Skocz do zawartości

[Zapisy][Gra] Początek łowów [Fantasy][Human][Dark]


Jaenr Linnre

Recommended Posts

Świat jest zepsuty. Korupcja, morderstwa, kradzież, nienawiść, zazdrość, grzech... Tak, świat jest tego pełen. Jednak ludzie nie są najgorszym co stąpa po tym plugawym świecie.

Miasta, ostatnia ostoja ludzkości. Jedyne bezpieczne miejsce, chronione przez kościół. Miasta, otoczone ogromnym murem i chronione żelaznymi wrotami, ostatnie miejsce gdzie ludzie wciąż żyją bez strachu o najbliższą noc. Jednak i one są zagrożone. Kościół nie może zaprzeczyć iż zło rośnie w siłę, że zbiera się, mnoży. Istoty nocy zaczynają być nazbyt pewne siebie. Atakują karawany, zbliżają się ku świętym murom, poruszają się za dnia. Nadchodzą złe, złe czasy. Ludzie boją się, lecz kościół znalazł na to sposób.

 

"Niechaj zbiorą się najwierniejsi słudzy kościoła! Niechaj przybędą ku Highbeeth. Nadszedł wasz czas i to wy obronicie ludzkość przed złem. Nakazuję, niechaj zbiorą się Łowcy!."

 

Listy wiszą wzdłuż dróg i we wszelkich miastach. Zaczęło się, Łowcy zostali wezwani. Wszystkie wolne miasta ponownie zbierają swych obrońców by ci ochronili świat przed wszelką złą istotą, by zniszczyli gniazda, by spalili grobowce, by zgnietli czaszki tych którzy powstali jako plaga tych ziem przeciw bogu. Nadszedł czas wielkich łowów, czas śmierci, krwi i wolności ludzi. Ilu jednak przybędzie by bronić ludzi przed potworami? Ilu odważy się przeciwstawić złu? Ilu przybędzie na wezwanie kościoła?

 

***

 

Witam was drodzy łowcy potworów, kto z was jest gotów stanąć do boju? Zapraszam wszystkich i wszystkich niech kościół Ceadien ma w swej opiece.

 

Proszę wypełnić tę listę abyśmy mogli wypłaci nagrodę gdy zakończycie swe zmagania:

 

Lista frakcji:

 

Wolni łowcy- Łowcy z miast. Specjaliści od walki na daleki dystans, cisi, szybcy. Zabójczy.

Łowcy zakonni- Wierni kościołowi wojownicy gotowi do walki ze złem, specjaliści od walki w zwarciu. Silni, wytrzymali.

Łowcy z Traen- Mężowie i córy zza oceanu. Znani ze swej egzotycznej broni i walki na średni dystans. Mądrzy, tajemniczy.

Heretycy- Ludzie spoza miast, walczący niehonorowo, tresujący bestie mroku. Znienawidzeni przez kościół.

 

Model KP:

 

Imię:

Płeć:

Frakcja:

Wygląd:

Broń*:

Zwierze**:

Historia***:

 

*Korzystanie z broni która nie jest specjalnością frakcji będzie skutkowała minusami w starciu

**Zwierzę tylko dla Heretyków (Dostępne: Wargi, Jaszczury, Wiwerny)

***Historia świata nie jest przeze mnie opisana, jednak mam nadzieję na waszą inwencję. Ludzie żyją w oddalonych od siebie miastach otoczonych murami, gdyż potwory grasują.

 

______________________________________________________________________________________

 

Lista Łowców:

 

Po Prostu Tomek:

 

Imię: Thorvald Frenagar.

 

Płeć: Mężczyzna.

 

Frakcja: Łowcy z Traen.

 

Wygląd: Krzepki mężczyzna średniego wzrostu. Szerokie plecy, węźlaste, wyraźnie zarysowane mięśnie, nogi o kolanach nieco skierowanych za zewnątrz. Porusza się na typowo marynarski sposób, tak też i się nosi. Koszula, na niej gruby, wełniany swetr, kamizela z kieszeniami, czapka, wysokie buty. Twarz, której rysy wyostrzyło wiele różnych wiatrów dodatkowo ozdabia gęsty, czarny zarost. Tak gęsty, iż gdyby nie wystająca z ust fajka, ciężko byłoby się zorientować, gdzie też Thorvald ma usta. Mąż ów spogląda na świat spod krzaczastych brwi stalowoszarymi oczyma, odrobinę zbyt głęboko osadzonymi w oczodołach, co daje ogólne wrażenie człowieka wiecznie zirytowanego. Jest łysy. Bardzo nie lubi, kiedy ktoś się tego czepia.

 

Broń: W walce z różnymi bestiami Thorvald posługuje się trójzębem, którego zęby dodatkowo są najeżone skierowanymi do tyłu drobnymi kolcami, a drzewce pokryte łuską pewnej ryby. Takie pokrycie ułatwia chwyt i nawet w walce w czasie sztormu zapobiega wyślizgnięciu się broni z dłoni.

