-
Zawartość
1041 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
33
Wszystko napisane przez Talar
-
Nie wiem jak Ty, ale dla mnie te "zakończenia" wątków ów postaci są mocno niezadowalające. Bo teoretycznie to każdy wątek można sobie zakończyć w jakimś punkcie, samemu dopisując sobie samemu jakieś tam dalsze losy. Co prawda to dosyć ekstremalne porównanie, ale to tak jakby lepić jakieś pokraczne konstrukcje z błota, którym obrzucili nas twórcy, wciąż przy tym powtarzając, że tak miało być i jest super. Nie dajmy sobie wchodzić twórcą na głowę i otwarcie krytykujmy ich lenistwo czy zamiatanie wielu wątków pod dywan. A co do kolejnych teorii, to jeszcze raz to powtórzę: nie ma za bardzo sensu jakoś analizować wszystkiego, co nam serial oferuję, gdyż to nie jest dzieło tego typu, że trzeba węszyć między wierszami. A przynajmniej nie umiem wierzyć w to, że jest inaczej. Pamiętajmy, że to wciąż serial dla dzieci, który puszcza oczko dla ludzi starszych. Tutaj fabuła jest prosta, przewidywalna i wyszukiwanie jakieś intrygi w tym wszystkim jest dosyć, powiedzmy to, dziecinne. To nie jest tak jak z np. Gravity Falls, gdzie twórcy od samego początku mieli wszystko dopięte na ostatni guzik. Tutaj sezony są praktycznie wymyślane na poczekanie, a zbieżności z poprzednimi sezonami wynikają z tego, że tak akurat pasowało.
-
Dawno nie słyszałem tego określenia i szczerze mocno mnie tu ono rozśmieszyło. Co do odcinka, to był on lekki, łatwy i przyjemny. Ogólnie to od jakiegoś czasu zacząłem samą Aj w taki sposób dostrzegać: mogłoby się wydawać dosyć nudna i schematyczna, a tak na prawdę człowiek się dobrze bawi, jak ją ogląda. Uważam, że jest ona najbardziej uroczą postacią z naszej gdyż jest ona najbardziej naturalna. I dokładnie taki był sam odcinek, z jednej strony nie przedstawił nam niczego arcy-ciekawego, jednak nie można powiedzieć o nim złego słowa. Zachowanie AJ, zapał Apple Bloom, śpiący Big Mac, plotkujące ciotki klotki, mit o przynoszącym urodzaj jelonku i zapał naszych siostrzyczek. Wszystko było miłe, z gracją i wdziękiem, nic na siłę ani bez logicznego uzasadnienia. Nawet senność maka jako clou całej sprawy nie było aż tak przewidywalne, jakby to często w tym serialu bywa. Uważam, że sam epizod jest wykonany pod każdym możliwym aspektem bardzo porządnie, a jego tematyczna lekkość i swosjkość jedynie dodają mu uroku. 7/10
-
Poruszasz tutaj kwestię, która moim zdaniem najbardziej zaszkodziła temu serialowi. Przyczyny tego są różne i niekoniecznie trafione przeze mnie, ale imo twórcy stracili panowanie nad serialem i teraz, jak ostatni sezon został ogłoszony, twórcy starają się jakoś domknąć wszystkie wątki, jakie sami stworzyli. I nie uda im się tego, nie oszukujmy się. Minęła praktycznie połowa sezonu, a i tak wiele odcinków było o niczym, nic nie wyjaśniła i równie dobrze to mogłyby się one pojawić w jakimkolwiek innym sezonie. Już pomijając wątki dotyczące świata przedstawionego, czyli np. wspomniany przez OP Skorpen, losy Spike, rola Starlight oraz to, co się stanie z naszymi głównymi złymi, to jest jeszcze tyle innych motywów do zakończenia, że głowa mała, jak np. bachor Armora i Cadence, Thorax i podmieńcy, starzy AJ o Scootaloo (nie wiem, co się w tym odcinku ma stać, więc może jednak ten jeden się domknie), rodzice Rarirty którzy pojawili się raz w 1/2 sezonie, Young Six, Diamond Tiara i Silver Spoon, filary harmonii, piosenkarka Rara, Flim i Flam, Daring Do, osioł Doodle z żoną czy nawet dzikie zwierzaki czy jakieś inne rasy. Oszem, świat się nie zawali jakby niektóre z tych wątków nie zostały ponownie ruszone, ale jak na razie prawie żadne nie nawet tknięte. Jedyne, co ów sezon na razie stara się osiągnąć to zrobienie odcinka który skupia się na jednej z naszych young six, bo już mieliśmy Yone i Smolder. Jednak ten serial narobił sobie za dużo takich składowych, aby teraz sobie to wszystko pod dywan zamieść. I z podobnego powodu nie spodziewam się jakieś super niespodziewanego rozwiązania na samym końcu. Spodziewam się, że odcinek przed finałem to będzie coś w stylu "last day of school", gdzie na samym końcu Grogar przystępuję do ataku, a sam finał to standardowe 44 minuty, gdzie na koniec nasz koziołek ginie czy coś, a reszta jest albo best friend forever, albo pozwalają im odejść w spokoju. Chciałbym, aby jeszcze w między czasie Sombra wrócił ale w swojej niepełnej postaci (czarna chmurka = pierd), ale raczej do tego nie dojdzie. Serio nie spodziewam się jakiś głębokich teorii, bo twórcy nigdy nam czegoś takiego nie zaserwowali, więc dlaczego teraz miałoby tak być. I tak ich zainteresowanie względem poziomy jakości tego serialu jest dosyć średnie. A już raz mieliśmy motyw, który wlókł się przez cały sezon aby na końcu "niespodziewanie" uratował skórę naszym bohaterką. Mam namyśli motyw tych 6 bibelotów zbieranych przez mane6 w sezonie 4, które na końcu ukazały się kluczami do skrzyni. Subtelność, w jaki sposób ten zabieg został wstawiny do serialu można porównać do uderzenia kogoś cegłą w twarz. Znaczy, dla dzieci w sumie spoko, ale każdy starszy fan od razu mógł się połapać, że coś się kroi. Więc gdyby i tym razem było coś takiego, to twórcy machali nam tym przed oczami jak marchewką na kiju. I szczerze, to mam nadzieję, że tak nie jest. Że twórcy w końcu chwycili się za jaja i podomykają tyle fabularnych furtek, ile tyle zdołają, a sam finał okaże się być głębokim widowiskiem, do którego pełnego zrozumienia trzeba by obejrzeć jeszcze raz cały sezon i wyłapywać jakieś ukryte poszlaki. Chciałbym w to wierzyć, ale to jest zbyt niepodobne do tego serialu, aby się ziściło. A szkoda, bo nie ma nic gorszego, niż serial z rozczarowującym zakończeniem *ekhem ekhesvtfoekhem ekhem* sry za wszelkie błędy itd., ale nie chce mi się tego poprawiać
-
Ewidentnie ten odcinek wygrywa nagrodę z kategorii "epizod, o którym najmniej warto się rozpisywać", bo wystarczy tylko spojrzeć na schemat, na jakim się on opierał: - główne postacie przebywają do krainy dzikich sworzeń - nasz miękki jak jedwabna chusteczka przedstawiciel owej rasy jest prześladowany przez pobratymców - ich główny przywódca tak na prawdę jest delikatny jak piórko ale chce odgrywać twardziela przed innymi - pozostała reszta ekipy to banda idiotów która swoją bezmyślnością coś sknociła - obożecoteraz.gif - niegdyś twardy zawodnik ukazuje swoje prawdziwe ja i choć wszyscy się z niego śmieją, to sytuacja się naprawia jakimś cudem - wszyscy magicznie respektują naszą główną grupkę i jej odmienność - happy end :-) Ogólnie to cały motyw smoków (który w tym serialu przedstawia się dosyć biednie) nie jest warty uwagi, moim zdaniem, gdyż jest to jechanie na najstarszych już znanych animacji schematach, sama rasa jest mocno nieinteresująca, a rozwiązanie sprawy to istny banał. Jedynie opieka nad jajami ze strony Fluttershy, obecność Ember (jedna z lepszych postaci, która jako tako na stałe zagościła w serialu) oraz to, że Gerbla nie zrównali z błotem ratuje jakoś ten epizod przez zatopieniem w mule nijakości. 5,5/10 bo kilka pojedynczych scenek jednak zapamiętam + w sumie minęło mi to dosyć szybko.
