-
Zawartość
3975 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
110
Wszystko napisane przez Dolar84
-
pojedynek [Pojedynek] Panda Hippis vs kochamchemie
temat napisał nowy post w Archiwum magicznych pojedynków
Z trybun nagle dobiega głośny wrzask: KWASEM GO CHEMIK! KWASEM GO! - Dolar dopinguje skacząc niczym piłka plażowa - Albo naucz go, że istnieją na tym świecie pewne zasady!- 25 odpowiedzi
-
- magia
- sala magicznych pojedynków
- (i 1 więcej)
-
Koszmar Hejtera [NZ][Komedia][Random][Poezja]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
To jeszcze mi wenę załatw, bo nie mam w tej chwili -
Nie bożków, tylko Bogów heretyczko!
-
Szkoda tylko, że nie oddałem go do korekty przed zamieszczeniem. Od błędów interpunkcyjnych musi się wręcz roić....
-
King to pradziwy mistrz. Polecam zapoznanie się z pozycjami "To" i "Bastion". A tak od siebie pozwolę sobie polecić jego polskiego naśladowcę. Właśnie skończyłem lekutrę książki "Dom na Wyrębach" Stefana Dardy i muszę przyznać, że wywarła na mnie naprawdę wielkie wrażenie.
-
Widziałem słabnącego przeciwnika i byłem już pewny zwycięstwa. Jak to zwykle w życiu bywa - przedwcześnie. Jakimś cudem udało mu się pozbyć Banshee, a na dodatek przywał sobie latającego sprzymierzeńca. Zanim zdołałem sięgnąć do pasa, poczułem jak odrywam się od ziemi w szponach gigantycznego ptaszyska. Unosząc się na wysokościach, które z zasady nie są przynależne normalnej dwunożnej istocie, usłyszałem głos mojego adwersarza: "-I jak podoba się przejażdżka ? Może pomóc ci wejść na grzbiet ? Uważam to za dobry finał" - wypowiedziane z przyjaznym uśmiechem. - Twoje szczęście Milordzie Zandi, że ten przyszły pióropusz nie uszkodził moich szat - warknąłem. - Jednak z tego co mi wiadomo Mistrzowie Areny przyznali nam jeszcze chwilę na sprawdzanie naszych zdolności. Powiedzmy, że znajdę jeszcze kilka sztuczek w rękawie... Technicznie rzecz biorąc nie kłamałem..... rzeczywiście miałem w rękawie sztylet, który prowadzony pewną dłonia zrobił powierzchowne, acz bolesne cięcie na orlich szponach. Zaskoczony ptak rozluźnił uchwyt i już po chwili spadałem w stronę ziemi niczym uczciwy głaz.... Na szczęście to wszystko było częścią planu. Widziałem zbliżającą się ziemię, kątem oka obserwując pikującego za mną Zandiego na swoim powietrznym rumaku. Czas był najwyższy, żeby rzucić stosowny czar: "Jad pająka i Piwafwi co na plecach powiewa, niechaj teraz moc mi dadzą przemierzania nieba!" Poczułem nagłe szarpnięcie gdy zadziałała Lewitacja, której to nauczyłem się w swoim czasie od czarownika z rasy Drow. Lekki ruch ciała wystarczył, by usunąć się z drogi orła, który zaczał gwałtownie hamować, w celu uniknięcia niechcianego spotkania z ziemią. - Niewiele dzieli nas od powierzchni Areny Milordzie Zandi - zauważyłem kpiącym tonem, opadając nad mojego przeciwnika - liczę, że nic sobie nie zrobisz... Widząc jego podejrzliwy wzrok uznałem, że nie warto przeciągać strony i aktywowałem amulet, w którym miałem stosownie zmodyfikowane zaklęcie: "Z pewnością zasłużony sen ci przerwano, wracaj więc ptaszku tam skąd Cię wezwano, A wspominaj mnie wdzięcznie jeśli prosić można, wszak mogłeś tu skończyć jako Orzeł z rożna!" - Kruca fuks, uwielbiam swoje zaklęcia! - roześmiałem się głośno widząc, jak ptak w jednej chwili zniknął pod wpływem Odesłania Zwierzęcia Milord Zandi zupełnie zaskoczony moim ruchem, runął na Arenę z gracją worka kamieni. Muszę przyznać, że chmura pyłu, jaką wzbił po uderzeniu o ziemię, była iście podręcznikowa. - No dosyć tego dobrego - mruknąłem lądując koło niego. Pomogłem mu wstać i otrzepać szatę z kurzu - Może i jestem starym złośliwym draniem, ale maniery obowiązują, nieprawdaż Milordzie? - zakończyłem z uprzejmym, choć nieco złośliwym uśmiechem na twarzy.
