Skocz do zawartości

Plothorse

Brony
  • Zawartość

    324
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Plothorse

  1. Znam jedną taką... o ile mówimy o pierwszej generacji. O kremowobiałej grzywie... Wind Whistler, bodajże ,,Strzałka" po polsku... zgadłem? Breeze przyjrzał się jej. Naszła go w tej chwili olbrzymia ochota na wzięcie w pyszczek któregoś z rozlicznych kwiatów, rosnących dookoła... wzlecenia nad ową pegazicę oraz delikatne potrącenie jej noska... Jakkolwiek, speszył się po chwili. Nie miał serca psuć snu tak niewinnie wyglądającej istotce. Zwłaszcza, że nawet jej nie znał... że ona go nie znała. Pokręcił delikatnie głową i ostrożnie poszedł dalej, starając się przy tym jej nie zbudzić. Ruszył w kierunku któregokolwiek z pozostałych kuców...
  2. Breeze, pozostając w powietrzu, przyglądał się temu z niemałą ciekawością. Zniżył pułap lotu, zdecydowany dowiedzieć się czegoś więcej. Przeleciał delikatnie przez którąś z rozlicznych łąk, pragnąc, aby jego ciało pachniało znajdującymi się na niej kwiatami, a nie spróchniałym drewnem. Postarał się wykonać ową skromną wersję lotu koszącego w miejscu w miarę pozbawionym i oddalonym od pozostałych, ruchliwych, różnobarwnych plamek. Pegaz ten nie pragnął bowiem nikogo straszyć. Wszak spadający nagle z nieba lotnik, niemożliwy do zidentyfikowania przez promienie słoneczne bijące w oczy, może uczynić niemało zamieszania.... Z podobnych powodów postanowił także wylądować i piechotą udać się w kierunku kogoś, kto byłby mu w stanie wyjaśnić to i owo... bowiem chciał dowiedzieć się cóż to kuce zamieszkują to miejsce... - przeszło mu przez myśl, gdy przypomniał sobie opowieści rodziców. Jego rasa nie była wszak jedyną różnobarwną, zamieszkującą te ziemie...
  3. (Zrób to, a zagwarantujesz uśmiech na mej twarzy) Breeze smakował dary natury. Po skończeniu z marchwią, zleciał na ziemię i złożył jej pozostałości - pędy i tym podobne - na ziemię. Nie pragnął bowiem zrzucać ich z góry byle gdzie. Zaspokoił swój głód. Przynajmniej na razie... Niemniej jednak, pragnął nieco urozmaicić swe danie, ewentualnie pozostawić na języku nieco inny rodzaj doznania smakowego... wykonawszy dalece zminiaturyzowaną wersję nadziemnego rekonesansu, sprawdził, czy aby w pobliżu nie znajdują się drzewa z jakimiś świeżymi, młodziutkimi pędami. Skosztował paru listków, kilku pączków... po czym wyssał nieco wody z chmury - wybrawszy jednak w tym celu inną niż tę, w której obmywał warzywa. Następnie starannie obmył twarz oraz resztę ciała. Nie zaniedbał porannej toalety. Parskał, rozpryskując krople wody, uprzednio osiadłe na grzywie, w rytm potrząsania łbem, jak i resztą ciała. Bynajmniej nie żałował aż tak, że nie ma przy sobie mydła. Zapach domku, w którym przebywał mógł się za nim unosić.... Wtem przypomniał sobie o czymś ważnym... Skarcił się w duchu. Winien był przecież poranną gimnastykę odbyć przed posiłkiem... jednakże, pogodził się ze swym sumieniem po tym jak wziął wraz z nim wzgląd na to, jak wyjątkowe dni to dla niego były... i jak wiele teraz przemierzał. Zrozumiał, że nie ma co dodatkowo trenować, gdy to wkrótce, być może, będzie potrzebował wszelkich rezerwowych sił, które może z siebie wykrzesać. Rozejrzał się. Celestia, swą codzienną powinność sprawując, i jemu wyświadczyła przysługę... światło dnia ukazało nową ścieżkę. Budowla, która niczym fantasmagoria wykwitła na horyzoncie, wyraźnie odróżniała się na tle okolicy swym różowym zabarwieniem. Zdecydował tam ruszyć... mianowicie polecieć - tak też uczynił. Jakkolwiek, w czasie swej podróży przyglądał się bacznie scenerii rozciągającej się pod nim. Wypatrywał różnobarwnych plam pośród morza zieloności, ot. palety farb, wylanej na obraz, utworzony z odmian jednego koloru. Żywił w sercu nadzieję na dostrzeżenie jakiejś kwiatowej łąki...
