Chciałem napisać, że antagoniści, którzy są źli, bo są źli, sprawdzali się może w grach komputerowych z lat 80. i 90. (Bowser porwał księżniczkę Peach i trzeba go pokonać, bo to buc; Eggman molestuje zwierzątka w lesie i trzeba go pokonać, bo to buc), ale teraz to jest wybitnie przestarzałe, dziecinne i kiczowate. Chciałem napisać, że czasy czarno-białych herosów i antagonistów odeszły w przeszłość wraz z rosnącą popularnością "Gry o Tron" i sagi o Wiedźminie. Chciałem napisać, że chęć rozpieprzenia wszystkiego powinna mieć jakąś motywację i że nawet niektóre motywacje (władza nad światem, bogactwo) przejadły się i że teraz trzeba nawet to komplikować - można np. takiemu antagoniście wymyślić jakąś pokręconą ideologię, w myśl której to on jest tym, który czyni dobro. Na przykład chce zrównać Equestrię z ziemią, bo nienawidzi cukierkowej, kiczowatej equestriańskiej architektury i chce rozpowszechnić w kraju modernizm, a nie ma do tego lepszych warunków niż powojenna odbudowa, poprzedzona zawaleniem się całego systemu wartości mieszkańców (hej, to wcale nie jest takie złe, może by tego gdzieś użyć...)
A potem przypomniał mi się Joker z "Mrocznego Rycerza".
On nie chciał pieniędzy. On nie chciał władzy. On nie szukał zemsty. On nie zabijał ludzi w myśl jakiejś pokręconej ideologii, według której miałoby to uczynić świat lepszym.
On po prostu chciał patrzeć, jak świat płonie.
I rany julek, jaki on był w tym diaboliczny. Jego pokręcona, ale wewnętrznie całkowicie spójna logika rozumowania, jego umiejętności planowania i fakt, że potrafił zmienić swoje plany o 180 stopni tylko dlatego, że akurat miał taką ochotę, a nawet fakt, że każdemu opowiadał inną historię o swoich bliznach - wszystko to składało się na jednego z najlepszych czarnych charakterów, jakich widziałem w kinie. On był nie tylko szalony, ale przede wszystkim zupełnie nieobliczalny - i to właśnie w nim przerażało najbardziej; nigdy nie było wiadomo, z czym teraz wyskoczy i czy nie ma jeszcze jednego asa (dżokera?) w rękawie.
Czyli, ostatecznie, zgadzam się: nie zapominajmy o antagonistach złych do szpiku kości.
(A Tirek był lepszy w G1, bo tam nie pokonała go żadna deus ex machina, tylko trzeba było go przechytrzyć).