-
Part 2 W sezonie czwartym zaczęła powoli zatapiać się w tym, co samemu stworzyła. Konkretne shipy pod sterem fandomu zaczęły przejmować bieg wydarzeń, przez co mamy takie kuriozalne aspekty jak zrobienie z Toma kompletnego przegrywa czy romans Marco z Kelly na pół odcinka, który został zakończony między epizodami. Wiele innych motywów zostało wypaczonych już do reszty, jak chociażby pojawiająca się od święta Ponyhead która denerwuje jak nigdy, Moon która magicznie odzyskała pamięć bo tak, Star miotająca czarami bez różdżki bo tak, wysoka komisja która nagle jest zła bo tak i wiele innych. Owszem, sam główny motyw walki o władzę, nieidealność Eclipsy, walka między ludźmi a potworami czy finałowe starcie z Miną same w sobie są dobre i ogóle sama oś fabularna aż do finału trzyma się kupy, lecz decyzje oraz sposoby, jakie zaprezentowali nam twórcy są irracjonalne. Owszem, podobno to sam Disney jakoś chciał pośpieszyć ten sezon i na nim zakończyć, przez co twórcy mieli trochę związane ręce, lecz imo kompletnie nie usprawiedliwia to faktu, jak ten ostatni sezon został potraktowany. Był on nudnawy, pozbawiony humoru już zupełnie, przepełniony shipami po brzegi, mocno zmanipulowany przez fandom i jedynie odcinki trzymające się stricte głównego wątku politycznego były coś warte. Sam finał opiszę niżej, bo to już zupełnie inna bajka. Ocena: 6,5/10 jako sam sezon, a nie sezon ostateczny, bo wtedy ocena spadła by jeszcze niżej, choć i tak to najniższa ze wszystkich sezonów. --- > I teraz czas na najważniejsze, czyli kluczowe decyzje które przesądziły o mojej opinii na temat tego tworu. Zacznę może od sprawy wałkowanej przez serial najbardziej, czyli shipy. Szczerze się przyznam, że z początku, aż do gdzieś połowy trzeciego sezonu nie interesowałem się nimi prawie w ogóle. Nawet nie miałem zdania o romansie przewodnim - staco, bo mi to zwisało. Jednak przyszedł czas, że chciałem wyrobić sobie jakieś zdanie na ten temat, lecz ponieważ sam nie wiedział, co jest najlepsze, pozwoliłem komuś a w zasadzie czemuś innemu zdecydować za mnie. Mówię tu o artach, wszelkich fanarach które wykształtowały moją opinie na te tematy. Wszelkie strony typu deviantart przeglądam notorycznie od bardzo dawna i choć samo svtfoe już wcześniej obserwowałem, nagle zacząłem dostrzegać pewne schematy. I schemat, który mi na pewno nie odpowiadał, to jest Starco. Osobiście dostrzegłem, że arty rysowane na ten ship są bardziej sztuczne niż te, w której Star związuje się z kimś innym. Sam z resztą twierdzę, że ich relacje najlepiej jest porównać do relacji Luka i Leia. Owszem, w Gwiezdnych Wojnach te postacie były dosłownie rodzeństwem, lecz sam nie umiem patrzeć na Star i Marco inaczej niż jak na brata i siostrę, czy nawet jako kuzynów. Uważam, że mają oni predyspozycję do zostania najlepszymi przyjaciółmi na zawsze, lecz na przyjaciołach by to poprzestało. Owszem, spośród tych 400 artów co mam zapisanych, kilka z nich dobrze ukazywało tego shipa (1, 2, 3, 4) lecz moim zdaniem związek do nich nie pasuję, bo są oni jak bliska rodzina. Znacznie bardziej ceniłem sobie motyw Star + Tom, bo kiedy Marco to Luke a Star to Leia, Tom pasował mi do Hana Solo. imo świetnie dopełnia by on słodką, niewinną ale i nieustępliwą w walce o sprawiedliwość Star swoim diabelskim, ale w głębi duszy kochającym i pragnącym dobra charakterem. Zresztą, arty chyba tutaj przemawiają lepiej niż ja: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8 ten ostatni szczególnie mi się podoba bo odzwierciedla scenę, w której Tom miał prawo był zły na Marco i Toma, bo dowiedział o się o ich pocałunku, lecz pomimo tego chciał dobra dla ich obydwu. Ogólnie to postawa Toma w finale trzeciego sezonu sprawiła, że stał się on najbardziej lubianą przeze mnie postacią, szczególnie patrząc na to, przez co on przeszedł ( i tutaj nawet mój aktualny avatar daje nam obraz tego, co się z naszym rogatym bohaterem działo). Szkoda, że wszystko to zostało moim zdaniem zaprzepaszczone. Tyle jeśli chodzi o Star, jednak Marcowi też by się para przydała i tutaj moją faworytką jest Jenna. I tak szczerze, kompletnie nie brałem pod uwagę tej postaci, jednak ten art wszystko zmienił. Bo Jenna zawsze leciała na Marco i zdawać by się mogło, że wiedziała o nim praktycznie więcej, niż on sam. Owszem, były to swojego rodzaju końskie zaloty, lecz usprawiedliwiam to wiekiem bohaterów. Jedną ze scen, które najbardziej utrzymywała mnie w przekonaniu, że to jest właśnie ta słuszna droga, jest fragement odcinka z czwartego sezonu, gdzie cała trójka poszła do tego między wymiarowego sklepu i będąc w dziale, gdzie spełniają się marzenia, każde życzenie Jenny dotyczyło Marca, na co ten stał jak