Skocz do zawartości

Średniowieczna Equestria [multisesja][tymczasowo zamknięta z powodu braku odpisów graczy]


kapi

Recommended Posts

- Jak się to skończy, wezmę jakieś poważne zioła lecznicze i nałożę na ranę. *pomyślałem jak lądowałem przed Clover i poczułem słaby ból w ranie. Następnie powiedziałem w myślach tak, aby mogła tylko Clover usłyszeć, jeżeli używa swoich zdolności do czytania myśli* - Nie martw się, nie pozwolę Cię skrzywdzić, elfy nigdy nie porzucają towarzyszy. *Po tych myślach wyciągnąłem za siebie dwa ostrza i wykonując ciosy w akrobatyczną gracją w przeciwników. Międzyczasie Indis nadlatuje za ich plecy próbując spalić ich plecy*

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uwaga, uwaga, wiem, że czasami ciężko się połapać kto jest gdzie i w ogóle co się dzieję. Zastanawiam się jak pozbyć się tego efektu i przy następnej walce spróbuje po prostu przed każdym postem fabularnym niefabularnie opisywać sytuację. Tak więc chciałbym poinformować jak to teraz dokładnie wygląda.  

 

Tresure, Mellion i Clover są na polance w pewnym oddaleniu od obozowiska, z której nie widać innych przeciwników, a wszyscy z którymi walczyli zostali zabici.

 

Olo przyszedł na miejsce obok altanki, gdzie przed chwilą jeszcze byłą Clover, a teraz z żywych i przytomnych pozostał On i jeden Trihoofeńczyk z tarczą i buzdyganem.

 

Informacje dodatkowe. Na polanie, na której stoi Olo znajduje się także nieprzytomny Onyksis, a w miejscu z którego przyszedł Olo jest jeszcze jeden Trihoofeńczyk.

 

Tak więc Kitsun, Master Dash i Anathiela mają darmową rundę, jako że ich runda przepadłą na bezsensowne w tej sytuacji akcje.

 

Olo szybko rozejrzał się, zauważył stary spróchniały konar drzewa, szybko podszedł do niego i chwycił go. Ten okazał się być na tyle zniszczony czasem, że przełamał się na pół od samego podniesienia. Jego przeciwnik patrzył na to spokojnie, pomału podchodząc, ale nie chciał dać się wywieźć w pole pochopnym działaniem. Na jego ustach pojawił się uśmiech, gdy gałąź rozpadła się.

 

Onyksis ruszył w pełnym galopie na wroga, ten uśmiechnął się złowrogo i także ruszył przed siebie pełnym pędem. Metal błyszczał w powietrzu. Ogier w białej, lśniącej zbroi napiął mięśnie i wycelował ostrzem morderczej kopii w Trihoofeńczyka, ten jednak z gracją nadstawił tarczę i odbił cios, tak, ze stal zsunęła się z drewnianej osłony. Siła szarży była na tyle duża, że wrogi ogier musiał zrezygnować z własnego ataku, aby utrzymać się w siodle. Przeciwnicy minęli się w morderczej szarży, a po chwili wytracili prędkość i skierowali się ponownie ku sobie. Trihoofeńczyk dalej się uśmiechał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otarłam oczy, popatrzyłam się na Mellion pytająco, myśląc co na mnie tak patrzy. Zapomniałam całkiem co wcześniej do niego mówiłam - Dlaczego tak patrzysz na mnie? -Chwile potem przypomniałam sobie o Onyksis, który pozostał sam na innej polanie, w dodatku co się dzieje z samym Olo, być może sam da sobie radę. 

