Skocz do zawartości

[Pawlex] Przepraszam, ale pańskie zęby tkwią w mojej szyi


Recommended Posts

Czując zapach rumu, wampir nieco się zawahał. Nie chciał znowu męczyć się tak, jak po sabacie, ale z drugiej strony teraz był wśród cywilizacji a nie w jakimś zagajniku. Tutaj będzie mógł raczej lepiej wypocząć, niż tam. Postanowione. Pije. 

Rozlał sobie, po czym i kufel i butelkę uniósł ku górze, gdy Meer zaczął się kołysać i legł na blacie.

- Kuźwa! Siadaj na dupie, zachlajmordo! - Rozkazał, po czym wrócił do rozlewania. 

- A skąd ja mam wiedzieć co ile się odbywają? To był mój pierwszy sabat, na który zresztą trafiłem przypadkiem. Widzę z daleka światła w lesie, stwierdziłem że sprawdzę. Patrzę sabat, no i o! Taka historia. - Podał kufel Tornowi, po czym chwycił ten Albrechta. Co jak co, ale Meerowi to już chyba starczyło. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobra już, dobra - odpowiedział najbardziej pijany w towarzystwie, z widoczną ulgą przyjmując "rozkaz" o pozostaniu na miejscu. Klapnął na krzesło podstawione przez Torna i odetchnął głęboko. 

- To o czym my to...? A, tak. Rozmawialiśmy właśnie o dobrych czasach młodości w łowcach - stwierdził krasnolud. 

- Ja cały czas mówię, że nie byłem w łowcach - wtrącił Albrecht. 

- To siedział cicho, nikt cię nie pyta o zdanie - fuknął krasnolud. 

- Masszz soś do łowców, gnoju? - zapytał Meer, mierząc dokera wzrokiem pijanego mistrza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po rozlaniu kolejek, Pete przysłuchiwał się towarzystwu, powoli degustując swój trunek, oceniając czy to to w ogóle jest dobre. 

- Przepraszam że wam przerwę! - Odezwał się nagle, karcącym wzrokiem patrząc na syczącego Meera. - Albrecht, a kim ty w ogóle jesteś? Łowcy wampirów zwykle trzymają się, a tym bardziej piją, raczej w swoim towarzystwie. Więc jeżeli łowcą nie jesteś... no to kim? - Zapytał, po czym zrobił delikatny łyczek. 

- A ty Meer się nie spinaj, bo zaraz strzała w pysk dostaniesz i pójdziesz lulu! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Się odezwał, przywódca stada - mruknął pod nosem Torn, biorąc łyka z kufla. 

Alkohol był wart swojej ceny. Miodowa, wyrazista słodycz ginęła gdzieś pod mocą trunku, który przecież musiał być mocny, żeby zadowalać przełyki krasnoludów. To, że Pete był wampirem nie zmieniło faktu, że rum palił gardło. 

- No... Dobra - odparł Meer, stopniowo zaczynając być w stanie zbyt niepewnym żeby się kłócić. 

- A ja jestem współwłaścicielem - odparł doker. 

- Znamy się z Albrehcikiem od paru dobrych lat - stwierdził z rozrzewnieniem Torn. - Zajmuje się chłopak przemytem różnych rzeczy, a poznaliśmy się podczas pewnego mordobicia w porcie. Od słowa do słowa, od ciosu do ciosu. Wiesz jak się zaczynają przyjaźnie. 

- Święta racja, tak było - potwierdził Albrecht, biorąc potężnego łyka. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy ciecz postanowiła rozpieprzyć wampirowi przełyk, ten aż zmrużył oczy i mało co nie przegryzł języka. Zakrztusił się. 

- O kurfff... - Jęknął. Ten alkohol palił tak, że lepiej nadałby się do czyszczenia rynsztunku, zamiast do picia. - Czyli... czyli zaprzyjaźnieni po... ja pier... po bitce. Czaje - Wysapał. Dobrze że zrobił delikatnego łyka, bo jakby zrobił większego, to by go chyba zwaliło. 

