Skocz do zawartości

Multisesja: Altar of Sacrifice


Arcybiskup z Canterbury

Recommended Posts

RedBalance12

Imię : Czerwony 
Płeć: Mężczyzna 
Rasa (ze względu na prośbę jednej z uczestniczek): Człowiek
Wiek: 35 lat
Wygląd: Wysoki, przystojny, włosy przycięte na żołnierza, blizna przechodząca przez jedno oko, tatuaż na lewej ręce<Fenix w ogniu>, umięśniony.
Charakter: Miły, przyjemnie się z nim pracuje, wyrozumiały. 
Umiejętności: Umie też naprawiać sprzęt i nawet nieźle gotować.
Profesja (statek najemniczy co prawda, ale wybrać można): Snajper w załodze najemników.
Życiorys: Młodość spędził w szkole wojskowej dla tego bo jego ojciec wysłał go tam żeby nauczyć go pokorności. W wieku 18 lat uciekł z ośrodku z grupą starszych adeptów wojska. Potem zarabiał na życie jako płatny zabójca ze swoją snajperką. W wieku 26 lat dołączył do drużyny najemników i pracował razem z nimi.

 

jacob.zvierz

Imię: Jacob

Płeć: Mężczyzna

Rasa: Necromonger

Wiek: 31 lat

Wygląd:

24C39rf.jpg

Charakter: Nieprzewidywalny.

Umiejętności: Widzenie w ciemności dzięki operacji oczu.

Profesja: Brak (Poszukiwany przestępca)

Życiorys:Zdradzony przez swój naród i porzucony na obcej planecie Jacob , zmuszony jest walczyć o przetrwanie z obcymi drapieżnikami, stając się jednocześnie potężniejszy i jeszcze bardziej niebezpieczny niż kiedykolwiek. Wkrótce łowcy nagród z różnych zakątków galaktyki rozpoczynają polowanie na bohatera, stając się nieświadomie pionkami w jego grze. Mając wrogów na plecach, Jacob decyduje się na okrutną zemstę, zanim wróci na rodzimą planetę Furya, by ocalić ją przed zagładą. Na statku który miał go tam zabrać nastąpiła awaria i statek spadł na nieznaną planetę. Na planetę mroku...

 

kameleon317

Imię : Conrad

Nazwisko: Nieznane

Przezwisko: Konował

Płeć: Mężczyzna

Rasa: Człowiek

Wiek: 34

Wygląd: Przystojny, wysoki, szeroki w ramionach mężczyzna, gdzieniegdzie siwe włosy i zmarszczki od operowania najemników na polu walki. 

Charakter: Flegmatyk

Umiejętności: Medyk. 

Profesja: Lekarz wojskowy. Ze względu na swój charakter i pewną lekarską rękę może walczyć jako snajper.

Życiorys: Ojciec żołnierz. Matka kura domowa. Zawsze chciał pomagać ludziom, ale ojciec naciskał na niego, aby poszedł do wojska. Dlatego wybrał zawód lekarza, ale wojskowego. Kiedy kolonia na której żyła jego rodzina została zniszczona uciekł wraz z nią na statku najemników. Rodzinę zostawił na Ziemi, a sam wyruszył z najemnikami na podbój kosmosu.

 

Pawlex

I

mię: Zachary

Płeć: Mężczyzna

Rasa: Człowiek

Wiek: 21

Wygląd: Krótkie białe włosy, "poszerzony uśmiech", Średniego wzrostu, Błękitne oczy

Charakter: agresywny, szalony, nieprzewidywalny 

Umiejętności: Mutacja, uodporniająca na choroby i trujące gazy 

Profesja: Łowca głów 

Życiorys: Niedługo po narodzinach Zachary został zabrany przez Organizację, zrzeszającą łowców głów. Jego rodzina została zamordowana. Przez większość czasu był szkolony w mordowaniu ludzi. Mając 18 lat Zachary wykonując pewne zlecenie został trafiony strzykawką z nieznaną mu substancją, która zamiast go zabić stworzyła całkiem użyteczną mutację. Po opuszczeniu organizacji Zach zdecydował poprowadzić życie najemnicze.

