Skocz do zawartości

Ohmowe Ciastko

Brony
  • Zawartość

    1079
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Ohmowe Ciastko

  1. Ale ja tych rękawic już nie rozładuję - nie mam chęci poprawiać kilku postów . Po prostu o nich na jakiś czas zapomnę.
  2. -Witaj mistrzu - przywitał się - Chyba mistrz słyszał, co mówiłem? To dobrze. To ja nie przeszkadzam. Skierował się do baru, skąd wziął kufel wina, po czym usiadł przy jednej z ław. Nagle poczuł coś dziwnego na dłoniach. Lacryma błyskała od wewnątrz. Przypomniał sobie, ze taki jest objaw przeładowania kryształu. Słyszał o efektach takiego czegoś, lecz wiedział także, że przy nagłym rozładowaniu może nastąpić sprzężenie zwrotne, więc by nie kusić losu schował rękawiczki do kieszeni. Kiedyś, kiedy taki efekt nie będzie miał dla mnie znaczenia przydadzą się.
  3. Nie zaktualizowałem paska mocy : 300/300 i 275/0 -Rozwiązanie najprostsze z najprostszych, a zadziałało - pokazał na rękawice, w które były odziane jego dłonie - Przelałem w lacrimy swoją moc, dzięki czemu mogę ją magazynować. Jak na razie rzuciłem jeden czar i podziałało. Jeśli każdy z nas miałby taki element uzbrojenia, to na pewno szybko stalibyśmy się znani. Chcecie książkę na ten temat? - z kieszeni wyciągnął grudkę błota, która po chwili przemieniła się w książkę.
  4. 24.X.X784 Joseph wstał i z wymuszonym spokojem dokonał porannej toalety i zjadł śniadanie. Gdy ostatecznie wszystko było zrobione, schował rękawice do kieszeni i poszedł do lasu, szukając większej polanki. Już gdy wychodził z mieszkania uderzyło go jedno - przez nerwy spał tylko kilka godzin, bo słońce dopiero wychylało się znad horyzontu. Gdy znalazł odpowiednią polankę założył rękawice. -Kula błocka - użył mocy z lacrym. Po chwili w wybrane drzewo uderzyła duża kula błota. Duma aż rozpierała jego pierś - znalazł sposób, jak choć odrobinę ułatwić sobie życie. Wyprostowany wrócił do miasta i skierował się do gildii, po drodze zahaczając o dom, by zabrać z sobą odpowiednią książkę. Tak proste, a tak przydatne. Na pewno się przyda. Książka leżała w kieszeni, w formie grudki błota, a on poszedł do gildii. Gdy doszedł, zauważył Rinzlera idącego w tym samym kierunku. -Siema. Mistrz wrócił? Muszę mu coś powiedzieć - zastanowił się - Szczerze, to ty też lepiej tego posłuchaj. Chcesz? - uśmiechnął się - Mam pomysł, jak choć trochę ułatwić nam życie. Ale nadal zastanawiał się, jakie ograniczenia działają na tą lacrymę. Jednak już wcześniej zdecydował, że jeśli ograniczy się do czarów działających na zewnątrz maga, to powinno być dobrze.
  5. Czyli wracamy do punktu wyjścia. Zrobił smutną minę. Odwrócił się do niedawnego wroga. A ty Red masz jakiś pomysł?
  6. Ohmowe Ciastko

    Szczegółowe zapisy do mnie

    Imię: Tural Gabis Mag Sześć stopy z kawałkiem wzrostu, siwe krótkie włosy, na twarzy ma kilka pomniejszych blizn po broni i oparzeniach oraz widoczną szramę wzdłuż prawej kości żuchwy, ciągnącą się od kąta żuchwy do brody. Lekko spłaszczony nos, twarde rysy twarzy. Lekko ogorzała cera. Błękitne oczy. Jak na swój wiek jest wysportowany i nadal może stanowić poważne zagrożenie nawet dla młodzieńca podobnej postury. Jak na innych magów, to jest bardzo silny. Na ciele także ma wiele blizn, choć zazwyczaj je zakrywa. Żadna nie powoduje najmniejszego dyskomfortu. Zwykł nosić ciemny płaszcz podróżny z wysokim kołnierzem, a pod nim cienką kolczugę wzmacnianą zaklęciami. Wysokie buty także są wzmocnione, by nic na co może stanąć ich nie przebiło, a stopa mniej się w nich pociła( ). Na dłoniach zazwyczaj ma rękawiczki z kolczugi, wprost idealne do obicia komuś mordy. Przy pasie zwykł nosić krótki miecz. Tarczy nie nosi, ponieważ umie ją zastąpić swoją magią. Historia: Tural od dzieciństwa był uważany za farciarza - rodzice bogaci, on dobrze się uczył, był dwumagiczny. Żyć nie umierać. I tak żył przez długie lata, aż gdy przez wewnętrzny impuls w wieku osiemnastu lat dołączył do Mieczów, jednostki Rady zajmującą się polowaniem na odstępców od Kodeksu, który opisuje granice korzystania z magii. Przez wiele lat drugi, dalece wyprzedzony przez bożyszcze tłumów, Danadisa Duraralasa, dzielnie znosił to i dalej walczył z magami. Choć często złościł się, że nie ma tak przydatnej do tego zawodu magii jak numer 1, także był obiektem zazdrości - jego magia cofania czasu była idealna do walki z innymi magami. Aż nagle Danadis zniknął, a wraz z nim większość odstępców. Wtedy też Miecze stały się regularną jednostką do walki z zagrożeniami, a ich członkowie przestali być elitą. Ale na szczęście on zaczął być tym najlepszym i ciągle dostawał misje, które były prawdziwymi wyzwaniami. Lecz lata mijały, a on nie młodniał. I na nieszczęście przez wszystkie lata nie znalazł sobie kobiety, z którą chciałby żyć. W końcu usłyszał, że misja, którą właśnie dostaje, będzie jego ostatnią. A informator poradził mu, że nadal jest zdrowy i z pewnością znajdzie sobie młódkę i będzie mógł założyć dom. Był nawet przygotowany na ten los. Pokonał potwora i zaczął wracać do siedziby Rady, by oficjalnie usłyszeć, że przechodzi na emeryturę. Umiejętności : umie walczyć wieloma rodzajami broni, nadal jest w bardzo dobrej kondycji. Wie, jak należy walczyć z większością potworów. Umie przeżyć nawet w niekorzystnych warunkach. Magia : telekineza - dzięki niej może manipulować materią. Manipulacja czasem - może przemieniać upływ czasu dla każdej materii, choć z jakiegoś powodu (jest za dobry, by to zrobić) nie może dokonywać tego dla materii żywej. Może także zmieniać czas dla określonej przestrzeni. Obie te magie ma dość silne. Wyposażenie : wyposażenie bojowe, ubrania ( to wszystko zazwyczaj ma na sobie), torba z podstawowymi odtrutkami, zapasy na kilka dni oraz przedmioty do podstawowej konserwacji. Od Danadisa otrzymał jego zbroję( ta bardzo złożona z tą magią) oraz jego miecz( półtoraręczny, 1 metr i 10 centymetrów. Do tego torba z resztą zawartości (kilka flaszek z miksturami, na razie nie przeczytał jakimi).
