Skocz do zawartości

Ohmowe Ciastko

Brony
  • Zawartość

    1079
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Ohmowe Ciastko

  1. Joseph obudził się.... no właśnie, gdzie się on obudził? Dookoła miał błoto. Tylko głowa wystawała. Na szczęście nie było głębokie i gęste, więc łatwo wyciągnął ręce nad jego powierzchnię. Spróbował błotka. -Młode, aczkolwiek magiczne - powiedział do siebie - Chyba moje błotko lecznicze - szybko poszukał nerwami miejsca urazu. Niczego nie znalazł - Czyli leżę tu kilka godzin. Mmm, dookoła było jasno, choć słońce było dość nisko. Czyli wieczór. Spróbował sobie przypomnieć, jak się tutaj znalazł. Tak napiął mięsień mózgowy, że prawie wyprostowały mu się wszystkie zmarszczki na nim. -Jeszcze jeden i jeszcze raz, jeszcze raz - skandował tłum, a on pił kolejne kufle, stale uzupełniane. W końcu jego przeciwnik, słaby mag tańca, odpadł od pojedynku, ale jemu też załączył się instynkt samozachowawczy. Chwiejnym krokiem odszedł od tłumu, czego wielce żałował. Ostatnim, co pamiętał, było to, że stracił kontrolę nad swoją magią, przez co zmienił się w kupkę błotka. Najnowsze wspomnienie mówiło, że spłynął do kanalizacji. Joseph złapał się za głowę. Więcej nie piję! Ale i tak wiedział, że przy najbliższej okazji postanowienie i tak pójdzie do diabła. Wchodząc do budynku gildii minął się z człowiekiem mającym zabandażowane oczy. Jak on mógł przez nie cokolwiek widzieć? Na szczęście nie zwrócił na niego uwagi. Z pewnością zrobiłby to, gdyby nie wyczyścił magicznie swojego ubrania z błota. Budynek gildii aż lśnił z czystości. A Rinzler stał przy Diegu i pokazywał mu misję na pokaźną sumkę. Mmm, potrzebuję kasy na mieszkanie. Podszedł do niego dziarskim krokiem i oparł mu dłoń na ramieniu. -O, Rinzler, mogę dołączyć do ciebie na czas tej misji? Wszak najlepiej poznaje się człowieka podczas wspólnej walki.
  2. Na pewno na chwilę skupił się na złapaniu miecza, co mogłem wykorzystać do np. uderzenia w niego falą mocy, co też zrobiłem.
  3. Jone przez kilka minut patrzył się otępiały na resztę najemników. Ile to godzin na nogach? Tylko siedem, ale w międzyczasie przeżył katastrofę. Po prostu na jakiś czas prawie się wyłączył. Mocno potrząsnął głową na rozbudzenie i złapał za torby, po czym pobiegł za resztą. Ciężko. Prawie 30 kilogramów. Na szczęście nosił cięższe rzeczy w wojsku. Dobiegł do Victori. -Masz czucie w ręce, czy nie nastawiać jej?
  4. -Normalnie człowiek nie je żelaza ani płomieni - zadumał się na chwilę - Choć to może być jakieś zaklęcie z stałym efektem - uśmiechnął się - Ale zawsze warto spróbować. Ta umiejętność jest warta odkrycia. Stalibyśmy się jedną z potężniejszych gildii w Magnolii, jeśli nie w całym Fiore.
  5. Delikatnie przesunął rękę, tak, by poczuć nią rękojeść noża taktycznego, trzymanego pod kitlem, ale w zasięgu szybkiego ruchu ręką. -Zabierz tą łapę, albo pierwszy cię załatwię. Jak na razie to ty mnie najbardziej wkurzasz.
  6. -Siła magii tkwi nie w jej potędze, a sprycie maga. Ale dobrze, posłucham się was, starszych - ostatnie słowo powiedział cicho do siebie - Moja mi się podoba. Choć gdybym mógł jeść ziemię, popijać wodą i otrzymywać z tego moc magiczną, to bym się nie obraził. Znacie książki na temat magii smoczych zabójców? Może wymyślę, jak oni zamieniają swoją domenę w moc. Może gdybyśmy poznali tą sztukę, to szybko zostalibyśmy ważną gildią.