  4. Breeze wzleciał wyżej, aż do ich poziomu. Postarał się odnaleźć jakąś na tyle obszerną, aby mógł się pomieścić na niej bez martwienia się o szansę spadnięcia z takowej... Niezależnie czy udało mu się odnaleźć taką właśnie, wybrał sobie jakąś i usadowił na niej swój uroczy zad... eee... zad z uroczym znaczkiem. Uważając, aby nie upuścić marchwi, u której zdolności do utrzymywania się na lotnych zjawiskach pogodowych się nie spodziewał, rozpoczął obmywanie warzyw w chmurze... zanurzając je w niej, potrząsając, obcierając je zwilżonym wodą kopytem - ot. tak jakoś. Czekanie zaostrzało apetyt... W razie powodzenia tej jakże skomplikowanej akcji, przyjrzał się uważniej marchwiom - czy aby nie noszą na sobie jakichś skaz, po czym, w razie nie dostrzeżenia takowych - zabrał się za ich wesolutką konsumpcję.
  5. Przekroczywszy ostrożnie próg - z racji braku wiedzy na temat stanu technicznego tego domostwa - Breeze powitał dzień delikatnym uśmiechem na twarzy. Ot. na dobry jego początek. Gdy spoglądał na miejsce, które zapewniło mu schronienie w czasie nocy, przeszło mu przez głowę parę pytań: Kto tu mieszkał? Czemu porzucił to miejsce? Jak to się stało, że z moim fartem to zapaskudzone siano nie spadło mi w nocy na łeb...? Niemniej jednak, odsunął je chwilowo na bok. Blask jutrzenki nawoływał do podjęcia działania. Młody przedstawiciel rodziny Wavetrot uczynił przegląd pobliskiej flory. Jego wzrok zahaczył o pomarańczowo... bądź też - kremowoskórych jej przedstawicieli. Zbliżył się do nich, trącił kopytem ich grzywy, zbliżył nos i powąchał... wreszcie, odgarnął wokół paru z nich ziemię - chciał dowiedzieć się, czy aby skóra warta była wyprawki - czy korzenie godne były spożycia... Sprawdził ich kolor i wielkość... nie angażując jednak żuchwy w analizę smaku. Zanadto nie przepadał za ziemią pomiędzy zębami. W wypadku, w którym uznał, że marchwie nadają się... w miarę... do spożycia - pochwycił parę, rozłożył skrzydła, odbił się kopytami od ziemi.... i wzbił się w powietrze, w poszukiwaniu chmury, w której mógłby obmyć swe potencjalnie śniadanie. Nie omieszkał przy tym zerknąć w dół, w celu zapamiętania kształtu tego miejsca, co by mógł je w przyszłości z powietrza rozpoznać. Ot. na wszelaki wypadek.
  6. Breeze obudził się. Delikatny pływ codzienności przywiódł go spokojnie i bezpiecznie do przystani ciała. Świadomość pegaza powracała z wolna, figlarnie przeskakując od jednego do drugiego, doświadczonego boleścią bezruchu członka. Kuc ten leniwie zwlekał z podjęciem próby dźwignięcia swego ciała. Wpierw nieprędko rozkleił pojedynczą powiekę, sprawdzając czy aby brzask przybył już go powitać... zmusił się do tego, niejako, czując na sobie potęgę szturmu fotonów, bezlitośnie bombardujących jego siatkówkę... o! Ruszył się. Załadował do swych cielesnych miechów niewidzialnej materii i powstał, rozciągając swe ciało w pełni swej okazałości. Ziewnął mocarnie, jakby chciał zdmuchnąć resztki snu, osiadłe po kątach jego sypialni. Potoczył oczyma po ustroni, lustrując ją pobieżnie. - pomyślał, nadal z lekka nieprzytomny. Wtem usłyszał... nie, gorzej - poczuł... dum. Du-dum! Du-dum. Du-dum. Du-dum! - takiż to marsz kiszki jego wygrywały... Usiadł, po czym uniósł do pyska nóżkę. Otarł skrawkiem kopyta oczy, po czym pogładził policzkiem, odczuwające mrowienie po nocnej bezczynności, biedactwo. Nie pragnąwszy jednak zanadto wsłuchiwać się w ten prymitywny rytm ciała, machnął ogonem, wstał i ruszył w kierunku drzwi... czy też jakiegokolwiek innego elementu wystroju tego miejsca, który, wraz ze ścianami, pozwalał na chlubne nazwanie tego przybytku ,,domkiem". Zdecydował się opuścić, choćby i na czas najbliższy, to miejsce. Podtrzymywał przy tym wiarę w to, że przypadkiem jakiś Armageddon nie sfajczył mu całej trawy świata w czasie jego drzemki...
  7. Nie ma to jak powitać na forum działu traktującego o odnowionej wersji jednego z trojga kuców z G1, z których powstała finalnie postać Rarity.
  8. Plothorse