  7. Ohmowe Ciastko

    Zapisy do Kapiego

    Siwowłosy mężczyzna wszedł do karczmy. Nieśpiesznie podszedł do lady i przywołał barmana, zajętego czyszczeniem kufli z użyciem magii wody. -Kufel cydru i coś do jedzenia – powiedział dość miłym tonem. Barman odmruknął mu i wzrokiem wskazał na jeden z wielu wolnych stolików, najbliżej kominka. Choć na dworze było zimno i wietrznie, a w karczmie ciepło i sucho, to drewno było takie, jak tuż po pocięciu na kawałki. Od stosu obok kominka wyczuwał delikatne promieniowanie umieszczonej w drwach magii. Ech, kiedy to dostałem swój pierwszy magiczny miecz? Chyba po uwięzieniu trzeciego nekromanty. A teraz umieszczają magię prawie wszędzie. Przystanął na chwilę i skupił się na ścianie – w niej także wyczuł magię, lecz ta była mu nieznana. W końcu dotarł do stolika i rozsiadł się wygodnie. Ogień za plecami przyjemnie go grzał. Ściągnął swój przemoczony płaszcz i powiesił go w powietrzu, używając do tego celu magii. Jeszcze gdy jadł zauważył, że wiatr i deszcz wzmogły się, przez co do gospody ściągnęła rzesza wędrowców. Gdy skończył posiłek poczuł na karku czyjś wzrok. Podniósł głowę, by zobaczyć gromadkę mokrych dzieci, zajętych kłótnią w swoim gronie, co chwila spoglądając na niego. W końcu najwyższy chłopiec wystąpił i stanął przed nim. -Przepraszam, proszę pana – odezwał się piszczącym głosikiem. W świetle ognia zobaczył, że pierwszy zarost uparcie dąży, by pokazać się światu – Czy zna pan jakieś historie? Uśmiechnął się. Aż tak staro wyglądam? A tak właściwie ile to ja mam lat? Ryknął niezrozumiałym dla dzieci śmiechem. Chyba jednak jestem stary. -Mokrym dzieciom nie będę niczego opowiadał. Czy żadne z was nie posiada magii ognia? Mała dziewczynka w żółtym płaszczyku nieśmiało podniosła rączkę. Miała najwyżej osiem lat. -Ja, plosze pana, ale nawet lodzice umieją tylko lozpalić ognisko – jej sposób nie-mówienia „r” wydał mu się aż słodki. Magią zabrał każdemu z nich płaszcz i powiesił nad swoim, tak by nie zasłaniać całego kominka, a wysuszyć je. Dzieci wpatrywały się w niego jak w obrazek.Widocznie nie widzieli nigdy silnego maga. Ech, co się stało z tą magią? No tak, wtedy też byli tacy, ale po prostu tego nie zauważałem. -No siadać już – ponaglił je. Trójka co prawda usiadła na krzesłach dookoła stolika, ale dla czwórki zabrakło siedzisk. Usiadły najmniejsze, co bardzo wzruszyło maga. Rodzeństwo albo dwie rodziny jak nic. Magią podniósł jedną z wolnych ław, które stały po drugiej stronie sali i, ostrożnie nią manewrując, przeniósł ją do dzieci, które szybko usiadły z rozdziawionymi minami. W ich oczach było widać podziw do siły jego magii. Już miał złapać pełen kufel, lecz jedno z dzieci uprzedziło go. -To nie dla dzieci – powiedział do młokosa z połową pierwszego wąsa. -Pan się nie denerwuje, ja tylko chciałem je schłodzić – szybko wystawił ramię z kuflem w stronę maga. Choć ważył on ładne trzy kilogramy, ręka mu się nawet nie zatrzęsła. Ten jest najsilniejszy. Ile on ma lat? Coś koło czternastu. Jeśli umie to robić, to powinni go wziąć na przeszkolenie. Na pewno znalazł by się mag lodu, który chciałby przyjąć ucznia. Chłopak podał mu kufel, lecz przez widok warstwy lodu zrozumiał, czemu nie jest szkolony. ­­ Niestabilny. -To jaką historię chcecie usłyszeć? -A jakie pan zna? – zapytała się trochę starsza dziewczynka. -Och, sporo jest tego. Może powiedźcie, czego oczekujecie? -Walk, epickości i potężnych istot – od razu wyrwał się jakiś dwunastolatek. -Ech, znam kilka. Może więc opowiem wam o historii Danadisa Duraralasa? – na twarzy kilkorga dzieci zobaczył, że kojarzą to imię, lecz żadne z niczym się nie wyrwało – Pokazuje ona, że nawet mag z magią, której jest pierwszym użytkownikiem, może dokonać wielkich czynów i uratować świat, a większość magów bez swojej mocy staje się mniejsza nawet od ciebie – pogładził po głowie najmniejszą dziewczynkę – A zaczęło się to dawno temu w chwili jego narodzin. Jak zapewne wiecie, w wieku trzech lat wszystkie dzieci otrzymują od bogów w błogosławieństwie moc, która ma pomóc im dopełnić ich przeznaczenie. On też ją dostał, lecz nikt tego nie wiedział. Ale o tym za chwilę – uspokajająco machnął ręką – No i żył tak sobie nasz biedny Danadis jako jedyne dziecko w Alagerii bez magii, ale czy na pewno? – tajemniczo zapytał się ich. Po ich twarzach widział, że żadne nie zna tej historii albo tak dawno im ją opowiadano, że dopiero za jakiś czas przypomną sobie opowieść – Więc żył tak do twojego wieku – wskazał palcem na najstarszego chłopca – bez magii. A jego życie naprawdę było takie, że chyba tylko cudem przeżył – upadki z wysokich drzew były dla niego codziennością. Ale jak każdy miał on talent – walkę. Nie było rodzaju broni, z której nie mógłby korzystać. Czy to topór, czy wielki miecz, czy szabla z