Skocz do zawartości

[Mature] Żywot Rogera Paulusa (Geralt of Poland)


Zodiak

Recommended Posts

Zastanowiłem się przez chwilę. Najczęściej podróżowałem sam i było mi z tym dobrze, ale fakt, we dwójkę zawsze raźniej. Poza tym zawsze będzie z kim pogadać na szlaku, a musiałem przyznać, że dziewczyna wydawała się całkiem sympatyczna. Ładna z resztą też była.

- W porządku, dlaczego nie, skoro i tak nam po drodze. Zazwyczaj pracuję sam, ale dobrą kompanią nigdy nie pogardzę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 188
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Wróciliście do gospody, która w zasadzie pełna była pijaństwa, które zlazło się na wieczór. Zignorowaliście motłoch i poszliście na górę, po swoje rzeczy. Dziewczyna zniknęła za drzwiami swojego pokoju, prosząc o chwilę czasu. Ty poszedłeś do pokoju. Zebrałeś rzeczy, założyłeś pancerz i byłeś gotowy. Potem wyszedłeś na korytarz, pod drzwi Pophii... i czekałeś. Czekałeś długo... i nic się nie działo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cisza była jedyną odpowiedzią. Mijały kolejne minuty, a Sophia nadal nie wychodziła. Na górę zaczęli przychodzić inni goście, zatrzymujący się w karczmie. Przechodząc, spoglądali na ciebie z mieszanymi uczuciami. Jedni przechodzili obojętnie, inni byli jacyś tacy nieufni, a jeszcze inni mieli ci za złe, że tak sterczysz pod czyimiś drzwiami. 

Sophia dalej nie wychodziła, a mijały kolejne minuty. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zacząłem się mocno niecierpliwić. Najpierw sama mówiła, że trzeba wyjeżdżać jak najszybciej, a teraz spóźnia się nie wiadomo dlaczego. Choć w sumie może coś się jej stało? No ale co mogłoby się do cholery stać w karczemnym pokoju... Zaczynając się złościć nacisnąłem klamkę i pchnąłem drzwi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wpadłeś do pokoju jak pocisk z katapulty. Pierwszym, co rzuciło ci się w oczy były piersi. Duże, krągłe i soczyste. Mniejsze niż za duże dynie, lecz jednocześnie większe niż byle gruszeczki. Były duże, ale nie przesadnie. Dwa różowe sutki cieszyły oko, mimowolnie wymuszając uśmiech. Różowa skóra naprężała się, kiedy dziewczyna walczyła z koszulą zakładaną przez głowę, była chyba za ciasna i Sophia ugrzęzła z głową pod koszulą. Nie widziała cię ani nie słyszała jak wszedłeś. Mogłeś bezkarnie popatrzeć sobie na jej przepiękne krągłości godne bogini, kiedy podskakiwały i bujały się, gdy Sophia szarpała się z koszulą. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, mógłbym się w tej chwili skromnie wycofać zamykając za sobą drzwi, ale tego nie zrobiłem. Stanąłem oparty nonszalancko o framugę, ciesząc oczy widokiem, tak miłym po oglądaniu przez większość wieczora zapijaczonych mord. No dobra, czas goni, starczy tego teatru. Mógłbym po cichu wyjść, ale tego nie zrobiłem. Odchrząknąłem głośno, by oznajmić swoją obecność.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak rażona gromem zaczęła walczyć z koszulą, aż w końcu zdarła ją z siebie, lecz na szczęście (a może nie) nie podarła jej. Poczochrała za to swoje kruczoczarne włosy. Chwyciła za swój nowo nabyty miecz, który leżał przy łóżku, ale zorientowała się, że to ty. 

- Ty kurwi synu! - wrzasnęła i sięgnęła do swojego buta. 

Wyciągnęła z niego sztylet i rzuciła w twoim kierunku. Sztylet wbił się we framugę tuż obok twojej głowy.

- Wyjdź! Nie widzisz, ze się przebieram?! - Nawet nie zdawała sobie sprawy jak miło wyglądają jej piersi, kiedy się złości i nimi potrząsa. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy ostrze śmignęło i wbiło się tuż obok mojej twarzy mina, mimo interesujących widoków, natychmiastowo mi zrzedła, choć nie całkowicie. Szybko wycofałem się na korytarz i zamknąłem drzwi, nie chcąc nie chcąc oberwać czymś więcej. Oparłem się o ścianę i powiedziałem na tyle głośno, by była mnie w stanie usłyszeć:

- Uznajmy, że ten widok to dostateczna zapłata za to, że musiałem tyle czekać!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Bodaj byś oślepł! - usłyszałeś krzyk Sophii. 

Po kilku kolejnych minutach, czarnowłosa wreszcie opuściła pokój w męskim stroju i skórzanej kurtce z ćwiekami. Z mieczem przewieszonym przez plecy i skórzaną torbą przy pasie. Spojrzała na ciebie poirytowana, ale w żaden sposób zła.