    Co mówi sygna?

    Jeśli by połączyć treść... powoli zanikający uśmiech RD daje do zrozumienia, że byłaś pewna, iż, ciężko o to walcząc, pobiłaś nareszcie rekord... gdy to okazało się, że zabrakło niestety tych paru punktów... :aWe6O:
  9. Bardzo wyraziście spoglądająca w stronę czasomierza... aka ,,What is the time...? Ahhh! Time for ponies!" Pomysł dobry... Niemniej jednak, odrzuca mnie sam art... taki... no... z pewnością można znaleźć lepsze. Max 5/10... Ostrzegam lojalnie, że jakość można tu dostrzec dopiero po powiększeniu.
  10. Plothorse

    Zapisy do Koszmarka

    1. Świat: Swobodnie przeplatające się: Equestria oraz Ponyland (pozbawione obecności ludzi) 2. Imię: Breeze Wavetrot 3. Rasa: Pegaz 4. Wiek: Bliski wkroczenia w wiek dorosłości. 5. Płeć: Męska. 6. Wygląd: Smukłe ciało. Niezbyt wzniosła postura. Pyszczek raczej krótki, nieco mniej kanciasty od większości ogierów. Oczy koloru rozjaśnionego grynszpanu. Skrzydła o pokaźnej długości lotek. Sierść koloru jasno modrego, przechodzącego w delikatny turkusowy. Grzywa średniej długości, popielato-srebrna, poprzetykana szarymi oraz szafranowymi pasemkami. Ogon zdecydowanie długi. Schemat kolorystyczny na zdjęciu + wygląd: (mniej więcej) 7. Charakter: Niczym strumień górski. Czysty, klarowny, niewinny - kuc przeglądający się w nim, widzi własne oblicze. Kosztujący go doznaje orzeźwienia, ponieważ pegaz ten, przybywając z daleka, niesie ze sobą myśl świeżą i rzadko spotykane walory. Kamienie kucowych serc, które napotka na swej drodze, pragnie porwać ze sobą i delikatnie tulić, aż wygładzi skazy na nich i utworzy przepiękne otoczaki. Gdy raz wyryje swym prądem ścieżkę, ciężko mu z niej zboczyć. Dąży w określonym kierunku, choć nie zna ujścia, końca swej trasy… i bynajmniej się tym nie zamartwia. Zazwyczaj popycha go żwawy, choć w miarę spokojny prąd – niemniej jednak, gdy ktoś zburzy tamę, wybudowaną na ścieżce, którą przebył… potrafi zmienić się w coś strasznego – gdy to oddaje się dzikiej fali uczuć… z czasem jednak – zawsze się stabilizuje, co najwyżej wytycza nowe koryta… i płynie dalej. 8. Historia: Przyszedł na świat na lądzie… brzegu. Jednakże, większość swych dni spędził poza nim… jego rodzice kochali morze. Na nim to właśnie pędzili żywot, radując się wzajemnie swą obecnością. Byli kupcami, wędrującymi od portu do skalistego wybrzeża, od nadmorskich chatek kuców po gryfie gniazda na urwiskach. Czasem zatrzymywali się na bezludnych wyspach, mając je tylko dla siebie... gardząc statecznym życiem na lądzie, woleli żywot tułaczy. Co prawda mieli swe domostwo, gdzieś nieopodal brzegu… niejedno – to drewniane, pokryte słomą, na suchym lądzie… to znów, opuszczoną, murowaną latarnię, na szczycie kamiennej skały, podmywanej wciąż morskimi bałwanami. Mocno kochali siebie wzajemnie… oraz kochali morze. Dwójka rodziców – pegazów, zaszczepiła tę miłość swemu dziecku. Podróżując na statku, pośród wodnych akwenów, miał mnóstwo czasu , aby poznać je dogłębnie. Podziwiał zarówno błękit pod sobą, jak i ten nad nim. Wygrzewał się w słońcu, słuchając nawoływania mew. Łowił glony, czyścił pokład, uczył się żeglarskiej sztuki. Latał, bawiąc się z chmurami, jako i ze swymi rodzicami. Pływał, nurkował, uczył się używać swych skrzydeł do poruszania pod wodą. Zbierał perły, zwiedzał rafy, ganiał się z kucami morskimi. Uczył się śpiewać wraz z nimi do bladego księżyca. Wreszcie przechadzał się po miastach na brzegu wraz ze swymi rodzicami. Odwiedzał faktorie handlowe, poznawał tych, którzy spławiali siano rzekami, sprzedawali klejnoty z trzewi górskich łańcuchów, kupowali tkaniny z nadmorskich lądów… zwiedzał także na własną rękę, choć w stosunkowo niewielkim stopniu. Za każdym razem było to dla niego niezwykłe, niepowtarzalne doświadczenie… Stosunkowo wcześnie odkrył w sobie talent do kształtowania sił natury. Cieszył się niezmiernie, że może dzięki niemu pomagać rodzicom – morza bowiem były surowe. W przeciwieństwie do lądu, gdzie pegazy strzegły pogody, tu burza mogła rozpętać się w każdej chwili. Nierzadko siły, które natura przeciwstawiała żeglarzom, przytłaczały je w nierównym boju. Tam, gdzie zmagać się winien oddział lotników o rozpędzenie miotających gromy chmur, trójka śmiałków mogła zaledwie walczyć o uratowanie statku przed zatonięciem. Zresztą, cóż po powstrzymaniu wiatru, gdy potężne fale, pełznąc po