wryty. Chciałem wierzyć w to, że Marco stał jak słup soli nie dlatego, że ten sklep na niego zadziała, a dlatego że dostrzegł on, w jaki sposób Jenna na niego patrzy. Na prawdę bardzo mi szkoda tego, że skoczyło się to inaczej :c A teraz czas na finał. Nie finał posta (taaaa), ale finał serialu. Finał, który moim zdaniem spieprzył wszystko po całości, ale od początku. Zacznijmy od głównej decyzji, która czyni to zakończenie zakończeniem, czyli chęć zniszczenia magii przez Star, na co automatycznie zgadzają się wszyscy. Sam pomysł w moim mniemaniu jest nagły oraz oderwany od rzeczywistości, bo pod pretekstem "uratowania potworów i całego królestwa" Star samolubnie zabiła WSZYSTKIE magiczne istoty, jakie żył, a przynajmniej tak wynika z tego, co nam serial pokazał. Cała wysoka komisja, Glossaryck, wszystkie istoty z różdżki, jednorożce z magicznej krainy, psy strzelające laserami z oczu i wiele innych. Znalazłem fajny art to przedstawiający, niestety w słabej jakości. Czy na prawdę Star (która szczerze przez cały 4 sezon przy okazji była bardzo samolubna względem Toma) stwierdziła, że aby uratować wszystkich, trzeba zabić wszystkich innych? Dlaczego nie mogli pokazać tego tak, że usunięcie magii po prostu wyłącza całą magię? Bo co, chcieli pokazać jak ta magiczna komisja nie żyję? Co za absurd. Poza tym, sama finałowa akcja, czyli portal który łączy dwa światy w jedno też jest kompletnym żartem. Pomijając szkody, które wyrządziło połączenie tych dwóch krain, czyli kompletna panika i totalny rozpierdol, to samo to zajście jest zwyczajnym robieniem happy endu na siłę. Tak właściwie to jedyne, co się liczyło to fakt, aby Marco i Star byli razem, a reszta kompletnie nie ma znaczenia, niczym ten mem ze SpongeBoba "We did it, Patrick. We save the city!". Nie dość, że wyszło z tego kompletne barachło, to w imię jedynego słusznego shipa. Jedynie gdyby była jakaś oficjalna kontynuacja to być może jakoś bym na to zmrużył oko i postanowił poczekać, ale na nic takiego się nie zapowiada. Jeśli pytać mnie, to mam dwa różne rozwiązania jak naprawić ten finał: Rozwiązanie nr 1. Przedłużyć odcinek sam w sobie, dodać jakieś bardziej logiczne argumenty za zniszczeniem magii i że samo jej unicestwienie nie zabija, ale pozbawia mocy. Po tej dramatycznej, aczkolwiek ckliwej scenie ze Star i Marco w świecie magii który się niszczył, każdy budzi się w sim świecie i doglądasz zgliszcz, jakie się dokonały. Losy innych postaci są lepiej dokończone, natomiast żadna wyrwa się nie tworzy i nie ma połączenia światów. Pomimo uczuć, jakie ich łączyło, nie mogli żyć razem i z czasem na spokojnie się z tym oswoją. Ich życie mocno się zmieniło, mają nowych partnerów/partnerki (zgadnijcie, kogo z kim bym połączył) i choć nadal pamiętają się nawzajem, nigdy nie będą razem i już ich ta myśl nie martwi. Nie jest to żaden sztuczny happy ending, ale coś znacznie bardziej realne i dopracowane, niż pomysł twórców. Rozwiązanie nr 2. Kompletnie wywalić pomysł zniszczeni magii i w ogóle dać coś innego, cokolwiek innego. I tak powinno być lepiej, niż oryginalny pomysł. I tak dochodzimy do końca. Jestem zmęczony tym pisaniem, choć czuję się dobrze, jakbym zrzucił balast myśli z głowy. Pomimo tego plucia na końcu, to wciąż serial jest moim zdaniem warty obejrzenia i wyrobienia sobie własnej opinii. Moja jest taka, że twórcy szli dobrym tropem, tworzą na prawdę dobry twór, lecz pod koniec wszystko poszło nie tak. Prędzej czy później najpewniej odświeżę sobie ten serial jeszcze raz, bo w sumie to już dużo z niego nie pamiętam, lecz nie sądzę, aby moje zdanie jakoś diametralnie się wtedy zmieniło. Szczerzę życzę Daron pasma sukcesów w przyszłości, bo ma ona predyspozycję do bycia twórczynią najwyższych lotów animacji i na pewno można ją stawiać na podium takich świetnych twórców jak Alex Hirsch, J. G. Quintel, Rebecca Sugar, Pendleton Ward czy nawet Lauren Faust. Jeśli Star vs The Forces of Evil miało być dla Ciebie poligonem doświadczalnym w tworzeniu kreskówek oraz użerania się z korporacją Disneya, to przyjmę to z szacunkiem. Szczerze to ciężko jest przestać myśleć o tym serialu; ma on w sobie to "coś” i mam nadzieje, że to "coś" nie będzie mnie męczyć przez następne tygodnie. Tak czy owak, cała moja przygoda z tym serialem była definitywnie warta doznania. I jeszcze chciałem podziękować każdemu, komu z własnej woli chciało się przeczytać całe te wypociny. Są to głównie moje osobiste przejścia z tym serialem, więc zdaję sobie sprawę, że mało kogo to może obchodzić. Jednak nieważne, czy się zgadzasz z tym, co napisałem czy też nie. Jeśli stwierdziłeś, że warto to przeczytać, to już jestem twoim dłużnikiem. Pozdrawiam i życzę miłego weekendu.
