Tablica liderów
Popularna zawartość
Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 04/01/22 we wszystkich miejscach
-
Kuźdebeczka! Pomyliłem tytuły! Faktycznie! No nic. A więc jednak nie mam zastrzeżeń do tytułu. Bo faktycznie Spicy rzuca Fenrira a głęboką wodę. Ale jak już jesteśmy w temacie to po kolei: Na głęboką wodę to część historii w której poznajemy już świat Equestrii głębiej i to bynajmniej nie z tej lepszej strony. Kraj Celestii ma ogromne problemy z przestępczością, ale między innymi dlatego Fenrir jakkolwiek jest w stanie znaleźć sobie jakieś zajęcie. Powiedzmy sobie szczerze, że raczej z noszenia belek nie byłby zadowolony, a do pracy intelektualnej zbytnio się nie nadaje, więc praca najemnika wydaje się niczym spełnienie marzeń niestety im głębiej w las, a odwołując się do tytułu, im głębiej w wodę tym bardziej praca ta wydaje się najgorszym pomysłem wszechczasów. Opiekun naszego bohatera bowiem ciągle tylko trenuje Fenrira i to w podstawach. Nie pokazuje mu żadnych fajnych taktyk, ani kombinacji których można użyć, aby zdominować przeciwnika. W tym momencie na "szczęście" naszego bohatera na sceną wkracza Spicy. Ta klacz której z jakiegoś powodu nikt nie lubi, a przecież każdy wie, że waśnie takie kobiety są najlepsze. Ekhem... Znaczy w fikcji. Wracając. Spicy pomaga Fenrirowi ucząc go właściwej walki i organizuje mu przeciwników, z którymi w przeciwieństwie do tych których sobie wybierał, autentycznie wygrywa. Okazuje się jednak, że nie wszystko jest kolorowe, na ringach nie walczą kucyki bez problemów, a Spicy nie jest do końca tym za kogo się podaje. To jednak musicie przeczytać sami. Ponieważ opisy, styl i dialogi są nie tyle zwyczajnie warte tego, a wręcz TRZEBA je przeczytać. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. Tymczasem ja idę poczytać o kucu altruistce. Pocieszna klaczka. Kapablanka! Ps: Dołączam Ps'a aby pogratulować sobie ponad stu postów na forum. Czasami przecież trza się nacieszyć z osiągnięć!1 point
-
Zacznijmy od tego, że nie do końca podoba mi się tytuł. Po pierwsze spodziewałem się, że wracamy do Fenrira, który znalazł się jakimś sposobem na oceanie, a tak oczywiście nie jest. Po drugie akcja w ogóle nie dzieje się na wodzie. No i po trzecie rozumiem, że miało to być te... No to takie... No że nie chodzi o dosłowne znaczenie, ale ukryte. Oczywiście możemy uznać, że Gleipnir znalazł się na głębokich wodach, jednak czuję, że można by to opisać lepiej, chociażby "Na głębokie wody" według mnie już trafniej opisuję akcję, ponieważ zanim nasz bohater zacznie naukę na serio zostajemy właściwie wyrzuceni z tej historii. To taka moja mała dygresja na początek. Wracając do fanfika i zostawiając w spokoju biedny tytuł. Akcja dzieje się parę lat po opuszczeniu przez Fenrira Neighfordu. Gleipnir jak to było wspomniane już w poprzednim opowiadaniu praktycznie do niczego się nie nadaje, ale sam wolałby uczyć się magii, niż próbować udowodnić, że jednak się do czegoś nadaje. Jego mama wiedząc o tym aż za dobrze pociąga za parę sznurków i zapewnia swojemu synkowi miejsce w szkole magii. Tutaj wszystko wydaje się iść łatwiutko. Ojciec mówiący tylko, że Gleipnir lepiej by się handlu uczył, albo jakiś inny interes ogarnął się zgadza, a wszyscy inni dają mu poparcie (znaczy z rodziny, bo reszta miasta ma to gdzieś). Ostatecznie nasz ogier trafia do szkoły, ale nie jest to bynajmniej opowieść niczym z Hogwartu, a coś bardziej przyjemnego. Ośmielę się nawet powiedzieć, że nasze oczekiwania są zdeptane, pogniecione, zmielone przez psa i wydalone z jego drugiej strony. Spodziewajcie się raczej opowieści rodem z polskich, czy innych, ale nadal dających w kość szkół. Pomijając fabułę fanfik cały czas trzyma poziom. Czyta się przeprzyjemnie i nie ma powodu by się wściekać na tę parę błędów (których z jakiegoś powodu nie mogłem zaznaczyć, pewnie problem z czytaniem na fonie). Postacie i świat przechodzą ewolucje i są tak wiarygodne jak tylko się da, czyli w tej kwesti 10/9. A więc co? Tylko czytać? Właśnie tak! Zapraszam!1 point