 

Historia: Rodzon w nadmorskiej osadzie Valadholm wychowywany był w zgodzie z duchem swojego narodu - twardo. Trzymany krótko przez obu rodziców bardzo wcześnie musiał zapoznać się z tajnikami prac domowych, następnie rybołówstwa. Właściwie równocześnie z tym ostatnim życie brutalnie uczyło młodego Thorvalda obchodzić się z orężem wszelakim, począwszy na doniczce z kwiatami zrzuconej na łeb Grubemu Olafowi, a skończywszy na szczycie kunsztu valadholmskich rzemieślników, jakim był trójząb, przechowywany w rodzinie Frenagarów od pokoleń. Broń, rzekomo obdarzona magiczną mocą, bynajmniej nie pomogła mu w zaskarbieniu sobie sympatii kobiet i założeniu rodziny, został więc wpierw poszukiwaczem przygód, a później Łowcą. Oczywiście walczył głównie z bestiami czającymi się w odmętach Morza Wiecznej Chwiejby. Wyniósł z tego okresu swoją permanentną łysinę. Mówi się, iż jest ona skutkiem klątwy zazdrosnej kurtyzany, która w rzeczywistości była wiedźmą. Jako że Thorvald preferował stałe związki z kobietami o nieposzlakowanej reputacji, odrzucił zaloty wymienionej. Wiadomo, kto wiedźmę nachodzi, sam sobie szkodzi. Wracając, pewnego dnia list sygnowany pieczęcią hierarchy jakiejś pomniejszej wiary z jednego z najlepszych celów najazdów na południu kazał mu ruszyć dupsko, zapakować je na okręt i choć raz spróbować zakosztować czegoś innego niż rodzime kiszone śledzie.

 

Jaenr Linnre:

Imię: Jaenr Linnre

 

Płeć: Mężczyzna

 

Frakcja: Łowcy z Traen

 

Wygląd: Mężczyzna mierzy około metra osiemdziesiąt, jest mocno opalony, a potężne mięśnie zdobią całe jego ciało. Posiada liczne tatuaże rozpisane jako runy na całym jego ciele, niby to przestroga, niby modlitwa. Twarz jego osłania czarna chusta, oplatająca całą głowę pozostawiając jedynie otwór na złoto-żółte oczy. Nosi wysokie czarne buty sięgające za kolano, oraz spodnie zdobione ogromem skórzanych pasów z klamrami. Ma jego rękach są owijki ze srebrnymi ćwiekami  na pięści, a cała owijka sięga ku łokciowi broniąc przedramię przed jego własną bronią.

 

Broń: Bronią Jaenr jest długi, nieco ponad trzy metrowy łańcuch, na którego ogniwach są kolce. Łańcuch jest zakończony małym ostrzem oraz dwoma hakami służącymi do przytrzymywania potworów.

 

Historia: Młodzian już jako dziecko pośród pustyń Kortharnu na południe od wolnych ziem, został zabrany przez odłam kapłanów Ceadien, którzy to zabrali go do swej pustelni by uczynić z niego kapłana i łowcę. Mężczyzna nigdy nie zaznał uciech cielesnych, ni rozkoszy życia. Stał się prawdziwą maszyną do zabijania jakich wiele wśród łowców. Teraz jednak po latach ćwiczeń i drobnych łowów został wezwany do Highbeeth by zmierzyć się ze swoimi umiejętnościami oraz wszelkim istotą mroku.

 

Ojciec Dyktator:

 

Imię: Sytrii 

Płeć: mężczyzna

Frakcja: heretycy

Wygląd: wysoki i smukły mężczyzna z ciemnymi włosami, lekkim zarostem oraz delikatną blizną przechodzącą ukosem przez grzbiet nosa. Zazwyczaj ubiera się w czarne spodnie ze skóry oplecione pasami w kilku miejscach (pasy ma tylko wokół jednej z nóg), wysokie buty z metalowymi okuciami, koszulę bez rękawów zapinaną paskami z jakimś dziwacznym symbolem na plecach. Do tego ciemna kurtka ze skóry z kapturem z podobnym symbolem na plecach. Ma też skórzane rękawiczki bez palców z ćwiekami na knykciach. Na twarzy nosi czasem maskę. (przypominającą maskę pustego z bleach)

Broń: kusarigama (łańcuch zakończony sierpem) z około sześciometrowym łancuchem. Zazwyczaj oplata łańcuch wokół ręki i macha sierpem nad głową przez co może bardziej boleśnie atakować. Do tego ma jeszcze zwykły sztylet. 

Zwierze: czarna wiwerna którą nazywa Eris

Historia: Sytrii nie od zawsze był heretykiem. Swe życie zaczął jako zwykły człowiek. Był jednak inny. Miał pociąg do śmierci. W wieku około dziesięciu lat zabił jedno z dzieci a następnie zwłoki oddał bestią mroku. Taką dietą karmił zwłaszcza jedną młodą wiwerne. Robił to tak długo że aż oswoił ją. Wtedy też postanowił zacząć swą karierę jako heretyk. Porzucił stare imię i przyjął nowe. Do teraz podróżuje a raz w roku wraca do swego rodzimego miasta i zabija kolejne kilka dzieci. Karmiąc nimi wiwernę.

 

Oksymoron van Dort

 

Imię i nazwisko: Inge Brann

 

Płeć: Kobieta

 

Frakcja: Łowcy z Traen

 

Wygląd: Szczupła kobieta średniego wzrostu o bardzo jasnej karnacji. Jej twarz o ostrych rysach i wystającym podbródku pokrywają piegi. Ma prosty, wystający nos, zielone oczy i wydatne usta. Jasne, rude włosy zwykle nosi związane w warkocz sięgający do pasa. Ubrana zwykle w szarą tunikę, szare spodnie, długie, skórzane buty i czarny płaszcz. Tunika przecięta jest grubym pasem, u którego nosi broń. Ręce zdobią karwasze.

 

Broń: Dwa długie, proste sztylety o czarnych rękojeściach ze srebrnymi ornamentami przypominającymi węże.

