Skocz do zawartości

[Mature] Żywot Rogera Paulusa (Geralt of Poland)


Zodiak

Recommended Posts

Siedziałeś właśnie w karczmie o wdzięcznej nazwie "Pod Lisem". Mimo, że nie był to zbyt luksusowy lokal to cieszył się w miarę pozytywną sytuacją w stolicy. Gości był o tu dużo, z rożnych stanów, jednak gościli tu głównie mniej zamożni kupcy i rzemieślnicy. W karczmie panował przyjemny półmrok. Zapach piwa, kiszonej kapusty i pieczonego mięsa przyjemnie drażnił nozdrza. Było dość tłoczno, był wieczór. Przy ławach zasiadało mnóstwo ludzi, gawędząc o polityce, pogodzie i podatkach. Dziewki roznosiły jedzenie, chichocząc, gdy ktoś uszczypał je w tyłek i udając, że się opierają. 

Ty zaś siedziałeś w kącie, sam przy jednym ze stolików. Sączyłeś piwo z kufla i jadłeś pieczoną kiełbasę w kapuście. 

Podeszła do ciebie niezwykle piersiasta i wcale ładna dziewka, chcąc dolać ci piwa.

- Piwa, dobry panie? - spytała z uśmiechem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 188
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Uśmiechnąłem się tylko i bez słowa podsunąłem do napełnienia w połowie opróżniony już kufel, taksując jednocześnie wzrokiem dziewkę, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na wiadomych walorach. Była całkiem ładna i chętnie spędziłbym z nią parę chwil sam na sam, ale chwilowo zależało mi wyłącznie na napełnieniu brzucha, pozostawiając na później "duchowe przyjemności". Po wielodniowej podróży i noclegach spędzonych w podrzędnych przydrożnych karczemkach chciałem nacieszyć się porządnym jadłem, ciepłem z kominka i szumiącym dookoła ludzkim gwarem. Jednocześnie rozglądałem się wśród gości szukając kogoś, kto mógłby zaoferować mi godziwą robotę, jak chociażby zamożniejsi kupcy, szukający ochrony na kolejną daleką podróż. Jednak wyglądało na to, że tego wieczoru do gospody zeszli się głównie miejscowi.

"Cóż, mam czas."- pomyślałem, biorąc kolejny łyk chłodnego piwa i rozpierając się wygodnie na krześle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilku chłystków przy jednym ze stołów głośno i dobitnie oświadczało, że pokona okolicznego smoka. Jednak sądząc po ich stroju, zapachu i opróżnionych gąsiorkach wódy smokiem był zapewne jakiś byle tur. Dwóch osiłków zaczęło wyzywać swoje matki i ich matki i całe pokolenia wstecz. Naturalnie doszło do bitki. Zaczęło się tłuczenie po gębach i zakłady. Goście rzucili się do gwizdania i kibicowania, bo rozrywka była przednia. 

Jednak jedna osoba nie była zainteresowana walką. Siedział w kącie, odziany na czarno ze złotym łańcuchem i ogromnym sygnetem. Był łysy i dziwnie patrzyło mu z oczu. Uniósł lampkę wina i upił kilka łyków. Spojrzał na ciebie, prosto w oczy. Patrzył przez chwilę, a potem skupił wzrok na tłumie, dopingującym walkę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Cholera, jak mogłem go wcześniej nie zauważyć?"- pomyślałem na widok osobnika, który widocznie odcinał się od wypełniającej salę ciżby. Ech, nie lubię takich dziwaków, oj nie lubię... Jednak w tym spojrzeniu było coś... Nie wiedzieć czemu wstałem od stolika i wśród wrzasku kibicującej bitce gawiedzi zacząłem przeciskać się w stronę jegomościa w czerni. Uważałem jednocześnie na kufle, stołki i inne przedmioty, które zwykły latać w powietrzu podczas karczemnych burd i lada chwila mogły zacząć to robić, gdyż z dobiegających z okolicy stołu dźwięków wynikało, że walka coraz bardziej się rozkręca.

