Skocz do zawartości

Ohmowe Ciastko

Brony
  • Zawartość

    1079
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Ohmowe Ciastko

  1. To chyba dobrze - na ulicach będzie mało kuców. Poszedłem w stronę centrum. Tam jest jaśniej, pewnie jest też więcej policji. -No tak. Policja - powiedziałem cicho do siebie. Powinienem pójść powiedzieć im wszystko, co wiem. Choć i tak jest to prawie nic.
  2. Skierowałem się na zewnątrz. Jeszcze w mieszkaniu nie usłyszałem odgłosów deszczu, a może ich nie zauważyłem, ale jeśli coś się dzieje, to prędko to zauważę.
  3. Cicho skierowałem się do wyjścia.
  4. Spać w ubraniu! Kto to widział? Choć z drugiej strony Kate na pewno by mnie zabiła, gdyby miała przeze mnie nieprzyjemności typu "nagi ogier w łóżku". Przez tą myśl szybko musiałem stłumić śmiech. Prawie mi się to udało - wydałem z siebie tylko cichy głos. Spojrzałem się w stronę Kate. Bałem się, że ją obudziłem.
  5. Co ja w ogóle mam na sobie? Spojrzałem się na dół. Musiałem wiedzieć, czy w ogóle mam po co szukać ubrania. I obejrzeć, jaki jest stan farby. Bogini, co mnie uderzyło w głowę, że chciałem się przemalować?
  6. Oślepienie przyszło tak nagle, jak atak przeciwnika. Kątem magii poczuł, że nagła dezorientacja sprawiła, że portale zdestabilizowały się. Muszę zapamiętać, by na przyszłość nie zabierać się za czary, które można zdestabilizować zaskoczeniem mnie. Aż tupnął nogą. Po chwili odzyskał wzrok. Widok jednorożca trzymającego miecz trochę go zaskoczył. Ale jakim sposobem on utrzymuje pion? Powinien się przewrócić. -Nie powiem, tak ryzykować. Nie znam żadnego innego maga, który zaryzykowałby trafieniem przez Gniew gwiazd i zaatakował mój miecz. Tylko zaskoczenie celem twojego ataku sprawiło, że nie utrzymałem tych portali. Nie, żebym nie kontrolował swojej magii - zaczął przecząco machać dłońmi przed sobą. Nagle rozluźnił się. Ręce powędrowały w dół. Prawa dłoń zatrzymała się wyżej od lewej, ale było to spowodowane tym, że oparła się na mieczu. -A czort z tym. Wszak mamy walczyć, a nie kłócić się, który z nas lepiej umie utrzymywać swoją magię - ręką z mieczem powędrowała do góry, a ostrze zostało wycelowane w stronę słońca - Luminous sword! - wykrzyknął. Wysoko nad areną pojawił się punkt światła, a mag zaczął się trząść. Po chwili z punktu wyleciał promień światła, który trafił idealnie w czubek. Promień zniknął, lecz po chwili piasek zaczął być ciągnięty przez nieznaną siłę w stronę maga. Włosy jednorożca chwilę łopotały, jakby także ciągnęła je nieznana siła. Po chwili pył wzniesiony przez implozję opadł. Mag nadal trzymał w swoich dłoniach miecz, którego kolor zmienił się na wściekle biały. Bił od niego niewyraźny blask. -Mój miecz ma to do siebie, że wchłania każdą magię. Teraz wchłonął magię gwiazdy. Rany, które być może zdołam ci zadać, nie mogą cię zabić, tak samo jak wszystko zrobione magią gwiazd, lecz tylko inny gwieździsty mag zdoła je wyleczyć - lekko wbił czubek w ziemię - W swej naiwności myślałem, że Gniew gwiazd pokona cię, a gdy ogłoszą moje zwycięstwo, to cię uleczę, ale widzę, jak się myliłem - rozejrzał się dookoła. Gawiedź zaczynała się denerwować - Ale kończę już tą gadaninę, bo mnie za chwilę rozszarpią. Ociągając się wyciągnął miecz z ziemi. Nagle jego zachowanie całkowicie się zmieniło - wyskoczył w stronę jednorożca, który może przygotowywał się już do bloku, ale ruch przeciwnika go ubiegł - prochowiec zmienił się z brązową ciecz, spłynął w stronę miecz i zmienił się w metrowej długości przedłużkę rękojeści, przez co miecz upodobnił się do dziwnej glewii. Mag wykorzystał broń jak tyczkę i wykonał skok ponad zdezorientowanym jednorożcem, a po wylądowaniu szybko wyprowadził atak, wycelowany w gardło jednorożca. Ostrze cięło powietrze, a za moment powinno także przeciąć szyję jednorożca. Magia gwiazd nigdy nie zabija.
