Fisk Adored Napisano Lipiec 23, 2013 Share Napisano Lipiec 23, 2013 (edytowany) No, tak poinformowani towarzysze na pewno wykorzystają walory defensywne budowli w jakiej się znajdują. Taaaak, na pewno... Chwila... wychodzą, wszyscy wychodzą. Co do stu tysięcy cegieł?! Pospacerować poszli... No tak, bo cóż innego można zrobić po tym, jak usłyszy się o niebezpieczeństwie w środku lasu? Pewnie, że pochodzić, pozwiedzać, drzewka piórwa popodziwiać... Solid machnął kopytem w powietrze, z rezygnacją stwierdzając, że jego towarzysze mają jeszcze mniej rozumu w głowach, niż ci, którzy tak nieudolnie się za nimi skradali. No ale cóż poradzić, poczekamy, zobaczymy. Może uda im się dogadać. Jakoś... Majaczące w świetle księżyca zarysy sylwetek, oraz zwiększająca się liczba przedmiotów odbijających światło księżyca wyprowadziła jednak starego fachowca z błędu. No co jak co, ale to już zasadzka pełną gębą. Solid zasępił się. Rozważał swoje możliwości. W sumie z jednej strony tutaj był najbezpieczniejszy, z drugiej jednak oczami wyobraźni widział, jak ta żywiołowa klacz, która hasała jeszcze kilka lat temu wesoło po trawniku jako dziecko na swojej posesji, gdy on budował dla jej rodziny altanę... To co sobie wyobraził wystarczyło, by zmusić go do działania. - Panie Scribler, chciałbym, żebyś się stąd pan nie ruszał, a po wszystkim pomógł z ewentualnymi poszkodowanymi... Nie, nie jestem pewien i tak, na pewno chcę, żebyś pan tutaj został. Musi być ktoś, komu nie stanie się krzywda, jeśli dojdzie do najgorszego - To mówiąc, zawiązał na swoim tułowiu swój szary koc, z którego zrobił swoiste juki, bardzo podobne do tych, w których w pracy nosił cegły, po czym napchał do nich kamieni tworzących palenisko. Dzięki temu, jego żółta kamizelka na pewno nie rzuci się nikomu w oczy. Szary koc, szary kapelusz, szara sierść... Tak, to było odpowiednie. - Widzisz pan, Scribler. Ogier czasami musi zrobić, to czego wymaga od niego sytuacja. Czasami jest to elewacja w pięknym pałacyku, a czasami naprawianie błędów innych... W tym przypadku natomiast, jest to ciężkie kopanie zadów. - To powiedziawszy wyszedł z przeciwnej strony altany na zewnątrz. Szybko przeczesując wzrokiem okolicę ocenił, że znajduje się tutaj dużo krzaków. Co też wykorzystał na swoją korzyść. Dobytym z kamizelki nożem uciął kilka gałęzi, po czym umocował je w szczelinach owego elementu garderoby, jak i za owijającym jego tułów kocem, oraz za paskiem, okalającym jego kapelusz. Jego wygląd był teraz wprawdzie komiczny, jednak jego całkowicie szara barwa, oraz wszędobylskie gałęzie upodabniały go w mroku nocy do zwykłego krzewu, gdy tylko stanął nieruchomo. Pomysł nie wziął się znikąd. Doskonale pamiętał, jak w dzieciństwie bawił się z kolegami w podchody. Wtedy był w tym całkiem dobry. W końcu niewiele innych rozrywek młody kucyk mógł doświadczyć w grupie kolegów, po zmroku na wsi. A wszyscy wiedzą, jak bardzo wszystkie dzieci nienawidzą wcześnie chodzić spać... Powolnym krokiem skierował się w stronę, z której wcześniej widział błyski, teraz gdy chmury zasłoniły jedyne źródło światła, prócz ogniska pozostanie niezauważonym było dosyć łatwym zadaniem. Lekko okrężna trasa pozwoliła nie tylko pozostać poza światłem rzucanym przez ogniska, tak te w altance, jak i te na zewnątrz niej, ale również zajść niechcianych przybyszów od tyłu. Ich sylwetki były na tle dwóch palących się ognisk doskonale widoczne, ktoś patrzący w przeciwną stronę nie miałby jednak tego luksusu. Zaawansowane zasady optyki jednak, nie były tym, na czym Solid się znał najlepiej, dlatego też zadowalał go sam fakt tego, że tak to już zwyczajnie jest. Osoba patrząca w nocy do oświetlonego domu widziała wszystko jak na tacy. Ktoś, kto chciał z domu oglądnąć podwórze musiał natomiast pogasić świece, inaczej delikatnie mówiąc widział szarą plamę. Szarą plamę, wśród której stał właśnie równie szary Solid. Sam fakt strzelających pod kopytami patyków i gałązek nie był tutaj na szczęście dużym zmartwieniem. Pomijając to, że każdy budowniczy, który kiedykolwiek brał się za pracę na dachu potrafił stąpać z niemałą gracją, by nie spaść z lichej konstrukcji, będącej jego zaczątkiem pozostawała również kwestia wrodzonego talentu Solida. Mianowicie talentu do znajdywania słabych punktów, pozwalającego mu na budowanie niezwykle trwałych rzeczy. Aktualnie wykorzystał ten talent do wychwycenia miejsc, gdzie ściółka lasu miała najwięcej “słabych punktów”, czyli miejsc pokrytych suchym chrustem i tym podobnymi niespodziankami. Jego bystry wzrok i zdolność szybkiego analizowania szczegółów była do tego wystarczająca. Była również wystarczająca do wychwycenia szczegółów sytuacji rozgrywającej się przed nim. Trójka przydupasów z kuszami, oraz prawdopodobnie ich przywódca, uzbrojony w buzdygan. Prawdopodobnie dezerterzy armii trihoofeńskiej. Pocieszający pozostawał fakt, że jeśli to rzeczywiście dezerterzy, to są tchórzami. Poza tym słabo wyszkolonymi, na co wskazywał fakt tego, jak bardzo nie potrafili niepostrzeżenie przekraść się pod osłoną nocy. Martwił jednak fakt tego, iż dezerterzy zazwyczaj są pozbawionymi honoru tchórzami. Cóż, nie obrażą się więc na pewno, jeśli i on zachowa się lekko niehonorowo w odpowiedzi na ich jakże miłe przywitanie ich w tej puszczy, oraz jakże denerwujący fakt odmówienia skosztowania jego zupy grzybowej. Solid postawił przed sobą cztery z kamieni przenoszonych w swoich jukach. Stały teraz przed nim w rządku. Po jednym na każdego z tamtych. Miał nadzieję, że nie dojdzie do niczego co zmusi go do działania. W razie czego jednak wiedział, że gdy będzie taka potrzeba, to wystrzelony tylną kończyną kamień tej wielkości, może ten piękny odsłonięty czerep potraktować w taki sam sposób, jak arbuzy na pijackich imprezach, które urządzają sobie czasami budowlańcy. Jedną z ulubionych rozrywek Ekipy Solid Buildera, był konkurs w strzelaniu takimi kamieniami we wspomniane owoce, co po trafieniu powodowało piękne wybuchy, i rozbryzgi czerwieni. Solid przekonany był, że łeb tego wrednie uśmiechającego się typa nie będzie trudniejszym celem niż trafienie po pijaku w arbuz, co zresztą udawało mu się praktycznie za każdym razem. W końcu szef musiał wygrywać, a on strasznie nie lubił jak pracownicy mu się podkładają, musiał się więc nielicho starać. Plan wyglądał tak, cztery szybkie kopnięcia, po czym szybki trucht do najbliższego drzewa, oraz stanie nieruchomo w niemej karykaturze krzaka. Ale to była jedynie ostateczność. W końcu ci żołnierze musieliby zostać jakoś sprowokowani do agresji, najprawdopodobniej uda się jakoś... CO DO PIÓRWY! Dlaczego ten bezmózg właśnie zaatakował jednego z nich! AAAAAAAAH! - Nie było jednak czasu na zastanawianie się nad tym jak załagodzić sytuację, doszło do konfliktu zbrojnego i trzeba było działać. Z głębi lasu za żołnierzami dało się słyszeć