krainy piasku i słońca, on miał talent do walki nawet takim nożykiem – wyciągnął przed siebie dłoń, w której trzymał nóż do cięcia kotleta – Czyli ostatecznie nie wyszedł tak źle, czyż nie? -Nie, ponieważ byle lepszy mag mógłby go w ciągu chwili pokonać – powiedział oburzony ignorancją staruszka młokos. - A właśnie nie – na chwilę wskazał go palcem, zaznaczając jego błąd – Choć wielu myślało jak ty. A myślało do momentu, gdy syn lokalnego możnowładcy nie poszukiwał partnera do wspólnej szermierki, a był on rówieśnikiem Danadisa, ale to naprawdę źle wychowanym i rozkapryszonym rówieśnikiem. No i mieszkańcy wskazali jego dom mówiąc, że nie znają lepszego szermierza ponad mieszkańca tamtego domostwa. Akurat Danadis był zajęty treningiem z tępym mieczem, gdy nowe wejście do budynku zostało stworzone przez maga kamieni, jakim był syn możnowładcy. Danadis jednak nie dał się zdezorientować i podjął się nierównej walki, w której jego oponent, od momentu gdy odkrył on jego słabość, bez chwili odpoczynku używał magii. Lecz pojedynek trwał tak i trwał przez dziesięć minut, a nie było żadnych ran po żadnej stronie. Ale Danadis słabł, a mag nie wyczerpał jeszcze połowy swojej mocy magicznej. I stała się rzecz straszna – przypadkowo zmaterializowane ostrze z kamienia odcięło Danadisowi rękę – w oczach młodszych i starszych dzieci widział przerażenie – i upadł on na stół, a jego ręka pod ścianą. Mag myślał już, że wygrał, lecz stała się rzecz, której się nie spodziewał – Danadisowi odrosła ręka! Gdy otrząsnęli się z zdezorientowania w zrujnowanym pomieszczeniu było dwóch młodzieńców i dodatkowa jedna ręka. Ale oni nie zwracali na to uwagi i dalej walczyli. Lecz szala zwycięstwa zaczęła nieubłaganie schodzić na stronę Danadisa – choć wyczerpany jeszcze bardziej przez odzyskanie kończyny, każdy czar jaki go trafił dodawał mu sił, wiele więcej niż tracił na regenerację ran. Nie straszna była mu żadna magia – każdy czar znikał po styczności z jego ciałem, które regenerowało każdą ranę. W końcu wyczerpany mag przegrał, a Danadis… został uwięziony przez możnowładcę za to, że raczył podnieść palec na jego syna. I tak siedział przez kilka dni w lochu czekając na możliwość obrony siebie, lecz ponowny atak maga nastąpił przed procesem – zrzucił on na niego cały sufit celi. Spadł on przygniatając Danadisa pod łóżkiem. Nawet nie spodziewał się, że zdoła go wzruszyć, lecz on tylko siłą swoich kończyn, a może także magii, podniósł ją. W tej pozie zauważyli go strażnicy, którzy nie zważając na jego wytłumaczenia zabrali go prosto przed oblicze swojego władcy. Początkowo nie chciał on mu wierzyć, lecz tylko jego wersja wydarzeń była spójna – to, co powiedział jego syn nie miało najmniejszego sensu. Dopiero wezwanie telepata sprawiło, że przestał być winny całego zamieszania. Lecz władca okolicznych ziem nie mógł pozwolić, żeby tak zdolny mag marnował się – zmusił Danadisa do dalszej nauki pod swoim nadzorem. Ta sytuacja nawet mu pasowała – jego rodzice otrzymali pieniądze za dom, dostali pensję za jego nieobecność, a on nie musiał zajmować się garncarstwem, którego z całego serca nienawidził. I tak ćwiczył siebie i swoją magię przez kolejne lata pod czujnym okiem silnych magów z Rady, którzy ściągnęli do zamku po wieści możnowładcy, że znalazł on maga niszczącego magię. Przez te lata zauważono, że jego ciało charakteryzuje się wielką odpornością na wszystko, a jego dotyk niszczy każdą magię. Gdy dorósł został „Mieczem na zło” – łowcą wszystkich wskazanych mu złych magów. Rada sądziła, że może wskazać mu dowolny cel, lecz się myliła – sprawdzał, czy przyszła ofiara na pewno jest zła i dopiero z tą wiedzą sprowadzał przed Radę, kilkukrotnie wypuszczając ofiary nieprawdziwych pogłosek. Często dawano mu rozmaite zaklęte bronie i zbroje, jednak każda miała do siebie to, że niszczyła się pod wpływem jego dotyku, nawet przez rękawicę. Jedynym, co się udało, to niekrępująca ruchów zbroja, niewielka tarcza oraz miecz, które powstały przez połączenie tych rzeczy z jego krwią przez maga łączenia, przez co otrzymało moc taką samą jak on, która wzajemnie się nie negowała. Lecz największą próbą jego umiejętności było odnalezienie i pokonanie potężnego nekromanty i jego zwolenników – do dzieci dołączyła młoda, na oko osiemnastoletnia dziewczyna. -Zatrzymuje się pan tu na noc? – w myślach skomentował odpowiednio urodę kobiety, ale widzialnie tylko pokiwał głową. O cholera, żeby tylko nie była telepatką!Na szczęście dziewczyna nie wskazywała, żeby zrozumiała jego myśli. Dziewczę odwróciło się do dzieci – Widzicie? Ten pan jutro tu będzie, więc teraz idziemy. Może jak będziecie grzeczni, to jutro będziecie mogli przyjść tu wcześniej i wysłuchać całej opowieści – A ja? Jutro chciałem iść. A czort z tym – zacząłem im opowiadać