 

Animal

Imię: Sophie aka 505

Płeć: Kobieta

Rasa: Keidran

Wiek: 10 (w przeliczeniu na ludzkie 28)

Wygląd: Ta rasa jest krzyżówką człowieka i zwierzęcia. Wygląd zależy od gatunku, który znajduje się DNA. Sophie będąc mieszanką gatunków ma oryginalne cechy. Miękka kremowa sierść, która pokrywa ciało, ma różne odcienie. Na kończynach, ogonie i uszach jest przyciemniona, a wokół lewego oka ma ciemnobrązową, pręgowane jaśniejszym odcieniem łatę. Oczy zaś w odcieniach pastelowych czerwieni i pomarańczy. Różowy nos. Jako najemnik nosi standardowe ciuchy. Jej głowę pokrywa burza czarnych, lekko kręconych i spiętych włosów. Na lewym ma wytatuowana liczbę 505.

Kilka cech wyglądu: ponętna, średniego wzrostu, dobrze zbudowana, puszysty ogon.

Charakter: nieufna, cyniczna, uległa oraz agresywna

Umiejętności: w szczególności zwierzęce tj.: wspinaczka, dość wysokie skakanie, bezszelestnie poruszanie się, silna; objawia się też u niej wszechstronność

Profesja: najemnik :v

Życiorys: Sophie nie ma zbyt ciekawej historii. Od szczeniaka wychowywała się w slamsach gdzie hodowano niewolników. Do 5 lat wychowywała ją pewna wilczyca (też keidran'ka). Niestety zabrano ją jako nową "matkę". Wilczyca zawsze ostrzegała ją, że to był jeden z gorszych dla płci pięknej żywot. W wieku 8 lat obrączkowano wszystkich niewolników. Później przez następne 2 lata, łamano wszystkim wolną wolę. Niestety nie było też łatwo, dla wszystkich łowców niewolników. Keidran'ie mimo genów zwierzęcych, nie zatracili się w ewolucji. 

Sophie mając 9 lat doświadczyła na własnej skórze, buntu. Do dziś pamięta, gdy jej pobratymcy znaleźli sposób na zdjęcie obroży. Było to mimo wszystko przyjemne uczucie. Chwila wolności i pewności, że nic nikogo nie powstrzyma. Myliła się. Po brutalnym opanowaniu powstania, wszyscy bez wyjątku zostali ukarani. Pozbawiano łap, ogonów, uszu czy przypalanie nosa. Jedną z gorszych kar było wypalenie liczby niewolnika na plecach. Trafiło to na Sophie. Kolejny rok minął, bez żadnych gorszych przeżyć. Dziewczyna mogła się jedynie bać o to czy przydzielą ją do "matek".

Mimo wielu przeszkód, udało jej się uniknąć tego losu i została przydzielona jako normalna niewolnica.

 

PiekielneCiastko

Imię: Jone Kodd

Płeć: mężczyzna

Rasa: człowiek

Wiek: 26 lata

Wygląd: wysoki; prawie zawsze w kitlu, choć pod nim ubrania takie bardziej życiowe; okularki na nosie; spokojny wyraz twarzy; normalne dłonie, i do ciężkiej pracy, i uprawiania medycyny

Charakter: Nienawidzi głupoty, co przy jego wysokim mniemaniu o sobie sprawia, iż nienawidzi prawie każdego. Uważa, że jest inteligenty, co jest w sporej części prawdą. Jak trzeba pomóc komuś, to choćby wypluł płuca, będzie robił, co może. Nienawidzi, gdy ktoś specjalnie sobie szkodzi. Uparty. W miarę logiczny.

Umiejętności: wyuczony w leczeniu przypadłości, na które można zapaść w nieprzyjaznym środowisku oraz podczas walki, co zawiera w sobie chirurgię, toksykologię, farmację itp.. W jego dłoniach prawie nie widać noża(chodzi o to, że genialnie z niego korzysta a nie o to, że nie umie). Umie obsługiwać większość rodzajów broni, choć preferuje pistolety(nigdy nie wychodzi bez przynajmniej jednego). 

