Skocz do zawartości

[Advilion, Riddle] Bring me that horizon!


Recommended Posts

blue-a-pirate-town.jpg

Horseshoe Bay. 

Rose

To nie był dobry dzień dla Rose. 

Niby zaczęło się całkiem miło, słonecznie. Woda jak zwykle milutko pluskała, wiatr podwiewał, mewy się darły. Było całe mnóstwo kupców, przyjezdnych czy nawet zwiedzających, w skrócie: frajerów, których można obrobić. Ale Rose tym razem na frajera nie trafiła. 

Próbowała obrobić kupca z Canterlotu, wysokiego jednorożca który przybył po perły - jeden z towarów, z których Horseshoe Bay słynęło.

Niestety, tym razem trafiła koza na kamień. 

Biegła ile sił w nogach, a za nią dwóch strażników jednorożca. Póki co miała przewagę - biegła zatłoczoną, wąską uliczką między domami przepełnioną tłumem kucyków. Biegła w stronę morza, mijając stragany, beczki z rybami i inne tego typu rzeczy. Przed nią wyrósł port - długie pomosty i doki ze statkami. Mogła skręcić na lewo, do plaży albo na prawo, gdzie również rozciągał się port - magazyny. 

 

Redwater 

 

Słońce świeciło raźno w twarz Reda. I byłoby to całkiem przyjemne, gdyby nie fakt, że nie zdążył do końca wytrzeźwieć, ale zdążył dostać kaca.

Oj, działo się poprzedniej nocy... Rum lał się strumieniami i Red chętnie z tego korzystał. Teraz czuł się, jakby pod jego powieki  ktoś wsypał grubo tłuczoną sól, następnie go skopał, wlał mu coś ohydnego do żołądka i zostawił na pastwę alkoholu. 

I jeszcze to kołysanie...

Jednorożec poczuł, że robi się zielony. Żołądek ostrzegawczo zaburczał i oto nadszedł czas, by pozbyć się resztek alkoholu z organizmu. I resztek godności. Mdłości atakowały coraz mocniej... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 217
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Miasta nadmorskie miały pewną dość zauważalną zaletę. Były nad wodą, a woda w takiej ilości była jakby wielkim zbiornikiem na wszystko, czego kucyki nie chciały mieć w sobie i swojej okolicy. W końcu i tak nie zanieczyszczą całego morza, to nie byle studnia.

Postanowił więc wydobyć z siebie szkodzące mu substancje. Tylko musiał dostać się nad brzeg, co chyba nie należało do najłatwiejszych czynności w jego obecnym stanie. Jednak mu miałoby to się nie udać? Mu wszystko się udaje. Dlatego zaczął powoli kroczyć w stronę najbliższej granicy lądu z morzem, tocząc walkę z kołysaniem i innymi efektami kaca. Jaka szkoda, że tego przeciwnika nie mógł po prostu przebić swym rapierem i się od niego uwolnić na zawsze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Rosie, pędząc przed siebie, wyklinała siebie za nieuwagę, oraz jednorożca za to, że wynajął sobie istnych atletów do ochrony. Normalny strażnik z kirysem i jakąś bronią zapewne już by dostał zadyszki, ale jak widać, ci byli znacznie lepiej opłacani. W lekko wymykającej się spod kontroli panice Rose przedzierała się pomiędzy kucami, usilnie próbując uniknąć zderzenia, a także po drodze zrywała ze straganów co tylko mogła i natychmiast ciskała za siebie, by spowolnić pogoń. 

 Gdy zaś wbiegła do portu, to niemal od razu skręciła w stronę magazynów. Nie mogła sobie pozwolić na długie zastanowienie, zwłaszcza że zakręt dał jej kolejną przewagę; strażnicy stracili ja na moment z oczu, co zaś dało jej kilka opcji. Mogła chociażby zwyczajnie zeskoczyć z pomostu prosto do wody... i ryzykować hipotermię, a także przemoczenie dobytku. Mogła też jednak pędzić dalej, w stronę przepełnionego towarami budynku, gdzie raczej na pewno znajdzie miejsce, do którego da radę się wcisnąć. Magazyn pewnie będzie strzeżony, ale raczej da radę się do niego dostać. No i zawsze pozostawała opcja "skok".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Redwater

 

Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że... Nie było lądu, a  kołysanie nie wynikało z kaca ani stanu upojenia alkoholowego. 