  7. Nie komentując słów hybrydy obandażował jej rękę. Jeden pacjent z głowy, drugi sam sobie poradzi, tylko trzecia wymagała jeszcze zrobienia czegoś.
  8. Kątem oka zobaczył hybrydę idącą w jego stronę. To oznaczało koniec odetchnięcia. Znowu zanurkował w torbę, tym razem w celu znalezienia bandażu. Gdy go znalazł otworzył go, a dla pewności wziął także odkażacz do ran. Wyprostował się i podszedł do keidran'ki, po czym bez słowa ostrzeżenia polał jej rękę odkażaczem. Wiedział, że to zasczypie, więc odsunął się poza zasięg jej rąk.
  9. Joseph zszedł po schodach, na znaleziony talerzyk nałożył trochę jedzenia, do kufla nalał sobie wina, po czym poszedł do mistrza i drugiego maga klasy S. Bez słów słuchał ich rozmowy. -Jeśli chodzi o maga lodowego, to ja mogę za takiego robić - wyczarował małą kulkę błota, którą położył na stole. Miała ona w sobie tylko odrobinę ziemi. Większość jej objętości stanowiła woda - Kiedyś liznąłem coś z magii ochładzania, a moje błoto składające się głównie z wody łatwo zmienia się w twardy lód. W ogóle łatwo "liżę" magię. Może zrobię kilka większych misji i znajdę jakąś lacrimę smoczego zabójcy? Albo taką legendarną, boską. Mmm, ja nie wiem jak wy, ale mógłbym spróbować. Już kiedyś nawet o tym myślałem. Rozmawiałem nawet z doktorem doświadczonym w wszczepianiu lacrym. Stwierdził, że jakaś szansa przyjęcia lacrymy istnieje. Błagam was, smoczy zabójcy robią się w Fairy Tail mainstremowi. Ilu ich już jest? Aż siedmiu. A magów lodowego tworzenia dwóch. Także trzech zabójców bogów.
  10. Keidranka nie przychodziła. Nie miał zamiaru na nią czekać. Prawdopodobnie inna kobieta miała niebezpieczną ranę. Wrzucił odkażacze do torby i pobiegł z powrotem. -Jak nie chcesz w ambulatorium, to teraz idź za mną - powiedział przechodząc obok hybrydy. -Nie, żadnej krwi - cichy głos z oddali. Na szczęście to mogło być proste uszkodzenie nosa. Krew spłynęła do ust i popłynęła, a teraz znalazła drogę przez nos. -Proszę bardzo, twój sprzęt - powiedział Czerwony, gdy przybiegł. Znalazł zapasową torbę. Nie oznaczało to dobrze - skoro otworzyła się szafka z nią, to część leków można było spisać na straty. -Ta hybryda, ale jest chyba trochę zamroczona. Krwawi. Przyprowadź ją tu - powiedział do Czerwonego grzebiąc w torbie. Po chwili znalazł to, czego szukał - strzykawkę z środkiem znieczulającym całą kończynę. Podszedł do kobiety i bez zbędnego gadania wycelował, po czym wbił igłę w najlepsze miejsce. Na szczęście wiedział, gdzie go szukać. -Powiedz, gdy stracisz w niej czucie - znowu zgłębił się w torbie. Tym razem wyciągnął krótką szynę usztywniającą do stop. -Na glebę i załóż ją sobie - podał szynę drugiemu medykowi. W końcu znalazł chwilę, by spokojnie odetchnąć.
  11. Ataki z wszystkich stron przeszkadzały mi skutecznie atakować, przez co pojedynek był wyrównany. Ostatni atak, taki, by przeciwnik szeroko blokował. Odskok i część możliwości mózgu ponownie była wolna. Szybko się skupiłem, po czym wyczarowałem kolejną barierę, odpowiednio dużą, bym znalazł się w niej ja i podmieniec, ale na tyle małą, że byliśmy w niej sami. Tym razem była ona nieprzeźroczysta dla oczu innych niż moje. Dzięki temu mogłem wykorzystać także ataki podmieńców przeciwko nim samym. Doskok i atak, tym razem wiele szybszy. Choć i tak pilnowałem się, by w nawet najgorszym przypadku nie zabić podmieńca. Każde życie jest warte przeżycia. Celowałem tak, by podmieniec stracił władzę nad mieczem. Liczyłem, że uda mi się go przejąć.