  7. Tuż przed północą, 22.X.X784 Joseph zamknął książkę. Od kiedy powrócił zdołał przyswoić sobie treść połowy książek, które kupił. I żadna nie przyniosła mu odpowiedzi. Co prawda dowiedział się trochę więcej na temat zabójców drugiej generacji, lecz znalezienie odpowiedniej lacrymy zakrawało na cud. A i mógł przez to zginąć. -Dobra, czas spać. Umył się i poszedł spać.
  8. Mag oddalił się od maga. -Skoro tak mówisz - spojrzał się na zewnątrz - Ja się chyba będę zbierał. Mam do przeczytania jeszcze kilka książek, a muszę dokupić jeszcze okulary-szybkoczytajki. Narazie - powiedział i wyszedł z gildii. Po kilku minutach dotarł do najbliższego sklepu z artykułami magicznymi, którego lokalizację znał. Miał szczęście - już w nim znalazł okulary. Mając je przy sobie wstąpił jeszcze do spożywczego i kupił materiały na posiłek, który przygotował od razu, gdy wrócił. Gdy na garnek przestał działać ogień nałożył sobie porcję, po czym poszedł do stołu, po drodze biorąc jedną z zakupionych książek. Całkowicie pochłonął się w lekturze, co jakiś czas przekąszając posiłek.
  9. -U mnie połączyła się złość i fart. Samemu udało mi się pokonać gildię winną śmierci moich rodziców. Miałem farta, bo ich siedziba była w miejscu, w którym nie mieli szans z moją magią, a i tak to rola przypadku, że zdołałem wykrzesać z siebie moc do walki z ich mistrzem - przybliżył się do niego - O jaki artefakt chodzi? Nic nie powiem.
  10. I właśnie po to wymyśliłem te daty - można robić przeskoki czasowe drastyczne, a wszyscy i tak się połapią, o co chodzi. Taka rzecz dobra dla naszego lenistwa - piszmy o dacie tylko wtedy, gdy ją zmieniamy. (Patrz post Red'a) (Uznajmy Red, że moja postać odpowiedziała na twoje pytanie.) Joseph zakończył swoje picie piwa na pierwszym kuflu, po czym poprawił go kuflem wina. -Ech, a tak musisz czekać, aż wszyscy się rozejdą - Joseph odpowiedział, gdy Rinzler jadł jabłko - W jakich okolicznościach zdobyłeś klasę S?
  11. -Niestety, ale właśnie jakąś godzinę temu podpisałem umowę najmu - wzruszył ramionami - Jak daleko masz do gildii? Bo ja całe pięć minut.
  12. Wybaczcie za lekki lag. 22.X.X784 godziny wczesne-południe. -Witaj - rozległ się głos Rinzlera, który siedział za kilkoma pustymi kuflami z piwem. Joseph podszedł do niego dumny z siebie jak paw. Nie często zdarzało mu się zrobić tyle rzeczy w tak krótkim czasie. -Siema - nie podszedł do niego, a po pusty kufel, który od razu wypełnił złocistą cieczą. Tak wyposażony podszedł do maga - Tak wcześnie, a ty już tyle wypiłeś? Ty to chyba na serio nie lubisz swojej wątroby - spojrzał się na swój kufel - Ja chyba zresztą też - na raz wypił połowę zawartości.