Edytowano przez Geralt of Poland
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Musiałeś zepchnąć sobie z drogi kilku pijaczków, którzy i tak na wiele uwagi nie zasługiwali. W powietrzu śmignęła butelka wina. Odruchowo schyliłeś się i uniknąłeś uderzenia, ale wino poleciało w odzianego na czarno osobnika. Już myślałeś, że typ dostanie w łeb, ale ten jednym szybkim ruchem złapał butelkę i odłożył na stół. Nawet nie mrugnąl ogiem, dalej patrzył znudzonym wzrokiem na bitkę.  Zauważył, że idziesz w jego stronę i podsunął ci krzesło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powoli, ostrożnie usiadłem na krześle, cały czas zerkając to na bijatykę, to na odzianego w czerń osobnika. Cały błogi nastrój towarzyszący mi na początku wieczora całkowicie uleciał. Wiedziałem, że po takich podejrzanych typach, noszących złote łańcuchy i sygnety, a mimo to przesiadujących wieczorami w skromnych karczemkach, nie można się spodziewać nic dobrego. Starałem się zachować pozory spokoju, jednak siedziałem spięty, gotów w każdej chwili dobyć sztyletu, który przezornie nosiłem zawsze ukryty w cholewie buta. Jednocześnie uważnie wypatrywałem u "czarnego" ukrytej broni. Miałem nadzieję wyjść z sytuacji pokojowo, jednak w razie ostateczności wolałem wiedzieć, na czym stoję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzał na ciebie i przeszył wzrokiem, przyprawiając cię o ciarki. Potem podał ci butelkę z winem, a sam napił się prosto z drugiej, którą złapał w locie. Oparł się jedną ręką na łokciu i stuka palcami drugiej o blat stołu.

- Hołota - stwierdził. Głos miał zimny i nieprzyjemny. - Nie uważasz? Bród, smród barbarzyństwo i chamstwo. Cała gawiedź w jednym zdaniu. Ale widzę, że waszmość z wyższych sfer. Albo przynajmniej wystarczająco rozgarnięty. To oczywiste, nie widzę w twojej twarzy typowego idioty - osiłka. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wziąłem w dłoń butelkę i przez chwilę wpatrywałem się w nią, starając się ułożyć myśli w głowie. Cóż, w kwestii gawiedzi trudno było nie przyznać mu racji, patrząc na kłębiący się na środku sali tłum, rozbrzmiewający coraz to bardziej niewybrednymi okrzykami i wyzwiskami. Musiałem też przyznać, że uwaga na temat wyższych sfer mile mnie połechtała. W końcu ośmieliłem się pociągnąć łyk wina, co wyrwało mnie z milczącego zamyślenia. Pochyliłem się nad stołem, patrząc w twarz tajemniczego  osobnika, siłą pokonując odruch ucieczki wzrokiem od jego przeszywających oczu.

- A wy, panie, kim jesteście?- spytałem bez ogródek.- Trochę już w życiu zobaczyłem, ale nieczęsto widuje się wśród chlejącej, barbarzyńskiej hołoty persony w złotych łańcuchach. Co jak co, ale na zdrożonego kupca mi nie wyglądacie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jegomość podrapał się po brodzie. Milczał przez dłuższą chwilę i wpatrywał się niby w walkę, ale widziałeś, że jego wzrok sięga o wiele dalej. Tam, gdzie żadne ludzkie oko nie jest w stanie patrzeć.

- Interesuje was praca, panie najemniku? - zapytał, nie odpowiadając na pytanie. - Mam tu dobrze płatne zlecenie, wprost idealne dla miecza do wynajęcia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponownie zamyśliłem się na chwilę. Wyglądało na to, że wieczór może być bardziej owocny, niż się spodziewałem... Chociaż do tajemniczego osobnika nadal nie miałem krzty zaufania. Przez moment biłem się z myślami, ale ostatecznie wygrała ciekawość i wizja zarobku. I to sporego, patrząc na wygląd jegomościa. Poza tym w sumie zawsze mógłbym się nie zgodzić...