 

Historia: Inge urodziła się na dalekiej północy, w jednej z górskich osad - Strvjordal. Miejsce w którym przyszło jej żyć zmusiło ją do wypracowania sobie orientacji w terenie i umiejętności przeżycia w dziczy - w górach albo człowiek sobie radził, albo przepadał i z zasady już nigdy nie wracał. Inge nauczyła się więc z pomocą rodziców znajdować w dziczy pożywienie, chodzić zatartymi szlakami i żyć z surowym krajobrazem w zgodzie. Oprócz tych umiejętności nauczyła się także zwyczajnych domowych czynności, bo Strvjordal nie różniło się zbytnio od innych miejsc na świecie pod względem modelu rodziny - tutaj także to kobieta zajmowała się domem. Walki za pomocą sztyletów rudowłosa nauczyła się od wuja który osiedlił się w górskiej osadzie po swoich długoletnich podróżach, a który chciał mieć pewność, że jego siostrzenica poradzi sobie i będzie w stanie się obronić. Wzorem swojego autorytetu, ku uciesze wuja i rozpaczy rodziców, Inge zdecydowała się wyruszyć w długą wyprawę po świecie i tak też zrobiła. Po kilkumiesięcznej wędrówce dotarła nad ocean. Tam też dowiedziała się o poszukiwaniach łowców, którzy chętni będą wytępić plagi dręczące ludzi. Przeprawiła się przez wielką wodę celem zdobycia nowych doświadczeń w życiu. Towarzyszy jej kania czarna otrzymana w darze od wuja.

 

Komputer:

 

Imię: Yvanir

Płeć: Mężczyzna

Frakcja: Heretycy

Wygląd:

Mroczny Elf odziany w czarny płaszcz zasłaniający jego ciało, pod nim ma lekką zbroję aby nie ograniczać swoich ruchów. Jego twarzy nie widać w całości przez chustę i kaptur, na oko ma około 1,90 m przez co jest wysoki.

Na nogach ma buty częściowo okute stalą, oraz rękawice sięgające do trochę powyżej łokci. Zawsze przy sobie nosi czaszkę jakiegoś zabitego przeciwnika i kilka fioletowych kryształów.

Broń: Dwa długie, zakrzywione ostrza ( Tak około o długości od czubków palców do łokci u człowieka), taka broń daje mu więcej swobody.

Zwierzę: Warg

Historia:

Yvanir urodził się w jeden z osad o nazwie Yan’Shavir, jego lud był stopniowo tępiony przez ludzi. Ale miał jedną zaletę, Mroczne Elfy nadawały się idealnie na zabójców i najemników.

Jednak do jego ulubionych zajęć należała nauka sztuki walki długimi ostrzami zwanymi przez Elfy jako Ai’Nhie, broń ta mogła zostać zatruta przez czar z tej dziedziny by szerzyć jeszcze większą śmierć.

Biorą dwa z nich należące do jego rodziny udał się w długą podróż podczas której zdecydował się zostać zabójcą na zlecenie, podczas jednej został perfidnie oszukany bo był „niewygodny” dla zleceniodawcy.

Przez jakiś czas był łowcą, cudem udało mu się do nich wstąpić. Jednak kościół odrzucił go i jak wielu innych. Od tej pory był jednym z heretyków, jednak dalej działał na zlecenia.

I miał dzięki temu dużo pieniędzy by kupić sobie specjalną zbroję do swych akcji.  Ale dalej walczył z potworami by poprawić swe umiejętności, podobno za jego głowę jest pokaźny list gończy.

Ale i tak miał to gdzieś, jak wszystko zresztą. Do jego umiejętności należała niezwykła zwinność wymagana przy jego pracy, był dość ceniony.

Jednak nie ufał kościołowi po tamtej ich akcji, ale sojusz z nim może okazać się kluczowy.

Edytowano przez Jaenr Linnre
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 96
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Wedle modelu karty postaci wygląda to mniej więcej tak.

 

Imię: Thorvald Frenagar.

 

Płeć: Mężczyzna.

 

Frakcja: Łowcy z Traen.

 

Wygląd: Krzepki mężczyzna średniego wzrostu. Szerokie plecy, węźlaste, wyraźnie zarysowane mięśnie, nogi o kolanach nieco skierowanych za zewnątrz. Porusza się na typowo marynarski sposób, tak też i się nosi. Koszula, na niej gruby, wełniany swetr, kamizela z kieszeniami, czapka, wysokie buty. Twarz, której rysy wyostrzyło wiele różnych wiatrów dodatkowo ozdabia gęsty, czarny zarost. Tak gęsty, iż gdyby nie wystająca z ust fajka, ciężko byłoby się zorientować, gdzie też Thorvald ma usta. Mąż ów spogląda na świat spod krzaczastych brwi stalowoszarymi oczyma, odrobinę zbyt głęboko osadzonymi w oczodołach, co daje ogólne wrażenie człowieka wiecznie zirytowanego. Jest łysy. Bardzo nie lubi, kiedy ktoś się tego czepia.

 

Broń: W walce z różnymi bestiami Thorvald posługuje się trójzębem, którego zęby dodatkowo są najeżone skierowanymi do tyłu drobnymi kolcami, a drzewce pokryte łuską pewnej ryby. Takie pokrycie ułatwia chwyt i nawet w walce w czasie sztormu zapobiega wyślizgnięciu się broni z dłoni.