dnie oceanu, wychylały ponad taflę tylko łeb, a i tak miotały łupinę, w której kuce miały swą ostoję…? Trenował ciężko pod czujnym okiem rodziców i dziękował im w duchu za każdym razem, gdy zziębnięty i przemoczony, siłował się na pokładzie z linami, na których wisiał los jego oraz bliskich. Słuchając grzmotów i walcząc o utrzymanie na kopytach, boleśnie odczuwał rozbijające się o jego sierść krople rzęsistego deszczu. W takich to chwilach, kiedy wiedział jak wiele może stracić… czuł, że żyje. Jak bardzo żyje - z racji tego, ile zazwyczaj dzieliło go od śmierci. Tak… po zatonięciu statku, mógłby wzlecieć w górę, osiąść na chmurach i lecieć ileś dni w kierunku lądu… lecz bez słodkiej wody marne miałby szanse na dotarcie do celu. Poza swym talentem, miał jeszcze pasję: uwielbiał tańczyć. Uczyła go tego mama… zaczął od walca z Canterlot, przeszedł przez twist z Manehattanu, opanował rock and roll na tylnych nogach pomysłu jakichś hipsterów z Appleloosy… jako i wiele innych tańca rodzajów… aż dotarł wreszcie do tego, który obdarzył szczególnym uczuciem – baletu. Prawie samotny na bezkresnym morzu, nie muszący się przejmować opinią osób trzecich, pegaz ten delikatnie stąpał po chmurach, ledwie dotykając je swymi kopytkami. Nad taflą morza się unosił, tak skrzydłami machając, co by zmarszczek nad te pojedyncze od kończyn nie stworzyć… przesuwał się z gracją, skakał, obracał się… tańczył ze swoją mamą – lecz ona nie zawsze mogła… a nie chciał jej cały czas prosić, pomimo wielkiej na tan ochoty. Dlatego też… którejś nocy, wzleciał ku gwiazdom. Wylądował na chmurze i przypatrzył się jej. Wyrzeźbił z niej swą towarzyszkę – pegazią tancerkę. Objął ją… i wiedział już, jakiego rodzaju sztuka pochłonie go przez wiele kolejnych nocy. Lata mu na tym zeszły. Nie było to łatwe… lecz teraz, z zamkniętymi oczami stawał na chmurze, naprzeciw swej towarzyszki, puszczał się w tan i tak machał swymi skrzydłami, by ta, czując na sobie podrygi wiatru, tańczyła wraz z nim, niczym żywa istota… coraz dalej i dalej, w piruetach i podrygach, zbliżał się do krawędzi chmur… i tak stawiał swe kopyta, tak je zręcznie przesuwał, że strzępił chmury i tworzył parkiet pod sobą – wiedząc dobrze, że tam, gdzie zaraz postawi nogę, choćby i na chwilę zaistnieje z chmur podłoga… bowiem nie mógł latać – gdy to skrzydłami nadawał pozór życia towarzyszce. Co najwyżej szybował… spadając, mógł tańczyć… lecz dopiero objąwszy klaczkę i skończywszy taniec, mógł się ponownie wzbić w przestworza. Do dziś pragnie pokonać tę granicę... lecz jeszcze bardziej, pragnie móc spotkać się z prawdziwą wybranką… taką, której rysy wyobrażał sobie nieraz w gładzonej z uczuciem twarzy powołanej do życia klaczki… chciał przeżyć przygody i odnaleźć swą prawdziwą miłość. Teraz miał ku temu okazję. Jego rodzice, uznając jego dojrzałość, zdjęci jego pragnieniem wylecenia poza rodzinne gniazdo, zezwolili na odlot. Choć z pewnego rodzaju melancholijnym smutkiem, uśmiechali się z dumą, patrząc na swego potomka, rozkładającego skrzydła i wyruszającego w podróż życia – pamiętając, jak to oni byli niegdyś tacy sami… potomek, to ich przedłużenie własnej młodości i istnienie, w które przelewali swe uczucie - śmiech, jak i łzy, dawało im wyraz prawdziwej nieśmiertelności pośród kuców. Żegnali się długo i czule. Breeze przyrzekał swoim rodzicom, że napisze, że ich odwiedzi, że kiedyś, być może, jeszcze wróci na stałe. Tymczasem… adieu! Żegnajcie, ukochani! Przede mną szeroki świat i przygoda. Kto wie, co napotkam na swej krętej drodze…? 9. Cel: Przeżyć niezapomniane przygody w nieznanym mu prawie świecie… i odnaleźć swą wybrankę. 10. Cutie Mark: Strugi gnającego powietrza 13. Zdolność specjalna: Kontrola wiatru przy użyciu skrzydeł (siła/precyzja itp.) 14. Tagi: Podstawowe: Action, Adventure, Crossover, Romance. Opcjonalne: Dark, Drama, Gender Bender, Mecha, Psychological, Rule 63 +/- Selfcest, Saucy, Shipping, Violence.
  11. Spokojnie. Nie mam do Ciebie żalu. W tej chwili podobno z 9 osób pragnie brać udział w owej sesji, więc... taaa... zresztą, co poczeka, to nie ucieknie, nie?
  12. Jeśli nie pragniesz milczenia z mojej strony, Maklaku: Wiecie... ja nie na tę sesję. Czekam na KP pozostałych na mą własną, zresztą - znacie chyba moją sytuację czasową? Na 11 mam 1,5h lekcję. Przyjdę raczej (o ile) dopiero na zwykły meet. >
  13. Plothorse