- Co to za praca?- spytałem krótko. W rozmowach o interesach lubiłem przechodzić od razu do konkretów.- Ostrzegam tylko, że jeśli chcieliście nająć sobie zbira do pierwszej lepszej brudnej roboty, to trafiliście źle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zajmujesz się zabójstwami na zlecenie? Chodzi o osobnika wyjątkowo odrażającego i nad wyraz plugawego. Czarownik - watażka bez krzty sumienia ni honoru. Swoją paskudną osobą urąga mieszańcom tego wspaniałego miasta i okolicznych ziem. - Przerwał i skrzywił się, po czym wrócił do rozmowy. - Oferuję 500 novigradzkich koron za jego głowę.

Bójka obok skończyła się. Zdaje się śmiercią jednego z osiłków. Kilu tęższych chłopów wyniosło go z karczmy. Drugi miał tak rozkwaszoną twarz, że z trudem można go było nazwać człowiekiem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzyłem, jak po skończonej walce życie w karczmie wraca powoli do poprzedniego stanu. Wnosząc ze strzępków okrzyków i rozmów, w wyniku zakładów co najmniej parę mieszków zmieniło właściciela. 500 koron... Cholera, ponad dziesięć razy tyle, ile miałem w tej chwili przy sobie. Na oreny to będzie jakieś 3000, na dukaty... Aż tyle się nie spodziewałem... Wiedziałem, że przy takiej sumie musi być jakiś haczyk. Zawsze był. Ale w takiej sytuacji nie mogłem po prostu sobie wstać i wyjść, nie pozwalała mi na to zarówno wizja sporego, pękatego mieszka, jak i czysta, wrodzona ciekawość, co z tego wszystkiego wyniknie. Ponownie łyknąłem wina dla ułożenia myśli.

- Powiedzmy, że zdarza mi się... Ale przede wszystkim muszę wiedzieć, rozumiecie, o co dokładniej idzie. Zwłaszcza, jeśli mówicie o jakimś czarowniku. Wybaczcie, ale w ciemno nie biorę żadnych zleceń, tym bardziej polowań na bandytów. Co to za jeden i czym wam dokładnie wadzi?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wadzi nam tym, że żyje i pośród prawych ludzi bezczelnie chodzi. Podlec czary diabelne odprawia, na cześć złych duchów ofiary składa. Ressrov mu na imię.
- Mówię ci - powiedział zniecierpliwionym głosem - że składał ofiary. Jak myślisz? Z kotów?

 

Zastanowiłem się. Zdarzyło mi się wielokroć słyszeć o różnego rodzaju czarnoksiężnikach, kultystach i innych popaprańcach, zajmujących się podobnymi rytuałami, choć jeszcze żadnego nie spotkałem. Nie lubiłem robić za najemnego zbira zabijającego dla czyjejś prywaty, ale jeśli ginęli niewinni ludzie... Cóż, wyglądało na to, że to właściwa robota dla mnie.
- W porządku, zgadzam się- powiedziałem mojemu zleceniodawcy.- Ale najpierw muszę się dowiedzieć jak najwięcej: kim dokładnie jest, co potrafi i gdzie można go znaleźć.

- Włada mieczem niczym artysta, a zagnieździł się za miastem, na południu, w swojej parszywej grocie, gdzie odprawia bezbożne rytuały. To dzień drogi stąd. Zaręczam cię, ze nie tylko zarobisz, ale i światu się przysłużysz.

- Zaręczam wam, że ja też nie noszę miecza dla robienia wrażenia na dziewkach.- powiedziałem, zgodnie zresztą z prawdą.- Pytanie tylko, dlaczego nie zwróciliście się z tym do straży miejskich? Bądź co bądź w stolicy jesteśmy, władze królewskie niechętnie by raczej patrzyły na takiego zbira, który siedzi w jaskini i ludzi morduje.