- Cierpliwość - powiedziała - jest cnotą. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zeszliście na dół, przez gospodę, a potem do stajni pod miastem. Ty poszedłeś po swojego konia, a po krótkiej chwili Sophia przyprowadziła swojego. Była to kara klacz, którą czarnowłosa nazywała Luną.  Wskoczyła na swojego konia i spojrzała na ciebie. 

- Więc prowadź, o najcierpliwszy z najcierpliwszych - zaśmiała się. - Czekam. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wskoczyłem na grzbiet swojej kasztanowej klaczy i wyjechałem ze stajni na drogę. Odwróciłem się na chwilę, by spojrzeć na światła miasta widoczne pośród ciemnej nocy, po czym spojrzałem na ciągnącą się na południe drogę, którą mielimy wyruszyć. Ponagliłem lekko konia, który ruszył kłusem. Średnio lubiłem podróżować w nocy, ale po niemiłych incydentach tego wieczoru wolałem nie wracać do Tretogoru przez jakiś czas. No cóż, zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ruszyliście traktem prowadzącym na południe, do Oxenfurtu. Mijaliście samotne drzewa, bory, strumyki i pola. Nad wami rozciągało się rozgwieżdżone niebo, skąd drogę rozświetlała wam srebrna moneta księżyca. Noc była stosunkowo ciepła, nie groziło wam zmarznięcie. Wiatr muskał ci twarz i rozwiewał włosy, kiedy galopem pędziłeś przez nocny krajobraz Redanii. 

Galopowaliście, a świst wiatru był niczym muzyka dla waszych uszu. 

- Redania jest piękna po zmroku! - radośnie krzyknęła Sophia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zawsze jest piękna!- odkrzyknąłem.

Cieszyłem się jazdą, spoglądając na przesuwające się wokół krajobrazy, skąpane w srebrzystym księżycowym blasku. Jednocześnie wypatrywałem wiosek pośród rozciągających się dookoła pól. Świszczący wokół wiatr natychmiast wywiał mi z głowy zmęczenie i wszelkie obawy i zmartwienia, jakie mnie dręczyły. Zawsze wolałem podróż wśród pól i lasów od siedzenia w wielkich, zatłoczonych miastach. Kto wie, może za wiele lat skończę z najemniczą profesją i osadzę się na wsi?

- Zwolnijmy nieco!- krzyknąłem po dłuższym czasie.- Zdążymy, a nie ma co męczyć koni!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Dobry pomysł! Zwolnij, Luna!

Klacz Sophii zwolniła do kłusu, ty też zwolniłeś swoją kasztankę. Mimo iż wiatr nie owiewał ci już twarzy, podróż nadal była bardzo przyjemna. Przejeżdżaliście właśnie przez jakiś mały most, nad równie małym strumykiem, kiedy mała sowa przeleciała nad wami, hucząc.

- Więc? - podjęła Sophia. - Skąd jesteś, panie Roger?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Stąd, z Redanii, z północy dokładniej. Dorastałem w jakiejś małej mieścinie na prowincji, ojciec był płatnerzem. Pewnego dnia napadły nas jakieś zbiry rozpieprzyły wszystko w cholerę.- Na wspomnienie tamtego dnia uśmiech zniknął mi z twarzy. Nieruchomym wzrokiem wpatrzyłem się w horyzont.- Porwali mnie w niewolę razem z paroma innymi mieszkańcami, ale odbiła nas grupa najemników. Całe miasto było rozgrabione, ojciec nie żył, z warsztatu nie zostało nic, to przyłączyłem się do nich, innego wyboru wtedy nie widziałem. Taka tam moja historia do wyciskania łez. Było, minęło.

Po chwili jednak rozchmurzyłem się nieco. Poczułem dziwną ulgę, mogąc wyrzucić z siebie tę historię, którą dotychczas niemal z nikim się nie dzieliłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Można powiedzieć, ze maiłeś szczęście w nieszczęściu. Jeżeli chodzi o mnie... Walki nauczył mnie mój ojciec, po tym jak uciekłam od mężczyzny, który mnie spłodził. Po śmierci mojej matki, chciał sprzedać mnie bogatemu kupcu. Oczywiście, on to ubierał w ładne słówka. Małżeństwo i takie tam... Obleśnemu zboczeńcowi zależało tylko na mojej cnocie, i an tym, żebym prała jego brudne onuce i garbiła się nad miotłą. Uciekłam... zabrałam wszystko, co mogłam i uciekłam... znalazł mnie dobry człowiek i wychował jak swoją córkę. Potem poszłam w jego ślady i też zostałam mieczem do wynajęcia. I wiesz co? Wolę się, kurwa, wykrwawić niż umrzeć jako czyjaś chędożona służka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zastanowiłem się nad sensem ostatniego zdania i zapisałem go sobie w pamięci.

- Czasami myślałem, czy nie rzucić tego wszystkiego, nie zaoszczędzić tych wszystkich pieniędzy i osiąść gdzieś, na prowincji. Założyć rodzinę, takie tam... Ale teraz, po prawie, cholera, sześciu latach, które jakoś przeżyłem... Nie wiem, czy bym potrafił. Może kiedyś, jeśli uda mi się dożyć... Ale poza tym...