- Chwileczkę, może powinniśmy pobiec do Onyksis, nie wiem czy przypadkiem nie jest śmiertelnie ranny i czy w ogóle żyje? - Szybko podniosłam się i popatrzyłam na Mellion chcąc zawrócić skąd przybiegłam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Onyksis zaczął szarżować na swojego przeciwnika, jednak on nie dawał za wygraną , zgrabnym ruchem odparł cios Onyksisa, lecz prędkość szarży zmusiła go do wycofania się. Onyksis spojrzał na swojego przeciwnika, a następnie ponownie ruszył pełnym pędem na niego. Na twarzy jego wroga było widać złowrogi uśmiech który wyraźnie nie przypadł mu do gustu. Nagle ponownie zatrzymał się czas sygnalizując przybycie dobrze znanej postaci.

- Proszę, proszę, patrzcie kto tu zaraz umoczy. - Powiedziało złowrogie alter ego Onyksisa siadając obok niego na mantykorze.

- Odejdź! Nie potrzebuję twojej pomocy!

- Oczywiście że nie, ale przed chwilą prawie umoczyłeś, czyż nie? - Spytało złe odbicie uśmiechając się.

- Nie masz wpływu na moje reakcje! Wygram tę walkę sam!

- Ale wiesz, że jeśli przegrasz, to nie uratujesz swojej kochanej Clover.

- Clover...

- Jesteś żałosny! Chcesz ja uratować?! Chcesz być nieśmiertelny?! A więc zabij go! Bądź bezlitosny! Pokaż swoje prawdziwe oblicze! - Krzyknęło odbicie.

- Tak... Tak! Nic mnie nie powstrzyma! Będę nieśmiertelny i nikt mnie nie powstrzyma!

- Dobrze. A teraz go wykończ.

 

Wtedy czas zaczął ponownie płynąć, a na twarzy Onyksisa pojawił się szaleńczy uśmiech. Napełniony nieznaną siła zaczął z wielką determinacją szarżować na wroga. Tymczasem jego nieprzytomne ciało zaczęło pulsować czarną  energią nieznanego pochodzenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ruszyłem szarżując w stronę Clover chcąc zaatakować przeciwnika doń mierzącego. Jednakże po chwili zwolniłem, gdyż...przeciwnika tam nie było. Trochę to było dziwne, bo zarówno Mellion jak i ja widzieliśmy w tym miejscu Trihoofeńczyka.

-Noc może spłatać niezłego figla - skomentowałem halucynacje. Cieszyłem się z wygranej nad przeciwnikami. Mimo iż bym zginął gdyby nie boska interwencja i pomoc ptaszka Melliona. Trochę mieszał mnie też fakt, że w głowie narodziło mi się wiele pytań. Kim są Trihoofeńczycy? Czego od nas chcą? Czemu ptak Melliona ma taki ładny głos? Chwilę zmieszania przerwał mi głos Clover informujący mnie, że warto byłoby sprawdzić jak się ma Onyksis (Z ciekawości zapytam Sajback. Imię twojej postaci się odmienia, czy jak pisze Anathiela w każdej formie jest tak samo?). Prawda o ile dobrze pamiętam to Onyksis i Clover odeszli z obozowiska wspólnie. Coś musiało ich rozdzielić. Możliwe, że to byli kolejni Trihoofeńczycy. Zarzuciłem swój półtorak na plecy, podszedłem do Clover i powiedziałem do niej: Jeżeli pamiętasz drogę do Onyksisa to prowadź. Po czym podążałem przy niej. Starałem się być skupiony, by w każdym momencie być gotowym do wyciągnięcia miecza i obrony naszej towarzyszki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Mellion się odmienia, tak poza tym.)

