Skocz do zawartości

Ohmowe Ciastko

Brony
  • Zawartość

    1079
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Ohmowe Ciastko

  1. Złapałem najbliższego mocą i podniosłem do siebie. Wyciągnąłem miecz świetlny. -To nie jest śmieszne.
  2. Ohmowe Ciastko

    FOL czy POZ - reaktywacja

    Ach, czyli POZ ma władzę nad tym, kim jestem? Czyli jak spotkam POZ'owca na ulicy, to on decyduje, kim wolę być, niż ja sam? FOL po prostu walczy z inwazją kucy, a POZ zabiera ludziom prawo do jakiegokolwiek wyboru. Czyli FOL daje alternatywę: won albo sami was wyrzucimy, a POZ daje alternatywę: i tak cię sponyfikujemy, czy tego chcesz, czy nie.
  3. Ohmowe Ciastko

    FOL czy POZ - reaktywacja

    I tu jest pies pogrzebany. Po stronie POZ stoją lenie/ osoby nie mające pomysłów na argumenty, a po stronie FOL stoją osoby, które do starcia klawiszów na klawiaturze będą chronić dobre imię ludzkości. Czyli, można powiedzieć, że POZ ucieka od problemów, z którymi FOL walczy. Mówisz, że wiedzie mi się dobrze? Hahaha. Mówisz(piszesz) o mnie jak o człowieku z idealnym życiem, choć wrogów mam prawie wszędzie, a reszty społeczeństwa nie lubię przez ich głupotę. I do tego większość osób uważa mnie za co najmniej dziwną osobę. Nie mów o wszystkich innych, jakbyś ich znał. Bo akurat mnie życie kopie w rzyć, a i tak nadal popieram FOL.
  4. Ohmowe Ciastko