 

Historia: Rodzon w nadmorskiej osadzie Valadholm wychowywany był w zgodzie z duchem swojego narodu - twardo. Trzymany krótko przez obu rodziców bardzo wcześnie musiał zapoznać się z tajnikami prac domowych, następnie rybołówstwa. Właściwie równocześnie z tym ostatnim życie brutalnie uczyło młodego Thorvalda obchodzić się z orężem wszelakim, począwszy na doniczce z kwiatami zrzuconej na łeb Grubemu Olafowi, a skończywszy na szczycie kunsztu valadholmskich rzemieślników, jakim był trójząb, przechowywany w rodzinie Frenagarów od pokoleń. Broń, rzekomo obdarzona magiczną mocą, bynajmniej nie pomogła mu w zaskarbieniu sobie sympatii kobiet i założeniu rodziny, został więc wpierw poszukiwaczem przygód, a później Łowcą. Oczywiście walczył głównie z bestiami czającymi się w odmętach Morza Wiecznej Chwiejby. Wyniósł z tego okresu swoją permanentną łysinę. Mówi się, iż jest ona skutkiem klątwy zazdrosnej kurtyzany, która w rzeczywistości była wiedźmą. Jako że Thorvald preferował stałe związki z kobietami o nieposzlakowanej reputacji, odrzucił zaloty wymienionej. Wiadomo, kto wiedźmę nachodzi, sam sobie szkodzi. Wracając, pewnego dnia list sygnowany pieczęcią hierarchy jakiejś pomniejszej wiary z jednego z najlepszych celów najazdów na południu kazał mu ruszyć dupsko, zapakować je na okręt i choć raz spróbować zakosztować czegoś innego niż rodzime kiszone śledzie.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Imię: Sytrii 

Płeć: mężczyzna

Frakcja: heretycy

Wygląd: wysoki i smukły mężczyzna z ciemnymi włosami, lekkim zarostem oraz delikatną blizną przechodzącą ukosem przez grzbiet nosa. Zazwyczaj ubiera się w czarne spodnie ze skóry oplecione pasami w kilku miejscach (pasy ma tylko wokół jednej z nóg), wysokie buty z metalowymi okuciami, koszulę bez rękawów zapinaną paskami z jakimś dziwacznym symbolem na plecach. Do tego ciemna kurtka ze skóry z kapturem z podobnym symbolem na plecach. Ma też skórzane rękawiczki bez palców z ćwiekami na knykciach. Na twarzy nosi czasem maskę. (przypominającą maskę pustego z bleach)

Broń: kusarigama (łańcuch zakończony sierpem) z około sześciometrowym łancuchem. Zazwyczaj oplata łańcuch wokół ręki i macha sierpem nad głową przez co może bardziej boleśnie atakować. Do tego ma jeszcze zwykły sztylet. 

Zwierze: czarna wiwerna którą nazywa Eris

Historia: Sytrii nie od zawsze był heretykiem. Swe życie zaczął jako zwykły człowiek. Był jednak inny. Miał pociąg do śmierci. W wieku około dziesięciu lat zabił jedno z dzieci a następnie zwłoki oddał bestią mroku. Taką dietą karmił zwłaszcza jedną młodą wiwerne. Robił to tak długo że aż oswoił ją. Wtedy też postanowił zacząć swą karierę jako heretyk. Porzucił stare imię i przyjął nowe. Do teraz podróżuje a raz w roku wraca do swego rodzimego miasta i zabija kolejne kilka dzieci. Karmiąc nimi wiwernę. Ludzie z miasta starali się go zabić jednak zawsze powodowało więcej ofiar. Wkrótce ludzie poddali się oddając swe dzieci potworowi nazywanemu przez nich ,, Przybywającym Cierpienie''.

Edytowano przez Ojciec Dyktator
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Imię i nazwisko: Inge Brann

 

Płeć: Kobieta

 

Frakcja: Łowcy z Traen

 

Wygląd: Szczupła kobieta niskiego wzrostu o bardzo jasnej karnacji. Jej twarz o ostrych rysach i wystającym podbródku pokrywają piegi. Ma prosty, wystający nos, zielone oczy i wydatne usta. Jasne, rude włosy zwykle nosi związane w warkocz sięgający do pasa. Ubrana zwykle w szarą tunikę, szare spodnie, długie, skórzane buty i czarny płaszcz. Tunika przecięta jest grubym pasem, u którego nosi broń. Ręce zdobią karwasze.

 

Broń: Dwa długie, proste sztylety o czarnych rękojeściach ze srebrnymi ornamentami przypominającymi węże.

 

Historia: Inge urodziła się na dalekiej północy, w jednej z górskich osad - Strvjordal. Miejsce w którym przyszło jej żyć zmusiło ją do wypracowania sobie orientacji w terenie i umiejętności przeżycia w dziczy - w górach albo człowiek sobie radził, albo przepadał i z zasady już nigdy nie wracał. Inge nauczyła się więc z pomocą rodziców znajdować w dziczy pożywienie, chodzić zatartymi szlakami i żyć z surowym krajobrazem w zgodzie. Oprócz tych umiejętności nauczyła się także zwyczajnych domowych czynności, bo Strvjordal nie różniło się zbytnio od innych miejsc na świecie pod względem modelu rodziny - tutaj także to kobieta zajmowała się domem. Walki za pomocą sztyletów rudowłosa nauczyła się od wuja który osiedlił się w górskiej osadzie po swoich długoletnich podróżach, a który chciał mieć pewność, że jego siostrzenica poradzi sobie i będzie w stanie się obronić. Wzorem swojego autorytetu, ku uciesze wuja i rozpaczy rodziców, Inge zdecydowała się wyruszyć w długą wyprawę po świecie i tak też zrobiła. Po kilkumiesięcznej wędrówce dotarła nad ocean. Tam też dowiedziała się o poszukiwaniach łowców, którzy chętni będą wytępić plagi dręczące ludzi. Przeprawiła się przez wielką wodę celem zdobycia nowych doświadczeń w życiu. Towarzyszy jej kania czarna otrzymana w darze od wuja.

Edytowano przez Oksymoron van Dort
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Imię: Yvanir

Płeć: Mężczyzna

Frakcja: Heretycy

Wygląd:

Mroczny Elf odziany w czarny płaszcz zasłaniający jego ciało, pod nim ma lekką zbroję aby nie ograniczać swoich ruchów. Jego twarzy nie widać w całości przez chustę i kaptur, na oko ma około 1,90 m przez co jest wysoki.

