacielskiej biesiady! Potem tańczysz jak kretyn wokół jakiegoś krzaka i ja mam to tolerować?! I co ty masz, ja cię bardzo przepraszam, do tego przybytku? Nikt nie narzeka, tylko ty narzekasz, wielki wampir, pan na włościach. Wyżej sra niż dupę ma! I co, ja mam cię tu przyjąć? Pod mój dach?! - wydarł się krasnolud, zaciskając pięści i strzelając dziko oczami. 

- Dobra, niech będzie - wzruszył ramionami, a twarz prędko straciła wyraz gniewu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krzyk krasnoluda sprawiał, że chłopak odsuwał głowę do tyłu, bardziej i bardziej. Już miał zacząć się tłumaczyć, jednak Torn o dziwo się zgodził. 

- Och... no i git! - Odparł uradowany. Cały Torn. Pokrzyczy, pomarudzi, ponarzeka, a koniec końców i tak się zgodzi. - No już nie denerwuj się tak karze... mordeczko. Przecież my w końcu ziomki, nie? Na dobre i na złe. - Wampir rozłożył ręce. 

- No chodź, kartofelku. Uściskaj na zgodę swojego druha! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Torn splunął na podłogę i otarł usta przedramieniem. 

- Parszywość, żeby mi się tu jakieś krwiopijce, pijawki szwendały. Tfu! - rzucił, ale twarz miał już rozpogodzoną. Kryzys zażegnany, przynajmniej ten na płaszczyźnie towarzyskiej. Pozostał jeszcze jeden kryzys - ten wokół nich, zawalony gratami. 

- Dobra, póki co mam tu te materace, więc jak chcesz się kimnąć to korzystaj - zarządził. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo korciło, aby powiedzieć krasnoludowi, że ci tak zwani krwiopijce i pijawki chodzą do porządnych karczm, a nie do takiego śmietniska. Ale skoro dopiero co go udobruchał, to lepiej mu już nie dokuczać. Na razie, ma się rozumieć. 

- Kimnę się kimnę, ale później - Odparł, po czym podszedł do pierwszego lepszego krzesła, które miało cztery nogi, by na nim przysiąść. 

- To może opowiesz mi, jak to się stało, żeś wlazł w posiadanie tej... tego budyneczku? Dostałeś w spadku, kupiłeś, wygrałeś w karty czy sprałeś poprzedniego właściciela na kwaśne jabłko. I dlaczego do cholery tutaj jest taki burdel? Za wiele klientów to tutaj nie przyjdzie. Góra tacy, co to będzie ich stać na jedno, wodniste piwo. No, i tych co lubią robić problemy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krasnolud wziął najbliższe krzesło z kompletem nóg i przytargał je do krzesła Pete'ego. Klapnął na nim ciężko. Zza stołów dobiegło ich uszu chapanie Meera. 

- Ano dostałem w posiadanie po nieboszczce cioteczce, spokój niech będzie jej duszy. Z początku nie dotarły do mnie listy o tym, jakoby ciotka kopnęła w kalendarz. Dopiero później, jak już hieny bankowe ostrzyły sobie zęby na nieużytek, jakiś uczciwy odkrył, że w istocie zawarła mnie w testamencie. Aż mnie dziwi, że nikt nic nie ukradł. Nie to, żeby były tu jakieś pokaźne wartości, ale wiesz, że od dłuższego czasu się zbieram żeby coś z tym zrobić. Ani jedna złamana decha nie zniknęła, a wiesz, że kmioty by nawet na opał wzięły. Ten co dopełnił formalności twierdzi, że kamienica jest nawiedzona, ale dotychczas nikt nie objawił się ze swoim metafizycznym zadem - odparł. - To co, po szklaneczce tego twojego specyfiku? Mam jeszcze resztkę wina, bo tamto ci chyba nie podpasowało. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na propozycję kolejeczki krasnoludzkiego rumu, wampirem wzdrygnęło. Jeszcze nie zapomniał o smrodzie czarnego bzu, a jakby doprawił to jeszcze śmierdzącym, bardzo mocnym alkoholem, z całą pewnością by się zerzygał. 

- Wino! Wina, wina! Tamtego nie chcę, bo chyba mnie powykręca do reszty. A najlepiej jakbyś mit o wino rozcieńczył z wodą. To że jestem wampirem nie oznacza że mogę wlewać w siebie tyle alkoholu ile chcę.. ale z drugiej strony nie chcę też tak siedzieć o suchym pysku, nie? 