    Galeria sióstr Pie

    Nooope...? 14 i 15 to powtórki, lecz w większej rozdzielczości. Proponowałbym wykasowanie wcześniejszych.
  14. [Ach, nareszcie zdobyłem od Różowej ten adres!] Drogie Inkie&Blinkie Pie Na wstępie Wam się kłaniam. Z odległych przybywszy lądów, niejedną pogłoskę słyszałem... o tym miejscu, jako i jego rezydentach. Od tego czasu, niczym ziarno ogniste w mym sercu, płonęła ciekawość, owoc wydawszy pragnienia sprawdzenia jak się mają sprawy w istocie. Dlatego też piszę... choć wiem, że ma mowa obcą, a zwyczaje innymi. Próbuję się dostosować, sobą nadal zostawszy... tymczasem jednak spytam... czy aby Wam nie wadzi... (1) Czy pozwoliłybyście, abym Was tytułował - chociażby powierniczkami głazonośnych rubieży? Darzę Waszą pracę wręcz umiarkowanie średnio-dużym zainteresowaniem! Potencjał ten wykorzystanym być musi... Raczcie zatem powiedzieć: (2) Jak pokaźny obszar zajmuje Wasza farma? (3) Jaka była historia, stojąca za jej powstaniem? (4) Jak wiele lat wstecz ona sięga? (5) Kim są najczęściej odbiorcy Waszych towarów? (6) Czy eksportujecie głazy, kamienie, kamulce i kamyczki także poza granicę Kucolandii, Equestrią zwaną? (7) Czy prowadzicie aktywnie jakąś reklamę waszych wyrobów? (8) Czy konkurencja w tej branży także zalicza się bezlitosnych? Zgaduję, że wasza farma kamieni zawdzięcza swą nazwę gatunkową istnieniu obfitych pokładów surowców na powierzchni ziemi... co zaś z tymi, które znajdują się pod nią? (9) Czy kiedykolwiek przeprowadziłyście z rodziną badania podpowierzchniowe, w celu sprawdzenia, czy aby teren nie pasuje na założenie kopalni? Z jakiegoś powodu nie sądzę, abyście potrzebowały myśleć o kwestii zmian w tej dziedzinie... jednakże, jak jest w istocie? (10) Czy teren farmy daje Wam perspektywę utrzymania w przyszłości? Mam tu na myśli zasobność terenu... (11) Czy posiadacie na swej farmie jakiekolwiek przejścia bezpośrednie w mroki podziemia? (12) Czy w miejscu Waszej pracy znajdują się może jeszcze skupiska materiałów, które być może do skał się nie zaliczają... a mimo to - są przez was zbierane, wykorzystywane, choćby i w celach komercyjnych? (13) Wspominałyście o najmowaniu robotników do pracy sezonowej... w jakim to zatem sezonie ich najmujecie? (14) Czy istnieje może jakiś szyld, symbol, logo waszej zorganizowanej działalności...? Nowy akapit, świeżości nieznanej herald... skromny, co słowa te pisze, pragnie oświadczyć - ten oto jest dla Was! Dlaczegóż w tym miejscu - spytacie? Bah! Najlepsze na koniec - marna to fraza, niegodna oddać powagi... dostojeństwo ostatnie przybywa, orszak swój przed się przepuściwszy... pragnę Was uhonorować, z moimi miernymi siłami... Najdroższe siostry babeczkowe, uczyńcie mi proszę ten zaszczyt, odpowiadając: (15) Czy sprawia Wam satysfakcję noszenie identycznych fryzur? (16) Czy to aby nie jakowaś norma, wprowadzona przez Waszych rodziców? (17) Czy może fryz ten dyktowany jest wymaganiami pracy na farmie? (18) Czy podobieństwo imion nigdy nie stało Waszym rodzicom i znajomym na przeszkodzie, gdy wołali jedno z Was z oddali... ot. gdy słuch po części zawodził, a uszy wychwytywały jedynie ostatni segment imienia? (19) Co sądzicie, o, niekiedy tak nazywanych, ,,żywych skałach", koralowcach? (20) Od jakiegoż to napoju preferujecie zaczynać swój dzień? (21) Jakie były Wasze ulubione bajki, zasłyszane w dzieciństwie? (22) Czy próbowałyście może na własne kopyto jakowejś wyprawy w nieznane, ot. tak dla samej przyjemności z niej? (23) Czy posiadacie w ogóle jakąś porę roku, w czasie której możliwym jest dla Was urządzenie takowej podróży - ze względu na brak konieczności pomocy w domostwie, czy też wokół niego? (24) Czy patrząc sobie w oczy, nie dostrzegacie czasem koloru słodyczy, na którą miałybyście ochotę? (25) Czy którakolwiek z Was lubi może tańczyć? (26) Próbowałyście może kiedykolwiek swych sił w balecie? (27) Co widzicie przed sobą, gdy zamkniecie oczy i pomyślicie o szczęściu? (28) Chodziłyście może kiedyś, jeszcze wraz z Pinkie, we troje, opatulone jednym szalikiem? (29) Próbowałyście już wspólnie udziału w jakimś rodzinnym konkursie? Ahhsshhh... mam jeszcze cały powóz pytań na podorędziu. Na dodatek jeszcze z kocioł i parę rondli... niemniej jednak, sądzę, że winienem się choć trochę powstrzymać... mam nadzieję, że nie napraszam się Wam się mymi pytaniami i żywię szczerą nadzieję, że będziemy mogli poznać się bliżej w najbliższej przyszłości.. Pozdrawiam Was! Plothorse
  15. Plothorse