- 159 odpowiedzi
-
- star kontra siły zła
- svtfoe
- (i 1 więcej)
-
Part 1 UWAGA MNÓSTWO NUDNEGO TEKSTU, JEŚLI INTERESUJĄ CIĘ KONKRETY, PRZEWIŃ DO AKAPITU KTÓRY ZACZYNA SIĘ ZIELONĄ STRZAŁKĄ (jest w drugim poście). Tak jak przed samym sobą obiecałem, zamierzam w pełni podsumować w tym najpewniej długim referacie moje osobiste zdanie odnośnie tego serialu. Dlaczego? Bo lubię przelewać swoje przemyślenia na papier, a bodźmy szczerze, ciężko przejść koło tego serialu obojętnie. Nie umiem jednak odróżnić swoich opinii od obiektywnej prawdy, więc każdy ma prawo wejść ze mną w jakąś polemikę, jeśli się ze mną nie zgadza bądź miał inne odczucia (nie oszukujmy się, nikomu nie będzie chciało tego robić). Żeby wczuć się w klimat serialu, przygotowałem nawet sobie nachosy wraz z dipem meksykańskim i serowym, więc w pełni przygotowany, zabieram się do roboty! Mam lekkie problemy z zabraniem się do opisywania swoich odczuć, gdyż serial ten, postacie go budujące oraz sam przebieg akcji zmienia się z sezonu na sezon, jednak na samym wstępie najlepiej chyba będzie spisać najlepsze aspekty ów animacji, które pozostały tak samo dobre na początku, jak i na końcu. I za zdecydowanie największy plus i najsilniejszą stronę naszego show uważam pomysłowość. Pamiętam, jak po raz pierwszy oglądałem ten serial, to dosłownie zalał on mnie falą bujnej wyobraźni i iście fantastycznych pomysłów. Od wyglądu bohaterów, poprzez lokacje, aż po logikę spajającą ów uniwersum. Za jeden z najbardziej memorable momentów uważam ten, gdy Star goniąc tą świnkę na której niegdyś Moon jeździła zalazła salę z gobelinami przedstawiającymi ówczesne królowe. Doprawdy wiele momentów przesiąkniętych było wspaniałą fantastyką, jednak sama logika świata również nie odstawała na krok. Motyw nożyczek które otwierają drogi do innych wymiarów (zawsze uwielbiałem ten odgłos przechodzenia przez portal), żywe istoty zamieszkujące różdżkę Star, wysoka komisja składająca się z samym magicznych istot, kolorowe zaklęcia rzucane przez Star i jej rodzinę, włochaty świat Kelly, szkoła do reformowania księżniczek z robo-ochroniarzami pod komendą kulawego generała bez oka, kraina czasu, walc w świetle księżyca, przemądrzały niebieski ludek z wieloma palcami i wiele, wiele innych. W dodatku wszystkie te cuda, mam wrażenie, występowały w tym świecie wręcz naturalnie, przez co wszystkie te wymienione rzeczy nie sprawiają wrażenia bycia nachalnymi dla widza. Do dzisiaj wiele motywów oraz wymyślnych tworów budzi u mnie podziw i nie jestem sobie przypomnieć niczego innego, co tak bardzo pobudziło moją wyobraźnie, jak właśnie Star vs the forces of evil. Za kolejny plus uważam świetną warstwę techniczną samego serialu. Poprzednia zaleta nie byłby aż tak silna, gdyby nie pieczołowita praca animatorów, którzy uczynili ten świat niezwykle pięknym, kolorowym oraz przyjemnym dla oka. Choć w dzisiejszych czasach animacja uległa dużemu uśrednieniu i nikt raczej nie lubi eksperymentować na tej płaszczyźnie, to serial ten jest choć typowo, to wyjątkowo piękny. Poza tym, show ten nie mógł być sobą gdyby nie niezwykle charakterystyczna i klimatyczna ścieżka dźwiękowa. Ambienty z tła są klimatyczne, wpasowując się w idee pokręconej aczkolwiek wymyślnej natury serialu. Jeden z moich ulubionych pochodzi z jednego z najlepszych imo odcinków, czyli jak Star nie umiała rozwiązać zadania na tablicy w szkolę, przez co zaczęła wyginać rzeczywistość. Nie dość, że sam epizod oraz sam motyw jest niesamowity już na wstępie, to scena rozpadania się świata właśnie z tym konkretnym utworem należy do jedne z moich ulubionych ze wszystkich seriali, jakie oglądałem (dana scena oraz sam background music z odcinka 17a z sezonu 2). Oczywiście grzechem byłoby nie wspomnieć o równie niesamowitej choć mocno mainstreamowej scenie Walca Krwawego księżyca, która też niemal powaliła mnie na kolana, a sam utwór jest połączeniem mrocznej tajemniczości, chaosu jaki płynie z tej całej animacji oraz konkretnej muzyki klasycznej. Jednak nie ma się w sumie co rozpisywać na jego temat, bo każdy kto miał styczność z tym serialem zna ten odcinek, zna ten taniec i zna ten utwór. W samym serialu pojawiło się również kilka piosenek i choć prawie wszystkich już nie pamiętam (czyli raczej nie były zbytnio warte zapamiętania), to jedna, w wykonaniu barda którego jako postać bardzo lubię, towarzyszy mi w moim telefonie do dziś, szczególnie ten "mroczny fragment" o Ludo jest niesamowity. Jednak jeśli chodzi o stronę techniczną, to zdecydowanie najlepszą rzeczą na skale wręcz światową jest voice acting. KAŻDA, nawet najmniejsza postać jest zagrana perfekcyjnie, ludzie odpowiedzialni za głosy są tak doskonale dobrani, że mucha nawet nie śmie podlecieć. Każda postać brzmi świetnie, akcentuje świetnie i po prostu "przemawia głosem tego cyfrowego tworu, którym rzeczywiście jest". Pod tym względem imo serial ten gniecie konkurencje na proch. Na koniec listy niezaprzeczalnych plusów stawiam "główną" złą postać serialu, czyli Toffeeka. Moim zdaniem, jest on najlepszą postacią serialu, a raczej najlepiej zrobioną, gdyż jest on, w przeciwieństwie do reszty, stały w swoim charakterze. Tak czy tak, jako villian