- Oczywiście. Prawie o nim zapomniałam. - Magią otworzyła szafkę i wyciągnęła z niej medykamenty.
Po pewnym czasie skrzydło było opatrzone.
- W skrzydle była spora dziura. Opatrzyłam ją używając magii oraz eliksirów. Za kilka tygodni do miesiąca powinieneś móc ponownie latać. - Mówiąc to uśmiechnęła się w twoją stronę. - Mamy jeszcze sporo czasu. Co chcesz robić?
< Kur** czuje się jak totalny zboczeniec pisząc to >
- Fluttershy. Nie martw się ona jest spokojna. I to za spokojna. - Powiedziała to odwracając się i idąc w kierunku domu wspomnianej przed chwilą klaczy.
Budząc się nie wiedziałem co się działo. Jedyne co pamiętałem to tego sukinsyna, który mi za to zapłaci.
Powoli podniosłem się z łóżka. Czułem okropny ból w brzuchu. Rozejrzałem się dookoła próbując wychwycić gdzie jestem.
Applejack już tam czekała i jej mina nie wyglądała tak jak jeszcze przed rozmową z nią.
- Ja cię przepraszam. Ale wtedy pierwszy raz od tak dawna poczułam radość. Radość, której nie dało się ukryć. - Mówiąc to patrzyła się w ziemię ze wstydem.
- Emm. Dzięki. - Odebrała to dziwnie ale jeszcze bardziej się zarumieniła. Tym razem jednak przytuliła cię - I do ucha szepnęła ci kilka słów. - Dziękuje ci jeszcze raz. Miałam ci to powiedzieć już dawno ale nie miałam odwagi. Teraz po tym zdarzeniu wiem, że powinnam powiedzieć ci to dawno temu. Ja cię kocham. - Powiedziała to i schowała głowę głębiej w twojej grzywie.
Gdy ty przekroczyłeś próg jej pokoju ona natychmiast zamknęła drzwi. Była to trochę niezręczna sytuacja.
W końcu Somada podeszła do ciebie.
- Dziękuje ci. Dziękuje ci za to, że uratowałeś mnie. - Polizała cię po policzku i zarumieniła się.
- Chodź ze mną. Ona się nigdzie nie ruszy. - Powiedziała Somada po czym udała się do swojej sypialni. Odwróciła się do ciebie. - Idziesz czy nie? - Zapytała z drobnym uśmiechem.
- Nawet jakbym wiedziała gdzie jest wasza baza to jestem prawie pewna, że mnie zabijecie więc wasz wybór. - Powiedziała klacz niesiona przez Hammera.
- Dobra to ma sens. - Powiedział Hammer po czym dał znać Somadzie aby ta założyła jej opaskę i ruszyliście dalej.
***
Po 10 minutach wędrówki dotarliście zmęczeni do swojej kryjówki. Hammer zostawił ciągle związaną klacz na kanapie i poszedł do swojego pokoju w celu ogarnięcia się.
- A co jeśli wylądujemy nad kryjówką albo pod?. Ty masz przebite skrzydło, a Somada dalej jest z kołowana. Nie możemy ryzykować większych uszczerbków na zdrowiu.
- Śmiała się śmiała, ale nigdy tak jak dzisiaj. Zawsze było ją stać na drobny, wymuszony uśmieszek. Jedyne co jej sprawiało frajdę i uśmiech to praca i spotkania z nami. Ale nigdy nie widziałam jej tak się śmiejącej.
- Nie ma sprawy. - Hammer skończył wiązać klacz. Założył jej typowe wiązanie, które pozwalało chodzić, lecz nie biegać. Tak czy siak skończyło się tym, że musiał nią nieść, gdyż strzała przebiła jej nogę na wylot.
- Ale nie bądź zły. To jest śmieszne. - Powiedziała Applejack cały czas mając uśmiech na twarzy. - Uwierz mi, że był to najlepszy dzień mojego życia. Pierwszy raz się tak śmiałam od kilku dobrych lat. Dziękuje. - Klacz przytuliła cię.
Rarity tylko na was patrzyła z uśmiechem na ustach i głęboko westchnęła jakby mówiła to dzięki mnie.
< I ponownie. Nie możesz wiedzieć czy zwracały na ciebie uwagę bo nie napisałem tego. Ale ten OSTATNI raz niech ci będzie.>
- Witajcie zgromadzone jednorożce i - Dyrektor spojrzał na ciebie dziwnym wzrokiem. - pegazie. - dokończył. - Dzisiaj pokażecie nam co umiecie i kto wie może to właśnie wy będziecie uczniami tej szkoły. Napiszcie na kartkach swoje imiona i wrzucie je do urny. Będziemy wybierać was losowo.
Hammer cię natychmiast powstrzymał.
- Jeśli mówię, że nam się przyda to nam się przyda. - Powiedział wręcz wykrzykując.
- On ma racje. Może nam się przydać. - Powiedziała podchodząca do was Somada.
Klacz milczała. Było dla niej nie zrozumiałe to, że nie chcecie jej zabić.
Wychodzicie z miasta i chwilkę idziecie. Po kilku chwilach dotarłyście do farmy rodziny Apple.
- Jeśli tam wejdziesz to uważaj na głowę. - Mówiąc to uśmiechnęła się do ciebie.