Czyli ten lokal był spadkiem po ciotce. Nie ma co ukrywać, nie był to dość dobry spadek. Nie oznaczało to jednak, że nie da się tego jako tako ogarnąć. Oczywiście trochę to zajmie, robota na jedną noc to to nie była. Zresztą, po wszystkich było widać, że nie mają siły i chęci na sprzątanie. Zwłaszcza Meer.

- Mówiłeś że ten budynek jest nawiedzony? - Po chwili przypomniał sobie że Torn o tym wspominał. - Ciekawe. Jeśli to prawda, jeżeli bronił tego miejsca przed złodziejami, a tobie nie robi nic... to może ten duch to ktoś z twojej rodziny? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ho, ho! Duch-krasnolud, no proszę! - odparł Torn, idąc niespiesznie po wino. - Jeśli tak, to za mieszanie wina z wodą powinien ci skopać dupsko. Nie wiem, pożyjemy, zobaczymy. A może nieboszczka ciotka postanowiła przywiązać się do ziemskiego padołu? Nie zdziwiłbym się, wredne z niej było babsko - stwierdził. Wziął butelkę wina, wziął kufel i poszedł w to samo miejsce co Albrecht wcześniej. Wrócił z kuflem wypełnionym różową cieczą i postawił przed Pete'em. 

- Dobra, to jak to teraz wygląda? Na co się mam przygotować, jak tu będziesz mieszkał? Kto nas może odwiedzić? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Powiem ci szczerze, popieprzone to wszystko. Aktualnie zapewne tylko wampiry wiedzą, że tu jestem. Albo zaraz się dowiedzą. Z tego co mi powiedziała moja tak zwana opiekunka, jestem stale przez kogoś obserwowany. - Chłopak uznał, że będzie ze swoim kumplem szczery. W końcu miał prawo wiedzieć takie rzeczy, skoro przyjął go pod swój dach. 

- Chociaż szczerze powiedziawszy to wątpię, by któryś z nich tu przylazł. Bo to ja mam chodzić do nich. Jeżeli ktoś by tu jednak przyszedł, to zapewne po to by mnie gdzieś zabrać. Nikt tu nie przyjdzie, by pogryźć ci klientelę. 

Wampir złapał za kufel. Rozcieńczone wino to był strzał w dziesiątkę. Słabe i orzeźwiające. 

- Bo widzisz, chłopie. Jak się okazało, wampiry mają jakąś własną, gatunkową wojenkę. Z jednej strony są te, które specjalnie ludziom nie wadzą, a z drugiej te, które ludzi zmieniają w wampiry, albo osuszają ich do czysta. No i całe szczęście, mnie dorwały te pierwsze. I zanosi się na to, że prędzej czy później będę tłukł się z tymi drugimi. - Zrobił dość dużego łyka, przy okazji jeszcze płucząc usta napitkiem. 

- Gdy byłem człowiekiem wszystko było prostsze! Widzisz wampira, bij wampira! A teraz? Bij złe wampiry, dobre nie bij. Gdyby oni się chociaż jakoś różnili, ale nie! Ten i ten blady, ten i ten ma kły. 

Pete brzmiał na wyjątkowo niepocieszonego. Najpierw zmiana w wampira, potem został wciągnięty w tą całą grę, potem jeszcze jego bracia i siostry z cechu łowców też go chcą wykorzystać. A przecież był tylko prostym łowcą wampirów. Nie znosił ich, to ich zwalczał. Tyle. To wszystko spieprzyło się wyjątkowo za szybko. 

- Czekaj czekaj. Torn, przecież to jest w końcu karczma. Tutaj zawsze ktoś cie będzie odwiedzał... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy krasnolud usłyszał o tym, że mogą być obserwowani, zacisnął mocniej ręce na kuflu i rzucił nieufne spojrzenie zabitym oknom. Odchrząknął i podrapał się po brodzie, co oznaczało, że aktualnie trybiki w jego zakutym łbie pracowały na wysokich obrotach. 

- No ciężka sprawa, popatrz. Ha, kto by pomyślał! Jak wróciłem tam do bractwa i do tego skuwiałego zapaleńca, obecnego mistrza, to mi co prawda powiedzieli, że całe bractwo było kupione przez wampiry, ale proszę, żeby jeszcze były dobre... Ty, Pete. A kiedy ty ostatnio coś żarłeś, co? I właściwie co jedzą te dobre wampiry, jak niby nikomu nie wadzą? Ile ich w mieście jest? Zabiliśmy kiedyś tego dobrego? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pete uniósł dłoń.

