Skocz do zawartości

Multisesja: Altar of Sacrifice


Arcybiskup z Canterbury

Recommended Posts

- Nie. Nie skąd. Ale sądzę, że na pokładzie półtrupy nie będą chciały strzelać do was. Broń chyba nie jest wam potrzebna... O ile ranni faktycznie nie zmienili zachowań. Zmienili...? - zapytała, nie odrywając wzroku od Zacharego.

Zaraz potem jej wzrok wylądował na Jacobie, siedzącym na podłodze niby mały dzieciak i bawiącym się bronią.

Edytowano przez Nocturnal Light
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacob spojrzał się na kapitan i zapytał

- Co się tak gapisz młoda?

Po czym wstał i ścisnął mocniej broń przy czym wydawał się lekko groźniejszy. Powiedział

- Jeśli myślisz że będziesz chciała mną rządzić to się mylisz "pani kapitan"

Jacob  uśmiechnął się nieznacznie i odszedł

Edytowano przez jacob.zvierz
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Załadowałem strzelbę. Przełożyłem moją torbę przez ramię i ruszyłem za Czerwonym.

- Przynajmniej coś nowego - uśmiechnąłem się. Chciałem otworzyć drzwi do jednej z kajut, kiedy Victoria spytała gdzie idziemy. Zachary szybko się wtrącił. Później wypowiedział się pan z brakiem czupryny. Obydwaj przeciw naszej kapitan. Pewnie zachowywałbym się tak samo, ale wpajane przez ojca zasady lojalności i honoru odbiły się na mojej moralności. Stary kapitan jej zaufał. Ja też muszę. Bynajmniej na statku najemników nie trzeba salutować - Mieliśmy z Czerwonym sprawdzić czy ktoś jeszcze żyję. Co do broni to nie wiadomo co zamieszkuję tę planetę i co mogło się tu dostać przez dziury w kadłubie. Przezorny zawsze ubezpieczony, pani kapitan - ostatnie słowa miały ją umocnić w przekonaniu, że akceptuję nowego dowódcę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba że - Dodał szybko Zachary - Chyba że chcesz specjalnie nas wysłać bez broni. Może chcesz aby coś nas tam wyrżnęło, gdy my będziemy bezbronni jak pisklęta!

Powolnym krokiem zbliżał się do Victorii, cały czas patrząc w jej oczy.

- CZY TY CHCESZ SIĘ NAS POZBYĆ?!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie histeryzuj małpeczko... - mruknęła do białowłosego człowieka, głosem rozbawienia - Nie czas i miejsce aby już posądzać swoich kompanów o spiski, później będziecie sobie skakać do gardeł, jeśli na tym ci aż tak zależy. - opierała się dalej o ścianę, bacznie przyglądając się znajdującym się tam osobom. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On sam również się uśmiechnął, choć przez jego "poszerzony uśmiech" wcale nie musiał tego robić. Po chwili Zachary przypomniał sobie o 505.

- A może nasza pani kapitan pośle tam naszą zmutowaną kocicę? Hehe w końcu to niewolnicy są mięsem armatnim

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jeśli wychodzisz, włóż kombinezon, albo nie wracaj. Nie chcemy żebyś przytargał w swoim tyłku coś, co chciałoby nas zabić - rzuciła do odchodzącego Jacoba. Zastanawiała się, czy ją zignoruje, czy odwarknie coś - jak na niego przystało.

Z otworu po wyrwanych drzwiach sączyła się wilgoć i chłód. Mgła powoli i leniwie wdzierała się do statku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Choć poczułem się zignorowany powiedziałem do Zacharego:

- Kupujesz niewolnika, żeby później wysłać go na śmierć. Świetny pomysł - spojrzałem na niewolnice. Ciekawe czy to podpada pod zoofilie. Odwróciłem się w stronę Jacoba. Wychodzi bez kombinezonu i ma wszystko gdzieś. Prawdziwy macho. Jak wszyscy najemnicy. A mogłem iść do wojska, nie użerał bym się teraz z takimi typami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Kupuje? - Odparł, maniakalnie się śmiejąc - Kupić to ja mogę pół litra, niewolnika mogę po prostu wziąć z ulicy

Zachary następnie spojrzał na odchodzącego Jacoba.

- Widzicie tego pana? Tacy to pierwsi witają w Hadesie

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Idziemy - zarządziła Victoria i ruszyła w jeden z korytarzy statku. Wzięła ze sobą broń, choć bardziej niż ewentualni miejscowi martwiła ją załoga. Na szczęście nie cały statek był zepsuty. W tej części wciąż działały światła, oświetlające pomieszczenia. Żarowki rzucały blade światło na metalowe ściany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacob warknął Victorii

- Po co kompinezon

Po czym jednak zatrzymał się i zawrócił

- I po co mam się bawić w bohatera chodź mogę se poczekać, aż wy się zabawicie i pozabijacie...

Jacob uśmiechnął się szyderczo i usiadł na jakiejś części statku. Patrzył się na was jak tam idziecie

Edytowano przez jacob.zvierz
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jone przez kilka minut patrzył się otępiały na resztę najemników. Ile to godzin na nogach? Tylko siedem, ale w międzyczasie przeżył katastrofę. Po prostu na jakiś czas prawie się wyłączył.