Na nogach ma buty częściowo okute stalą, oraz rękawice sięgające do trochę powyżej łokci. Zawsze przy sobie nosi czaszkę jakiegoś zabitego przeciwnika i kilka fioletowych kryształów.

Broń: Dwa długie, zakrzywione ostrza ( Tak około o długości od czubków palców do łokci u człowieka), taka broń daje mu więcej swobody.

Zwierzę: Warg

Historia:

Yvanir urodził się w jeden z osad o nazwie Yan’Shavir, jego lud był stopniowo tępiony przez ludzi. Ale miał jedną zaletę, Mroczne Elfy nadawały się idealnie na zabójców i najemników.

Jednak do jego ulubionych zajęć należała nauka sztuki walki długimi ostrzami zwanymi przez Elfy jako Ai’Nhie, broń ta mogła zostać zatruta przez czar z tej dziedziny by szerzyć jeszcze większą śmierć.

Biorą dwa z nich należące do jego rodziny udał się w długą podróż podczas której zdecydował się zostać zabójcą na zlecenie, podczas jednej został perfidnie oszukany bo był „niewygodny” dla zleceniodawcy.

Przez jakiś czas był łowcą, cudem udało mu się do nich wstąpić. Jednak kościół odrzucił go i jak wielu innych. Od tej pory był jednym z heretyków, jednak dalej działał na zlecenia.

I miał dzięki temu dużo pieniędzy by kupić sobie specjalną zbroję do swych akcji.  Ale dalej walczył z potworami by poprawić swe umiejętności, podobno za jego głowę jest pokaźny list gończy.

Ale i tak miał to gdzieś, jak wszystko zresztą. Do jego umiejętności należała niezwykła zwinność wymagana przy jego pracy, był dość ceniony.

Jednak nie ufał kościołowi po tamtej ich akcji, ale sojusz z nim może okazać się kluczowy.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świat jest zepsuty. Korupcja, morderstwa, kradzież, nienawiść, zazdrość, grzech... Tak, świat jest tego pełen. Jednak na świecie są również istne perełki.

Miasto Highbeeth, dzieło architektury. Białe wysokie mury opasające miasto. Piękna zdobiona motywem aniołów brama, lśniąca niczym srebrne lusterko. Kapłani kultu boga Yr'a, kapłani Ceadien, w swych srebrno białych szatach, wyniośle przechadzający się wśród luksusów miasta. Ogromna katedra, największa wśród wszystkich katedr Wolnych Miast, z przepięknym portalem wokół głównych wrót. Lampy naftowe, szczyt technologii, na ulicach, oświetlające drogę przechodnią.

Miasto Highbeeth, najgorszy z możliwych, przykład takich perełek. Miasto to było pełne korupcji, grzechu. Za odpusty płacono złotem, do katedry mieli wstęp jedynie najbogatsi. Szpitale były zamknięte dla tych którzy nie mogli zapłacić, a biedni mieszkali w oddzielonych murem dzielnicach. Pogromy nieludzi w slamsach. Zamtuzy w każdej dzielnicy. Hipokryzja, złodziejstwo, mordy, grzech...

 

W tym właśnie mieście, raz na dziesięć lat rozpoczynały się wielkie łowy. Łowcy potworów z całych Wolnych Miast, jak i ci z Traen przybywali na wezwanie katedry, dla złota, chwały oraz nieliczni dla wiary oraz by chronić ludzkość. W tym właśnie mieście i w tym roku mieli się zebrać najznamienitsi z łowców. Pierwsze drużyny, przybyłe najwcześniej już wyruszyły by zasłużyć na nagrody, teraz zaś zbierali się pozostali. Ci którzy byli za wolni, bądź mało zainteresowani łowami. Ci dla których drużyna nie była ważna lub ci którzy nazbyt długo zwlekali z wyruszeniem.

 

Katedra była wielka, jeszcze większa niż wydawałoby się z zewnątrz. Jej wysoki strop zdobiony był motywem aniołów i kapłanów walczących ze stworzeniami nocy. Ogromne, złote żyrandole wisiały  u sufitu dając poświatę w całej katedrze. Pojedyncze świece oświecały nawy boczne jak i sam ołtarz. Małe, obronne okienka pełne były witraży ukazujących świętych wojowników, oraz wielkich łowców. Cała sala była wypełniona dymem z licznych kadzideł, a dzwon w wieży bił, bił już od wielu dni. Bił na łowy. To tu, w katedrze zbierali się łowcy. Na środku ułożono ławy oraz stół tak by wszyscy mogli się zebrać i poznać przed wyruszeniem w drogę. Na stole stała jedna, cuchnąca żółta świeca, zrobiona z świńskiego tłuszczu, dawała jednak, w połączeniu z innymi źródłami, tyle światła by oświetlić główny ołtarz, gdzie stał ogromny posąg w kształcie litery "Y", która to była symbolem boga Yr'a. Przed tym zaś posągiem klęczał jeden człowiek, klęczał on w zupełnej ciszy, będąc skupionym na swej modlitwie. Jego ciemna, opalona skóra była poznaczona setkami runicznych tatuaży, układających się w coś jak modlitwę. Mężczyzna ten miał czarne spodnie, długie czarne buty, sięgające za kolana, a głowa jego była owinięta czarnym suknem. Również i na jego rękach, złożonych teraz do modlitwy, znajdowały się czarne owijki, posiadające jedynie srebrne ćwieki w miejscu knykci. Mężczyzna klęczał, jakby w letargu swej modlitwy. Był w katedrze sam, całkiem sam i jedynie dźwięk dzwonu zakłócał tą wiszącą w powietrzu ciszę i ucichłą w pół słowie modlitwę...

