-
Zawartość
1041 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
33
Wszystko napisane przez Talar
-
Dopiero teraz znalazłem czas i chęci aby zamiast pisać pracę inżynierską, której i tak nie piszę, nadrobić sobie ten specjał. I szczerze utwierdził mnie on w przekonaniu, że Equestria Girls ogląda mi się lepiej, niż regularne kuce. Podejrzewam, że głównie odpowiada za to łatwość w wyrażaniu emocji ludzkich odpowiedników mane6, niż tych kucykowych; czytaj są słodsze. Widok bawiącą się każdego dnia o poranku Rarity ze Spikiem zalewał mi serce miodem, a to jedynie jeden przykład z wielu. Poza tym, mam wrażenie że ubranka naszych bohaterek sprawiają, że lepiej się na nie patrzy niż ciągle te same gołe oraz gładkie kuce. I najważniejsze, Sunset Sunset Sunset! W sumie to głównie ona jest tutaj na ekranie i uważam to za największy plus, bo ani na sekundę nie odczuwałem znużenia, bo to zdecydowanie najlepiej zrobiona postać w całym MLP w ogóle. Każdy jej akt, każdy gest i tekst jest dla mnie na wagę złota, począwszy od ironii (na wieść od Twilight o tym, że znowu jakiś artefakt magiczny działa w okolicy odpowiada "Lucky me" z tak idealnym tonem głosu i wyrazem twarzy, że tylko wzdychać idzie 20:27), poprzez złość (I HATE CHURROS!" 28:52) aż po radość (praktycznie cała scena, jak Susnet gania z Pinkie za rękę po całym tym festiwalu, cała uradowana i ciągle się śmiejąc sprawiła, że uśmiech mi nie znikał z gęby). Bez wątpienia ta postać to czyste złoto i ciężko nie odrywać od niej wzroku, a sam specjał tylko za to, że to ona gra głównie skrzypce na wejściu z 7 punktów dostaje. Fajnie też było zobaczyć z powrotem Dazzlinig, czyli chyba moje ulubione villiany z całego uniwersum. Owszem, zahaczyły one jedynie na krótką chwilę, ale cieszę się, jak potoczyła się ich historia. Nadal są złe i mają swoje zamiary, ale poprzez to, że przegrały nie ma szans na ich realizacje, o czym dobrze wiedzą. Są skazane na życie na tym pazernym świecie i jakoś w tej nędzy starają się przeżyć. Nie napastowały Sunset tekstami typu "zapłacisz za to!" albo "jeszcze tu wrócimy!", a nawet uświadomił naszej bohaterce, że to z nią jej coś nie tak, a nie z całą resztą, jak to sobie wmawiały. Choć do teraz nie wiem, czy śpiewały one z playbacku, czy jednak wyrobił sobie głosy, to bardzo cieszę się, że choć na chwile mogliśmy znowu Dazzlingi ujrzeć oraz usłyszeć i choć nie spodziewam się ich więcej, to nie pożałuję kolejnego ich występu, a ten jeden i tak doceniam. Co do reszty, to fabuła w EQ zawsze była dla mnie drugorzędna, a specjał ten nie jest wyjątkiem. Choć sam fakt powtarzalności dnia letniego jest pomysłem trafiony, to główna intryga z cofającą czas kapelą nie zrobił na mnie wrażenia, no ale jak już mówiłem, mało mnie to obchodzi. Humor natomiast głównie wynikał z obecności naszej słonecznowłosej bohaterki, ale o tym już pisałem. Obrywanie każdego dnia wiosłem w tyłek od Rainbow Dash, aby ostatniego dnia wykonać zgrabny unik było... nice ( ͡° ͜ʖ ͡°). Pan ochroniarz to mini bohater odcinka, a komentarz Rarity odnośnie występu Dazzlingów jakimś sposobem mega mnie zauroczył w 22:31 (Tabitha St Germain kocham Cię). W sumie szkoda, że poza Pinkie i okazjonalnie Twilight, reszta mane6 nie robiła absolutnie nic, no ale czas spędzony z Sunset nie dość, że jest ograniczony, to i tak więcej wart niż reszty bohaterek imo. Reasumując, specjał fajny, bo wokół fajnej postaci się kręci. Jednak to nie wszystko, bo scenarzyści i reszta ekipy odwaliła kawał dobrej roboty, chociażby ze względu na to, że nie spartaczono tu nic. Wiele momentów było zabawnych, inne były uroczę, a w ogólnym rozrachunku wychodzi bardzo przyzwoicie. Owszem, Dazzlingów nigdy za wiele, ale dobre i to, że chociaż z piosenką się pojawiły. Tak czy owak, było super. 8/10
-
Dzięki zwiększonym dochodom, sprawiłem sobie drobne prezenciki: Buty: Słuchawki: Klawiatura: Myszka: I krzesło do kompa:
-
-
Z reddita: Serio wygląda to dużo lepiej niż oryginalne rozwiązanie ech...
-
Mode nie bij, ale to jest XD w uj
-
Lubię, a raczej muszę :I Lubisz budyń? pozdro dla kumatych
-
Można prosić o link do arta?