Profesja: Medyk

Życiorys: 

Jone urodził się na planecie, jakich wiele w świecie, czyli wśród brudu i smrodu, ale delikatnego, ponieważ żył w jednej z najlepszych dzielnic. Jednak to nie uchroniło go przed nauką walki. Nie preferował rozwiązań siłowych, ale jak się okazało, był bardzo szybki i zręczny, co w połączeniu z jego przyciąganiem do noży wszelakiego rodzaju sprawiło, że umiał pociąć napastnika w sposób nie uszkadzający go trwale w czasie, gdy on wyprowadził dopiero jeden silny cios, i to przy uniknięciu tego ciosu. Przez to zaczął czuć się jak lepszy od innych. W szkole także był jednym z lepszych uczniów. Pocieszał się myślą, że to są kujony, a on nic się nie uczy, a do tego nie jest taki słaby jak oni. Lecz przez te cechy przebijała się ciągła chęć pomocy. Gdy mógł, poszedł na medycynę. Choć zamierzał zostać jakimś genialnym doktorem, przy pierwszej okazji zmienił profesję na "lekarza bez granic", takiego, który umie wyleczyć z wszystkiego, co można złapać w miejscach, gdzie nikt nie przejmuje się rakami czy innymi nowotworami. Wiele razy pluł sobie w brodę, jednak nie zmienił kierunku. Ostatecznie ta zmiana była efektem chwili, takim samym, jak wielka ilość odejść spod sekretariatu mając już przygotowane papiery do ponownej zmiany.

Po skończeniu szkoły przeszedł krótką służbę wojskową, gdzie odznaczył się talentem do broni, jednak z jego kondycją było słabo. Ale, ponieważ nie mógł znaleźć wymówki, w ciągu całego okresu za pomocą wytężonych ćwiczeń doszedł do poziomu powyżej przeciętnej, co przy jego talencie do broni i znajomością medycyny tworzyło z niego najlepszego żołnierza w korpusie kadetów.  A przynajmniej tak sobie mówił.

Po skończeniu szkoły wiele czasu szukał pracy. Bo kto by chciał takiego lekarza w miejscu, gdzie poważne ukąszenie jest tak nierealne jak magia? Ostatecznie najął się na statek najemników.

 

Nocturnal Light

Imię: Victoria Burton

Płeć: Kobieta

Rasa: Człowiek

Wiek: 22 lata

Wygląd: Niska, o drobnej budowie. Szczupła. Ma rude, lekko skręcone włosy, szare oczy, wystający nos, małe uszy i dość jasną karnację.

Charakter: Opanowana i spokojna, choć z drugiej strony złośliwa. Nie znosi niekompetencji i niekonsekwencji, jest apodyktyczna i  inteligentna, poświęca się w pełni dążeniu do wyznaczonego celu.

Umiejętności: Celne strzelanie z broni palnej, umiejętność kierowania statkiem kosmicznym.

Profesja: Zastępczyni kapitana

Życiorys: Urodziła się na Ziemi, w rodzinie klasy średniej. Jako że rodzinie powodziło się w miarę, miała iść na studia powiązane z psychologią. niestety w tym czasie Victoria zaczęła zażywać narkotyki, od których szybko się uzależniła. Aby zarobić na ich kupno została najemniczką. Po jakimś czasie zaobserwowała jednak jak bardzo negatywnie na nią wpływają. Z trudem porzuciła nałóg. Na studia jednak już nie wróciła. Wstąpiła do załogi statku najemniczego, gdzie szybko awansowała i została zastępczynią kapitana.

 

Regulamin

1. Kolorem pisze tylko MG.

2. Uczestnicy sesji są zobligowani do odpisania co najmniej raz na trzy dni.

3. Wszystkie punkty regulaminu rpg obowiązują uczestników.

4. Wypowiedzi mają mieć co najmniej cztery zdania.

 

* * *

 

Opary mgły pokrywały świat niby wielka, biała kartka papieru. Zasnuwały wszystkie jego formy życia. Gdyby tylko nie czerń, wybijająca się niczym skaza...

Czerń?

Wielka chmura dymu zakłóca krajobraz planety. Chmura dymu uchodząca z metalowego obiektu, który śmiał spaść na tę planetę.

Statek najemniczy przelatywał koło mglistego ciała obcego, lecąc na misję. Teraz jednak jasnym się stało, że misja poczeka jeszcze trochę. W przestrzeni kosmicznej panują bardzo niegościnne warunki. Warunki, które nie wybaczają najmniejszego błędu. A już na pewno nie awarii silnika.

Dlatego też załoga musiała lądować awaryjnie w świecie mgły. Planecie bagien.

