Skocz do zawartości

Zegarmistrz

Administrator Wspierający
  • Zawartość

    1465
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    26

Posty napisane przez Zegarmistrz

  1. Nie zauważył by różnicy gdyby nie fakt że na wpół gotowy twór rozpadł mu się w rękach. A kiedy skupił się na przeciwniku, ten był już przy jego gardle.

    Lekko zdezorientowany chwycił nóż gołą, zdawać by się mogło, ręką.

    - Zarzucasz mi brak zabawek, a nie rozpracowałeś własnych?

    Urywając kawałek ostrza teleportował się w pobliże jednego z obelisków.

    - Widzisz, twoje obeliski są imponujące, to ci przyznam. ALE! Stawiam też na twoją inteligencję. Obeliski negują moc na bieżąco a nie stałe, zgadłem? Na pewno zgadłem, bowiem w obliczu zbliżającego się Turnieju nie zaryzykował byś pozbawienia samego siebie mocy na wieki wieków, prawda?

    Co mówiąc zacisnął dłoń w pięść i przygotował się do uderzenia w kamienny monument.

    - Widzisz, kto mi kiedyś powiedział na ten temat pewną mądrą rzecz. Jeśli coś wyłącza twoją magię na zasadzie negacji, wytwarzaj ją szybciej, niż to coś ją neguje. Zobaczmy jak szybko 4 obeliski zanegują to.

    Na początku nic się nie stało. Zegarmistrz sięgał głeboko0 do wnętrza, wyszukując każdej drobinki jaka mu została. Z tych drobinek wzmocnił przekaz większych drobinek. I jeszcze większych i jeszcze większych.

    Trwało to może z 3 sekundy kiedy podłoże pod jego stopami wyleciało w powietrze, odepchnięte niewidoczną falą czystej energii magicznej.

    - Zatem tylko tyle? Ta arena jest otoczona silniejszym polem antymagicznym a i z nią dawałem sobie radę. Zatem sprawdźmy co więcej potrafisz.

    Zebrał tą energię w pięści i wykonując dość prosty zamach przyłożył ją do monolitu.

    Energia rozeszła się po głazie niczym kręgi na wodzie, powoli rozprzestrzeniając się w tworze jego oponenta. A kiedy docisnął tą energię, rozerwała ona ów twór od wewnątrz.

    - Widzisz? Wystarczy wytwarzać energię szybciej niż ją negujesz, proste prawda?

    Wykorzystując fakt, żę pole negujące osłabło, przyzwał to, co wcześniej rozpadło mu się w dłoniach. Tyle tylko, że nauczony poprzednią zabawą, teraz mógł to zrobić szybciej i efektywniej.

    - Its nothing, just my BASS CANNON!

    W jego dłoniach pojawiła się dość prosta gitara elektryczna, zaś z ziemi wyłonił się stosunkowo niewielki głośnik.

    Z kolei fala dźwiękowa była ciup większa.

    Ciup.

    Wzmocnił magią fale dźwiękowe, zwiększając zarówno ich częstotliwość jak i siłę nośną, choć najlepszym fragmentem był fakt, że owa fala była całkowicie niemagiczna.

    A kiedy uderzyła w pozostałe monumenty, zmiotła je niczym Diva operowa publiczność na bardzo wysokim C.

    I tą energię, po zmieceniu monolitów, skierował na przeciwnika.

  2. Pogarda wywołuje agresję.

    Tyle prawdy w tak krótkim stwierdzeniu

    Sayan'izm magii? Czemu nie.

    - ArrrraaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaAAAAAAAAA!!

    Powietrze wokół Zegarmistrz pulsowało mocą tak gęstą, że wszelakie kryształy lecące w niego dosłownie zastygły w drodze.

    A jego moc wcale nie planowała się zatrzymać, och nie, to było by nieambitne, a przecież to jego ambicję chciał ukłuć przeciwnik.

    I ukłuł.

    Nie mając potrzeby do wzmacniania magii formułami, jego moc zyskała najlepszy z katalizatorów - jego ciało.

    Wystawił dłoń w kierunku przeciwnika, koncentrując się na przekierowaniu tej mocy.

    Lecz zmienił zamysł. Tak, elementalista był dobry w te klocki, uważał się za lepszego może nawet.

    Ciekawe jak sobie poradzi bez elementów.

    Zegarmistrz podniósł leniwie dłoń w górę, tym razem maksymalizując efekt zarówno wizualny, jak i obszarowy.

    Innymi słowy planował uderzyć mocno.

    I dużo.

    - Infinite Stratos Moon!

    Na dłoni Zegarmistrza pojawiła się świetlista kula która rosła aż do wielkości sporego arbuza, rzucając przy tym coraz większe światło. Zdawać by się mogło że trzyma w dłoni mały księżyc. Kula czystej energii, magii która nie posiadała żadnego zabarwienia. Magii Pierwotnej.

    - Pusty Umysł, Puste Serce!

    Z tym okrzykiem we wszystkie strony poleciały niezliczone kule światła, nie tylko powodując problemy z widzeniem, bowiem ich światło stawało się coraz mocniejsze wraz z przebytym dystansem, ale też problemy z unikiem, gdyż rosły one w oczach. Świetlik niewiele większy od ziarnka pieprzu po oddaleniu się od Zegarmistrza stawał się kulą armatnią. Kulą z dość dużą prędkością i dość sporą energią, kinetyczną jak i magiczną. Co ciekawsze, kule wylatywały coraz szybciej i było ich coraz więcej.

