Skocz do zawartości

Dolar84

Administrator Wspierający
  • Zawartość

    3975
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    110

Wszystko napisane przez Dolar84

  1. W tej chwili? Niestety fatalnie, za co czuję się w obowiązku wszystkich przeprosić. Nie dosyć, że jestem przysypany konkursami, oskarami i innym badziewiem, to jeszcze załapałem taką blokadę twórczą, że z trudnością przychodzi mi pisanie choćby krótkich recenzji. Ale nie - nie porzucę BP. Nigdy.
  2. Dooobra... jakoś nic mi o tym fakcie nie wiadomo, a podobno jestem wśród oceniających
  3. Johnny - moje zdanie na ten temat jest proste. Z kanonu bierzesz to co Ci się podoba, a resztę możesz spokojnie zignorować. To Twoja fikcja i Twoja wizja Przynajmniej ja tak robię - część rzeczy jest kanoniczna bo mi pasują, część pomijam lub robię na przekór, jeżeli służy to moim celom.
  4. Zadziałać dokładnie tak, jak zrobił na przykład Pillster z jednym rozdziałem "Trzech Stron Medalu". Opublikować go w MLS - nie mam nic przeciwko takiemu rozdrobnieniu. Natomiast jeżeli chodzi o gore... wszystko zależy jakie to będzie gore i w jakiej ilości. Czasami przymykam oko na tego typu kwestie, ale pod warunkiem, że autor/autorka zgłosi się do mnie i sprawę omówi przed publikacją. Jeżeli tego nie zrobi i znajdę taki materiał sam... no wtedy nastąpią konsekwencje. A co do samego MLS, to rozważam w tej chwili kilka zmian w tamtejszym środowisku - na przykład całkowity zakaz publikacji dla ludzi poniżej 18 roku życia. Dlaczego? Ponieważ czasami, jak czytam kolejne opowiadanie spłodzone (raczcie wybaczyć płaski kalambur) przez kolejną (tak, to powtórzenie jest celowe) osobę, która całą swoją wiedzę czerpie z serwisów typu RedTube, to krew mnie zalewa, ciśnienie skacze, a sąsiedzi chcą wzywać policję obyczajową, jak słyszą dobiegające z mojego mieszkania wiązanki przekleństw. Tak biorąc rzecz na poważnie, to mam jeszcze jeden apel - niech za pisanie opowiadań typu clop, biorą się przede wszystkim ludzie, którzy w materii zwanej seksem mają doświadczenie, a nie opierają się na "wiedzy" pobieranej z internetu - naprawdę wyjdzie to z korzyścią dla wszystkich - czytelnicy nie będą się załamywać i pluć jadem, a autorzy nie stracą niepotrzebnie nerwów. AVANTI!!!
  5. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  6. Brak tagów obowiązkowych, zła forma zamieszczenia fanfika. Proszę zapoznać się z regulaminem wewnętrznym działu przed zamieszczaniem opowiadania. Czas na poprawę - dwa dni. Instrukcja: Edytuj pierwszy post - użyj pełnego edytora - dodaj tagi w temacie. Przypominam, że formą obowiązującą zamieszczania FF jest google docs lub mlpfiction.
  7. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  8. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  9. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  10. No i koniec. Jak widzę trochę opowiadań się jednak pojawiło, mimo że temat, wbrew pozorom, do najłatwiejszych nie należał. Cieszy mnie to, bardzo cieszy. Postaram się podać wyniki jak najszybciej, jednak ze względu na objętość niektórych tekstów może to trochę potrwać. Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy zdecydowali się na udział w konkursie.
  11. Przeczytane Czas na moją nieobiektywną opinię (a czyja niby jest obiektywna? ) Beware the spoilers! Częściowo zgodzę się z przedmówczynią - tutaj aż się prosi o tagi [slice of Life] i ewentualnie [sad], jednak nie zamiast [Dark] a obok niego. Wtedy opis byłby idealny. Treść mnie urzekła. Od opisu znerwicowanego ojca, który jednocześnie stara się zachować niedbałą pozę arystokraty, przez doskonale pokazana zmęczenia świeżo upieczonej matki aż po tajemnicze działania głównej bohaterki opowiadania i samą końcówkę, która w naturalny, niewymuszony sposób zamknęła fanfik, jednocześnie dając płynne możliwości na kontynuację bawiłem się świetnie. Co prawda brakowało tu typowego Malvagiowego, przygniatającego do ziemi klimatu, jednak w wypadku tego opowiadania jest to zdecydowanie zaleta. Nie ma przerostu formy nad treścią, osiągnięty został niemalże balans idealny. Co prawda nie wywarło na mnie tak piorunującego wrażenia jak "Pielgrzym i Pani", ale zdecydowanie pod powyższym względem można spokojnie je uznać za jedno z Twoich lepszych opowiadań. Jeżeli chodzi o formę, to jak zwykle na bardzo wysokim poziomie, jedną czy dwie uwagi natury ogólnej zostawiłem w tekście. A raczej można by było, gdyby nie pewien straszliwie irytujący szczegół. Szczególik wręcz, dla wielu niemal niegodny wzmianki czy zauważenia, jednak dla mnie stanowiący prawdziwą zbrodnię na tekście. Otóż czytam opowiadanie, wczuwam się w klimat, daję pochłonąć lekturze i nagle dostaję w łeb słowem "jednorożka". A potem doprawione zostaje to "pegazką". W tych momentach cały, tak misternie zbudowany klimat sypie się w gruzy a na usta wprost ciśnie się gorzkie przekleństwo. Jak można było zadać tak dotkliwą ranę, tak przyjemnemu opowiadaniu? No jak? To naprawdę bolało. Jeżeli chodzi o sam tytuł to z punktu widzenia czytelnika sądzę, że wspomniana wcześniej "Kukułka" byłaby wręcz idealna. Natomiast obecny tytuł... cóż, przykro na coś takiego patrzeć. Po prostu.
  12. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  13. You can't avoid danger, just go on and try. No matter your actions... you still gonna die!