Lądowanie nie poszło według planu.

Statek rozbił się. Z wraku nie zostało wiele części nienaruszonych. Przynajmniej od zewnątrz nie widać ocalałych części. Jeden z silników płonie. Kokpit pilota nie jest jednak pogrążony w czarnym dymie. Na jednym siedzeniu spoczywa mężczyzna. Ma posiwiałe włosy. Wybierając się na misję był świeżo upieczonym pięćdziesięciolatkiem.  Jego głowa jest nienaturalnie wygięta w tył, a oczy szeroko otwarte. Nie rusza się. Nie oddycha. Nie żyje.

Na drugim fotelu siedzi kobieta. Jest o wiele młodsza od mężczyzny. Z jej ust leci wąska strużka krwi. Głowa opadła jej na pierś, a łuk brwiowy jest rozbity. Rude włosy opadają na twarz, zasłaniając ją. Wydaje się, że podobnie jak mężczyzna ona także nie przetrwała upadku z nieba.

A jednak. Poruszyła się. Podniosła głowę i nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na towarzysza. Wypuściła głośno powietrze z ust. Wyciągnęła rękę i spróbowała dotknąć człowieka obok, jednak coś krępuje jej ruchy... Pasy. Nie zważając na dziwnie wygiętą rękę odpięła zabezpieczenia i wstała. Wyszła z kokpitu, wciąż rozglądając się niepewnie. Wszędzie tylko pogięta stal i części.

Właz do statku stał otwarty. Przy uderzeniu o ziemię drzwi zostały wyrwane. W pełni świadomości Victoria szybko wycofałaby się do kokpitu. Atmosfera na planecie mogła stanowić mieszankę śmiertelną dla człowieka.

Ale Victoria Burton nie była teraz w pełni świadoma.

- Jest tu ktoś? - zapytała. Jej głos brzmiał chrapliwie.

Edytowano przez Nocturnal Light
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czerwony czuł siniaki na całym ciele. Gdy mieli "awaryjnie" lądować wszystko się zaczęło trząść i nagle uderzyłem w głową w ścianę. Akurat szedłem na mostek okrętu gdy to się wydarzyło - pomyślał Czerwony. 

- Ehhh, kto tak pilotuje że rozbija cały statek.

- Jest tu ktoś? - Nagle usłyszał chrapliwy głos Victorii dochodząc z kokpitu. 

- Przeżyła to - Zdziwił się Czerwony i ruszył z pomocą do kokpitu.

Edytowano przez Nocturnal Light
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ambulatorium jest gorzej, niż to, co zastał po poprzednim medyku. Tylko, że tamten zostawił je jak po pracy, a on przed chwilą zaliczył swoje pierwsze "prawie-udane lądowanie". Powoli wstał sprawdzając, czy czegoś sobie nie popsuł. Na szczęście niczego nie poczuł i mógł normalnie stać. Sprawdził, czy skalpele, nóż i pistolet są nadal przymocowane do jego ciała. Na szczęście nadal były.

-Uff - otarł ręką czoło. 

Kroki w oddali. Nadstawił uszu. Takie jakby kobiece.

-Jest tu ktoś? - powiedziała jakaś zachrypnięta kobieta. Nie był pewien, ale sądził, że Victoria.

Nie odpowiedział, tylko skierował się do wyjścia. Na szczęście drzwi nadal działały. Wychodząc jeszcze raz spojrzał na swoją siedzibę. Trzeba będzie później sprawdzić, co ocalało.

Wyszedł na zewnątrz i skierował się w stronę źródła głosu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy Czerwony szedł do kokpitu natknął się na Jone'a. Nasz medyk był bardzo dobry w tym co robił. 

- Eee cieszę się że też przeżyłeś - Powiedział do Jone, Czerwony - Czy też słyszałeś głos Victorii? Bo jeśli nie to chyba muszę odstawić picie.

Edytowano przez Nocturnal Light
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jone zatrzymał się, gdy usłyszał głos. Odwrócił się. Czerwony.

