Skocz do zawartości

[Mature] Żywot Rogera Paulusa (Geralt of Poland)


Zodiak

Recommended Posts

- Może pogalopujemy przez las? - zaproponowała Sophia. - Im szybciej się stąd wyrwiemy, tym lepiej. Strasznie tu... cuchnie.

W istocie, zapach jaki dało się wyczuć do najprzyjemniejszych nie należał. Można go było porównać do smrodu zgnilizny, krwi i czegoś jeszcze. Czegoś, co...

Obok ucha zaszumiała ci strzała. Wbiła się w drzewo, mijając twoją głowę o kilka centymetrów. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 188
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

- Jedziemy!- krzyknąłem i zerwałem kasztankę do galopu, pochylając się jak najniżej nad jej szyją. Już drugi raz tej nocy coś ostrego prawie trafiło mnie w głowę, choć okoliczności poprzedniego przypadku były zdecydowanie milsze. Wolałem nie kusić więcej losu. I raczej nie byłem specjalnie ciekaw, kto lub co strzela. Odwróciłem się na moment, by zobaczyć, czy Sophia za mną nadąża.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sophia była zaskoczona atakiem nawet bardziej niż ty, ale sama popędziła Lunę do galopu. Strzały latały nad uszami jak komary, przecinały powietrze i wbijały się w drzewa.

Cienie, to cienie strzelały. Mroczne sylwetki pomiędzy drzewami. Dzierżące łuki bestie o ludzkich kształtach. 

Galopowaliście pod ostrzałem dobrych kilkaset metrów, gdy twoja kasztanka dostała strzałą w łeb. To stało się od razu, klacz przewróciła się, a ty razem z nią. Przekoziołkowałeś parę metrów i uderzyłeś w drzewo. Boleśnie. 

Z lasu zaczęły nadbiegać cienie z obnażoną bronią. Nie tylko sylwetki mieli ludzkie. Kości też. Bo byli szkieletami. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leżałem pod drzewem, starając się zaczerpnąć tchu, mając nadzieję, że niczego sobie nie złamałem. Mroczki latały mi przed oczami, przywaliłem całkiem nieźle. Lekko chwiejąc się na nogach wstałem i dobyłem miecza. Zakląłem, widząc, czym są zbliżające się sylwetki. Widziałem w życiu to i owo, ale nigdy żywe trupy. Wstrząsnęło mną na ten widok, ale uniosłem miecz, zastanawiając się jednak, czy da się w ogóle zabić umarłych. Wątpiłem w to.

- Sophia!- zawołałem.- Weź mnie na Lunę! Spieprzamy stąd!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Luna zgłupiała na widok chodzących kości, zaczęła wierzgać, mało nie zrzucając z siebie Sophii. 

Do ciebie biegł szkielet w obdartych łachmanach z uniesionym zardzewiałym toporkiem, aczkolwiek dziwnie błyszczącym na kolor zielony. Żywy trup, chodzący umarły... horror biegł w twoją stronę, i nie miał dobrych intencji. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Pięknie, kurwa, pięknie...- mruknąłem pod nosem. Bez walki się nie obejdzie. Jakkolwiek by się ona nie skończyła.

No to zobaczymy, czy da się zabić trupa. Zamachnąłem się mieczem na szkielet z toporkiem, starając się obciąć mu głowę... czaszkę właściwie. Wydało mi się to jedynym logicznym sposobem, by go pokonać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkielet odskoczył do tyłu i sam zaatakował, jednak zablokowanie tego ciosu... no powiedzieć tyle, że było bardzo łatwo. Sophia w końcu zmusiła Lunę do galopu, tratując przy tym szkielety. Wyciągnęła do ciebie rękę, żebyś ją złapał i wskoczył na konia. wskoczyłeś za nią i tak pędziliście przez - zdawało się - nieskończony las. Pędziliście jak wiatr, strzały szumiały nad uszami, a w uszach słyszałeś wycie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lewą ręką objąłem Sophię w talii, by nie spaść z konia, w prawej wciąż kurczowo ściskałem rękojeść miecza. Oby tylko nie trafiła mnie jakaś zabłąkana strzała...

"Jeśli przeżyjemy tę noc... No właśnie, "jeśli"! Czy ten przeklęty las się kiedyś skończy?"- myślałem, widząc czarne drzewa wciąż przesuwające się wokół nas. I jeszcze to wycie... Czułem się jak w jakimś cholernym sennym koszmarze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co tu się... Co tu się dzieje, do cholery? - Sophia była blada i przerażona. 

Ciemność zamykała się nad wami jak całun. Żywe trupy wyrastały pomiędzy drzewami, powstawały z martwych, wracały do życia. Galopowaliście pomiędzy terrorem jak wiatr, byle jak najdalej od tych okropieństw. Las ciągnął się i nie miał końca, myślałeś już, ze to jakaś sztuczka. Ułuda, iluzja. 

