Skocz do zawartości

Plothorse

Brony
  • Zawartość

    324
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Plothorse

  1. Omówione zmiany naniesione wedle ustalonego wzorca. Nigdzie nie jest tak napisane, więc... raczej nie. Edit: sprostowałem także jedną sprawę, tyczącą się historii. Informacje zamieszczone pod koniec postu.
  2. (Około miesiąca temu zobaczyłem pierwszy raz w życiu wszystkie po kolei. Wesołe miasteczko? Somnamula, pierwszy i jedyny z odcinków, w którym to wystąpiły kuce płci męskiej... Dzwon wolności... występuje w ,,Powrocie Tambelonu". 4-częściowym odcinku z Grogarem. Jesteś pewna, że nie oglądałaś...? To, moim zdaniem, jedna z lepszych części... może Ci podeślę link? Na, bodajże kucykowej, wikipedii jest spis wszystkich odcinków z linkami do filmów na yt.) -Och, wybacz, proszę. To było niechcący. - rzekł Wietrzyk, podlatując do Smoka i zabierając go z grzbietu Zefirka. Odlatując z nim tak, jakby chciał przenieść go w miejsce, w które uprzednio stał, szepnął mu na ucho: -Szczerze, siłą tu nic nie wskóramy. Mnie nie zna. Pozwól, że się tym zajmę. Więcej nie miał czasu mu przekazać. Postawił go na ziemi przed grupą, gdzie to służył jako przewodnik. Poczekał na jego odpowiedź, przygotowując się już do powrotu na wyznaczone miejsce w orszaku... mając nadzieję, że smok nie będzie miał obiekcji... i równie bardzo bojąc się, że ich mieć nie będzie. - próbował się pocieszyć choć tym...
  3. (Możesz mnie zadziwić wiedzą o trzecim sezonie G1 , jako że wyłącznie z tych odcinków wiedzy mi brakuje. Teraz mi tylko zgadywać ~ Słoneczny Kamień, Dzwon Wolności, czy też Tęcza Ciemności... ) -Huh...? - Wietrzyk zdziwił się. Miał ku temu powody... nie co dzień widzi się wszak kuca tak wstydzącego się pokazać ,,nago"... czy też smoka, zainteresowanego podbieraniem sukienek takowego... to było nie tyle zastanawiające, co podejrzane... - zdecydował... skoro został całkowicie zignorowany. Zastanawiało go, czy teraz owy źrebak coś powie... kiedy to już został zaopatrzony w to, czego chciał... czy też teraz po prostu wróci do zamku... w co jednak wątpił. -Nic się nie stało, już lecę. - odkrzyknął Lunie na spokojnie, widząc jak to owa różowa wraz ze smokiem tak szybko zostawili go w tyle. Poleciał ku grupie, choć wcale nie aż tak szybko. Zerknął przy tym w kierunku owych krzaków. A nuż... PS: kolejnych odpisów ode mnie spodziewaj się dziś dopiero koło 17.
  4. Wiesz... pamiętam dobrze ten film. Obejrzałem go jeszcze dodatkowo w wersji polskiej, po tym jak Ci go wysłałem ~ ot. będąc zafascynowany tym, jak brzmiała polska wersja głosów tychże kuców... W ogóle sądziłem, że zaprezentujesz coś spoza kanonu ~ utworzysz jakąś nową opowieść, mieszając elementy obu światów... teraz jednak widzę, że chyba planujesz mnie zaskoczyć jakąś dramatyczną odmianą standardowej historii, skoro tak się jej z początku trzymasz... - pomyślał Wietrzyk, uznając, że był to znak dla niego... aby mógł podziałać nieco bardziej na własną rękę - spokojny o to, że jego ewentualna, z lekka przeciągająca się nieobecność, zostanie logicznie wyjaśniona... w razie czego. Pegaz westchnął, wstał i ruszył za nią. -Dobra... odegram teraz rolę okropnego, bezczelnego dorosłego, który będzie za Tobą łaził i nie da Ci spokoju... tego chcesz? Może zaszczycisz mnie chociaż chwilą rozmowy? Szczerze, nie planuję zawracać Cię z tej drogi...