- Władz... Dupa, nie władza!- wybuchnął.- Straż miejska i wojsko to kuciapy, ledwo potrafiące założyć onuce. Dobrzy są, jeśli chodzi o palenie, gwałcenie i mordowanie, ale jeśli trzeba zająć się czymś bardziej skomplikowanym, to szukajcie chętnych! Krew mnie zalewa, gdy pomyślę o tych łachudrach.

- Tak, jak ja to znam...- Mruknąłem pod nosem.- Gdyby straże miejskie umiały robić co do nich należy, pewnie już dawno bym na żebry poszedł... No dobrze, panie, powiedzcie mi, jak trafić do jego kryjówki, jutro się tam na zwiad wybiorę. W międzyczasie ludzi popytam, może kto coś wie. Jeszcze jedno tylko... jak was, panie, zwać? Nie ze wścibstwa pytam, po prostu lubię wiedzieć, z kim robię interesy.

- Możesz mnie nazywać... Przyjacielem.

 

Cóż, niewiele mi to mówiło, ale przyzwyczaiłem się już do podobnych "pseudonimów" przy tego rodzaju zleceniach.

 

- Mi mówcie Paulus. Po prostu Paulus. - Nie lubiłem przedstawiać się obcym swoim imieniem, poprzestając zwykle na nazwisku.

- Dobrze, Paulusie. Jakich informacji potrzebujesz?

- Tak jak mówiłem, chcę wiedzieć, jak dostać się do kryjówki owego zbója. Rozumiecie, chciałbym na początek rozejrzeć się nieco w sytuacji. Jeśli macie jakieś inne informacje, jak wygląda, gdzie i od jak dawna napada ludzi, wszystko może mi się przydać. Rozumiecie, jeśli się da chcę wiedzieć więcej, niż zwykłe karczemne plotki.

- Wiem tylko, gdzie ma swoje leże.- odrzekł.- Jedź na południe, do wsi Aryuik. Tam wejdź w lasy gęste, na wschód od wioski. W głębi lasów jest pieczara, tam się czarownik ukrywa. Raz prawie udało mi się go dopaść... ale zabił moich najemników. Jak wygląda, powiadasz? Jak czort. Rozpoznasz go od razu.

- W porządku, wyruszę z samego rana. A jeślibym tego czarownika zabił, gdzie będę mógł was znaleźć, żeby odebrać nagrodę?

- Na wschód od Tretogoru jest mieścina o nazwie Estat. Mieszkam nieopodal tego miasteczka, na północy obok wielkiego jeziora. Tam mnie szukajcie.

- Powodzenia zatem, Paulusie. Życzę ci szczęścia i wielu zwycięstw.
 

Nieznajomy dopił wino z lampki i wyszedł z gospody. Tuż po jego wyjściu również wstałem, po czym wróciłem do swojego stolika. Na szczęście wyglądało na to, że podczas mojej rozmowy z tajemniczym "Przyjacielem" nikt nie postanowił połakomić się na moje bagaże. Zarzuciłem na plecy miecz, przez ramię przerzuciłem podróżną torbę i drugą, większą, w której podczas podróży nosiłem swoją lekką kolczugę. Udałem się w stronę szynkwasu, by zapytać karczmarza o izbę na nocleg.

 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Karczmarz - gruby, brodaty, ale mocarnie wyglądający mężczyzna - czyścił właśnie kufel, wzorem wszystkich karczmarzy. Kosił wzrokiem wszystkich gości w karczmie, a sprawiał wrażenie osobnika, który żuje końskie podkowy, gdy nie am co robić. A potem idzie spać na rozżarzone węgle. Mięśnie niczym bycze jądra, rysy twarzy ostre jak brzytwy i broda, w której mógł mieścić się inny świat. 