prezentuję się wybitnie. Chłodny, wyrachowany, konkretny i przebiegły. Potężny, lecz nie dający upust swoim emocją czy rządzą. Doskonały pod względem wyglądu i głosu. Posiada własną historię, pełną wzlotów i upadków. Ma swój cel, do którego dąży powoli, lecz skutecznie. Moja ulubiona scena z nim to tuż przed jego śmiercią, gdy po odzyskaniu swojej mocy i pokonaniu wszystkich, na oczach każdego z bezradnych bohaterów obraca się plecami i spokojnie odchodzi. Choć mógł drwić, zabić czy upajać się chwilą, on wolał spokojnie zaczekać na owoce swojej wygranej, bez pośpiechu i przepychu. Doprawdy mistrzowsko napisana postać, szkoda że nie pojawił się później, lecz nie jest to rzecz, którą mogę zarzucić temu serialowi. Jednak starczy tego słodzenia, czas przejść do rzeczy mnie udanej, czyli tego, jak zmieniał się ten serial na przestrzeni tych czterech sezonów, z których się składa. Sezon pierwszy był baaardzo chaotyczny. Szczególnie kilka pierwszych odcinków sprawiało wrażenie kompletnie oderwanych od rzeczywistości. Ktoś oglądający to mógłby pomyśleć, że cały serial będzie podtrzymany w takim duchu i mógł po prostu zrezygnować z dalszego oglądania. Moim zdaniem niektóre epizody były toporne, zupełnie jakby twórczyni stawiała pierwsze, bardzo nieudolne kroki w tworzeniu animacji. Jednak z czasem show zaczęło nabierać ładu i składu i choć wciąż było mega randomowe, schematyczne, z głupkowatymi pomysłami i jeszcze "gorszymi" rozwiązaniami, to miał w sobie jednak jakiś urok. Owszem, pojawiało się wiele postaci, schematów czy wydarzeń, które z biegiem czasu zostały kompletnie olane, lecz jeśli mam być szczery, wyszło to raczej serialowi na dobre, bo gdyby ta randomowość i brak powagi utrzymał się na całą długość tej serii, to na pewno nie byłoby to tak memorable jak jest teraz i po drugim sezonie najpewniej by się już przejadło. Choć zdecydowanie na pochwałę zasługują ostanie epizodu tego sezonu, które postawiły pion solidnie do góry, bo nie dość, że był one ciekawe i pomysłowe pod względem fabularnym, to wciąż charakteryzowały się one lekkością oraz poczuciem humoru, który mam wrażenie, że ulotnił się z biegiem następnych serii. Ocena: 7/10, za początek dałbym 5,5/10, lecz końcowe odcinki to 8,5/10 Sezon drugi uchodzi w mojej pamięci za najlepszy ze wszystkich, gdyż dosłownie cały praktykuje schemat ostatnich epizodów pierwszego sezonu, czyli wciąż powagą lecz z nutą humoru. Większość odcinków była albo świetna, albo bardzo ciekawa, albo bardzo zabawna, albo wszystko na raz. Ponad to, pojawiło się wiele wątków które stały się motywem przewodnim serialu w przyszłości oraz potworzyły się stałe do końca serialu status quo'a, takie jak chociażby "nawrócony Tom", powrót Eclipsy czy Ludo nie taki zły jak mu się wydaję. Poza tym, sezon ten zaczął zdradzać nam zalążek głównej problematyki serialu w przyszłości, czyli romanse między bohaterami. Marco jest atakowany przez wszystkie osobniki płci żeńskiej + Toma, natomiast Star zaczyna być zauroczona naszym latynoskim bohaterem. I szczerze powiem, wychodzi to wszystko na plus, gdyż nasi bohaterowie są w takim wieku, że mogą mieć z tym problemy a ich wybory niekoniecznie są słuszne. Owszem, sezon nie kończy się z przytupem, lecz i tak dał na tyle niesamowitych scen i momentów, że nie potrzeba było nic więcej dodawać. Ocena: 9/10 Sezon trzeci wali z gruber rury na samym początku, dając nam największy specjał w historii seriali animowanych, jakie znam. Moim zdaniem, te 7 początkowych odcinków zlepionych w jedno było bardzo udanych, z gracją otwierając oraz domykając wiele ważnych wątków. imo bardzo dobre rozpoczęcie sezonu. Jednak po tak wysokim wybiciu i pozostaniu przez chwilę w szczytowej formie, serial ten zaczął powoli spadać. I choć szczerze przyznam, że wiele odcinków tego sezonu było bardzo dobrych, to już zaczęło się czuć pewne zmiany. Już postacie odzywały się inaczej, już ich charaktery oraz decyzje zaczęły skręcać w dziwne strony, a wszystko oberwało na humorze, który zaczął zanikać. Pamiętam, że właśnie wtedy fandom svtfoe zaczął się bardzo mocno kształtować i wybijać, co moim zdaniem bardzo się odbiło na serialu. Na pierwszy plan zaczęły schodzić shipy, gdzie twórcy wręcz bawili się widzami, dając im pomarańczę a potem szybko zabierając rękę. Już widać było, że typowe slice of life to przykrywka dla ukrytych w nich poszlak dla shiperów do szukania. Mam też takie wrażenie, że np. wtedy bardzo spadł poziom postaci jaką jest Ponyhead, która owszem zawsze była jaka była, ale sam fandom nienawidzi jej wręcz zbiorowo od samego początku i właśnie w tym sezonie jakimś dziwnym trafem postać ta zaczęła być znacznie bardziej nie do zniesienia. Jednak pomijając wszystkie te zgrzyty, serial jednak jakoś ciągłość miał i wciąż trzymał się kupy, a sam finał był jeszcze lepszy niż początek ów sezonu, więc koniec końców nie było wcale tak źle. Ocena: 8,5/10 i szczerze to gorzej się patrzy na ten sezon z perspektywy obejrzenia całego serialu.
- 159 odpowiedzi
-
- star kontra siły zła
- svtfoe
- (i 1 więcej)
-
Nie mogę wstawić zbyt długiego posta (ponad 3000 słów) bo wywala błąd 500 internal server error.
Są na to jakieś triki czy na pół posta podzielić?