  5. Oh kaman. To nie jest żaden argument... 1:28 I... nie. Nie czytałem Twojego, jako i jakiegokolwiek fanfica, zgodnie z zasadą, którą się kieruje (Nie liczę wersji alfa fica, którego poprawiałem na prośbę znajomego z forum ~ jako że za fic to w moich oczach nie uchodziło.) Nie mam zamiaru przeczytać niczego, póki nie napiszę historii mego OC. Jeśli bowiem użyję w niej czegoś, występującego w innych dziełach, przynajmniej będę miał czyste sumienie, że to moja własna praca. Takie elementy mają skłonność do powtarzania się - wiem to z doświadczenia, które wyniosłem z pisania KP na PBF-ach... I... tak, tą samą zasadą kieruję się, nie czytając historii cudzych OC. To, niestety, jedyny skuteczny sposób, jaki dotychczas wynalazłem... Wietrzyk usadowił się na ziemi, wierząc, że dalszy pościg nie ma sensu. Przynajmniej póki co. Zerknął, czy aby oddalił się od kuców odpowiedznio daleko, aby mówić bez ryzyka posądzenia go o zaburzenia psychiczne. Postarał się streścić sprawę szybko i zwięźle: -Wiesz... mógłbym teraz powiedzieć innym, że tu jesteś... bah. Sam Cię do nich przyprowadzić... ALE nie chcę tego robić, bo mogę się postawić w Twojej sytuacji. Mnie rodzice dopiero niedawno puścili na wyprawę... mogę zrozumieć to, że Ci na niej zależy. Jednakże... jeśli tak Ci zależy na pójściu wraz z nami... czy nie pozwolisz sobie w tym celu pomóc? - westchnął w duchu, mając nadzieję, że choć w połowie nie będzie miał racji.
  6. - pomyślał Wietrzyk. - -Idę na stronę. - rzekł pegaz wyjaśniająco -zaraz Was dogonię. - to powiedziawszy, rozłożył skrzydła i poleciał w kierunku krzaków, ot. jakby miał zamiar najzwyklej w świecie załatwić potrzebę... Sprawdził przy tym jak duża jest owa torba, którą otrzymał... W razie czego... zmieściłby się do niej maleńki źrebak?
  7. (Gdzieś musiały go na ciepło przyrządzić. Mmm... chyba muszę się pogodzić z faktem, że nie dowiem się cóż to za panie mam w kompanii... ) Rozpoczęli wędrogę... pegaz dostosował się do stąpających po ziemi, rezygnując póki co z latania na rzecz chodu. - pomyślał Wietrzyk spoglądając w kierunku Smoczyska. Postarał się w tym czasie odnaleźć kogoś, kto nie wydawał się aż nazbyt przybity tą sytuacją, ni za bardzo zaangażowany w jakąś czynność... nie uśmiechało mu się milczeć przez ten czas ~ zwłaszcza jeśli podróż zapowiadała się na co najmniej kilkugodzinną. Tymczasem, dostrzegł ową Pinkie Pie smużkę. Zastanowiło go to. Spytał najbliższej mu klaczy: -Nie mieliśmy na stanie osobowym jakiegoś różowego Włochatka, prawda?
  8. I Wietrzyk do nich dołączył.. o ile owe kuce pozwoliły sobie pomóc. Martwił się tym, że nie będzie w stanie nakreślić granicy pomiędzy uprzejmym zaoferowaniem pomocy - na co czasu nie było i wyglądałoby wręcz śmiesznie, a wzięciem ot. tak któregoś z kuców pod swe skrzydła... posłużył się tu krótkim słowem - pytaniem: ,,pozwolisz"?, skierowanym ku ruszającym wraz z nimi w drogę... O ile nie nastąpiły jakiekolwiek komplikacje... to któż mu się trafił ,,na przyczepkę"? I kto w ogóle oprócz tych trojga pegazów zaangażowany był w ową misję ratunkową...? Postarał się zmiarkować swe siły - tzn. zdecydować, czy po przeniesieniu pierwszej z klaczy, nie mógłby sobie pozwolić i na przeniesienie smoczka przy okazji - nie pragnął bowiem obarczać towarzyszek dodatkowym balastem, a czas naglił...