    Tym więcej im bardziej szalał zapał ich właściciela. Wnikały one w podłożę, przenikały ściany, sufit. Niczym robactwo, wchodziły w każdy zakątek areny, największe zaś skupisko wybrało za cel jego oponenta, rzucając się na niego z niebywałą prędkością, tak, jakby chwilę temu nie było tylko kuleczkami światła.

    A na tym Zegarmistrz nie planował poprzestać.

    - Pusty Umysł, Bomba Iluzji!

    Jak za dotknięciem magicznej różdżki kule zaczęły świecić równym światłem, jedne czerwonym, drugie niebieskim, gdzie dwie uderzające się niebieskie strasznie przyśpieszały, przenikając jedna przez drugą, czerwone rosły a jeśli obie trafiły na siebie, to i rosły i przyśpieszały.

    Efektem czego arena zamieniła się w istny poligon, poligon na którym Zegarmistrz planował przetestować ograniczenia swojej mocy.

    Puścił kulę żeby zawisła sama z siebie, samemu wyciągając obie dłonie przed siebie.

    - Zobaczmy co da się zrobić z taką potęgą.

    Pozwolił by magia przepływała pomiędzy jego dłońmi niczym woda, układała ją, ugniatał, przekształcał i urzeczywistniał. Był medium, przekaźnikiem, który właśnie wykorzystywał swoje przeznaczenie.

    Chwycił smugę magii która była na jego dłoni, rozpoczął formowanie jej, przerzucając swoje pragnienia na energię którą operował.

    - To będzie zabawne.

  3. Zegarmistrz podziękował by przeciwnikowi gdyby tak naprawdę zwracał na niego uwagę.

    Było to karygodne, owszem, lecz nie po to użył najpotężniejszego znanego sobie zaklęcia osłony żeby musieć się przejmować pewnymi rzeczami.

    To jak noszenie zbroi - po co to robisz skoro i tak musisz się osłonić mieczem?

    Zaklęcie kruszenia runów utknęło pomiędzy 6 a 7 barierą, gdzie wnętrze było wypełnione cząstkami wyłapującymi i niszczącymi nieprzyjazne zaklęcia.

    Zaklęcie Inferna zaś pomiędzy 3 a 4, gnie wszystko co ogniste trafiało i było pochłaniane.

    Tylko golem był problemem. I to sporym, bowiem skoro odporny był na magię, to i bariery nie były dla niego większą przeszkodą.

    Ale po to właśnie go Zegarmistrz potrzebował.

    I za jego przyzwanie by ze szczerego serca Advilionowi podziękował.

    Kiedy konstrukt ruszył na osłony, Zegarmistrz kończył wykuwać sporych rozmiarów klucz.

    Golem przebił się przez największą barierę przy akompaniamencie sporej ilości iskier i błyskawic, kiedy tylko uszkodził kwadracik poruszający się po tejże barierze.

    I wtedy arenę zalał dźwięk jakby z rogu myśliwskiego, tak silny że mogły od niego rozboleć uszy.

    Lecz golem nie miał uszu, nie wzruszył się dźwiękiem, uderzając w kolejną barierę, metalową, rozbijając ją w drobny mak razem z kwadratem który zdawał się ją napędzać.

    I jak uprzednio, arenę zalał dźwięk.

    A golem borował się dalej, wchpodząc w nawałnice ognistą, jakby jej tam wogóle nie było. A kiedy zahaczył cielskiem o zawieszony w ogniu kwadrat, jego anty magiczna struktura zniszczyła artefakt.

    I znowu rozległ się dźwięk rogu, potężniejszy niż uprzednio.

    Golem przebijał się przez bariery szybko, lecz kolejna miała sprawić mu odrobinę trudności, bowiem była z powietrza, tyle tylko że dzięki ciśnieniu wywołanemu magicznie, owo powietrze miało konsystencję betonu. I stwór spowolnił, choć chwilę później rozpoczął istną kanonadę ciosów która dosłownie pokruszyła barierę w drobne.

    I zanim jeszcze dobrze rozległ się róg, golem już niszczył kolejną, tym razem wodną barierę.

    Po niej zaś ziemną, przedostatnią, bowiem ostatnia była, tak jak i on, anty magiczna, mająca za zadanie zatrzymać wszelaką magię która chciała ingerować w pracę osoby wewnątrz. Prócz tego pochłaniała też dźwięk, energię kinetyczną i cieplną - innymi słowy, wszystko co pochodziło z zewnątrz.

    I to w nią golem uderzył z cała mocą. Cios był tak potężny że Zegarmistrz zapadł się razem z kulą na dobre kilkadziesiąt centymetrów w arenę.

    A monstrum nie czekało i nie szczędziło kolejnych ciosów, które opadały na osłonę.

    A opadały wystarczająco długo by ta nie tylko zagłębiła się w podłożu, ale też nie pokryła cała pajęczyną pęknięć.

    A mimo to Zegarmistrz się uśmiechał.

    Podniósł klucz z kowadła i wycelował w kwadrat zawieszony bezpośrednio przed nim. A kiedy golem uderzył ostatni raz, rozbijając barierę w drobny mak, on był na to gotowy.