    Co aktualnie czytamy

    Doszedłem do wniosku, że gdybym regularnie pisał w tym temacie, to musiałbym przez ostatni tydzień umieszczać tutaj posty codziennie,a zazwyczaj dwa razy w tygodniu. A obecnie czytam Dekamerona G. Boccaccia.
  5. Przypalony nie odpowiedział. Przez jeszcze jakiś czas nie zmieniał pozycji. Nagle podniósł rękę z ziemi, po czym uderzył nią w podłoże. Nic takiego się nie stało. Po kilku chwilach powoli wstał. W jego dłoni pojawiła się butelka z przeźroczystą cieczą, którą on od razu wypił. -Dzięki, ale na mnie najlepiej działa zimna woda- powiedział, gdy butelka rozpuściła się i została wchłonięta przez zbroję- Ta zbroja, by przerabiać materię, potrzebuje bardzo wielkiej mocy obliczeniowej. Tak wielkiej, że podołałby tylko mój mózg. No i tak się stało. Lecz dojście materii nasączonej magią sprawił lekkie trudności logistyczne, przez co zacząłem się przegrzewać- rozchmurzył się- Ale nie martw się, już znalazłem środek zaradczy na to. Mag wystawił rękę w bok. Dłoń została otoczona przez cień. Czyżby on kwestionował moją moc? -Uwierz, moja główna magia jest bardzo potężna. Choć, jeśli mówisz, że istnieje tak zwany Pakt, to może być to prawda. Niektórzy magowie absolutu mogą chować swoje absoluty przed innymi, a ja nie jestem tutejszy. Choć sądzę, że wystarczająco potężny mag mogący manipulować wymiarami mógłby tak samo. Ale i tak cały plan szlag trafił, skoro tu jestem. Moja magia jest ponad to. Coś dużego pojawiło się na ręce Przypalonego. Postawił to na ziemi. Po chwili rzecz całkowicie się zmaterializowała. Był to bardzo staro wyglądający komputer. -To ty tu byłeś? Czemu odłączyłeś mnie od generatora SI?- odezwał się głos z głośników. Na ekranie pojawiła się uproszczona twarz. -Poznaj IBM'a. To jest jego jednostka centralna. Reszta jego oprzyrządowania jest tak wielka, że najpewniej nie zmieściłaby się w tym wymiarze, więc ściągnąłem tylko to, co go stworzyło. -Bardzo śmieszne. Podłącz mnie do czegoś o większej mocy obliczeniowej. -Już wracasz, nie martw się. Tylko zrób dwie rzeczy: przyślij mi tu Tuptusia i nic innego nie zmieniaj. To komendy. Twarz na ekranie wykrzywiła się. -Czemu ja ci mówiłem, że komendy z tej formy są ponad instynktem zachowawczym?- odezwał się głos z ogarniętego cieniem komputera. Po chwili on znikł. -Uwierz mi, optymalizacja tej WI zabrała mi całą wieczność. Pomyśleć, że jego właściciel myślał, że to tylko słaba jednostka centralna. Przeniosłem go do swojej siedziby i obdarzyłem jego część magią- wzruszył ramionami- Teraz na pewno mnie znajdzie. Cóż, dobre i tyle, że dostał proste rozkazy. Wielki cień pojawił się obok Przypalonego. Zdawało się, że przesącza się on przez jego zbroję i dopiero wtedy dołącza do reszty. -Skoro ja tu jestem, to on może bez problemu przesyłać mi zaopatrzenie. A rozkazem zakazałem mu robić cokolwiek innego. Mag oparł się ręką o cień. Po chwili zniknął on, odkrywając trzymetrową humanoidalną maszynę, która pod nim była. Była ona kanciasta, jej pięści były nieproporcjonalnie wielkie. Jej głowa była niska i jakby chowała się do jej środka. Przypalony poklepał ją ręką. -Jest taki świat w pewnym absolucie, w którym mogę jedynie