Mocno potrząsnął głową na rozbudzenie i złapał za torby, po czym pobiegł za resztą. Ciężko. Prawie 30 kilogramów. Na szczęście nosił cięższe rzeczy w wojsku. Dobiegł do Victori.

-Masz czucie w ręce, czy nie nastawiać jej?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tacy jak on lądują raczej w Narrenturm. Co do kupowania niewolników. Po prostu zapomniałem, że ludzie twojego pokroju nie przestrzegają prawa. Po co kupić skoro można ukraść. Logika najemników - po wypowiedzeniu tych słów chciałem ruszyć na poszukiwanie rannych, ale za kapitan ruszył Jone. Jeden z medyków musi tu zostać. Myślę, że jako polowy bardziej bym się tam przydał, ale znowu został bym zignorowany. Jak zawsze. Całe życie byłem pomijany. Dobrze, że się przyzwyczaiłem. Usiadłem i wyciągnąłem karty - ktoś gra w tysiąca?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacob nagle się zjawił koło Zacharego i powiedział twardym i niskim tonem

- Chętnie bym zagrał

Po czym siada na przeciw Zacharego i mówi

- I jakby co proszę mnie nie uznawać za najemnika gdyż nigdy nim nie byłem i nie będę. Jestem tylko niezwykle niebezpiecznym przestępcą jak piszą te wszystkie gazety między planetarne.

Jacob uśmiecha się szyderczo

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie ma czasu. Będę wdzięczna za nastawienie ręki, ale nie teraz. Chcę znaleźć ocalałych. To ważne, a ręka prawie nie przeszkadza...tutaj na - rzekła dziewczyna i ruszyła dalej. Zatrzymała się w niewielkim, kwadratowym pomieszczeniu. Wąskie, strome, metalowe schody pozwalały dostać się na niższe i wyższe piętro.

- Co sądzicie o rozdzieleniu się? - zapytała obecnych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już samo zejście na dół wyglądało strasznie i odpychająco. Zachary zbliżył się do schodów prowadzących w dół, po czym odwrócił się do reszty.

- Więc, skoro nie ma tu żadnego odważnego człowieka, to osobiście zajmę się obadaniem dolnej części statku. Chyba że ktoś jest przeciw

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dolne piętro faktycznie było ciemne i dość nieprzyjemne. Nie może pokazać im, że się boi.

- Ja także pójdę na dół - oświadczyła Victoria.

Z ciemności wyłaniała się para. Możliwe, że jedno z urządzeń zawiodło... Albo ciepło panujące  wśrodku mieszało się z chłodem z zewnątrz, przez jakąś dziurę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jone skierował się do schodów idących na górę. Delikatnymi ruchami sprawdził, czy wszystkie noże, skalpele oraz pistolety są na miejscu. Cieszył się, że nigdy nie rozstawał się z swoimi ulubieńcami - zawsze stanowili jakąś sposobność ratunku. Jednakże zatrzymał się i podszedł do Victorii.

-Jak wykładowca mówił o skutkach nie nastawienia ręki trochę przysypiałem, ale z tego co pamiętam, to nie były one za miłe. Potrzebna ci ta ręka?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

505 w końcu usiadła czekając na ewentualną prośbę lub rozkaz. Oparła się łokciem o kolano, ze znudzeniem oglądając tych wszystkich ludzi. Byli zabawni z jej perspektywy. W końcu ze znudzenia zawiesiła swój wzrok na medyku, który chciał grać w tysiąca. To było nadzwyczaj interesujące zachowanie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czekałem, aż ktoś zechce ze mną zagrać. Łysy kolega mówił coś o grze, ale niestety nie do mnie. Po jakimś czasie poczułem na sobie czyjś wzrok. Wzrok naszej kocicy. Powinienem iść na jakąś terapię. Już ojciec ganił mnie za częste odwiedzanie targów i uwalnianiu naszych niewolników. Pójdę się leczyć. Kiedyś.

- Chcesz zagrać - spytałem niewolnice - nie widzę zainteresowania, a potrzeba 3 osób. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie czas na gry do cholery! - Krzyknął, podchodząc do Conrada i wytrącając mu wszystkie karty, po czym wyrzucił je na dolne piętro.

- Ojojoj, chyba i ty musisz iść na dół - Dodał po chwil, jak zwykle się śmiejąc. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tylko, że twoja postać była daleko od miejsca gdzie aktualnie znajduję się moja. No, ale nie wnikam.

 

---------------------------------------------------

 

Spojrzałem lodowatym wzrokiem na Zacharego:

- 20 lat temu też nie szanowałem kart, lecz po kilku latach z ludźmi twojego sortu, zacząłem je szanować - w mojej dłoni pojawił się as pik - ty też zaczniesz - powiedziałem po czym rzuciłem kartą, która rozcięła skórę na policzku Zacharego - a teraz odejdź i nie wysługuj się innymi - w mojej drugiej ręce pojawiła się nowa talia kart. Uśmiechnąłem się do 505 - oferta dalej aktualna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...