    Bariera wybuchła, uwalniając energię którą udało jej się zgromadzić dzięki niszczycielskiej sile Advilonowego pupila.

    Kurz wybuchu osłonił Zegarmistrza, ukrywając go przed wzrokiem zarówno przeciwnika jak i konstrukta, lecz tylko na chwilę, bowiem na arenie rozświetliła się nowa pochodnia.

    A był nią sam Zegarmistrz.

    Kiedy tylko konstrukt go zobaczył, ruszył wściekle i potężnym zamachem wymierzył miażdżący cios w jego głowę.

    To trwało jedno mrugnięcie, kiedy Zegarmistrz stanął za golemem z jego ramieniem u swoich stóp.

    Monstrum jeszcze nie zrozumiało co się stało kiedy rozpadło się pod naporem setki przecięć powstałych w jego ciele.

    - Muszę ci podziękować. Przez spory kawałek czasu próbowałem się pozbyć tej klątwy - co mówiąc powoli podszedł do miejsca gdzie jeszcze chwilę temu stał i podniósł pokruszone resztki blaszki.

    - Opracowałem zaklęcie pozwalające spowolnić zabójczą część klątwy na rzecz energii magicznej którą się żywiła. Z czasem też nauczyłem się wykorzystywać te drobinki magii które omijała, a które pozwalały mi na tworzenie zaklęć będących namiastką dawnych zdolności. Udało mi się dzięki temu opracować sposób by nadać klątwie fizyczną postać, mimo że nie posiadałem mocy by ową postać zniszczyć.

    Wyrzucił resztki artefaktu, wdeptując je w ziemię z satysfakcją malowaną na twarzy.

    - Dobrze się domyślasz, potrzebowałem kogoś na tyle silnego, na tyle potężnego by mógł zniszczyć fizyczną manifestację tego cholerstwa. Kogoś kto uwolni moje umiejętności, moją moc. I za to ci dziękuję, Fierro!

    Spod jego stóp wybucha fala żółtawego dymu który dość szybko pokrył arenę gęstą acz niewysoką mgłą. Niewysoką, bowiem ta sięgała najwyżej do kolan i to tylko jeśli ktośsię poruszał.

    I była by całkowicie niegroźna gdyby nie dotarła do czarnego ognia który wciąż płonął w miejscu, gdzie trafiła posłana uprzednio przez Zegarmistrza kula.

    A kiedy gaz otarł się o ogień, nastąpiła eksplozja. Ogień pokrył cała arenę, wypalając z niej zarówno gaz jak i powietrze.

  4. Ogień, lód, błyskawica i skała.

    4 typy od których zawrzało na arenie.

    Lecz nie wszystko poszło po myśli Adviliona.

    Pierwsze dwa pociski uderzyły w zewnętrzną, lekko żółtawą tarczę Zegarmistrza z głośnym sykiem, nie czyniąc żadnych szkód. Trzeci pocisk spowodował potężny rozbłysk światła w wyniku którego wielkość bańki uległa powiększeniu. Dopiero czwarty pocisk przeszedł przez pierwszą barierę jakby jej tam nie było, rozbijając się w drobny mak na kolejnej, wyglądem przypominającej jakiś rodzaj gładkiego metalu.

    I na to liczył Zegarmistrz, bowiem każda z barier była wyjątkowa, co dawało mu sporo czasu nim przeciwnik je wszystkie rozgryzie.

    A w międzyczasie planował mu to utrudnić nagłymi atakami.

    Co prawda nie mogły być one nadmiernie silne, ale nawet te słabe czasami są wystarczające.

    - Z północy na zachód, z czerwieni w błękit. Ogień, woda, metal, serce. Avariero!

    W dłoni Zegarmistrza pojawiły się 4 małe kulki, białe niczym ze szkła. Nie czekając zbytnio rzucił nimi w przeciwnika.

    Te zaś, przechodząc przez poszczególne bańki zaczynały nabierać nie tylko pędu, ale i żywiołowej mieszanki.

    Jedna wydawała się z ognia, lecz czarnego niczym smoła.

    Druga mogła by być bańką wody, tyle że owa woda była mętna i fioletowa.

    Trzecia drgała niczym metalowa kula naładowana energią kinetyczną, wszak jeszcze tańczyły na niej ładunki.

    Czwarta zaś wydawała z siebie potężne dudnienie, niczym bijące serce, na tyle głośne by rozbolały od tego uszy.

    To miało na chwilę zająć przeciwnika razem z zagadką 7 barier które ochraniały Zegarmistrza.

    - Metalu, okryj mnie hańbą, ogniu oczyść me żyły. Więzień Mithrilu, władca nieskończoności. Obdarz by zostać okradzionym, umrzyj by móc walczyć.

    W Najmniejszej bańce która osłaniała bezpośrednio Zegarmistrza z podłoża wyłoniło się sporej wielkości kowadło. W dłoni zaś jego znikąd jakby ukazał się wielki młot, naznaczany Runami Twórców, tych którzy używali go na długo przed nim. Każdy używający dał z siebie cząstkę by ten oto młot mógł Tworzyć. I to właśnie zamierzał wykorzystać.

    Najmocniejszym zamachem na jaki było go stać uderzył w kowadło. Wysoki dźwięk przeszył arenę niczym odgłos pękającego szkła. Uderzenie za uderzeniem, iskra za iskrą, Zegarmistrz planował wykuć sobie zwycięstwo.