 

((Zapraszam do gry, zapisy wciąż otwarte!))

Edytowano przez Jaenr Linnre
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ulice miasta przemierzała samotna, dość niska postać. Chłonęła każdy szczegół krajobrazu, każdą budowlę, każde najmniejsze zdobienie wspaniałych murów Highbeeth. W jej rodzinnych stronach ludzie mogli nawet nie pomyśleć, że istnieją takie cuda jak to miasto.

Inge świetnie radziła sobie w górach, w mieście tymczasem mimo szacunku do jego piękna i potęgi czuła się przytłoczona i nieco zagubiona. Udało jej się jednak odnaleźć katedrę, do której zmierzała.

Samo wejście było ogromne. Kobieta skorzystała z mniejszych, skromnych drzwiczek żeby dostać się do środka, zamiast ogromnego portalu, którego skrzydeł i tak by nie otwarła.

Weszła do środka i rozejrzała się po ogromnym miejscu kultu. Bogate zdobienia, wysokie kolumny... Zabrzmiały kroki. Inge wciąż lustrując katedrę zmierzała w stronę ołtarzu.

Jak szybko zauważyła, nie była pierwsza. Przed ołtarzem i wielkim pomnikiem Yr'a klęczał już człowiek pogrążony w modlitwie. Rudowłosa wsunęła się więc po cichu do jednej z ław i usiadła, wpatrując się w klęczącego. Czekała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yvanir szedł spokojnie przez ulice miasta, "Więc to jest Highbeeth? Ładne.". Przyciągł wzrok wielu przechodniów, jednak nikt nie widział, że jest mrocznym elfem. Istotą która miała lekko bardziej fioletową skórę od swoich jasnych braci, oraz która rzadko widziała blask słońca choć światło już tak. Jego fioletowe, można rzec świecące oczy obserwowały okolicę.

Jego wierny Warg idący obok niego jeszcze bardziej dodawał do atmosfery chęć aby spotkało go coś niezbyt miłego, w swojej branży był znany jako "Dziecko mroku". Najpewniej z powodu swej rasy i zwinności.

Spojrzał czy ma przy sobie swoje Ai’Nhie, z zadowoleniem stwierdził, że tak. Po dojściu do swego celu, czyli katedry zatrzymał się i spojrzał na swego pupilka.

- Zostaniesz tutaj. Jeśli ktoś chce ci zrobić krzywdę broń się. - Warg spojrzał tylko na swego pana który wchodził do budynku.

 

Echo kroków Yvanira rozchodziło się po całej katedrze, w towarzystwie tych pobożnych ludzi wyglądał jak jakiś rycerz ciemności. Ale mniejsza z tym, idąc tak spokojnie zauważył główną salę i masę ławek i stół. Przed ołtarzem zauważył dwóch ludzi, ale nie był pewny co do liczby.

Stanął gdzieś w kącie i zaczął wszystkich obserwować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sytrii szedł ulicami rozglądając się po ludziach. Nie wzbudzał wśród nich zbyt dużego poruszenia. Nie wyglądał zbyt strasznie. Jego kroki były słyszalne przez metalowe okucia. Kilka razy wywrócił jakiś ludzi którzy wpadli na niego nie patrząc przed siebie. Zostawił swą wiwernę poza miastem żeby nie wzbudzała zbędnej sensacji. - Highbeeth co? Miasto jak każde inne ale ma większe mury. Pff. - mruknął do siebie. Wreszcie dotarł do katedry. Skorzystał z jednych z mniejszych drzwiczek. Rozejrzał się. W jednym z kątów zobaczył jakiegoś mężczyznę. A przy jednej z ław jakąś kobietę. Przy ołtarzu jeszcze jednego człowieka który się modlił. Stanął pod ścianą niedaleko ołtarza i zaczął przyglądać się siedzącej przy stole kobiecie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Inge usłyszała kroki dwóch następnych ludzi. Rozejrzała się wokół siebie celem ich zlokalizowania i faktycznie, byli tu. Kobieta nie była pewna, czy takie wiercenie się w ławce przystoi. Miała swoich bogów, których ołtarze zostały za oceanem i nie była pewna tutejszych obyczajów.

Nie powstrzymała ciekawości i zdecydowała się na rzucenie okiem na nowo przybyłych. Jeden z nich stał w kącie, drugi pod jedną ze ścian i bacznie jej się przyglądał. Inge uśmiechnęła się przyjacielsko do obserwatora.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yvanir zauważył kolejnego wchodzącego mężczyznę, uważał każdego za kolegę ale nie przyjaciela. Zaczął chodzić w lewo i prawo myślać co teraz zrobić, czaszka jak wisiała tak dalej wisi.

Ostatnio elf ma ciężkie dni, ale musi się ogarnąć. Spojrzał poważnym wzrokiem na siedzących przy ołtarzu ludzi, nie lubiał takich miejsc ale nie ma i tak wyboru.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Thorvald powolnym, pewnym krokiem opuścił pokład niewielkiego stateczku, dotąd miotanego po większej części morza przez zmienne wiatry. Wciągnął zapach otoczenia, zapach nowego miejsca i, w pewnym sensie, nowego życia, przynajmniej na jakiś czas. Powietrze przesycone było bukietem zapachowym charakterystycznym dla portów wielkich miast, gdzie żyło wielu bogatych i jeszcze więcej biednych. Śmierdziało rybą, uryną, dymem oraz zwierzętami pędzonymi ku okrętom kupieckim. Mężczyzna rozejrzał się, ogarniając wzrokiem spichlerz, żurawia, kilka nędznych kramików wciśniętych we wnękę między budynkami oraz strażników miejskich, pilnujących porządku. Splunął, prawdopodobnie sprawiając tylko, że ten fragment miasta stał się nieco czystszy. Następnie skierował się ku majaczącej w mętnym, chłodnym powietrzu bramie.