długą historię, to teraz muszę ją skończyć. Naważyłem sobie piwa, to teraz muszę je wypić. Złapał się za głowę. -Idźcie już lepiej – zawartość kufla już się roztopiła, z czego skorzystał – W nocy przypomnę sobie, jak to leciało i jutro wam opowiem. Karczma powoli pustoszała, a mag wiedział już, który pokój jest jego. Nieśpiesznym krokiem skierował się do niego. Jak to było? Do diaska, za długo jej nie opowiadałem. Przez noc przypomniał sobie całą historię. Zjadł wczesne śniadanie, po którym wyszedł na krótki trening. Choć miał już lepiej jak czterdzieści lat, to nadal miał kondycję trzydziestolatka. W jego zawodzie była ona potrzebna – by móc dobrze walczyć z nekromantami musiał być przygotowany na wszystko. Gdy wrócił koło południa dzieci już na niego czekały. Do poprzedniej grupki dołączyło drugie tyle. Wszystkie wyraźnie się ożywiły, widząc go. Ech, chyba na serio mają nudne życie tutaj. -Na czym to ja wczoraj skończyłem? A, no tak – na misji z nekromantą. Więc nasz Danadis zaczął go szukać nie wiedząc, że nekromanta miał w Radzie szpiega, który przekazał mu, że „Miecz na zło” poszukuje go. Rozwścieczony wysyłał na niego kolejne sługi, coraz to potężniejsze, jednak zawsze do Danadis wychodził zwycięską ręką przez to, że każdy z nich nie umiał żyć bez swojej magii, która w starciu z nim była nieprzydatna. I w końcu Danadis odnalazł siedzibę nekromanty – czarny zamek Dha’gala. Choć próbował wejść po cichu, to niestety miał pecha. Wykryty był zmuszony do otwartej walki, choć dzięki swoim umiejętnościom umiał tak unikać czarów, żeby trafiały go tylko te, które dawały mu siłę – zauważył, że historii zaczął się przysłuchiwać ciut niższy od niego siwy mężczyzna. Tężyzną nie grzeszył ,jednak było widać, że ma w sobie siłę – Aż nadeszła pora na nekromantę. Okazał się nim – zrobił chwilę przerwy, by podbudować napięcie – nie, nie tamten szlachcic. Był on magiem, o którym tylko słyszał, lecz nie wiedział, że jest on zły. Po rozmowie zaczęli walczyć. Walka była bardzo widowiskowa – nekromanta używał dziesiątek, jeśli nie setek szkół magii, których części nazw nawet nie znam, a Danadis tylko się bronił, czekając na moment dogodny do ataku. Aż w końcu taki się nadarzył - nekromanta poślizgnął się na lodowej skorupie, którą sam stworzył. Danadis rzucił się na niego, wbijając mu miecz w pierś aż po samą rękojeść. Lecz zły mag tylko się zaśmiał. Haha, chyba nie myślisz, że nie byłem na to przygotowany! Nagle podłoga pośrodku ich areny wybuchła do góry, a z dziury wyszedł smok! Wielki, potężny, zionący ogniem smok. Nekromanta zginął, lecz zostawił po sobie istotę, która mogła zniszczyć całą ludzkość. Lecz Danadis nie poddał się nawet z wiedzą, że jego moce negacji na niewiele się zdadzą, o nie. On podjął się tej nierównej walki, by smok nie mógł uciec. Choć smok był wielki jak setka ludzi, on miał w sobie magię, którą walczyły z nim setki magów. Unikając ciosów wdrapał się na głowę potwora i wbił w nią swoje ostrze. Potwór jednak nie zwrócił na to uwagi – był tak wielki, że dla niego taki miecz był wykałaczką. Zrzucił maga razem z jego bronią i zionął w niego ogniem, który w przeciągu sekundy spaliłby normalnego człowieka. Ale normalnego człowieka, ale nie niego – co smok spalił, on zaraz zrobił nowe. To było aż śmieszne – nekromanta dał mu siłę, dzięki której mógł pokonać jego stworzenie. Doszedł do ciągle zionącego smoka i wbił mu miecz w gębę, przebijając się do mózgu. I dopiero wtedy smok umarł. Dzieci były osłupiałe po usłyszeniu historii. Zaraz dało się słyszeć, że nie chcą być już potężnymi magami z historii, a Danadisem Duraralasem. Tural uśmiechnął się. Ech, ta młodość. Szkoda, że oni nie dokonają takich rzeczy. Choć kto wie? Nauka prze do przodu i możę któryś z nich stworzy coś, przez co magia przestanie mieć wartość? Zauważył, że dziwny mężczyzna zniknął. Zapłacił karczmarzowi należność i skierował się na szlak. Wilkołak, którego ostatnio pokonał, miał być ostatnim stworem w historii jego służby. Rada jeszcze przed misją powiedziała mu, żeby szukał sobie miejsca do zamieszkania – dostanie wysoką emeryturę. ”Już nie jesteście potrzebni, już nie ma nekromantów, a z potworami radzą sobie żołnierze.” Splunął na ubitą ziemię. -Przeklęta Rada – syknął do siebie – Jakby wiedziała coś na temat inny od wydawania pieniędzy. -Dokładnie – usłyszał zza siebie. Szybko się odwrócił. Stał za nim dziwny mężczyzna z karczmy. Dopiero w świetle słońca zobaczył, że jego twarz nie była tak poorana zmarszczkami jak jego, a na ciele nie było żadnych blizn. -Tural Gabis – wolał jak najwcześniej poznać imię nieznajomego. Często zdarzały się ataki na niego i choć zawsze radził sobie z przeciwnikami, to wolał, żeby zostali złapani. A jak na razie bandyci zawsze byli tak pewni siebie, że przedstawiali się prawdziwymi