-
UWAGA SPOILERY ale kogo to obchodzi, jak tylko Triste i ja tutaj siedzimy Osobiście uważam że finał ten pozostawia pewien niedosyt. Byłem bardzo zdziwiony, gdy ujrzałem długość odcinka (23 minut) bo spodziewałem się czegoś na przynajmniej pół godziny i to jest chyba największa wada tego odcinka: wszystko dzieje się za szybko, przez doskwiera powierzchowność. Niszczenie magii przez królowe mogłoby być bardziej karkołomne, choć i tak ta scena wyszła bardzo dobrze. Walka Marco z Tomem mogła być bardziej dopracowana czytaj po prostu dłuższa. Wyjaśnienie, co się stało Mewni po tym całym incydencie było nieziemsko oklepane, wiele postaci zostało albo olanych, albo gdzieś tam w tle pomachali rączką (no chyba że są magiczną komisją to wtedy nie, bo nie żyją dafuq). Natomiast samo finałowe zajście, czyli połączenie dwóch światów było... z jednej strony uzasadnione i fajne, bo ta wyrwa najpewniej powstała z miłości naszych bohaterów podczas zatapiania tej krainy magii, lecz z drugiej strony... to tworzy znacznie więcej pytań niż odpowiedzi. Chyba najpoważniejszą wadą tego odcina to fakt, że jest on ostatnim i raczej nie będziemy spodziewać jakieś kontynuacji, nawet ze strony komiksów. Tak czy tak, zakończenie jest dziwne i nie zamyka wielu wątków, a nawet nie daję nam żadnych podpowiedzi, w jaki sposób mogłyby się one domknąć. No bo niby co robił Tom na Mewni, skoro tam nie mieszka i nie należy do tego świata? Czy świat Keli też jest połączony z Ziemią czy już nigdy nie zobaczy ona Star czy Marco? Czy Hekapoo żyję? Pająk w kapeluszu i wszystkie inne zaklęcia w różdżce najpewniej też nie żyją, a nie zostały w ogóle pokazane. Dużo jest tego typu niedomówień i uważam, że gdyby zrobić ten odcinek dłuższym, to dałoby radę je wszystkie wyjaśnić, ale dupa tam i teraz stoimy w jakiś dziwnym punkcie, z którego nie wiadomo nawet, dokąd można się ruszyć. Jednak nie zabrakło również plusów, bo niektóre sceny były na prawdę bardzo dobre. Niszczenie magii było dosyć imponującym momentem i choć mógł on sprawiać wrażenie nieco bardziej wymagającego ze strony królewskiej rodziny, to i tak jest to jedna z najlepszych scen w serialu, szczególnie gdy pojawiły się przeszłe królowe. Pokonanie Miny poprzez zabicie jej ducha walki, gdy ta ujrzała tą jedną (zapomniałem jak się nazywa) królową, która stała po stronie Star było imo dobrym zagraniem, bo siła i potęga Miny pochodzi głównie z jej wiary i oddania, więc ujrzenie swojej idolki, która jest wręcz obrzydzona jej zachowanie powinno zniszczyć jej umysł kompletnie. Poza tym, Mina z magią nie ma za dużo wspólnego, dlatego ta kraina wydawała się być szczególnie niebezpieczna dla niej przez co scena tonięcia w tej brei była imo bardzo na miejscu. Lecz osobiście uważam, że lepiej by było, gdyby jednak Mina zginęła i nie udało się jej wydostać z tamtej krainy. Toffeeka przecież zabiliśmy, to czemu ją nie (boże, jak to brzmi). Poza tym, ta scena jak wychodzi z wody, pieprzy jakieś głupoty po czym dostaję strzałą w głowę od losowego potwora ale nic jej nie jest i idzie do lasu jest tak randomowo zbędna, że można by się bez niej spokojnie obejść. Wracając do tematu plusów, scena rozstania Marco i Star była bardzo poruszająca, szczególnie gdy okazało się, że Marco wcale nie wrócić na ziemie lecz chciał zostać tam na dolę. Choć nie jestem fanem tego shipa (nazywanie tego shiper teraz brzmi dziwnie), to scena ta miała moc. Muszę też pochwalić twórców za świetny moment, w którym to do tego "szpitala" wpada gdzie jest Star i Ponyhead wpada Tom, a w następnym ujęciu mamy Marco i Jenną. Już pomijam fakt, że ten fragment z Jenna i Marco był sam w sobie świetny, to dało mi to przez chwilę złudne wrażenie, że jednak moje preferowane shipy jednak się spełnią, jedyne co to wymagają one trochę czasu. I jestem święcie przekonany, że prawie każdy pomyślał wtedy, że jednak Starco to przeszłość, do której nie da się wrócić. Fakt, że stało się inaczej nie uznaję za żadną wadę ani nic, a wręcz przeciwnie, bo ta próba oszukania mnie była tak trafiona, że nie można nie pogratulować twórcom tak dobrej sztuczki. A na koniec tylko dopowiem, że choć pomieszane światy nie trzymają się kupy, to wyglądają dosyć fajnie. Ocena końcowa (zarówno odcinka, jak i podsumowanie całego sezonu): 7/10 Główną wadą tego odcinka jako odcinek jest jego krótkość, natomiast główna wadą jako finał serialu jest to, że pozostawia on wiele niedomkniętych furtek. Na prawdę oceniłbym to ogólnikowo znacznie wyżej, gdyby był pewny nawet nie kolejny sezon, lecz jakiś specjał pół godziny, który ukazywałby wydarzenia po finale. Ale najpewniej nic takiego się nie stanie, więc serial sam w sobie pozostawia całkiem spory niedosyt, a szkoda, bo to show jest na tyle pomysłowe, że wręcz zbrodnią jest pozostawianie go w takim stanie. Planuję w następnym tygodniu zrobić podsumowanie samego serialu wraz z osobistą opinią na jego temat, bo co jak co, ale koło tego tworu trudno przejść obojętnie. Tak czy tak, dziś niedziela, jutro trzeba iść do pracy/uczelni, więc nie ma co sobie głowy jeszcze bardziej mącić na wieczór. Dobrej nocy życzę.
- 159 odpowiedzi
-
- 1
-
- star kontra siły zła
- svtfoe
- (i 1 więcej)
-
Postanowiłem jeszcze raz obejrzeć ten zacny odcinek i ponownie bawiłem się nieziemsko. Mam wrażenie, że to jeden z tych epizodów, który można oglądać po kilka razy a i tak się nie nudzi. A nawet dam 10/10, co mi tam. Jedyne co to mam nadzieje, że motyw naszej trójki niezostanie zaprzepaszczony przez przyszłe odcinki oraz przez sam finał. imo złym pomysłem było urządzenie takiej piekielnej grupki na jeden, ostatni sezon, ale nie ma też za bardzo co osądzać, puki finału jeszcze nie było.
-
WOWwowwooooooooooooooooooooooooooooooooooooow To było... jezu ale to było dobre. Już na wieść o samym pomyśle spodziewałem się czegoś porządnego i choć szczerzę to trudno skopać odcinek, który kręci się wyłącznie wokół złodupców, to ten odcinek był wyśmienity. Każdy dialog, każda scena, każda minka i każdy gest; wszystkie postacie dały z siebie 110% i jestem w stanie stwierdzić, że nasze przesiąknięte nienawiścią trio wygrywa nagrodę za "najlepszą bandę antagonistów" z seriali animowanych. Rozdrabnianie się na poszczególne momenty czy zachowania nie ma sensu, bo było by tego za dużo, więc każdą z naszej trójki muszę podsumować, że jest najlepsza w swoim rodzaju. Jednak chyba najbardziej zabłysnął Tirek, bo w wielu jego poprzednich odsłonach był on raczej nudnawy, a dzisiaj nie dość, że wydawał się być najinteligentniejszy ze wszystkich, to przy okazji jego humor najlepiej do mnie trafiał (choć Cozy to też mistrzyni w tej kategorii i obaj to już w ogóle są najlepsi np. 14:10). Dodatkowo to wszystko pięknie dopełnia piosenka, wykonana najlepiej jak to się tylko dało. A paradoks pracy zespołowej czyli tworzenia przyjaźni w celu zniszczenia przyjaźni i pogardy dla pracy zespołowej to również ciekawa sprawa oraz najpewniej zalążek tego, w jaki sposób widzę finał sezonu. Owszem, brakuję mi Sombry, a ten odcinek chyba ostatecznie go uśmiercił, lecz czego złego coś tam coś tam, więc w sumie nie powinienem narzekać. 9/10, najlepszy odcinek od bardzo dawna, lecz w sumie to ciężko uczynić odcinek o głównych rywalach słabym, przez co trochę obrywa się serialowi jako całości, ale mniejsza z tym. Cieszmy się naszym seriale i dobrymi złodupcami, tak szybko odchodzą. EDIT. W 15:32 widok Cozy sprawia, że się rozpływam jak czekolada w rondlu.