- Przepraszam zagapiłem się. *próbowałem znaleźć jakieś wytłumaczenie, przecież nie mogłem powiedzieć, że się o Nią martwiłem, lecz gdy usłyszałem, że chcą wyruszyć powiedziałem* - Zostańcie, ja pójdę po nich, Clover zaopiekuj się Treasure, bo jest ranny. *Po czym skoczyłem na drzewo i zacząłem po nich skakać, aż dotrę do celu, jeżeli spotkam przeciwników, to z bezpiecznej odległości namierzę ich łukiem i wystrzelę strzały w ich kierunku*

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Chwileczkę- Napomknęłam do Mellion'a- A przynajmniej wiesz gdzie Onyksis się znajduje? Nie było tam Ciebie ani Tresure, jeszcze dłużej będziesz go szukał niż mu pomożesz. W dodatku nie jestem pewna czy przypadkiem nie ma tam wroga.- Tak więc jak to ja musiałam iść razem z Mellion. - Aaaa i nie ma żadnych, ale teraz przynajmniej nas jest więcej, po za tym trzeba wyciągnąć tego samozwańczego ogiera, który leży bezwładnie na polanie, w każdej chwili mogą go zabić. A ty Tresure również powinieneś iść z nami. - Chwilkę przyjrzałam się obrażeniom kuca - Wyjęłam bandaż i papkę wcześniej sporządzoną na rany. - Poczekaj tylko Tresure, nie wyglądasz za zdrowo, daj mi przynajmniej opatrzyć twoje rany.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Treasure na Treasure'a też się odmienia. Jakby co =P)

-Eh...No dobra - powiedziałem z lekkim poddaniem do Clover. Mało jest rzeczy, które mnie wkurzają. Jednakże nie znoszę, gdy jest okazja do pomocy komuś, a ja tego nie mogę zrobić. Nie miałem wyboru, więc poddałem się leczeniu. Fakt ten niezbyt mi się jednak podobał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie, ja już powiedziałem swoje, macie zostać. *powiedziałem lekko podnosząc głos* - Nie pozwolę, aby wam stała się krzywda. Poza tym spokojnie, znajdę ich, znam ten las dobrze i nie będę sam. *Po czym skoczyłem na drzewo, następnie odwróciłem się w ich stronę* - Indis zostań z nimi, zaraz wrócę. *Po tych słowach pobiegłem po drzewach szukając Onyksis'a i Olo*

(Indis jest przy was, więc możecie z nią rozmawiać, jeżeli chcecie.)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za nim się odwróciłam pegaz zniknął mi z oczu. - Więc zajmę się twoimi ranami Treasure, tylko stój spokojnie, może szczypać.- Zaczęłam nie trudny zabieg, całe szczęście rany nie były na zbyt głębokie. Więc posmarowałam rany maścią i zawinęłam bandażem. - Powinno za kilka dni się zagoić.- Po czym wszystko schowałam do torby usiadłam i czekałam czy wróci następny bohater z walki, oby znalazł Olo i razem przytargali ciało Onyksis'a. * Jak ja nie lubię bohaterów* - Naburmuszona patrzyłam w dal, wtedy poczułam swoje siniaki, a damy zazwyczaj nie nabijają sobie guzów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Psiokrew... czyli trza będzie załatwić to po staremu - kopytem przez łeb, kark i bebechy. 

Moja sytuacja była na tyle ni wesoła że on był uzbrojony, a i na głupiego nie wyglądał. Zdecydowanie nie będzie to proste starcie jak z tymi dwoma patafianami co poprzednio. 

Przyjąłem postawę bojową, oceniłem gdzie może mieć luki w swojej obronie, zaś następnie ruszyłem na niego. 