imionami. -Danadis Duraralas. Miło mi cię poznać. Tural nie był pewien, czy dobrze usłyszał. Nie, to musi być żart. Według opowieści on…… nie wiadome jest, co się z nim stało. To tylko głupi żart. Spróbował użyć na nim telekinezy, by odepchnąć go. Bez skutku. To go całkowicie zaskoczyło. Spróbował przenieść miecz, który nieznajomy miał przytroczony do pasa, do czasów, gdy był on tylko rudą żelaza. To też nie dało żadnego efektu. To, to niemożliwe. Żebym naraz stracił obie moce? -Nie, nie straciłeś obu magii, dwuklasowcze – zachichotał – Przecież sam mówiłeś, że neguję każdą magię – mówił otwarcie. Otrząsnął się. Wypróbował swoją magię na kamieniu leżącym przy drodze. Sprawowała się idealnie. Przez ten test uwierzył w słowa Danadisa. -Ale, ale dlaczego? Przecież jesteś bohaterem. Mógłbyś żyć jak król. -Czyżbyś mówił o tym, że jestem sławny? – wydało mu się, że Danadis nie posiada nawet odrobiny powagi – Nudne. I niebezpieczne. Teraz przynajmniej postronni nie wiedzą, kogo atakować. -Jak to atakować? – Ale dlaczego mieliby go atakować? I kim są ci postronni? -Chodzi mi o najemników, którzy mogą połasić się na nagrodę za mnie. A na razie atakują mnie tylko ci zwolennicy nekromanty, którzy nadal mają świeże ciała. Przez chwilę jego umysł przetrawiał te informacje, lecz nagle coś innego zajęło go całkowicie – Dlaczego on wie, o czym myślę? -Jeden z magów, którzy ze mną walczyli, był telepatą – wytłumaczył spokojnie Danadis. Nagle jego zachowanie całkowicie się zmieniło. Wytężył słuch. Tural zrobił to samo. Nie słyszał nic więcej, ale Danadis stanął pewniej. Odpiął miecz i ściągnął torbę przewieszoną przez plecy. -Bierz to – kazał mu podając rzeczy. Gdy odebrał pakunki mag złapał go za nadgarstki. Już miał odepchnął go od swoich rąk, ale nie mógł się ruszyć, a w dłoniach czuł buzowanie, które pamiętał tylko z jedynego razu, gdy wypił miksturę mocy. -To jest moja moc i moje przekleństwo. Na wszelki wypadek do torby wrzuciłem list. Dowidzenia – zdjął kapelusz z głowy. Nagle Turalowi zakręciło się w głowie i przestał widzieć. Gdy odzyskał wzrok znajdował się w jakiejś jaskini. Tuż przed nim było wejście do niej. W jaskini było jasno. Nagle poczuł, że ziemia się zatrzęsła i poczuł falę, podobną do tej, która powstaje po potężnym zaklęciu. Niewiele wiedząc zdecydował, że powinien przeczytać list. Może on mi coś wyjaśni. Otworzył torbę. Na samym wierzchu znalazł zapisaną kartkę. „Turalu. Skoro musisz to czytać, to zamiast rozmowy z tobą toczę najpewniej walkę z jakimś magiem. Zapewne zdziwiło cię, że ciebie znam. Chciałbym, abyś przypomniał sobie, że przez lata to ty byłeś drugim „Mieczem” rady. No tak, jak mogłem o tym zapomnieć? Zapewne interesuje cię, co się stało. Może opowiem wszystko chronologicznie. Gdy pokonałem smoka poczułem, że coś niematerialnego ucieka z pola walki. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co. Jak pewnie pamiętasz, po mojej krucjacie ilość złych magów zmalała prawie do zera. Lecz to nie była moja zasługa – ja zabiłem ich tylko połowę. Reszta odpowiedziała na wezwanie duszy swojego mistrza, która uciekła, i poszła za nią do dalekich krain. W nich opatrzyli swoje rany oraz przeprowadzili rytuał, który pozwolił ich mistrzowi odzyskać moc oraz ciało. Lecz nie cała dusza uciekła – jej niewyobrażalnie mała cześć zaszczepiła się wewnątrz mnie. Jest jej za mało, by mogła przejąć kontrolę choćby na sekundę, lecz wraz z nią przyszła także magia. I to bardzo wiele magii – każda, którą znał Ulgar. Po jakimś miesiącu zacząłem mieć wybuchy, przez które prawie zabijałem innych. Tylko dzięki temu, że wchłonąłem tą cząstkę mogłem szybko opanować jedną z magii, dzięki której uratowałem wszystkich rannych. Lecz źli powrócili wraz z swoim mistrzem, za swój pierwszy cel uznając mnie. Na szczęście są za słabi, by znaleźć jeszcze jednego wroga, więc na razie prawie nie zabijają. Ale to się zmieni. Gdy usłyszałem twoją opowieść przypomniałem sobie o tobie. Wiele walczyłem z myślami, ale to, co usłyszałem w twojej głowie utwierdziło mnie w przekonaniu, że jeszcze chcesz coś zrobić. Muszę cię poprosić, byś pokonał go. Zapewne zapytasz się sam siebie, dlaczego ja nie mogę tego zrobić. Bo ta część duszy we mnie mówi Ulgarowi, gdzie jestem i cały element zaskoczenia szlag bierze. Sądząc, że przewidziałem twoją odpowiedź dałem ci część mojej mocy. Wie ona doskonale, że ma się połączyć z twoją. Na pewno już to zrobiła. Lecz nie wiem, co się z tobą stanie – może będziesz mógł to samo, co ja, może będziesz nieczuły na magię, a może nic się nie stanie i nadal będziesz miał swoją magię. Lecz niezależnie od odpowiedzi wierzę, że ty także zapiszesz swój rozdział na opowieści o pokonaniu Ulgara, bym w przyszłości mógł opowiedzieć o tobie tak samo, jak ty niedawno opowiedziałeś o mnie.”
