Skocz do zawartości

Gonitwa za szczęściem - Ren Canady (Applejuice)


Draco Brae

Recommended Posts

- Mhm - mruknąłem tylko, nie mając nic innego do powiedzenia.

Przez jakiś czas udawałem, że wszystko jest w porządku. Wkrótce jednak dotarło do mnie, że nie powinienem się tak zachowywać. Przyszło mi na myśl dziwne porównanie: byłem zupełnie jak jakiś kot, który oczekiwał pieszczot.

Ale... to chyba tego najbardziej potrzebowałem. Po prostu chciałem, żeby ktoś od czasu do czasu mnie przytulił. A Suzanne naprawdę była kochana.

Otworzyłem oczy i pomyślałem o Lyriel. Chyba myślałem tylko o sobie...

Objąłem Suzanne i uściskałem ją krótko i delikatnie, a potem uwolniłem się od jej dotyku. Ponownie oparłem się o krzesło i napiłem się, przy okazji ukrywając swój wzrok przed klaczą. Dokończyłem herbatę, uśmiechnąłem się lekko i powiedziałem:

- Słyszałem, że znasz się na kwiatach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1.1k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Suzanne tylko westchnęła, gdy się od niej odsunąłeś i ujęła swój kubek w kopyta. Jej wzrok spoczął właśnie na tafli jeszcze nietkniętej herbaty. Reakcja Suzanne nie zmieniła się specjalnie na wspomnienie o kwiatach.

- To za dużo powiedziane - odparła nieco zbita z tropu klacz. - Po prostu je lubię i mniej więcej coś o nich wiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od tej pory starałem się być obojętny i udawałem, że wcześniej nic się nie stało. Byłem zły na siebie. Kiedy w końcu uda mi się wszystko poukładać w jedno i zrozumieć to, co się ze mną dzieje? Kim ja właściwie jestem i co tak naprawdę czuję?

Nie patrzyłem na Suzanne, tylko gdzieś w bok.

- Właściwie to dlatego do ciebie przyszedłem - powiedziałem. - Wiesz może czy w okolicy rosną jakieś kwiaty złotogłowe?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klacz słysząc Twój prawdziwy cel wizyty, westchnęła cicho. Rozeszło się to jednak w ciszy jaka akurat zapanowała. Ten krótki dźwięk był przepełniony wieloma emocjami klaczy, zwłaszcza utraconą nadzieją. Suzanne wstała od stołu i stanęła przy zlewie.

- Smutny kwiat - stwierdziła zanim dała Ci odpowiedź. Te dwa słowa były owiane nutką tajemniczości i brakowało im tradycyjnego ciepłego głosu Suzanne. Klacz wyraźnie posmutniała. - W lesie jest jedno miejsce gdzie rośnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydawało mi się, że nie chcę znać znaczenia tego kwiatu, ale nie chciałem też od razu pytać, gdzie one rosną, żeby nie wyjść na zbyt nachalnego. Przygryzłem dolną wargę i zacząłem się zastanawiać, co powinienem powiedzieć. Ostatecznie westchnąłem i mruknąłem z rezygnacją:

- Co znowu zrobiłem źle?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Suzanne wydała z siebie krótki dźwięk pełen zakłopotania. Było to czymś w rodzaju westchnięcia i jednocześnie jęknięcie. Zaraz po tym znów odwróciła się w Twoją stronę.

- Nie, nie. Nic nie zrobiłeś źle - odparła swoim już typowym tonem. - Skąd Ci to przyszło do głowy? - spytała i zachichotała nerwowo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zacząłem bawić się swoim pustym już kubkiem, przesuwając go sobie z jednego kopyta do drugiego.

- Po prostu to powiedz. Zmienię się. Albo przynajmniej postaram się. - Zatrzymałem kubek i zdecydowałem się na nią spojrzeć. - Dużo razy zrobiłem coś, czego teraz żałuję, a co mogłem zmienić. Może po prostu nie potrafię sam dostrzegać tego, co robię źle. - Odwróciłem wzrok i mruknąłem jeszcze: - Dlatego powiedz wszystko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy Twój wzrok spoczął na klaczy, jej uciekł gdzieś na podłogę. Suzanne jednak trzymała się tego co wcześniej. Starała się uśmiechać i wyglądać pogodnie.

