Skocz do zawartości

Multisesja: Altar of Sacrifice


Arcybiskup z Canterbury

Recommended Posts

Podczas prób pozbycia się nieproszonego robala za pomocą nogi, ten syknął wściekle, zwinął się w kłąb i spadając z drzewa zdążył jeszcze zaczepić jedną ze szczękoczułek o łydkę 505 i zadrapać ją. Przy lądowaniu wij wydał ciche pacnięcie o zgniłe liście, po czym z furią zaczął wdrapywać się z powrotem. Niepokojącym było to, że szło mu to niesamowicie szybko i o wiele zwinniej niż 505, a zamiarów wobec niej - jak przystało na ogromnego, drapieżnego robala - zapewne nie miał pokojowych.

Kapitan podpierając się o drzewo wstała, wyciągnęła broń i starała się trafić w uciekającego Jacoba, ale trzęsące się ręce nie pomagały, wobec czego skutek nie był zbyt zwycięski i udał mu się zniknąć między drzewami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jebać tego pojeba. Bardziej przejmowałbym się tymi gównami - wskazałem stworzenia zbliżające się do naszej pozycji. Wyciągnąłem z torby dezodorant. Połączyłem go z zapalniczką na coś w rodzaju prymitywnego miotacza ognia. Dobra, to do obrony osobistej, a reszta? Statek! Przecież ta kupa gówna się pali. Podbiegłem do statku i chwytając płonącą część jego kadłuba rzuciłem ją między resztę załogi.

- Na Ziemi zwierzęta boją się ognia. Mam nadzieję, że te maja tak samo - uśmiechnąłem się na siłę. Na dłoniach zaczęły mi rosnąć czerwone bąble. Kurwa. Jak ja nienawidzę poparzeń. Najgorsze co może cię spotkać. Zaraz obok kastracji. Rozejrzałem się po okolicy. Jacob wspina się na jakieś drzewo. 505 goni jakiś robal, kapi... Taaa. Wygląda na to, że Kociak ma kłopoty. Z tej odległości nie powinienem mieć problemu z ustrzeleniem kanalii. Musiałem się wychować na planecie Kotów. Teraz to tylko ludzka kolonia, ale za moich młodych czasów, były jeszcze kocie planety. O czym ja pierdole? Wymierzyłem i strzeliłem w kierunku wyrośniętego robaka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

505 przez chwilę spanikowała, przez zadrapanie. Zaczęła desperacko się wspinać, ale znów musiała się przywołać do porządku. Po szybkiej kalkulacji miała trzy opcje:

Pierwsza. Mogła dalej się wspinać do góry, aby jak najszybciej znaleźć się na gałęziach, gdzie miałaby lepszą pozycję do obrony. Jednak ten ohydny robal mógł ją złapać podczas tej drogi, a jeśli nie, to przy prawdopodobnej porażce, nie miała by szans gdyby spadła z tak dużej wysokości. 

Druga. Schodzić na dół, gdzie miałaby spotkać stwora i jakimś sposobem go wyminąć. Wtedy nawet w razie upadku, będzie to zawsze niżej, a co za tym idzie większe prawdopodobieństwo przeżycia. 

Trzecia. Przeskoczyć na inne pobliskie drzewo i dostać się jakoś do torby z bronią.

Trzecia opcja wydawała się bezpieczniejsza, ale tych potworów mogłoby być więcej między tymi gęstymi koronami. Nie wiedziała co robić, nie miała zbytnio planu. Musiała rozejrzeć sie za jakimś bliskim drzewem, gdzie będzie mogła szybko uciec oraz dostać broń, która znajdowała się pod drzewem. Jeśli jednak takowego nie ma, to pozostała konfrontacja i szalone dostanie się do broni. Jednak ona sama się bała, że w przypływie instynku przetrwania, może zacząć uciekać wyżej. 

505 dzięki swoim genom mogła być odporna po części na jakieś toksyny, ale to było nie realne, mogły się one zatracić w procesie ewolucji, w dodatku sama niewolnica nie wiedziała, że takie coś może istnieć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacob siedział na tym drzewie i czekał. Czekał na coś co da mu powód tego że tu się znalazł. Czuł woń przedziwnych zwierząt wokół. Czuł ich spojrzenia. Coraz bardziej zataczał się w łowiecki umysł. Jego mięśnie naprężyły się. Oddech stał się nieludzko wolny. Oczy zaś ukryte za czarnymi okularami które chroniły od ostrego światła; stały się bardziej czułe na ruch. Palce zaciśnięte na broni były lekko zaczerwienione, a skóra stała się bielsza. Instynkt powoli próbuje przejąć kontrolę.

Dop.

To tylko opis... Co? Rozpisać się nie mogę?

Edytowano przez Jacob de Zvierz
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Chciałabym wiedzieć co ten kretyn robi i jaki to ma cel - odezwała się Victoria. Starała się nie okazywać tego, jak cholernie wszystko ją bolało. Zdawała sobie sprawę, że nie może okazać słabości. Nie po raz kolejny, chociaż powstrzymała się przed odejściem od drzewa. Drobne stworzenia z podłoża postanowiły widocznie poddać się, bo większość tych żywych zdążyła uciec, a reszta już nie miała możliwości.