  8. (Duże bum zawsze może się przydać, nawet do zrobienia bum, gdy zostaną odkryci. )
  9. (No to czy Red mógłby zaproponować taki magiczny dynamit robiący bardzo duże bum? )
  10. (Chodzi mi o to, że moja postać jest w moim zamyśle pacyfistą i nie za bardzo zna się na broni. Dobra, zrozumiałem, że postać Solara także poszła za nimi, bo wie o tych mechanizmach, a że Red mu odpowiadał, to wywnioskowałem, że Ruby, Thermal, MT i Red są razem. Jakby nie byli, to napiszę, że przypomniał sobie o prochu i każę mu poszukać kogoś, od kogo mógłby go zdobyć. A czy znają nitroglicerynę albo semtex? )
  11. Na Discorda! Noc w mieście, a tu nawet nie ma pijaczków! Co to za część miasta, tak oderwana od rzeczywistości? Zirytowany skierowałem się do mieszkania Kate jak najbardziej okrężną drogą.
  12. Piękno jaskini urzekło Thermala. Jego dusza cieszyła się widząc w miarę szczęśliwe kuce oraz pokazy dawnego porządku. Poczuł, że wykonanie misji jest dla niego jeszcze ważniejsze, gdy miał żywe porównanie do stanów sprzed i po przewrocie. Otrząsnęło go dopiero pytanie MT, choć majaczyło mu gdzieś także pytanie Ruby. Zastanowił się nad propozycją. A czy znasz takie źródło? Słyszałem o kilku takich substancjach, ale nie pamiętam ich nazw. I sądzę, że najlepsza będzie prosta kulka z takiego materiału. Gdyby w jakiejś reakcji wytworzyło się dużo energii, to byłaby idealna. Rozmarzył się. Nie jestem pewien, czy uwzględniasz istnienie jakiś ładunków wybuchowych, Kapi, więc jeśli jakieś istnieją, to zaproponuj je.
  13. Machnąłem na ten pomysł kopytem. Muszę zrobić coś sam. Wyszedłem na zewnątrz mając oczy szeroko otwarte. Zacząłem łazić bez celu po Pegozji.
  14. Jedzonko, jedzonko. Z uśmiechem na ustach postawiłem miskę z zupą na stole, do którego usiadłem. Zacząłem spokojnie i bez siorbania jeść posiłek. Gdy kończyłem wiedziałem, że nie mogę dać sobie odpocząć, tylko muszę nadal szukać tropów, lepszych lub gorszych. Tylko potrzebowałem sposobu, by móc kontaktować się z Kate. Zacząłem szukać w jej mieszkaniu jakiegoś telefonu - jeśli miała go, to wystarczyło, bym i ja go sobie kupił. Albo komunikator, ale teraz musiałem wiedzieć, co mi pomoże w kontakcie.
  15. Wieczór 23.X.X784 -Mam! - odwrócił się do zaczytanego Rizlera. Przez alkohol w jego krwi prawie się przewrócił, lecz jakimś sposobem zdołał utrzymać pion - Na razie - wybiegł z gildii. Choć chwiejnie, ostatecznie dotarł do magicznego bez żadnego upadu i przed zamknięciem. W ostatnim momencie zakupił potrzebne rzeczy i popędził do kowala. U niego też kupił najlepsze rękawice bojowe, jakie miał on w asortymencie. Gdy wrócił do domu dotarła do niego myśl, że być może stracił bez powodu sumę, za którą mógłby żyć w mieszkaniu przez pół roku. Z wiedzą, że to, co zamierza zrobić jest pracą bardzo precyzyjną zabrał się za czytanie książki "Magia dla każdego". Gdy przeczytał zaplanowany rozdział zjadł, umył się i przygotował do snu. -Dobra, więc teraz skup się, Joseph. Możesz to zrobić tylko raz. Wziął do ręki lacrymę magii ognia, a drugą ustawił nad rękawicami. Skupił się. Po chwili w rękawicach zrobiły się małe dołki. Włożył do nich małe, puste lacrymy leżące obok. Ponownie się skupił, tym razem wtapiając kulki tak, by twardo trzymały się rękawic. Ta operacja była przeprowadzona przez tak nieumiejętnego maga, że cała magia z lacrimy ognia została wyczerpana tuż po zakończeniu obróbki rękawic. Wrzucił pęknięty kryształ do kosza i założył rękawice. Okazały się bardzo wygodne, choć trochę niezdarne. -A teraz jedziemy z tym koksem. Przelanie mocy! - poczuł, że cała moc magiczna przelewa się z jego ciała do kryształów. Po chwili było już po wszystkim, a on czuł się bardzo osłabiony. Przed snem zdążył tylko zdjąć rękawice. Efekt miał sprawdzić następnego dnia. 0/300 i 300/0
  16. Podszedłem do grupy Bozara. Może Bozar się już spił? Rozejrzałem się, którzy jeszcze "stoją na nogach".
  17. O, jedzenie. Mmm, może lepiej będzie już nie wychodzić? Znalazłem włącznik światła, upewniłem się, że drzwi do pokoju z Kate są zamknięte i włączyłem światło. Zacząłem poszukiwania miski, kranu i czajnika.