  9. -Dziękuję... - rzekł Wietrzyk, przyjmując torbę z łap smoka. Sprawdził jej wagę oraz zawartość... pobieżnie - nie miał zamiaru wysypywać teraz znajdujących się w niej rzeczy - o ile takowe tam były. Zresztą, domyślał się zawartości... nitrogliceryny i takich tam... Następnie narzucił ją na grzbiet. Domyślał się, że niewiele pozostało do odejścia... czy też odlotu. - pomyślał, mając na uwadze, że to misja na czas - -Ruszamy? - rzucił w stronę ogółu zgromadzonych.
  10. Wietrzyk podążył za Luną. Przyjrzał się dokładanie kucom, które - z tego co sądził - miały zamiar wziąć udział w podróży. Wtem zauważył ogniopluja. - pomyślał zdumiony pegaz - - poprawił się, biorąc pod uwagę fakt, iże to stworzenia o menu zależnym od rasy - a tych wszak było ho~ho i jeszcze trochę... - - uświadomił sobie... wreszcie.
  11. Słodko. To piękna książka... chyba byłem w Twoim wieku, kiedy sam się za nią wziąłem... -Chcę. - odpowiedział prawie natychmiast, tak spokojnie i beznamiętnie zarazem, że aż jego samego to zdziwiło. Przygotował się do umieszczenia odcisku swego kopyta na kartce, domyślając się, iże wymaganym był tu znak jego świadomego podjęcia się uczestnictwa... nie żeby sądził, że ktoś stąd go po nim rozpozna, ale... tak. Zrobił co trzeba, po dopisaniu się do listy - nieważne czy to przez niego, czy Lunę. -Wyruszamy natychmiast, jak mniemam? - spytał pegazicę. Jednocześnie począł się zastanawiać jak wyglądać będzie posiadacz owej łapy, której to odcisk dostrzegł... oraz tego, kto jeszcze wchodził w skład grupy.
  12. Wietrzyk, dostrzegłszy tę sytuację, doświadczył mieszanych uczuć. Co prawda zgadzał się z wypowiedzią Luny, domyślając się niebezpieczeństw, jakie wyprawa tak daleko mogła za sobą nieść... niemniej jednak, współczuł małej. Postawił się w jej sytuacji... jako, że wcale nie tak dawno temu mógł i on być uznawanym za młodego. Taaak... dopiero ta wyprawa była sygnałem, że się zmieniał. Sądził, że źle byłoby wtrącać się do cudzej rozmowy... dyskusji. Owa lista przykuła jego uwagę. Uznał, że Strzałka zapewne zajeta jest już organizacją drużyny Pierścienia, zatem darował sobie pytanie Jej. Zdecydował się w inny sposób zapewnić sobie dopływ danych. Przemknął obok Luny, zapuszczjąc skrycie żurawia do owej karteczki. Ot. jakby jego wzrok najnaturalniej prześlizgnął się po niej. Chwilowo milczał, sądząc, że najlepiej będzie poczekać na rozwój wydarzeń...
  13. Cofnął się natomiast z lekka, gdy to Strzałka krzyknęła tuż przy nim. <Łoł. Trafiłem na organizatorkę... czy może nawet... przywódczynię? No nieźle. Mogłem spytać jakiegokolwiek kuca... a zabrałem czas akurat Jej...> Wyprawa... Miał rację. Po to właśnie się tutaj zbierali. Zaczął się zastanawiać, czy aby nie pragnął zgłosić się na członka grupy. Co prawda - nie znał tego terenu, a jego umiejętności chyba nie były jakimiś nadprzeciętnymi... niemniej jednak, czuł, że oczekiwania tu nie zniesie. - zdecydował, biorąc już pod uwagę, że nawet nie wie dokładnie jaka droga prowadzi lądem ku krajowi Słonecznych Kuców. Fakt, ogarniał mapy... lecz te, których zadaniem było pomóc w wyznaczeniu bezpiecznej drogi żeglugi - nie podróży lądowej... Przygotował się w duchu do wystąpienia na ochotnika. Drżał z emocji i bał się... słowa ,,ekipa specjalna" miały bardzo profesjonalny wydźwięk... niemniej jednak, zdecydowany był się zgłosić. - zagrzewał się w duchu do czynu..
