Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie
Ależ ja mam mieszane uczucia. Z jednej strony, "Odrodzenie" to całkiem niezły film (o ile ma się niskie lub zerowe oczekiwania) i dobrze się go ogląda, ale rozczarowuje jako finał sagi. Wiedziałem, że ostateczne starcie nie dorówna Avengersom, ale i tak czuję niedosyt. Największą wadą jest zdecydowanie chaos oraz akcja pędząca na łeb, na szyję. Brakuje tu zwykłych rozmów, pokazania relacji pomiędzy postaciami, czy też wyjaśnienia co się działo od wydarzeń z Ostatniego Jedi. Niestety nie zabrakło naprawdę idiotycznych pomysłów.
Poważne spoilery!
Na szczęście nie zabrakło zalet. Po pierwsze, Kylo Ren przestał być "chłopcem w masce", i na nowo stał się prawdziwym, bezwzględnym "złodupcem". Po drugie, naprawiono przeszłość Rey. Teraz to ktoś znacznie więcej niż "córka meneli". Jej rodzice byli KIMŚ naprawdę istotnym Po trzecie - wróciły normalne pojedynki na miecze. Po czwarte, finałowa bitwa to powiew świeżości.
Także podsumowując - jest nieźle. Daleko od ideału, ale miło się go oglądało. Aha, dubbing jest całkiem niezły.