- Nic nie robisz źle - odparła na szybko. Potem wzięła głęboki oddech, zupełnie jakby liczyła, że da jej to więcej czasu na przemyślenie odpowiedzi. - Na pewno nie chcę, byś się zmieniał z jakichś błahych powodów. Poza tym... Co rozumiesz przez wszystko? Bo chyba raczej nie chcesz usłyszeć wykładu o kwiatach - zażartowała i wolnym stepem ruszyła do stołu, by znów zająć przy nim miejsce, jednak nieco dalej niż przedtem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzyłem na nią w zamyśleniu, a potem opadłem wygodniej na oparcie krzesła i westchnąłem cicho.

- Przez wszystko rozumiem wszystko - bąknąłem. - Po prostu nie chcę ci sprawiać kłopotów i zmartwień.

Uśmiechnąłem się krzywo.

- Zresztą zapomnij o tym. Chyba powoli zaczynam wariować. - Tym razem to ja zachichotałem, a potem odruchowo przeczesałem kopytem włosy i odwróciłem wzrok. Opuściłem kopyto i zmieniłem temat: - Pyde jest całkiem niezły z tym swoim basem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy tylko się uśmiechnąłeś, tym samym odpowiedziała Ci Suzanne. Aż mogłoby się zdawać, że odrzuciła wszelkie troski...

- Och, braciszek? - jęknęła z ożywieniem słysząc wzmiankę o Pydzie. Pasował jej ten temat, albo był wygodniejszy niż poprzedni. - Mam nadzieję, że nie był za głośno. Bas jest jego całym światem, czymś czemu powierza wszystko. Z góry przepraszam za niego... Jest trudnym kucykiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie masz za co przepraszać - odparłem. Przypomniałem sobie ten moment, gdy usłyszałem grę Pyde'a akurat wtedy, kiedy starałem się "pocieszyć" Lyriel. I musiało to być Rose. Westchnąłem.

- Grał naszą piosenkę - powiedziałem i spojrzałem na Suzanne. - Nie pomylił się ani razu. Właściwie... Rose nie jest aż takie trudne, ale i tak jestem pod wrażeniem. - Uśmiechnąłem się krzywo. - Po części faktycznie dorównuje Dave'owi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Suzanne teraz już całkiem wypogodniała. Nie było już śladu po jej smutku. Promieniała radością, jednak jej spojrzenie tkwiło w mroku nocy.

- Był już w kilku zespołach, jednak w żadnym nie utrzymał się długo. Co go na szczęście nie zniechęciło do tego co kocha - stwierdziła Suzanne i wyciągnęła nieco łeb, patrząc na sufit. Jednocześnie przy tym oparła się mocniej o oparcie i dosłownie na nim leżała. - Dave jest Twoim przyjacielem? W zasadzie... To oczywiste, przepraszam za pytanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę milczałem. Wspominałem to, co działo się zupełnie niedawno i zastanawiałem się nad słowem "przyjaciel", które chyba nie do końca do mnie pasowało. Dave był dla mnie jak brat... a ja w ogóle nie liczyłem się z jego uczuciami.

- Tak - odparłem w końcu, nieco niepewnie. - Przynajmniej mam taką nadzieję - dodałem ciszej. Westchnąłem i starałem się wyrzucić z siebie wspomnienia. Powróciłem do tematu Pyde'a.

- Dave odszedł z naszego zespołu - powiedziałem. - To ponoć ma pozostać tajemnicą, ale niezbyt mnie to obchodzi. Zostaliśmy bez basisty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Suzanne powróciła do pozycji siedzącej na krześle i wpatrywała się w Ciebie ze zdziwieniem. Jej szok sprawił, że poczułeś jakie będzie następne pytanie. Klacz rozchyliła nieco usta, jednak nie spytała co się stało.

- Więc... Jeśli mój braciszek byłby na tyle dobry, by do was dołączyć, czemu mu tego nie zaproponujesz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Westchnąłem i oparłem głowę o kopyta na stole.

- Nie wiem. Muszę to jeszcze przemyśleć - odparłem. - To dosyć spora odpowiedzialność. Niezbyt dobrze znam twojego brata. Poza tym on za mną nie przepada. - Uśmiechnąłem się głupkowato i spojrzałem na Suzanne. - Jest o ciebie zazdrosny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Suzanne zachichotała i spojrzała na blat stołu.