 

Kiedy zbliżył się do niej, prędko zorientował się, iż krypa, którą się tu dostał została ewidentnie skierowana w złe miejsce. Przepuszczono go bez wielu formalności, choć zdecydowanie nie wyglądał na bohatera. Miał za to nieco za ciężką sakiewkę. Załatwiwszy tę sprawę, przy okazji dziwiąc się łatwości, z jaką udało mu się przekonać do siebie całkiem obcych ludzi, udał się do wyznaczonego miejsca, co jakiś czas mało przyjaznym głosem pytając przechodniów o drogę. Ci nie zwracali na niego uwagi większej niż na kogokolwiek wokół. Mimo ozdób, jakie z całą pewnością dałoby się przehandlować na coś dobrego, Highbeeth nie wywarło na Łowcy dobrego wrażenia. W jego ojczyźnie ludzie starali się współpracować ze sobą, nierzadko pomagali komuś, kto miał mniej szczęścia. Tutaj zaś wszyscy porozdzielali się murami. Jednak całkiem miło było zobaczyć miasto, które nie płonie.

 

Katedra była duża. Była bogata. I była przy tym nieznośnie cudza. Nawet w snach nie mógł jawić sobie okazji do zdobycia czegokolwiek, co się w niej znajdowało. Nie, nie bał się pomsty bóstwa, w które i tak nie wierzył, ani spasionych kapłanów. Ze zwykłej kalkulacji wychodziło, iż nawet przy pomyślnych wiatrach nie udałoby mu się pokonać straży miejskiej samojeden, zresztą po łowach czekała nagroda z pewnością lepsza niż jakieś kościelne świeczniki. Mąż wszedł do budowli z wysoko podniesioną głową, lecz też skorzystał z mniejszych drzwiczek, z pewnym trudem odnalezionych. Zakasłał głośno na powitanie, gdy w płucach osiadł mu ciężki, kadzidlany dym. Odczekał, aż oczy przyzwyczają się do oświetlenia. Wreszcie omiótł chłodnym, acz nie wrogim spojrzeniem ogromną salę. Trzech ludzi. Elf. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Łowcy oglądali się po sobie, każdy z innej części katedry i tylko jeden nie zwracał na nic uwagi, pochłonięty modlitwą do wszelkich znanych sobie bóstw, a w szczególności do Yr'a. Tedy dzwony ustały swój bój z żelaznymi sercami i nastała niepokojąca cisza, jednak nad wyraz szybko została przerwana dźwiękiem, starych, dębowych, ozdabianym złotem i srebrem drzwi. Przez te oto drzwi, prowadzące najwyraźniej do jakiegoś pomieszczenia służącego kapłanom podczas mszy, weszło trzech kapłanów. Nie byli to jednak typowi kapłani, nie... Oto na główną salę katedry weszło trzech kapłanów Ceadien, odzianych w białe szaty zdobione srebrnymi nićmi. Każdy z nich, mimo ogromnych i szerokich szat, był mocno umięśniony. Każdy z nich był śmiertelnie groźny, bowiem Yr był bogiem walki, walki o światłość. Każdy z kapłanów miał obowiązek dbać o swe ciało i duszę najlepiej jak potrafi, jednak katedr Yr'a było na świecie mało i ciężko było dojrzeć w wielkim świecie innych równie walecznych kapłanów.

Trójka ściągnęła swe kaptury ukazując kompletnie ogolone głowy. Najwyższy z kapłanów, stojący po środku podszedł do stołu i usiadł na jednej z dosuniętych do niego ław.

 

-Podejdźcie tu drodzy łowcy! Czas omówić wasze zadanie oraz zapłatę.

 

Skiną na każdego łowcę po kolei, pominął jednak prawię niezauważalnie łowcę klęczącego w modlitwie. Modlitwy bowiem nie wolno było przerywać, takie było boskie prawo Yr'a. A kapłani musieli się go trzymać, nawet jeśli modlitwę odbywał łowca. Pozostała dwójka kapłanów stała za swym siedzącym bratem, najwyraźniej jako ochrona, choć nie wykazywali żadnych wrogich zamiarów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yvanir zobaczył jak kapłani wchodzą do tego pomieszczenia, miał złe przeczucia bo oni nie wyglądali zbyt miło. Ale przemógł się podszedł do siedzącego kapłana, jednak stał dwa metry od niego. Przezorny zawsze ubezpieczony jak to mawiają, teraz tylko obserwował innych.

Ale na zapłatę był gotów, pieniędzy nigdy za dużo lub innych rzeczy. Tylko by nie były jakieś rupiecie, zaczął grzebać w kieszeni płaszcza szukając czegoś.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Frenagar, oparty o ścianę, otaksował wzrokiem kapłanów. Muskularni, odziani w kilka dni błogiego lenistwa. Słyszał o nich coś niecoś. Bić się umieją jak mało kto, oddani swemu bogu, czyli dobre chłopy. Wszyscy byli jednak kompletnie łysi. Mężczyzna pokręcił lekko głową, dumając nad dziwacznymi zwyczajami sług bożych, po czym usłyszał słowo "zapłata", odkleił się od ściany i swobodnie, bez lęku podszedł do stołu. Zamrugał, gdy usłyszał chichot jednego z łowców. Odwrócił na moment głowę w jego stronę tylko po to, by stwierdzić, że raczej się nie polubią. W ojczyźnie Thorvalda szaleńców wysyłano w morze na małej, dziurawej łupince. Związanych.