  14. Złe otagowanie, brak tagów obowiązkowych. Czas na poprawę - 2 dni. Instrukcja dodatnia tagów: Edytuj pierwszego posta - użyj pełnego edytora - wpisz poprawne tagi (w nawiasach kwadratowych w nazwie tematu).
  15. Świat mnie nienawidzi. Bywa.

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [8 więcej]
    2. Dolar84

      Dolar84

      Wiedziałem, że dawanie tego statusu było głupią decyzją. Mam za swoje.

    3. Serox Vonxatian

      Serox Vonxatian

      To będzie dla ciebie nauczka.

  16. Chciałbym poświęcić ten temat tak prozaicznemu daniu, jakim są kanapki. Niby przy ich przygotowywaniu filozofii nie ma żadnej no i możecie się zastanawiać, o czym tu, do diabła, niby można pisać, prawda? A jednak zdarzają się osoby, które lubią z tym prostym daniem eksperymentować na najprzeróżniejsze sposoby - zachęcam więc do wymieniania się przepisami - może akurat komuś coś podpasuje i jego menu zostanie znacząco urozmaicone? Sam chciałbym się podzielić swoim patentem na kanapki dobre podczas podróży samochodem. A raczej takie do skonsumowania na parkingu podczas postoju, bo jednak wcinanie za kółkiem do najbezpieczniejszych rzeczy nie należy. Ale do rzeczy. Jak wiadomo, pieczywo nawet po kilku godzinach może przeschnąć, przez co walory smakowe znacząco spadają. Zapobiegać temu można na różne sposoby, a jednym z nich jest dobranie odpowiednich składników. Bierzemy pieczywo - sprawdza się zarówno jasne jak i ciemne, sam preferuję bagietki (i na niej opieram przykład) jako łatwe do pokrojenia przed trasą, przez co pakowanie jest mniej uciążliwe - smarujemy masłem (wszelkim masmixom i innemu tego typu ścierwu mówię zdecydowane nie!), na to dajemy porcję sera (doskonale sprawdza się Almette ziołowy, chociaż może być dowolny inny "mokry" twaróg). Na ser sypiemy nieco pestek słonecznika - można je najpierw podsmażyć na patelni (zero oleju), żeby nabrały smaku i chrupkości - kładziemy liście sałaty, plasterki pomidora i obowiązkowo nieco pokrojonej cebuli. Całość wedle gustu traktujemy przyprawami (preferuję proste pieprz i sól) i ewentualnie przekładamy plastrami wędliny. Robimy klapsznytę (wiem, że poprawnie jest klapsznita, ale tak się to u mnie wymawiało od zawsze) i tak przygotowaną bagietkę kroimy w odpowiadające nam kawałki, każdy owijamy folią aluminiową, ładujemy do foliowego woreczka i chowamy w samochodowym schowku. Teraz, gdy zatrzymamy się na parkingu i zapragniemy przekąski, mamy pod ręką kanapkę, która nie jest sucha (dzięki pomidorom, fenomenalnie zmiękczającym pieczywo), a jednocześnie zdążyła się odpowiednio przegryźć. Zdecydowanie odradzam jedzenie jej za kółkiem, ponieważ to tylko Was wkurzy - kanapka należy do "mokrych" i przy jej jedzeniu zawsze warto mieć pod ręką chusteczkę higieniczną, by otrzeć paluchy po konsumpcji . Jej zaletą, oprócz fenomenalnego smaku jest znacząca pożywność - jako że jest to równocześnie moja ulubiona standardowa śniadaniowa kanapka (wtedy najczęściej z pysznym ciemnym chlebem) to mogę stwierdzić, iż po zjedzeniu jednej, góra dwóch takich, człowiek chodzi szczęśliwie najedzony aż do późnego obiadu. Cóż mogę powiedzieć więcej? Czekam na Wasze propozycje sandwiczowe. PS: Jak ktoś zacznie ględzić o "kanapce posmarowanej nożem" to kopnę
  17. Dolar84