przenosić niewielkie ilości przedmiotów. Z tamtego świata pochodzę. Ale tak czy siak, znalazł mnie pewien mag, uznał, że nadaję się na jego ucznia i zabrał mnie do siebie. Nauczył mnie tylko tyle, żebym sam mógł tworzyć nowe czary sam. Bo tak brzmi kodeks mojej magii. Każdy mag poznaje te same podstawy, a potem sam odkrywa inne czary. Ale nie wiem dlaczego i tak nie mogłem zmieniać mojego świata. A wiesz, co jest najgorsze? Że tylko tam znają się na rozrywce. A ja muszę czekać na nowe twory, jakbym bym normalny. A nie mogę zmienić proporcjonalności upływu czasu w moim świecie, by tam przenieść się do przyszłości, ponieważ tam jest taki chaos w władzy, że jeszcze pozabijają się, a ja stracę całą rozrywkę. I jak tu pracować w takich warunkach?- klepnął się w głowę- Ale za bardzo się rozgaduję. Jego zbroja rozpłynęła się i wnikła w szczeliny maszyny. -Jarvis, otwieraj- powiedział do maszyny. Jej klatka piersiowa rozwarła się, pokazując miejsce na pilota. Mag wszedł do maszyny, która po chwili się zamknęła. -Brutalna siła przeciwko magii. Co wygra?- rozległ się lekko zmodyfikowany głos. Mag w maszynie zaczął biec w stronę Vieg'a. Przy każdym kroku było czuć, że ziemia trzęsie się.
  6. Przypalony nie próżnował-podczas zapadania się zamieniał ziemię z materię, tak samo jak pociski Vieg'a. Materia w zbroi była tak skupiona, że absorbowała większość energii kinetycznej pocisków, lecz największym przeciwnikiem maga było zmęczenie. W końcu wstał i spojrzał się na przeciwnika w oddali. Jego hełm zniknął, spływając na zbroję. Chwilę stał zamyślony. -Uwierz mi, skoro ja znalazłem połączenie z tego świata do mojego absolutu, to dla IBM'a też nie byłoby to trudne. Po prostu pewnie brak mu poszlak-przez chwilę stał zamyślony- Szlag, to może zadziałać. Jego dłoń najpierw została otoczona przez cień, lecz on nagle zaczął przemieniać się po kolei w wszystkie możliwe kolory. Kilkakrotnie widać było kontu przedmiotu, jednak kilkakrotnie on znikł. Po kilku chwilach jego dłoń zaczęła być otaczana przez światło, które po chwili znikło. Okazało się, że mag trzymał na dłoni kostkę z metalu, niewielką. Po chwili rozpłynęła się ona po jego zbroi i w nią wnikła. Jakby przydało to magowi sił. -Nie, IBM to mój komputer. Ja, jako mag absolutu dałem mu odrobinę mojej mocy, głównie po to, by mógł mnie ratować z opresji, z czego on skwapliwie korzysta. Podczas ostatniego pojedynku denerwował się jak przegrywałem, więc teraz nie dałby mi żyć. Jeszcze ściągnąłby jakieś swoje twory, by być pewnym tego, że zbytnio nie oberwę. Mag zmaterializował w swojej ręce duże ciastko, które szybko zjadł z smakiem. -Ach, słodka sacharozo, jak ciebie potrzebowałem- powiedział sam do siebie, po czym odwrócił się w stronę Vieg'a- Przybyłem tutaj prawie bez mocy, a tej z włóczni nie mogłem korzystać. Trochę skomplikowana sprawa. Ale najważniejsze, że teraz mogę. A te przemiany to raczej fizyka, niż chemia. Ja nie prowadzę reakcji. Ja całkowicie przerabiam substancje na te, których potrzebuję. Już miał zrobić krok przed siebie, gdy złapał się za głowę i zaczął się zataczać, pochylając się. Było widać, że czuje niesamowity ból głowy.
  7. Ohmowe Ciastko