  12. -Sprawdź, czy nie masz krwi w uszach - powiedział biegnąc w stronę swojego ambulatorium. Choć powinien mówić wspólnego, ale Conrad nie był aż tak dobry jak on. Pracował sam, a gdy był jego dyżur, to ambulatorium było jego. Gdy był dyżur Conrada także było jego, ale wtedy miał wolne i to Conrad miał zaklejać skaleczone paluszki i obtarte kolanka. Po drodze znalazł ranną hybrydę. -Cholera, czy wszyscy oni musieli sobie coś zrobić? - powiedział cicho do siebie, po czym spojrzał się w oczy keidran'ki - Za mną! - powiedział stanowczo w biegu. W końcu wszedł do ambulatorium. Od razu złapał swoją torbę. Teraz czekał tylko na ranną. Dla pewności przygotował płyn do odkażania ran, narzędzi oraz miejsce do pracy. Najpierw krwotoki zewnętrzne, później gorsze obrażenia.
  13. Woda szybko zaczęła się gotować. Płomienie jeszcze bardzie przybrały na sile. A teraz pomyśl o tych wszystkich niewolnikach w całym wszechświecie. Na tą myśl jeszcze bardziej. Ten czar uczciwie można było nazwać manifestacją gniewu. Miał on przynajmniej tyle w sobie dobrego, że gniew się wypalał. Lecz jeśli ktoś miał go zbyt wiele, to mógł się w nim zagubić. Musiałem cały czas być skupiony. Uwolniony skoczyłem w stronę podmieńca z ognistym mieczem, by od razu teleportować się obok niego. Szybko skierowałem swoje ostrze na spotkanie z jego. Jak najszybciej musiałem przejść do walki w zwarciu. Mogłem mieć nadzieję, że wtedy inni nie będą się wtrącać. Błagam cię, moja postać nie może być aż taką ciamajdą, że ciągle jej się coś nie udaje. Daj ty ogierowi szansę się wykazać.
  14. -Przynieś przy okazji moją torbę - krzyknął do odchodzącego najemnika, po czym odwrócił się do Victorii - Krew z nosa albo ból brzucha? I czy wolisz pełne "odpłynięcie", czy częściowe znieczulenie, czy nastawić ci tą rękę na żywca?
  15. -Krew z nosa? Conrad, przynieś tu swoją torbę. Masz bliżej - zauważył, że kostka drugiego medyka była lekko opuchnięta. Jak on mógł z nią iść? Nastawił sobie sam. Jak on wytrzymał ten ból? - Szlag, przed chwilą sobie nastawiłeś. Czerwony, przydaj się i przynieś jego torbę. Conrad, czy miałeś w torbie dwa zestawy do usztywnienia?
  16. -Tylko alkohol do dezynfekcji, ale jest on lekko skażony metanolem, więc będziesz musiał pożegnać się z wzrokiem. Po kilkudziesięciu sekundach doszedł do źródła głosu. Tak, była nim Victoria. Nie, nie było z nią tak dobrze, jak z nim. Brew do szycia, ręka pewnie do nastawienia. Najgorsza krew z ust. Żołądek albo czaszka. Z dwojga złego wolał żołądek. Najlepiej wrzód. Wtedy będzie jeszcze żyła. Jeśli to czaszka, to nadal będzie żyć, ale o wiele głupiej niż teraz. Szybko podbiegł do kobiety. -Szybko odpowiadaj, co się stało. Najlepiej najnowsze wspomnienie!
  17. Jone zatrzymał się, gdy usłyszał głos. Odwrócił się. Czerwony. -Picie musisz odstawić tak czy siak, bo kiedyś ci wątroba nie wyrobi. Już ci kilkakrotnie mówiłem, że kieliszek dziennie czegoś mocniejszego ma jeszcze zalety zdrowotne, ale nie całe wiadro. A jeśli chodzi o głos, to jeśli nie rozbiło kilku ampułek podczas "lądowania" i nie wlało mi do nosa, to raczej dobrze słyszeliśmy - ponownie skierował się w stronę źródła głosu.