-
Ulga
-
Finał! Ostatni odcinek czwartej generacji serialu My Little Pony o podtytule Friendship is Magic. Odkąd zacząłem oglądać ten serial, a było to dokładnie 8 lat temu, pod koniec września 2011 roku, zawsze uważałem koniec tego show za coś zbyt odległego, aby sobie tym głowę zaprzątać. Wolałem myśleć, że okres ten będzie trwać wiecznie i nie ma co rozmyślać nad czymś, co będzie problemem mojego przyszłego ja, a nie teraźniejszego. Dopiero po ogłoszeniu, że sezon 9 ma być ostateczną serią odcinków zdałem sobie sprawę, że przyszłość powoli staje się teraźniejszością. Że wszystko się kiedyś skończy i również będzie tak z tym serialem. Serialem, który towarzyszył mi praktycznie od początku okresu mojego dojrzewania, przechodzenia z biologicznego dziecka w dorosłego (kiedy zacząłem oglądać kuce, miałem akurat 14 lat, a dzisiaj 22). Życie się pozmieniało, tak jak i sam serial się zmieniał, niestety dzisiaj jedno z nich się kończy, a drugie trwa dalej ヽ( ಥ﹏ಥ)ノ Jak więc kończy się ta historia? Co ujrzałem na rozdrożu, na którym każdy skręca w inną drogę? Szczerzę powiem, że nie był to przeze mnie spodziewany widok, ale z upływem czasu doceniłem go Finał bowiem skupia się na czymś, co nie było kwestionowane przez bodajże całą egzystencje serialu: czy w ogóle warto bawić się przyjaźń, kiedy można robić coś innego? Czy warto poświęcać czas innym, kiedy można robić wszystko samemu? Po co wysilać się nad czymś, co na koniec dnia okazuje się być tylko tymczasową rozrywką? Bo w końcu np. idziesz do przyjaciela, spędzasz z nim czas raczej na zabawie, a potem wracasz do domu i jesteś sam, a przecież można było cały ten czas spędzić na rozwijaniu i samodoskonaleniu samego siebie. Jakby na to popatrzeć z tej strony, to każdy z villaionów gardził przyjaźnią bo jej nie rozumiał, a moment w którym ją pojął, choćby częściowo, stawał się chwilą ich nawrócenia. Tutaj pojawia się wątek, w którym to osoba, która o przyjaźni coś tam wie, zaczyna kwestionować jej sens oraz bilans korzyści z niej wynikający. Osobiście sam od dłuższego czasu borykam się z takim problemem, bo mój introwertyczny umysł karzę mi siedzieć w domu i myśleć tylko o sobie, choć z głębi serca odczuwam, że przyjaźń, miłość oraz wszelkie towarzyszące ludzkiemu gatunkowi uczucia są magią tego świata, która stanowi prawdziwy sens życia. Z tegoż właśnie powodu sama tematyka finału, ten tytułowy ostatni problem, z jakim zmierzyć się musi nasza nowa bohaterka jest mi bardzo bliski i w pewnym stopniu chwyta mnie na serce, jednocześnie zmuszając umysł do przemyśleń. Pod tym właśnie względem The Last Problem, zarówno dosłownie sam odcinek jak i jego problematyka, są zdecydowanie najbardziej realną i najbliższą mi tematyką, jaką ten serial poruszył. Jak na finał, to uważam że cel został osiągnięty, a sam epizod dopiął swego i w moim mniemaniu jest on najbardziej wartościowy ze wszystkich, jakie były. Kolejna bardzo ważna kwestia, jaką porusza ów finał jest to, że nic nie jest idealne oraz nic prawie nic nie trwa wiecznie, bo wcale nie musi. Żadna z naszych bohaterek nie umiała sobie poradzić z nadchodząca zmianą, a próba samodzielnego rozwiązania sprawy jedynie wszystko pogorszyła. Niepohamowana chęć bliskości sprawiła, że nasze bohaterki postanowiły "przeżyć to razem", co również nie skończyło się dobrze i koniec końców sprawiły, że wielka koronacja Twilight stała się wielką klapą. Jednak nie jest to ważne, bo tak na prawdę to wszystko nie ma żadnego znaczenia. Parafrazując chyba najlepiej napisaną i najbardziej głęboko piosenkę z uniwersum MLP "wszystko kiedyś przeminie, a przyjaźń pozostanie wieczna" ~ Friendship Through the Ages i zamiast słowa przyjaźń można tu wstawić również wiele pozytywnych uczuć oraz wspomnień. Koronacja nowej księżniczki wypadła jak wypadła, bo każda z mane6 tak bardzo bała się o dalsze losy uczuć, jakie im towarzyszył od czasu przybycia Twilight do Ponyville, że nie potrafiła dokonać właściwiej decyzji. I cała ta nieudana uroczystość była najlepszą rzeczą, jaka się przydarzyła naszym głównym postaciom, bo utwierdziła je wszystkie w przekonaniu, że choć na pewno nie są idealne, to ich motywacją jest próba utrzymania wszelkich uczuć, jakie je wszystkie wiążą, jak najdłużej. Koronacja była i minęła, a emocje oraz przywołujące jej wspomnienia pozostaną tak długo, jak istnieć będzie czas. Serial ten istnieć będzie tak długo, jak istnieć będą jakiekolwiek emocjonalne więzi pomiędzy fanami a tym tworem. Bo choć oficjalnie My Little Pony: Friendship is Magic dobiegł końca, to nasza pamięć oraz odczucia, które z nim łączymy, pozwolą mu trwać tak długo, jak tylko zapragniemy. W taki właśnie sposób postrzegam cały ten segment, w którym Księżniczka opowiada o tym, jak w niepozornie głupi sposób przyjaźń jej z resztą bohaterek zagruntowała się na dobre; na zawsze. Osobiście uważam, że nie mogło być lepszej