    Żarcie podróżne

    Surowa polska ponad wszystko! Czy na świeżo, czy podsuszona po kilku dniach jest po prostu zabójczo dobra. A jak się jeszcze trafi do niej świeży pieczywo... niebo w gębie. Niech się kindziuk chowa (choć też jest niezły) Co prawda tego typu biwakowania czy inne bajki nigdy nie były w moim guście, ale jeżeli już to brało się typowo konserwy - turystyczna rządziła. Może nie jest jakaś super smaczna, ale najeść to się człowiek naje.
  18. Takich jest paru ale ten pokój może dostać się wyłącznie jednej osobie. Airlick!
  19. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  20. Oj tutaj można wymieniać i wymieniać... niech pomyślę... - rosół - ale taki prawdziwy rosół, ugotowany z tłustej kury, na którym widać piękne oka. Grzeje i syci. Do niego dużo pieprzu, odrobina magi i obowiązkowo makaron - najlepiej domowej roboty. - grzybowa - u mnie jedna z dwóch tradycyjnych zup wigilijnych - z suszonych grzybów, obowiązkowo z makaronem typu muszelki i śmietaną - niebo w gębie. - flaki - wiele osób odrzuca od tego dania, jednak dla mnie stanowi dowód na istnienie Boga (znaczy Cthulhu). Mocno przyprawione z obowiązkową dozą papryki oraz kleksem śmietany (po lwowsku). Do tego najlepiej solidna pszenna bułka na zagryzkę. - rybna - jadam zwykle tylko na wigilię, zrobioną z karpia z delikatną kaszą - świetnie rozgrzewa i sprawdza się jako lekki posiłek przed wieczerzą. - czernina - bardzo lubię, jednak sam nie robię - do tego potrzebna jest krew z naprawdę sprawdzonego źródła a o taką niełatwo. Jednak taka dobrze przyrządzona... pyszności. - kalafiorowa i szparagowa - te dwie stawiam na równi, ponieważ wyglądem i konsystencją niemal się od siebie nie różnią. Poza tym mimo odmiennych smaków, obie idealnie sprawdzają się z grzankami. - czosnkowa - idealna na tę porę roku - jedna z niewielu zup, w których toleruję kostki rosołowe, by szybciej ją przyrządzić. Warto wrzucić do niej (oprócz rzecz jasna czosnku) sporo drobno posiekanego pora (na dobranoc). Idealnie sprawdza się, gdy człowiek wraca z mrozu, ponieważ przygotowuje się ją szybko a rozgrzewa lepiej niż niejedna gorzałka. - żurek - od czasu do czasu nie pogardzę, szczególnie jeżeli nie ma w nim ziemniaków. Taka tradycja u mnie - to powinna być zupa raczej wodnista, z dużą ilością jaja i kiełbasy. Jeżeli podana jest w chlebie, to tylko dodatkowy bonus. - jagodowa - jak to się śmieję, jedyna zupa w której można się przejrzeć. Idealna na lato, gdyż spożywa się ją na zimno. Z rodzaju zup słodkich - obowiązkowo z kluseczkami. Jedyna owocowa jaką toleruję. - pomidorowa/ogórkowa - również te dwie wrzucam do jednego wora, gdyż mają dla mnie wiele wspólnych cech - obie świetnie smakują ze śmietaną, obie muszą się przegryźć przynajmniej dzień, żeby były naprawdę smaczne, a jedyna różnica poza smakiem jest taka, że ogórkową je się samą, za to do pomidorowej fenomenalnie pasują kluski (a nie ryż Wy heretycy!) - zupa mleczna z kluskami/owsianka - idealna przekąska poranna dająca siły na długi dzień. - zupa Po - moje ostatnie odkrycie, wietnamska odmiana rosołu z wołowiną (mniam!) lub kurczakiem (mniejsze mniam!) oraz dodatkiem makaronu i wszelkiej wschodniej zieleniny. Zadziwiająco smaczna i sycąca, można przyrządzać tak ostra, że smakuje jak kwas do baterii, lub tak łagodnie by przypominała ślaz. - szczawiowa zwykle za nią nie tęsknię, ale kiedy zdarzy mi się samemu zrywać tę zarazę, to i potem zupa smakuje dobrze. Z jajkiem i odrobiną śmietany. - dyniowa - jedna z moich ulubionych. Można jadać na