  18. Sky odwrócił się do niego. - Nie musisz aż tak się stresować gdy chcesz coś powiedzieć, Architekcie - podszedł do niego spokojnie, delikatniej stawiając dziwną metalową nogę. A może proteza? - Nikt tutaj nie zgani cię przecież za wyrażenie zdania, tym bardziej, że mówisz rozsądne rzeczy - kątem oka widział pokrzepiający wyraz twarzy ogiera. Wdech, wydech, wdech, wydech. Widzisz? On nie chce cię zabić. Przynajmniej na razie. Kłamstwo! On cię zabije przy pierwszej oznace niesubordynacji! Musisz się go słucha. Tak, będę się go słuchać, to nie dam mu powodu. Wziął głęboki wdech. -(...) a Oczko z Wood Ironem - Z tą złą klaczą? W życiu! Ale nie mogę mu tego powiedzieć. Bo mnie zabije - znasz się choć trochę na magii bojowej? Doskonale! - to ostatnie powiedział z strasznym dla niego entuzjazmem. Jeszcze się jej pyta, czy jakby co będzie umiała mnie zabić! Uspokój się. Na pewno robią to z innego powodu. Na pewno nie okazywaliby tak otwarcie swoich planów. To musi być coś innego. A może po prostu chcą mi pomóc? Może i są silni, ale nie muszą być od razu źli. Iron też jest silny, a jest bardzo dobry. Może mogę im zaufać? Nigdy! Przynajmniej nie całkowicie. Ogier dawał im dalsze instrukcje. Wood machinalnie uśmiechnął się do wizji Gray, która miała prawie tyle samo lat, co trwa nauka w wszystkich szkołach. - A teraz - dodał po chwili - zbierzcie do kieszeni co uznacie za potrzebne. Tylko oszczędnie, żadnego zbędnego szmelcu, który tylko wyglądałby dziwnie i nie na miejscu. I wszyscy rozeszli się po sali. Wood także zaczął myszkować w poszukiwaniu czegoś przydatnego. Oj, żywcem mnie nie weźmiecie. Podszedł do szafki z lekami, całym swoim ciałem zasłaniając stolik, z którego wziął skalpel, który wrzucił do przedniej kieszeni, skąd mógł z niego skorzystać nawet bez użycia magii. Ha, teraz to na pewno pożałujecie, że coś mi zrobicie. Lecz postał przy szafce chwilę dłużej. Poczytał przez kilka chwil nazwy leków. Czasem kojarzył jakąś, lecz nie pamiętał skąd. Nagle skojarzył jedną nazwę – chloroform – z wycieczką z dzieciństwa. Wtedy też odwiedzili klasowo szpital i Great Cake przypadkiem zrobił kilka oddechów z tym środkiem. Tego strachu o niego nigdy nie zapomniał. Później powiedziano im, żeby nigdy, przenigdy nie wdychali tej substancji, bo powoduje ona nagłe zaśnięcie i jest groźna. To będzie idealne. Spojrzał na szafkę jak na mebel. Niestety, była zamknięta prostym zamkiem. Obejrzał go sobie. Phi, nic specjalnego. Ale czy mogę go otworzyć? Przecież to będzie kradzież. Ale kradzież w śnie. Nie będziesz winny w Equestrii. A ty ją masz uratować. Dobra, to muszę to podgrzać i jest, teraz zrobić z tego kulkę i otwarte. Delikatnie uchylił szafkę i wrzucił do jednej z kieszeni małą buteleczkę oznaczoną wszystkimi możliwymi oznaczeniami. Ale jak go użyć? Najlepiej chyba będzie przez materiał jakiś. Ściągnął z twarzy maseczkę, którą włożył do tej samej kieszeni, co buteleczkę. Stanął tak, by zasłaniać tamtą stronę wszystkim i delikatnie otworzył magią buteleczkę i wylał odrobinę jej zawartości na materiał. Teraz wiedział, że jest bezpieczny. Ciekawe, jak zabiją mnie podczas snu? Podszedł do drzwi czekając na innych. Nogi przestały mu się trząść i jakby łatwiej było mu stać wyprostowanym. Ale na razie wolał nadal patrzyć się w ziemię. Nie chciał pokazać, że coś się w nim zmieniło. Nie mógł pokazać, że także może im się odgryźć. A Sky pchał z sobą wielką butlę z tlenem. - Zanim coś powiecie – nie dał nikomu skomentować - wiem co mówiłem, i tak, mam pomysł jak tego użyć. Poza tym, jestem Alfą, więc nawet lepiej jeśli będę odwracał uwagę od was – rzekł łagodnie. Przynajmniej nie podejdzie mnie zabić niezauważony. Na szczęście te kółka straszliwie skrzypią - Kierunek - sala przedoperacyjna. Wychodzimy możliwie spokojnie, parami, w małym odstępie. Możemy luźno rozmawiać, ale uważajcie by wyglądać jak na swoim terenie. To tyczy się także ciebie, Wood! – odezwał się do niego. Ddddobrze! - Więcej spokoju. Mówić będziemy w razie czego ja i Oczko. Nie robimy nic, czego poza snem zrobić byśmy nie mogli. Sky położył kopyto na klamce, gdy Lucida wleciała do jego przedniej kieszeni, przygaszając. Dlaczego ten najgorszy jest przywódcą? Czemu nie trafiły mi się milsze kuce?
