Skocz do zawartości

[Grimdark] The Walking Dead: Śmierć to dopiero początek...


Arcybiskup z Canterbury

Recommended Posts

Nic nie odpowiedziałem, a rzuciłem jej jedynie zdenerwowane spojrzenie, które na przyjazne nie wyglądało. Po jeszcze chwili stania postanowiłem wejść do środka i mieć nadzieję, iż mój ojciec w najlepszym przypadku nie zamienił się w jednego z Nich, tylko uciekł, lub miał chodziarz szybką i bezbolesną śmierć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 250
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Weszli do domu. Pierwszym co rzucało się w oczy był bałagan; szuflady były powyciągane, wszędzie na podłodze walały się różnego rodzaju rzeczy. Jedynym co pozostało na miejscu, był stół. Na stole ułożony był niewielki stosik jabłek i kartka. O jedną z nóg stołu leżał oparty szwendacz. Nie był to żaden z członków rodziny Darkness'a. Wstał i zaczął pełznąć w stronę kucy. Wind nerwowo poruszyła się i spojrzała pytająco na towarzysza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spokojnie podszedłem do pełzającego w naszą stronę szwendacza, a następnie rozdeptałem mu głowę kopytkiem. Następnie porządnym kopniakiem w brzuch usunąłem sobie go z drogi. Teraz tylko pozostało mi podejść do stołu i wziąć karteczkę. Tak też zrobiłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na kartce widniały atramentowe bazgroły. Pisane były w pośpiechu, ale dało się je odczytać.

"Darkness, jeśli to czytasz, to zapewne wiesz już co się dzieje. Nie mogliśmy dotrzeć do szpitala, wysłaliśmy więc łuk. Wszyscy ocaleni wynieśli się z miasta do obozu w górach. Jak najprędzej uciekaj z miasta i idź do obozu. Czekamy, rodzice"

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Schowałem kartkę do swoich juków po czym bez słowa udałem się do pomieszczenia, które kiedyś było moim pokojem. Miałem nadzieję, iż znajdę tam moje bronie sieczne, które kiedyś kolekcjonowałem. Miałem bodajże halabardę oraz katanę, która wisiała na ścianie, a raczej powinna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cały arsenał został na swoim miejscu. Pokój był w stanie nienaruszonym, oprócz jednej z szafek, z której zniknęły wszystkie zdjęcia. Wind podążała za Darkness'em. Po wejściu do pokoju w jej oczach rozbłysł niemy zachwyt bronią. Zatrzymała się przy progu pokoju i czekała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co wybierasz? - zapytałem się jej bez większego przekonania. Miałem nadzieję, iż jak najszybciej opuścimy to zadupie, które kiedyś nazywałem domem i udamy się do tej całej "bezpiecznej" strefy, chodź wątpię, iż coś takiego istniało.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Westchnąłem po czym zdjąłem ze ściany katanę, a następnie podałem ją razem z kartką.

- Tylko uważaj na nią. Jest bardzo ostra i zabójcza... - rzuciłem bez większego przejęcia po czym zabrałem swoją halabardę, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. - To jak kochana? Idziemy wypróbować te cacuszka? - dodałem po chwili.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Obóz? Trudno w to uwierzyć... Tak, tak. Chodźmy. - rzuciła. Po wyjściu z domu natrafili na kilka szwend w zaawansowanym stopniu rozkładu, zajmujących się obijaniem o budynki i potykaniem o własne kończyny, nie zapominających o wydawaniu obrzydliwych dla ucha dźwięków. Zaraz po zauważeniu kucy - a zajęło im to chwilę - ruszyły na spotkanie, prawdoodobnie ostatnie w ich drugim życiu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja pierwszy - powiedziałem z szaleńczym uśmiechem po czym poczekałem chwilę na szwendacze, a następnie zamachnąłem się i ostrzem spróbowałem pociąć zbliżające się do mnie trupy, obryzgując się przy tym resztką krwi, jaka wypłynęła pod wpływem ciśnienia z tych marnych ciał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Moja kolej - Wind podeszła do oddalonej nieco grupki trupów i z gracją kończyła ich egzystencje. Zupełnie bez gracji padały szwendy, rozbryzgując mózg i krew na ziemi. Klacz, zadowolona z siebie wróciła bliżej towarzysza, gdy nagle usłyszeli bulgot dochodzący zza rogu. - Moje - rzekła Wind, po czym z zapałem pobiegła w tamtym kierunku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czekaj. Nie wiemy co to może być - powiedziałem w jej stronę, po czym zacząłem za nią podążać. - Cholera... jeśli coś jej się stanie to będę mieć ją na sumieniu, gdyż to ja dałem jej tą broń - pomyślałem z lekką irytacją, a zarazem strachem o moją towarzyszkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cholera... - pomyślałem wbiegając w miejsce, gdzie dopiero co pobiegła Wind. Miałem nadzieję, iż moje najgorsze obawy się nie sprawdzą i jednak jest ona cała. Miałbym wtedy na sumieniu życie kucyka, który dwa razy ocalił mi moje własne od niechybnej i głupiej śmierci. Nie mogłem jej teraz tak zostawić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pegazica kuliła się pod ścianą, drżąc i zasłaniając oczy. Zbliżały się do niej dwa szwendacze: jeden fioletowy z jasnożółtą grzywą był za życia pegazem, drugi, mniejszy kuc ziemny miał jasnozieloną sierść i błękitną grzywę. Były coraz bliżej Wind. Skrzydła szwendy wisiały bezwładnie u boków, podskakując przy każdym jego kroku.