słodko (herezja!) lub na ostro (pyszności!). Pieczemy dynię (wcześniej nurzając ją w oliwie z oliwek i pieprzu), miksujemy, a następnie powstałą breję ładujemy do rosołu. gotujemy, opcjonalnie dodajemy śmietanki, sypiemy masą pieprzu i nieco soli, po czym delektujemy się wybornym daniem. Pyszności. A skoro mamy zimę to listę zamknie.... - bulion z żółtkiem - najszybszy i pod wieloma względami najlepszy sposób by się jednocześnie ogrzać i nasycić. Tutaj też uznaję użycie kostek rosołowych. Rozpuszczamy taką w kubku, dodajemy żółtko bądź dwa, mieszamy i pijemy. Po chwili wszelki zamróz opuszcza ciało i można już spokojnie myśleć nad tym co zjemy na obiad właściwy - o ile nie najemy się tym kubkiem bulionu co jest całkiem możliwe i często spotykane.
  21. Przeczytane. Do Miłościwego Cthluhu słałem modły, by był to kolejny "Żelazny Księżyc". Realistycznie spodziewałem się poziomu "Big Flaka" z odchyłami w stronę wcześniej wymienionego. Dostałem opowiadanie, które póki co klasyfikuję niżej niż "Przewodnika Stada". Beware the spoilers! W żadnym wypadku nie powiem, że początek Kryształowego Oblężenia jest słaby jako całość - taka sytuacja na szczęście nie zachodzi. Jednak nie da się ukryć, iż jest niesamowicie nierówne, przeplatając słabe strony z mocnymi. Zacznę od tych pierwszych, żeby na końcu móc spokojnie chwalić. No to jedziemy z tym koksem. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy, jest to, iż w wielu miejscach zawiódł zarówno prereading jak i korekta i pojawia się nieco stylistycznie kopniętych zdań - na przykład pod względem szyku. Nie jest on ani polski, ani do końca angielski, po prostu dziwaczny i stanowi nieprzyjemny dysonans w trakcie lektury. Choć nie ma ich aż tak znowu wiele, potrafią solidnie zirytować, kiedy człowiek jest pochłonięty tekstem. Innym, występującym częściej problemem jest niejednorodność stylistyczna - ot, mamy jakieś zdanie w języku potocznym, wszystko ładnie pięknie i nagle ni z tego ni z owego pojawia się w nim wyjątkowo eleganckie i wysublimowane słowo, które nijak tam nie pasuje. Odwrotne sytuacje też występują. Może podam jeden z przykładów, który mi się wyjątkowo rzucił w oczy No na diabła tutaj ten regulamin, to nie jestem w stanie zrozumieć. Przez to jedno słowo, cały klimat zdania idzie w drzazgi. Takich przykładów występuje niestety więcej. Dalej jest problem z niektórymi scenami - na przykład ta z Mane 6, wydaje się być wciśnięta strasznie na siłę. Nie dosyć, że nie wnosi praktycznie nic oprócz kilku informacji, które mogły zostać zawarte, w pierwszym lepszym opisie, to jeszcze wypada niesamowicie drętwo i niesamowicie patetycznie - te wszystkie dokładne opisy starcia można było sobie zwyczajnie darować - czytałem je i marzyłem, by skończyły się jak najszybciej. Charaktery bohaterek są... niezbyt dobrze przedstawione. Jakby wręcz nieco przesadzone w porównaniu do tego co znamy z serialu. Inna scena to narada wojenna, gdzie niektóre reakcje i stwierdzenia są zwyczajnie sztuczne - na szczęście akurat w niej nie ma ich wiele. Ostatnią i w sumie najważniejszą rzeczą do jakiej się przyczepię jest kreacja Sombry. Póki co wychodzi na to, że kreowany na głównego antagonistę wybuchowy Król jest zwyczajnym idiotą i kretynem. Jak inaczej nazwać to, że przedstawia Ceśce i przy okazji Lulu niemal swój dokładny plan? Grozi im czołgami, samolotami, etc. dokładnie dając im do zrozumienia jak i czym będzie atakował. Brakowało tylko tego, żeby zaczął pokazywać im schematy uzbrojenia i mapy z wyrysowanymi planami inwazji