Unikać buzdyganu - to jest najważniejsze. To broń obuchowa, i nie mam pewności czy moje kastety starczą aby odbić czy sparować takie uderzenie. Pierwiej co robię to próbuję pozbyć się tarczy wroga, usiłując ją strzaskać swoją niesamowitą siłą, albo jak się da to spróbuję złamać wrogiwi którąś nogę podczas walki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Clover zajęła się Tresurem. Rana wyglądała ohydnie i klacz zastanawiała się jakim cudem ten ogier jeszcze stoi na nogach i nie jęczy z bólu, nie widziała jeszcze kogoś, kto by tyle wytrzymał. Chciało jej się wymiotować na widok cieknącej krwi i połamanych, wystających kości całych w ziemi i mchu, zaczęła oczyszczać zmiażdżone mięso. Tresure wiedział, że Clover stara się jak może, ale ból przy dotyku był ogromny. Jego kości się ruszały, a adrenalina opuściła kuca, tak samo jak moc Celestii. Ogier po prostu po chwili upadł na ziemię i choć czuł się znacznie lepiej pod opieką klaczy niż otoczony przez wrogów, to jednak ból dalej był straszny. Clover widziała cierpienie na twarzy ogiera, który nagle jakby opadł z sił, oczyściła wodą starannie ranę, a potem korzystając z odpowiednich ziół ze swej apteczki i bandaży zaczęła opatrywać starannie rannego. Po chwili opatrunek był gotowy, trzymał się, a klacz poczuła zadowolenie, że trudne warunki i obrzydzenie nie przeszkodziły jej w dobrym wykonaniu swej części zadania.

 

Przeciwnik Ola wydawał się pewny i powoli podchodził do wroga. Buzdygan lśnił się w świetle księżyca błyskając złowrogo. Puklerz unosił się z lekka gotowy w każdej chwili odparować atak. Jego groźne oczy świeciły rządzą mordu.

- I ty myślisz, że ze mną wygrasz, na prawdę? Zabiłem już więcej kucy niż sądzisz i jestem lepiej uzbrojony. Trzeba było się poddać, gdy mogłeś, trzeba było ratować życie. Wiele kucy by teraz zaczęło Cię obrażać, może i jesteś głupi, a może nie wiedziałeś na kogo się porywasz, niestety już za późno na odwrót, ale mam dla Ciebie propozycję. Widać, że znasz się na tym co robisz, a twoja postawa zdradza duszę wojownika. Powiem tak mam jedną propozycję, dobrze zastanów się co odpowiesz, bo drugiej szansy nie będzie. Przyłącz się do nas, a daruję Ci życie, co ty na to, jeśli nie to raczej możesz się żegnać z życiem, no chyba, żeś na prawdę jesteś tak wspaniałym wojownikiem, że sam mnie tu powalisz.

Kuc zaczął lekko machać buzdyganem, aby łatwiej było wyprowadzić potężny, a zarazem szybki cios. Olo usłyszał słowa wroga, ale dostrzegł takzę zmianę, która zaszła w otoczeniu. Oto ciało Onyksisa zaczęło pulsować mroczną, czarną energią, nieznanego pochodzenia.

 

Onyksis poczuł wewnętrzną moc i zaszarżował z pełną mocą. Moc go rozpierała, jego pancerz przeistoczył się momentalnie w czarny, mroczny i kolczasty, a mantykora stałą się ciemna jak noc, tracąc cielesną formę i stając się czymś na kształt energii. Uśmiech znikła z twarzy wroga, a w oczy wstąpił strach. Onyksis ruszył z pełną mocą, na oszołomionego wroga. Noc za nim mknęła, pochłaniając wszystko w ciemność, ostrze czarnej kopii mknęło do celu otoczone czarną poświatą. Trihoofeńczyk skulił się i nawet nie poruszył z miejsca, gdy morderczy cios spadł na niego, przeszywając tkanki, łamiąc kości i zwalając go z mantykory. Powietrze przeszył świst i ryk bólu przeciwnika, krew trysnęła na wszystkie strony, a martwe, podziurawione ciało wroga upadło na ziemię zniekształcone, a w okół niego powstawała kałuża krwi. Po chwili w okolicach rany pojawiła się czarna energia, która powoli trawiła tkanki i rozkładała je, pozostawiając same kości. Po kilku sekundach równierz i one zaczęły zmieniać się w proch, jednak przeciwnik cały czas wył. Gdy cała materia zniknęła w miejscu śmierci pojawiła się mroczna, ciemna i kolczasta klatka, a w niej mała, niebieska poświata o kształtach Trihoofeńczyka, która kuliła się w męczarniach, gdy rozmaite ostrza przebijały ją, a ona nie umierała, nie mogła. Dusza tego kuca nie zniknęła została zamknięta w pułapce i cierpiała, natomiast Onyksis poczuł przypływ energii.