  14. (,,Gdzie jogurt pożera Ciebie, a nie na odwrót..." W razie czego... Koszmarny suflet? Krwiożercza maślanka? Serek homogenizowany o jeden raz za wiele? Coś trzeba wymyślić, by nie powtarzać ,,Smrul" bez końca... czyż nie? ) - stwierdził Wietrzyk, odnosząc się do bajkowego nastroju, który towarzyszył temu miejscu do... paru minut temu? Nie wyglądało na to, aby Smrul nadciągał zbyt szybko... w obliczu takich okoliczności, pegaz na spokojnie zlokalizował Strzałkę ~ z racji tego, że przed chwilą miał ją na widoku, po czym zbliżył się do niej. Jednakże, nim się odezwał, spróbował wybadać ją wzrokiem ~ czy aby nie ma teraz na głowie czegoś poważniejszego niż konwersacja z ledwie poznanym przybyszem... w razie czego odważył się spytać: -Strzałko...? Powiedz, proszę - o co tu chodzi? Czy coś takiego nękało Was już w przeszłości, że działacie tak szybko? Kto to w ogóle nasłał? I dlaczego wszyscy są... tutaj? - spytał, bowiem nie mógł się oprzeć wrażeniu, że bezpieczniej byłoby im na jakiejś wyżynie... fakt ~ to był ich dom i czuli potrzebę strzeżenia go... niemniej jednak, skoro przygotowania zostały zakończone, ich obecność tu była chyba zbędna... Po chwili dodał jeszcze: -...wiadomo Ci coś na temat... jakiejś ekipy... ruszającej po Kuce Słoneczne? - uzupełnił tę wypowiedź przechyleniem z lekka głowy, zaopatrzonej w pełni pytające spojrzenie. Jakoś nie czuł potrzeby wyjaśniania gdzie o niej usłyszał... Zaczął się przy tym zastanawiać, czy przypadkiem wszystkie kuce nie zostały zgromadzone w tym miejscu tylko po to, aby wybrać przedstawicieli do owej grupy... no bo po cóż innego wszyscy mieliby tu właśnie przebywać...? Czyżby zamierzali wspólnie rzucić jakiś urok...? - pomyślał Wietrzyk ze smutkiem.
  15. -Lecę! - odkrzyknął i posłusznie poleciał ku blankom. - stwierdził Wietrzyk, przekonany jednak, że na nią nie będzie mógł sobie pozwolić. Zwłaszcza jeśli linii obronne zostaną naruszone... Po dotarciu do zamku... i sprawdzeniu czy Strzałka nie potrzebuje od niego czegoś jeszcze... w co jednak wątpił... uznał, że zerknie, gdzie to już Smrul dotarł. Rozejrzał się wokół. W szczególności obdarzył swą uwagę plac pośrodku zamku. - pomyślał. Adrenalina robiła swoje. W obliczu jogurtu z piekła rodem po prostu nie był w stanie usiedzieć w miejscu.> Rozważył zstąpienie ku dziedzińcowi... w razie gdyby to kuce zamierzały schować się wewnątrz różowej budowli i... kto wie? Przeczekania tam do nadejścia owej grupy? Wyprawienia się podziemnymi tunelami...? Jakoś mu się to nie widziało.
  16. Wyrzucony z domeny kuców morskich, Wietrzyk z lekka żałośnie padł na zad przy okazji lądowania. - pomyślał. Rozejrzał się w poszukiwaniu Smrula. Wątpił, aby był w stanie teraz go przeoczyć. Otrząsnął się szybko z wody, po czym wzbił w powietrze. Skierował się w kierunku różowego zamku.