Red był na pokładzie statku, który właśnie zafajdał. Zresztą dźwięk który temu towarzyszył zwabił niebieskiego pegaza, majtka, który akurat po nim szedł. 

- Ty... KAPITANIE! MAMY NADBAGAŻ W POSTACI RZYGAJĄCEGO JEDNOROGA! WYRZUCIĆ ZA BURTĘ? - wrzasnął. Uszy Reda zabolały jakby wbił mu w nie szpile. 

- Daj mu szmaty, wiadro i niech sprząta jak chce żreć. I nie drzyj się tak! - padła odpowiedź. Szum morza i kołysanie ponownie spowodowały mdłości. 

Na głowie Reda wylądowała z plaskiem mokra, szara szmata zgodnie z rozkazem. 

- Posprzątaj to, a potem pogadamy - powiedział ktoś, kogo jednorożec nie widział ze względu na spoczywającą na jego głowie ścierkę.

 

Rose

Hipotermia nie groziła klaczy, bo woda w Horseshoe Bay była bardzo ciepła ze względu na strefę niemal tropikalną. 

Od strony od której biegła nie było strażników, przynajmniej w tamtym momencie. Budynek z kolei był drewniany, wyglądał jakby się miał rozpaść i trzymał się w całości tylko z dobrej woli i cuchnął rybami. 

Kuce oczywiście ryb nie spożywały, ale wszelkie tego typu dary morza były na eksport, głównie dla gryfów. Rose dostała się więc do środka, gdzie znajdowały się...skrzynie. Najróżniejsze skrzynie i części statków, pozwijane żagle i sieci, wszystko w chaosie, aż nadto kryjówek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co? Skąd? Przecież... Nie pamiętał. Co się stało? Tyle pytań, a odpowiedzi żadnej. I jeszcze te krzyki! Kiedyś wyrówna porachunki i dowie się, co się stało, ale teraz nie dał rady. Zrzucił z siebie ścierkę na deski pokładu i opadł na zad, oczywiście nie w miejscu, które poznało jego problemy, które z siebie wyrzucił przed chwilą. Popatrzył się smętnie w przestrzeń, a potem na niegdysiejszą zawartość swojego żołądka i spróbował skorzystać z lewitacji, aby przenieść ścierkę na wymiociny. Modlił się przy tym, by jego głowa nie została rozerwana przy tym na kilka części, a w każdym razie, by się tak nie poczuł. Lewitacja przecież to najprostsze zaklęcie.

Edytowano przez Advilion
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Czując piekący nozdrza smród, Rose przed wejściem do budyneczku zaczerpnęła jeszcze raz w miarę świeżego powietrza, po czym westchnęła ciężko i udała się do środka, starając się tam oddychać ustami, co nieco pomagało. A rozejrzawszy się po pomieszczeniu, postanowiła znaleźć jakiś osłonięty skrzyniami zakamarek, wdrapać się do niego i przykryć starannie materiałem w taki sposób, by wyglądało to naturalnie względem reszty magazynu. A przynajmniej starała się taki wygląd osiągnąć. Teraz pozostawało jej z niepokojem siedzieć w absolutnej ciszy i nasłuchiwać odgłosów. Na wszelki wypadek trzymała też w kopytku swój sztylet.

Edytowano przez Riddle
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Redwater 

 

To nie było przyjemne. Ani dźwięk który temu towarzyszył, ani co gorsza wrażenia zapachowe. Ale w końcu udało się pozbyć upokarzającej plamy z pokładu i wyrzucić ją za burtę. Ale na tym się - oczywiście - nieprzyjemności nie skończyły. Obecnie każde miejsce byłoby lepsze, niż kołyszący się pokład statku, a jeszcze w dodatku zaproszono Reda przed oblicze kapitana. W dość oschły sposób. 