    - Nie ma odpoczynku dla pokręconych, Runy usłyszcie mnie!

    Wokół Zegarmistrza zaczęły unosić się mistyczne Runy, niczym ćmy zwabione ogniem. Uderzenie po uderzeniu, stawały się coraz wyraźniejsze otaczając go licznymi pasami zaklęć.

    - Mistrzu kowalski, obdarz mądrością, wolą Tworzenia!

    Z niezliczonych Run zaczęły wypływać smużki energii magicznej, spływającej na kowadło, wprost pod jego młot.

    - Słowa w metal, wola w ogień. Kowalski to Twór, kowalskiej Magi dziecię.

    Zegarmistrz potrzebował czasu by uformować swoje dzieło. Czasu i sporej ilości energii czerpanej wprost z Run.

    Lecz miał przeczucie że jego przeciwnik zbyt szybko nie rozgryzie jego obrony, zatem o czas nie musiał się martwic.

  5. Dodajmy do wyścigu jakiegoś Czarnego konia :D

    W poprzednim turnieju popełniłem poniekąd błąd, bowiem wystawiłem postać która z góry miała ograniczone(choć mimo to wielkie) możliwości.

    Tym razem zaś pójdę na żywioł - jak to radzi Hoffman.

    Poza tym, statuetka mistrza nie może się u Fiska kurzyć wiecznie ;>

     

    Ja Shen Zegarmistrz Long zapisuję się do turnieju - moim reprezentantem na deskach(i nie tylko) areny będę ja sam, we własnej osobie ^ ^

  6. Witajcie.

    To miejsce dla tych, którym udało się ukończyć coś wspaniałego. Każda sesja która zostanie zgłoszona jako zakończona będzie oceniana i ma szanse wylądować tutaj, żeby inni mogli ją podziwiać ;)

     

    Zasady zgłoszenia sesji tutaj są proste:

    1. Sesja musi być ukończona lub mieć przynajmniej 60 odpisów.

    2. Sesja może być solo lub ulti.

    3. Sesja musi wyróżniać się czymś na tle innych - długość, jakość, zaangażowanie graczy/prowadzącego.

     

    To tyle. Życzę wiele przyjemnych gier! :D


  7. brawo Zegarmistrz, jesteś bardzo uprzejmy i potrafisz przekonać człowieka, że robi źle *kciuk w górę*

    Dzięki, liczyłem na zrozumienie :D

     

    Zasadniczo, tu niezbyt idzie o "zajęcie" stanowiska. Techniczny na chwilę obecną jest właścicielem tegoż forum. I to od niego(bądź co bądź) zależy czy zrobi coś z problemem.

    ALE! Żeby coś z nim zrobić: a) musi wiedzieć co jest problemem i b) natura problemu nie może wychodzić poza jego umiejętności.

     

    A co do tych żalów... ehh... plotłaś tak to się źle nie dzieje od kiedy Tarreth został wywalony. Mimo że ktoś ci tam wytłumaczył że nie został, to jedno a drugie, to śmieszniejsze, przypisywałaś że jakoby bycie Tarretha wpływało na działanie forum.

    Taaaa.....Mówić o osobie która nie robi nic technicznego na forum, że bez niej techniczność forum się sypie...

    • +1 1
  8. No dobra bo zaczyna się tu robić śmiesznie i groźnie.]

    Może odrobinkę pomogę. Albo doradzę.

    A rada będzie dość prosta - czytaj to co się do ciebie pisze. Jak ktoś wspomniał, skoro niewiele osób ma ten problem to można zawęzić obszar poszukiwania usterki do momentu aż Sky albo Sip nie będą dokładnie wiedzieli co ci nawala i w czym będą mogli ci pomóc. Poza tym, w porównaniu z niektórymi błędami, fakt że nie wiadomo kiedy jesteś a kiedy cię nie ma na forum nijak nie ogranicza ci dostępu do samego forum.

    To tyle jeśli idzie o forum, teraz pora na ciebie.

     

    I lepiej żebyś to też potraktowała jako dobrą radę.

    Tarreth może i być sobie założycielem blablabla, ale obowiązuje go ten sam regulamin co mnie oraz, tak tak, ciebie. A jeśli ci się wydaje że nie mogę nic zrobić z twoim offtopem tutaj(to dział pomocy technicznej a nie wyżalania się na to kto i kogo zwarnował) to jesteś w grubym błędzie.

    To czy Tarreth jest czy pójdzie w diabli ani o jotę nic nie zmienia, ponieważ zwykle nic on nie robi(jego własne słowa) a za stan forum są wyłącznie odpowiedzialni Siper i Skysplit i to dzięki nim możesz tutaj być razem z nami, tak jak i ja oraz wielu innych.

     

    Jeśli jeszcze raz w tym temacie, albo jakimkolwiek innym, zobaczę offtop z twojej strony taki jak powyższy, to daje ci gwarancję, na słownym się nie skończy - uznaj to jako przestrogę słowną.

    A jeśli zobaczę ją tutaj i będzie równie agresywna co twoje obecne wpisy które zamierzam skasować, to nie tylko będzie to offtop, ale też prowokacja i potraktuję ją z całą dostępną mi surowością w tym zagadnieniu.

    • +1 1
  9. Dotarł w końcu do korony. Składała się ona z grubych cierniowych pnączy które, niczym korzenie drzewa, napędzały cała roślinę. Pochłaniały magię, energię, światło.