Ale to nie była ułuda. Zaczynało się przejaśniać, złoty okrąg słońca wychodził powoli zza horyzontu. Nieumarli zaprzestali pościgu i zaczęli wracać do ciemności. Wyjechaliście z lasu na jakieś puste pole.

[bardzo przepraszam za długą przerwę.]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Niech to, nigdy nie myślałem, że tak się ucieszę widząc wschód słońca! Zatrzymaj się, już nas nie gonią!

Gdy stanęliśmy, zlazłem z końskiego grzbietu i padłem plackiem na ziemi. Po wszystkich przeżyciach tej nocy byłem obolały, wyczerpany i zlany potem. Zresztą pobladła Sophia nie wyglądała dużo lepiej. Sięgnąłem do torby w poszukiwaniu nieodłącznej butelki z krasnoludzką gorzałką, w nadziei, że jakoś przetrwała te dramatyczne wydarzenia. Po prostu musiałem łyknąć czegokolwiek dla kurażu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czarnowłosa wydarła ci butelkę i przechyliła ją, wypijając chyba z połowę. Potem usiadła na trawie ciężko i złapała się za głowę. Luna zaczęła skubać zieloną roślinność trawiastą, parskając od czasu do czasu. Z lasu dobiegło was wycie, które urwało się jak przeszyte strzałą. 

- Ow... kurwa... - powiedziała Sophia, po czym czknęła. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odebrałem butelkę i także pociągnąłem łyk, aczkolwiek znacznie skromniejszy. Trochę pomogło. Siedziałem w milczeniu, po prostu wpatrując się w przestrzeń, obserwując, jak słońce wznosi się coraz wyżej nad horyzont. W końcu, po dłuższej chwili, podniosłem się na nogi.

- Dobra, nie ma co tak tutaj siedzieć cały dzień- powiedziałem, choć najchętniej po prostu położyłbym się pod najbliższym krzakiem i zasnął.- Musimy dotrzeć jakoś do tej wioski, albo gdziekolwiek... Chcę się przynajmniej dowiedzieć, co tu się do cholery dzieje. Bylebyśmy nie musieli jechać znowu przez ten przeklęty las.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sophia siedziała dalej jak struta. Spojrzała na ścianę lasu, westchnęła głośno i dotknęła dłonią policzka.

- Twoja kasztanka...

​Fakt. Twoja wierna klacz poległa w odmętach ponurego boru, zabita przez potwory. Była mądrym koniem. I wiernym. W czasach, kiedy człowiek żywi do bliźniego jeno pogardę, miała więcej ludzkich uczuć niż człowiek. 

Edytowano przez Zodiak
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak, racja...- westchnąłem. Wcześniej wszystko działo się tak szybko, że tak naprawdę dopiero teraz w pełni dotarła do mnie ta strata.- Miałem już kilka koni, ale ona była spośród nich najlepsza. Miałem ją już od prawie roku. A  teraz nie mam nawet pieniędzy na kupno nowego konia. Ale przynajmniej wciąż mamy Lunę.- Podszedłem do klaczy i pogłaskałem ją po pysku.- A właśnie, Sophia. Jeszcze ci nie podziękowałem, że uratowałaś mnie w tym lesie i mnie stamtąd wyciągnęłaś.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Drobiazg - uśmiechnęła się. Jej białe zęby błysnęły ci w oku. - Ty uratowałeś mnie w mieście... poniekąd. Sama nie dałabym wtedy rady. 

Dziewczyna wstała. Odrzuciła włosy na plecy, gdzie spadły jak wodospad. Rozejrzała się, przeszła parę kroków. Luna nadal skubała trawę, parskając co chwilę i grzebiąc kopytem w ziemi. Ptaków nie było nigdzie słychać. Las wydawał się martwy. 

- To nie... tamta wioska, której szukamy? - rzekła Sophia, wskazując palcem na kilkanaście budynków majaczących w oddali. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem w kierunku który wskazywała i także zauważyłem majaczące w oddali domy.

- Nie mam pojęcia, nie wiem nawet, gdzie właściwie jesteśmy. Ale sprawdzić nie zaszkodzi, zresztą mamy jakieś inne wyjście? Ruszajmy sprawdzić, dziwnie się czuję w pobliżu tego lasu. Marzy mi się misa kaszy i dzban piwa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Razem pojechaliście na grzbiecie Luny. Im bliżej, tym gorzej. Zwiędłe kwiaty, martwe drzewa. Wszędzie latały końskie muchy, podążając za smrodem krowy, którą musieliście minąć. Rozkładała się od dawna, była już sczerniała. Domy w wiosce były w ruinie. W wielu brakowało strzechy, inne miały dziury, przez które nawet ty byś wszedł. Drewno ich było spróchniałe i pełne dziur po kornikach. 