 

Stanął przed ołtarzem w lekkim rozkroku, skupiając się na mężczyznach w szatach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Również i opalony młodzian powstał z klęczek by dołączyć do reszty łowców.. Jego mięśnie w tym świetle, mylnie, wydawały się dwukrotnie silniejsze, a liczne tatuaże run wzmacniały ten widok. Młodzian miał wokół prawej ręki owinięty długi, obsiany w kolce łańcuch, z niewielkim ostrzem u końca. Z pod taśmy czarnego materiału, owijającego całą jego głowę widać było jasne żółte ślepia, jakby puste, wciąż pochłonięte w letargu modlitwy.

Kapłan raz jeszcze spojrzał po wszystkich zebranych, po czym zerknął na swoich towarzyszy. Najwidoczniej spodziewał się większej grupy, lub przynajmniej lepiej się prezentującej. Uwagi jednak pozostawił dla siebie, puszczając mimo uszu nawet słowa Sytrii'a (Nie wiem jak odmieniać, przepraszam z góry za błędy)

 

-Pierwszą rzeczą jaką się zajmiecie będzie zbadanie sprawy wilkołaka szwendającego się po nocach w dzielnicy nieludzi. Musimy wiedzieć czy się nadajecie. Na głowę przypadnie wam po pięćdziesiąt srebrnych monet jak się wam uda. -Tu kapłan raz jeszcze spojrzał na łowców. -Jednak dla dalszych zadań ważne jest byście dobrze współpracowali. Musicie się poznać i nauczyć razem polować. Ponadto wiemy że przybyliście z daleka, dlatego przygotowaliśmy dla was dwie balię z ciepłą wodą, byście się obmyli przed łowami i mogli się poznać. -Raz ostatni spojrzał po wszystkich łowcach i skiną ku jednemu z braci by ten mógł odprowadzić grupę ku sali gdzie mogli się obmyć jednak odezwał się ku łowcą lekko zamyślony. -Macie jeszcze jakieś pytania?

 

Jeden z pozostałych kapłanów odsunął się o krok w stronę drzwi z których przyszli. To najwyraźniej on miał odprowadzić łowców do kąpieli i pilnować ich rzeczy. Czekał jednak aż ci zakończą swoje rozmowy i ruszą za nim.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja mam pytanie. Kiedy nadejdzie czas na wykonanie zadania, jaśniepanie? - zapytała kobieta, wciąż się uśmiechając. Sprawiała wrażenie osoby, której uśmiech nigdy nie schodzi z twarzy. Zaraz po otrzymaniu odpowiedzi zamierzała zacząć zapoznawać się z pozostałymi członkami grupy, z którymi miała wkrótce współpracować. Cóż, nie wszyscy wyglądali na szczęśliwych. W jej mniemaniu byli wręcz strasznie ponurzy. Może to tylko sprawianie pozorów? Taką nadzieję miała Inge z rodu Brannów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yvanir spojrzał na kapłana, nie miał pytań więc skierował się na jakąś wolną ławkę. Był trochę głodny ale poradzi sobie, chyba. Musiał znaleść nowe znajomości, bo bez tego będzie kiepso. Poczuł już to wiele razy na skórze, często w negatywnym tego słowa znaczenia.

Teraz szukał wolnej ławki, jednak czemu się nie umyć. Szybko odwrócił się i czekał aż ich tamten zaprowadzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kapłan uśmiechnął się ciepło ku kobiecie i choć oczy jego zdradzały raczej surowość, lata męczarni i wyrzeczeń jakie musiał przetrwać, zdawał się być życzliwy.

 

-Wasze łowy rozpoczną się gdy już doprowadzicie się do porządku po podróży. -Kapłan wstał ze swojego miejsca i wskazał ręką ku jednemu ze swych towarzyszy. Wciąż był uśmiechnięty, choć nie pasowało to do jego surowych rysów. -Będziecie mogli zjeść, wypić i się obmyć. Jeśli trzeba to i kwatery się dla was znajdą.

 

Mężczyzna z nagą klatą, posłusznie, jakby na znak ręki kapłana, powstał z miejsca i ruszył w stronę wskazanego kapłana. Był zmęczony, podróżował bowiem już od miesięcy, a wcześniejsza rozmowa z kapłanami nie dodała mu sił. Teraz potrzebował chwili odpoczynku, by by skuteczniejszym w przyszłej walce. Wiedział też że będą musieli wpierw znaleźć owego wilkołaka, a nie będzie to łatwa sprawa, bowiem mógł to być każdy. Zdziwiło go jednak określenie "dzielnica nieludzi", bowiem w jego pustelni nie było dzielnic, a tym bardziej takiego zbiegowiska ludzi. Czuł się dziwnie, otoczony przez tysiące obcych mu istnień, z dala od domu. Był jednak pewien że tutaj jego pomoc przyda się bardziej i był gotów jej udzielić...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uch, balia wypełniona po samiutkie brzegi ciepłą wodą. Thorvald potrzebował tego po krótkiej przechadzce, jaką wcześniej odbył. Nie lubił tego miasta, kojarzyło mu się ze starożytnym, zdobionym statkiem, który próchnieje w bagnie od dziesięcioleci, podtrzymywany plugastwem, w którym się nurza. Lecz kiedy pomyślał jeszcze o posiłku, chłodnym piwie, czy co tam na niego czekało, by nie wspomnieć o pięćdziesięciu srebrnikach po pierwszym zadaniu, był gotów założyć, że przyjazd tu nie był takim durnym pomysłem. Udał się za kapłanem, kiedy tylko reszta się na to zdecydowała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yvanir zaczął czekać na zaprowadzenie ich na kąpiel, chciał się trochę umyć. A brudny był po podróży tu, ech marzył o tym. Ciekawe jak się ma jego warg, byle nic mu nie zrobili.

A teraz podparł się o ścianę czekając na to.

Edytowano przez Komputer
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.

Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...