historii z lepszym morałem na koniec całej serii, niż właśnie tak. Zadziwiające jest dla mnie, jak bardzo człowiek odkrywa samego siebie i swoje odczucia, próbując przelewać swoje myśli na pismo. Ile emocji i refleksji wywołuje próba opowiedzenia tego, co ma się w głowie, choć dotychczas nie zdawało się o tym sprawy. Polecam taką terapie, bardzo pomaga poukładać myśli Tyle tematem samej "otoczki" tego sezonu, która z miejsca winna gwarantować mu ocenę 11/10, za bycie najgłębszą analizą przyjaźni, jaką chyba w życiu widziałem. Jednak seriale mają to do siebie, że nie wystarczy je zrozumieć, ale też jednak trzeba je oglądać, a pod tym względem epizod ten nie jest ideałem. Choć samą idee szanuję aż po grób, przeżycia przeszłej Twilight odnośnie rozstania są niezbyt ciekawie przedstawione, bo powiewają nudą. Sama koronacja natomiast jest mocno niesatysfakcjonująca i choć oczywiście tak miało być i jest to zdecydowanie dobry zabieg, to wszyscy mieli raczej znacznie wyższe oczekiwania co do takiego wydarzenia, które koniec końców przyprawia o lekkie zażenowanie. Żałuję, że wciąż los wielu postaci pozostaje zagadką, a chyba każdy po odcinku w stylu "20 lat później" oczekiwał właśnie wyjaśnień, w jaki sposób życie im wszystkim się potoczyło. Nowa Twilight wygląda nieco nudnawo, choć idzie przywyknąć, natomiast desing Spike'a mocno kuję w oczy i po prostu źle się na niego patrzy, szczególnie w połączeniu z wciąż dziecinnym głosem. Wątek który nie został wytłumaczony to magiczne drzewo-rezydencja w lesie, a szkoda. Osobiście bardzo forsowałbym pomysł, aby na ten szczególny odcinek dać inne intro, być może przybliżające nieco losy postaci oraz osobną piosenkę na napisy końcowe, albo chociaż zaśpiewaną przez główne bohaterki w nieco inny, spokojniejszy sposób. Jednak wszystkie te minusy to drobne sprawy, a odcinek ten wciąż ma kilka dobrych kart w ręce. Sam motyw, w którym to teraz Twilight jako Księżniczka naucza swoją najlepszą studentkę odradza wspomnienia o pierwszym sezonie kuców oraz o pierwszych przygodach naszej legendarnej szóstki. Luster, bo takie imię nosi najlepsza studenta Twilight, jako znaczek ma zachodzące słońce, co sugeruje nam połączenie dwóch najlepszych uczennic Celestii, Sunset Shimmer z promienistym słońcem oraz Twilight Sparkle, której znaczek co prawda ukazuję gwiazdy, to imię kieruje nas w stronę zmierzchu, czyli zachodu słońca. Jakim kucykiem, jakim uczniem oraz jakim przyjacielem Luster się stanie, to zależy jedynie od naszej wyobraźni. Wątki naszych głównych postaci są w moim odczuciu satysfakcjonujące i składają się na nie: Applejack: przejęła po zmarłej Granny Smith chustę na szyję i nadal mieszka na rodzinnej famie, wraz z Big Mackiem i jego żoną Sugar Belle oraz ich dzieckiem, dorosłą Applebloom oraz już siwą Winoną, która również dorobiła się potomstwa. Rainbow Dash: najpewniej, choć nie jest to dosłownie powiedziane, żyję razem z Applejack, a sama jest instruktorką u Wonderboltsów. Fluttershy: nadal robi to, co kocha, czyli opiekuje się zwierzętami wraz z pomocą jej najpewniej męża, czyli Discorda. Angel natomiast nabawił się sporego potomstwa. Pinkie Pie: Nadal mieszka z cukierni i choć samych właścicieli nie widzieliśmy, to ich dzieci świetnie dogadują się z nią, z jej mężem Cheese Sandwichem (który dla mnie był zbyt oczywistym wyborem, ale nie jest źle i tak) oraz ich córką, lil Cake. Gummy natomiast urósł jak na drożdżach, choć wciąż jest całkowicie niegroźny. Rarity: najpewniej jeździ po całej krainie w poszukiwaniu inspiracji do tworzenia swoich kreacji i widocznie chce się ona realizować jako wolna i niezależna kobieta. Butik przekazała Yonie, która mieszka i zajmuje się nim wraz z Sundbarem. Twilight Sparkle: Stała się honorową księżniczką, przez co gdy jej przyjaciółki dobijają powoli do pięćdziesiątki, ona pozostaję młoda i najpewniej przeżyję je wszystkie, przeżyję wszystkie postacie, z jakimi się zaznajomiła przez te wszystkie lata, przeżyję długowiecznego smoka Spike, który będzie czuwał u jej boku aż do końca i przeżyję młode pokolenie, które sama uchowała na swój wzór. Jest to bardzo przykre, ale jak już pisałem "wszystko odejdzie, a wspomnienia i emocję pozostaną". Reszta postaci: Starlight jako dyrektora szkoły przyjaźni najpewniej planuję połączyć swoją przyszłość z Sunburstem, Trixie pozostaje pedagogiem, Applebloom, Sweetie Belle oraz Scootaloo wykładają w szkolę, podobnie jak Silverstream, Smolder i Ocellus. Nie wiadomo natomiast, co się stało z obiema Księżniczkami, poza tym że planowały wypoczywać w spokojnym kurorcie nad jeziorem, bratem Twilight wraz z żoną i dzieckiem, rodzicami i rodzeństwem wszystkich postaci, przywódcami wszelkich nacji oraz filarami harmonii. Zmiana na dobre kosztowała życie pięciu postaci: Król Burz, Król Sombra, Lord Tirek, Królowa Chrysalis oraz Cozy Glow nie zaznały szczęścia w tej