spokojny, niski głos. - Tiaaa, a trzeba było zjeść z nami zupę... - Po czym z ciemności w stronę głów trihoofeńskich żołdaków posypał się grad kamieni. ŁUP ŁUP ŁUP ŁUP (...) Edytowano Lipiec 28, 2013 przez Fisk Adored Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Anathiela Napisano Lipiec 23, 2013 Share Napisano Lipiec 23, 2013 (edytowany) Czterech uzbrojonych ogierów po zęby o nie przyjemnych wyrazach twarzy. Kiedy zobaczyłam jak Onyksis'a się uśmiecha, chciałam go uderzyć. Właśnie przypomniałam sobie dawno zapomniane zaklęcie, które powodowało, że przeciwnik tracił czucie w kończynach, nawet nie mógł wydobyć z siebie żadnego głosu, zaklęcie działa dobre trzy godziny i tylko może je odwrócić ten kto je rzucił. Wciągnęłam powietrze zamknęłam oczy po czym zbliżyłam się do Onyksis'a jeszcze bliżej czując jego ciepło. Zaatakowałam stojących za nami trzech żołnierzy. Pomyślałam wtedy *Może i macie uzbrojenie, ale na pewno nie przed magią*. Z rogu wystrzeliły iskry i promień, które kierowały się prosto na trzech przeciwników przecinającym nam ucieczkę. Edytowano Lipiec 23, 2013 przez Anathiela Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Sajback Gray Napisano Lipiec 23, 2013 Share Napisano Lipiec 23, 2013 (edytowany) Nim zdążyłem zaatakować grupę przeciwników moim zaklęciem, Clover wystrzeliła jakimś dziwnym czarem w kierunku trzech ogierów z tyłu. Nagromadzona energia w moim rogu która pierwotnie miała uśpić wszystkich nieprzyjaciół, teraz skupiała się na jednym konkretnym na przeciwko mnie. Kiedy Clover wysłała strumień energii w kierunku wrogów znajdujących się za nami, lekko się do mnie przytuliła co było naprawdę przyjemne. Następnie ja skorzystałem z moich czarów żeby uśpić ogiera stojącego przed nami. Popatrzałem na niego, a następnie uchyliłem kaptur i lekko się do niego uśmiechnąłem. Po czym powiedziałem: - Dobranoc, albo raczej na odwrót. Z mojego rogu wystrzeliła czarna energia która uderzyła w kuca z taka siłą że bez problemu powinna przygnieść go do drzewa. Nie zdziwił mnie ten widok. w końcu zakazane zaklęcia bardzo często okazują się bardzo potężne. Akurat to zaklęcie zwało się czarnym snem. Wiele razy już go używałem, głównie to na manekinach do ćwiczeń, ale z pewnością potrafię zapanować nad takimi potężnymi czarami. w końcu trzeba jakoś przygotować się na taką wyprawę. Czar działa w taki sposób że natychmiastowo usypia twojego przeciwnika na jakieś 24 godziny. W tym czasie podobno masz też możliwość kontrolowania jego snów, ale tego jeszcze nie sprawdziłem. Edytowano Lipiec 23, 2013 przez sajback Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Kitsun Napisano Lipiec 23, 2013 Share Napisano Lipiec 23, 2013 Ludzie przestańcie pisać tak, że kucom wszystko się udaje. Kapi ma od tego kości by sprawdzić czy czar/atak/ucieczka/zjedzenie pączka się udało, czy nie i z jakim skutkiem. Jak już mówił sam różowy wojownik nie o to chodzi byśmy byli OP =3 Wiem, że tu OP to original poster, a nie overpowered jednakże rozumiecie aluzję =3 I w końcu po komentarzu mam taką propozycję. Jako, że nasz MC to osoba wolno odpisująca (ale za to długo i doszczętnie) proponuje ustanowić limit postów wnoszących coś do gry. Czyli jak kapi coś napisał to mamy jeden post na to by coś zrobić np. zaatakować bandytę czarem budyniowego odwetu, by kapi mógł zdążyć rzucić kością i sprawdzić jak nam się powiodło. Taki small talk czyli po prostu gadamy ze sobą nawzajem i poznajemy swoje postacie nie wnosi nic do gry, więc może być tego od cholery (ale oczywiście nie za dużo by nie było SPAMu a nie spawnu kapi ) Póki co to tyle. Puszczam wam mały challenge (polecam użyć konami code =3) ^W spoilerze daję komentarze i ewentualne propozycje co do samej sesji. W tym przypadku będą to obydwa przypadki^^ Podążałem dalej za ptakiem, jednak nie było widać Onyksisa, Clover, Silverleafa, bądź Olo. Dobrze, że kurak oświetlał drogę swoim ognistym ciałem gdyż ciemno było jak pod kaloszem w bagnie. Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
kapi Napisano Sierpień 6, 2013 Autor Share Napisano Sierpień 6, 2013 Ok, widzę, że doszło do dość nieprzyjemnej dla mnie sytuacji, w której niektóre rzeczy dzieją się same i wychodzą automatycznie. Zatem podkreślę następujące rzeczy. Po pierwsze Wy wyrażacie chęć zrobienia czegoś, a ja dopiero decyduje czy to dochodzi do skutku (to tyczy się każdej sytuacji trudniejszej niż otwieranie domowych drzwi), a poza tym spokojnie, nie wykonujcie pięćdziesięciu akcji, dajcie szanse przeciwnikom, którzy zauważcie mają tylko do naciśnięcia spust kuszy, podczas gdy Wy musicie wyciągnąć broń, zamachnąć się i wycelować, po czym uderzyć itd. Jednak oni zrobią to szybciej, a Wy już decydujecie o zmianie w czarach, przytulacie się, co trwa kilka sekund, po czym nagle rzucacie czary itd. Rozumiem to, bo już wielokrotnie się tym spotkałem, jednak prosiłbym w walce o następujące rzeczy. Postać ma prawo do jednej akcji w rundzie, którą wyznaczają moje posty. Aby odwzorować bitewne zamieszanie proponuję aby w walce każdy miał prawo do jednego posta pomiędzy moimi odpowiedziami. Tam zawiera swoje działania, które nie mogą przekraczać jednej akcji, chyba, że są na to uwarunkowania, tak jak teraz w odniesieniu do Solida, który obszedł teren i przygotował kamyki i je jeszcze wystrzelił, jednak on bezpośrednio w walce nie był. Mellion szybko ruszył swym kopytem i w tym momencie poszybowały do niego dwa bełty. Przeszyły powietrze, ze złowrogim świstem. Ogier swym elfickim zwyczajem wykonywał wszystkie ruchy bardzo płynnie, wręcz tanecznie, przechylając szczęśliwie głowę uniknął pierwszego z pocisków, niestety drugi wbił się mu w tylną nogę, raniąc go bardzo boleśnie. Ból spowolnił impet jego dobytego ostrza, które opadło dotykając swym czubkiem ziemi. Po chwili jednak biały kuc otrząsnął się i uniósł go przygotowując się na walkę. Bełt przeszkadzał, lecz nie zdołał unieszkodliwić pegaza. Clover szybko próbowała przypomnieć sobie zaklęcie, lecz wszystko ginęło w strachu. ( przyjąłem Twoją pierwszą akcję za obowiązującą). Olo wbiegł pomiędzy krzaki, chcąc sprawdzić co się dzieję i ewentualnie spuścić niezłe lanie, tym którzy ośmielili się Mu przerywać delektowanie się zupą. Nie bawił się w skradanie, czy podchody, parł do przodu jak wielki taran, łamiąc gałęzie w małych krzakach, na które nie zwracał uwagi. Nagle w odległości 15 metrów od niego z krzaków wyłoniły się dwa kuce, ubrane dokładnie tak samo, jak inni Trihoofeńczycy, wycelowały swoje kusze w ogiera, jeden z nich krzyknął krótko -Stój! Onyksis skupił się na przeciwnikach, zebrał moc i w jednej chwili z rogu puścił mroczną falę przypominającą mgłę w stronę wojów. Nie wiadomo jednak, czy ich wola to wytrzymała, czy szybkość rzucania zaklęcia wpłynęła na jego moc, a może po prostu ogier nie był wystarczająco dobrym magiem, aby