  17. - pomyślał Wietrzyk, gdy to otoczyły go na równi - powietrze oraz kuce morskie. Ledwie zdołał się otrząsnąć z wrażenia, jakie sprawiło ich nadejście, gdy to przebrzmiały wersy ich powitalnej melodii. Rozluźnił nacisk na skrzydłach, skoro powietrze pod nimi zgromadzone nie było mu już potrzebne. Gdy zapadła cisza odezwał się głośno, mocno i pewnie: -Kuce morskie! Potrzebujemy Waszej pomocy! Na powierzchni nadciąga Smrul, grożąc zalaniem nie tylko naszej, lecz i Waszej domeny. Słuchajcie mnie! Jeśli połączymy strumienie płyących tutaj rzek w jeden strumień, przepływający przez koryto wodospadu - którego to ujście będziemy musieli koniecznie ścieśnić celem zwiększenia ciśnienia, to otrzymamy olbrzymią armatę wodną, dzięki której będziemy mieli szasnę spłukać Smrula! Proszę Was, pomóżcie! Jesteście jedynymi kucami, które mają szasnę tego dokonać! Kontynuował swą wypowiedź, choć tak się stresował, że miejscami mowa jego nie była całkowicie płynna: -To nie wszystko! Tym większą siłę ognia uzyskamy, jeśli poszerzymy, czy też odblokujemy źródła, zasilające te rzeki... praktycznie nigdy nie leją z pełną mocą, więc jestem pewny, że to możliwe... to tym bardziej zwiększymy siłę ognia tej broni, choćby i na chwilę. Proszę Was o jednego przewodnika, który poprowadzi mnie w górę strumienia.... mogę z nim polecieć, by było szybciej... byśmy mogli to uczynić... proszę Was, to coś jest już bardzo blisko! - wykrzyczał już ostatkiem tchu.
  18. - stwierdził Wietrzyk. Skierował się w kierunku rzeki. Za cel obrał miejsce, w ktorym domyślał się obecności kuców morskich - po tym jak ujrzał Lunę, zanurzającą pyszczek w wodzie. Zaczął pikować. Złożył skrzydła, choć nie całkowicie - pozostawił odrobinę powietrza w zamkniętej przestrzeni pomiędzy nimi, a tułowiem. Złożył kopyta przed sobą, po czym schował pomiędzy nie głowę. Zamknął powieki, pragnąc uchronić delikatne źrenice przed impetem uderzenia. Musiał bowiem od razu wniknąć głęboko. Nie mógł rozłożyć skrzydeł, by popłynąć niżej... w razie gdyby tak uczynił, możliwe, że i pozbawiłby się szansy na nazwiązanie kontatu z kucami morskimi. Tymczasem, owe stworzenia wcale nie musiały się kryć tuż pod powierzchnią... - takie to myśli ~ nadzieje i wątpliwości, dotyczące wysnutego na gorąco planu, przemykały przed zamkniętymi oczami Wietrzyka. Gdy już zanurzył się w wodzie, otworzył je, wypatrując jakiegokolwiek śladu obecności rzecznych pływaków...
  19. - Wietrzyk uświadomił sobie wreszcie cóż to za niebiezpieczeństwo nadciągało. Przeszły mu przez głowę obrazy, wyśnione nocami po usłyszeniu opowieści rodziców o straszliwej mazi, która zatopiła całe królestwo. Wszyscy wokół pracowali zgodnie. Na niego nikt nawet nie zwracał uwagi... zganiając chmury, Wietrzyk przyglądał się pracy kuców. Straszliwa obawa gryzła jego serce. Jego myśli pędziły jak szalone, próbując odnaleźć jakąkolwiek szansę na ratunek... coś go tknęło. Wzniósł się wyżej. Podążył wzrokiem w górę strumieni wodnych okalających ten teren.... - pomyślał desperacko.