historii. Zapomniałbym o najważniejszym, czyli ostatniej piosence. Utwór ten, nie dość że jest bardzo przyjemny i dosłownie grzeje duszę, to ładnie opowiada nam losy naszych bohaterek, natomiast ostatnia część, w której z wyczarowanej przez Twilight tęczy każda z postaci odkrywa tło zapełnione wszystkimi postaciami, z którymi w jakimś stopniu się związały, jest chyba najcudowniejszą sceną z tego serialu i choć nie uroniłem żadnych łez (na razie), to fragment ten mocno porusza mnie za serce. W końcu to właśnie postacie stanowią najważniejszą cześć tego serialu i były to: dla Pinkie Pie: Party Favor, Maud Pie z Mudbriarem, Zecora, Pan i Pani Cake z Pound Cake i Pumpkin Cake, Książę Rutherford, Gummy, Gilda, Pipsqueak, Rose, Cheese Sandwitch, Somnambula, Silverstream z ojcem Sky Beak'iem, Cranky Doodle Donkey z Matildą, jej rodzice Igneous Rock Pie i Cloudy Quartz wraz z jej pozostałymi siostrami: Limestone Pie i Marble Pie. dla Fluttershy: Bulk Biceps, Terramar, ojciec rodziny McColt, Nurse Redheart, Iron Will, Lyra i Bon Bon, jej rodzice Pan i Pani Shy z bratem Zephyr Breeze'm, Dr. Hooves, Gabby, Sandbar, Angel, Discord, Dr. Horse, Dr. Fauna, Mage Meadowbrook, Breezies, Mayor Mare, Tree Hugger, Cattail. dla Rainbow Dash: Featherweight, Pharynx, Flash Magnus, Octavia, DJ Pon3, Double Diamond, Night Glider, Smolder, Daring Do, Derpy Hooves, Snips i Snails, Sky Stinger z Vapor Trail, Aloe i Lotus, Thunderlane z bratem Rumblem, Quibble Pants z żoną Clear Sky i córką Wind Sprint, Soarin, Spitfire, Tank, jej rodzice Bow Hothoof i Windy Whistles. dla Applejack: Bracia Flim i Flam, Trouble Shoes, Cherry Jubilee, Auntie Applesauce, Apple Rose, Goldie Delicious, Braeburn, Big McIntosh z żoną Sugar Belle, Coloratura, Babs Seed, Grand Pear, Autumn Blaze, Yona, Cutie Mark Crusaders czyli Apple Bloom, Sweetie Belle i Scootaloo, Little Strongheart, Burnt Oak, Rockhoof, Winona, Granny Smith oraz jej najpewniej nieżyjący rodzice: Bright Mac i Pear Butter. dla Rarity: Garble, Opal, Tender Taps, Berryshine, Saffron Masala, Plaid Stripes, Hoity Toity, Fancy Pants, Diamond Tiara i Silver Spoon, Photo Finish, Cheerilee, Ember, Mistmane, Sassy Saddles, Capper, Coco Pommel, Ocellus, Zipporwhill. dla Twilight Sparkle: Księżniczka Celestia oraz Księżniczka Luna, Sunset Shimmer <3, Star Swirl Brodaty, Thorax, Starlight Glimmer, Tempest Shadow, Flash Sentry, Spike, Gallus, Sunburst, jej brat Shining Armor wraz z żoną Księżniczką Cadence oraz dzieckiem Flurry Heart, Moon Dancer, Stygian, Owlowiscious oraz jej rodzice Velvet i Night Light. Postacie, które się nie pojawiły, a mogły: Queen Novo i Princess Skystar, rodzice Diamond Tiary: Filthy Rich i Spoiled Rich, Ahuizotl, Dr. Caballeron wraz z ekipą, Grubber, Kanclerz Neighsay (nie wiem, jakim cudem go tam nie ma), Diamond Dogs, Sapphire Shores, Songbird Serenade, Joe, rodzice Rarity: Hondo Flanks i Cookie Crumbles, Fleur de Lis, Cloud Chaser i Flitter, Ms. Harshwhinny, rodzice Sunbusrta i Starlight, ciotki Scootaloo: Aunt Holiday i Auntie Lofty oraz jej rodzice: Snap Shutter i Mane Allgood, Grampa Gruff, Captain Celaeno oraz reszta piratów oraz chociażby główne postacie ze specjału: burmistrz Sunny Skies i Petunia Petals. Ponad to, sama końcówka, gdzie nasze postacie stoją na małym pagórku, po tym jak uczennica Twilight wyrusza w poszukiwaniu przyjaźni, rozbrzmiewa melodia charakterystyczna dla stałej przez te wszystkie 9 sezonów czołówki, a zachodzące zza naszych bohaterów słońce tworzy delikatną, tęczową łunę. Wyszło to moim zdaniem fantastycznie, a domykająca całą historię zamykana na ostatnich stronach księga, która zapoczątkowała wszystkie wydarzenia z tego serialu mocno chwyta za serce i wyciska łzy z oczu jak tylko się da. Po prostu przepiękne. Ostatniemu odcinkowi wystawię 8,5/10, bo chociaż wysłodziłem go na wszystkie strony i uważam go za świetne zakończenie całej serii, to nazywanie go najlepszym odcinkiem jest moim zdaniem niekoniecznie. Spełnił on swoje zadanie z nawiązką, za co ta połówka dodatkowa, ale nie miał on być tym najlepszym z najlepszych i niech tak zostanie. Ogólnie to bardzo chętnie przyjąłbym jakiś spin off, gdzie już w nowej animacji trwającej tak 40 minut, gdzie lepiej wytłumaczone byłoby, jak potoczyło się życie naszych bohaterek, ale bez pośpiechu i nic na siłę. I bez tego jestem widocznie zadowolony, choć nadal smutny, że to już jest koniec. Przy okazji: Chyba jestem w stanie w imieniu wszystkich tutejszych widzów podziękować całej ekipie SparkleSubs za wszelkie tłumaczenia, które pojawiały się w ekspresowym tępię, wiernie oddawały sens i brzmienie oryginalnych zdań z domieszką własnego humoru, w dodatku w bardzo przejrzystej, wielokolorowej formie. Uczyniliście oglądanie tego serialu dla wielu z nas o wiele przyjemniejszym, za co stokrotnie wam dziękuję i życzę dalszych sukcesów w tej i każdej innej dziedzinie.