 

^ Nie podałam dalszych skutków ukąszenia, to po pierwsze. Drugie, powstrzymaj się przed odwalaniem super-pro-zaje-mrocznego charakteru/bohatera, bo overpowerii tolerować nie będę. Trochę umiaru, to wszystko. Jeszcze raz i będzie wpierdziel po całości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W końcu trzeba było ruszyć się. W każdym razie chociaż trochę. Nie-do-końca charyzmatyczna pani kapitan oderwała się od pomocnego pnia i spróbowała dostać się w pobliże drzewa na którym siedziała - i starała się nie spaść - 505. Ktoś musiał pomóc. Zatrzymała się, mijając Zacharego.

- Nie wpadło ci do głowy że to może być trujące? Nie żebym miała coś przeciwko, ale skąd ten pomysł?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akta. Ten stos papierów, które poprzedni kapitan wcisnął w kąt i zapomniał. Dlaczego miałaby  je czytać? To nie należało do jej obowiązków, a poza tym - i tak nie chciałoby jej się ich czytać. W części akt na pewno widniały wskazówki o niezgodnej z prawem przeszłości - to wiedziała już z poprzednich kursów. Kapitan nie był zbyt wybiórczy - chodziło tylko o to, żeby dotrzeć na miejsce, otrzymać wynagrodzenie i zwiać z powrotem.

- Nie miałam powodu czytać czyichkolwiek akt. Kapitan wybierał członków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A więc kapitan wybrał sobie ładną grupkę  wariatów - Rzucił z lekkim uśmiechem. - No cóż, co do jadu to nie chce mi się tego tłumaczyć ale... jad jest mi niegroźny - Ledwo co wymamrotał, zajadając się kolejnymi martwymi robalami.

-...dziewczyno, te robaki są zajebiste!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A gustujesz w długich, opancerzonych, drapieżnych robalach? Wiem że tak, więc idź i upoluj sobie tą uroczą skolopendrę która właśnie próbuje zeżreć 505 - powiedziała i miała nadzieję że wypowiedź poskutkuje, chociaż... Różnie mogło być, zwłaszcza z tym psycholem. Albo tamtym między drzewami. Zresztą, tamten i tak był stracony dla społeczeństwa. Kapitan lekko, prawie niewidocznie utykając spróbowała podejść do następnego drzewa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zachary dopiero teraz zauważył 505 która jest w tarapatach. Widząc stworzenie podobne do skolopendry od razu zaświeciły mu się oczy.

- Upolować? Się robi pani kapitan - Dobywając tomahawk chłopak coraz szybciej biegł w stronę poczwary...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krajobraz nie zmieniał się. Wciąż te same drzewa o gładkiej korze. Różnica w widokach polegała tylko na tym, że co jakiś czas Jacob dostrzegał dziewne miejscowe rośliny, a korony drzew poruszały się i szumiały. Las obserwował przybysza i nie zamierzał spuszczać go z ani jednego ze swoich czujnych oczu, a było ich wiele. W pewnym momencie Jacob ujrzał kilka metrów od siebie niewielkie wzniesienie, będące grotą. Gdyby owe wzniesienie powstało na ziemi, byłoby nazwane kurhanem. Ale Jacob o tym nie wiedział i w najbliższym czasie nie miał się dowiedzieć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W moim poprzednim poście napisałem, że strzeliłem do skolopendry. Tak tylko, wspominam.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Nie trafiłem? Niemożliwe. Klęknąłem na jedno kolano i znowu wycelowałem w robaka. Nagle obok mojego celownika wyskoczył ten psychol. Ja pierdole. Przesunąłem lufę trochę w lewo i strzeliłem do skolopendry.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Robak na pniu po pierwszym, chybionym strzale obsunął się z kory. Dopiero jednak drugi strzał zrzucił go na ziemię i zdekompletował części ciała, przez co półtrup szamotał się w agonii, wciąż jeszcze wydając dziwne dźwięki.

 

Wybacz. Widocznie nie zwróciłam uwagi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

505 podziękowała skinieniem, dla Conrada, który pozbył się zwierzęcia. Jednym sprawnym ruchem zsunęła się z pnia, robiąc na nim głębokie rysy. Wzięła z torby broń i przypięła do pasa. Nie zrobi drugi raz tego samego błędu, mimo i tak nie zrezygnowała ze wspinaczki na drzewo. Trzeba było znaleźć punkt strategiczny, a szczególnie jakąś wodę. Znów skoczyła na pień, zaczynając kolejną wspinaczkę, tym razem z bronią w pogotowiu. Za pasem na łydce miała również nóż, a zadrapanie na drugiej niezbyt ją drażniło. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

- Musimy iść i poszukać jakiegoś schronienia, ruszcie się. Od tego zależy nasze przetrwanie! - krzyknęła Kapitan, zbliżywzy się do granicy lasu z polaną. Bała się nadejścia nocy. Nie znała tej planety, a wiedziała że z łatwością znajdzie się coś, co będzie chciało zjeść ich na kolację...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobry pomysł. Tylko nie mając pojęcia o tutejszej faunie i florze, długo tu nie pożyjemy. Do nadejścia nocy trochę jeszcze zostało. Niech część poszuka schronienia, a część czegoś do jedzenia i picia. To tylko propozycja, ja tutaj nie dowodzę - uśmiechnąłem się i przy okazji zaciągnąłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...