-
Wszyscy piszą komcie, piszę i ja... czy jakoś tak. W każdym razie w sumie od... no przynajmniej odkąd zobaczyłem, że Sun skomentował stwierdziłem, że w sumie chciałbym ten ficzek przeczytać. W końcu to jedno z nielicznych tłumaczeń Królewskich Archiwów Canterlotu, w którym nie brałem udziału i... tak jakoś wyszło, że wcześniej chyba w ogóle go nie czytałem. Albo zdążyłem kompletnie zapomnieć. A jak przedstawia się samo tłumaczenie? Cóż, moim zdaniem problem z "wstrząsem mózgu" nie jest aż taki duży, bo w końcu Twilight mogła jeszcze w tym wieku dokonać takiej pomyłki, ale... własnie w jakim właściwie ona jest wieku? Czasy gdy uczyła się u Celestii to jednak dość spora rozciągłość czasowa, a tu mamy z jednej strony fragmenty dugerujące raczej początek tego okresu (miejscami mocno dziecinne zachowanie, czy po części sposób wyrażania "rajusiu" kojarzy mi się jako wręcz stereotypowo "dziecięcym" sposobem wyrażania się) a z kolei inne miejsca zdają się sugerować jednak czas nieco późniejszy (czy dajny na to 10-11 letnia klaczka wypijałaby taką masę kawy? Choć z drugiej strony kto wie co Twilight mogłaby wymyślić... ackolwiek to ukazanie z jaką łatwością posługiwała się magią sugeruje, że trochę czasu musiało minać od tego jak jej zdolności się "odblokowały". I jakoś nie chce mi się wierzyć, by malutka Twilight miała tak negatywne zdanie o szlachcie jak w tym fragmentcie: "Szlachcice zawsze znajdują w tych książkach jakieś dziwne, stare luki [...] aby dostać, czego chcą!" - generalnie ten antyarystokratyczny akcent zdecydowanie należy zapisać opowiadaniu na minus - szczególnie, że wydaje się, iż takie coś wiedziałaby dopiero po dłuższym czasie bytności w zamku...) Choć nie zaraz... faktycznie dopiero jak teraz odszukałem ponownie ten fragment o czasie jej pobyty w zamku i mamy powiedziane o czterech latach... no daje nam to dość jednoznaczną odpowiedź... i w sumie chyba sensowną. Twily wciąż jeszcze mała (jakieś... 12 lat?), ale mogła już nabrać nieco doświadczenia w magii i zorientować się nieco w tym co się dzieje na zamku. Czyli jest plus za spójność. Ale wracając do tłumaczenia to właśnie niektóre fragmenty zdają się wypadać... dość niezręcznie. Najbardziej rzucił mi się w oczy "to był jej szesnasty kubek dzisiaj" ten szyk... brzmi źle(aż się dziwię, że Mid to przepuściła...). Zwłaszcza to końcowe dzisiaj, choć tak na szybko nie wiem jak bym to poprawił. I zastanawiam się jak Twilight liczyła dzisiaj, skoro nie spała od 2,5 dni... Generalnie jednak nie jest źle, a w każdym razie przez większość czasu strona techniczna nie przeskadzała w cieszeniu się opowiadaniem (tylko ten fragment z upadającą piłką był dziwny... brzmiało to trochę jakby Twilight chciała... wrzucić głaz na piłkę, a nie o to chodziło w zadaniu... będę chyba musiał zajrzeć do oryginału jak to wyglądało, bo teraz czytałem sam polski tekst). A jest się czym cieszyć. Fakt, nie ma tu nic odkrywczego, żadnej intrygującej fabuły, ciekawych konceptów światotwóczych, zwrotów akcji itd. Ale to nic nie szkodzi, bo nie o to przecież chodzi w lekkiej komedyjce, dla