A wtedy spojrzał na Albrechta, który w przeciwieństwie do niego, mało co całego kufla na raz nie owalił. Wytrzeszczył oczy w zdumieniu. Portowiec to był jednak portowiec... 

- Rany, chłopie... - Powiedział, nie mogąc wyjść z podziwu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jak łykasz człowieku całe życie słoną wodę i samogon to jak może być inaczej? - zapytał Albrecht tonem fachowca i otarł usta ręką. 

- No. To jest coś - skomentował. 

- Ano nieźle skręca mordę - dodał krasnolud. Meer w tym czasie przebudził się z letargu i rozejrzał po blacie stołu. Chwycił pierwszy lepszy kufel i z niego pociągnął, a potem się skrzywił i kilka razy uderzył w pierś, kaszląc. 

- No, no. Mocn... Ehe... He... Mocne - przyznał. 

Tymczasem kiedy alkohol pokonał trasę od gardła do żołądku Pete'ego, wampir zaczął czuć pewien niepokój, tak jakby wysączony trunek miał zrobić q jego trzewiach rozrubę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pete już miał zarzucić jakiś temat, zanim jednak się odezwał, poczuł że coś jest nie tak. Odbeknął, po czym oparł brodę o dłoń. 

- Wiecie co? - Zapytał, próbując walczyć z tym paskudnym uczuciem. - Chyba... chyba mi ten rum nie służy. 

Oddychał głęboko. Kufel który przed nim stał odsunął nieco dalej. 

- Chyba nieco przesadziłem. Przecież nigdy nie piłem, a teraz żem zaczął sobie narzucać tępo jak kopnięty. Uff...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- E tam, gadanie. Rum nie służy dopiero na drugi dzień - stwierdził Torn. - Nie no, Pete... Coś ty. Nie zgrywaj się, chłopie! - Krasnolud odsunął od ust kufel i obserwował wampirzego przyjaciela wielkimi jak spodki oczami. - Są jakieś informacje w jakimś wampirzym kodeksie zdrowia? Macie jakieś instrukcje, hę? - zapytał. Zarówno Meer jak i Albecht wyglądali jakby natychmiastowo wytrzeźwieli. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wampirzy kodeks zdrowia? Coś takiego istnieje? - Zapytał, trzymając się za brzuch. Gdyby nie był wampirem, prawdopodobnie by zbladł. - Po prostu klinowanie rumem to chyba nie był najlepszy pomysł. Zaraz mi przejdzie. No co się tak gapią? 

Pete postanowił wstać. Może jak się rozrusza to mu się polepszy. 

A tak poza tym to coś mu tu nie pasowało. Alkohol przecież tak nie działał. To znaczy działał, ale na pewno nie po jednym, małym łyku. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie mam pojęcia, ty tu jesteś wampirem, nie ja...

- WAMPIREM? - oburzył się Meer. A potem trybiki w mózgu wznowiły pracę. -... A, tak. Faktysznie.

Kiedy pierwsza fala przeszła, Pete'emu zrobiło się nieco lepiej, aczkolwiek palący rum spowodował, że zrobiło mu się trochę ciepło. Za ciepło. Dopiero teraz zaczął odczuwać, że zagracone pomieszczenie jest dosyć duszne. 

- Halo? Kolego? - zapytał Albecht, uważnie się przyglądając Pete'emu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skierował wzrok na Meera. Bardzo złowrogi wzrok. 

- No natłuc gnoja w pysk to za mało... - Warknął. 

Gdy sytuacja w jego brzuchu nieco się ustabilizowała, odetchnął z ulgą. Szczęście potrwało jednak z kilka sekund. Nagle zaczął się czuć jak w saunie. Stojąc, oparł się o blat stołu tak, jak wcześniej Meer. Przejechał dokładnie ręką po czole.

Co się ze mną dzieje? - Z zamysłu wyrwał go głos Albrechta. - Co, co? Wam nie jest gorąco? Szlag, jak tu gorąco! Okno! Gdzie tu jest okno! - Rozglądał się w poszukiwaniu tego upragnionego okna, by tylko je otworzyć i zaczerpnąć powietrza. Świeżego, bez odoru alkoholu i tych cholernych grzybów. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystkie okna były - jak na porządną ruderę przystało - zabite dechami, a więc zostały drzwi. Widząc nadchodzące zamieszanie, krasnolud wstał i w trybie awaryjnym rozejrzał się szybko po pomieszczeniu. Jego ręka wystrzeliła gdzieś za Pete'ego. 