    To by tłumaczyło czemu tutaj było tak ciemno. Lecz Jonahowi to nie przeszkadzało, bowiem był jednością z drzewem i to ono go prowadziło. To było Sanktuarium, miejsce przez które jego przeciwnik powinien zostać spowolniony i to dość mocno. Sam chłopak zwolnił, idąc wzdłuż konkretnych gałęzi, powoli i ostrożnie. Wystarczyło draśnięcie któregokolwiek z kolców i całość zaczęła by wariować, niczym rozgniewana ośmiornica. A wiedział że jego przeciwnik prędzej czy później dotknie tej plątaniny, skoro przebija się od spodu.

    To co było najbardziej przerażające w tym miejscy to cisza. Brak jakichkolwiek dźwięków prócz nielicznych skrzypnięć gałęzi i jego własnego oddechu. Nie słyszał swojego oponenta, nie słyszał dotąd obecnych krzyków widowni, dopingującej zarówno jego jak i Jana. Wszystko skurczyło się do tego labiryntu, do jego kroków i jego celu.

    Nie wiedział czy mijają sekundy, minuty czy dni kiedy tak podróżował tymi niby korytarzami. A mogło być tak że na zewnątrz nie mijały nawet sekundy, bowiem to miejsce rządziło się swoimi prawami.

    I po czasie długim niczym wieczność dotarł w końcu do wnętrza, skarbnicy o której wiedział tylko on.

    Widzicie, są różne rodzaje kradzieży.

    Kiedy kradniesz przedmioty, same w sobie mogą być wartościowe lub wartość mogą mieć dla ciebie kiedy je sprzedaż. Lecz sprzedać je możesz tylko raz, do czasu powtórnej kradzieży.

    Kiedy kradniesz życie, ma to wartość tylko jeśli z owym życiem istniały przedmioty lub jeśli ktoś ci zapłacił z góry za tą kradzież. Inaczej jest to strata, wszak nie jest to kradzież którą można w jakikolwiek sposób odwrócić.

    Ale najbardziej wartościowa jest kradzież informacji. Te bowiem możesz sprzedawać wielokrotnie, tak długo aż informacja nie stanie się powszechnie dostępna.

    I w swoim życiu złodzieja Jonah kradł wszystko co się dało. A kiedy zrozumiał głębie swojej mocy, zaczął nie tylko kraść Informacje, ale też wykorzystywać je. I właśnie w trakcie jednej kradzieży dotarł do tego skarbu. Nikt o tym nie wiedział prócz niego, oraz pewnego staruszka który źle skończył w pewnym ciemnym zaułku.

    Starzec bowiem wiedział że największy skarb gildii, Pierścień Atlasa, ma więcej niż jedno zastosowanie. Nie tylko wpływał on na grawitację, ale też jest kluczem do skarbu większego aniżeli ktokolwiek w gildii by wiedział. Z drugiej strony, zdawać by się mogło, że obecny na trybunach Mistrz wiedział co on zrobi.

    Bowiem na samym środku znajdował się owoc, który stanowił Serce całego drzewa.

    I właśnie do niego Jonah się dostał. Wyrwał serce z gałęzi wywołując poruszenie całego drzewa.

    I kiedy to zaczęło się rozpadać, zaczął zjadać największy ze skarbów.

  10. A ja zagłosuję na Chemika :D

    Ogólnie już od czasu mojego pojedynku z tym waćpanem jego styl pisania przypadł mi do gustu. Specjalnie fragment o Inkwizycji ;>

    Ale ogólnie - styl Chemika jest nie podrabialny, tak strasznie randomowy że aż wspaniały, przez co naprawdę nigdy nie wiadomo co się stanie. Brawa dla Discorda...

     

    Nie mówię że styl Seroxa jest zły, nie. Tylko zwyczajnie troszkę słabszy, tyle. No i ten kolor w tekście... jestem fanem Fioletu, mój ulubiony, ale z tą czcionką jest zwyczajnie oczorąbny i nieczytelny ._.'''

     

    Dlatego mój głos ląduje w ankietowej puli Chemika.

  11. Ja swój głos oddam na Bezimiennego :D

    Mam ku temu kilka powodów:

    1. Podoba mi się jego styl pisania, choć posty nie były aż tak długie jak Rexumbry, to jednak konkretne i treściwe.

    2. Zawsze starał się manewrować i choć nie atakował, nie dał też pokazu OP niepokonanego koksa którego osobiście nienawidzę.

    3. Nie stosował PG - Rex - jeśli twoje odpisy są tak słabe, że musisz w nich umieszczać opisy robienia kuku przeciwnikowi, bez czekania na jego reakcję, to raczej kiepsko z tobą. Dobry odpis sam się broni, a te najlepsze powodują że przeciwnik sam opisze co mu zrobiłeś, ponieważ uzna ich jakość. U ciebie ta jakość była dyskusyjna...

     

    Wniosek 3:0 dla Bezimiennego i właśnie on otrzyma mój głos.