  13. Imię: Alagur Blackwind Przydomek: Płaz Krótka historia: Kraina Begierla to bardzo nieprzyjazne miejsce. Normalni ludzie już w niej wyginęli - zostali sami magowie. A magia jest w niej bardzo rozwinięta. Lecz ma jeden mankament - mag rodzi się już z umiejętnościami. Gdy Alagur urodził się, to rodzice liczyli, że przejmie magię któregoś z nich : telekinezę albo magię ognia. Niestety, przez lata nie wykazała nawet najmniejszych umiejętności w używaniu jej. Rodzice prawie płakali myśląc, że ich syn jest upośledzony względem dzieci podobnych do niego wiekiem. Aż do momentu, gdy Alagur w wieku 16 lat zdenerwował podczas pojedynku najsilniejszego maga w szkole. Opanował on na mistrzowskim poziomie magię wody. Zaczęli walczyć. Alagur, bo miał jedynie taką możliwość, złapał za miecz przewieszony przez jego plecy - miał prawdziwy talent do szermierki. Niestety, na niewiele się to zdało - i tak jego zbroja została zniszczona, a on został wielokrotnie ranny. I nagle coś się stało - jego rany zasklepiły się w przeciągu sekundy, a zaraz po nich jego zbroja została naprawiona. Zdezorientowany mag atakował jeszcze silniej, aż w końcu uciął mu rękę. Wszyscy wstrzymali oddechy, ale aż wypuścili powietrze, gdy Alagurowi odrosła ręka. Używając brutalnej siły i regeneracji powalił przeciwnika i zabiłby go, gdyby nie odciągnięto go od niego. Obaj zostali ukarani - mag wody został stracony za próbę zabicia człowieka, a Alagur został oddany pod opiekę najlepszego strażnika arcymaga władającego całą krainą. Tam też zrozumiano, że od początku nie mógł korzystać z magii, ponieważ magia przepływała przez jego ciało, zwiększając jego szybkość, a nie przez umysł, dzięki czemu mógłby ją kontrolować. Gdyby miała tylko taki efekt, to najpewniej już dawno umarłby ze starości, lecz miała ona też inną właściwość - jego zdolności regeneracyjne dalece wykraczały poza możliwości innych ludzi. Do tego miał możliwość naprawiać rzeczy trzymane przy sobie, ale tylko w odległości kilkunastu centymetrów. Kolejne kilka lat ćwiczył walkę. Gdy miał 26 lat został wysłany na misję zabicia pewnego czarnego maga. Nikt nie znał rodzaju jego magii, a wiedząc, że jest on bardzo potężny(sam pokonał oddział silnych magów wysłanych do pojmania go) wyposażono Alagura w broń i zbroję zdolne przetrzymać prawie wszystko. Nie przewidziano tylko jednego - mag będzie mógł tworzyć portale między światami. Alagur niechybnie wpadł w taki portal i znalazł się w kolorowym świecie pełnym inteligentnych kucyków, gryfów i zebr. Przez jakiś czas dostosowywał się do życia w tym miejscu, lecz za nic nie mógł tego dokonać. Dopiero obwieszczenie, że jest organizowany turniej walk rycerskich ludzi i kuców sprawił, że zaczął mieć nadzieję na powrót. Wszak jakoś ci ludzie musieli tu dotrzeć. Rasa: człowiek Broń: Guildeon – magiczna broń. Została stworzony przez pięciu czarodziejów pięciu magii – metalu, ognia, piorunów i światła. Piątymi magami uczestniczącymi w zaklinaniu miecza był mistrz przenosin i Alagur, którego moc została także wszczepiona w broń. Sprawiło to, że bronią mógł kontrolować moce najczęściej używane do walki, a dzięki jego magii i magii maga metalu broń jest praktycznie niezniszczalna. Dodatkowo dzięki magii maga metalu miecz, bo taka jest jego podstawowa forma, może zmienić się w prawie każdy rodzaj broni, jaką pamięta użytkownik. Amaranth – idealna kopia starożytnej zbroi, pozwalająca wojownikowi walczyć w każdych warunkach oraz całkowicie pokrytej runami, dzięki którym neguje większość magii, jaka tylko może istnieć. A żeby nie było zbyt OP uznajmy, że jego magia w Equestrii działa wiele wolniej, i choć widać jak kończyny odrastają, do ponownej pełnej użyteczności potrzebują jakiegoś czasu. Może być taka postać?
  14. Spróbowałem podnieść go magią.
  15. Po cichu wstałem z łóżka i skierowałem się w stronę drzwi. Sprawdziłem, gdzie był mój miecz świetlny.
  16. Popatrzyłem się jeszcze chwilę na księżyc. Gapienie się na księżyc nie było sposobem na nic, ale fajnie się myślało widząc tą wielką kulę. Zastanawiałem się jeszcze nad tym, co powinienem zrobić i uznałem, że teraz najlepiej będzie zasnąć. Ponownie.
  17. Ktoś kiedyś opowiedział mi całą teorię działania napędów nad świetlnych. I dobrze, ponieważ teraz mogłem ją wykorzystać do sprawdzenia, czy już jest ze mną lepiej. Zacząłem przypominać sobie, co on wtedy mówił i próby zrozumienia tego.
  18. Cały byłem zlany potem. Na draconequusa, ale to było realne. Spojrzałem się po pomieszczeniu. Ciekawe, czy coś się zmieniło. No i jaką mamy porę dnia?