-
Jutro finał Komputer: Laptop: Telefon blokowania: Telefon główna:
-
Dzisiejsze dwa odcinki to był istny rollercoaster, działo się bardzo dużo i dużo się jeszcze może dziać. Każdy, kto obejrzy sam stwierdzi, że rozpisywać się nie ma po co, bo wszystko ukarzę się za tydzień w finale. Mogę co najwyżej rzucić paroma przemyśleniami UWAGA SPOILERY!!!!!! Ogólnie jest moc. Nie jestem jakiś super zajarany, ale zakończenie może być dosyć ciekawe.
- 159 odpowiedzi
-
- 1
-
- star kontra siły zła
- svtfoe
- (i 1 więcej)
-
Obejrzałem sobie na szybko w przerwie półfinału MDL Disneyland (jezu EG znowu trzecie miejsce, chłopaki postarajcie się bardziej proszę) i choć po ckliwych recenzjach spodziewałem się czegoś dobre, to otrzymałem twór ze środkowej półki, ale za to za rozsądną cenę. Pierwsze skrzypce gra Yona, która ogólnie jest zdecydowanie najbardziej forsowanym osobnikiem z tej naszej młodej gromadki i to tak jakby jej zachowaniu i charakterowi twórcy poświęcają najwięcej czasu. Z jednej strony lubię ją, lecz ta jej "jakowość" oraz to, jak bardzo twórcy forsują ten motyw (odcinków z Jakami było z co najmniej 3) a moim zdaniem te "stworzenia" nie mają tak dużego potencjału, a wręcz są denerwujące. Tak czy owak, występ Yony raczej na plus, jednak mam nadzieję, że reszta naszych młodych bohaterów też bezie miała epizod głównie osobie, choć jak patrze na ilość odcinków, jaka nam pozostała, wątpię aby do tego doszło (w zasadzie tylko pamiętam, że o Gallusie był jeden poświęcony, o reszcie za bardzo nic). Owszem, sam problem Yony oraz to, w jaki sposób podeszło do niego mane5 było w porządku, główne ze względu brak przesadyzmu. Rarity jak zwykle daje popis swoimi umiejętnościami wokalnymi i nie mówię tu o piosence (która i tak było zaskakująco dobra) lecz chociażby o tej "lekcji dykcji". Fluttershy rumieniąca się na pochwałę odnośnie tańcu ze strony Rarity wyszło bardzo uroczo, natomiast Spike jako deadmau to jeden z lepszych nawiązań w świecie kuców, jakie pamiętam. Sandbar to chyba największy plus odcinka. Już w odcinku, w którym young6 się pojawiła, jego polubiłem najbardziej i choć w późniejszych odsłonach pałeczkę przejął jednak Gallus, to naszego kuca wciąż lubiłem, a po tym odcinku jeszcze bardziej. Co do wad, to szczerze niepotrzebnie zerwałem na recki tu i na reddicie, przez co spodziewałem się czegoś bardziej przyjemnego, a dostałem coś w moim odczuciu standardowego. Jedyną większą wadą, jaką dostrzegam jest ta scena, w której Yona nic nie widząc dostaję pierdolca i niszczy dosłownie wszystko na imprezie. Mogło się obyć bez zniszczenia tych "prezentów" czy co to tam było, a tak to się za duży burdel zrobił. Poza tym, w całej tej scenie ekran trząsł się jakby kamerzysta dostał ataku, co było już kompletnie nietrafionym zabiegiem. Wręczeni tej nagrody naszej dwójce było troszeczkę naciągane (po prostu zbyt nagłe), lecz szanuję że chociaż zmienili jedną z postaci na tym pucharze na jaka. EDIT. Jeszcze jedna wada, która mnie boli to fakt, że w szkole przyjaźni otwartej dla wszystkich stworzeń NIE MA ANI JEDNEGO NIEKUCOWEGO STWORA poza naszą piątką. Twórcą nawet się nie chce ich w tle gdzieś dawać, co za hańba. Ocena: 6,5/10 Nie jest źle i w sumie nie wiem, czy dało się w jakiś sposób ulepszyć ten odcinek, lecz to nie jest raczej moja liga. Znowu za długi post napisałem ech
-
Dobra, dopiero co nadrobiłem sobie wszystkie odcinki aktualnego sezonu i...... 1. Motyw wątku miłosnego Star został tak rozwałkowany, że aż strach. Nie dość, że z Toma zrobili kompletną ciapę, to teraz jesteśmy w każdym odcinku okładani niczym rybą po twarzy momentami Starco (jezu jak ja nienawidzę tej nazwy), co mi szczerze nie podchodzi, bo to dla mnie zbyt oczywisty ship jest i wolałbym coś bardziej nieoczekiwanego (choć sezon się jeszcze nie skończył, więc dużo się może dziać). 2. Wszystkie odcinki, które same w sobie nie popychały fabuły do przodu skupiały się na shipach, bez wyjątków. I szczerze, większość była dosyć średnia, takie 6/10. 3. Jednak te, które z główną osią fabularną mają coś wspólnego są niczego sobie. Szczególnie ostatni odcinek był na prawdę dobry. Ogólnie to mam wrażenie, że od trzeciego sezonu odcinki poświęcone głównemu wątkowi są o wiele lepsze niż te slice of life, w przeciwieństwie do genialnego moim zdaniem sezonu 2. Tak czy tak, fabuła bardzo spoko. Reszta, bardziej szczegółowa w spoilerze: Ogólnie to jest spoko, ale mogłoby być lepiej.
- 159 odpowiedzi
-
- 1
-
- star kontra siły zła
- svtfoe
- (i 1 więcej)
-
Ostatnio dorwałem się do jednego z tych "oficjalnych" komiksów o kucach pt. Reflection(z alternatywnym Sombrą który jest dobry oraz złą Luną i Celestią) i był on wręcz niesamowity. Jeden z najlepszych komiksów nie tylko z tej serii o kucach, ale w ogóle wszystkich, jakie kiedykolwiek przeczytałem. Polecam mocno.