- Ej, majtek - odezwał się niebieski pegaz. - Kapitan chce cię widzieć. Ruszaj dupsko i chodź za mną - zarządził, patrząc na Reda z góry. Co zabawne, sam wyglądał jak majtek. 

Na pokładzie uwijało się paru innych żeglarzy, niektórzy działali przy żaglach, inni po prostu chwilowo nie mieli nic lepszego do roboty niż się snuć. Pogoda była zresztą słoneczna i nie zapowiadało się na jakiekolwiek zmiany.

 

Rose

 

Płótno żaglowe miało to do siebie, że było dosyć sztywne. Znalazłszy się pod jednym z nich, cuchnącym stęchlizną, poszarzałym ze starości żaglem, Rose nie musiała martwić się nawet o to, że ktoś zaważy, że żagiel oddycha. Czekała piętnaście minut, potem pół godziny. Gdy już miała opuścić schronienie, usłyszała stukot kopyt. Któryś ze strażników domyślił się, że mogła się skryć właśnie w magazynie. Słyszała, jak obchodzi wnętrze magazynu. Stąpał dosyć cicho i w tym wypadku szczęście Rose polegało na tym, że strażnicy kupca nie byli pegazami - wówczas poszukiwania byłyby znacznie łatwiejsze. Niestety, szczęście nie trwało długo. Chwilę później usłyszała, jak kolejny kuc ziemny wchodzi do magazynu.

- Masz coś? - zapytał szeptem. Rose ledwo usłyszała. 

- Nie. Idź, zawołaj jakiegoś pegaza, najlepiej więcej niż jednego. Trzeba to przetrząsnąć. Powiedz, że zapłacimy - odparł drugi i pierwszy się oddalił. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Klacz, pomimo niekorzystnego obrotu zdarzeń, zachowała spokój. Nie była do końca pewna w jaki sposób posiadanie skrzydeł miało strażnikom pomóc, jednak nie zamierzała biernie tu siedzieć, by się przekonać. Jednak ślepe wyskoczenie z ukrycia również nie było dobrym pomysłem, więc Rose zdecydowała się najpierw ostrożnie wyjrzeć z kryjówki. Interesowało ją głównie miejsce, w którym był strażnik, a także najbliższe otoczenie jej kryjówki, za którym w razie czego mogłaby się schować po wyjściu z obecnego ukrycia. Przy okazji zwróciła uwagę na otoczenie strażnika. Wszak była jednorożcem, więc może drobne zaklęcie pomogłoby jej stworzyć dywersję i uciec.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten pegaz zaczynał go denerwować, nie dał jednak rady zdobyć się na zrobienie czegoś więcej niż oburzone mruknięcie. Następnie pozbierał swoje nogi i ustawił je w pozycji prostopadłej to podłoża, a przynajmniej w bliskiej temu. Następnie zaczął iść za pegazem, bo cóż miał zrobić? Siedzieć i czekać na nie wiadomo co? Nie brzmiało to w sumie tak źle... Ale nie! Pokręcił głową i kontynuował starcie ze swoim ciałem, w którym każdy krok był zwycięstwem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rose

 

Strażnik zniknął z pola widzenia klaczy, ale słyszała, że szperał gdzieś niedaleko oddalonej o parędziesiąt metrów przeciwległej ściany magazynu. Skrzynie, żagle i wszystkie inne rzeczy ułożone były w parometrowe stosy. Pegazowi znacznie łatwiej było zlustrować "teren" z góry bądź dostać się w miejsca niedostępne dla kuców ziemnych bez ryzyka zawalenia stosów. 

Z magazynu były trzy wejścia: jedno, którym Rose weszła i które mogło być już teraz strzeżone. Drugie, które znajdowało się w przeciwległej ścianie przy której buszował strażnik i trzecie, duża brama wychodząca bezpośrednio na miejskie ulice. 