  19. Jak to się nazywało? A no chyba tak. -Absurd - rozległ się głos z oparów tuż przed tym, jak maga objęły płomienie. Płomienie jeszcze chwilę leciały dalej, ale przestały się rozprzestrzeniać, a po chwili zaczęły spadać. W końcu całkowicie znikły objęte złotym pyłem. -Boska bryza - powiedział dość cicho mag, po czym na arenie zaczął wiać delikatny wiatr, który rozgonił opary. Po chwili mag i płomienie zostały widoczne. Jedna z stóp maga znikała wewnątrz płomieni, lecz reszta ciała lewitowała niewiele nad ziemią. I był częściowo przeźroczysty. -Jak ja nienawidzę tego czaru - rozmasował sobie szyję - Forma ducha nie jest wygodna - wyciągnął nogę z ognia - Pierwotna forma - wykrzyknął i opadł na ziemię, odzyskując swoją materialność. Płomienie nadal były ciałem stałym. Mag wyciągnął miecz przytroczony do pleców, który wbił w ich skupisko. Płomienie zaczynały rozpływać się, wnikając do środka miecza. Po chwili wniknęły całkowicie. Miecz zmienił barwę swego ostrza z ciemnej stali na czerwono-żółty, wyglądając tak, jakby wykuto go z zastygłych płomieni. -Gwiezdni pomocnicy:portal! Dookoła maga pojawiło się kilka jasnych punktów. -Gniew gwiazd! - wykrzyknął mag i zakrył dłońmi oczy - Te portale są umieszczone kilka sekund świetlnych od gwiazd. Masz kilka sekund. I tak swoją drogą, to nie zdążysz uciec normalnie. Tylko teleportacją - mag pokazał dwa palce - Tyle. Zandiemu zostało niecałe półtorej sekundy na reakcję.
  20. Lekko zaniepokoił mnie wygląd cieczy, ale skoro taką mi daje, to się napiję. Wyciągnąłem worek z kapslami i dziesięciokrotnie wkładałem do niego rękę, wyciągając po jednym kapslu. I chyba robiłem dobrze, bo jak się na nią spojrzałem to doliczyłem się prawie dwudziestu kapsli, co było najpewniej spowodowane alkoholem nadal krążącym mi po krwi. -Proszę - podsunąłem mu kupkę pieniędzy i jednym tchem wypiłem ciecz.
  21. Ohmowe Ciastko

    Wojna - Sombra kontra my!

    Crystal wszedł do okazałego pałacu z kryształu. Choć ukochany materiał okazała się być bezużyteczny, lecz i tak ich ilość oznaczała, że mag jest potężny. Liczył, że zna on kryształy lepsze od tych, które on poznał. Zauważył kuca na tronie. Podszedł do niego powoli. -Witaj panie. Wybacz, ale jestem nowy w twoim królestwie, więc czy mógłbyś mi powiedzieć, jak mam cię zwać? Bo nie zamierzam użyć nazwy usłyszanej w mieście, bo nie pasuje ona w ogóle do ciebie. Jesteś zapewne potężnym magiem, a nie "fanem schodów" -zrobił głęboki ukłon. -Witaj. Jestem Sombra zapamiętaj sobie to imię. Co cię do mnie sprowadza? -Pochodzę z - przez chwilę się zastanawiał -... dalekiej krainy, gdzie chyba nikt o tobie nie słyszał. Ja znalazłem cię tylko dzięki zewowi twojej magii. I właśnie dlatego tu przybyłem - chciałbym, abyś pozwolił mi poznać twą magię. -Udowodnij najpierw że jesteś jej godzien. Ciekawe, jak zachowa się moja magia w tym ciele. No cóż, musi być dobrze. Crystal skupił się i za pomocą magii przemienił swoje ciało w diament. Choć jego kolor i tak wcześniej był podobny, to teraz całkowicie przepuszczał światło. -Diament to jeden z najtwardszych kryształów naturalnego pochodzenia. Choć istnieją magiczne, które mają różnorodne właściwości, to umiejętność stworzenia tego o to jest wyznacznikiem, że mag należy do elity używającej tej magii. A przynajmniej należał, ponieważ u mnie jest to zapomniana magia, która sama mnie wybrała - nie był pewien, czy tutaj magia też wybiera sobie maga, ale za późno o tym pomyślał. Zaśmiał się złowrogo - Sprawdźmy was w praktyce... -Co masz panie na myśli? -Otóż chrysalis jak i cała Changea ma czelność mi się przeciwstawiać. Dopilnujcie aby te podmieńce niczego tu nie nabroiły. Pokażcie Kryście moc Sombralandu! -Tak jest, panie - ukłonił się grzecznie i skierował się do wyjścia. ************** -I tak to dokładnie wyglądało - zakończył swą opowieść Crystal i zabrał się za jedzenie jabłek z kupki. -Czyli od tak powierzył ci zadanie wagi państwowej? - Quer zdawał się nie dowierzać temu, co usłyszał. -Tak. Choć w tym też jest jakiś sposób. To co macie zamiar zrobić? -Jak karzesz, to skoczę nawet w ogień - zaśmiał się Mos. -A mnie będziesz mógł rzucić pod spadającą lawinę - dodał odpowiedź w podobnym tonie Semil. Crystal właśnie kończył jabłko. -To chodźcie po mieście i szukajcie odmieńców. Ale uważajcie na wszystko - zaczerpnąłem języka u jednego takiego i powiedział mi, że te podmieńce, którymi ta Chrysalis dowodzi, umieją zmieniać swoją formę w dowolnego kuca. ************ Crystal wtopił się w zamek. Był to jeden z najniebezpieczniejszych czarów jego magii, lecz dzięki temu widział wszystko w jego środku oraz w najbliższych okolicach. I widział, jak Quer w postaci cienia przemyka po ulicach miasta, a Semil i Mos odpoczywają, nieświadomi tego, że są podglądani.