- Chce mnie chronić, tak jak ja to robiłam. Gotowi jesteśmy za sobą wskoczyć w ogień - stwierdziła, uśmiechając się przy tym pod nosem. Jednak jej spojrzenie tkwiące na stole, nieco spochmurniało. - Można powiedzieć, że nie miał rodziny poza mną. Jest kimś kto przypomina naszym rodzicom o pewnym błędzie... Och, rozgadałam się. Przepraszam - poprawiła się i spojrzała na Ciebie uśmiechając się z lekkim smutkiem na pyszczku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Rozumiem - odparłem.

W milczeniu zastanawiałem się nad tym, co usłyszałem od Suzanne.

- Może po prostu nie chce cię stracić i myśli, że opuścisz go przeze mnie. Albo dla mnie. Coś w tym stylu - powiedziałem, a potem westchnąłem. - Rozmawiałaś z nim o tym? Nie chcę, żeby mnie nienawidził.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Suzanne znów zwróciła swój wzrok na blat stołu.

- Jesteś dobrym kucykiem, na pewno Cię nie nienawidzi - stwierdziła Suzanne. - Nie wiem tylko czego się boi. Przestał mi to mówić już dawno temu. Nawet pomimo tego, że często rozmawiamy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czasami rozmowa nie pomaga - mruknąłem ponuro. Otrząsnąłem się z własnych rozmyślań i westchnąłem. - Nie wiem, nie umiem. Nie mam żadnych braci ani sióstr.

Spojrzałem przez okno.

- Właściwie... to która jest godzina? - spytałem. - Dzisiaj kompletnie straciłem rachubę czasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- W porządku - odparła ciepło Suzanne. Po chwili również spojrzała za okno. Za tym kawałkiem szkła malował się mrok. - Na tym bezkucykowiu nie ma czegoś takiego jak godziny czy minuty. Taki urok tego miejsca, jest się wolnym od pewnej formy na rzecz naturalnego rytmu natury. Nie martw się więc o takie błahostki jak rachuba czasu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przy części "jest się wolnym od pewnej formy na rzecz naturalnego rytmu natury" nieco się pogubiłem, ale zrozumiałem, że tutaj czas nie grał roli.

- Ale chyba i tak jest nieco późno - stwierdziłem, a potem leniwie wstałem z krzesła. - Powinienem już się zbierać. Jeśli chodzi o te kwiaty... zapomnij o tym - dodałem i uśmiechnąłem się krzywo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Suzanne opuściła łeb, tak by włosy zakrywały jej pysk. Byś nie mógł zobaczyć jej emocji.

- Przyszedłeś się dowiedzieć gdzie on rośnie, a ja nie udzieliłam Ci odpowiedzi... W lesie, w którym zbieraliśmy drewno na opał, jest polana, a na niej małe oczko wodne i strumyk - oznajmiła przyjaznym, lecz znów skruszonym nieco głosem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem na Suzanne i westchnąłem cicho. Czy każda nasza rozmowa musi kończyć się tak samo? Gdy tak siedziała z opuszczoną głową i z włosami na twarzy, wyglądała naprawdę uroczo...

Odwróciłem się.

- Nie wspominaj Pyde'owi o tym, co ci mówiłem - powiedziałem, ignorując temat kwiatów. Zdałem sobie sprawę, że i tak nie wiem, jak one wyglądają. - Być może sam z nim niedługo porozmawiam.

Zacząłem iść w kierunku wyjścia.

- Dobranoc - mruknąłem jeszcze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedyną odpowiedzią Suzanne z jaką się spotkałeś było krótkie przytaknięcie i ciche "dobrej nocy". Klacz nie ruszyła się z krzesła, ani nie drgnęła nawet na nim. Nie przedłużałeś już dłużej tego dziwnego wieczoru i wyszedłeś z kuchni prosto w mrok. Brak oświetlenia był nieco uciążliwy, ale jakoś dotarłeś do drzwi frontowych. Dopiero na zewnątrz Twój wzrok dostrzegał cokolwiek. Niebo było nieco zachmurzone. Światło księżyca słabo oświetlało otoczenie, jednak na tyle dobrze, byś mógł wrócić nie potykając się o nic po drodze. Ostatecznie jednak postanowiłeś polecieć do swojego pokoju i pójść spać, co niezwłocznie uczyniłeś.