  12. Trawa

     

    Dym świadczył o ogniu, ogień zaś, o walce. Trzeba było rozegrać to po cichu. Wpakował szybko do karabinu jeden magazynek FMJ, upewniająć się uprzednio że jest pełny. Wolał nie zostać zaskoczonym przez nagły brak amunicji. Kiedy tylko się upewnił że wszystko jest tam, gdzie tego potrzebował, podjął ponowną wędrówkę w kierunku zabudowań. Przy czym szczególną uwagę skupiał na dwóch czynnikach: czy coś się rusza w okolicy oraz czy jego osłony nie spowodują, że będzie mógł porzucić używanie latarki w nocy,

  13. Skały literalnie zamknęły go w sobie. Otoczył go dość sporych rozmiarów kamienny pokój. A raczej więzienie, bowiem skały z każdą sekundą ściskały się coraz bardziej, pozostawiając mu coraz mniej miejsca i powietrza. A jego ostatnie zaklęcie trochę go wyssało z mocy. Odrzucił w bok resztki zniszczonego miecza które z głuchym dźwiękiem uderzyły o zbliżającą się do niego ścianę. Nie minęła chwila a kamień, szurając po podłożu zmiażdżył resztki miecza na drobny pył.

    Co gorsza nie widział swojego oponenta i nie miał pojęcia co też ten robi.

    Szybko wyciągnął z kieszeni ową tajemniczą blaszkę, którą tak pieczołowicie chował jeszcze chwilę temu.

    - Tempus Furiato

    Prędkość poruszania się skały zmalała. Zaklęcie było bardzo wyczerpujące na dużym obszarze, zaś to małe 'pomieszczenie" kumulowało siłę tego zaklęcia, czyniąc je o wiele mniej męczącym niż jest zazwyczaj.

    Ale, spowolnienie ścian to nie ich zatrzymanie. To tylko kupienie czasu. Czasu którego potrzebował ponad wszystko inne.

    Rzucił przed siebie kwadrat i ten zawisł w powietrzu. Pora na zaklęcia kontrujące wiązane. W tych był specjalistą. I nie wymagały one wbrew pozorom aż tak dużo energii.

    Wee ki ra chs Chronicle Key en grandee sos dius yor.
    Wee ki ra araus tes soare an giue mea iem.
    Was au ga whai pauwel ferda enter whou na nedle sor,
    en whai pauwel gaunji yasra whou na cenjue sor tou zuieg
    Was au ga, Diasee, Pauwee,
    aiph yos delij zuieg, en nedle eterne falfa,
    slepir tes pauwel an hyzik,
    fatere tes pauwel chs deleir, en ousye yor.

    Kwadracik powielił się sześciokrotnie, przez co teraz miał ich siedem. Te zaś zaczęły coraz szybciej latac wokół niego, otaczając go coraz większą ilością magicznej energii. A kiedy miał jej wystarczająco, rozpoczął kolejną inkantację.

    Na zewnątrz mogło by się zdawać, że skały zrobiły swoje, bowiem jazgot jaki się rozległ mógł tylko świadczyć o zgniataniu jednej o druga. Lecz ku zdziwieniu publiczności, kiedy skały pękły, oczom jego oponenta ukazał się sam Zegarmistrz zamknięty w siedmiu kolorowych kulach.

    Niczym rybka w kulistym akwarium, Zegarmistrz poruszał ustami tkając kolejne zaklęcia które lądowały w jego osłonach, coraz mocniej je wzmacniając.

    Każda miała inny kolor, jak i inną prędkość obracania się. Jedna kręciła się leniwie, inna szybko niczym koło w wozie sportowym. Jeszcze inna zdawała by się prawie w ogóle nie poruszać, gdyby nie delikatne drgania umieszczonego na niej kwadraciku. Kwadraciku, który gościł na każdej z tych ochronnych barier.

    Jego przeciwnik mógł rosnąc w siłę. Ale nie znaczyło to że Zegarmistrz nie mógł się przed tą siła chronić. Ba. Gdyby udało mu się kupić odpowiednio dużo czasu, to kto wie, może i wygraną sobie kupi?

  14. Talar


    Lecz jeszcze lepszy okazał się DiCaprio. Zawsze ceniłem tego aktora, lecz teraz uważam go za jednego z najlepszych w swoim fachu. Zagrał rewelacyjnie, bez żadnej skazy czy niedociągnięć. Już sama postać Pana Candie była dla mnie strasznie interesująca z mocno rozbudowanym charakterem. Jak dla mnie, najlepsza postać najlepiej zagrana w tym filmie.

     

    Scena z czaszką - DiCaprio uderza za mocno w rekwizyt przez co ten pęka i aktor naprawdę rozcina sobie dłoń. Dość mocno krwawi. Mimo tego dalej gra swoją rolę, improwizuje wręcz ku przerażeniu swojej partnerki scenowej. Reżyser dochodzi do wniosku, że scena jest nagrana lepiej niż jakakolwiek z wyreżyserowanych tego fragmentu i postanawia ją zostawić w filmie na stałe :D Leonardo OP.

     

    A ja wam przedstawię coś co obejrzałem wczoraj przed wyjściem do pracy.

     

    "The Equalizer"

    polski tytuł to "Bez Litości" co też nie jest aż takim błędem tłumaczy jakiego się obawiałem(Wyrównywacz byłby nie tylko śmieszny ale i tragiczny ._.'').

    Uwaga, w wypowiedzi mogą znaleźć się spoilery zatem czytacie na własną odpowiedzialność.

     

    Bo każdemu należy się sprawiedliwość.