temu sprostać, lecz żołnierze na chwile zamknęli oczy, a jeden z nich upadł na ziemię. Pozostali jednak szybko wstrząsnęli głowami i odpędzili urok. Treasure pobiegł w gęstwinę lasu, przedzierał się za feniksem, aż wybiegł zza gałęzi jednego z drzew i ujrzał Melliona oraz dwóch jego "towarzyszy". Solid przekradł się niezauważenie i przygotował do oddania strzałów. Wymierzył... pierwsza skała poszybowała w niebo, była cięższa, niż ogier się spodziewał i przez to upadła metr od celu z głuchym dźwiękiem. Nie miała zamiaru następnego kamienia tak zmarnować, wysilił się mocniej i posłał drugi, widząc, że dobrze leci od razu kopnął trzeci, chciał puścić w lot czwarty, gdy czarna chmura Onyksisa uderzyła w strażników. Jeden z nich upadł, przez co pocisk nie trafił go, drugi jakby zachwiał się i przestąpił krok w bok, kamień spadł, lecz trafił w solidną kolczugę, zamiast w odsłoniętą głowę. Mimo to, ów kuc zachwiał się porządniej i wydał głuche stęknięcie, widać, że nawet metal nie chronił całkowicie od kamieni, wypuszczonych przez nogi Solida. Ogier ucieszył się widząc częściowe powodzenie trzeciego ataku i korzystając, z otrząśnięcia się Trihoofeńczyków z zaklęcia, dzięki czemu znów się wyprostowali, posłał czwarty kamień. Ten trafił prosto do celu. Głowa żołnierza z kuszą poleciała do przodu, dało się słyszeć w ciemnościach głośne przekleństwo, po czym tamten złapał się za miejsce trafienia. Napastnicy stojący przy Onyksisie i Clover zostali potraktowani salwą kamieni i zaklęciem, jednak dwóch z nich zachowało zdolność do natychmiastowej walki. Jeden z nich nacisnął spust swej kuszy. Logicznym było, że lepiej wyeliminować z walki kogoś kto stawia czynny opór. Bełt poleciał zatem prosto w stronę Onyksisa, trafiając go w bok głowy. Dał się słyszeć trzask kości, lecz na szczęście pocisk ominął najważniejsze części i tylko wbił się w policzek ogiera. Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Anathiela Napisano Sierpień 6, 2013 Share Napisano Sierpień 6, 2013 Rozumiem kapi, będę pamiętać Wstrzymałam oddech, nie spodziewałam się takiego biegu akcji. Jęknęłam widząc jak strzała przeszyła głowę Onyksis'a, omal nie spanikowałam. Kuc którego ledwo co znałam, praktycznie nie znałam, dostał w głowę i zaczął krwawić. Jednak jego zaklęcie nie było skuteczne, w dodatku nie mogę przypomnieć sobie zaklęcia, jeżeli nie uspokoję się nie będę mogła nic sensownego wymyślić. Czułam jak moje nieokiełznane emocje biorą górę nie wytrzymałam krzyknęłam - A kim wy jesteście by nas osaczać? Nic nie zrobiliśmy? Kto wam dał prawo do zabijani, ohydne stwory do kucy wam daleko.- Teraz to mi było wszystko jedno i tylko żałowałam, że nie uczyłam się zaklęć obrony przed intruzami. Pozostało mi tylko przypomnieć sobie te jedyne zaklęcie, które podobno zawsze skutkowało. Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
PlagueOverlord Napisano Sierpień 6, 2013 Share Napisano Sierpień 6, 2013 (edytowany) - Trochę was nie doceniłem. *powiedziałem udając uśmiech i szybkim ruchem rzuciłem sztyletem zamiarem trafienia w drugiego kuca.* - Już jestem ukochany, jeszcze Treasure się dołączył. *rzekła Indis do mnie przez więź duchowną, po czym wleciała wyżej, aby następnie zaatakować kuszników za pomocą ognia* Edytowano Sierpień 8, 2013 przez MasterDash Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Sajback Gray Napisano Sierpień 6, 2013 Share Napisano Sierpień 6, 2013 (edytowany) Moje zaklęcie poskutkowało jedynie na jednego z ogierów którzy nas zaatakowali. Widać moje umiejętności posługiwania się czarna magią są jeszcze nie wystarczające. W oddali zobaczyłem Solida który zaczął rzucać w wrogów kamieniami skutkowało to tym że na polu walki zostało dwóch ogierów. Jednak w tedy jeden z bełtów trafił mnie w tył głowy.upadłem po czym zacząłem krwawić. Clover straszliwie zdenerwowała się na naszych przeciwników za to co zrobili. Leżąc na plecach udało mi się coś wymamrotać: - Clover...... Gdyby to wszystko miało skończyć się w tak głupi sposób (uśmiechnąłem się), to wiedz że nie żałuje tego że ten bełt trafił właśnie mnie (kaszlnąłem krwią). Przepraszam że w takiej groźniej sytuacji się uśmiechnąłem, bo zauważyłem że cie to zdenerwowało, ale zrób coś dla mnie i nie daj się zabić. Zamykając oczy patrzyłem na niebo i powiedziałem: - Czyż te gwiazdy nie są piękne. Zemdlałem. Sen Siedziałem w dziwnym miejscu w którym było absolutnie ciemno. Nagle zauważyłem że w okolicy jest jakieś krzesło. Podszedłem do niego i wtedy na krzesło padł stop światła. Wtedy okazało się że na krześle przywiązany jakimiś czarnymi pędami siedzi jeden z ogierów którzy nas zaatakowali. Widać pogłoski o kontrolowaniu snów były prawdziwe. Uśmiechnąłem się najszerzej jak mogłem i zdjąłem ogierowi pęd z ust żeby mógł mówić. Spojrzałem na niego i powiedziałem: - No, no no. Widać że teraz role z lekka się odwróciły. Teraz zabawimy się w prawdę, albo śmierć mózgową! spojrzałem na niego i krzyknąłem - Gadaj co wiesz! Ilu jeszcze was się czai w lesie! Jakie są wasze zamiary! gdzie jest wasz przywódca! radzę ci mówić, albo bardzo źle się to dla ciebie skończy! Moje oczy zaświeciły na zielono. (to czy odpowie na moje pytania i jego reakcję pozostawiam tobie Kapi) Edytowano Sierpień 6, 2013 przez sajback Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Kitsun Napisano Sierpień 6, 2013 Share Napisano Sierpień 6, 2013 Przebiegłem przez krzaki i zobaczyłem mojego kompana Melliona... rannego... otoczonego przez dwa inne kuce... które celowały w niego z kuszy. - OK. Ciekawie się zaczęło - pomyślałem, gdy ptak zaczął atakować z powietrza. Ja także postanowiłem pomóc wykorzystując fakt, że dopiero co przybyłem na pole bitwy. Wziąłem swój półtorak i zamachnąłem nim w stronę kusznika do którego mój kompan nie rzucał sztyletem. W trakcie ataku wrzasnąłem: GYAAAAA! Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Ares Prime Napisano Sierpień 7, 2013 Share Napisano Sierpień 7, 2013 Parłem co ja do przodu, co by odnaleść tych gadatków co zapłucali spokój naszej drużynie. No i co znalozem? Dwóch suczy synów mierzących do mnie z kuszy. Aż mnie normalnie krew zaloła! Myślą obwiesie że mają kusze to są wielkie cwanioki! Już ja im dam moresu i bobu posmakować! Wokół są gałęzie, oni trochę daleko... ale mom pomysł. - Stała to twoja matka w kolejce du cęhorzenia przez Diamentowe Kundle, dlatego mosz taki krzywy ryj pirdolony kapucyniorzu, co śmierdzi nigdy nie mytym siurkiem! A twój ojcies śmierdzioł skisłymi jagodami! O! Chcę w ten sposób wyprowadzić ich z równowagi, i wkurzyć. Spróbuję się uchylić przed bełtem z kuszy, mały jestem to powinno się udać. Dodatkowo łapię jedną z gałezi i próbują nią rzucić w jednego z napastników. Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Fisk Adored Napisano Sierpień 7, 2013 Share Napisano Sierpień 7, 2013 (edytowany) Po częściowo udanym “ostrzale” trihoofeńskich żołdaków zgodnie z planem szary kuc przebiegł za osłonę najbliższego drzewa, po czym wyjrzał zza niego by ocenić sytuację. Szykował się włąśnie do wyciągnięcia kolejnych kamiennych pocisków. Przeciwnik zdawał się na razie nie zwracać na niego uwagi, co trzeba było bezwzględnie wykorzystać. Przewaga taktyczna płynąca z ukrycia, oraz... Nosz na firmamenty, nie! Nie do cholery! Szlag! - Było reakcją na to co stało się przez ostatnie kilka chwil. Jedyny zdawałoby się zdatny do walki kuc, sprawiający wcześniej wrażenie takiego, na którym można było polegać kiedy gówno trafi w wiatrak dostał z kuszy prosto w łeb i aktualnie postanowił sobie charcząc własną krwią pospać! A to oznaczało, że Clover została sam na sam z trzema z żołnierzy, z których jeden ciągle w nich celował z kuszy, natomiast drugi już miał swoją rozładowaną (co jednak prawdopodobnie nie potrwa już długo), oraz trzecim aktualnie usiłującym jak sie zdawało utrzymać swój bolący łeb na szyi posiłkując się swoimi kopyutami. Chwilowo można więc było uznać go za “tymczasowo bezpiecznego”. Logicznym posunięciem było posłać w jedynego zdolnego do wyrządzania natychmiastowej śmierci salwę kamieni, jednak co jeśli spudłuje? Co wtedy? Kto wówczas zbierze owoce gniewu ich oprawców? jego wzrok powędrował w stronę spanikowanej klaczy, której obroną jak się okazało było krzyczenie na napastników. To się nie miało prawa dobrze dla niej skończyć... Tak, logicznym posunięciem było to wtedy jeśli chciał bronic tylko swojego zadu... Z tyłu jego umysłu do głosu dochodziły jego wcześniejsze złowrogie wizje, które pchnęły go jeszcze w chatce do działania, teraz jednak podsycone rzeczywistym niebezpieczeństwem przybierały na sile... Oczami wyobraźni zobaczył jak śmiejący się do rozpuku żołnierze kopią bezbronnego Scribler Quilla, który zwijając się w płaczący kłębek błagałich o litość, zostawiając na jego bezwładnym ciele liczne sińce. Zobaczył innych swoich toważyszy zabijanych na oczach charczącego krwią Onyksisa przez rechoczących najeźdźców, później zaś pod koniec jego. W finałowej scenie zaś zobaczył jak obok jego własnego truchła, spoglądającego przed siebie niewidzącym, pustym, martwym wzrokiem jeden z nich włazi na trzymaną przez innych trihoofeńczyków Clover, po czym... Solid usłyszał warkot jakiegoś dzikiego zwierzęcia, bardzo głośny i złowieszczy. Bardzo blisko siebie, jak gdyby... po chwili uświadomił sobie, że to jego własny pełen gniewu i żalu charkot wydobywający się zza zaciśniętych w złowrogim grymasie zębów, trzymających aktualnie dosyć duży młot, którym zazwyczaj wyrównywał wykładaną kostkę brukową. Jego płuca pracowały niczym miechy, umięśnione od wieloletniej pracy nogi natomiast rwały z całej siły darń lasu, która wypryskiwała spod jego grzmiących kopyt. Gdy jego zamglony złymi wizjami umysł doszedł do siebie, okazało się, że w pełnym galopie, rozpędzony do mniej więcej sześćdziesięciu kilometrów na godzinę pędził wprost na uzbrojonego w nabitą kuszę oprawcę. Biada temu, kto stanie mu na drodze przy tej prędkości i roztrzaska się o kamienny “zderzak” który aktualnie wisiał mu na piersi... groźba ostrzału również wyraźnie zmalała, bowiem przebicie się przez tobół z kamieniami, oraz wypełnioną narzędziami kamizelkę było nielada wyzwaniem dla przeciętnego bełtu. Inna sprawa, gdyby strzelono w nogi, czy głowę. Pierwszym odruchem każdego strzelca jest jednak strzelanie w njałatwiejszy cel. Korpus. To jednak nie były aktualnie szczegóły, które obchodziły oszalałego kuca, którego wzrok zakryła karmazynowa kurtyna słusznego gniewu. Następnym co można było zobaczyć patrząc w stronę lasu, była wystrzeliwująca z niego, z ogromnym impetem szara, zlewająca się z czernią nocy sylwetka. Sylwetka, która z prawdziwie zwierzęcym rżeniem, oraz wyszczerzonymi w przeraźliwym, szaleńczym grymasie zębami runęła na jednego z żołnierzy... Edytowano Sierpień 7, 2013 przez Fisk Adored Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
kapi Napisano Sierpień 13, 2013 Autor Share Napisano Sierpień 13, 2013 Chciałem Was wszystkich pochwalić, bardzo ładnie teraz odpisaliście, nie muszę nikomu na nic zwracać uwagi, gratuluję i dziękuję Wam bardzo za dostosowanie się do wskazówek. Gdy Clover usłyszała wypowiedź Onyksisa zdekoncentrowała się z przerażenia, teraz dopiero dostrzegła, jak kuc jest poważnie ranny, zapomniała kompletnie o wszystkim czym się zajmowała, ogarnął ją lęk. Mellion rzucił swym sztyletem, ostrze zabłysło wśród promieni księżyca, dało się słyszeć brzęk metalu, gdy elfickie ostrze dosięgło swego celu. Jednak kolczuga wytrzymała i sztylet odbił się, a potem upadł w trawę. Indis wzleciała i rozpaliła się otaczając okolicę blaskiem. Po chwili skierowała płomienie na jednego z wrogów, te okryły go na sekundę parząc pewne odsłonięte części jego ciała, jednak cały atak trwał za krótko, aby zaszkodzić bardziej zaprawionemu w bojach Trihoofeńczykowi. Onyksis patrzył złowrogo na swego więźnia, już myślał ,ze ten będzie milczeć, gdy postać odezwała się. - Jest nas w przybliżeniu około setki, nasze zamiary, chyba możesz wywnioskować geniuszu, a gdzie szef?... przed tobą. Treasure wpadł od boku na swego przeciwnika z krzykiem, całkowicie zaskoczył żołdaka i bez najmniejszych problemów korzystając z impetu szarży wbił swój miecz w jego ciało, ten zaklął, a w okół powstała mała fontanna krwi, która opryskała pobliskie krzaki, jednak najwyraźniej żelazna kolczuga znacznie osłabiła uderzenie, tak iż cios nie zdołał powalić wroga. Kuc szybko odwrócił się w stronę Treasura. Widać, że docinki Olo nie spodobały się Trihoofeńczykom, ci wykrzywili w grymasie furii swe twarze, jeden z nich uniósł swą kuszę, a drugi stał nieruchomo. Ogier czekał chwili, aż przeciwnik naciśnie spust swej broni, gdy usłyszał brzęk cięciwy natychmiastowo uskoczył w bok, padając jednocześnie na ziemię, poczuł w okolicach klatki powiew wiatru, jednak bólu nie było. Udało się, pocisk minął cel o włos, teraz miał spaść na niego ten gorszy strzał, jednak gdy Olo natychmiastowo podniósł się, zauważył, iż na prawdę musiał rozwścieczyć drugiego kuca, który włożył kusze na plecy, dobył toporka, który miał przy pasie i szedł na spotkanie z małym, acz krzepkim ogierem. Złość zaślepiała mu ocenę sytuacji, Olo mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, z jego oceny przeciwnika wnioskował, iż ten za długo nie pożyje. Solid ruszył z olbrzymim impetem, łamiąc napotkane gałęzie, prosto na żołnierzy. Ci zdawali się nie dostrzec pędzącego budowniczego, najwyraźniej zapatrzyli się na Clover, albo coś innego przykuło ich uwagę, dość powiedzieć, że Solid zbliżył się do nich prawie niezauważony, dopiero w ostatniej chwili napastnicy odwrócili głowy, jednak wtedy było już za późno, szanse na odskok były nikłe. Jako cel ogier obrał sobie