-
Finał jest jeszcze świeży, więc ostrzegam iż jest to ostatnia piosenka z MLP
-
Nie jestem pewien, czy dam radę dzisiaj coś napisać, bo nieco późna pora, a postanowiłem sobie że do finału zjem sobie Pizze i teraz brzuch mnie boli, a nawet nie dałem rady jej zjeść całej. Może coś wyprodukuję, co będzie choć średnio znośne do przeczytania. A więc finał, ostatnie starcie największych złoczyńców jakie ta kraina spłodziła z najdoskonalszymi postami, jakie stąpał po tej ziemi. Kulminacja całej egzystencji naszych bohaterów i zarazem ostateczny test, czy przyjaźń rzeczywiście jest tak potężna, jak to opisują w książkach, szczególnie tej grubej brązowej, ze złotem jednorożcem na środku. Szczerze przyznam, że finał ten obrał znacznie inne tory, niż sobie to w głowie układałem, co z jednej strony jest olbrzymią zaletą, bo człowiek z natury lubi być zaskoczony. Jednak z drugiej strony w każdym z nas siedzi rozkapryszony bachor, który chciał robota pod choinkę, a dostał autko. Dzisiaj jednak udało mi się wyzbyć smarkacza z mojego umysłu i jestem w stanie stwierdzić, że ogólny ciąg zdarzeń, jaki obrał ten finał jest w porządku. Zdecydowanie nie jest on idealny, a niektóre rozwiązania pozostawiają wiele do życzenia, ale w ogólnym rozrachunku z ręką na sercu przyznam, że zakończenie to przypadło mi do gustu. Zacznę od minusów, bo prościej jest człowiekowi wskazać, co mu się nie podobało niż na odwrót, zresztą lepiej jest mieć gorzkie słowa szybko za sobą, gdy pisze się o czymś, co sprawiło mi jakąś radość. Przedstawię te wady możliwie chronologicznie, bo tak mi będzie łatwiej. Pierwszą i zarazem wywołującą wielkie (ale nie największe) oburzenie tutejszych fanów, wadą jest pomysł, że Grogar tak na prawdę nie istniał, a za wszystkie sznurki nieudolnie pociągał Discord. Ewidentnie jest to typowa zagrywka dająca potencjalnemu widzowi całkowicie nieoczekiwany midnfuck na samym starcie, którego ABSOLUTNIE NIKT się nie spodziewał, aby wybić widza z rytmu na dalszą część oglądania. Osobiście uważam, że o ile sam pomysł nie był zły, to motywy Discorda są całkowicie niedorzecznie. I tutaj wychodzi gruby robak, który towarzyszy naszym scenarzystą itd. od zarania dziejów, czyli rzucanie sobie kłody pod nogi, gdy chodzimy o kulach. Czy nie lepiej byłoby, gdyby Discord pragnął zjednoczyć naszych złopuców, aby jeszcze łatwiej wpoić im dogmaty przyjaźni i koniec końców ich zresocjalizować? Ponadto, dlatego wysłał tą trójkę na wyprawę po dzwon, bo wiedział, że będą oni musieli współpracować, aby go zdobyć, więc jeśli im się to uda, to znaczy że pojęli oni jakieś podwaliny przyjaźni, a z dzwonem Discord odbierze im moce i jeszcze łatwiej będzie można ich oswoić z dobrem i przyjaźnią, bo nie będą mieli wyboru. A gdyby dzwonu nie zdobyli, to znak że nie są jeszcze gotowi. Plan i tak dosyć pokraczny, ale na realia serialu dosyć porządny mi się wydaję, szczególnie że Discord zwyczajnie nie przewidział, że nasza trójca dzwon zdobędzie ale ukryje go przed nim. Można poprawić scenariusz w kilka minut myślenia? No można! To dlaczego w samym finale finałów nadal mamy takie kwiatki? Kolejna wada to mocne spłycenie i nieukazanie tego, że Tirek, Cozy i Kryśka od jakiegoś czasu psują życie w Equestrii. Rozumiem logikę zabiegu, ale serio wypada to zbyt szybko i naiwnie. Już wolałem scenariusz, że w akcie zniszczenia stolicy kraju kucom ze strachu odbiło i zwyczajnie same zaczęły szukać wrogów gdzie popadnie, dlatego też się tak podzieliły. Jednak wada ta jakoś tak z biegiem odcinków mi umknęła, a jak wiadomo, to o czym się zapomina nie jest zbytnio istotne Trochę dziwnie mi się patrzy na to, jak Cozy kompletnie od*ebało w tym finale, bo z uporem maniaka i twarzą szaleńca sprawiała wrażenie, że przykładem Anakina zacznie dzieci zabijać. Rozumiem, że władza i w tym przypadku dosłownie moc robi z mózgu wodę, ale bez przesady. Cozy to w ogóle postać, która mogłaby być najbardziej wartościową personą nie tylko jeśli chodzi o villianów, ale wszystkie osoby w ogóle, lecz z jakiegoś powodu scenarzyści i pomysłodawcy kompletnie się nie podzielili z nami, o co tej postaci chodzi, skąd się wzięła albo kim w zasadzie jest. Gdybyśmy dostali choć jakieś skrawki informacji, to od razu znacznie lepiej patrzyłoby się na ta postać. A tak, pomimo tego że nadal imo dobrze się ją ogląda i jest zdecydowanie najbardziej ogarniętym złodupcem, to brak wiedzy na jej temat sprawia, że traci ona na swojej wartości. Bo skąd u niej takie szaleństwo? Ponad to, samo zakończenie sprawia, że lore tej postaci jest jeszcze gorsze, niż było, ale o tym zaraz. Wada na szybko, bo pokonanie wszystkich filarów przez Tireka też było za szybkie, ale mogę to sobie jakoś wytłumaczyć, że ta grupka była potężna te tysiące lat temu, a nie teraz. Mini-wadą, która co najwyżej ździebko pogarsza oglądanie niektórych scen jest to, że nasza złowroga kompania znowu się kłóci niczym stare dobre małżeństwo. Owszem, nie miały być to persony idealne, ale