- Chwila, czekaj, stop. Za szybko tymi pytaniami rzucasz. - Widział, że po wspomnieniu o byciu obserwowanym, jego mózg zaczął zapieprzać szybciej, niż nawet krasnoludzki mózg był w stanie. 

- Nie mam pojęcia ilu jest ich w mieście. Znam tylko swoją opiekunkę, no i tego twojego koleżkę. - Tutaj specjalnie nie wspominał o całej tej karczmie dla wampirów. To że niespecjalnie mu się tam podobało, nie oznaczało to że zacznie teraz wszystkich paplać, kto tam przesiaduje. 

- Z tego co pamiętam, to my zabijaliśmy tylko takie młode, świeże podlotki, jak ja. Tylko że oni mordowali bez opamiętania, a na to by te dobre wampiry nie pozwoliły. Więc spokojnie, walczyliśmy tylko z tymi złymi... chyba. 

Wampir zastanowił się chwilę, kiedy ostatnio strzelił sobie nieco krwi. A to było prawdopodobnie wtedy w siedzibie łowców, osuszył tego osiłka, co to potem jego truchło alchemikom sprzedał. A to było przed sabatem. 

- Cóż, wystarczy mi chyba do jutra. Zresztą i tak będę musiał się z kimś spotkać, więc może... zjem na mieście, heh - Odparł nieco nerwowo. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A... Kto by pomyślał, że po odejściu od łowców dowiem się więcej niż za czasów bycia tam. - Westchnął ciężko i pociągnął zdrowy łyk z kufla. 

- No dobra. Czyli tak, raczej się nie spodziewać napadu ani najazdu. A słuchaj Pete, gdyby tak jednak... To co na te wampiry, co? Ten bez czarny gdzieś skitrać?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A spróbuj mi tylko! - Ryknął, wcześniej jeszcze dławiąc się winem które pił. - Spróbuj mi tylko gnoju gdzieś to posadzić, to rozpieprzę całą okolicę! Stary, ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak to przebrzydle śmierdzi! Podmiejskie kanały to przy tym badylu sklep z perfumami...

Tak jak wcześniej niezbyt rozumiał działania czarnego bzu na wampiry, tak teraz nie rozumiał jeszcze bardziej. 

- Dlaczego ten kwiatuszek w ogóle tak działa na wampiry, co? Co w nim takiego jest, że dla nas śmierdzi to jak miesięczne gnijące zwłoki, zanurzone w szambie? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kranolud po raz kolejny wzruszył ramionami.

- Pewnie ta, no. Chemia. Nie wiem, nie mam pojęcia. Mnie tylko wspominano coś, że to działa odstraszająco, dlatego tak rzadko tego używaliśmy. No bo po co niby mieliśmy w łowcach wampiry odstraszać? Zabijać, to tak. Kopać tyłki. Ale odstraszać? - zapytał. - I co proponujesz w takim razie, mędrku, żeby wzbogacić naszą okazałą fortecę o parę usprawnień, hę? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Po pierwsze, mój ty malutki przyjacielu, trzeba tutaj po-sprzą-tać! - Wyrecytował mu to bardzo dokładnie. Nie ma co się brać za usprawnienia, jeżeli w środku wala się syf. - Przecież widzisz co tu się dzieje, chciałeś mieć karczmę, masz składowisko śmieci. Trzeba to wszystko ładnie uporządkować, większość wypieprzyć, a gdy zrobi nam się dość sporo przestrzeni, wtedy będziemy mogli zająć się projektowaniem wnętrza. A te materace? Czemu one tu są? - Wskazał na nie, oraz na śpiącego w najlepsze Meera, który był tak zbombiony, że prawie co było widać wydychany przez niego alkohol. 

- Śmietnisko i noclegownia dla pijanych kumpli. Jeżeli coś z tym nie zrobimy, to raczej nie długo nacieszysz się tą miejscówką. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Oj, przestań truć, Pete. Wiem doskonale, że trzeba posprzątać, prace są w toku. Może nie jakoś bardzo, ale możesz mi wierzyć, że było tu gorzej. Poza tym, Albrecht mi skombinuje załogę, chłopców do pomocy i rach-ciach, wszytko będzie. Kwestia tygodnia, mówię ci. A materace, bo ostatnio spędzaliśmy tu dużo czasu na... - tu zapadła króciutka, niezręczna cisza, a krasnolud podrapał się po karku, unikając wzroku wampira. -... Na omawianiu planów, wystroju, rozumiesz - dokończył. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Aaaa, takie buty! - Pomieszczenie wypełniło cwaniacki rechot Pete'a. Oparł się nieco mocniej na oparci, założył nogę na nogę, i gapił się na krasnoluda w dość dominujący sposób. 