- TAM! - zawołał. W odpowiedzi doker Albrecht ruszył jak z kopyta, automatycznie trzeźwiejąc, porwał leżące na ziemi wiadro i popędził do jakiegoś małego pomieszczenia. Rozległo się pluskanie, a już chwilę później mięśniak wrócił i stanął w odległości metra od wampira, trzymając wiadro pełne wody w pogotowiu.

- Oblać cię tym, czy jak? - zapytał. 

Krasnolud w tym czasie otworzył drzwi, wpuszczając do środka trochę cuchnącego, miejskiego, ale w miarę świeżego powietrza.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawdę powiedziawszy, Pete nie miał teraz zielonego pojęcia, co tu się właśnie wyprawiało. Najpierw gapił się na Albrechta. Gdy ten gdzieś pobiegł, przeniósł nieogarniający wzrok na Torna, a gdy portowiec wrócił, wampir nieco skulił się i wystawił ręce. 

- Hola hola hola!! - Wrzasnął. - Co jest? Co wy wyprawiacie? Co ja, palę się gdzieś? - Zaczął oglądać swoje ubranie. No przecież nigdzie się nie palił. Powolnymi kroczkami zaczął się cofać. 

- Wam nigdy po alkoholu się gorąco nie zrobiło? Przecież to nie dlatego że jestem wampirem do cholery! Wczoraj chlałem... albo ćpałem... albo i to i to na raz, i nic mi nie było! Szlag!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie wiem, wstałeś i wyglądałeś jakbyś miał zaraz spłonąć, to wolałem uprzedzić tragedię! - wytłumaczył się Torn. 

- Ja... Ja go po prostu słuchałem, wie o wampirach więcej niż ja - dodał doker i wzruszył ramionami. Spojrzał na swoje dłonie i odłożył wiadro z wodą na podłogę. 

- Może to jakiś opóźniony kac, co? - odezwał się znowu krasnolud. 

- So wy wogle tu odpierdalacie? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Kurwa mać! Ja już wszystko rozumiem! - Ryknął. 

- Jesteście rasisty! Rasisty jedne! Bo jak wampir to już gorszy, tak? Że jak wampirowi gorąco to zaraz dojdzie do zapłonu i się... i się spali, tak?! Teraz co? Wcześniej mordeczki a teraz się będziecie nabijać z biednego Pete'a, tak? To wy jesteście tu potworami, nie ja! 

Nie trzeba było nawet się specjalnie wysilić, by wyczuć w ciężkim głosie wampira ten "teatralny smutek". 

- Widzicie? Bierzcie przykład z Meera. Siedzi sobie ładnie, nie chce innych oblewać wodą, nie wie co się odpierdala. Taki to ma dobrze! 

Zaraz potem chłopak wycofał się do drzwi. Mimo całej tej szopki, wciąż nie zapomniał o tej parszywej duchocie, więc napływ powietrza to było to, o czym teraz marzył. Stanął obok Torna, ale tak, by nie stać w drzwiach. Od czasu tej informacji, co to niby cały czas jest obserwowany, powoli zaczynał wpadać w jakąś paranoję. 

- Proszę być tu dla mnie miłym bo... bo gryźć będę! A ja żem tera wąpierz, to jak się wgryzę, to nie puszczę! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Morda tam, nie drzyj się tak, bo mi sąsiadów pobudzisz! - ryknął Torn, nie ciszej niż Pete poprzednio. 

Ale tym co zwróciło uwagę wampira był dość wyraźny smród docierający od drzwi. I tym razem nie były to szczyny, ryby, wodorosty, ani żaden inny miejski smród.

