Rozdział I tomu II przeczytany.
Beware the spoilers!
No panie Zodiak, jestem autentycznie pod wrażeniem. Co prawda teoretycznie mógłbym się jak zwykle doczepiać, że zabrakło z pindzisinciu stron czystego światotworzenia, ale w tym wypadku byłoby to nieuzasadnione. Chociaż bowiem cały ów rozdział jest czystą, choć zróżnicowaną akcją, to przemyca na tyle dużo wiadomości o świecie, iż nawet taki malkontent jak ja jest w pełni usatysfakcjonowany. A to co się dzieje w rozdziale? Miodzio! Bardzo ładnie przedstawiony początek inwazji na domenę Trixie, a na dodatek widzimy go niejako z trzech, a nawet czterech czy pięciu szczebli. Dziecięca trwoga, przerażenie zwykłych mieszkańców, rosnące poczucie beznadziei żołnierzy na wysuniętym posterunku i w końcu poruszenie i satysfakcję głównych uczestników Wielkiej Gry z obu stron barykady. Każda z tych części ma swoje unikalne zalety i praktycznie wszędzie udało się uniknąć wad.
A chociaż wszystkie wspomniane szczebelki poznawałem z przyjemnością, to szczególnie dwa z nich przypadły mi do gustu. Pierwszy to rada królewska, gdzie dowiedziałem się sporo ciekawych rzeczy o królestwie, poznałem interesujące postacie, które nie zginęły od razu, no i dostałem sporą dawkę informacji o świecie ogólnym i nawet jego historii. Drugi zaś to opis ataku na fort. Przemyślany, trzymający w napięciu, odpowiednio dynamiczny, a jednocześnie przesiąknięty wspaniałym klimatem narastającej grozy. Poczułem się niczym dzieciak pierwszy raz widzący inwazję wilkołaków z Akademii Pana Kleksa - bardziej skomplementować już tego nie mogę.
Za ten rozdział należy się ocena celująca!