  20. - stwierdził pegaz ze zgrozą - Jego myśli zaszarżowały w stronę rodzinnych stron. Niemniej jednak, odepchnął je na bok. Liczyło się tu i teraz. Kuce przed nim były zagrożone. Widząc, jak pegazy natychmiast rozpoczęły przygotowania do ochrony, rzucił się ku chmurom. Zdecydowany był pomóc, nawet jeśli jego pomoc była tą zaledwie jednej, nieobeznanej istoty. Pytania mogły zostać odłożone na później. Wietrzyk, z gnającym sercem, dołączył do grona pegazów, szykujących linię obrony. Licząc przy tym w duchu, że przypadkiem czegoś nie popsuje. W ogóle... był zaskoczony szybkością ich reakcji.
  21. Podążył za wzrokiem klaczek. Zmrużył ślepia, potrząsnął łbem, przetarł kopytem powieki... spojrzał ponownie ku linii horyzontu. Wyglądało na to, że nia ma problemu ze zmysłem wzroku. Tymczasem, skoro wszyscy dostrzegali tenże fenomen, mało prawdopodobnym było, by okazał się fatamorganą... -Umm... nie zamawiałyście dżemu XXL? - spytał Wietrzyk - to... to nie jest część święta? -dodał po chwili, z lekka zatrwożony tym nagłym zamilknięciem towarzyszek... Straszliwa myśl przeszła mu przez głowę i ścisnęła gardło...: <Tsunami!?>
  22. Plothorse

    Pytania do Rainbow Dash

    1. Czy uznajesz taniec jako sport? 2. Próbowałaś kiedyś swych sił w balecie?
  23. Wietrzyk, słysząc kaskadę śmiechu, wstrzymał swój zwycięski pochód poprzez przestworza. Tzn. nie tylko się zatrzymał, lecz i przestał obracać. Zdziwił się z lekka, widząc, że wszystkie chmury zostały już przegnane. - stwierdził, uznając, że nie ocenił właściwie ich liczby przed wzięciem się za pracę... a w czasie jej trwania wszak niemożliwym było dla niego uczynienie tego - - pomyślał, krytycznie podchodząc do własnych umiejętności - Mniej natomiast ruszyło go to, że jego towarzyszki ponownie ryzykowały przysłowiowym pęknięciem ze śmiechu. Już przygotowany był speszyć się i zarumienić... lecz nie uczynił tego. Wzniósł brew. Po bardzo krótkim zastanowieniu pokręcił głową i rzekł wesoło: -Dobra. Przyznaję. To mogło wyglądać nieco dziko. Co nie zmienia faktu, że straszne z Was śmiechotki. - dodał, śmiejąc się wraz z nimi z lekka. No bo jak tu nie mieć humoru w tak wesołej kompanii? Wstyd się kuca nie ima, gdy ten wie, że znajduje się pośród tych, którzy źle mu nie życzą.
  24. Niechaj już będzie Wietrzyk - skoro tak duża część kuców nosi już zdrobnione imiona. Po zastanowieniu, stwierdzam, że to wcale nie takie złe miano - zwłaszcza jeśli porównamy je z czymś w guście ,,Pląsacza", czy ,,Bryziora". Brr... -Oczywiście! -odpowiedział rozentuzjazmowany pegaz. No bo jak tu się nie cieszyć, gdy proszonym się jest o pomoc w dziedzinie, której arkana przyswajało się od lat? Pegaz uśmiechnął się, wzbijając się w powietrze. Czas było rozbudzić żywioł, od którego wziął swe imię! Wietrzyk rozpędził się, po czym postarał się wylądować na jednej z chmur i ujeździć ją, niczym surfer swą deskę. Kopytami pragnął zachować równowagę, a skrzydłami nadać pędu. Lot swój zacząć zamierzał od wykonania paru zwrotów i kozłów, niczym na górskiej kolejce, przy okazji taranowania kradnących kucom ich słońce zjawisk pogodowych... -Jiiiiiihaaaa! Na tym jednakże nie skończył. Wiedział, że masa zgromadzonych chmur stanie się wkrótce zbyt duża, by ją ot. tak przepchnąć... dlatego też opuścił chmurę i poleciał przed nią. Okręcając się wokół własnej osi, spróbował wytworzyć wąski korytarz powietrzny, który niczym sznur pociągnąłby zarówno chmury już będące za nim, jak i te, pomiędzy które dopiero by wleciał. Rzecz jasna, uważając aby nie potrącić przy tym którejś z koleżanek... tak właśnie, wykorzystując swój talent, postarał się pokonać pierwszą, chmurzastą falangę... Edit: Te literówki...
