Obecnie gram w znaną wszystkim grę pod tytułem "The Elder Scrolls V: Skyrim" wersję podstawową bez DLC.
Tak, znudziło mi się bieganie z karabinem po Appalachach, więc postanowiłem, zamiast tego chwycić za łuk, miecz i pomordować parę smoków, gigantów, bandytów i wiele, wiele innych. Wróciłem do tej gry, bo najzwyczajniej w świecie zatęskniłem za prowincją Nordów, za walkami ze smokami, polowaniami w lasach i odkrywaniu tego pełnego potworów i magii świata. Jest to jedna z najlepszych gier mojego dzieciństwa, którą przeszedłem chyba z 6 razy i którą zapamiętałem jako niegdyś najlepszą grą, w jaką grałem. Skyrim niestety trochę (DOBRA. Bardzo) się zestarzał, ale mimo to... Nie powstrzymało mnie to przed dzisiejszą sześciogodzinną sesją, podczas której uciekłem z Helgen moim Khajiitem, rozprawiłem się z bandytami w paru lokacjach, odzyskałem złoty szpon oraz załatwiłem pierwszego smoka. Oprócz tego załatwiłem pięciu gigantów i 6 mamutów, by podkoksać sobie łucznictwo. Ogólnie... Mimo, że grę przed chwilą wyłączyłem, mimo że boli mnie już głowa, to czuję niedosyt i mam ochotę odpalić ją ponownie, by znów przemierzać pasma górskie, puszcze i majestatyczne łąki. Ach... Dobrze wrócić.
Pewnikiem jest to, że spędzę w tej grze dłuuugie godziny, podczas których zapewne będę eksplorował, walczył, polował, no i finalnie załatwię Alduina. Paskuda.
EDIT: Okej, myliłem się. Ta gra nadal wygląda ślicznie, mimo, iż to wersja podstawowa. Po prostu wydała mi się brzydka, bo... No, bądźmy szczerzy, lasy świerkowe, gdzie jest Rzeczna Puszcza (Riverwood) są po prostu brzydkie. Dopiero po przejściu do innych lokacji Skyrim pokazał swoje piękno. No i nie mogę zapomnieć o majestatycznych zorzach polarnych nocą. Kocham to