    FOL czy POZ - reaktywacja

    I przez takie myślenie odpowiedni ludzie nie babrają się polityką, bo boją się zmienić. Powiem tak- prawdziwy patriota zrobi wszystko, by jego ojczyzna była jak najsilniejsza. To, że większość rządu kłamie albo nie myśli pokazuje, że nie są patriotami, którzy są tam potrzebni. A ty jesteś tchórzem, że boisz się wziąć sprawy w swoje ręce. A samurajowie mieli honor i walczyli za sprawę, więc nie mów, że jesteś taki jak oni. Ty uciekasz, a nie walczysz.
  8. Ohmowe Ciastko

    FOL czy POZ - reaktywacja

    Master, czyli wolisz uciekać od problemu, niż się nim zająć. Dziękuję, ale już wolę podjąć się największej hańby i wmieszać się w politykę, miejsce, gdzie są tacy ludzie jak Tusk-kłamca, niż uciec od tego. Czyli wychodzi na to, że my, FOL'owcy, jesteśmy odważni, bo chcemy coś zmienić,a wy, POZ'owcy, wolicie uciec na gotowe.
  9. -I tak te rękawice są nudne- artefakty z dłoni Przypalonego zmieniły się w ciecz, która skapnęła na ziemię i w nią wsiąkła- Zwiększmy trochę skalę. Mag rozstawił szeroko ręce. Nagle metr w głąb powierzchni ziemi w okolicy kilkunastu metrów od Przypalonego zmieniło się w tą srebrzystą ciecz, która pokonując wszelaką fizykę skierowała się w stronę maga. Ciecz otoczyła maga, zamykając go w bąblu o półtorej metra promieniu. Bąbel zaczął się kurczyć i kurczyć, wciąż szczelnie okrywając maga. W końcu powierzchnia cieczy stężała. Przypalony miał na sobie zbroję koloru srebrnego w ciasteczka, która całkowicie okrywała jego ciało, prócz głowy. Zdało się, że buty się nie zmieniły. -IBM, jesteś?- nic mu nie odpowiedziało- Uff, już bałem się, że moja opiekunka dowie się, gdzie jestem. Czuję, że mogę bez problemu korzystać tu z mojej magii, więc i on mógłby ją kontrolować. A wtedy na pewno nie byłaby to uczciwa walka. Szlag, że musiałem zapomnieć, że może mnie znaleźć przez przywołanie elementów tej zbroi i broni- tupnął nogą zdenerwowany swoją głupotą. Vieg poczuł, że ziemia się trzęsie przez jego tupnięcia- Ale na szczęście nie wie, że tu jestem. Jego twarz została okryta przez srebrną ciecz, która po chwili stężała w formie hełmu, okrywającej całą jego głowę. Choć linia ust była zarysowana, nie było na nie dziury. Nosa w ogóle nie było. Na wysokości oczu była długa linia, biegnąca w miejsce, gdzie powinien zaczynać się nos, tworząc bardzo rozwarte V, świecące na zielono. Mag klasnął kilkakrotnie- Ale nie powiem, to ptaszysko najpewniej poważnie mnie by uszkodziło, gdybym był bez tamtej glewii i rękawicy. W wszystkim, co z nich zrodzone płynie potężna magia, z użytkowaniem ograniczonym tylko na moją osobę, rzecz jasna, lecz nie tylko ofensywna. Mag stanął w pozycji mówiącej, że zamierza zaatakować fizycznie. Po chwili uderzył powietrze przed sobą. W ciągu chwili powierzchnia ręki zbroi zamieniła się w srebrną ciecz, która zaczęła się wydłużać. Koniec cieczy zmienił się jakby w podstawę filaru. Ręka, a raczej zbroja, niestrudzenie wydłużała rękę, by jej koniec mógł dotrzeć do Viega. Po niecałej sekundzie dotarła do niego. Siła jej wydłużania była tak wielka, że przeciwnik Przypalonego zaczął lecieć za siebie. Mag przedłużył rękę ułożoną wzdłuż jego tułowia, wbijając ją w ziemię. Za Viegiem zaczęły formować się cienkie tafle z z srebrnej cieczy, które on systematycznie przebijał, będąc pchanym przez twój Przypalonego. Po chwili przyrost ręki zatrzymał się, umieszczając go opartego o ścianę. Ręka skurczyła się tak samo szybko, jak się wydłużyła. Gdy Przypalony ponownie wyglądał jak człowiek