Skocz do zawartości

Multisesja: Altar of Sacrifice


Arcybiskup z Canterbury

Recommended Posts

Zachary zbliżał się do drzwi przy których Stała Victoria i Jacob. Z braku lepszej rozrywki cały czas wyciągał zawleczkę z granatu, po czym po paru sekundach tuż przed wybuchem znów ją wsadzał. 

- Jestem trzeci? Dostanę brązowy medal? - Zapytał żartobliwie Panią kapitan. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zachary był zaskoczony nagłym zjawieniem się Jone'a. Nic nie mówiąc zabezpieczył granat po czym go schował.

- Dobra, skończyłem szaleć...na razie - Rzucił beznamiętnie, po czym oparł się o ścianę czekając na resztę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

505 bez rzadnego zbędnego słowa stała z tyłu grupy, obserwując ich niepotrzebne kłótnie.

Za każdym razem gdy Zachary odbezpieczał granat, dźwięk towarzyszący przy tym przeszywał dziewczynę do szpiku kości. Dalej jednak nie opuszczało ją poczucie, że jest kolejne źródło niebezpieczeństwa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobra, wychodzi... Gdzie Red? - zapytała. I kiedy pani kapitan chciała się zerwać żeby pobiec szukać bądź opieprzyć zaginionego, trzaski przerodziły się w poważne pęknięcia, a pokład przekrzywił się na prawy bok.

- Wyłazić! - zawołała Victoria. Hałasy nie ustawały.

 

* * *

 

Dym który unosił się nad statkiem nie tworzył już chmury. Rozwiewał się w atmosferze planety i słabł. Jego źródło zaś, otoczone zewsząd tutejszymi, wysokimi, drzewopodobnymi roślinami lekko zapadało się w grząskim podłożu. Wszędzie wokół widać było zniszczenia: nadpalone kawałki metalowych części, szczątki organiczne. Kilka kroków dalej leżał człowiek. Nie ruszał się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

505 nie chciała dodawać do tego wszystkiego niepotrzebnego komentarza, więc postanowiła po prostu milczeć  wdychając tutejsze powietrze. Przeszła na tył grupy patrząc na otoczenie. Wysoka roślinność... dobrze, będzie mogła się wspinać. W tym czasie popatrzyła na swoją dłoń, a raczej palce na których czubkach widniały małe pazurki. Później rozejrzała się jeszcze raz, dokładniej. Jakimś prawem leżał tam człowiek, co było na domiar dziwne. Z samej ciekawości podeszła do człowieka i dokładnie go obejrzała, klękając blisko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyjąłem z torby kanister po czym polałem ciało, które przyniosłem. Oddałem jego ducha Plutonowi po czym zapaliłem papierosa zapałką.

- Brak nieśmiertelników. Zgon jakieś 15 minut temu przez wykrwawienie od rany ciętej wykonanej zapewne za pomocą piły na wysokości tętnicy - Zmówiłem jeszcze szybką modlitwę do Jowisza i rzuciłem przygaszającą zapałkę na trupa.

- Zabił go Zachary, lecz nie do mnie należy osądzanie go - powiedziałem po czym podszedłem do 505 i podając jej papierosa spytałem. - Chcesz? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie ... dzięki.  - rzuciła okiem na papierosy, po czym znów na leżącego człowieka. - Ciekawe jak tu się znalazł... - odparła cicho do siebie.

Przerzuciła teraz wzrok na palące się niedaleko ciało i pokiwała głową nie rozumiejąc tego wszystkiego. Płomienie tańczyły wokół ciała, zwęglając je i dając pewność, że żaden z padlinożernych organizmów nie rozszarpie ciała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobry wybór - uśmiechnąłem się - to straszny nałóg. Co do ciała - schyliłem się nad truchłem. - Wygląda na jednego z naszych. Najwyraźniej umarł po wybuchu, ale jego ciało jest nie naruszone. Tylko zwęglone. Nie rozpadło się podczas eksplozji. Trochę podejrzane, ale nie przejmowałbym się tym tak bardzo, ponieważ jesteśmy w dupie. I to głęboko - znowu się uśmiechnąłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacob wstał i podszedł do ciała

- Wypadł ze statku i zjebał się na ziemie trochę nadpalając.

Po czym wsadził ostrza w tylne kabury i do przednich włożył pistolety. Jeszcze raz spojrzał się na ciało i warknął

- Truchło jak truchło. Lepiej teraz obmyślajcie jak się dostać na drugi koniec galaktyki, bez zginięcia

Po czym podszedł do Zacharego

- A ty się ogarnij. Nie chcesz chyba by jakiś granat nagle zgubił zawleczkę i znalazł się w twojej kieszeni, prawda?!

Jacob uśmiechnął się i usiadł na swym głazie

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zachary obadał Jacoba wzrokiem po czym usiadł koło niego.

- Wiesz co koleżko? Nie raz już trafiłem na takiego kozaczka który uważa się za wielkiego pana - Powoli dobywając swego tomahawka zaczął nim szperać w ziemi.

- Ich głowy odchodziły naprawdę łatwo i bezproblemowo od ich nędznych ciał...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacob prychnął

- A czy załatwiłeś 4654 ludzi i jesteś na liście najbrutalniejszych morderców w tej części jebanej galaktyki? A jakbyś spróbował mnie zabić to czeka cię trwała ślepota lub piękne przypieczenie. Chłopie. Ogarnij swój umysł na kilka dni, aż znajdziemy schronienie, a później baw się. Będziesz miał me błogosławieństwo.