swoich wojsk. To wyszło po prostu fatalnie. Dobra, koniec z marudzeniem i truciem, pora chwalić - a jest za co. Po pierwsze ujęła mnie kreacja Księżniczek - jest naprawdę bardzo przyjemna w odbiorze. W przeciwieństwie do Mane 6 wszelkie sceny z miłościwie nam panującymi wypadły bardzo dobrze (pomijając drobnostki podczas dialogów w naradzie wojennej). Nie są ani przesadzone, ani niedocenione - o takich Królewskich Siostrach czytać lubię. Piękna sprawa. Wyjaśnienie przyczyn dotychczasowego konserwatyzmu militarnego Equestrii - miodzio. Doskonale tłumaczy jak i dlaczego nagle od włóczni i zbroi (za złote hełmy masz w łeb ) przechodzimy do zaawansowanego uzbrojenia. Wyjaśnienie jest logiczne i nawet takie szczegóły jak fakt, iż kiedyś używali hakownic a teraz sięgną po karabiny maszynowe nie zostało pominięte (wynalazki u gryfów). Przyznaję, iż byłem bardzo ciekaw jak zdołasz rozwiązać ten problem i to co zobaczyłem wprawiło mnie w szczery podziw. Rozwiązanie proste a jednocześnie bardzo eleganckie. Mocny punkt. Za perełkę rozdziału uznaję zaś motyw w jaki wprowadziłeś niemiecką nomenklaturę i ogólnie język, a raczej powody dla których został użyty. Po raz kolejny rozwiązanie pozornie banalne, i wspaniale pasujące do całości opowiadania. No i Dohnieh zyskał dzięki temu na znaczeniu, co jest niesamowitym plusem samym w sobie - pomimo wcześniejszego chwalenia kreacji Księżniczek, to jego uważam póki co za najlepszą postać opowiadania - takich OC chciałbym widzieć więcej. Podsumowując - miałem nadzieję na więcej, ale to już wina autora, bo Żelaznym Księżycem zawiesił poprzeczkę na bardzo wysokim poziomie Naturalnie żartuję - wiadomo, iż tutaj wszystko dopiero się zaczyna i wiele może się jeszcze zmienić. Mam jednak nadzieję, że na lepsze, bo pomimo wielu mocnych punktów, w opowiadaniu trafia się też sporo wad (baty za Sombrę). Standardowo zieję też ogniem, tupię nogami i pluję jadem nad niemożnością wprowadzania komentarzy w tekście - w kilku miejscach można się było wściec (na przykład tam gdzie przeczytałem "księże Bluebloodzie".... to bolało, tym bardziej, że chwilę wcześniej pojawiła się nieodmieniona Lighthouse - ten brak konsekwencji zabolał). Czekam na kolejne rozdziały z nadzieją, że po... nazwijmy to średniawym początku będą znacznie lepsze.
  22. Mówiłem o tym już tu i tam, ale muszę powtórzyć. Spidi - dopóki nie opublikujesz całości, to tytuł najdłuższego kucykowego opowiadania należy do "Smoczych Łez" Tosta. Kiedy już objawisz nam odpowiednią ilość stron to z radością przestanę Ci o truć. A teraz przechodzę do części właściwej - cieszę się, iż w końcu się doczekaliśmy Kryształowego Oblężenia. Na pewno będę czytał i śledził wypuszczanie kolejnych rozdziałów. No i komentował.
  23. Miałem przyjemność zapoznać się z tekstem jeszcze przed publikacją i jestem z tego faktu bardzo zadowolony. W sumie postaram się pisać bez spoilerów - w tym, dosyć długim rozdziale, dostajemy do rąk wycinek świata, który jest jednocześnie niewielki i spory. Niewielki dlatego, że autorka póki co skąpi nam dokładnych informacji na temat tego, co z czym, jak i dlaczego w ogólnym obrazie (To znaczy, wrzuca ich na tyle dużo by pobudzić ciekawość, jednak nie tyle, ile człowiek życzyłby sobie widzieć). Z drugiej strony bohater (i nie tylko on) przemieszcza się przez całkiem znaczne rejony Equestrii, a podróże te okraszone są pewną ilością interesujących wydarzeń, od zwyczajnych rozmów, po dobrze napisane walki. Mówiąc krótko - polecam i czekam na więcej.
×
×
  • Utwórz nowe...