myślałem, że te problemy mieliśmy już za sobą. Spory fragment drugiej części finału stanowiło gawędzenie mane6 o tym, że Twilight znowu nie wierzy w siebie, a cała reszta tym razem dosyć niezapadającymi w pamięć i czerstwymi ogólnikami jakoś ją przekonuję. Owszem, stała część każdego finału, ale tutaj trwało to za długo. No i na samym końcu najpoważniejsza wada całego finału, czyli ostateczne rozwiązanie sprawy naszych złoczyńców, czytaj szybki wyrok w postaci obrócenia na wieczność w marmur. No to chyba był najgorszy scenariusz, jaki mógł się ziścić. Miałem w głowie wiele pomysłów, jakby się to mogło dla nich skończyć. Kompletna transformacja na dobrą stronę mocy, również wizualnie? Zrozumienie swoich błędów i próba odkupienia ich, każdy na swój sposób? Czy może stwierdzenie faktu, że nasze trio nie pasuję do tego tej krainy, bo choć już nie są źli, to nadal są sobą, więc wyruszają razem w podróż w nieznane? A co tam, najlepiej dajmy kulę w łeb i po sprawie.! Już znacznie lepiej do samego przebiegu zdarzeń i zachowań całej trójki dać taki finał, że Kryśka nadal się rzuca jak osa i chcę żądlić, więc dostaje kamienie boty z resztą ciała w gratisie, na co pozostała dwójka się poddaje; Tirek wróciłby do Tartaru, bo nie umie on żyć bez wchłaniania magii innych, a Cozy z powrotem do szkoły, bo jest... nie wiem.... młoda? To nawet nie jest najlepsze zakończenie i tak, ale dużo rozsądniejsze niż to, co zaserwowali nam twórcy. Serial ten wybaczył największe zbrodnie i próby zabójstwa praktycznie każdemu, komu się dało: piorąca mózgi i niszczona czas i przestrzeń Starlight, zniewalająca wioski Trixie, niszczący psychikę i doprowadzający na krawędź zniszczenia w tym samym finale Discord, dziki Ahuizotl, dominująca i rządna absolutnej władzy Sunset, zmieniająca księżniczki w kamień i sprowadzająca na całą krainę niszczycielską burzę Tempest, rasista Neighsay; każdy z nich dostał drugą szansę i nierzadko który stał się istnym aniołkiem. Owszem, takiemu Storm Kingowi również sprawiono podobny los, a nawet jego statuetka długo nie postała, ale on w przeciwieństwie do anty-bohaterów tego odcinka, nie został zamieniony w kamień bezpośrednio przez nikogo, z tego co pamiętam, a sama postać nie dostała dużo czasu antenowego i był on raczej takim złym, aby być. Ta trójca natomiast dostała swój własny odcinek i zostało im i ich charakterom tyle czasu poświęcone, że pomysł ich uśmiercania to czysta irracjonalność. Kurde, nawet Discorda nie zmieniła w kamień jakaś konkretna osoba, tylko magiczny promień przyjaźni, a tutaj dosłownie dostaliśmy pluton egzekucyjny. W palę mi się nie mieści zakończenie wątku tych postaci i nie rozumiem, dlatego twórcy stwierdzili, że tak będzie najlepiej. Jakim cudem ktoś, kto przy tym pracował po chwyceniu kopii scenariusza nie powiedział na głos "Chyba sobie ku*wa jaja robicie!"? Cały pomysł rozwijania tych postaci, cały wybitny wręcz odcinek Frenemis idzie do kosza; cały potencjał zostaję zmarnowany wraz z zamienieniem naszej trójki w głaz. Chyba jestem w stanie stwierdzi, że była to najgorsza decyzja, jaka padła w tym serialu. I nawet nie jest to poziom w stylu "cruel, but true", tylko "stupid shit". Niepojęte. Tyle z wad, to teraz czas na zalety, a te może nie są na papierze jakoś znaczące, to koniec końców umiliły mi oglądanie dosyć mocno. Bo szczerze przyznam, że finał ten oglądało się dobrze i najpewniej z chęcią do niego wrócę, od tak dla przyjemności. Ogólnie, to choć miałem znacznie inne oczekiwania, to akcja, logika oraz ciąg przyczynowo skutkowy kupiły mnie i raczej jestem zadowolony, jak sprawy zostały poprowadzone i rozwiązane. Owszem, Discord mógł mieć dużo lepsze alibi, a los złodupców mógł być jakikolwiek, byle nie ten, ale po za tym uważam, że finał trzymał się kupy. Zdrada villianów, atak ze wszystkich stron i porażka na każdym z frontów, ucieczka Twilight w poszukiwaniu rozwiązania, pomysł Discorda na uwolnienie mane6, wspólna gadka o ratowaniu świata, odciesz dzięki przyjaciołom i koniec końców wygrana; mi to pasuję i do samej fabuły i przebiegu zdarzeń nie mam zastrzeżeń, jedynie los naszych osławionych bohaterów boli mocno. Teraz będzie wymienianie pomniejszych zalet tak po przecinku, ale nie chce mi się robić tabelki, bo brzydko wygląda: sposób opowiadania przez Discorda bez jego magii tego, co widział było zabawne. Posiadająca moce chaosu Cozy była mega śmieszna. Ogólnie podobało mi się, jak działał ten dzwon i ktoś wyżej pisał, że Tirek wcześniej wchłonął magię Discorda, to dlaczego nie mógł teraz. Moja teoria jest taka, że Tirek wchłania magie z żywych istot, przekształcając ją w kondycje fizyczną i swoje umiejętności czyli fireballe. Natomiast ten dzwon przekazuje moc w takiej postaci, jaką ją dostały, a ponieważ ult Tireka nie działa na artefakty itd., nie mógł jej przekształcić na swoje skille. Jeśli chodzi o naszych trzech przeciwników, ponownie najbardziej opanowany, ogarnięty i zarazem najpotężniejszy był Tirek i to on