Był też dok prowadzący do basenu portowego, ale to wymagałoby zmoczenia przez Rose futra. Poza tym woda w porcie była brudna, co może przy jednorazowej kąpieli nie było tak szkodliwe, ale z pewnością nieprzyjemne. 

 

Redwater

 

Najgorszy był początek, potem sprawność wróciła. Przynajmniej w miarę jak można było nazwać "sprawnością" poruszanie się  obecnym stanie Reda.

Kajuta kapitana była wyłożona ciemną, drewnianą boazerią. Nad kapitańskim biurkiem na ścianie wisiała szczęka zębatego, morskiego zwierza - najprawdopodobniej rekina. Było też proste łóżko, szafa, regał i komoda. Całkiem bogato. 

Kapitan siedział na krześle przy biurku. Był czerwonym kucem ziemnym o siwej grzywie, tylne kopyta miał wyłożone na blacie biurka. Leniwie je zdjął, kiedy Red i niebieski weszli do kajuty. Nie był młody, ale też nie był w wieku sędziwym. Ot, standardowy żeglarz. 

- Ty wypad, a ty siadaj - zarządził, pochylając się nad biurkiem. Niebieski wyszedł. - I od razu lepiej mi powiedz, co ty tu właściwie robisz. Tylko się streszczaj. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całkiem całkiem ta kajuta. Jakby miał kajutę, to chciałby taką... na początek. Można wciąż było wiele ulepszyć. Na przykład dać krzesło dla gości. Goście niewątpliwie byliby wdzięczni za nie, tak, jak on byłby teraz.

- Wczoraj byłem w y... Na lądzie w każdym razie - może i pamiętał nazwę miejscowości, ale jego umysł wybitnie nie chciał, by przeszukiwać zakamarki jego pamięci. - Zabawa była przednia, jednak efekty, jak zwykle, nieprzewidziane. Na pewno wypiłem za mało na takiego kaca. To, że nie wiem, co robię na jakimś statku, też jest dziwne - wytłumaczył się, może nieco zbyt rozbudowanej wypowiedzi niż oczekiwał jej kapitan, ale tak już miał ze swoim nadgorliwym językiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Klacz postanowiła najpierw znaleźć coś, czym mogłaby rzucić, nawet jeżeli musiałaby to w jakiś sposób odciąć sztyletem: metalową obręcz, kawałek sznura, łańcuch, kawałek drewna... cokolwiek, co wydałoby dźwięk przy uderzeniu o podłogę. W magazynie było cicho, więc strażnika powinien zwabić odgłos, którego sam nie wydał. Jeżeli więc dała radę znaleźć taki przedmiot, to go zabrała. W każdym razie, postanowiła wyjść wreszcie z kryjówki i przejść do innej kryjówki, bliżej środka pokoju. Najlepiej położonej tak, by widziała wyjście drugie i trzecie, priorytet obierając jednak nad ukrycie się przed szukającym jej kucem. Jeżeli kuc przeszedł w tym czasie do innego miejsca, to z pewnością byłaby gotowa skorzystać z wejścia, które dotychczas pilnował. Jeśli nie, to postanowiła go zwabić w inny obszar poprzez rzut swoim przedmiotem. Ale jeśli i to nie było możliwe, to... cóż, pora na kąpiel.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Redwater 

 

Kapitan spojrzał na Reda jakby brakło mu sił. Stuknął kopytem lekko w biurko i nabrał powietrza w płuca. 

- Dobra. Robimy tak. Jutro planowo będziemy w Griffinstone. Tam cię odstawimy, do tego momentu pucujesz pokład. Nie mogę wyrzucać za burtę przypadkowych obywateli Equestrii - a szkoda - więc idziesz do tego niebieskiego przygłupa, Rollo, i bierzesz od niego twoją najbliższą przyjaciółkę na dwadzieścia cztery godziny, to jest szmatę. Pasuje? - zapytał. 