-
- Ot zielsko - zaśmiałem się - na podpałkę się najwyżej nadaje. Niestety moja radość była przedwczesna, gdyż Milord Zandi posłał w moją stronę coś, co wyglądało jak Kula Ognia na sterydach. Nie będąc pewnym, czy resztki mojej osłony wytrzymają, należało pomyśleć o ratowaniu własnej skóry. W mojej dłoni błyskawicznie pojawił się sztylet, gdy przywołałem słowa zaklęcia: "Stal tą spowijam w lodu drobiny, troszkę Wywerny Lodowej śliny, kwasu kropelkę też dodać potrzeba, by mróz sprowadzić z wyższych sfer nieba" Na moje szczęście zdążyłem i Lodowy sztylet wystrzelił z mej dłoni, przecinając lecącą na mnie ognistą śmierć. Gdy huczące płomienie przemknęły obok mnie, spojrzałem bykiem na swojego przeciwnika. - Milordzie Zandi to była eskalacja! - ryknąłem - Na finał więc zapoznasz się z bardzo interesującym w swej potworności zaklęciem. Tym razem nie potrzebowałem żadnych komponentów. Nabrałem tchu i wykrzyczałem słowa zaklęcia: "W mroku nocy, w martwej ciszy, słychać nagły dźwięk, najpierw cichy, wnet mocniejszy, w końcy w lament pekł. On kieruje się na wroga, w czaszce dziury wierci, by skierować go niechybnie, w mrok odwiecznej śmierci!" Ostatnie słowa przeszły w nienaturalny wizg, kiedy w stronę Milorda Zandiego poniósł się Lament Banshee swoim natężeniem niszcząc wszystko, co znajdowało się na jego drodze...
-
Jak widać temat cieszy się niemałą liczbą odwiedzin. I cała redakcja jest za to wdzięczna. Ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy trochę nie ponarzekali. Tak więc prosimy wszystkich o komnetarze. Jeżeli coś Wam się nie podoba - piszcie o tym, każda kontruktywna krytyka pozwoli nam ulepszyć kolejne numery Brohoofa. Poza tym jesteśmy zwykłymi ludźmi, tak więc wszelkie Wasz pochwały, peany i ogólnie zachwycanie się naszą pracą jest również jak najmilej widziane .
-
Tisos
-
- Kwiatami? Bohatera? Kwiatami? - ryknąłem pomiędzy jednym i drugim kichnięciem. - Zaiste udał się ten czar Milordowi. Na szczęście sam posiadam jeszcze kilka sztuczek - parsknąłem tuż przed wypowiedzeniem kolejnego zaklęcia: "Siarka, saletra, krwi odrobina, wszystko się wokół drewienka opina, aby w powietrzu tym krystlicznym, w wroga uderzeć strumieniem ognistym!" Z moich dłoni wystrzeliły Płomienie Agannazara, które błyskawicznie przepaliły wszelką roślinność i skoncentrowanym strumieniem pomknęły w stronę Milorda Zandiego. - Zamówione suszenie raz Tuńczykowy Lordzie - rzuciłem ze śmiechem w stronę trybun.
-
- Oj niedobrze.. - mruknąłem, widząc zmierzającą w moją stronę ścianę wody. Na szczęście miałem pod ręką odpowiednie zaklęcie. Nie tracąc ani chwili rozbiłem wybraną fiolkę recytując: "Skała twarda, szkło magiczne oraz słowa trzy runiczne, wszystko wcześniej rozpuszczone, wzywam ja na swą obronę!" Na szczęście tuż przed uderzeniem, rozszalałego żywiołu otuliła mnie Nienaruszalna strefa Otiluke'a, dzięki czemu wody Sirionu otaczały mnie, a nie porwały ze sobą. Kiedy napór się skończył spojrzałem na przeciwnika: - Sprytnie i wybitnie Milordzie Zandi! Jednak przebicie się przez moją osłonę będzie wymagać nieco większej inwencji! - krzyknąłem z wilczym uśmiechem na twarzy.
-
Odrobina kwasu doskonale robi na cerę Milordzie Zandi - zakpiłem, zręcznie uchylając się z drogi. - Zobaczymy jak poradzisz sobie z nieco mniej "materialnym" zaklęciem. Sięgnąłem do pasa, gdzie spokojnie oczekiwał przygotowany wcześniej arsenał. Krótka, straszliwie wysuszona różdżka sama znalazła się w mej dłoni. Przyjąwszy stosownie dostojną pozę, wycelowałem w mojego przeciwnika i w powietrzu rozniosło się aktywujące ją zaklęcie: "Przyzwij straszliwą suszę pustyni, dopraw ją kwasem co srogo dymi, kieł też wampirzy wzmoże starania, które prowadzą do życia wyssania!" Różdżka zareagowała dzikim wizgiem i miotnęła straszliwym Plugawym uwiądem Abi-Dalzima rozpadając się w pył i proch. Pomimo ogłuszającego hałasu dał się słyszeć mój głos - "Milordzie Zandi! Tutaj Mithiril Ci nie pomoże!"