stojącego najbliżej niego biedaka, który poprzednio dostał kamieniem w głowę, nie było sensu lawirować pomiędzy wrogami, po prostu należało skorzystać z pełnych możliwości impetu. Trihoofeńczyk zdążył tylko odwrócić głowę, a w jego oczach widniało przerażenie, gdy wielki kawał metalu uderzył go prosto w obręcz barkową od góry, za tym potężnym ciosem, zanim przeciwnik padł na ziemię, pod jego ciężarem sam Solid dosłownie wbiegł na niego tratując nieszczęśnika. W powietrzu rozległ się dźwięk łamanych kości, a budowniczy poczuł na swym ciele ciepłe krople cieczy, która opryskała go. Ofiara wydała tylko głuche stęknięcie, a potem padła bez przytomności na ziemię. Solid nie był doświadczonym wojem, tacy bowiem szarżowali przez wiele szeregów przeciwnika, ten on jednak znacznie zwolnił po uderzeniu i stracił z lekka równowagę, szybką reakcją i podparciem się uchronił się od upadku, jednak jego pęd znikł i wytracił się, przez co był bardzo dobrym celem dla dwóch żołnierzy, którzy już zorientowali się w jego położeniu. Owe dwa kuce szybko rzuciły się w stronę przeciwnika, jeden tylko podbiegł, gdyż był zmuszony dobyć maczugi, którą miał przy pasie oraz odłożyć kusze, co w praktyce ograniczyło się do rzucenia jej na ziemię. Drugi, ten co na samym początku przemówił do Onyksisa i Clover również dobył buzdyganu i założył puklerz. Dwa kolejne kuce stojące przy Mellionie kusze zarzuciły na plecy, a dobyły buzdyganów. Olo uśmiechał się w stronę swego nierozważnego przeciwnika, ten podchodził w złości i nagle błyskawicznym ruchem wyciągnął buzdygan i jednym płynnym pociągnięciem zadał silny cios w prawą przednią nogę ogiera. Olo poczuł ból, ale nie raz zdarzało mu się mierzyć z czymś gorszym, jednak zdziwił się, że taki młokos potrafi aż tak szybko posługiwać się tego typu orężem, atak na prawdę był bowiem zabójczo szybko, nawet jak na żołnierza, być może tamtemu gniew dodał skrzydeł. Natomiast drugi stojący w krzakach na przeciwko ciemnobrązowego kuca z rodziny Boncecrusherów Trihoofeńczyk, najwyraźniej nie miał zamiaru walczyć w zwarciu i począł znów ładować kusze. Po chwili cięciwa została ponownie naprężona, a bełt błyszczał złowrogo. Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Ares Prime Napisano Sierpień 13, 2013 Share Napisano Sierpień 13, 2013 Ło psia jucha, zabolało. Trza się mieć na baczności bo to widać jeden z takich co umie się bić, a nie pierwszy lepszy wagabunga. Dobyłem zatem swoje toporzysko, starając się szybko ustawić tak aby przeciwnik z buzdyganem był miedzy mną a kusznikiem - to powinno znacznie utrudnić mu celowanie oraz dobry strzał. - HA! I z czym ty do łogiera podchodzisz! Między nogami tyż mosz takiego małego sprzęciora?! - zadrwiłem z wroga na widok jego broni, specjalnie aby go wyprowadzić z równowagi. - TO jest topór kaj sie patrzy! Po czym zamachnałem się wykonując szeroki, mocny zamaszystny atak celując w klatkę piersiową, lub nogi przeciwnika. Korzystając z impetu staram się nie poprzestawać na jednym ciosie, i od razu próbuję zadać następny jednocześnie starając się zapędzić wroga bliżej ukrytego w krzakach kusznika. Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
PlagueOverlord Napisano Sierpień 14, 2013 Share Napisano Sierpień 14, 2013 (kapi, ale przy mnie były tylko dwa kuce,więc jakim cudem pojawił się trzeci?) *Widząc, że mój sztylet nie przebił się przez kolczugę wroga, ale został poparzony przez moją ukochaną, postanowiłem szybkim tempie dobiec do przeciwnika, aby zamiarem trafić go czubkiem elfickiego miecza szyję, aby wywołać u niego krwotok, jednocześnie poprosiłem Indis, aby odwróciła uwagę opancerzonego przeciwnika, aż do czasu kiedy będę mógł zadać cios, po czym odskoczyć od niego na bezpieczną odległość* Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
kapi Napisano Sierpień 14, 2013 Autor Share Napisano Sierpień 14, 2013 Tak wiem, że przy Tobie są tylko dwa kuce. Chyba wiem który fragment Cię zmylił, można go dwuznacznie zrozumieć, w każdym razie są przy Tobie tylko dwa kuce i żadnego trzeciego nie ma. Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Kitsun Napisano Sierpień 14, 2013 Share Napisano Sierpień 14, 2013 -Dobra...ostrze w nim tkwi...co teraz? - pomyślałem sobie patrząc prosto w oczy żołnierza. No cóż...jak coś zacząłem to raczej powinienem to skończyć. Wyciągnąłem ostrze z jego ciała i w tym samym ruchu wyprowadziłem obrotowy poziomy cios w górne partie ciała uzbrojonego kuca. GYAAAAAH! Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Anathiela Napisano Sierpień 14, 2013 Share Napisano Sierpień 14, 2013 Właśnie teraz poczułam się bardziej bezbronna niż podczas ujarzmiania dzikich bestii. To były kuce i nie wiadomo czemu właśnie naszą grupkę zaatakowali? Czułam jak brakuje mi powietrza i jeszcze ten lęk, co teraz z nami będzie? Nie potrafię walczyć, bronić się owszem, tylko zaklęcie mi umknęło, Onyksis leżał nie daleko mnie nie przytomny, co teraz mogłam zrobić? Już nawet nic nie słyszałam, czyżby lęk był silniejszy ode mnie? Po co wybierałam tą właśnie drogę było tyle innych? Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Sajback Gray Napisano Sierpień 14, 2013 Share Napisano Sierpień 14, 2013 (edytowany) Patrzyłem na mojego więźnia. Już myślałem że będzie milczał, aż nagle się odezwał. Powiedział że jest ich w pobliżu około setki, ich zamiary.... zrozumiałem że to zwykli złodzieje, a ich przywódca.... okazał się nim być właśnie on! Moje groźne spojrzenie teraz zamieniło się w spojrzenie radości. Tak mnie to zszokowało, że aż chciałem usiąść. I wtedy nagle obok mojego więźnia pojawiło się drugie krzesło! To znaczy że ten sen jest całkowicie pod moją kontrolą! Usiadłem na drugim krześle i popatrzyłem na ogiera chorym uśmiechem i powiedziałem: - cóż za ciekawa zbieżność zdarzeń! Ponieważ jesteś ich szefem, to na początek.. Ogier dostał potężne uderzenie kopytem prosto w twarz, a następnie w brzuch. Na pewno zwijałby się z bólu gdyby nie to że był przywiązany do krzesła tymi pędami z cienia. Użyłem mojej kontroli nad snem by zacieśnić jego pędy jeszcze bardziej. Zauważyłem że to sprawia mu to niesamowity ból. Widać wszystko co stanie się w tym świecie snów będzie odczuwalne w prawdziwym świecie. Patrzyłem na cierpiącego kuca i znów przemówiłem z uśmiechem: - Skoro już zaczęliśmy, pozwól ze przeniosę naszą zabawę na nieco wyższy poziom! Wyobraziłem sobie że przede mną stoi wielki drewniany stół do którego przywiązany jest kuc. I faktycznie przede mną pojawił się ów stół z moim więźniem przywiązanym do niego czarnymi linami. Wyobraziłem sobie także różnorakie ostrza które leżą obok stołu. I wkrótce takowe także się pojawiły. Podszedłem do ogiera ze sztyletem cały czas się uśmiechając i widząc jego strach. Na samym początku wbiłem swój sztylet w lewe kopyto kuca, a następnie w prawe. Przez następne 4 