- Daj mi więcej dusz, a ja sprawię, że będziesz mocniejszy, niepokonany, pamiętasz badania wykazały ,ze jest to bardzo dobra, choć nie jedyna metoda, z taką ilością mocy opanujemy zaklęcia czasu i będziemy nieśmiertelni!

Po chwili wszystko stało się czarne, a Onyksis poczuł ból. Otworzył oczy i zaczerpnął powietrza w płuca, które zapłonęły ogniem. Zobaczył polanę i poczuł mech pod swym obolałym ciałem. Przed nim w odległości około 10 metrów stał jakiś Trihoofeńczyk, a dalej chyba, czy to możliwe Olo, rozejrzał się, nie było także Clover,  do jego mózgu zaczęły napływać straszne wizje tego co mogło się stać z klaczą, gdy zaczał sobie przypominać wszystko z przed swego omdlenia i patrzył na wrogiego ogiera całego ochlapanego krwią.   

 

Mellion skakał z drzewa na drzewo, przelatywał pomiędzy gałęziami, spieszył się, wiedział ,że Olo go potrzebuje, dostrzegł w oddali polanę, przyśpieszył i wpadł na nią w pędzie, ale zamiast Ola zastał dziwną postać w czarnym ubraniu i kapturze, który zakrywał tajemniczą twarz. Widać było tylko czerwone oko, które nie wyglądało całkiem naturalnie i napawało lekkim lękiem. Postać siedziała przy ognisku i jadła posiłek, zauważyła przybysza. (Panie i Panowie proszę powitać nowego uczestnika sesji Pandę Hippisa, życzę Wam miłej gry).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

*Ufff*- Pomyślałam, - Aż tak źle nie było naprawdę mogło być gorzej- posłałam wielki uśmiech Tresurowi- * To nie otarcia i siniaki moich braci, całe szczęście wzięłam się w garść*

Rozejrzałam się po polanie, tylko szum wiatru w uszach słyszałam. - Jakoś cicho za cicho jak dla mnie, czyżby wszystko się tak szybko skończyło jak i zaczęło? Jak myślisz Tresure, może powinniśmy poszukać innych?- Spojrzałam na wykończonego bólem ogiera, delikatnie posłałam mu uśmiech. 

Czułam jakiś niepokój tylko do końca nie wiedziałam od czego to pochodzi? Teraz raczej sama bym nie chciała wędrować lasem , po krótkiej przeprawie z obcymi wojskami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczułam nagle uderzenie. Pochyliłam się, prawie zanurzając twarz w gorącym wywarze. Wtedy byłabym nie tylko straszna, ale i oszpecona, co wywoływałoby dodatkowy niesmak. Odwróciłam się do niezdary i spojrzałam gniewnie na niego swoim smoczym okiem, które było odkryte.

- Przybyszu! - zaczęłam ostro, choć tego nie planowałam. - Co robisz w świętym miejscu?! Proszę, powiedz mi proszę swoje imię, wtem ja podam Ci swoje - mówiąc to, jednocześnie pomagałam osobnikowi wstać i dobrze się mu przyglądałam.