    Do tego wniosku dochodzi "emerytowany" agent służb specjalnych Robert McCall grany przez Denzela Washingtona. Na co dzień pracujący w Amerykańskim odpowiedniku Castoramy Robert wiedzie spokojne życie od śmierci żony. Jest pomocnym sąsiadem, dobrym kolegą, oddanym trenerem. Kiedy poznaje Toeri - młodą prostytutkę i widzi jej kłopoty postanawia pomóc.

     

    Tak mógłbym zakończyć opis żeby nie zdradzać większej części fabuły. Ale w tym filmie się nie da.

    Więc zacznijmy od początku.

     

    1. Fabuła

    "Czasami widzimy jak ktoś robi coś złego komuś, kogo zupełnie nie znamy. I coś z tym robimy. Bo możemy"

     

    To zdanie oddaje cała fabułe. Tyle. Kropka. Głowny bohater robi coś dla ludzi, którzy sami nie mogą tego zrobić. A są to rzeczy o wiele bardziej skomplikowane niż wbicie gwoździa czy pomoc przy malowaniu ściany. Robert, bo takie imię nosi nasz bohater grany przez Washingtona, do pomocy zawsze się rwie, czy to za pozwoleniem czy tez nie. A czasami używa w tym celu umiejętności, jakich nabył za czasów działania w Służbach Specjalnych. I kiedy widzi jak jacyś bezimienni ruscy krzywdzą jego nowo poznaną znajomą, postanawia jej pomóc. Pomoc kończy się 5 trupami w nocnym klubie.

    Tak.

    I dodam z uśmiechem, że nasz bohater(o dziwo) nie jest jednym z trupów.

    Tu mogło by się wszystko skończyć. Mogło by, ale że 5 trupów to nie jakieś dupki z malutkiego gangu, a szefowie całej Mateczki Rosyji Mafijnej, to reszta dopowie wam się sama.

     

    ogólnie fabuła nie jest zaskakująca, ba, nawet jest aż za prosta. Ale przez to nie jest zła. W dzisiejszych czasach filmów z prostą i czytelną fabuła na jednej ręce można policzyć. Przez co widz naprawdę może wczuć się w postać, bo jej problemy, choć na mniejszą skalę oczywiście, też czasami nas dotyczą.

     

    8/10

     

    2. Muzyka.

    Prawie jej nie widać. Prawie.

    Zawsze gdzieś tam w tle pobrzmiewa jakaś spokojna nutka, nawet kiedy bohater robi kompletną rzeźnię na ekranie. Muzyka jest taka, jakby jej wcale nie było. Widz nie zwraca uwagi na poszczególne kawałki, dla nas są to jakieś tam szumy w tle które czasami występują w specjalnych do tego momentach.

    Prócz jednego.

     

    Vengeance to zemsta za krzywdy.

    Moment w którym bohater idzie w ślady Leona zawodowca ku wtórze tej nuty. Jest ona tak wpasowana w to, co dzieje się na ekranie że zwyczajnie nie można jej nie zauważyć. Pracuje w kinie. Widziałem reakcję widzów, całej masy widzów, na moment w którym ta muzyka robiła im z serc hakune matate. Uwierzcie, wyrazy twarzy bezcenne. Moment w którym na sali cichły wszystkie dowcipy i szmery. Dla mnie to synonim słowa respekt.

     

    9/10

     

    3. Kreacja bohaterów.

    Tutaj mogę wylać trochę jadu. Tylko jeden zły jest warty zauważenia, bo reszta złych to postaci tła, które autorzy rzucają tylko po to żeby Denzel się nie nudził na poszczególnych ujęciach. Nosz <buysomeapples!!!>! A kiedy już ten przebije się przez tych drugoplanowców, oczekujemy walki z bossem. I ona jest nie tylko płytka ale i nudna. Lubię sposób w jaki gra Denzel. Nie skupia się na kamerze, tak jakby miał ją gdzieś. Jego odruchy, jego bieganie oczami, poruszanie ustami jakby coś sobie właśnie przypomniał, ba, nawet jego reakcja na przekroczenie czasu wymordowania drugoplanowców o całe 9(!)sekund(sic!) są tak dopracowane, że to mógł zagrać tylko on.

    Kończący w grudniu 60 lat aktor ma scenę gdzie po walce pada zmęczony na podłogę i wtedy naprawdę widzimy te jego 60 lat. Zmęczony fachem, życiem, tym co robi i co będzie robił. Jego kreacja postaci jest tak bardzo doszlifowana że niestety nie starczyło szlifów na resztę postaci. Są jakieś nijakie, widzimy je i zapominamy o nich. Fakt, są takie które mogą przypaść do gustu, nie mówię że nie... ale to za mało niestety.

     

    9/10 Za Denzla.

    3/10 za resztę...

     

    W podsumowaniu film ma u mnie silną 6 w porywach do 8+ i mam nadzieję że mimo moich kiepskich umiejętności opisywania zachęcę kogoś do obejrzenia tego ^^

  15. Yup - zakładasz steam(jeśli jeszcze nie masz) idziesz w sklep i jazda :D Wszystkie możliwe postacie są odblokowane, żadnych płatności wewnątrz gry które ograniczają samą grę(jest sklepi, tek ale nie potrzeba go żeby sobie pograć). Na co jeszcze czekasz i czemu cię tu jeszcze nie ma? :D

     

  16. Hola, hola, jakim bogatym?

    Przecież na grę nie trzeba wydawać ani złamanego grosza, bowiem wszystko co dobre można uzbierać/stworzyć/wydropić/znaleźć poza sklepem. Fakt że w sklepie masz szybciej, ale co z tego?