zdawał mi się być największym zagrożeniem. Kryśka była kompletnie szalona i zaślepiona zemstą, natomiast Cozy to inny kaliber, o którym pisałem wyżej. Wszelkie walki i potyczki to zdecydowanie jedna z największych zalet odcinka, zwłaszcza Starlight vs Chrystalis oraz wszyscy na evil3, ta ostatnia szczególnie i chyba była to najlepsza scena walki w tym serialu. Cała scena w "wiezieniu", czyli cwaniakowanie Dragoniqusa oraz niszcząca kraty Starlight była bardzo fajna, a rzucający na końcu kamieniami Discord rozbawiło mnie. W ponyville widać wszystkie ziemskie kucyki zebrane i jest tam jeden jednorożec, czyli świeżo upieczona żona Big Maca, co oznacza że wolała ona zostać z ukochanym i nową rodziną, niż podzielić się jak reszta co jest jednym wielkim Na początku pomysł z tymi Indigami wydawał mi się mocno z kupra wzięty, ale w sumie dobrze było zobaczyć, że te stwory nie są mityczne oraz że nie można tak sobie skłócić wszystkie kuce ze sobą, bo koniec końców nikt tego nie przeżyję. W sumie, został w tych epizodach poruszony problem "strachu" i nie licząc piosenki z drugiego odcinka pierwszego sezonu, chyba za duzo o tym nie było mówione, a przecież strach to taki stan, w którym człowiek myśli zupełnie inaczej, nie o przyjaciołach a o sobie samym itd., więc takie lekkie poruszenie tego tematu daję na plus. Pinkie wchłaniająca moc Discorda to był next lvl shitpost i dużą rolę odgrywa to, że nikt się wtedy tego nie spodziewał tam. Ostatnia scena, gdzie Twilight zamiast udać się od razu na koronacje woli na spokojnie odwiedzić starego przyjaciela i zjeść pączki była bardzo sielankowa i idealnie nadawała się za zakończenie. Bardzo mi się podobało, jaką rolę odegrały tutaj young6. Bałem się, że to one będą grały pierwsze skrzypce w finale, ale zamiast tego każdy z nich na swój sposób, używając wiedzy jaką posiadają (bo wcale nie dostali oni rozkazu od mane6 w stylu "idź po pomoc!"), pomogły mane6 najlepiej jak się dało - sprowadzili wszystkich, komu na losie mane6 zależało Ostateczna walka, gdzie wszystkie jednorożce chronią nasze bohaterki, a reszta odwraca uwagę, gdzie ziemniaki używają siły, pegazy wznoszą pył, a podmieńce przybrały formę mane6, aby odwrócić wszystkich uwagę było epickie. Szczególnie ten pomysł z podmieńcami był trafiony w dziesiątkę. Kolejną dużą zaletą jest olbrzymia liczka postaci, które kiedyś tam miały jakąś styczność z mane6, a teraz w tej najgorszej chwili zebrały się, aby im pomóc. Wszystkie postacie, jakie udało mi się wyłapać, poza tymi oczywistymi: Diamond Tiara z rodzicami, Silver Spoon, Cheerliee, Burmistrzowa (która w końcu zabrała rolę przywódczyni miasta), Aloe i Lotus, Pan i Pani Cake z dziećmi, Maud z chłopakiem, Pipsqueak, rodzice Sundbara chyba byli widoczni, Derpy, hardkorowy kucy, ten potencjalny wonderbatls z dziewczyną, Scootaloo z ciotkami w Claudsdale, Featherweight i Rumble, Kanclerz, Ojciec Starlight, Suburst z matką, Sassy Saddle czyli ta z butiku Rarity, Moon Dancer, Fancy Pants z Fleur de Lise, Rodzice Rarity ze Sweetie Belle, byłe przyjaciółki Twilight, Trixie, Tempest Shadow , wszystkie Wonderboltsy, wszystkie Jaki, wszystkie gryfy i hipogryfy, wszystkie smoki i podmieńcy, licząc Gerbla, brata Thoraxa, Ember, tego dziadka gryfa, kiriny wraz z królową i Autumn Blaze, FLIM I FLAM , Gilda, Zecora, ten mały bawół z ojcem, Gabby, Snips i Snails, kurde nawet tego smoka z pierwszego sezonu to spał na tej górze widziałem. Postacie, które mogły się imo jeszcze pojawić: rodzice Fluttershy z bratem oraz rodzina Pinkie Pie, Ahuizotl, Cabaleron z Daringo Do, Sygian, Grubber mógł towarzyszyć Tempest,Cherry Jubilee, Hooffield and McColt, Quibble Pants z żoną i dzieckiem, rodzice Scootaloo, osioł Doodle, Iron Will, Capper i piraci z filmu. Niektóre postacie pojawiły się w ostatnim odcinku, a niektóre nie miały za bardzo gdzie się pojawić w tym, ale ogólnie to byli praktycznie wszyscy i uważam to za olbrzymi plus, bo kocham takie akcje, że wszyscy co się przewinęli w całym serialu pojawili się, aby pomóc. Jeśli miałbym to ocenić, to wystawiłbym 7,5/10. Bo szczerze, to bardzo dobrze mi się ten finał oglądało i nie nudziłem się prawie w ogóle, a sposób poprowadzenia fabuły był dla mnie zacny. Gdyby villiany nie zginęły pod koniec, tylko stało by się z nimi cokolwiek innego, wtedy dałbym z 9,5/10. Niby różnica dwóch punktów, ale ta wada jest na prawdę tak poważnie i dotkliwie poroniona, że po prostu nie mogę dać więcej, nawet gdyby finał ten pod każdym innym względem był dziełem sztuki odje*abym na 120% normy, a nawet tak nie jest. Natomiast gdyby ci źli przeżyli, a żadna z tych powyższych moich wad nie miałaby miejsca, wtedy dałbym po raz pierwszy w historii 11/10, czyli best episode ever, a raczej best ending ever, no ale tak się nie stało, a szkoda bo była szansa i to nawet duża. Wystarczyło dosłownie kilka scenek zmienić, a nawet najpoważniejsza korekta czyli zmiana zakończenia nie zajęłaby twórcą dużo czasu. Choć pomimo wielkiej