-
Pod niektórymi względami był to najbardziej życiowy odcinek, jaki ten serial spłodził i czuć było na kilometr, że jakaś głębsza historia za tym wszystkim stoi, bo chyba nigdy w historii kuców jakaś postać "na jeden dwa odcinki" dostała tak głęboki wątek emocjonalny. Bo problem z naszym główny ogierkiem nie jest co prawda niczym odkrywczym, lecz mam wrażenie, że został on tutaj dosyć realnie ukazany. I szczerze mówiąc, to chyba mogę sobie z tym typem rękę podać, bo ja od jakiegoś czasu sam przechodzę taki okres, że nic mi nie wychodzi, jestem beznadziejny i zabij mnie ktoś proszę. I chyba przez to, jak się sam teraz czuję, ten odcinek wydawał mi się dosyć smutny. Nie wiem, czy to dlatego, że ja po prostu teraz jestem smutny cały cały czas i nic mi nie sprawia przyjemności, czy może dlatego że postawa naszego bohatera była mi aż zbytnio bliska... Poza tym, kilku wad się dopatrzyłem, jak chociażby mega wyolbrzymienie "problemów z kondycją" naszego bohatera, które nie musiały być aż tak gargantuicznie beznadziejne (chociaż jak się nad tym zastanawiam, to sam nie jestem lepszy w wielu sprawach), a samo zakończenie wydawało mi się zbyt proste, ale mniejsza z tym. Przez mój stan oraz to, w jaki sposób ten odcinek kojarzy mi się ze głównem które teraz toczę i utoczyć nie mogę, nie jestem w stanie ocenić w jakikolwiek sposób ten odcinek. boże jaki ja jestem *za brzydkie słowo dla niektórych, jak widać* że nawet bajka dla dzieci sprawia, że czuje się tak okropnie wielki k dzięki
-
Dzisiaj zacząłem nadrabianie nowego sezonu. Obejrzałem na razie 6 pierwszych epizodów i o ile pierwszy odcinek był bardzo obiecujący, to reszta wypadła nieco gorzej. W pierwszych dwóch odcinkach wszystko psuje imo Król, który owszem zawsze był taką postacią z niższej półki, ale teraz był po prostu męczący. Owszem, można to wytłumaczyć brakiem kochanej partnerki, ale z czasem chyba każdemu zaczęło to grać na nerwach. Natomiast 4 kolejne odcinki, skupiające się na nieco przyziemnych sprawach, były takie... miałkie? Ogólnie to największy problem jaki ja mam z tym serialem, to olbrzymi wpływ fandomu na jego przebieg. Bo na prawdę nie chce mi się wierzyć, że twórczyni od samego początku planowała zrobić z Marco takiego serketnego fana crossdressingu, a sfera uczuciowa naszych bohaterów miała być aż tak przewodnim tematem. Zresztą, już w poprzednim sezonie widać było, że twórcy dosłownie bawili się fanami, co odcinek zmieniając potencjalną partnerkę naszego chłoptysia w czerwonym kubraku. I szczerze, jeśli ten serial ma być jedynie furtką do przyszłości Daron w świecie animacji, to ma prawo traktować Star vs jako poligon testowy, na który aż tak jej chyba nie zależy. Ale wracając, to ogólnie czekam na więcej odcinków popychających fabułę do przodu, niż takich, w których pod płaszczykiem jakiegoś problemu Star zastanawia się, kto jest jej chłopakiem lub Marco, którego wszystkie laski oblegają na każdym kroku. Przy okazji: @Triste Cordis przy premierze jednego odcinka w poście tutaj zacząłeś kwestionować seksualność Star. Nie wiem, jaki procent osób sobie z tego zdaję sprawę, lecz wiele twórców animacji, a zanim nimi zostali na ogół byli rysownikami itd.; jednym słowem artyści "pracujący ołówkiem" ma słabość do na tym punkcie, co chociażby widać w przypadku Adventure Time, She-ra, czy chociażby Steven Universe którego autorka jest homoseksualna. A sama Daron na swoim tumblerze czy tam twitterze lubi wstawiać swoje pracę przedstawiające głównie nagie kobiety. Więc biseksualność praktycznie WSZYSTKICH postaci w wielu animacjach to jest chleb powszedni, natomiast jeden związek homoseksualny to minimum, więc jestem prawie pewien, że coś jeszcze będzie na rzeczy. Czy to źle? To już temat na inną dyskusje.
- 159 odpowiedzi
-
- star kontra siły zła
- svtfoe
- (i 1 więcej)
-
Moja opinia zdaje się odstawać od innych, gdyż dla mnie epizod ten był dosyć przyjemny i satysfakcjonujący w oglądaniu. Owszem, nie było to nic odkrywczego, ani super ciekawego, ani mega zabawnego, czy nawet poruszającego, lecz nie samymi ekstremami człowiek życie i czasem potrzebna czegoś wyśrodkowanego, niewychylającego się poza swoje bezpieczne progi. Sam nie będę ukrywać, że już słysząc se spoilerów, jaki będzie motyw tego odcinka, spodziewałem się ponownie gargantuicznego (choć słowo "typowego" też by tu niestety pasowało) zachowania Twilight, gdzie jej kopyto ściskające widelec już pcha się do najbliższego kontaktu tylko na samą myśl, że mogła nie oddać ona książki na czas. Jednak na całe szczęście czegoś takiego tutaj absolutnie nie ma, bo zachowanie naszej fioletowej klaczy wciąż wynika stricte z jej charakteru, lecz jednocześnie nie jest jego wyolbrzymieniem. Poza tym, wszystkie inne postacie zachowują się przyzwoicie i nie ma żadnych dziwnych zachowań, a sama fabuła i ciąg zdarzeń, choć przewidywalny, z gracją przechodzi z problemu A do B oraz z punktu X do Y. Owszem, jedna scena wydawała mi się zbędna, czyli gdy nasi bohaterowie poszukują ów bibliotekarki w tym ośrodku, bo dosłownie jest ona taka sama jak poszukiwanie samego tego miejsca z "Silver" w nazwie i nawet ta sam motyw muzyczny przygrywał, lecz widok Twilight uprawiającą windsurfing rekompensował to dla mnie. Czy ten odcinek był nudny? Zdecydowanie lepiej pasuje do niego określenie "tuzinkowy". Mi lekkość samego problemu, realizm postaci oraz subtelność dialogów przypadła do gustu. Daję 6,5/10 co owszem, punktowo zrównuję się z ocenami większości osób tutaj, lecz patrząc na to, że na ogół podchodzę bardziej surowo do odcinków naszego wielbionego serialu, ocena ta świadczy jednak o tym, że epizod ten przypadł mi do gustu bardziej, niż innym.
-
Tak w ogóle to dlaczego na forum nie można wstawiać plików jpg? Cały czas wywala błąd, a pomniejszanie png do tych magicznych 1024 mija się kompletnie z celem.