-Picie musisz odstawić tak czy siak, bo kiedyś ci wątroba nie wyrobi. Już ci kilkakrotnie mówiłem,  że kieliszek dziennie czegoś mocniejszego ma jeszcze zalety zdrowotne, ale nie całe wiadro. A jeśli chodzi o głos, to jeśli nie rozbiło kilku ampułek podczas "lądowania" i nie wlało mi do nosa, to raczej dobrze słyszeliśmy - ponownie skierował się w stronę źródła głosu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Victoria stanęła w miejscu. Miała zawroty głowy. Dopiero teraz zaczęła sobie przypominać, gdzie jest i w jakim celu. Najemnicy. Statek. Przestrzeń kosmiczna. Silniki. Lądowanie się nie udało, a kapitan nie żyje. Nie wiadomo gdzie są. Nie wie czy ktokolwiek żyje. Spojrzała na swoją rękę i skrzywiła się. Nic ją nie bolało, ale też nie wyglądało to dobrze...

Edytowano przez Nocturnal Light
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Tylko alkohol do dezynfekcji, ale jest on lekko skażony metanolem, więc będziesz musiał pożegnać się z wzrokiem.

Po kilkudziesięciu sekundach doszedł do źródła głosu. Tak, była nim Victoria. Nie, nie było z nią tak dobrze, jak z nim. Brew do szycia, ręka pewnie do nastawienia. Najgorsza krew z ust. Żołądek albo czaszka. Z dwojga złego wolał żołądek. Najlepiej wrzód. Wtedy będzie jeszcze żyła. Jeśli to czaszka, to nadal będzie żyć, ale o wiele głupiej niż teraz.

Szybko podbiegł do kobiety.

-Szybko odpowiadaj, co się stało. Najlepiej najnowsze wspomnienie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha. Żyję. ŻYJĘ! Kostka. Skręcona. 1...2...3 - szybkim ruchem nastawiłem sobie kostkę. Kur**. W jedną osobę to naprawdę boli - rozejrzałem się po okolicy. Moja kajuta. Wychyliłem głowę i zobaczyłem Czerwonego i Jone - Wszystko z wami w porządku - spytałem na początek.

Edytowano przez kameleon317
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie tak głośno, proszę. Cieszę się że żyjesz. Najnowsze wspomnienie, najnowsze wspomnienie... Awaria silnika. Kapitan chyba nie żyje. Dlaczego nie sprawdziłam czy z nim w porządku? - zapytała. Pytanie zapewne skierowane było do samej siebie. Powoli odzyskiwała świadomość... Drzwi.

- Drzwi! Drzwi są wyrwane! Musimy gdzieś się skryć! Powietrze może nas zabić...

Edytowano przez Nocturnal Light
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Krew z nosa? Conrad, przynieś tu swoją torbę. Masz bliżej - zauważył, że kostka drugiego medyka była lekko opuchnięta. Jak on mógł z nią iść? Nastawił sobie sam. Jak on wytrzymał ten ból? - Szlag, przed chwilą sobie nastawiłeś. Czerwony, przydaj się i przynieś jego torbę. Conrad, czy miałeś w torbie dwa zestawy do usztywnienia?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hehehe, powietrze może nas zabić - Powiedział Zachary, powoli idąc w kierunku resztki ocalałych. Z jego rozciętych policzków sączyła się świeża krew. Jemu jednak nie sprawiało to problemu w ciągłym uśmiechaniu się. Po chwili zauważył martwego kapitana. Obadał jego ciało po czym zwrócił się w kierunku drużyny.

- Tak....nie żyje 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Taa, lepiej się gdzieś schowajcie - Powiedział Czerwony - Ja może pójdę po moją snajperkę i jakąś broń dla was do Arsenału. Zaraz wrócę, włączam swój lokalizator - Po czym włączyłem małą rzecz na swoim pasie. - Zaraz wrócę - Powiedział Czerwony i ruszył w stronę Arsenału. Wezmę też kilka aparatów do oddychania.

Edytowano przez RedBalance12
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Powinny tam być ze 2. Do tego jedna maska tlenowa. Przyda się komuś, żeby rozejrzeć się w terenie - usiadłem - Trzeba będzie uruchomić nadajnik i skontaktować się z jakąś najbliższą jednostką. Atmosfera powinna być przyjazna dla naszych organizmów. Inaczej już mielibyśmy problem z oddychaniem - uśmiechnąłem się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To prawda. Za długo tu jesteśmy. Ukrywanie się już chyba nie ma sensu. Jeśli powietrze jest trujące to i tak zginiemy - powiedziała Victoria i otarła krew z ust. Splunęła na podłogę i jeszcze raz spojrzała na obecnych.