której serialowość jest tylko zaletą (generalnie wiarność kanonowi jest zaletą, niestety przez większośc mocno niedocenianą:() - w dodatku to idealne tło dla właśnie najlepszego humoru - niewinnego, lekko hermetycznego i niezbyt nachalnego (mam wrażenie wiele opowiadań komediowych próbuje być śmieszne cały czas, przez co nie dość że przyjmują zwykle cyniczny, parodystyczny stosunek do świata przedstawionego i/lub materiału źródłowego to jeszcze przez przeładowanie "humorem" całość wypada raczej żenująco a tylko momentami zabawnie) - było wiele momentów przy których mocno się uśmiechnąłem (Twilight stwierdzająca, że jak nie może znaleźć kryzysu narodowego to sobie go stworzy(aż się Lekcja Zerowa przypomina), Shining myślący, że jak Twili się nie uczyła to musi mieć gorączkę, Twilight dla której szkoły są święte i która nie "skrzywdzi" książki jak zła by na nia nie była oraz generalnie parę klasycznych kucowych żartów, które jeśli tylko są dobrze wykonane - a tu były - to mnie zawsze śmieszą). Zabawne było też jak Celestia "załatwiła" Twilight, twierdząc, że nie może zawiesić spotkań dworu, skoro już nie rządzi... na co oczywiście nasza Twili znalazła kontrę, ale i tak zza kulis Celestia dała radę pokrzyżować jej plany. Razem z końcową (i w sumie bardzo mądrą oraz myślę mocno dziś potrzebną) "lekcją przyjaźni" na koniec: „pomyśl, czy to, co robisz, jest słuszne, nawet jeśli jest miłe” tworzy to bardzo przyjemną i w sumie nawet wartościową całość. Gdzie wierność oddania charakteru i realiów tylko dodaje smaku. Choć trochę jednak zastanawia mnie to, że Celestia faktycznie pozwoliła na to by jeden dzień "przejąć władzę"... chyba, że tak naprawdę tą końcową myśl "Może jednak powinnam uczyć ją polityki. Byłaby z niej świetna księżniczka." Celestia miała w głowie od samego początku (być może z początku tylko podświadomie... wiecie taka alikornia intuicja, prawie jak w Lyokoverse) i dlatego na to pozwoliła. No i zastanawia mnie co takiego ciekawego się działo te 4 wieki temu...1 point
-
Witam wszystkich, oto przybywam i prezentuje wam tłumaczenie Fanfika "The Mare Who Once Lived on the Moon". Jest to iście wspaniały fanfik, klimatyczny. Niezmiernie muszę podziękować Sunowi za wszelką pomoc przy tekście. Tak czy inaczej zapraszam serdecznie do czytania! Następne rozdziały będę starał się tłumaczyć w miarę możliwości, więc spokojnie :). Opis: Oryginał: "The Mare Who Once Lived on the Moon" Autor: MrNumbers Tłumaczenie: RedMad Konsultacje i pre-reading: @Sun Korekta: @Grento YTP, @Gandzia Klacz, która żyła na księżycu Rozdział 1: Klacz, która żyje na księżycu Rozdział 2: Farmerka, która buduje Rozdział 3: Klacz, która biega na Księżycu Rozdział 4: Szalona klacz, która odkrywa1 point
-
Witam. Przybywam do was z tłumaczeniem. Proszę, pomimo, że jest to HiE, to warto przeczytać. Przy tłumaczeniu sporo zabawy i błędów, jednak jest to moje pierwsze poważne tłumaczenie. Bez zbędnego przedłużania, zapraszam do lektury! No i z góry dziękuję Dolarowi za pomoc i rady. Mam nadzieję, że da się to czytać. No i oczywiście Wilczce za korektę. Opis: Oryginał: "Saddles" Autor: RainbowBob Tłumaczenie: RedMad Konsultacja dot.tłumaczenia: Dolar84 Korekta: Wilczke "Weź ze mnie swoje cholerne kopyta, zboczony koniu!"1 point
-
[Sad] Autor: K.R.E.D.K.E Wielki biały konik otwiera oczy i podrywa się do góry. Pyszczek ma otwarty, jakby chciał krzyczeć. Nic jednak nie słychać. Nic a nic. Boi się. Ona się boi. Jej ogromne oczy świecą w ciemności. Potrząsa głową odganiając zły sen. Co noc, zawsze śni się jej to samo. Fanfik zajął I miejsce w konkursie „50 Twarzy Celestii” WIELKI BIAŁY KONIK1 point