okuty w normalną, acz szczelną zbroję, ukląkł, podtrzymując się w tej postawie ręką. Cała zbroja parowała. Przypalony ściągnął maskę, która jeszcze przed wyrzuceniem zamieniła się w ciecz i połączyła z zbroją na dłoni. Mag oddychał ciężko. -Szlag, zapomniałem, jak się przegrzewa. Położył się na ziemi i uderzył otwartymi dłońmi w ziemię, która na głębokość kilkunastu centymetrów zamieniła się w ciecz, która tworzyła parę. Było widać, że wrze ona, jednak z jakiegoś powodu na powierzchni zbroi pojawiał się szron. Ciecz wyparowała, a mag powoli wstał.
  10. -Mmmm- przytaknąłem z ustami pełnymi mięsa. Czułem, że po tej porcji nie będę miał miejsca nawet na gram czegokolwiek. Choć to też było dobrze. Miałbym wymówkę, czemu nie piję z nimi.
  11. Dostałem się do dziwnie wyglądających typów. -Dawaj mi jakiś komunikator i szybko gadaj numer do policji. Muszę sobie z nimi porozmawiać- powiedziałem stanowczym głosem gotów bronić się, w razie gdyby uznali, że ich duma jest warta więcej od całych kości.
  12. Mag zaczął się rozpływać, ale pokręcił głową. -Oj, to by było za łatwe. Używając całej swojej siły i wąskiego pola do ruchu wbił glewię w rękę, która go unieruchamiała. Runy na jej powierzchni rozbłysły, a uścisk zelżał. Używając swojej siły uwolnił się od ręki. Glewia cały czas była w nią wbita. Mag złapał dłonią jeden palec i bardzo mocno go ścisnął. Runy na rękawiczce, wcześniej niewidoczne, teraz zaczęły świecić. Mag krzyknął i jeszcze mocniej zacisnął dłoń. Jego palce przebiły jej skórę. Drugą ręką głębiej wbił włócznię. Blask run zaczął być nieznośny. Nagle prawie całkowicie znikł. Jedynie włócznia odrobinę świeciła. Zdawało się, że lewa dłoń chłonie światło. -Ech, czy trzymać się jednej magii, czy nie, oto jest pytanie- włócznia zmieniła się w ciecz, która po chwili okryła całą jego prawą rękę. Po chwili wystrzelił z obu rąk w stronę Vieg'a. Wiązki ciemności i światła skrzyżowały się tuż przed magiem z lizakiem. Powstał wybuch, który najpierw okrył Purgatorio delikatną falą uderzeniową cienia, a następie potężną falą bliżej niezidentyfikowanej szarości. Jego siła odrzuciła Vieg'a. Lecący mag nadział się na coś. Tym czymś była ręka Przypalonego. -I wiesz co? Umiem w ciągu chwili zmieniać efekt tych artefaktów. Sam je stworzyłem!- Vieg nadal wisiał w powietrzu, trzymany najpewniej prostą telekinezą Przypalonego. Mag puścił Vieg'a, lecz zanim dotknął on ziemi został on uderzony otwartymi dłońmi Przypalonego. W jednym z miejsc uderzeń pojawiły się wyładowania, a przy drugim płomienie. Vieg ponownie leciał. Zatrzymał się na cieniu podobnym do tego, z którego wyłoniły się wszystkie twory Przypalonego. Po chwili okazało się, że był to po prostu mur. -Diablo trudne to było, lecz jakoś je zrobiłem. Jego dłonie stykały się. Po chwili wyprostował je. Nadgarstki tworzyły kąt prosty z dłonią. Oba nadgarstki stykały się. W ciągu chwil zaczęła działać magia. Jedna dłoń okryła się płomieniami, a druga wyładowaniami. Oba efekty po chwili się wymieszały, tworząc płomienie, rozbłyskające się piorunami. Mag stanął gotów do uników i obrony, z dłońmi płonącymi piorunowym ogniem.
  13. Aż tupnąłem nogą. -Szlag, gdy ich nie potrzebowałem, to przyleciał ich cały statek, a teraz ni widu, ni słychu, by cokolwiek robili. Podszedłem do najbliższego trupa i zacząłem szukać jakiejś krótkofalówki lub czegoś tego typu. Musiałem w jakiś sposób ściągnąć ich kolegów tutaj.