Zbudziłeś się dość szybko, a przynajmniej miałeś takie wrażenie. Słońce zaglądało do Ciebie przez okno, miło przy tym grzejąc. Zatem jednak spałeś dłużej niż mogło Ci się wydawać. Przeciągnąłeś się leniwie na łóżku i wreszcie wstałeś z niego, kierując się na zewnątrz. Gdy tylko wyszedłeś z domku Lyriel, doznałeś nie małego szoku. Dave i Cameron właśnie rozpalali grilla, Lyriel, Tisa, Reira, Suzanne siedziały zaś pod parasolami i wesoło gawędziły. Mimo iż wszyscy byli zwróceni do Ciebie tyłem, poznałeś ich. Nie wiele myśląc, popędziłeś do całej ferajny. Wszyscy przywitali Cię ciepło, z Dave'm znów się wspólnie śmiałeś, dosłownie wszystko było idealne... Zbyt idealne. Spytałeś się o powód wizyty Camerona. Ten nagle posmutniał.

- Odprężamy się przed koncertem - odparł ponuro.

Jego słowa odbijały się w Tobie dość długo, gdy wreszcie wyrwał Cię z zamyślenia inny dźwięk.

- Blast! - powtarzane przez łaknące koncertu kucyki.

Rozejrzałeś się i znów doznałeś szoku. Byłeś na ogromnej scenie z wyjątkową gitarą. Była czerwona, lekka, świetnie leżała w kopytach. Mockingbird. Przed Tobą setki, nie... Tysiące jak nie setki tysięcy kucyków pragnących was usłyszeć. Twoje serce zabiło mocniej i zawadiacko szarpnąłeś za struny. Nikt jednak z zespołu Ci nie odpowiedział. Odwróciłeś się i zamarłeś. Za perkusją siedział załamany Cameron. Po Reirze i Dave'ie nie było śladu. W miejscu basisty była tylko gitara Dave'a oraz paczka jego papierosów. Zaś do mikrofonu była dowiązana czerwona chustka. Powiewała ona razem z kilkoma włosami Reiry. Spanikowany spytałeś jedynego członka gdzie reszta.

- Nie ma ich... nie ma... - wykrztusił z siebie, prawie zalewając się łzami przy tym. - Dave się do tej pory nie odnalazł, a Reira popełniła samobójstwo.

Poczułeś jak tracisz siłę w kopytach i cieknie po Twoim ciele zimny pot. Ciągle skandujący tłum domagał się waszej gry. Jednak byliście we dwóch... Nie byliście już zespołem. Zagrzewający okrzyk zmienił się w wygwizdywanie i wulgarne okrzyki. Świat, którym żyłeś do tej pory zawalił się. Pozwoliłeś sobie na to, by upaść. Twoje ciało niezmiernie powoli opadało na scenę, która była pusta w dwóch miejscach.

W tym samym momencie poderwałeś się do pozycji siedzącej. Szybko bijące serce, niknący półmrok na rzecz światła, kropelki potu... Śniłeś. Spojrzałeś w okno, był wczesny ranek. Bardzo wczesny, ale czułeś, że już nie zaśniesz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłem przerażony. Próbowałem uspokoić swój oddech, to jednak przychodziło mi z trudem. Wstałem z łóżka i podszedłem do okna, wdychając świeże powietrze. Zabrakło mi sił, żeby przy nim stać. Opadłem na podłogę, a potem skryłem twarz w kopytach. Nie mogłem zapomnieć głosu Camerona, mówiącego o Reirze, o Dave'ie... I tej czerwonej chusty z jej włosami...

Obrazy ze snu nie opuszczały mnie, a ja nie mogłem nad sobą zapanować. Nadal byłem przerażony... chyba dlatego, że ten sen w każdej chwili mógł okazać się prawdą.

Wstałem z podłogi i zrobiłem pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy - wyszedłem na korytarz i stanąłem przed pokojem Lyriel. Cicho uchyliłem drzwi i szepnąłem drżącym głosem:

- Lyriel...?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...