  22. Nie wiem, jak wy, ale... 22.X.X784 Joseph obudził się, zjadł śniadanie, ogarnął się, po czym zapłacił za pokój i wyszedł na miasto. Plan na dziś: poczytać o magii smoczych zabójców, na chwilę pójść do gildii, znaleźć mieszkanie. Pierwszą część planu zaczął od razu po wyjściu. W kilku księgarniach, magicznych sklepach oraz antykwariatach znalazł kilka cegiełek na temat tej zaginionej magii. W jednym antykwariacie sprzedawca próbował mu nawet wcisnąć lakrimę od magii smoczego zabójcy piorunów, lecz jedyny efekt był taki, że kopnął go prąd. Przez to nie polubił tego kryształu. Kolejny raz przystanął w miejscu, by trochę odsapnąć. Wielka góra książek nie była najfajniejszą rzeczą do noszenia w te i we wte po mieście. Ułożył książki w kupkę. -Błotna forma - powiedział dość cicho, a książki rozpłynęły się po ulicy. Po chwili Joseph miał już w dłoniach woreczek z "mądrym" błotem. Ale i tak swoje waży. Co z tym zrobić? Chwilę się nad tym głowił, lecz ostatecznie znalazł rozwiązanie - zmienił strukturę błota na bardzo wodnistą, po czym zmusił wodę do wyparowania. Książki w proszku - zalej i zatrać się w lekturze! Z lepszym humorem znalazł kiosk, w którym zaopatrzył się w gazetę. Wyszukał pasujące mu ogłoszenia. Po godzinie umowa z najemcą była już podpisana. Właścicielem mieszkania okazał się dość miły staruszek. Z takim szczęściem to mogę grać na loterii. Wprowadził się do mieszkanka - proste dwupokojowe z kuchnią oraz dobrze wyposażoną łazienką. Szału nie było, ale mógł w nim mieszkać jeszcze prawie rok - miesięczny czynsz kosztował równe sto tysięcy klejnotów, a mu zostało jeszcze ładne półtora miliona. Książki, już w oryginalnej formie, zostawił w mieszkaniu, które opuścił by pójść do gildii. Mieszkanie miało tą miłą cechę, że jeśli znało się skrót, który on przyuważył u dzieci, to można dojść do gildii w przeciągu niecałych pięciu minut. Gildia jeszcze stoi. To chyba dobry znak. Wszedł do budynku i rozejrzał się.
  23. -To nie podmieńce, tylko jakiś sith. Korzystał z mocy. Ale teraz chyba sobie odpocznę, dobrze? - wiedziałem, że potrzebuję snu.
  24. (O bogini, po prostu chodzi mi o tekst poboczny. Po prostu mój wredny umysł to słowo kazał mi napisać zamiast tekstu pobocznego. Chodzi mi o to, że twoja postać jest niewiadomą - nie wiadomo, jak zachowuje się w danym momencie. Czy jest geniuszem i od razu coś mówi, czy przedtem godzinę myśli. I czy mówiąc o kimś patrzy się w oczy rozmówcy, czy zerka na reakcję osoby, o której mówi. Postawmy sobie poprzeczkę tak, by ta sesja cieszyła oczy innych.)
×
×
  • Utwórz nowe...