    [Zabawa] Pociesz kucyka :)

    Pinkie spoglądała na swą przyjaciółkę, ukryta w krzakach. Jednorożcowata omniklacz była niedośmiechowana! Czas było działać! Niczym rozbrykane tygrysiątko, Różowa uczyniła to, co tygryski lubią najbardziej i hopsnęła na swą koleżankę, wywijając przy tym pociesznie swym puszystym ogonem. -Siemasz Twilight! Wiesz, że znam doskonały sposób na sprawdzenie, czy zdałaś!? Kotopultujemy się i sprawdzimy Twój test NIM Księżniczka to zrobi! Nim Twilight zdążyła zareagować, usadowiona była już na drzewie... przywiązanym do... Łaaaaaa! I poleciały.... wbiły się przez otwarte okna. Pinkie miała już na sobie swój szpiego - kostium! TAK! I już była przy kredensie! Nie, nie tym Kredensie... Tamten Kredens wyjechał. Właściwie była już wszędzie, jak to miała w zwyczaju czynić... niemniej jednak, chwyciła w swe kopyta kartkę leżącą na biurku i zaczęła czytać: -JEDEN! Czu pole interpolacji jest wprost odwrotnie proporcjonalne do fluktuacji antygrawitacji żołądkowej? -Ymmm... to chyba nie... -Zatem źle! Miałaś rację! Zawaliłaś! -... Co proszę? - spytała oszołomiona Twilight -Dokładnie tak! - rzekła Pinkie i na oczach swej przyjaciółki... rozpoczęła pożeranie Jej testu! -AAAAAH! -Nie ma testu, nie ma problemu, prawda? -Pinkie...! -A nie, w sumie to nie Twój sprawdzian. Twój pachniałby inaczej... -... I Pinkie ukazała test - nie zjedzony! Sztuczka... Różowa kontynuowała buszowanie, a Celestia patrzyła zza drzwi, uśmiechając się... -Pinkie.. sądzę, że nie powinniśmy tu być.. - powiedziała Twilight, starając się nadać sensowności tej bezsensownej sytuacji. -SMOOOK! - wrzasnęła Pinkie, wskazując na okno. Twilight otwarła oczy szeroko ze zdumienia, po czym zobaczyła ruszające się drzewa na horyzoncie. Chyba... -Ale jak to? Przecież nie powinny tu być... Pinkie, nie zdawało Ci się? -Nie, to na pewno coś takiego... wielkiego! I niebezpiecznego! I miało ogon! I kapelusz na głowie! I ruszyły tam razem. Na epicką wyprawę. Drżąc z podniecenia i takie tam, niepewne, czy zaraz coś nie zeżre Ponyville... czy jakiegoś tam innego miasteczka... jak to zazwyczaj w tego rodzaju światach grozi. Przedzierają się przez lasy Elfołazów, pola Krzakościsków, rzeki lawocieki, miodospady i tajemniczą wytwórnię tajemniczości... Jednakże, po godzinie szukania okazało się, że to świstak! Tylko, że zwalił pudło sreberek i dlatego góry się ruszały.... i dlatego było widać to z daleka... a dlaczego to zrobił? Jako, że Pinkie go o to poprosiła, naturalnie! A on za warunek stawił chodzenie w kapeluszu! Mistrz asertywności nauczył go zbierania swagu przed czarodziejkami, a Trixie odwołała audiencję... ach, w sumie, Twilight była na tyle zziajana, potarmoszona, rozogniona i zmęczona, że po wysłuchaniu relacji świstaka nawet się uśmiechnęła. Cieszyła się, że to koniec. I, że świata nie zeżarło! Wooohoooo! Tak bardzo się cieszyła, że Pinkie nawet nie miała Jej serca powiedzieć, że podczas tej wyprawy martwiła się kij razy oko o drzwi mniej niż podczas smęcenia po Canterlockim podwórku, z myślami wokół haniebnie zdanego na zaledwie 130% testu! Ach, jakże pięknie. Dookoła kolorowo i tęczowo, słonko świeci, a Twilight gapi się w chmury, myśląc, że w sumie fajnie, że są na świecie leniwe pegazy, bo w oczy nie nawala, gdy się w górę patrzy! Yay! Pół godziny później natomiast, z jakiegoś powodu znalazła się za pomocą Różowej w... innym