Po czym wyjął elektryczny papieros i go wyrzucił, bo go uwierał

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zachary słysząc to nagle spoważniał. 

- Widzisz Jacob, tym się właśnie różnimy. Dlaczego zabijasz ludzi? Dla przyjemności? Dla rekordu? Dla udowodnienia komuś czegoś?

Wstał, po czym zaczął krążyć koło Jacoba, udając że tomahawk to mikrofon.

- Ja zabijam dlatego że mnie po prostu do tego szkolono. Widocznie los tak chciał abym od swoich narodzin został łowcą głów

Zatrzymał się po czym ukląkł, patrząc Jacobowi prosto w oczy.

- Powiedz mi, czy ktoś odebrał cię od twojej rodziny, zabijając ich bez większego namysłu? Czy ktoś kazał ci się bić z innymi dziećmi po to by dostać coś do żarcia aby nie paść z głodu? Czy faszerowano cię prochami, przez które szajba walnęła ci na mózg? - Rzekł cicho, po czym dostał lekkich drgawek.

- Tia, apropo prochów...

Odczepiając od paska strzykawkę z niebieskim płynem, Zachary wbił sobie ją w szyje, aplikując substancje

- O tak, cudowny narkotyk. Błogosławieństwo jak i przekleństwo

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie ma co strzępić języka po próżnicy. Szczam ciepłym moczem na wasze historie. Równie dobrze możecie być jebaną nałożnica. Teraz mamy przeżyć. Więc może ruszylibyście dupy i wzięli się do roboty - cały czas patrzałem na nich po czym machnąłem ręką - a jebał was pies. Jesteście marnymi najemnikami. Oprócz wsadzania sobie w dupy giwer do niczego się nie nadajecie - usiadłem zrezygnowany. Wyciągnąłem swojego Magnuma. Jeszcze nie teraz. 

- Potrzebuje ktoś pomocy - spytałem patrząc z nadzieją na załogę. Może kiedy znajdę sobie coś do roboty to o tym zapomnę - lekarskiej albo jakiejkolwiek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Victoria wypadła ze statku zasapana. Powoli zaczęła dochodzić do wniosku, że ten dzień nie będzie dniem udanym i nie ma już nawet cienia możliwości na uratowanie go.

- Nie mamy kolejnego... - wdech - członka. Red nie żyje... - poinformowała wszystkich zgromadzonych. Miała nadzieję, że niektórych to zainteresuje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacob syknął

- Zabijam tylko dlatego by mieć spokój od wszelkiego zjebanego prawa w tej walonej galaktyce. Właśnie z tego powodu moja rasa wyginęła, a ja chcę zajebać każdego który akurat był przy jej niszczeniu. A poza tym...

Spojrzał się na osobę która przerwała

- Nie jestem kurwa najemnikiem. Nie zabijam dla nikogo. Zabijam dla siebie i po to by przeżyć. Spotykałem się z wieloma potworami które próbowały mnie zabić, ale jak dotąd mnie nie zabiły. Mam w dupię że chcesz się stąd wydostać. Ja przesiedziałem pare lat na pustkowiu i jakoś żyję

Po czym spojrzał się na Zacharego

- A co do narkotyków to nigdy nie zamierzam ich brać. Są zbyt uzależiające i powodują właśnie takie objawy jakie ty masz. A podczas walki to by przeszkadzało.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wiesz co, gdybym miał jakikolwiek wybór to raczej też bym nie tykał tego świństwa. No ale niestety pewni panowie w kitlach postanowili mnie tym gównem faszerować dopóki mnie to nie uzależni do tego stopnia, bym mógł nawet rozpieprzać kartele narkotykowe tylko po to przy zażyć trochę tego stymulantu. A jeżeli cię to interesuje to te prochy nie przeszkadzają w walce, a nawet przeciwnie. 

Kończąc mówić zwrócił uwagę na Victorie, która powoli dochodziła do siebie. Podszedłszy do niej klęknął przy niej.

- Cóż poradzić księżniczko. Trzeba być gotowym na to że nie da się uratować wszystkich...ofiary są zawsze - Wyciągnął do niej rękę, chcąc pomóc jej wstać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jone podszedł do trupa i dla pewności sprawdził puls. Brak. Pięknie,wszędzie trupy. Choć... kto chciałby żyć taki spalony? Do rzyci z takim życiem. A może miał szczęście? On nie będzie musiał się pierdolić z ucieczką. On na pewno już nie będzie cierpiał z jakąś chorobą, którą tutaj złapie. Kurwa, zaczynam mu zazdrościć.

Zauważył, że większość siedzi. Rozejrzał się.


Nienaturalne światła, wyższe wzniesienia albo drzewa, na które można się wdrapać. O to miej więcej mi chodzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zareagowała jedynie lekkim uśmiechem na słowa Conrada, ale później jedynie odeszła od i tak głośno kłócących się mężczyzn.

- Szkoda, ten cały Red mógłby być pomocny... - mruknęła do siebie, obserwując przez chwilę roślinność.

"Trzeba jak najszybciej znaleźć wodę, lub coś co ma przynajmniej składa się z niej w dużej ilości. *położyła po sobie uszy tłumiąc rozmowy innych do pewnego stopnia* Można by było wspiąć się na drzewo i poszukać czy niedaleko nie ma doliny lub przerwy między roślinnością co by znaczyło o zbiorniku wodnym"

Ostatni raz rzuciła okiem na resztki statku, wiedząc, że na pewny ratunek jaki mógł dać  było za późno.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...