Odstawiłam miseczkę z przygotowanym płynem na bok i otrzepałam przybysza z kurzu i usadowiłam go na kawałku kory, wciąż na niego patrząc...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

*Gdy skakałem po drzewach, aby znaleźć Ola i Onyksis'a, dobiegłem do polany, ale zamiast nich zobaczyłem dziwną postać z czerwonym okiem, gdy zapytała się mnie co robię tym "świętym miejscu" odpowiedziałem.* - Podróżuję po tym lesie wraz moimi towarzyszami, a me imię to Sliverleaf, a teraz Cię przeproszę muszę biec na pomoc, jak chcesz możesz pójść ze mną. *odrzekłem krótko, po czym stałem z kory i biegłem szukając moich przyjaciół*

*Tym czasie Indis siedziała i patrzyła na Clover i Tresure'a, jak klaczka próbuje leczyć ogiera, po czym podszedła powolnym krokiem do niego i dotykając go skrzydłem zaczęła leczyć dużą ranę kuca*

Edytowano przez MasterDash
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- CO?! Jo mom zdradzić swoich towarzyszy?! - huknąłem na niego aż mi żyłka na czole wyskoczyła. - Towarzyszy z którymi dzieliłem się chlebem, wodą i z którymi walczyłem ramię w ramię z wrogiem? TY skurwiały przez gryfy chędożony bucu! Już bym zdechnąć wolał niż przyłączyć się do ciebie, ścierwo! - w tym momencie zebrałem w ustach porządną porcję śliny i flegmy, po czym splunąłem prosto na twarz wroga. - Sram na twoją propozycję, a na ciebie pluję ty suczy synu! Wolę polec w walce niż zdradzić kompanów i dołączyć do takiego parszywego psa jak Ty i twoja banda Trihoofenczyku! - ryknąłem z furią. 

 

Już miałem się na niego rzucić gotów do walki na śmierć i życie, gdy zobaczyłem że coś się dzieje z ciałem Onyksisa. Coś dziwnego. I pewno magicznego?

 

Edytowano przez Ares Prime
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hmm.. Bardzo dziwny kuc - powiedziałam głośno do siebie. - Stąpał jednak po ziemi świętej, a to przysporzy mu kłopotów...

Szybko dokończyłam swój jeszcze gorący wywar, zebrałam wszystkie swoje zioła do juk i powoli ruszyłam w stronę, w którą pobiegł nieznajomy. Po drodze słyszałam różne głosy dobiegające z lasu. Nie powiem, bałam się trochę, ale nie aż tak, by uciekać. Przyspieszyłam kroku i już po chwili dogoniłam gapowicza, który na mnie wpadł. 

- Stój, zaczekaj! Tam gdzie idziesz na pewno przyda Ci się moja pomoc... Sam nie dasz rady, a ja mogę Ci pomóc. Zaufaj mi - mówiłam spokojnie, idąc już obok ogiera. Miałam nadzieję, że weźmie mnie ze sobą...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

*Gdy biegłem na pomoc Olowi i Onyksisowi, usłyszałem od spotkanej postaci, abym się zatrzymał i tak zrobiłem, ale niechętnie* - Możesz pójść ze mną, zawsze jakaś pomoc się przyda moim towarzyszom. *odrzekłem spokojnie do klaczki*

*Tymczasie po chwili ciszy Indis postanowiła się odezwać, skoro Tresure i Clover wiedzą* - Spokojnie zaraz przestanie boleć, znam się na magii natury. *po czym wzmocniła zaklęcie, którym goliła ranę ogiera*