Taki właśnie człowiek spojrzał na ciebie z góry, gdy podszedłeś do szynkwasu. 

- Ta? - spytał niskim, grubym głosem, od którego mogła spokojnie zatrząść się ziemia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widząc jego potężną sylwetkę mimowolnie poczułem się o połowę mniejszy. Cóż, widziałem w życiu wielu karczmarzy, ale żadnego wyglądającego tak, jakby zabawiał się siłowaniem na rękę ze smokami.

- Witajcie gospodarzu. Noclegu szukam, na jedną noc. I jeszcze jedno. Nie wiadomo wam czasem o jakowymś zbóju-czarowniku, który ponoć grasuje wokół miasta, kryje się w lasach, napada ludzi i mroczne czary odprawia?- Dla solidnej zachęty wyjąłem z sakiewki i położyłem na blacie pięciokoronówkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hmmf - zamyślił się, przestając czyścić kufel. - Zbój-czarownik? Nie słyszałem o nikim takim. Ale gawiedź lubi przesadzać. Zbójów tu pełno, ale o czarowniku żech nie słyszał. Podobno jakiś wyjątkowo zajadły siedzi niedaleko Drakenborgu, jak na ironię. A co do noclegu, szanowny panie, jedna noc kosztuje dwie redańskie korony. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziwne... Czyżby tamten dziwak w czerni naopowiadał mi jakichś bredni? No w sumie tak czy inaczej wybiorę się do tej wioski, jeden czy dwa dni mnie nie zbawią, a rozejrzeć się po okolicy nie zaszkodzi, a może we wsi znajdę jakąś pracę. Obym się tylko nie wpieprzył przez to wszystko w jakieś tarapaty.

- To za nocleg- powiedziałem, dając karczmarzowi dwie korony.- Izby sypialne gdzie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pokoje są na górze. - Kciukiem wskazał schody. - Jeden wolny pokój jest na końcu korytarza. Tylko niech ci do głowy nie przyjdzie myszkować w innych pokojach, bo...

Karczmarz nachylił się i zgniótł kufel w dłoni. Zmrużył oczy i ściął cię wzrokiem, jak chłop kosi zboże. Potem wskazał kiwnięciem głowy na schody. 

Zapłaciłeś, więc pokój był na jedną noc twój. Skierowałeś tam swoje kroki schodami na górę, po drodze mijając się z niezwykle urodziwą dziewką o długich, kruczoczarnych włosach i błękitnych oczach. Była ubrana po męsku, w skórzane spodnie i kamizelkę, nałożoną na lnianą koszulę. Na nogach miała wysokie buty jeździeckie. Posłała ci miły uśmiech i zeszła na dół. 

To było cholernie miłe. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyminąłem ją, oglądając się za nią po drodze. Czyżbym ją znał, czy posłała mi uśmiech ot tak, po prostu? Ale dlaczego? Hmmm... Wszedłem na górę i poszedłem do pokoju. W sumie ta wyminięta na schodach panna nawet mnie zaintrygowała, chciałem zostawić rzeczy w izbie, zejść z powrotem do sali i ją znaleźć. Tego wieczoru mam chyba szczęście do spotykania intrygujących osób. Albo pecha, okaże się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zostawiłeś w pokoju swoje rzeczy. Sam pokój był miły i przytulny, dobrze zadbany. Nawet pościel była świeża. Miałeś łóżko, stolik z krzesłem i komodę. I okno z widokiem na rynek. 

Zszedłeś z powrotem na dół, w poszukiwaniu niewiasty. Było tu już mniej gości. Siedzieli tylko przy kilku stołach, pijąc i gawędząc. jednak czarnowłosej dziewczyny nigdzie nie zauważyłeś. Musiała wyjść na zewnątrz. Albo do garkuchni, choć to mało prawdopodobne. 