- Zamiast wziąć się kuźwa do roboty, to lepiej sobie przytankować, co? Ja cię nie poganiam, bracie, ale lojalnie ostrzegam, weź ty się za robotę, bo za tydzień to ta rudera może się rozlecieć! 

Wampir chlusnął sobie swoją resztkę rozcieńczonego wina, po czym stuknął kuflem o blat, na znak że osuszył do końca. Wstał, rozciągnął się, strzelił kośćmi, a potem w zamysłach zaczął dłubać w zębach.

- Zrobiłbym... coś. Ale nie wiem co. Jakieś pomysły oprócz sprzątania? Bo na sprzątanie jakoś nie mam ochoty. Nie żebym kiedykolwiek miał, heh. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

- Ale to tak teraz? W środku nocy? - zapytał krasnolud, nie kryjąc niepokoju. - No to tak... Tu jest wyjście na podwórze. Trzeba będzie porąbać zniszczone ławy i krzesła na opał, potem to zanieść do kanciapy na zewnątrz. Jutro ma przyjechać transport świec i ekipa, ale oni mają mi tu zbić bar i inne. Ja bym z kolei musiał pójść na górę, posprzątać... O! Słuchaj, Pete, przez nadmiar pracy, he, he, nie miałem czasu sięgnąć na górę, na strych. Dalej liczę na legendarny skarb, albo złoto, a drzwi są zatrzaśnięte. Przed porządkami proponuję je rozpierdolić i odkryć co jest za nimi! - oświadczył. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak podszedł do krasnoluda, położył mu dłoń na ramieniu i życzliwie się uśmiechnął.

- Widzisz, my, wampiry, jesteśmy stworzeniami nocnymi - W gruncie rzeczy to nie spodziewał się, że będzie musiał mu wytłumaczyć tak oczywistą oczywistość. - Więc tak, w środku nocy! 

Po wysłuchaniu wszystkich opcji, wampir z zadowolenia klasnął w dłonie. 

- Świetnie! Nic tak nie pogłębia przyjacielskich więzów, jak wspólne wywarzanie drzwi! My pójdziemy zwiedzić sobie zamknięty strych, a tamten chrapiący pijak po obudzeniu pójdzie grzecznie porąbać te ławy i krzesła. W końcu nic tak nie leczy kaca, jak ciężka praca fizyczna z samego rana

Wampir, zdecydowanie bardziej pobudzony niż Torn, udał się w kierunku strychu, ale zatrzymał się w połowie schodów. 

- A jak Meer będzie się opierać... to wmówimy mu że po pijaku porozpieprzał te wszystkie meble... i jak ich nie pociacha, to buli. Ha! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Raczej nie będzie miał takiego zaniku... A zresztą, siedzi, chleje, niech zrobi coś pożytecznego - stwierdził krasnolud i zatarł ręce. - Do roboty!

Schody na górę trzeszczały jakby stawiane kroki sprawiały im ból, ale prócz tego konstrukcja zdawała się być całkiem solidna, a drewno nie było zbutwiałe. Kamienica, jak się okazało, była całkiem spora - miała jeszcze dwa piętra i strych, z czego na obu Pete zaobserwował aż cztery drzwi odchodzące od holów. 

Co zaś się tyczy wejścia na strych, zabezpieczone było tylko starym, zardzewiałym łańcuchem, który trzymał się jedynie siłą woli i nadzieją na lepsze czasy. Zabezpieczeniem mógł być jedynie przy dużej ilości zrozumienia ze strony potencjalnego włamywacza.

Zamek w drzwiach był wyłamany - tkwił w drzwiach, ale byle pchnięcie mogło ten stan zmienić. Krasnolud zresztą zajął się włamywaniem do środka i nie zajęło mu to zbyt wiele czasu. Przestarzałe drzwi pisnęły, skrzypnęły i odsunęły się, odkrywając krainę za nimi. 

Zdecydowanie panowanie nad nią przejął kurz, a także - co można było stwierdzić po bobkach na podłodze - szczury. Prócz nich lokatorem był też jegomość leżący pomiędzy jednym starym kufrem, a drugim. Tym jegomościem był zmumifikowany kot leżący w niebywale dramatycznej pozie, z szeroko rozwartą mordką. Wokół niego leżały strzępki rudego futra i aż dziw, że go nie zjadły szczury. 

- No, no - stwierdził Torn, odganiając od twarzy chmurę kurzu. - Szukajmy tego naszego złota. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...