- Ktoś musi iść i sprawdzić kto nie przeżył... I kto przeżył.

Edytowano przez Nocturnal Light
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyna otworzyła szybko oczy. Sufit. Nic niezwykłego. Cisz-to już było bardziej podejrzane. Siedziała w swojej celi, a co najdziwniejsze, drzwi do niej były wyrwane i leżały pół metra od głowy keidran'ki. Chciała jak najszybciej wstać i uciec, ale coś z wielkim impetem ją zatrzymało. To była jej ręka, która w tym czasie obficie krwawiła i była przebita sporym kawałkiem metalu. 

Bez większego problemu, 505 chwyciła metali i pociągnęła wydając z siebie zduszony jęk. Była wolna, ale nadal krwawiła. Reszta kończyn sprawna, jedynie krew z rozciętego czoła. Wyszła ze swojej celi, zatrzymując się przy wejściu. Apteczka, musiała gdzieś ty być. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Krew z nosa. Odpłynięcie... Częściowe. Zdecydowanie częściowe. - Nie mogła pozwolić sobie na pełne znieczulenie. To za bardzo przypomniałoby jej o narkotykach... I wzmogłoby głód, a głód był wyjątkowo bolesny i niebezpieczny. Nie tylko dla niej.

Edytowano przez Nocturnal Light
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Korzystając z okazji Zachary podszedł do Victorii. 

- Ja mogę poszukać ocalałych - Powiedział spokojnie, wprost do jej ucha. - Ale jeżeli znajdę kogoś, kto nie będzie sam w stanie się podnieść....dobije go. Zgoda? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie, nie dobijesz - warknęła i chwyciła go za ramiona, wbijając paznokcie w rękawy. Zachary poczuł uścisk. Nie było możliwości żeby nie poczuł.

- Powiesz mi o tym, a następnie włożysz wszelkie starania żeby przywrócić mu zdrowie! - syknęła przez zaciśnięte zęby. Adrenalina krążyła we krwi, bo uszkodzona ręka, mimo iż słabiej, była w stanie działać.

Edytowano przez Nocturnal Light
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czerwony szedł uważnie przez korytarz. - Najpierw torba doktora - Po drodze wszedłem do jego kajuty i wziąłem średnich rozmiarów torbę i ruszyłem w stronę arsenału, gdy doszedłem do drzwi wyjąłem swoją kartę dostępu i przejechałem nią po czytniku. Szczęśliwie działała i otworzyło się. Założyłem specjalny kombinezon snajpera założyłem maskę gazową i zebrałem swoją snajperkę. Włożyłem do torby dla wszystkich po 1 pistolecie, karabinku i maski gazowej oraz inny sprzęt m.in. latarki kilka noktowizorów i tym podobnych rzeczy i ruszyłem powrotem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobrze skarbie - Odparł, łapiąc delikatnie za ręce Victorii - Włożę wszelkie starania, aby załoga przeżyła

Po tych słowach Zachary wbił paznokcie Victorii jeszcze bardziej w swoje ciało. Czując że paznokcie przebiły skórę, szybkim ruchem zaczął ją zdzierać. Sprawiało mu to niezwykle dużo radości....

Edytowano przez Pawlex
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Sprawdź, czy nie masz krwi w uszach - powiedział biegnąc w stronę swojego ambulatorium. Choć powinien mówić wspólnego, ale Conrad nie był aż tak dobry jak on. Pracował sam, a gdy był jego dyżur, to ambulatorium było jego. Gdy był dyżur Conrada także było jego, ale wtedy miał wolne i to Conrad miał zaklejać skaleczone paluszki i obtarte kolanka. 

Po drodze znalazł ranną hybrydę.

-Cholera, czy wszyscy oni musieli sobie coś zrobić? - powiedział cicho do siebie, po czym spojrzał się w oczy keidran'ki - Za mną! - powiedział stanowczo w biegu. W końcu wszedł do ambulatorium.

Od razu złapał swoją torbę. Teraz czekał tylko na ranną. Dla pewności przygotował płyn do odkażania ran, narzędzi oraz miejsce do pracy. Najpierw krwotoki zewnętrzne, później gorsze obrażenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...