minuty zadawałem kucowi ból. Kiedy stwierdziłem że ma dosyć z powrotem wyobraziłem go sobie na krześle. Kiedy mój więzień z powrotem wrócił na swoją oryginalną pozycję przesunąłem drugie krzesło tak że nasze żeby mógł patrzeć prosto w moje psychodeliczne oczy i powiedziałem: - No dobra kolego! W tej chwili powinienem przebić cię moim sztyletem, lub zadusić na śmierć pędami! Ale nie zrobię tego. Zamiast tego daję ci szereg opcji wyjścia z tej sytuacji. Pozwól że ci je wymienię: Opcja pierwsza! Ty mnie nie słuchasz, a ja cię albo przebijam, albo zadurzam na śmierć mrocznym pędami! Opcja druga! Ja pozwalam ci opuścić ten wymiar, a ty każesz swoim ludziom zostawić Clover, czyli tą klacz która ze mną była, w spokoju i dajecie nam spokojnie opuścić ten las. A ja zostawiam cie w spokoju. I nie giniesz. Opcja trzecia! Ja pozwalam ci opuścić ten wymiar, a ty mnie zabijasz, co skutkuje tym że moja postać astralna włamuje się do twojego snu i cię uśmierca. Z góry polecam ci opcję numer dwa, ale to twoja decyzja. Więc wybieraj. Założyłem kopyto na kopyto, oparłem się o krzesło i wyobraziłem sobie zegar z mną. Który od razu się pojawił, a następnie powiedziałem z groźną miną: - Aha, tak na marginesie. Jeśli nie zdecydujesz się w ciągu następnych pięciu minut, automatycznie wybiorę opcję pierwszą. Edytowano Sierpień 14, 2013 przez sajback Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Fisk Adored Napisano Sierpień 19, 2013 Share Napisano Sierpień 19, 2013 (edytowany) Trzask łamanych kości, krople czegoś mokrego spryskujące mój tułów, coś ciepłego leżącego pod kopytami, wydającego mokre odgłosy przy każdym moim poruszeniu. Ciało. Rozdeptany w szale kuc leżał gdzieś tam w poszyciu, a miłosierne cienie pokrywające ściółkę skrywały jego widok przed moimi oczami. Czy żył? Nie starcza odwagi by spojrzeć w dół i się przekonać... Nagła realizacja uderzyła mnie jak młot. Kręgosłup moralny który utrzymywał resztki mojej woli w ryzach właśnie strzelił z niemiłosiernym trzaskiem. Nogi drżały pod niewidzialnym ciężarem gorszym niż jakikolwiek pakunek, jaki dane mi było nieść. Żołądek również nie pozostał bierny. Gdy tylko w pełni uświadomiłem sobie co właśnie zrobiłem, że teraz jestem zwykłym mordercą, ociekającym czyjąś krwią... Żółć, która nagle postanowiła wydobyć się z moich trzewi w odruchu wymiotnym, powoli wyciekała spomiędzy zaciśniętych na młocie szczęk. Rozbiegany wzrok szukał czegokolwiek, co dałoby mi wsparcie. Napotkał zamiast tego wzrok pozostałych trihoofeńczyków, którzy sięgali aktualnie po broń. Jednak czy nie mieli prawa zmieść mnie z powierzchni ziemi za to co zrobiłem? Jakim prawem przedkładałem swoje życie nad czyjeś? Czy to moralne tłumaczyć się pierwotnymi instynktami przetrwania? Przecież mogłem uciec, zostawić to wszystko tak jak zastałem... (...) Chłodny wieczór obwieszczał koniec dnia pracy w Ponyville, spokojnym miasteczku leżącym na uboczu wszystkiego. Solid Builder został wynajęty do małej modyfikacji ratusza przez miejscową burmistrz. Jak zwykle po pracy spędzał czas przed snem w obecnym tam lokalu, którego nazwy już nawet nie pamiętał. Istotny był jednak tok rozmowy prowadzonej przy barze. Rozmowy o tym, co zrobić w obliczu zagrożenia. Gryfy, changelingi, pobliski las Everfree... Zargożenia jak najbardziej realne, każdy miał więc do dodania coś od siebie. Trwało to czas jakiś, aż siedzący na uboczu farmer, o czerwonym umaszczeniu wstał ze swojego miejsca, po czym prócz swoich dotychczasowych przytakiwań, bądź kręcenia głową na znak niezgody powiedział wreszcie coś więcej. Wyraz jego twarzy nie zdradzał tego, co za chwilę powie. Jego małomówność można było bowiem brać za głupotę, tak długo jednak gdy nie patrzyło się na jego pełne inteligencji spojrzenie. - Najlepsi wojownicy to tacy, którzy nienawidzą wojny... Ta... - Po czym rzucił na kontuar kilka monet i wyszedł na zewnątrz. To co powiedział spowodowało chwilową ciszę, po czym wszystko wróciło do normy. To co wyszło z jego ust dało jednak coniektórym do myślenia. Czy bowiem zwykły farmer, czy też murarz nie walczyłby do ostatniej kropli krwi by bronić swojej ziemi? Swojej Rodziny? Swoich przekonań? (...) Dziwne, jak czasami w ułamku sekund umysł zwykłego kuca jest w stanie przetworzyć niezliczone ilości spraw. Solid przez moment zastanawiał się dlaczego przypomniał sobie akurat tamtą scenę. Po tym jednak spojrzał na spanikowaną klacz obok niego, oraz na nieprzytomnego towarzysza... Sens słów doszedł do niego w pełni. To co zrobił zostało uczynione dla kogoś, nie dla niego samego. Zostało zrobione jako skutek stanięcia w obronie pewnych wartości, bez których byłby śmieciem... Dotychczas niespokojny oddech, oraz trzęsące się nogi uspokoiły się. Budowniczego ogarnął stoicki spokój. Taki jaki ogarnia kogoś, kto pogodził się z zaistniałą sytuacją i zdołał ją zaakceptować. Przyjrzał się prącym na niego żołnierzom. Patrzył na nich jednak na swój osobliwy sposób, oceniając ich tak ja wszystko na co patrzył. Efekty wieloletniego sprawdzania stabilności wszelkiego rodzaju rzeczy skutkowały właśnie czymś takim. Spojrzał więc na nich tak, jak patrzył na konstrukcję. Na rusztowanie. Solidny środek, o czterech podporach. Z przodu i z tyłu części ułatwiające podtrzymywanie równowagi... Ale cóż to? Jedna z podpór uniosła się dzierżąc broń. Skutek oczywisty, konstrukcja pozbawiona jednej z czterech nóg stawała się silnie niestabilna, a przy silniejszym podmuchu wiatru, pozostała po tamtej stronie podpora nie miała zazwyczaj szans by utrzymać ciężar całości i przechylała się na bok by runąć na ziemię. Nie było czasu do stracenia, należało działać. W szybkim kłusie (chodzie dwutaktowym, w którym kuc stawia dwie nogi po przekątnej (prawa przednia i lewa tylna, lewa przednia i prawa tylna)) Solid zabiegł jednego z przeciwników od boku przeciwnego do kończyny, w której owy kuc trzymał swoją broń. Normalnie zwyczajnie mógłby się obrócić, by ciągle być z nim twarzą w twarz. Teraz jednak jedynie na trzech plączących się w półmroku nogach nie mogło to być takie łatwe. A nawet byłoby nielada wyczynem, biorąc pod uwagę, że zamachiwanie się bronią podczas skrętu tułowia skutkowałoby utratą równowagi z miejsca. Po czym zwyczajnie wbiegł na niego. Wiedział bowiem, że jego cieżar wzmożony narzędziami w kamizelce, oraz tobołkiem z kamieniami powinien okazać się dla samotnej tylnej nogi trihoofeńczyka zbyt wielki. Jeśli uda się mu powalić oponenta, planował trzymanym młotem uszkodzić jego ramię, by ten nie mógł więcej wymachiwać bronią. Łatwiejszym celem wydawałaby się głowa, ale chciał żeby jego ciało wysiadło szybciej niż psychika, a tego nie da się osiągnąć zatracając się w mordzie i rządzy krwi. Drugi przeciwnik natomiast by zadaćcelny cios musiałby zajśćsolida od jego strony, gdy już będą sięszamotali, efektywnie stając mniej więcej za nim. A wiadomo jak się może skończyć zachodzenie zdesperowanego kuca od tyłu. Zwłaszcza, jeśli ten kuc nosi przepisowe obuwie antypoślizgowe, czyli podkowy o odpowiednio dostosowanej powierzchni. Potężnym kopnięciem w przypadkową część ciała... Edytowano Sierpień 19, 2013 przez Fisk Adored Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