-
Jest, wreszcie jest kolejny rozdział jednego z najlepszych fików jakie czytałem. Co więcej, jest to jeden z chyba moich ulubionych fragmentów. B o ile nie lubię Pinkie to tu jest najlepsza kreacja Pinkie jaką w życiu widziałem. Jej potencjalne szaleństwo zostało tak zmodyfikowane i ukierunkowane, że aż wspaniale się to czyta. Ponadto, autor odrobił zadanie z historii techniki i historii elektrycznosci na szóstkę z plusem, tworząc soczysty klimat steampunku i wspaniałe widowisko dla czytelnika. Sama Twilight też jest tu świetnie opisana. Razem ze swoimi przemyśleniami, wątpliwościami i zaskoczeniem związanym z dziełami Pinkie. Bo nawet tak tęgi i wszechstronny umysł, jak ten, należący do nadwornego filozofa księżniczki Celestii i amatora wszelkiego rodzaju nauki, potrzebuje chwili by uświadomić sobie to z czym obcuje w warsztacie Pinkie Pie. Do tego całość spotkania okraszona jest naprawdę dobrymi opisami. Zarówno otoczenia, jak i przeżyć i przemyśleń Twilight. Świetnie współgrają z treścią i tworzą wspomniany już przeze mnie klimat. Ciężko mi tu powiedzieć coś, by nie zaspoilerować nawet odrobiny i nie zepsuć zabawy czytelnikom. A nie chciałbym tego robić, bo ten rozdział jest naprawdę sążnisty. Pamiętam nawet, że gdy pierwszy raz czytałem ten rozdział (jeszcze w oryginale), czułem prawdziwe ciarki na plecach i pełne podekscytowanie. Czekam na więcej tego cuda.1 point
-
Przeczytane. Przyjemna, lekka, lecz nie wybitna komedyjka na raz. Ot taki tekst dobry by się odstresować. Oparty na dość klasycznym, lecz nie aż tak wyeksploatowanym motywie jakim jest nauka małej Twilight. W tym odcinku ta klaczka chce spędzić więcej czasu z Celestią. Postanawia więc zorganizować zamach stanu i przejąć władzę. Co może pójść nie tak. Oczywiście prowadza swój plan w życie, poprzedzając go odpowiednimi studiami, udaje jej się, następnie wszystko idzie nie tak i na końcu mamy lekcję przyjaźni i szczęśliwe zakończenie. Może i to schematyczne, ale poprowadzone całkiem przyjemnie i poczytnie. Sam humor też daje radę. Może nie będzie człowiek tarzał się ze śmiechu, ale z pewnością nastrój mu się poprawi. Mnie na ten przykład najbardziej rozbawiła scena powrotu Celestii, a raczej jej słowa Całkiem dobrze są też zrealizowane rządy nowej władczyni. Ta prostota w rozwiazywaniu problemów, pomijanie obaw i konsekwencji, oraz skłonność do wykorzystywania innych... (Twilight chyba była skłonna zrobić z Rarity niewolniczkę), przyznaję, bardzo przyjemnie zrobione i bawi. I w zasadzie, w swej zabawności nie odbiega chyba od sposobu myślenia dzieci. A przynajmniej, czytelnik cały czas ma wrażenie, ze obcuje z dzieckiem na tronie. Co do postaci, to wydają mi się być jak najbardziej poprawne i typowe. Nie robią absolutnie nic, czego bym się nie spodziewał i w tym tekście to się chwali. Twilight jest typowym, oczytanym dzieckiem, które chce spędzać więcej czasu z Ceśką a Ceśka jest typową, wyrozumiałą nauczycielką jaką znamy z serialu. Nic zaskakującego, ale przecież nic tu zaskakiwać nie musi No i kwestia tłumaczenia, o której wspomnieli moi poprzednicy. O ile mi osobiście nie przeszkadza użycie wstrząsu, zamiast wstrząśnienia, bo Twilight mogła nie znać różnicy, o tyle zgodzę się, że w kilku miejscach można było troszkę lepiej zbudować zdania. Aczkolwiek nie ma tego zbyt wiele i nie przeszkadza to szczególnie w lekturze. Osobiście, jestem skłonny polecić, ale nie jakoś szczególnie mocno. Ot dobry tekst na chwilę odprężenia między jednym zajęciem a drugim.1 point