    A poza sklepem nie ma żadnych płatności. Żadnych. Koniec tematu.

     

    Gram w tą grę już spory kawałek, najpierw na ogólnie otwartej becie, potem trochę na globalu(wtedy sromotnie płatnym przez co zrezygnowałem z gry) a teraz przez steam pomykam, zawsze dwie postaci na koncie - wierny Pandawa i szybkostrzelny Cra.

  17. Potrzebował chwili żeby zrozumieć co się dzieje. I dlaczego jego krtań zwężała się niczym ściśnięta niewidzialną dłonią. Padł na kolana krztusząc się własną śliną, zaskoczony brakiem powietrza niczym ryba wyciągniętą z wody.

    Tak, przeciwnik był nie tylko Inteligentny. był też zabójczo skuteczny.

    W normalnych okolicznościach musiał by przeczekać ten moment, wszak utrzymanie próżni na otwartym terenie było wyczerpujące nawet dla niego. Ale walczyli w zamkniętej przestrzeni co tylko potęgowało moc zaklęcia.

    Na jego szczęście był dobry w zaklęciach niewerbalnych, pod warunkiem że te były wspomagane odpowiednimi narzędziami.

    Jego magiczna chmura mimo wszystko unosiła się wokół niego, lecz nie mogła zastąpić powietrza. Natomiast posłużyć jako medium - jak najbardziej.

    Wyrył w niej kilka magicznych znaków zanim krew zaczęła pukać mu do głowy. Wspaniałe uczucie, mógł polecić je każdemu.

    Znaki zalśniły żółcią, wypalając chmurę od środka. Ta zaś zamieniła się w bańkę, powoli wypełnianą powietrzem sprowadzonym z poza areny.

    Kiedy już odzyskał oddech uśmiechnął się nerwowo. Wystarczyła by chwila zwłoki a byłby zwyczajnie martwy. Zimny pot wystąpił mu na czoło kiedy brał kolejne ciężkie oddechy. Nie docenił swojego przeciwnika a teraz zbierał za to baty. Tyle dobrego że chociaż zaklęcie zadziałało jak powinno. Teraz musiał tylko przygotować odpowiednie miejsce i może, ale tylko może, uda mu się odwrócić szale na swoją korzyść.

    Wiedział już, że oponent znał się dobrze na magii żywiołów, czy to rozpoznając ją i analizując, czy też używając takowej. Zatem ataki czysto żywiołowe z pewnością będą mniej skuteczne. A co za tym szło, trzeba było uderzyć inaczej.

    Nigdy nie lubił używać dwa razy tych samych zaklęć w dwóch różnych pojedynkach.

    Lecz tym razem zamierzał uczynić wyjątek.

    Cięknąca kito zmętnienia. Aroganckie naczynie obłędu!

    Zgotuj przód i zaprzecz! Martwiej i migocz! Zakłócaj sen!
    Czołgana królowo żelaza! Błotna lalko wiecznej autodestrukcji!

    Zjednocz! Odepchnij! Wypełnij ziemią i znaj swoją bezsilność!

    W jego prawej dłoni pojawił się mały kwadratowy medalion który schował do wewnętrznej kieszeni płaszcza, lewą natomiast dosłownie wsadził w przestrzeń, by wyrwać z niej długi miecz o czarnym ostrzu. Zdawać by się mogło, że ostrze pochłania nawet światło, bowiem nie odbijało go, a nawet wydawało się zaginać.

    Nieskończony deszcz metalu spada poprzez głosy anielskie.
    Pociąg błogosławionej niewiasty, o lufo ze stali,
    Odpowiedź na nasze prośby, uwolnij moc.
    Nieskończona Nawałnica Ołowiu!

    Wbił ostrze głęboko w podłoże areny, co skutkowało istnym gejzerem skał i identycznych kopii owego ostrza, wystrzelonych w powietrze i nie tylko. Owy las rozrastał się bardzo szybko, bowiem "deszcz" wyrastał także ze ścian i sufitu.

    - Dobra, zamierzam uderzyć wyjątkowo twardo! Szykuj się! Zgromadź! Rzeko światła która prowadzisz wróżki! Zalśnij! By zniszczyć kły wszelkiego Zła! Rozprosz! O wrót Babilońskich Bramo! Rozwiązanie!

    Miecz w jego dłoni rozświetlił się niczym płonąca lanca. A kiedy wepchnął go głębiej w ziemię, reszta ostrzy uczyniła to samo. I kiedy arenę przeszedł oślepiający błysk, rozległ się też potężny huk. To wszystkie ostrza wybuchając posyłały swoje odłamki na wszystkie strony niczym nieskończenie liczne kartacze.

  18. Trawa

     

    Widząc świeże ślady dodał dwa do dwóch. Mógł na tym zyskać, mógł też cholernie dużo stracić.

    Ale zew był silniejszy. Uzbroił się zarówno w cierpliwość jak i w swój wierny karabin, po czym ostrożnie a zarazem dość szybko rozpoczął przemieszczanie się w kierunku południowym. Szukał jakiejkolwiek osłony po drodze, żeby jego ścieżka biegu nie była odsłoniętą dupołazką.

×
×
  • Utwórz nowe...