kapi Napisano Sierpień 28, 2013 Autor Share Napisano Sierpień 28, 2013 (edytowany) Olo wypalił kolejną serią obelg do swego przeciwnika. Efekt był zadziwiający, ogier musiał ugodzić napastnika w słaby punkt mentalny dotykając jego kompleksów, gdyż z ust Trihoofeńczyka poczęła się wydobywać piana. Krzepki i niski kuc natychmiast to wykorzystał prowadząc pewne cięcie swym toporzyskiem. Przeciwnik jednak mimo złości nadal zachował gotowość do odparcia ciosu i ostrzem topora starał się zbić potężne uderzenie. Dwa ostrza spotkały się, a "Wybebeszacz" zamiast odciąć przednią nogę żołdakowi wbił się w nią, nie dosięgając jednak kości. Potężny kawał metalu przerwał skórzaną zbroję i skórę, a w bok trysnęła ciepła słodkawa ciecz, barwiąc okoliczne rośliny na czerwono. Trihoofeńczyk jęknął, po czym ten dźwięk zmienił się w warczenie złości. Olo nie mógł wykonać ponownego uderzenia, gdyż zbity topór stracił swą prędkość i zarył w ziemię. Ciemno brązowy kuc nie wypuścił oręża, ale cenna prędkość została wytracona. Na jego szczęście wróg wpadł w furię i zaczął wymachiwać swym toporkiem w powietrzu, tak na prawdę bez szans na trafienie z powodu zbyt dużej odległości. Powietrze wydawało złowrogi furkot, jednak Olo z dziecinną łatwością uchylił się przed wszystkimi ciosami. Sprytny manewr Boncecrushera nie powstrzymał drugiego z Trihoofeńczyków od oddania strzału, jednak ciemność i słabe wyszkolenie zaowocowały postrzałem towarzysza broni. Wściekły żołdak dostał bełtem w tylną nogę, jednak jego furia najwyraźniej powstrzymała sygnał bólowy, bo nawet na to nie zwrócił uwagi. Indis po chwili pikowała w dół pozostawiając za sobą piękny płomienisty ślad. Przykuła uwagę Trihoofeńczyka, który chciał się odpędzić od żaru bijącego od niej, przez co wymachiwał w górę swym mieczem, wyglądało to trochę jak odpędzanie się od wielkiego owada. Silverleaf tylko na to czekał wykonał wypad w przód. Szybki cios idący od prawej z góry w dół po przekątnej miał dotknąć odsłoniętej szyi, jednak akurat w tym momencie żołnierz pochylił głowę osłaniając się przed żarem i w efekcie klinga przecięła mu skórę na policzku tworząc piękną długą i cienką, lecz głęboką linię czerwieni, z której sączyła się krew spływając do ust Trihoofeńczyka. Ten próbował jakoś zranić Indis, lecz feniks okazał się być znacznie szybszy i żaden cios nie dosięgnął celu. Tuż Obok Treasure wykonał obrotowe cięcie, które jednak przeszło o kilka centymetrów nad głową schylającego się wroga, powietrze przeszyło ostrze złowieszczo sycząc, jednak krew nigdzie nie wytrysnęła. Korzystając z zaskoczenia przeciwnik rzucił się na Treasure. W ogniu feniksa buzdygan rozbłysł śmiercionośnym blaskiem, gdy Trihoofeńczyk prowadził go pewnym kopytem w kierunku wroga. Charakterystyczny niski furkoczący dźwięk przeszył powietrze, by następnie ustąpić miejsca plaśnięciu tłuczonego mięsa i chrupotom połamanych żeber. Tresure zobaczył tylko złowieszczy błysk w oku swego przeciwnika, który wyprowadził miażdżące uderzenie podnosząc się ze schylenia, którym uratował swą głowę przed obrażeniami. Po chwili uśmiech pojawił się na twarzy wroga, a żółty ogier przestał cokolwiek czuć. Ciemność szybko wdzierała się przed jego oczy, cały obraz przewrócił się, gdy Tresure upadał. Buzdygan wbił się niemiłosiernie w jego klatkę, a silny cios dokonał olbrzymich spustoszeń. Powoli, acz w coraz większych ilościach zaczęła sączyć, a potem upływać krew, z rany, z której wystawały połamane żebra. Po chwili nieprzytomne już ciało leżało przed napastnikiem wołając swym niemym głosem o ratunek i szybką pomoc medyczną. Trihoofeńczyk nawet nie zmarszczył czoła, tylko z pełną brutalnością wyszarpnął swą broń z wnętrzności Treasure, w powietrzu ponownie rozległ się dźwięk łamania kości, gdy metalowy koniec potwornej broni opuszczał z pędem ciało swego wroga. Żołdak nie miał zamiaru tracić czasu, machnął buzdyganem, otrząsając go z krwi zdewastowanego i zmiażdżonego mięsa, a także ziemi i odwrócił się momentalnie w stronę Melliona z podobną żądzą mordu, jaką miał w oczach trafiając Treasura. Ciężko było powiedzieć ile życia zostało biednemu żółtemu poszukiwaczowi skarbów, lecz jego ciało leżące w szybko powiększającej się kałuży krwi i wyprutego mięsa nie wyglądało dobrze. Clover kurczyła się w sobie patrząc na okropności bitwy, nie wiedziała co ma robić, choć w jej serce wkradł się wątpliwy promyczek nadziei, gdy ujrzała Solida, broniącego ją zaciekle. Kuc zdawał się wygrywać z przeważającymi siłami nieprzyjaciół, co pozwoliło otrząsnąć się klaczy z totalnego oszołomienia. Solid szybko ocenił sytuację i obiegł pierwszego kuca od boku. Ten w ogóle nie był przygotowany na ten manewr, chciał obrócić się, lecz jego kopyta zaczęły się plątać i stracił równowagę. NA to tylko czekał Solid, zwalił się jak potop, czy lawina na biednego żołdaka, popychając jego chwiejące się ciało w dół. Widział przerażenie w oczach żołnierza, po czym dął się słyszeć dźwięk upadku na mech. Trihoofeńczyk miałby miękkie lądowanie, gdyby nie jedna rzecz. Po odgłosach mchu nastąpiło głuche uderzenie, po którym oczy wroga wywróciły się do góry, a napięcie mięśniowe w jego ciele, które Solid wyczuwał ustało. Oponent upadł tak niefortunnie, że głową przywalił w leżącą stertę kamieni. Uderzenie spotęgowane masą Solida okazało się na tyle silne, by od razu ogłuszyć i doprowadzić go do nieprzytomności. Bezwładne ciało nieprzytomnego wroga leżało na ziemi, a w okół jego głowy z małej ranki sączyła się krew. Ten, który wcześniej przemówił do Clover mimo tak szybkiego pokonania swego sojusznika nie bał się podejść do walki z pewna minął. Miał jednak na względzie możliwość dostania w twarz kopytem, więc trzymał puklerz w gotowości. Tylne nogi Solida wystrzeliły spadając jednak na drewno i odbijając się od niego. Najwyraźniej przeciwnik był wyszkolony w parowaniu ciosów, gdyż zamortyzował uderzenie, na tyle by nawet nie zachwiać się. Solid zrezygnował z gruchotania ręki nieprzytomnemu przeciwnikowi, gdyż ten i tak nie mógł w najbliższym czasie nikomu zaszkodzić, a teraz stał niebezpiecznie blisko drugiego, dlatego odskoczył. Dzięki temu silne uderzenie buzdyganu tylko musnęło jego nogę w powietrzu, która niczym nie powstrzymywana po prostu odskoczyła w bok nie odnosząc poważniejszych obrażeń. -UUUU, ale się boję cwaniaku, szczasz w gacie i boisz się mnie wypuścić ,a uśmiercić przeciwnika obezwładnionego to żaden pokaz wyższość, a tchórzostwo. Zabij mnie i co z tego, to Ty będziesz parszywym tchórzem, z resztą już nim jesteś, a ja polegnę w chwale i to mnie zapamiętają jako męczennika i bohatera Trihoofenii. Wiesz co aż zal mi ciebie, hehe. - Odpowiedział kapitan w śnie Onyksisa. Edytowano Sierpień 28, 2013 przez kapi Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Kitsun Napisano Sierpień 28, 2013 Share Napisano Sierpień 28, 2013 10 do szczęścia i dostał fatality - Bad Luck Treasure =3 Ostatkiem sił krzyczałem o pomoc, jednak jedyne co wydobywało się z moich ust to cichy pomruk. Nagle otoczyła mnie całkowita ciemność. Boli...ciemno...zimno...czy tak było mi pisane skończyć? Z rąk jakiegoś łachmyty? . . .