  19. Wszedłem do mieszkania. I co teraz? Zacząłem szukać ubrań, w których miałem tamte piórka, których miałem użyć jako przynęty na sprzedawcę niewolników.
  20. Szlag! Dobra, to teraz chyba muszę wracać A może? Nie, bez jedzenia nie wytrzymam. Zrezygnowany skierowałem się w stronę mieszkania Kate, co i tak nie przeszkodziło mi mieć oczy i uszy w stanie gotowości. Przypomniałem sobie, że nie mogę stracić żadnej okazji.
  21. -Mistrz otworzył tą gildię dwa dni temu, a ty się pytasz, co robimy na co dzień? - parsknął śmiechem - Jeśli tak, to dniami pijemy i gadamy, a w jedną noc na trzy wykonujemy jakąś misję. A przynajmniej ja tak mam.
  22. Zacząłem bezcelowo błąkać się po ulicach. Aż poczułem głód. Sprawdziłem, czy przypadkiem w kieszeniach nie mam jakiś pieniędzy. Nie raz zdarzało pożyczać mi się części garderoby, w których były zapomniane pieniądze. Bogini, nie chce mi się wracać do mieszkania Kate. Niech te pieniądze gdzieś tu będą.
  23. Sky go uspokaja. Patrzy się na niego z strachem w oczach. Ma nadzieję, że ogier nie zna jego źródła - nie chce umrzeć. On ma tą gwiazdę. Może zostawić mnie tutaj na wieczność! Na szczęście ogier się odwraca i mówi do wszystkich. Po kilku sekundach kończy. Ale przecież on się myli. Przecież jesteśmy chirurgami, a nie lekarzami. Możemy po prostu pójść przeczytać, jacy pacjenci są w szpitalu.Ta od koszmaru na pewno będzie jakoś operowana albo chora na coś strasznego. Klacze się kłócą. Oczko krzyczy na Gray. Boi się, że zaatakuje ona Gray. Czekaj, a jak korzystało się z tej mocy? Czy jak pomyślę, że chcę by pojawiła się pod nią klapa bez zamka, to czy się pojawi? Chyba tak. Na szczęście tylko kłócą się. Ale AŻ się kłócą. Nagle zachowanie Gray zmienia się - wstała i spojrzała prosto w oczy Oczka. Po chwili jednak upada. Co się stało? Ponownie staje i odzywa się do starszej klaczy. Znowu na ziemi, lecz tym razem sama siadła. Widzi zauważalną różnicę między nią z różnych chwil. Raz jest pewna siebie, a raz całkowicie niepewna. -To pewnie zły trop, ale kiedyś jedna z powierniczek opowiadała nam, że była w szpitalu i nie mogła latać przez tydzień. To był dla niej koszmar. Pomyślałam, że może to jej koszmar. No wiesz, złamała skrzydło i okazało się, że ma być amputowane? Coś w ten deseń? - powiedziała do Sky'a. Ale to nie musi być ona. Przecież prawie każdy kucyk boi się przebywania w szpitalu. -Przepraszam - cicho się wtrącił. Co ja robię? - Sądzę, że nie musimy chodzić po pacjentach - jeszcze bardziej się speszył. Nie zaprzeczaj Skyowi! Zabije cię! Popatrzył się niepewnie po ziemi. Wszyscy stali na podłodze - Podświadomość chyba myśli, że jesteśmy chirurgami - zaczynał szeptać. Wziął głęboki wdech. Uspokój się. Na razie jesteś im potrzebny. Na razie jesteś im potrzebny. Nie zabiją cię. Zaczął być odrobinę pewniejszy siebie - Chyba możemy po prostu pójść i sprawdzić jacy pacjenci są w szpitalu, mówiąc, że szukamy kolejnego pacjenta - odwrócił się do Gray - Gray, jeśli masz rację, w co nie wątpię, to z pewnością ta operacja będzie wpisana gdzieś w widocznym miejscu - spojrzał na wszystkich - strasznego ogiera, nie mniej straszną klacz i małą Gray - Teraz mu - Nic nie muszą! Nie rozkazuj im, bo coś ci zrobią! - powinniśmy pójść do recepcji albo do pokoju dla lekarzy poszukać tych informacji. Bogini, zabiją mnie! Już nie żyję! Wziął głęboki wdech i skupił wzrok na podłodze przed sobą. Krańcem wzroku widział nogi grupy. Jak któreś na mnie skoczy, to zrobię pod nim dziurę. A jeśli zrobi to Sky, to zamknę go ścianami. Tak, to jest rozwiązanie. Oddychał jak miech od pieca kowalskiego, lecz na szczęście przestawał się pocić.
  24. Jaka ta podłoga milo zimna. Może zasnę na niej? Nie, muszę iść coś zjeść i wyspać się. Jak pomyślał, tak zrobił. Wyszedł z sali treningowej i skierował się do sali, w której ich przyjęto. Liczył, że spotka tam kogoś, kogo kojarzy.
  25. 23.X.X784 Joseph wstał koło szóstej i od razu zabrał się za czytanie książek. Na szczęście miał resztki z wczorajszej kolacji, więc nie był głodny. Niestety, przez dwie godziny dalej stał w miejscu. Tuż przed ósmą rzucił czytanie do diabła i poszedł do gildii. Na szczęście budynek nadal stał. Wszedł do środka. Od razu zauważył Rinzlera i jakiegoś nowego. Podszedł do nowego maga. Kto wie? Może niedługo będzie on jego towarzyszem? -Witaj, jestem Joseph, mag błota - podał rękę magowi wyglądającego na rówieśnika.
×
×
  • Utwórz nowe...