  25. Imię: Poll Nurdoo Wiek: Młodzieniec/Młody dorosły Gatunek: Jednorożec Coś o wyglądzie: Szara sierść. Długia, śnieżnobiała grzywa oraz ogon. Wychudły i wynędzniały ogier, lecz mimo to kroczący pewnie i dumnie. Oczy błękitne. Spojrzenie rozognione. Historia: Pochodził z raczej nietypowej rodziny - takiej, która żyła w bardzo luźnych grupkach ~ czy to wuj z siostrzenicą, czy syn z matką, trójką braci razem, czy po prostu osobno. Dobierali sie charakterem i cieszyli wzajemną obecnością, nie przejmując się opinią reszty kuców. Wedle własnych preferencji organizowali sobie życie, często i długo podróżując, tylko po to, by odnaleźć warunki pracy, które pasowałyby każdemu z grupy... a prawie żadna z nich nie była stała. Była to liczna rodzina, po dużej części składająca się z tułaczy, wędrowców, wagabundów... Po chwili, w której Poll przestał potrzebować bezpośredniej opieki matki, zaczął być przekazywany pod opiekę poszczególnych członków rodziny - która to spotykała się co parę tygodni, bądź miesięcy, ciesząc wzajemną obecnością, dzieląc przeżyciami ~ radością, jak i smutkami oraz dyskutując o przyszłości... Jednorożec ten miał szansę od najmłodszych lat spoglądać na świat z różnorodnych perspektyw. Wychowany został ogólnie w duchu życzliwości i empatii względem innych stworzeń... największy wpływ miał na niego jego starszy brat - pegaz - podróżnik - znachor - stróż prawa na własną rękę. Pod jego to okiem odkrył swój talent... było to daleko na południu, poza granicami Equestrii. Przebywszy któryś z opuszczonych, z racji wyschnięcia, szlaków kuców rzecznych, wraz z bratem odnalazł się w krainie krzyworogich jednokołowców, nękanych plagą gnijącej tkanki mięśniowej. Współczujące serce młodego kuca odnalazło poprzez magię ścieżkę ku odmianie rzeczywistości... odebrało ból otaczających go istot. Źrebak cierpiał długo, w malignie bólów fantomowych. Gdy jednak gorączka ustała, a poddawane kuracji brata, chore dotychczas istoty, uwolnione zostały od ciężaru straszliwej choroby, kuc ten zaoferował się postąpić podobnie z pozostałymi. Obiekcje brata znacząco osłabły, gdy na boku wychodzącego spod pościeli młodzika ujrzał kaduceusz, z wzajemnie gryzącymi się wężami... Ten raczej mało uroczy znaczek stał się powodem słusznej dumy jednorożca, gdy - narażając swe ciało, przejmował w czasie swych rozlicznych podróży ból, jako i choroby oraz rany istot, które napotkał. Cierpiał za nie, lecz cierpiał szczęśliwy... do czasu aż - kiedy to już na własną rękę przemierzał świat - zaczął odwiedzać miejsca, z których kuce nigdy nie wychodziły w pełni zdrowe - zakłady psychiatryczne... jego ciało, o czym w przeciągu lat się przekonał, było w stanie znieść więcej niż te innych kuców. Wędrując wraz z rozlicznymi chorobami - plując krwią i kaszląc ropą, wiedział, że nawet niepowstrzymane choroby są mu niestraszne... o ile tylko był w stanie się z nimi zmierzyć. Fakt, ich ślady pozostawały w nim na zawsze. Wiedział, że magii skorodowanego rogu nigdy nie zapomni... lecz wierzył, że o ile jego wola jest dość silną... powtarzając w duchu te lekcje, zstąpił do piekła... uleczył tych, którym nadzieję odebrano... a jaki powrócił? Trawiony mocno posuniętą depresją, schizofrenią, wielokrotnym rozczłonowaniem jaźni i toną innych przypadłości, z którymi nawet umagicznione ciało