 

Rose

 

Rzeczy, którymi można było rzucać było aż nadto, zwłaszcza że skrzynia obok której leżała Rose była wypełniona dużymi, zardzewiałymi gwoździami. Co do kryjówki zaś, oddalona o około dziesięć metrów była kolejna góra skrzyń, ale już bez żagli, pod którymi mogłaby się ukryć. Był to obiekt najbliżej środka i z całkiem dobrym widokiem na resztę magazynu. Niestety, co zaś do ucieczki - najbezpieczniejszą drogą był dok. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Zabrawszy garść gwoździ, postanowiła upewnić się raz jeszcze co do pozycji kuca, aby następnie, po dotarciu do nowej kryjówki, cisnąć jeden gwóźdź jak najdalej od siebie, by spróbować kuca tam właśnie zaprowadzić i umożliwić sobie ucieczkę. Jeżeli jednak strażnik nie połknie przynęty, to Rose była w pełni gotowa przekraść się do doku i skoczyć w wodę. Zmoczy się, ale przynajmniej nie spędzi kilku lat za kratami... lub gorzej. W każdym razie, naprawdę liczyła, że jej plan zadziała, tak więc po rzuceniu metalowym przedmiotem przyszykowała się do swojej ucieczki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taka praca mu uwłaczała, jednak nie miał zbytnio wyboru, bo wyrzucenie do wody wydawało się być możliwe, jeśli nie zastosuje się do rozkazu kapitana. Kiwnął więc smętnie głową. Nie wyobrażał sobie jednak całą dobę wycierać pokładu. Może i statek nie był mały, ale przez taki okres to mógłby już zacząć zdzierać deski zamiast brudu podczas szorowania. Zaczął już wychodzić, gdy zorientował się, że nie wie, gdzie ten Rollo może być.

- Gdzie znajdę tego niebieskiego przygłupa? - zapytał się z drobnym uśmiechem. Spodobało mu się to określenie, gdyż też nie przepadał za pegazem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ROSE

 

Gdy udało jej się oddalić od kryjówki i schować za jedną ze skrzyń, rzuciła gwoździe. Na chwilę zapadła głucha cisza, bo kuc najwyraźniej nasłuchiwał. Ale zadziałało; złapał się na przynętę, co Rose usłyszała parę sekund później. Miała póki co wolną drogę, ale kto wie ile szczęśliwa szansa mogła się utrzymać? Klacz musiała się spieszyć. 

 

REDWATER 

 

- Wyglądam ci na radar? Przed chwilą wyszedł na pokład, łajba nie jest tak wielka, żebyś się na niej zgubił. Odmaszerować! - zarządził kapitan, a następnie naciągnął kapelusz na twarz i zamierzał najwyraźniej zająć się Niezwykle Ważnymi Sprawami Dowództwa, to jest drzemką. 

Rollo siedział na pokładzie, a dokładnie na nadburciu, zajmując się niczym konkretnym. Ot, siedział i patrzył w wodę, rozkoszując się ciepłymi promieniami słońca. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tak, kolejny zupełnie niewychowany kucyk na pokładzie tego statku. Prawdopodobnie cała załoga taka była. Może to i dobrze, że spędzi resztę drogi do Griffinstone ze ścierką, prawdopodobnie najbardziej dystyngowaną rzeczą na tym statku, pomijając oczywiście go samego.

Kiedy zobaczył Rollo, nie poprosił go od razu o narzędzie pracy, którą zlecił mu kapitan. Zamiast tego usiadł w odległości jakichś dwóch metrów od niego i zajął się tym samym, co on. Nie spieszyło się mu do upadlającego szorowania pokładu, a skoro członek załogi nie musiał niczego robić, to tym bardziej on mógł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Tak postanowiła też zrobić; udała się w stronę wolnego przejścia tak szybko, jak tylko mogła, nie zapominając jednak o tym, że nadal powinna zachowywać się cicho, z tego też powodu uważając na to, gdzie stawia kolejne kroki. W końcu łatwo mogła o coś się potknąć, coś potrącić, lub też wdepnąć w skrzypiącą deskę, toteż na wszystkie te rzeczy, jakie mogły znaleźć się na jej trasie, starała się szczególnie uważać. Była niemal pewna, że się jej uda, ale nie pozwalała temu uczuciu nią ogarnąć. W końcu bardzo łatwo mogła wszystko spaprać... więc na razie po prostu skupiła się na zadaniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

REDWATER

 

Sprytny sposób działał przez pierwsze paręnaście minut. Rollo ignorował nowo przybyłego, chcąc jak najdłużej móc nacieszyć się lenistwem, a i Redowi słoneczko dobrze zrobiło, bo kac z wolna zaczął ustępować, podobnie jak mdłości. 