Pete czuł ostrą woń zgnilizny pomieszanej z czymś korzennym, nie mniej obrzydliwym i z zapachem cytryny. Cała mieszanka była iście wybuchowa, na szczęście dla wampira, mimo iż zapach dawał się we znaki, jego źródło wydawało się być daleko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja ci dam... - Zacisnął dłoń i już miał wdać się w potyczki z krasnoludem, kiedy już po raz któryś dzisiaj coś bestialsko zaatakowało jego węch. Mogło to chyba nawet zdobyć nagrodę na najgorszy smród, jaki dzisiaj czuł. 

- Czujecie to? Coś niewyobrażalnie cuchnie... i to o dziwo nie jest Torn - Odezwał się, wystawiając nos za drzwi. Zauważył nawet, że był mniej więcej zdolny ocenić, jak daleko to było. Bo gdyby źródło tego smrodu byłoby blisko, prawdopodobnie by się zrzygał. I zrobiłby to na krasnoluda, a tak żeby mu dopiec. 

- Rozkład... coś jakby korzenie... cytryny? To zdecydowanie nie są zapaszki portu. Ekipa, idziemy to obadać? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- E! Znalazł się higienista jak z koziej dupy trąbka! - Rzucił Torn, który jeśli wcześniej nie chciał się bić, teraz zaczynał wchodzić w tryb krasnoludziego berserkera, za cel obierając sobie wampira. Zdążył już nawet zakasać rękawy, gdy bojowy nastrój przerwały dywagacje co do źródła smrodu. Krasnolud pociągnął nosem. Albrecht podniósł rękę i sprawdził, czy to nie spod niej wydobywa się woń. Pokręcił głową. 

- No dobra - stwierdził, zgadzając się na poszukiwania. 

- A co z Meerem? - zapytał krasnolud. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Widzisz, ty prosty krasnoludzie. Osoby które używają mózgu w takiej sytuacji... po prostu zadają pytanie - Ton jego głosy zrobił się bardzo profesorski. Wciąż nie mógł odpuścić, by trochę Torna podkurwić. Uwielbiał to. 

- Meer! Idziesz z nami pobawić się w detektywów, czy zostajesz? - Z jednej strony lepiej by został. Taki schlany robił złą reputację jego cechowi, będzie głośny i prawdopodobnie będzie go trzeba taszczyć. Ale z drugiej strony, pijany łowca nie boi się niczego, a jak będzie trzeba z czymś się bić, to i pierwszy poleci. 

Więc na pewno byłby dobrą przynętą... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwilę to trwało, nim pijany w sztok Meer w ogóle w jakiś sposób zareagował. Najpierw podniósł głowę, zachapał i beknął głośno, potem rozejrzał się wokół i zebrał na odpowiedź dopiero wtedy, kiedy jego oczy padły na całą drużynę wyruszającą w drogę. Uniósł chybotliwie dłoń z wyciągniętym palcem, marszcząc poważnie czoło celem przywrócenia godności. Efekt był odwrotny.

- Ae tylko... tyko jak po drodze wstopimy po trunki, bracia - wybełkotał. A potem skierował palec w kompanię. - Mówe poważsznie. 

I wstał, choć z trudem. Albecht postanowił mu pomóc.

- Się będzie teraz taszczył z nami. A jak go coś zeżre? - zapytał Torn. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zeżre? Daj spokój! Od niego tak niemiłosiernie cuchnie alkoholem, że aż wszystko od niego będzie uciekać! Z Meerem będziemy tak bezpieczni, jak jeszcze nigdy dotąd! 

Zapowiadała się bardzo ciekawa, nocna eskapada. 

- Tylko po trunki? Chopie! Z tymi trunkami to my pójdziemy szturmować burdel! A pijani łowcy wampirów mają bardzo duże szanse aby zostać obsłużonym za darmo! Albo... albo wylecieć na zbity pysk. Ale raczej to pierwsze! Tak! No, to ruszamy. Im szybciej zlokalizujemy to źródło smrodu, tym lepiej. Ta mieszanka zapachów jest obrzydliwa, nie powinna istnieć. - Wampir poszedł do Meera i Albrechta, i wziął tego pierwszego pod rękę.