Polla nie dawało sobie w pełni rady... żył dalej, kontynuował swe dzieło, powtarzał sobie, że pozostał w sercu sobą. Tymczasem, każdy kto go znał wcześniej, widząc go teraz, stwierdzał, że jest wrakiem niegdysiejszego siebie... Pracował i nad odwróceniem biegu magii... nie, od dawna mógł obdarowywać innych własnym cierpieniem. Używał jednak tych umiejętności dla obrony własnej i nie bawił się przy tym w ,,dzień dobry, masz nowotwór"... Chciał sprawić, by mógł, nie odczuwając katorgi, czerpać siłę z trawiącego go okropieństwa... udawało mu się to nawet. Lecz były to przebłyski mocy, zbyt rzadko okazywane, by można było nazwać je umiejętnością. Tymczasem, pogoń za nią - za wytchnieniem od katuszy, stała się swego rodzaju pasją tego jednorożca... niezdrowym pragnieniem, narkotykiem, który popędzał go niejako do działania, pomimo mentalnej tortury, którą odczuwał. W takiej to chwili, Poll Nurdoo dołącza do wyprawy Pinkameny. Nie baczy za własne zdrowie - jest w duchu prawie, że trupem, na przemian nurzanym w ogniu szału i lodowatej wodzie obojętności... a mimo to, wyglądającym własnego ratunku... a tym bardziej, pragnącego go dla innych. Topielec ten bowiem, dzięki swej niezwykłej sile woli, pozostał sobą - i jako taki pragnie szczęścia innych. Desperacka wyprawa Różowej Klaczy to dla niego życiowa próba, wyzwanie rzucone samej śmierci - przeciwniczce od początku jego istnienia wchodzącej mu w drogę ku uszczęśliwianiu innych. Miał z nią porachunki i zamierzał je załatwić. Wydarcie z jej rąk żywego stworzenia wydało mu się tak absurdalnym pomysłem, że aż nie śmiał nie zgłosić się na ochotnika do wyprawy... Pinkie poznał i zapamiętał ze względu na babeczki AJ, gdyż był wtedy w Ponyville... i zgłosił się do pomocy typowym dla siebie sposobem... Co do Dashie - przejmował jej ból, gdy ta złamała skrzydło i starał się jakoś uprzyjemnić jej czas w szpitalu. Średnio mu to szło. Umiejętności: 1. (Bierna) Zwiększone zdolności przystosowaczo-regeneracyjne magicznie wzmocnionego organizmu. Zmniejszona skuteczność na choroby psychiczne. 2. (Aktywna) Transfer dolegliwości - jednorożec ten jest w stanie przenieść na siebie cierpienia, rany i choroby otaczających go istot, jako i obdarować je tymi, które go trawią. Umiejętność ograniczona w kwestii brakujących kończyn - niezależnie, czy spowodowane zostało to chorobą, czy zwykłym odgryzieniem/odrąbaniem/whatever. Umiejętność, rzecz jasna, niemożliwa do wykorzystania w przypadku omdlenia/śpiączki itp. Specjalna zdolność: Spaczona magia - z racji cierpienia na rozliczne egzotyczne choroby rogu, jednorożec ten powoduje gnicie, obracanie w pył, degenerację itp. czegokolwiek, co obejmie pływem swej magii. W naturalny sposób bardzo ogranicza to jego możliwości posługiwania się lewitacją. Ekwipunek: 1. Prowiant 2. Stara, podniszczona maskotka członkini Wonderbolts, Surprise. 3. Rzekoma mapa skarbów z krańca świata, kupiona od podejrzanego typa w czasie jednej z rozlicznych podróży... Edit: Chciałbym coś dodać, właściwie sprecyzować... jeże;li chodzi o okoliczności poznania RD - nie chodzi mi o sytuację ze złamanym skrzydłem z żywotu Pinkameny, jedynie jakąś wcześniejszą... w razie czego - w myślach zastąpcie to jakimkolwiek urazem z przeszłości, przy którym to ten jednorożec mógł być obecny.
×
×
  • Utwórz nowe...