jak księżyc wady jest dobrze, to mogłoby być pięknie... Mogę się jeszcze podzielić tym, jak sobie wyobrażałem finał i jak imo wypadłby on świetnie: Grogar ogarnia coś, dzięki czemu przywołuję Sombre z powrotem, tylko ten jest w posatci tej chmurki i jest mega posłuszny grogarowi, bo ten go wskrzesił. Dochodzi do szturmu na zamek, gdzie zła trójka się rozdziela od grogara, ale sombra nadal przy nim wiernie czuwa. Dochodzi jakoś tam do konfrontacji, villiany wygrywają, rozwalajac wszystkich z grogarem włącznie. Bohaterką jakoś się udaję uciec i dochodzi do potyczek, w których villiany przechodzą na dobrą stronę. Celestia, Luna i Discord przekonują Tireka, Starlight, Armor i Cadnece Kryśkę, young6 z może nawet CMC albo zwyczajnie mane6 Cozy Glow. Grogar dzięki Sombrze odzyskuje dzwon i jest mega potężny, ale wszystkim razem udaję się go rozwalić, a Sombra dostaje lekcje przyjaźni, że niby tak wiernie stał przy Grogarzę, więc wie co to oddanie itd. happy end. Wymyśliłem to w 2 minuty i mam wrażenie, że mogłoby być lepsze niż ten finał. I nadal uważam, że nie jest on zły, ale ta jedna decyzja jest jak krew w piach. Dzisiaj na tyle, bo jutro praca, ale ostatni odcinek już obejrzałem i jak wrócę do domu to wtedy go ocenie. Dobranoc
-
Jako ostatni vanilla odcinek serialu twórcy mocno spięli tyłki i spłodzili jeden z przyjemniejszych i zabawniejszych odcinków tego sezonu. Ogólnie epizod ten winien być wzorem przy tworzeniu wszelkich odcinków, bo idealnie łączy om wątek poważny i koniec końców zamykający losy kilku postaci z dużą dawką humoru i żartów. Szkoda, że tak późno, ale nie ma co narzekać, skoro i tak mamy fajny odcineczek za zakończenie. Nie wiem, czy sens ma rozpisywanie się tutaj, co poszło twórcom dobrze, bo w zasadzie chyba wszystko się do tego zalicza. Tematyka oświadczeń na plus, kilka połączonych wątków zawsze się dobrze ogląda, chodzące jabłka były przezabawna, tak samo jak nieogarniająca już Ms Cake przy pieczeniu kolejnych wypieków. Discord nie rzucał aż tak dużych kłód nikomu pod nogi, Spike nie zepsuł niczego, CMC nie były naiwne, więc obyło się bez najczęściej występujących w tego typu odcinkach zgrzytów. Ponad to, fajnie było zobaczyć, a w zasadzie usłyszeć Big Maca wymawiającego nieco dłuższe zdania, a ukazanie miłości i finalny ślub były bardzo słodkie. Zasłużone 7,5/10. Z jednej strony, trochę mi smutno, że był to ostatni typowy odcinek naszych kucyków i przed nami jedynie wielki finał (który okazuje się być nie taki wielki), ale z drugiej strony wcale nie odczuwam jakoś szczególnie tego, że coś co stanowiła chcąc nie chcąc spory skrawek mego życia właśnie się kończy, ale nie ma co przedwcześnie mącić wody. Dzisiejszy odcinek był zacny i to się na razie tylko liczy.
-
Chciałbym, aby był już temat na ten odcinek, aby na świeżo dać opinie.
-
Przepraszam za bezczelny offtop, ale można wiedzieć, kiedy finałowy odcinek 26 zostanie wstawiony na forum? Bo wolałbym to wszystko za jednym zamachem obejrzeć, chyba że miałbym czekać na to z tydzień, to wtedy nie.
-
Nie ma co tu się rozpisywać zbytnio, bo odcinek ten był zwyczajnie średni. Plusy: - dorosłe CMC ładnie wygląda i brzmi, szczególnie Sweetie Belle - fajna piosenka - Twilight i Fluttershy poprawnie przewidująca to, co CMC odwaliło - ładny kwiatek - w sumie sam morał, że dorosły automatycznie nie równa się dojrzalszy - ładny ten zwierzaczek Minusy: - ale jednocześnie ten zwierzaczek był na tyle ładny, że mało który dorosły podejrzewałby coś w stosunku do niego - to tornado to istny banał, że aż głowa boli - CMC trochę zbyt naiwne Ocena: 5/10
-
Nie da się ukryć, że to zdecydowanie najlepszy odcinek poświęcony Daring Do. I w sumie był ona na tyle dobrze napisany i przemyślany, że sprawił iż imo pomysł, że DD istnieje naprawdę i te wszystkie mistyczne stwory itd. też był dla mnie mega głupi i psuł wszystko, ale z takim końcem stwierdzam, że w sumie było warto. Cieszę się, że kabanos i jego drużyna cienia dostała jakąś większą rolę, a ten achujcośtam nie jest tylko dzikim stworem rządnym krwi. Sam pomysł, że Ci źli to nie do końca źli i nikt nie chce słuchać ich wersji wydarzeń propsuje mocno i pasuje idealnie do tego serialu. Co do reszty, to łatwiej będzie mi rozpisać to w tabelce "plusy i minusy" Daje okejke za: - sam pomysł tych złych co nie są źli - duża rola pony-jonesa - konkretna rola jego pomagierów - i tego potworka też - FS z RIGCZem - zakończenie, że DD i dr. K piszą razem książki - dobrze się oglądało i nie nudziłem się ani irytowałem - morał Nie daję okejki za: - fakt, że losowa książka jakiegoś randoma nagle UJAWNIA STRASZLIWĄ PRAWDĘ NA TEMAT DARING DO I ZRÓWNUJE JEJ FANDOM Z ZIEMIĄ - oraz że jak ten autor napisał, że DD istnieje na prawdę to tak jest i musi być - zakończenie takie przesadzone trochę, że ten stwór napisał książki i w wielkim mieście czyta ją dzieciom; rozumiem że to gag ale zbędny imo Ale te minusy to i tak takie pierdy, że nie ma co się czepiać. Daję zasłużone 7/10.