  14. -Masz zamiar trzymać mnie na dystans?- zdumiał się mag w powietrzu. Klasnął, a ziemia odzyskała swoją normalność, z czego skwapliwie skorzystał lądując na niej- Ciekawe, bardzo ciekawe. Ale, no cóż- wbił miecz w ziemię- też potrzebuję czegoś dłuższego. Klasnął w dłonie. Nagle w miejscu wbicia ostrza ziemia przemieniła się w ciecz, która pokonała grawitację i wędrowała w górę ostrza, aż do rękojeści. Tam ciecz znikała, zmieniając się w drewno. Po chwili mag złapał za drzewce mający metr długości. Powstała broń liczyła sobie ładniej jak dwa metry i przewyższała maga. Z jego prawej ręki znikła rękawica. -Ups, za długa- powiedział dotykając końca ostrza. Ściekło ono po ostrzu i idealnie pokryło drzewce. Powstała broń wyglądała jak stworzona z jednego kawałka metalu. Mag zawirował nią, jakby ważyła tyle, co powietrze tej samej objętości. Na jego powierzchni było widać drobne rysy, jakby ktoś po niej pisał. W miejscu, w którym Przypalony trzymał broń, bił lekki blask. Powoli rękawica na lewej dłoni ściemniała i zmniejszyła się. Po chwili wyglądała jak zwykła rękawiczka. -Przeciwne sobie bronie, miecz światłości przerobiony na - chwilę stał zamyślony - broń o nie znanej mi nazwie, choć jest bliska glewii- machnął pustą ręką- A tam, za chwilę zacznę szukać tej nazwy po książkach. Tak czy siak to jest glewia światłości- wystawił rękę z bronią przed siebie- A to ręka ciemności- wystawił drugą dłoń przed siebie. Wystawił dłoń w rękawiczce przed siebie. Z jej środka wystrzeliła wiązka ciemności. Była wycelowana w Vieg'a.
  15. Przypalony poczuł się, jakby w jednej chwili ktoś uderzył go trzy razy. Szybko się otrząsnął. Szybko uderzył pięścią w ziemię, przyklękając. Jego dłonie i stopy zostały otoczone cieniem. Niewiele sobie z tego robiąc stanął wyprostowany. Na jego dłoniach były długie, lśniące metalicznym blaskiem rękawice, a na stopach podobne buty, wszystko w kolorze ciasta. Przypalony kilkakrotnie kiwnął głową, jakby coś liczył, jednocześnie mocując miecz do pleców. W pewnym momencie podskoczył i włączył turbinki, zamontowane w rękawicach i butach. Dzięki nim utrzymał się w powietrzu. A Vieg mógł poczuć, dlaczego on w ogóle wzniósł się: zaczął zapadać się pod siebie pod wpływem swojego ciężaru. Po bardzo krótkiej chwili był już po kolana w ziemi i dopiero wtedy poczuł twardy grunt pod stopami. -No i jak?- w jego ręce pojawiły się okulary, które od razu założył. Wyciągnął przed siebie miecz, który wyciągnął z pochwy przymocowanej do pleców- Lśnij!- skierował jego ostrze w stronę Vieg'a. Z jego czubka wystrzelił promień światła, mający raczej oślepić jego przeciwnika, niż go uszkodzić.
  16. Nagle mag przestał przecierać oczy. -W końcu widzę- jego prawą dłoń, a także na oko 1,2 metra za nią, zajął cień-i widzę, że wybrałeś sobie broń- cień znikł. W ręku maga spoczywał miecz, którzy widzowie obu jego pojedynków widzieli jeszcze niedawno- A to miecz światłości. Nim uczono mnie szermierki i z jakiegoś powodu najlepiej mi się nim walczy. Choć może cię to obrazi, ponieważ sam mówiłeś, że używasz cienia- Przypalony wzruszył ramionami- No cóż, tutaj chodzi o korzystanie z słabości przeciwnika i przekuwanie ich w swoje mocne strony. Powietrze przy magu nadal delikatnie falowało, a w ustach znalazł się lizak.