- myślałem będąc bez światła nadziei - Nie. TO NIE MOŻE SIĘ TAK SKOŃCZYĆ! Zwłaszcza, że nie jestem sam! Silverleaf na pewno mi pomoże. . . Tylko nie wiem czy umie leczyć. . . i czy jest magiem . . . I czy w ogóle sobie poradzi z tymi dwoma banitami. . . - trzeba przyznać sytuacja była tragiczna. Dlatego postanowiłem robić coś czego nigdy nie robiłem, a mogłoby tu pomóc. Zacząłem się modlić: Celestio. Jeżeli w ogóle mnie słyszysz, a tym bardziej umiesz czytać w myślach to błagam cię. DAJ MI JESZCZE POŻYĆ! Nie mogę zostawić mojej rodziny, przyjaciół, a tym bardziej swojej karawany. Błagam z całego serca! Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Ares Prime Napisano Sierpień 28, 2013 Share Napisano Sierpień 28, 2013 Twardy z niego suczysyn co się zwowie. Trudno, muszę widać porzucić na moement topór i przejść do walki bezpośredniej. Zostawiłem z lekkim smutkiem oręż, i nadal unikając ataków topornika przeszedłem do walki wręcz. Mam swoje kastety na kopytach, a mało kto przeżywa uderzenie nimi jak użyję całej siły! - HAHAHAAH! Jak chciałeś na tońce iść to trza było iść do remizy jakiej! - szydziłem z przeciwnika bezlitośnie. - To może wtedy byś nawet klocz poderwoł i na sianko zaprowadził... a przeproszom, ty i tak byś jej nie zadowolił swoją kuśką rozmiarów ziarna bobu! HAHAHA! Ale nie mogłem tracić czujności. On choć ranny, był nadal uzbrojony i miał przewagę w postaci toporka. Starałem się unikać jego kolejnych cięć, wyczekując gogodnej chwili aby zaatakować go potężnym, gruchoczącym kości podbródkowym uderzeniem. A jak to się uda, to dalej powinno pójść już łatwiej. Próbuję wytrącić mu broń celnym ciosem i połamać parę kości. - ZA KLAN BONECRUSHERÓW! - ryknąłem niczym smok w celu zastraszenia wroga, i pokazania że choć jestem niski to wcale się nie boję tego walikonia! Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Anathiela Napisano Sierpień 28, 2013 Share Napisano Sierpień 28, 2013 Słyszałam o walkach w opowieściach ojca, teraz sama w niej uczestniczę, choć tak naprawdę nas jest nie wiele liczebnie od samego wroga. Solid choć jest budowniczym walczy jakby to robił od dawna, nie znam się na walkach dlatego też nie uczyłam się zaklęć, które mogą pozbawić życia innych i jeszcze krew w około. Sam Onyksis leżący bezwładnie na ziemi nieprzytomny zakrwawiony. Może jednak jeszcze żyje? Opuścił mnie strach, choć nie chciałam się ruszać z miejsca jeszcze bym oberwała. Chwilkę powinnam choć w jakiś sposób pomóc, skoro umknęło mi zaklęcie z głowy. Przyszło mi do głowy inne zaklęcie przywołania mantrykory. Tak więc zamknęłam oczy by skupić się na zaklęciu. Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Sajback Gray Napisano Sierpień 28, 2013 Share Napisano Sierpień 28, 2013 (edytowany) Siedząc oparty o krzesło patrzyłem na mojego więźnia oczekując jego odpowiedzi. Nagle zaczął się ze mnie śmiać i stwierdził że jestem tchórzem, a on po śmierci zostanie bohaterem Trihoofenii. Jego słowa niewiarygodnie mnie rozśmieszyły. Zacząłem się śmiać strasznie złowrogim śmiechem, po czym zszedłem z krzesła i skierowałem się w stronę skrępowanego kuca. Spojrzałem na niego uśmiechnięty i powiedziałem: - HA HA HA! Jesteś doprawdy zabawny! Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy gdzie się znajdujesz i w jakiej sytuacji jesteś. Oczywiście cię nie zabiję! Nie miałbym w tym żadnego interesu! Ty sam to zrobisz! Uwolnię cię z tego wymiaru a następnie zmuszę cię abyś sam się zabił! Ciekawe jak twoi ludzie zapamiętają kogoś kto odebrał sobie życie bez żadnego powodu! Albo wiesz co! Zrobimy inaczej! Wyobraziłem sobie las w którym się znajdowaliśmy i faktycznie znaleźliśmy się w lesie w postaci astralnych duchów. Ogier nie siedział już przykuty do krzesła, ale nie mógł nic zrobić ponieważ i tak by przeze mnie przenikną. Przed jego oczami ukazał się on sam mordujący swoich towarzyszy, a następnie palący godło Trihoofenii. Jego oczy były przepełnione szaleństwem i żądzom mordu. Nagle zobaczył mnie samego wyłaniającego się zza drzew, Spojrzałem na szalonego kuca i powiedziałem: - Dobra robota, mój aniele śmierci! - Dziękuję mistrzu! - Odpowiedziała jego psychodeliczna postać. Następnie jego oczom ukazał się jego obóz. Wszystko płonęło żywym ogniem. Wtedy jego psychodeliczna wersja wyszła z płonącego budynku cała zakrwawiona. - Co mogę dla ciebie zrobić mistrzu? - Powiedział kuc zwracając się w moją stronę. - Widzisz te źrebaki które uciekają z wioski. - wskazałem na źrebaki - Zabij je! - Tak mistrzu! - Kuc zaczął się kierować w stronę źrebiąt Podczas gdy moja marionetka wykonywała swoją robotę zwróciłem się w stronę prawdziwego ogiera - Zrobimy coś bardziej zabawnego! Zmuszę cię żebyś zabijał swoich towarzyszy i rodzinę! Zostaniesz moją marionetką dzięki której zemszczę się na twoich pobratymcach! Nagle mnie i jego otoczy płomienny krąg, a jego psychodeliczna postać w tym czasie zarzynała źrebaki. - Ponieważ jesteś ich szefem, to będziesz idealnym kandydatem! Nikt nie będzie cię podejrzewać! jednak cię polubiłem. Daję ci możliwość nieco innego rozwiązania, bez krwi i śmierci. To co powiesz mój aniele śmierci? Kończąc ostatnie słowo zacząłem się śmiać, a w moich oczach pojawiły się płomienie. Edytowano Sierpień 30, 2013 przez sajback Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
PlagueOverlord Napisano Sierpień 28, 2013 Share Napisano Sierpień 28, 2013 (edytowany) *Gdy odskoczyłem od przeciwnika i zobaczyłem, że zraniłem przeciwnika uśmiechnąłem się, aż tu nagle usłyszałem błaganie o pomoc pochodzące od Treasure'a, popadłem w złość, że ktoś krzywdzi drugą istotę, po czym rzekłem do Indis telepatycznie* - Moja najdroższa Treasure ma poważne problemy, musisz mu pomóc i go w razie potrzeby uleczyć, będę Cię osłaniał. *Po czym Indis poleciała w stronę żółtego ogiera, natomiast ja wyciągnąłem swój elficki łuk i nakładając dwie strzały, namierzałem aby trafiły w szyję moich obu przeciwników i je wystrzeliłem od razu jak wyleciały z łuku, schowałem go, jednocześnie podnosząc miecz podbiegłem do drugiego, który zranił ogiera, aby zadać mu cios w oko* Edytowano Sierpień 29, 2013 przez MasterDash Link do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Recommended Posts