Gorzej, że na zewnątrz się ściemniało. Dziewczyna była bardzo urodziwa, a po ulicach grasowała masa rzezimieszków i innych opryszków. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę stałem, zastanawiając się co robić. Niby nie powinni mnie to obchodzić, niby widziałem ją tylko przez chwilę, a teraz nie miałem nawet pojęcia, gdzie mogłaby pójść. Mógłbym po prostu wrócić do pokoju, położyć się w ciepłej czystej pościeli a rano już kompletnie o tym nie pamiętać. Ale nie mogłem. Po prostu w tym akurat momencie nie potrafiłem być zimnym, nieczułym skurwysynem. Już kilka razy oberwałem po łbie bawiąc się w błędnego rycerza, ale to zawsze było ode mnie silniejsze. Cholera jasna... Przeklinając samego siebie ruszyłem w kierunku drzwi, jednak po chwili wróciłem do pokoju, wziąłem pozostawiony obok łóżka miecz i zarzuciłem na plecy. Nigdy nic nie wiadomo. Odpowiednio uzbrojony wróciłem na dół, przemierzyłem salę i wyszedłem na ulicę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ściemniało się. 

Słońce już zaszło za horyzont, a na ulicach zaczęło robić się ciemno. Tretogor był dużym miastem, ludzie jeszcze nie zeszli z ulic. Kupcy, rzemieślnicy i stany niższe właśnie chyba kierowały się do domów, lub karczm. Zauważyłeś czarnowłosą piękność, jak szła w górę ulicy w stronę cechów rzemieślniczych. Lekkim krokiem i nie zważając na spojrzenia, jakie posyłali jej niektórzy mężczyźni. Nawet gwizdy jej nie ruszały. Może się już przyzwyczaiła, a może była dobra w ignorowaniu ich? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciągle zastanawiając się dlaczego właściwie to robię, ruszyłem za nią, zręcznie wymijając kręcących się po ulicy ludzi. Nie było to zbyt trudne zważając na fakt, że widząc miecz sami przezornie przesuwali się z drogi. Starałem się nie spuścić tajemniczej dziewoi z oczu, zastanawiając się, gdzie też może iść. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale w tym momencie czułem się za nią jakby... odpowiedzialny? Choć jednak wyglądała na taką, która potrafi o siebie zadbać.

Edytowano przez Geralt of Poland
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czarnowłosa skierowała swoje kroki do dzielnicy rzemieślniczej. Idąc za nią mijałeś przeróżne zakłady szewskie, garbarskie, płatnerskie i jubilerskie. Po ulicach kręciły się już ostatnie niedobitki, a mistrzowie powoli zamykali swoje zakłady. Gdzieś po dachach szalały koty, gdzieś w oddali ujadał pies. W pobliżu, w jednym z domów płakało dziecko, zagłuszane przez pieśń godową jakichś rozpustników. 

Dziewczyna udała się do jeszcze nie zamkniętej kuźni i, ku twojemu zdziwieniu, zaczęła przeglądać miecze. Wyminęła się tam z niezbyt mile wyglądającym typem o szczurzej mordzie i kaprawych oczkach. Paskudny jegomość obrzucił ją wielce głodnym wzrokiem i uśmiechnął się w ohydny sposób. Potem zniknął w bocznej uliczce, a dziewczyna dalej przeglądała miecze ku zdziwieniu kowala. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Hmmm, pewnie wojowniczka albo najemniczka, ale w sumie na pierwszy rzut oka na taką nie wygląda. Ciekawe..."- pomyślałem. Wszedłem do kuźni i zacząłem jakby od niechcenia przeglądać broń, od czasu do czasu zerkając na dziewczynę. Postanowiłem niby mimochodem się do niej odezwać.

- Nieco późna pora na zakupy w kuźni, nie uważa panna? No i po ulicach lepiej nie chodzić, licho wie, kto się tu kręci po zmroku.

Edytowano przez Geralt of Poland
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...