  17. -Ech, walka na terytorium przeciwnika. Czemu ja się na to godzę? Pstryknął palcami. Wytworzył barierę, która otoczyła całą arenę, po czym przekroczył bramę do Purgatorio. IBM, w ostatniej chwili przed przekroczeniem portalu, przekazał mu, że to może chodzić o Czyściec pewnej religii. W ostatniej chwili zmaterializował w jego kieszeni książeczkę, która miała posiadać o nim najważniejsze informacje. Po przejściu przez portal mag na chwilę przystanął. Nienawidził, że po przejściu przez cudzy portal na kilka chwil przestaje widzieć. -Cóż, taka moja dola- powiedział i pstryknął palcami. Obraz z Purgatorio zaczął być transmitowany do widzów. Wszak to oni mieli oceniać pojedynek. Nie mogli go oceniać jedynie po stanie magów. Wszak często najgorszych obrażeń nie było widać. Wyciągnął książeczkę z kieszeni i odrzucił ją. Co nie co wiedział o tamtej religii, ale i tak to miejsce mogło nie mieć z tamtym nic wspólnego. Liczył tylko na to, że nie ma w tym wszechświecie antyspiralnych- kilka lat walczył z nimi i zdążył wyrobić w sobie tak wielką moc spiralną, że ciągną do niego jak pszczoły do miodu. -Możesz chwilę poczekać, aż zacznę widzieć? -zapytał się Viega, mając przed oczyma znienawidzony przez niego zmienny wzór z kropek w wszelakich skalach szarości.
  18. -Przynieś też drugi stek! Taką odrobinką nie można się najeść- wykrzyczałem, przytakując Mike'owi. Nie chciałem, by alkohol za szybko dotarł do krwi. Wtedy wszystko by szlag trafił. -Wiesz co? Ja nawet kiedyś słyszałem takie powiedzenie na jakimś starym holodysk: "Soul comme un Polonaise", co przetłumaczyli na "Pijany jak Polak". Może to byli jacyś naturalni mutanci, którzy wykształcili w sobie odporność na alkohol?
  19. Udałem, że go nie zauważyłem. Czekałem, aż kolejny raz zaatakuje. Wtedy miałem zamiar już wiedzieć, gdzie jest. Jak najdelikatniej starałem się przeszukiwać otoczenie metodami niekonwencjonalnymi i normalnymi, czekając na policję.
  20. -Ech, znowu tutaj- jeden z magów głęboko odetchnął. Było widać, że coś smagnęło płomieniami jego koszulkę. Ziały w niej dziury. W ramach zasad pomińmy, co przedstawiała, jednak miało to duży związek z anime. Jednak po dokładniejszym przypatrzeniu się można było pomyśleć, że cała koszulka była dokładnie zaplanowana- miejsca, ekhem, zostały wypalone, i tylko takie. Z kieszeni krótkich spodenek wystawał batonik, którego mag zaraz wyjął i zjadł, oglądając płomienie. Wraz z ich końcem batonik się skończył. Ukłonił się przed przeciwnikiem- Jestem Piekielne Ciastko, choć możesz zwać mnie Przypalonym, przeciwniku. Jeśli cię to interesuje, to choć jestem magiem Absolutów, to znam bardzo wiele potężnych magii, choć obiecuję, że będę stawiał na kreatywne wykorzystywanie mocy. Jak mam cię zwać?- zapytał się swojego kolejnego przeciwnika- Sądzę, że w tych okolicznościach nie miłe będzie nazywanie cię przeciwnikiem. Wszak jesteśmy tu tylko dla zabawy- mag na krótką chwilę zamilkł, będąc nad czymś zamyślonym- Jakiejś przekąski? Wyprostował rękę. Po chwili w obłokach cienia pojawił się w niej kawałek pizzy, który mag zjadł z smakiem. Mag jadł z uśmiechem na twarzy, jednak powietrze przy nim falowało.
  21. -Bozar, przecież nawet istnieje niepisane prawo, według którego ilość wrogów, z którymi walczyłeś podczas epickiej walki, zwiększa się za każdym razem, kiedy o tym mówisz- powiedziałem tonem przesadnie poważnym i opróżniłem kufel- Ja, na przykład, widziałem, jak na jednego znajomego skoczył mały kretoszczur w magazynku, a rok później była to wielka walka na pięści z zmutowanym niedźwiedziem w otoczeniu szczytów górskich i tym podobnych. Ale moja opowieść z diabłem jest relacjonowana tak, jak była. Żebyście przypadkiem nie myśleli, że kłamałem. Ja nie kłamię!- nie wiedziałem, czy nie przesadzam. Chciałem udać, że posiadam słabą głowę, ale mogłem trochę przesadzić.
  22. Ohmowe Ciastko