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zacząłem szarżować na wroga przepełniony nie znaną mi energią, aż przeszyłem jego ciało włócznią. Ogier padł na ziemię i zaczął krzyczeć z bólu, po czym zamienił się w proch, a następnie jego dusza została  niekuco torturowana, przebijana co chwila ostrzami. Nagle moja zła strona kazała mi znaleźć więcej dusz, twierdząc że dzięki ich mocy, wreszcie stanę się nieśmiertelny. Muszę przyznać że ta potęga którą czułem była nie do opowiedzenia.  Już chciałem potwierdzić jego słowa, gdy wszystko zaczęło się robić czarne, a ja się obudziłem.Poczułem ból, który dziwnym trafem nie był aż tak potężny jak na początku. Najwyraźniej ta dusza, przejmowała część moich cierpień na siebie. Wspomnienia zaczęły powoli dochodzić do mojej głowy. Clover! Co mogło się z nią stać. Nigdzie jej nie było, a na polanie zobaczyłem Olo... ile ja musiałem spać. Oprócz niego zauważyłem kolejnego wroga, który chyba poważnie się wkurzył po wypowiedzi Ola. Co on mógł mu nawtykać. Nie mogąc na to patrzeć, podniosłem się, wspierany najwyraźniej adrenaliną, lub mocą tej duszy. Krew sączyła się z mojej głowy, ale mnie to nie przeszkadzało. Jeśli ten ogier zrobił coś Clover, to za to zapłaci. Będzie cierpieć gorzej niż ten ich wódz. Na wszelki wypadek, miałem przy sobie sztylet. Jeśli ten Trihoofenczyk zechce mnie zaatakować, to zawszę mogę go zaskoczyć.

- Długo mnie nie było? - Powiedziałem patrząc na Olo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdziwiłam się patrząc na Tresura- A od kiedy to ptaki mówią i leczą?- Zapytałam się podejrzliwie- W żadnej, ale to w żadnej krainie nie ma takich ptaków i zwierząt, które mówią. Po za tym nie wiem czy ta twoja magia tak szybko pomoże, taką magią posługują się chyba tylko alicorny,od tak by szybko zagaiła magia tak rozległą i głęboką ranę.-  Poczułam zmęczenie chciałam by to wszystko już było za mną, wtedy mogłabym odpocząć przy ciepłym ognisku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mellion i tajemnicza klacz stali w lesie, przy czym ten pierwszy aż palił się do dalszego biegu.

 

Tymczasem na innej polanie Clover i Tresure o mało nie przewrócili się gdy ptak Melliona przemówił. Przyłożył swe ciepłe pióra do rany, ale poza tą miłą temperaturą ogier nic nie poczuł.

 

Olo splunął pogardliwie na przeciwnika, który zdążył zasłonić się puklerzem przed pociskiem.

- Dobrze, wybrałeś zatem tą mniej przyjemną opcję, ale wyrzucając z siebie tyle gniewnych słów potwierdziłeś tylko moje przekonanie o was Equestriańczykach, jako o barbarzyńcach. Chociaż jedna z was się do czegoś przyda, a resztę można zatem bezkarnie wytłuc.- to mówiąc uśmiechnął się nieznacznie. Zapłacisz za zabrudzenie mi mojej tarczy. Powolne ruchy buzdyganu w jednej chwili przyśpieszyły i metal błysnął bladym księżycowym światłem. Ciężkie kulopodobne zakończenie broni spadło z olbrzymią mocą, z zamiarem pogruchotania kości. Olo nie był pierwszym lepszym wsiowym kucem i cały czas był przygotowany na uderzenie, zwłaszcza po opluciu, ale jednak szybkość i precyzja ciosu zaskoczyła nawet Jego. Szybko rzucił się w tył, poczół na klatce podmuch powietrza, gdy broń chybiła o jakiś centymetr. Przez pierwsze kilka chwil miał problemy z utrzymaniem równowagi i już widział swój koniec, bo Trihoofeńczyk zbierał się do szybkiego doskoku, ale wtedy do ich uszu doszła wypowiedź Onyksisa. Wróg momentalnie odskoczył w bok i obrócił się dostrzegając nowe zagrożenie.