Sięgnąłem do torby, wyciągnąłem flaszkę krasnoludzkiej wódki i pociągnąłem łyk.

- Słuchaj...- zacząłem po chwili.- Spotkałaś kiedyś wiedźmina?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Słyszałam o nich. - Pokiwała głową. - Ludzie o nich gadają, ale ja ludzi nie słucham. Ludzie głupoty gadają, zwłaszcza gawiedź. A chciałabym spotkać takiego... Zobaczyć czy zaczaruje, albo uwiedzie... Czy ślepiami uroku nie rzuci, albo w kamień nie zamieni. Czy duszy nie pożre, ani czarów plugawych nie odprawi.

Westchnęła głośno.

- Tylko tyle od ludzi się o wiedźminach od ludzi dowiedziałam. A, no i, że zabijają potwory za pieniądze. I wdowi grosz zabierają.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wszystko bzdury- skwitowałem krótko.- Poza tym, że zabijają potwory. Ja spotkałem kiedyś wiedźmina. Uratował mi życie. Leżałem w leśnym parowie ze złamaną nogą, zmierzch zapadał, potwory się zbliżały. A on mnie stamtąd wyciągnął. Byłem wtedy biedny, jechałem za jakąś pracą, to nawet złamanego grosza ode mnie nie wziął. Ale powiedział mi, że zrobił to, bo takie jest jego zadanie. Że gdyby chciał, mógłby wyjechać gdzieś daleko, ukryć to kim jest, osiedlić się. Ale wiedział, że jest potrzebny ludziom. I ja podobnie czuję. Nigdy nie walczę za skurwysynów, którzy myślą, że skoro mają władzę i złoto, mają prawo by w ich imieniu palić wioski, gwałcić baby, mordować niewinnych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To jest to! - krzyknęła raźnie. - Walka z honorem i zasadami! Cholera, lubię cię, Roger. Jak na takiego gapia to jesteś w porządku. A co do wiedźminów... Chciałabym osobiście się przekonać, jacy to oni są naprawdę. 

I jechaliście kłusem po trakcie do Oxenfurtu. Po dwóch godzinach spokojnej jazdy i rozmowy o wszystkim i niczym, dotarliście na rozwidlenie dróg. Ciężko to było nazwać rozwidleniem. Od brukowanej drogi prowadziła gruntowa droga polna, która wiodła przez jakiś ciemny bór. Sowy hukały, wilcy wyli, a wy byliście piękni i młodzi. 

Ach, wiadomym było, że mus jechać tamtą drogą, gdyż opodal stał nadgryzione przez ząb czasu znak drogowy: "Do Aryuik".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiedziałem, jaka jest pora, ale wyglądało na to, że już wkrótce, może za godzinę czy dwie, powinien wstać świt. Przez porastające wokół drzewa nie widziałem niczego w oddali. Tematy do rozmów skończyły się, więc jechaliśmy w milczeniu, a ja znów zacząłem myśleć o moim tajemniczym zleceniu. Oby okazało się wkrótce, czy ów zbój-czarownik jednak istnieje, czy też dałem się wywieść w pole tamtemu dziwakowi w karczmie. Już dawno postanowiłem, że jeśli Sophia zgodzi się wykonać to zlecenie wraz ze mną, podzielę się z nią nagrodą po połowie. A jeśli się okaże, że całe zlecenie to bujda... Cóż, pojedziemy dalej. Po tym, jak przez parę miesięcy na szlaku mogłem pogadać najwyżej z koniem żal byłoby porzucać tak miłe towarzystwo.

Po całej nocy jazdy zaczęło mi burczeć w brzuchu. Obyśmy dotarli o świcie do wioski i znaleźli tam jakąś gościnę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jazda borem była nieco upiorna. To miejsce było jakieś dziwne, niezwykłe i straszne. Drzewa były sczerniałe, jakby uschłe, a jednak miały liście. Równie ciemne. Odgłosy lasu były całkowicie inne niż normalnie. Nic nie hukało, nic nie buszowało w krzakach. Żadna wiewiórka, czy lis nie mignął między drzewami. Martwa cisza spowijała miejsce. Martwe, ale jednak żywe. 

Sophia zaczęła rozglądać się nerwowo dookoła, trzymając rękę na głowicy miecza. 

- Nazwij mnie tchórzem, ale nie podoba mi się tu...

Nie było słychać nawet szumu wiatru, a jedynie kroki koni. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy wyrwany z zamyślenia dokładniej przyjrzałem się otoczeniu byłem zmuszony przyznać jej rację.

- Fakt, dziwnie tu... Widziałem w swoich podróżach parę takich lasów i żaden nie był takim, gdzie można by się wybrać na wieczorny spacer. Chyba naprawdę mamy szansę znaleźć jakąś pracę w tej okolicy. Choć znając życie, w takim miejscu pewnie wiedźmin prędzej by się przydał. Kto wie, czy faktycznie nie działają tu jakieś złe czary...

Skróciłem pas wiszącego na plecach miecza, by móc łatwiej dobyć go w razie potrzeby. Nie miałem wielkiego doświadczenia w walce z potworami i niespecjalnie takich doświadczeń pragnąłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...