miejscu, gdzie spożyły watę kokosową. Miało być wesołe miasteczko, ale horda przeszmuglowanych przez 4-tą ścianę ponyson nie chciała sprzedawać waty cukrowej po okazyjnej cenie w dni świąteczne. Próbowali z wdzięczności oddać co mieli Pinkie za darmo! Tralalala. Ta natomiast nie mogła pozwolić na zepsucie naturalnego, nie budzącego podejrzeń wrażenia, budowanego od czasu dłuższego! Gdy wreszcie zegarek Pinkie wybił właściwą godzinę, wieszczącą ,,za pięć wyniki testu Twilight" użyła swej RóŻoWeJ magi~i aby sprowadzić ją krętymi ścieżkami z powrotem do zamku, co na kryształowych jamach się wznosi... tak, Canterlot, rzecz jasna! Wychodzą na dziedziniec, gawędząc wesoło, fioletowa już w ogóle nie myślała o tym co będzie... ważne było to co było teraz. Przyjaźń, Pinkamena i inne cukierki. Wróciła nieśpiesznie do Celestii, porozmawiała z wszechwładczynią kucoświata i umówiła się na poprawę, bo 130% było jej za mało. Końiec.
  16. Fakt... co do odmian Pinkie. Niemniej jednak, będę się upierał w kwestii kolorów. Blinkie mniej ma w sobie tradycyjnej odmiany szarości. Sierści Jej bliżej do rozjaśnionego kobaltowego, aniżeli do marengo... natomiast jej grzywa podchodzi pod matowy srebrny... nie stalowy. Tymczasem grzywa Inkie jest grafitowa (choć przyznam - póki nie przyjrzałem się Jej samej z kreskówki, sądziłem, że to antracytowy... bah, jako kolor pochodzący od nazwy skały, równie dobrze by pasował...) Jej sierść to dopiero typowy szary...
  17. Nightfallheart: Zdziwiłbym się, gdybyś oczekiwał. Choć i dresy nas na ulicach rozpoznają, więc... Co do nieśmiałości: spokojnie. Liczba osób takowych w naszym gronie jest niemała, co daje nam stabilizację na pewnym poziomie oraz tendencję do motywującego wzrostu formy > Ostatnio mamy sporo nowych osób... prawie na każdy meet ktoś nowy przychodzi - dlatego też nie masz się co obawiać. Uśmiechnij się i nie przejmuj. Chemik: Wedle życzenia.. >
  18. Plothorse

    Eldars

    Mm... sądzę, że muszę się zgodzić z przedmówcami. Khain nie słynął z cierpliwości. Co jednak sądzicie o eldarskich proroctwach tyczących się jeszcze nie przebudzonego Boga Zmarłych, Ynneada? Podobno ma się ukazać wraz ze śmiercią ostatniego z Eldarów i być na tyle potężnym, aby pokonać Slaanesha... co jednak stanie się później? Będziemy mieli jeszcze troje Bogów Chaosu... ponowne burze w spaczni, uniemożliwiające podróż przez Immaterium? Rozłam Imperium Ludzi? Wskrzeszenie Khaina i Team Fight ala Khain&Cegorach&Ynnead VS Nurgle&Khorne&Tzeentch? Może jeszcze do party Imperator wskoczy?
  19. Wiesz... co do żarcia - weź - ale po to tylko, aby samemu z sił nie opaść. Meety potrafią trwać i wyczerpywać zarazem, natomiast same przerwy pomiędzy wizytami w jadłodajniach potrafią być spore. Szczerze, przyniesienia tam czegokolwiek nikt nie wymaga... mm... możesz wziąć siebie. W zupełności wystarczy. Co do przełamywania lodów... cóż - ja na pierwszym ognisku piekłem chleb z czekoladą i Skittlesy w przerwach pomiędzy kiełbasą, niemniej jednak otwarłem się dopiero, gdy popróbowałem konwersacji z paroma osobami... żarcie to nie klucz. Raczej ozor bym w tej pozycji postawił. Co do tego, czy łatwo nas zobaczyć... no, na różowo ubrani nie biegamy, jako i sztandaru nie posiadamy. Niemniej jednak, jeśli spostrzeżesz stojącą w miejscu grupę osób z kucykowymi przypinkami... to raczej będziemy my.
  20. Plothorse