-No, no, no kogo my tu mamy? Szybko wstałeś Equestriański prostaku, tak samo szybko padniesz, ta noc nie jest dla Ciebie, przykro mi... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Usunęłam swój wcześniejszy post by dostosować się do opisu Kapiego)ówi

 

Upadłam na głowę przez to wszystko, czy faktycznie ten ptak mówi! - Hej ptaszku poważnie mówisz? Jeszcze nie spotkałam by ptaki mówiły, w ogóle nie mogą mówić!- Krzyknęłam przerażona i zdezorientowana. - I ty chcesz leczyć Tresura? Czy to nie trochę za fantastyczne?- Wzięłam kilka głębokich oddechów dla uspokojenia się, jak nie obce wojska to teraz zawału dostać mogła przez gadającego ptaka. - To co teraz zrobimy ile można czekać? Chwileczkę skro ty gadasz to kto jest ten Mellion, to twój pan?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Usunąłem wcześniejszy post związany z Indis, aby zgadzało się z postem kapiego)

- Nie jestem ptaszkiem, tylko feniksem i tak umiem mówić. *rzekła spokojnym głosem* - Tak zgadza się zamierzam go uleczyć znam się magii natury, a co do twego pytania dotyczącego Melliona, to Ci opowiedział wszystko, jak siedzieliśmy przy ognisku. A me imię brzmi Indis, tak przy okazji. *pokłoniła się nisko do klaczki*

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dotyk ptaszka był gorący i kojący, jednakże ból wydawał się nie ustawać. Miałem wiele pytań do ptaka, jednak najpierw priorytety. Clover, nie przyzwyczajona do warunków polowych, zaczęła już odczuwać trudy tej wyprawy. Trzecia zasada dobrego karawaniarza brzmi "Staraj się by każdy uczestnik karawany dobrze się czuł" Dlatego położyłem pocieszająco kopytko na jej ramieniu i powiedziałem:
-Spokojnie Clover. Na pewno wszystko będzie dobrze. - starałem się pocieszyć roztrzęsioną klacz - Nam już nic się raczej się nie stanie. Jesteśmy na środku oświetlonej przez księżyc polany. Co miało już zaatakować to zaatakowało, a wiadomo, że nocne zwierzęta atakują z ukrycia. A nawet jakby coś miało się wyłonić, to napotka na mój wierny półtorak - Widząc, że mówiąc o niebezpieczeństwach niezbyt jej pomagam to postanowiłem zmienić temat - Olo i Silverleaf na pewno sobie poradzą, a Onyksis to także nie ułomek. zajmą się napastnikami i znowu spotkamy się przy naszym ognisku.

 

Po mojej przemowie zacząłem odwracać się w stronę majestatycznego ptaka, jednak przypomniało mi się i zwróciłem się jeszcze raz do Clover: Tak przy okazji. Wielkie dzięki za opiekę. Gdybym z tobą nie został to zgaduje, że wykrwawił bym się uganiając się za Silverleafem. Krótko więc mówiąc zawdzięczam Ci życie

 

W końcu zwróciłem się do feniksa: No cóz Indis, jeszcze nie mieliśmy szansy się poznać, więc pozwól że się przedstawię. Jestem Treasure Chest i raczej już wiesz, że jestem poszukiwaczem skarbów i kupcem. Ale to tyle formalności. Mam takie jedno pytanko i mam nadzieje, że mi na nie odpowiesz. Co cię łączy z Silverleafem, albo może Mellionem? Kiedy odezwałaś się w lesie to nazwałaś go ukochanym. - zapytałem z wielkim znakiem zapytania na twarzy

Edytowano przez Kitsun
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Oj tak, tak rozumiem, faktycznie jestem tym wszystkim zmęczona i nie przyzwyczajona po za tym nigdy nie chodziłam skrótami przez sam środek lasu. Przeżyje to jakoś nie jestem z porcelany. A właśnie troszkę potrwa za nim maść zacznie działać więc postaraj się za bardzo nie ruszać jeszcze, póki ból choć trochę złagodnieje. Zrobiłam od tak szybki opatrunek, przydałaby się ciepła woda by obmyć rany i świeże bandaże, tych ostatnich na razie mi nie brakuje.- Odetchnęłam z ulgą, więc z Tresure nie jest tak źle. Przysiadłam obok ogiera, patrząc się na nowe zjawisko gadającego feniksa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...