Nie było żadnych zwierząt, tylko wraki ludzie snujących się bez celu po podwórzu. Wychudzeni, bladzi i jakby chorzy. Spoglądali na was znudzonym wzrokiem, niezbyt przyjmując się obecnością. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Cóż, na piwo i kaszę chyba nie mamy co liczyć...- mruknąłem, patrząc na cały ten obraz nędzy i rozpaczy. Co tu się do cholery stało? Obróciłem się i spojrzałem na majaczący w oddali mroczny las. Byłem niemal pewien, że to on był przyczyną tego, w jakim stanie była wioska. Lub był z tym jakoś związany.

- Hej, gospodarzu!- zawołałem do stojącego najbliżej wieśniaka, podnosząc rękę w powitalnym geście.- Cóż to się stało? Zaraza, czy napadł was kto? Czy to wieś Aryuik?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Odjedźcie, panie - odparł charczącym głosem. - Wioska Aryuik umarła, nie znajdziesz tu nic prócz śmierci.

​[Przepraszam za długość,a le nie bardzo mam jak się rozpisać.]

Edytowano przez Zodiak
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co robimy? Wygląda na to, że od mieszkańców zbyt wiele się nie dowiemy.- powiedziałem do Sophii. Zdecydowanie mi się nie podobało to miejsce i wyniósłbym się stąd jak najdalej, jednak z drugiej strony zostałem w końcu wysłany, by uporać się z gnębiącym tę okolicę złem. Tyle, że nie spodziewałem się zła aż tak wielkiego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zdaje się, że miałeś tu jakąś robotę? - westchnęła, przewracając oczami. - Więc się za nią weźmy i zmywajmy się stąd. Tak mi się wydaje, że panuje tu jakaś zaraza, a ja naprawdę wolałabym umrzeć z pełnym brzuchem ciepłej strawy i wina w ciepłej pościeli. Od biedy mogę się skusić na bohaterską śmierć w walce, ale nie mam zamiary wyrzygiwać sobie flaków!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zeskoczyłem z konia i ruszyłem szybkim krokiem przez wioskę, wypatrując wśród zdewastowanych domostw czegoś, co wyglądałoby jak gospoda lub chata sołtysa. Patrzyłem też na mieszkańców, w nadziei, że zauważę kogoś wyglądającego na takiego, kto mógłby udzielić mi jakichś informacji. Jeśli miałem cokolwiek zdziałać, musiałem najpierw wiedzieć, o co w ogóle chodzi i co się wokół dzieje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lecz nie natrafiłes na nikogo takiego. co prawda w oczy rzucił ci się spory dom... chałupa. A raczej jej zgliszcza. Wyglądało to na pożar. Chałupa była spopielona i ledwie kilka belek oraz tragarzy się ostało. 

- Nie szukajcie, młodzieńcze, bo nie znajdziecie - odezwał się człek pozbawiony nóg, leżący przy jednej z chat. Wyglądał jakby leżał od kilku dni i rozkładał się żywcem. - Sołtys Worej spłonął razem ze swoim dobytkiem ledwie dwie niedziele temu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Spłonął... Ale... Co tu się wydarzyło? Dlaczego to wszystko jest zrujnowane?- Wskazałem ręką roztaczające się wokół zgliszcza osady. Czułem się kompletnie bezradny i zrezygnowany. Najchętniej po prostu opuściłbym wraz z Sophią to przeklęte przez bogów miejsce i udał się gdziekolwiek, byle dalej stąd. Odpoczął w jakiejś przydrożnej gospodzie i ruszył na poszukiwanie nowego zlecenia. Co mnie powstrzymywało? Wizja pięciuset koron nagrody? Chęć, by jakoś pomóc tym ludziom? Tylko czy można im jeszcze jakkolwiek pomóc?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Klątwa... Urok? A może coś innego... Nie wiemy, panie. Jeszcze rok temu było to najpiękniejsze miejsce w Redanii... Potem przez wieś przejechał cień, a za nim charakternik... - Mężczyzna podrapał się po brodzie, mrucząc coś pod nosem. Splunął i zamlaskał głośno. - My żeśmy się pochowali po domach, ale przez szpary w drzwiach stodoły syn sąsiada - Staśko widział, co się działo... I straszne rzeczy opowiadał. Jakoby  oddział szkieletów w zardzewiały rynsztunek odzianych przez wieś przechodził... potem przyszła zaraza... zgniły rośliny... sczezły zwierzęta... potem zaczęli zdychać ludzie... Potem wszelkie nieszczęścia, jakich by sobie pan nie wymyślił... nadeszły. Pożar domu sołtysa to tylko jedno z wielu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...