    Znaczki Inkie i Blinkie

    Bellamino... sądzę, że należałoby zaaktualizować fakty. Wcale nie trzeba się zbytnio męczyć. Przerzuciłem parę stron i odnalazłem min. dosyć szeroko rozprzestrzeniony CM Inkie. Daję jeden przykład, co by strony nie zaśmiecać... Moim zdaniem pasuje nawet bardziej niż tamten.
  21. Jak dla mnie... Inkie jest bardziej szara. Szara jest od kopyt aż po koniec pyska. Natomiast Blinkie jest szara zaledwie mniej więcej od zada po kopyta i od czubka łba po szyję. Natomiast szary kojarzy mi się z głazami. Głazy z farmą głazów. Dlatego też Inkie bardziej oddaje nastrój tradycji rodziny Pie. I stąd jej głazowata popularność. Co się zaś tyczy trzecioplanowych postaci... właśnie dlatego fani tak wiele z nich wyciągnęli, że mieli praktycznie wolną rękę przy ich kreacji. To prawie Tabula rasa... rzecz jasna, i pod bardziej rozwinięte postacie da się mnóstwo podpiąć... niemniej jednak, częściej obserwuje się w fandomie odwzorowywanie raczej utartych schematów zniekształcających obraz postaci... wszak niewiele pokusiło się o Applejackienę/Twilightienę, prawda? <Żesz... ale to brzmi...>
  22. Jestem za Solarisem. Ach ten widok muzy z harfą nad piaszczystą plażą... eee.... piaskowo-kamienistym zboczu...
  23. Drogi Discorsie. Przepraszam za ewentualne pomylenie kolejności. Wszak być może chodziło Lemuurowi za rozpropagowanie samej Samotni, a tymczasem w odzewie ku temu wezwaniu... na jego oczach... zacząłem buszować w dziale alter ego jego podopiecznej. Dosyć dziwna, z lekka kontrowersyjna sytuacja, nie sądzisz? Dlatego też wolę uprzedzić... że na wszystko przyjdzie czas. W razie czego. Co do planowania... taaak... bez przygotowania ciężko jest niekiedy nakierować współgraczy na taką, a nie inną decyzję. Niemniej jednak... zawsze można zmieszać stare pomysły z nowymi... przedstawić je kiedy indziej... nic straconego. Co do samego Szaleństwa... nie wypowiedziałem się chyba jeszcze za bardzo na jego temat. Otóż... gra wydała mi się poniekąd zbyt krótka... tak, to między innymi powód, dla którego zdecydowałem się ją przedłużyć. Szczerze - 3 pytania i finał? Krytyka... co do poziomu trudności chyba nie mogę mieć jakichś pretensji, jako że w dużej mierze był on generowany przez jakość wypowiedzi graczy. Prawie jak na konkursie... podobało mi się to, niemniej jednak liczyłem - zwłaszcza w finale - na coś, co ustawi graczy nieco bardziej naprzeciw nim samym. Postawi ich przed koniecznością dyskusji, mentalnej walki, choćby i mającej podjudzać do użycia broni, której było tam tak wiele... ot. ukaże niebezpieczeństwo wewnątrz niebezpieczeństwa - skoro był tu już przedstawiony taki potencjał... z jej Różowością spoglądającą na to wszystko nie tyle z góry, co z boku, komentującą zmagania, zaogniającą konflikt i śmiejącą się złowieszczo z boku. Mm... być może spodziewałem się za bardzo wersji z poprzedniego szaleństwa (tak, przejrzałem, bodajże, część archiwum..) Byłem przygotowany na znacznie większą rywalizację i jej mi tu brakowało... w ogóle - wywodzę się z PBF-ów, w których, dla przykładu... moją 4 - tą walką (ze zdarzających się często) jest już pojedynek na śmierć i życie z innym graczem... z czego on machał kataną... a ja wygrałem, po utłuczeniu go skrzynką i przegryzieniu mu gardła. Taaa... :RmpP9: Co do misji Wesołej Kompanii... oraz shippowania Pinkie/Lovable... hmm... może zabawa w stylu ,,Randka w ciemno"? :5jsSt: Mm... posyłanie OC na spędzenie jednego, romantycznego dnia z nieznanym kucem w celu sprawdzenia czy aby do siebie pasują...?
×
×
  • Utwórz nowe...