- Zachowuj się ładnie, Meer. Jeżeli wszystko pójdzie jak po maśle, to w nagrodę przepłyniemy rzekę. Na kurwich dupach! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No jak tak mówiszsz... Ja ci wierzszę, Pete, stary druhu - powiedział Meer i nabrał rozpędu. Prawie by się wyłożył jak długi na framudze gdyby nie Albecht, ale zapału przez to nie stracił. 

- Czuję, że to się skończy tragedią - mruknął markotnie Torn i zamknął drzwi. Pamiętał nawet o wetknięciu klucza do zamka, tak jakby w środku było co kraść. 

Zapach wydawał się dochodzić z wnętrza miasta. 

- Dobra, to gdzie najpierw idziemy? - zapytał Albecht. 

- Szukaj, Azor - dodał Torn. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy już cała czwórka opuściła tą tak zwaną karczmę, Pete skupił się na obraniu drogi. Według jego obliczeń było to gdzieś mniej więcej w środku miasta. A przecież oni byli w porcie. Nie dość że wyczuwał ten smród z tak daleka, to jeszcze potrafił go wyłapać mimo tych portowych zapaszków. Coraz bardziej do niego dochodziło, jaki zajebisty się stawał. Najlepsze, że był wampirem z jakieś 3 dni. Na samą myśl, jak potężny mógł się stać, miał ochotę spuścić komuś łomot. I raczej nic dziwnego, że miał na myśli Torna. 

Już miał ruszyć za zapachem, gdy zatrzymał się w pół kroku. Odwrócił się do krasnoluda i zaczął głupkowato rechotać.

- Jaki głupi, nawet wampira od wilkołaka odróżnić nie potrafi! - Odparł irytująco. - Jak załatwimy tą sprawę to może znajdę ci jakiegoś Azora. Chociaż pewnie jak zobaczy twoją obrośniętą mordę to ucieknie gdzie go łapy poniosą. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I oto niebawem znalazło się źródło ciężkiej atmosfery, a im bliżej, tym bardziej Pete miał wrażenie, że wypiera z powietrza wszystkie gazy i uniemożliwia oddychanie. 

Pod jednym z płotów otaczających kamienicę rósł krzew o białych kwiatach i dość dużych liściach. Normalnie Pete nie zwróciłby na niego uwagi, ale przecież cuchnął tak niemiłosiernie, że się nie dało. Był to krzak czarnego bzu. 

- No to uciekaj, bo póki co psie obowiązki idą ci całkiem zadowalająco. Ile razy wąchałeś dzisiaj czyjś zadek? - zapytał krasnolud, nie dając za wygraną. Meer póki co się zamknął, co można było zaliczyć do sukcesów, a Albecht - który i tak niewiele mówił - nie odzywał się wcale, targając za sobą pijane truchło łowcy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Było takie pewne zajęcie, którym zajmowali się nowi, niedoświadczeni łowcy wampirów. Było to spryskiwanie okolicy twierdzy olejem z czarnego bzu. Pete nie mógł zrozumieć po co...

Aż do dzisiaj...

- O JA PIER... - Jęczał, zakrywając nos i usta. Kiedyś nie zwracał specjalnej uwagi na ten zapach, ale teraz śmierdziało to gorzej niż gówno i mocznik, wymieszany z wymiocinami. 

Podbiegł do krzaka, po czym zaczął go rwać, własnymi rękoma. Wyrywał kwiaty i łodygi, a wszystko to rzucał w kierunku Torna. 

- DLACZEGO... TO... TAK... CUCHNIE!! - Darł się, oczywiście dodając przy tym słowa na k. Gdziekolwiek tylko mógł. 

A dlaczego ten łowca, i ten drugi ex-łowca byli cicho? A zwłaszcza ten kurdupel? Skoro spędzał czas w tych stronach, musiał chyba wiedzieć że gdzieś rośnie to gówno? 

- To dlatego nic nie gadałeś, tak? Gnoju ty, kurduplu ty? Na złość mi chciałeś zrobić, tak? - Zrzucał winę na swojego niższego przyjaciela. - Ja się zemszczę, zobaczysz ty! Gnoju, parszywcu. Zobaczysz! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...