  18. Joseph przypomniał sobie, że jego portfel nie jest zbyt gruby. Uśmiechnął się i rozciągnął dłonie. -No, trzeba przypomnieć sobie, jak się korzysta z tej magii. Ech, i niech w końcu przyjdzie mistrzu. Musi mi powiedzieć, czy zostałem tym S-klasowcem. Bo wiecie, w swojej pierwszej gildii miałem nawet nim być, ale upadła, zanim dokończyliśmy formalności - zamyślił się - Ej, jak tak by pomyśleć, to nawet jeszcze nie wiemy, czy zostaliśmy przyjęci. Co prawda mistrz nas wysłuchał, ale jeszcze nie powiedział werdyktu.
  19. Przynajmniej będę wiedział, gdzie to archiwum jest. Szkoda, że kiedyś mnie to nie zainteresowało. Zamyślił się. Mmm, może skorzystam z propozycji MT? Ogień będzie wiele bardziej niszczycielski od piorunów, jeśli chodzi o budynki. MT, czy mógłbyś nauczyć mnie czaru ognia? Sądzę, że jeśli wplotę jego formułę w smoka, to będzie on działał niezależnie od tego, że mi samemu takie czary nie wychodzą. Ot, tyle, że tym razem będę dokładny.
  20. Wkurzyłem się jeszcze bardziej. Piromancja to chyba będzie to, czego potrzebuję. Mój róg się rozświetlił, a moje ciało otoczyły płomienie. Był to jednak czar pokazujący, jak słabo trzymam się jasnej ścieżki mocy - czym większy gniew tkwi w kucu, tym płomienie są silniejsze. A ja byłem już bardzo wyprowadzony z równowagi, co niestety nie przeszkadzało mi myśleć - tak dokładnie bym wiedział, kiedy potrzebne mi są jakieś ziółka na uspokojenie, a przez to nie miałem nic.
  21. -Siema Susanne - powiedział do magiczki - Ja z małego miasteczka Rose - odwrócił się do Rinzlera - Moimi idolami byli moi rodzice. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się nauczyć ich obu magii. Bo wiesz, moja magia błota to nieświadome połączenie tego, czego oboje próbowali mnie nauczyć - wzruszył ramionami - Ale teraz też jest dobrze.
  22. W ambulatorium jest gorzej, niż to, co zastał po poprzednim medyku. Tylko, że tamten zostawił je jak po pracy, a on przed chwilą zaliczył swoje pierwsze "prawie-udane lądowanie". Powoli wstał sprawdzając, czy czegoś sobie nie popsuł. Na szczęście niczego nie poczuł i mógł normalnie stać. Sprawdził, czy skalpele, nóż i pistolet są nadal przymocowane do jego ciała. Na szczęście nadal były. -Uff - otarł ręką czoło. Kroki w oddali. Nadstawił uszu. Takie jakby kobiece. -Jest tu ktoś? - powiedziała jakaś zachrypnięta kobieta. Nie był pewien, ale sądził, że Victoria. Nie odpowiedział, tylko skierował się do wyjścia. Na szczęście drzwi nadal działały. Wychodząc jeszcze raz spojrzał na swoją siedzibę. Trzeba będzie później sprawdzić, co ocalało. Wyszedł na zewnątrz i skierował się w stronę źródła głosu.
  23. -A z jakiej magii korzystasz? Mmm, może coś z wodą? Dlatego nie lubisz prądu, czyż nie?
  24. -Siema - podał rękę magowi - Joseph Mundsand, błotny mag - spojrzał się na maskę maga - Fajna maska.
  25. Choć żołądek był pusty, to alkohol nadal czynił w moim ciele i umyśle spustoszenie. Szybko musiałem coś z tym zrobić. Mmm, co zrobić? Alkohol jest w krwi. Nerki mogą go odfiltrować. Ale jak je zmusić? Może wypiję dużo wody? Chyba tak będzie najlepiej. Wróciłem do baru i podszedłem do barmana. -Daj wody albo jakiegoś soku, ale bez alkoholu, bo za chwilę zaliczę zgona.
×
×
  • Utwórz nowe...