-
Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
-
Nadszedł czas. Wrota na Arenę uchylają się zapraszająco. Wyprostowana sylwetka, twardy, żołnierski krok i objawiam się tam gdzie przyszło mi się spotkać z Mistrzem Zandim. - Milordzie Zandi - rzekłem wykonując zdawkowy ruch głową - w końcu mamy okazję wypróbować nawzajem swoje umiejętności. Dla okazania szacunku i delikatnego sprawdzenia z czego to jesteś zbudowany, pozwolę sobie zacząć w iście podstawowy, by nie rzec prymitywny sposób... W moim ręku nagle pojawiła się drobniutka fiolka kwasu. Kilka dodatkowych składników i czas był najwyższy by wypowiedzieć odpowiednie zaklęcie: "To co żre, i to co pali, niechaj w jedno się zestali, niechże ból przyniesie srogi, i roztopi moje wrogi!" Wystarczył ułamek sekundy by wszystkie komponenty połączyły się w KWASOWĄ STRZAŁĘ, która wiedziona niechybnym okiem i siłą umysłu, poszybowała wprost w kierunku mojego przeciwnika...
-
Przeczytałem rodział pierwszy. Korektor ze mnie żaden, ale w Twoim tekście znalazłem tyle błędów ortograficznych, że oczy nie przestawiały mnie szczypać. Pododawałem Ci komentarze w google docs, żebyś wiedział gdzie i co poprawiać. W wielu miejscach miałem również zastrzeżenia co do składni. Skoro już wylałem nieco jadu pora na kilka rad ogólnych: 1. Załatw sobie korektora. Oni naprawdę pomogą w pozytywnym odbiorze Twojej twórczości. 2. Zastosowałeś się do udzielonych porad i wrzuciłeś sporo opisów. O wiele przyjemniej się teraz czyta. 3. Postać rozwijasz bardzo ciekawie. Przyznam, że nie mogę się doczekać nad jego interakcję z pierwszą poznaną z Mane 6. Ogólnie - mogło być o wiele lepiej, ale jeżeli usprawnisz ortografię i składnię to z prawdziwą przyjemnością sięgnę po kolejne rozdziały Twojego fanfika.
-
Prolog został przeczytany. Cóż moge powiedzieć. Ilośc dialogów powalająca. Może nieco więcej opisów byłoby na miejscu, ale to już zależy od upodobań. Jako iż moje umiejętności muzyczne ograniczają się do gry na nerwach, to nie jestem w stanie ocenić profesjonalnej strony opisów. Ale wnioskując z Twojego profilu znasz się na tym, więc bardzo wątpię, żeby pojawił się tam choćby najmniejszy błąd. Charakter głównego bohatera daje bajeczne możliwości rozwinięcia tej postaci i interkację bohatera ze znanymi z serialu postaciami. Co do strony technicznej. Zauważyłem jedno czy dwa powtórzenia (mój korektor ma na mnie dziwny wpływ - kiedyś bym się nie czepiał ), oraz jedną rzecz, która jak zwykle wzbudziła we mnie jednoznacznie negatywne uczucie - "Canterlotem". Nie znoszę takiej odmiany i osobiście zmieniłbym to na "Canterlot". Ogólne wrażenie bardzo dobre i z zainteresowaniem oczekuję na ciąg dalszy.
-
N: Wybitnie melodyjny. A: Zdecydowanie cieszący oko. S: Cieszy oko jeszcze bardziej. U: Nie moge powiedzieć, żebym znał.
-
zdedcydowanie Dżem
-
N: Zawiera w sobie delikatną sugestię łuskowatości. A: Bliżej niezidentyfikowana postać. S: Prosty a genialny komiks. Ubawiłem się setnie. U: Gdzieś mi się już rzucił w oczy.
-
Ban za nick na którym można sobie język połamać
-
Czas na garść pytań z mojej strony: 1. Czy to prawda, że za Twoje pojawienie się na farmie odpowiada Big Mac? 2. Jak długo pomagasz już AJ? 3. Jaka jest Twoja ulubiona potrawa? 4. Co sądzisz o przyjaciółkach AJ? 5. Czy masz wśród nich jakąś ulubienicę? 6. Jak wiele innych psów znasz w Ponyville? To na razie wszystko a tutaj mały podarunek świąteczny ode mnie i mojego psa (też gada)
-
N: Wywołuje skojarzenia z bajką "Zuzia i Hultaj". Nie pytajcie dlaczego bo sam nie wiem A: Byłobyż to truchło? S: Ying i Yang w różowo-chaotycznie-zabójczej wersji U: Widuję na SB i wiem, że działa w radiu.
-
N: Elizabetta. Tak bardzo podobny do imienia miłościwie nam panującej Jej Królewskiej Wysokości Elżbiety II - lepiej się już nie da. S: Przeuroczy biały wilk/wilczyca. A: Rainbow Dash przedstawiona w zdecydowanie anielski sposób. U: Widuję na SB, ale nie miałem przyjemności poznać bliżej.
-
N: Future Pony. Dobry. Bardzo przyszłościowy A: D'AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAW S: D'AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAW x2 U: Często widzę na forum ale nie było jakoś okazji się poznać.
-
N: Tric. Wskazuje na skłonność do sztuczek A: Kłet. Bardzo ładny zresztą S: Tekst piosenki zapewne - bliżej mi nieznany U: Wiem tyle, że rządzi u Neurotycznej Bibliotekarki i raz czy drugi wymieniliśmy słowo czy złośliwość na SB