Niestety, na tego typu miejscach zazwyczaj nie lubi się bezczynności, dlatego też prędko nadeszła "sprawiedliwość". Red poczuł szarpnięcie w tył i wylądował na twardych deskach pokładu. Mdłości i zawroty głowy wróciły.

- NIESUBORDYNACJA NAJNIŻSZEJ KLASY NA STATKU. MAJTKÓW! - krzyknął niski głos i Red zobaczył nad sobą białego, żylastego, umięśnionego pegaza z gniewną miną. Red zauważył, że Rollo również został powalony, a wokół nich zbiera się tłum marynarzy. 

 

ROSE

 

Zgrabnie zeszła ze skrzyń, korzystając z momentu w którym strażnik zniknął za jednym ze stosów. Udało jej się przejść przez dziurę i wyjść na świeże powietrze... No, prawie świeże. Port raczej nigdy nie mógł się poszczycić odświeżającą atmosferą. 

Przed klaczą malowały się doki z zajmującymi je statkami i drewniane budynki gospodarcze. W oddali brzeg przekształcał się w plażę. 

Tak więc na wprost od Rose była plaża, na lewo doki, a na prawo miasto. Który kierunek obierze? 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Nim klacz gdziekolwiek ruszyła, postanowiła najpierw zdjąć swoją maskę i swój płaszcz, zwinąć obie te części ubioru i schować je w swoich jukach. Nie wiedziała, czy trafi jeszcze na szukających ją strażników, więc wolała dla niepoznaki zmienić swój wygląd, nawet jeżeli w tak prosty sposób. Zresztą, było w miarę ciepło i nie zbierało się na deszcz, toteż raczej jej się nie przyda. A kiedy zajęła się tą sprawą, to ruszyła do miasta. W końcu wciąż musiała jakoś zdobyć pieniądze na nocleg oraz posiłek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znowu krzyczą na niego niewychowane kucyki, tak charakterystyczne dla tego okrętu. Krzyczą, gdy go boli głowa. Krzyczą i ból się wzmaga... Dość tego. Był dobry i wyrozumiały, teraz już zaczynał mieć tego dość.

- Zamknij się. Nie jestem żadnym majtkiem - wyrzekł przez zęby ogier. - Nie będę się ciebie słuchał, nie masz nade mną żadnej władzy, a także... Przestań z łaski swojej się drzeć! - sam niemal wykrzyknął.

Wiedział, że tak zbudowany kucyk mógłby go porządnie uszkodzić, nie bał się jednak. Połączenie złości, dumy oraz posiadanie przy sobie rapieru oraz pistoletu dawały mu pewność siebie, której podniesiony głos oraz bycie kupą mięcha nie da rady zniszczyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ROSE

 

Wyjście z magazynu skutkowało natychmiastowym odczuciem ulgi. Po pierwsze, nozdrza nie były już atakowane przez smród ryb. Po drugie, wkładając maskę i ubranie do torby skradziona paczuszka z perłami dała o sobie znać, przyjemnie i cicho grzechocząc. Może to nie miał być tak bardzo zły dzień? Klacz weszła między tłum kucyków.

Miała kilka opcji co do "pozbycia się" pereł. Po pierwsze, mógł je odkupić bank, który nie miał nic przeciwko odkupywaniu złota, kamieni szlachetnych, bursztynu i innych drogocennych kruszców. Po drugie, mogła sprzedać je jubilerom, a po trzecie handlarzom. W banku zawsze pracownicy byli ostrożni co do sprzedających, u jubilera nie można było sprzedać zbyt wiele, a handlarze byli właściwie najlepszą opcją, jeśli tylko ktoś potrafił się targować i znał wartość towaru - w przeciwnym razie mógł zostać oszukany. 