-
Zaczyna się niewinnie, ot Celestia kładzie Lunę do snu, a jednak nawet temu wręcz zbyt prostemu i codziennemu momentowi towarzyszą silne emocje. Poznajemy myśli i uczucia księżniczek zaraz po powróceniu Luny z księżyca i wcale nie są to te dobre uczucia. Nie ma uścisków, nie ma całusów, nie ma objadania się ciastami i walk na poduszki, nie ma nawet wspólnego segregowania dokumentów, jest tylko smutek który dręczy Celestie i zagubienie Luny w nowym świecie po tym jak wszystko się zmieniło. Poza rozwojem postaci autor raczy nas odkryciem rąbka tajemnicy, tajemniczej natury alikornów. Jak to się stało, że Luna zamieniła się w Nightmare Moon? Dlaczego Celestia też może obawiać się podobnej przemiany? Nie dostaniecie bezpośredniej odpowiedzi, jednak na pewno jeżeli się wczytacie, to powinniście zrozumieć przekaz. Najważniejsze jest jednak zakończenie... Niepokojące, dające ulgę, zastanawiające, przerażające i jeszcze długo mógłbym wymieniać. No bo co ma na myśli Luna? Chciałaby raz jeszcze zostać tą złą wersją siebie? A może chce okazywać więcej emocji i ich nie zamykać? Może chodzi o coś zupełnie innego? Tyle pytań i brak odpowiedzi. A! No i fik ma ponad sto słów! Zróbcie sobie koniecznie filiżankę herbaty i weźcie chociaż dwa cukierki do lektury! odcinek 31 point
-
EMMMMM... Więc tak... To nie tak że się poddałem. Po prostu forum mi nie działało, ok? Wracamy jednak i postaramy się komentować codziennie, bo w sumie czemu nie, skoro już mi działa? Tag [comedy] wytrąca tutaj nieco z zainteresowania. Zaczynamy bowiem od dość dramatycznej sceny i opisu nadkuczego wysiłku z którym mierzy się Celestia w tym fiku. Wprost powiedziane jest, że trzyma się na ostatkach sił i na granicy wytrzymałości tak fizycznej jak psychicznej. Spodziewamy się jednak śmiesznego zwrotu akcji, który pokaże nam, że właściwie to nic takiego sie nie dzieje, więc nie czuć napięcia. A wszystko przez jeden tag! Widzimy tutaj jednak naprawdę silną wolę i zmagania władczyni. Widać, że robi co może, walczy sama ze sobą i swoimi ograniczeniami wszystkimi możliwymi środkami i nie zamierza się poddać. Podoba mi się ukazanie Celestii z tej strony i pokazanie, że sama również musiała coś robić i nie we wszystkim mogła wysługiwać się Twilight. O jakiej misji, czy też walce mowa? To już powinniście sprawdzić sami, ponieważ napisanie tego byłoby ogromnym spoilerem do odcinka. Odcinek 21 point
-
Khem, khem. Zamysł jest prosty: Jeden komentarz na jeden dzień. Tak więc tego... Historia zatacza koło, czy jakoś tak Podoba mi się budowa świata w pierwszym odcinku. Powoli, bez pośpiechu i własnym tempem. Świetnie tutaj wypada także budowanie napięcia od samego początku, aż do końcowej puenty. Świetne nawiązanie do prawdziwych wydarzeń w naszym świecie i przerobienie ich tragicznych skutków na komediową formę przekazu tylko sprawia, że chce się czytać dalej, a czytelnik śmieje się, bądź chociaż uśmiecha nad ciekawostką. Sama tajemnica, czyli główna fabuła rozdziału jest za to interesująca sama w sobie, bo co może się znajdować, bądź dziać w jednym pokoju, aby odizolowywać go całymi hektarami sześciennymi zaklęć? Dlaczego wstęp ma tam tylko jedna klacz poza samą mieszkanką i dlaczego tylko kiedy lokatorka akurat nie śpi? Co? Chcesz wiedzieć? TO ZAPITALAJ DO CZYTANIA! To nawet jednej strony nie ma gościu . PS: Jako że Antyprzygody mają... 148 odcinków, to dodam na końcu każdego komentarza numer odcinka, aby się nie domyślać o który konkretnie chodzi. Odcinek 11 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+01:00