/ ( Nie czuję kiedy rymuję)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

< Ano rymy zacne są, lecz ja także napiszę coś ._. >

- Co ci jest? - powiedziałem podbiegając do szwendaczy, a następnie z lekkim uśmiechem zacząłem je ćwiartować na małe kawałki, uwalniając każdą kroplę krwi z ich żałosnych ciał. Miałem już właściwie gdzieś moją estetykę, gdyż i tak byłem już cały umazany krwią tych ścierw. Gdy z nimi skończyłem to momentalnie podbiegłem do Wind. - Nic ci nie jest? - zapytałem klękając obok niej i oglądając ją dokładnie w poszukiwaniu ran, ugryzień lub zadrapań.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wind osunęła się na ziemię. Była cała w krwi, ale nie własnej. Na jej ciele nie powstała żadna nowa rana. Wpatrywała się w przerażeniu w szczątki pegaziego szwendacza, który jeszcze przed chwilą do niej zmierzał. Zaczęła szlochać i odwróciła wzrok, po czym zakryła twarz kopytami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podszedłem do niej i usiadłem obok niej.

- To... był ktoś z twojej rodziny... Tak? - zapytałem nieśmiało po czyn popatrzyłem na nią i spróbowałem ją przytulić, aby chodź trochę rozluźnić atmosferę. Mogłem co najwyżej dostać po pysku, ale powiedzmy sobie szczerze... strzał w mordę to teraz nie jest jakieś upokorzenie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zareagowała. Nie przestawała płakać, aż w końcu podniosła się i poszła po katanę leżącą obok zwłok. Wróciła i spojrzała na Darkness'a. - Dziękuję. Ale teraz proszę, chodźmy już stąd. Nie chcę spotkać nikogo więcej - powiedziała. Do zaułka tymczasem zaczęły zbliżać się kolejne, w większej ilości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie musisz dwa razy powtarzać - powiedziałem wstając i jako tako chwytając moją halabardę. Ruszyłem teraz w stronę wyjścia z miasta, aby dotrzeć do tego całego schronu. Miałem nadzieję, iż jednak jest tam bezpiecznie i będziemy mogli chodź trochę odpocząć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na granicy miasta było pełno od unieszkodliwionych trupów, a przy jednej z głównych dróg kilku martwych Canterlockich strażników. Kilku szwendaczy łaziło bez celu, żywiąc się resztkami. Czy kiedykolwiek robiły coś innego? Przez całą drogę Wind nie odezwała się ani słowem. Szła z opuszczoną głową, pochlipując cicho.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Będzie dobrze... - powiedziałem do niej cicho po czym położyłem jej kopytko na ramieniu. - Wiem, że to dla ciebie trudne i wszystko, lecz nie możesz się teraz poddawać, ani o tym myśleć. Łatwe to nie będzie ale musisz spróbować. Strata członka rodziny to wielki cios, lecz teraz musimy walczyć z przeciwnościami losu i tym co jest dla nas wrogie. Nie każdy miał tyle szczęścia co ja i nie został uratowany przez tak cudowną klacz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podeszła i przytuliła Darknessa, a jednak uśmiech nie rozjaśnił jej twarzy. Po jakimś czasie wkroczyli do lasu. Zapadał zmierzch, kiedy dotarli do strumienia. Nad nimi rozciągały się korony drzew. Wszędzie wokół ziemię porastał mech. Miejsce wyglądało niemalże urokliwie. Wydawało się ostoją, jakby tutaj zaraza nie doszła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wiem, że to nie najlepszy moment, ale może to dobre miejsce na krótki odpoczynek po tym wszystkim co zdarzyło się w mieście. Dobrze tobie to zrobi, a może mi też - powiedziałem rozglądając się po tym cudnym miejscu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...