W paczuszce znajdowało się dokładnie dwadzieścia pięć pereł, od zupełnie małych po średnie. Ceny pereł zaś u jubilerów wahały się od pięciu do pięćdziesięciu sztuk złota, w zależności od kształtu i przede wszystkim wagi. 

 

REDWATER

 

Okazało się, że jednak dał radę. Przede wszystkim dlatego, że prawdopodobnie na żadnym statku świata pracująca załoga nie lubiła rządzących się pijaczków. Specjalne przywileje w tej kwestii miała oczywiście szlachta, ale i tu zdarzały się niechlubne wyjątki. Czasem nawet stan szlachecki nie był w stanie ochronić przed przeciągnięciem pod kilem albo byciem zjedzonym przez ryby. 

Red był w pozycji mocno horyzontalnej, przez co złapanie go i sprowadzenie do odpowiedniego poziomu (to znaczy pod pokładem, w celi) nie było szczególnie trudne, a rapier i pistolet nie pomogły. Parę kopyt przypomniało mu kim jest i gdzie jest. 

Tak więc leżał w wilgotnej, cuchnącej stęchlizną celi. Miał też parę siniaków. Zaraz za nim do środka wleciał Rollo i jęknął, kiedy z impetem walnął w ścianę. Wielki pegaz który wrzucił ich do środka nie skomentował sytuacji. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Postanowiła udać się do najbliższego sklepu jubilerskiego i sprzedać tam tyle, ile by mogła. Popytała więc o drogę kucyków wyglądających tak, jakby znały odpowiedź i chciały jej udzielić, aby spokojnym krokiem udać się właśnie tam. Postanowiła też przy tym nie chwalić się pękatym mieszkiem, z raczej wiadomych przyczyn; nie była jedynym złodziejem w tym mieście. A przynajmniej tak uważała, choć nie zamierzała tego sprawdzać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może to i lepiej, że go tu wrzucili. Przynajmniej nikt więcej na niego nie krzyczał i nie musiał niczego robić. Kilka siniaków nie było wysoką ceną, podczas swojego życia zdobył takich wiele. Dumy też nie stracił aż tak dużo, w końcu sam jeden z pozycji, która zmniejszała jego szanse, postawił się grupie oprawców. Gdy samemu walczy się z wieloma, to można przegrać, to uzasadnione. Dlatego moralnie wciąż był zwycięzcą, który mógł się szczerzyć do samego siebie. By jednak czymś się zająć, zaczął przeglądać swoje rzeczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ROSE

 

Nie była jedynym złodziejem w tym mieście, ale na nieszczęście była obecnie jednym z najbardziej poszukiwanych. Kupiec którego Rose ograbiła z maleńkiej części towarów które przewoził najwyraźniej był zajadłym przeciwnikiem złodziejstwa, o czym wkrótce miała się przekonać. 

Wkrótce udało jej się dotrzeć do jubilera znajdującego się ledwie dwie uliczki dalej. Sklepik był połączony z warsztatem, część dla klientów była maleńka, ale na wystawie Rose mogła zobaczyć parę naprawdę niezłych błyskotek. 

- W czym mogę pomóc? - zapytał przyjaźnie podstarzały kuc ziemny o zielonym futrze i siwej grzywie. Miał ogromne okulary, prawie jak denka od butelek. 

 

REDWATER

 

Zabrali mu broń, oczywiście. I pieniądze.

W zamian Red dostał do towarzystwa Rollo, któremu durnota aż emanowała z twarzy. Naprawdę, wyglądał jak rasowy wiejski cwaniaczek. Leżąc pod ścianą i patrząc na Reda najwyraźniej szykował się do wysnucia jakiejś formy obrazy, bo złość aż w nim wzbierała. W końcu jednak nic kreatywnego wymyślił, tylko splunął na ziemię i pokręcił głową, jakby ich obecne położenie było winą Reda. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...