    Zapisy do Nocturnal

    Ech, a myślałem, że będę mógł się lenić i napisać podanie dopiero, gdy będzie miejsce Imię: Jone Kodd Płeć: mężczyzna Rasa: człowiek Wiek: 26 lata Wygląd: wysoki; prawie zawsze w kitlu, choć pod nim ubrania takie bardziej życiowe; okularki na nosie; spokojny wyraz twarzy; normalne dłonie, i do ciężkiej pracy, i uprawiania medycyny Charakter: Nienawidzi głupoty, co przy jego wysokim mniemaniu o sobie sprawia, iż nienawidzi prawie każdego. Uważa, że jest inteligenty, co jest w sporej części prawdą. Jak trzeba pomóc komuś, to choćby wypluł płuca, będzie robił, co może. Nienawidzi, gdy ktoś specjalnie sobie szkodzi. Uparty. W miarę logiczny. Umiejętności: wyuczony w leczeniu przypadłości, na które można zapaść w nieprzyjaznym środowisku oraz podczas walki, co zawiera w sobie chirurgię, toksykologię, farmację itp.. W jego dłoniach prawie nie widać noża(chodzi o to, że genialnie z niego korzysta a nie o to, że nie umie). Umie obsługiwać większość rodzajów broni, choć preferuje pistolety(nigdy nie wychodzi bez przynajmniej jednego). Profesja: Medyk Życiorys: Jone urodził się na planecie, jakich wiele w świecie, czyli wśród brudu i smrodu, ale delikatnego, ponieważ żył w jednej z najlepszych dzielnic. Jednak to nie uchroniło go przed nauką walki. Nie preferował rozwiązań siłowych, ale jak się okazało, był bardzo szybki i zręczny, co w połączeniu z jego przyciąganiem do noży wszelakiego rodzaju sprawiło, że umiał pociąć napastnika w sposób nie uszkadzający go trwale w czasie, gdy on wyprowadził dopiero jeden silny cios, i to przy uniknięciu tego ciosu. Przez to zaczął czuć się jak lepszy od innych. W szkole także był jednym z lepszych uczniów. Pocieszał się myślą, że to są kujony, a on nic się nie uczy, a do tego nie jest taki słaby jak oni. Lecz przez te cechy przebijała się ciągła chęć pomocy. Gdy mógł, poszedł na medycynę. Choć zamierzał zostać jakimś genialnym doktorem, przy pierwszej okazji zmienił profesję na "lekarza bez granic", takiego, który umie wyleczyć z wszystkiego, co można złapać w miejscach, gdzie nikt nie przejmuje się rakami czy innymi nowotworami. Wiele razy pluł sobie w brodę, jednak nie zmienił kierunku. Ostatecznie ta zmiana była efektem chwili, takim samym, jak wielka ilość odejść spod sekretariatu mając już przygotowane papiery do ponownej zmiany. Po skończeniu szkoły przeszedł krótką służbę wojskową, gdzie odznaczył się talentem do broni, jednak z jego kondycją było słabo. Ale, ponieważ nie mógł znaleźć wymówki, w ciągu całego okresu za pomocą wytężonych ćwiczeń doszedł do poziomu powyżej przeciętnej, co przy jego talencie do broni i znajomością medycyny tworzyło z niego najlepszego żołnierza w korpusie kadetów. A przynajmniej tak sobie mówił. Po skończeniu szkoły wiele czasu szukał pracy. Bo kto by chciał takiego lekarza w miejscu, gdzie poważne ukąszenie jest tak nierealne jak magia? Ostatecznie najął się na statek najemników.
  23. Wiedziałem, że już nici z tego. Teraz mogłem tylko czekać, aż ktoś się zainteresuje trupami. Wolałem nie denerwować władzy. Ostatecznie przecież byliśmy po tej samej stronie barykady. Więc sobie tak stałem, niby spokojny, a jednak przygotowany do obrony i nagłego ataku, gdy sytuacja się powtórzy. Cały czas starałem się także mapować otoczenie na obecność mocy. Nie chciałem zaatakować kogoś myśląc, że jest pode mną, gdy jest gdzie indziej.
  24. Thermal skupił się. Przypomniał sobie, jak poprzednio uzyskał tamten kształt. Ponownie zamierzał skorzystać z światła, jednak planowo smok miał powstać z piorunów. Skupił się i zaczął wytwarzać smoka. Początkowo wytworzył czar uśpiony, ponieważ nie chciał tracić mocy magicznej. Nie wiedząc, jaki jest tego efekt, zaczął tworzyć kolejne. W sumie stworzył trzy "koty w worku". Połączył je tak samo, jak tamte kulki światła, a następnie tchnął w je moc. Teraz mógł tylko czekać.
  25. Nie ma to jak wyłożyć się na dzień dobry. Na fali protestów ludności bardzo szybko zorganizowano wybory, które wygrała koalicja, nazwana Front Ludowy.(Nie mam czasu od początku pisać postu). Choć mówiono, by został ustanowiony 40 godzinny tydzień pracy, jakimś sposobem zdecydowano się na 45 godzinny tydzień pracy, co poskutkowało wieloma protestami klasy robotniczej(socjaliści, więc i ja będę starał choć odrobinę trzymać się słownictwa). Protesty zostały choć odrobinę uspokojone płomiennymi przemówieniami, podczas których zaznaczano, że Francja, była potęga, której bał się każdy, teraz jest zapóźniona względem prawie całej Europy, a tym bardzie Anglii i Niemiec, które zdołały prowadzić genialną politykę gospodarczą nawet po przegranej I WŚ. Obowiązek szkolny został ustanowiony na 14 lat, przy czym na tym etapie uczeń poznawał to, co było potrzebne do życia, z ograniczeniem literatury do celów propagandowych, mających wyzwolić w uczniach, a dalej w rodzicach, którym powinni oni opowiadać wszystko, że Francja ponownie może zostać potęgą. Większość czasu szkolnego szła na przedmioty potrzebne do życia, czyli podstawy chemii, fizyki, matematyki, samoobronę. Wprowadzono także naukę pierwszej pomocy w wypadku wielu zagrożeń, także związanych z wojną.(To, że wojna w najbliższym czasie jest prawie pewna, wiedziano, więc uczono także podstaw przedmiotów, które w przyszłości mogły zaowocować łatwością w przyswajaniu wiedzy o walce z okupantem). Choć szło to opornie, spora część zamierzeń została spełniona, przynajmniej na papierze. Zostały przeznaczone także większe ilości pieniędzy na szkolnictwo wyższe, w szczególności na pomoc uczniom zdolnym, acz mało majętnym, co zostało nagłośnione. Miało to pokazać, że klasy społeczne nie są wyznacznikiem tego, kim ktoś może być. Wojska były na dobrym poziomie liczebnym, jednak były źle doszkolone i wyposażone często w starszy sprzęt. Poskutkowało to tym, że zwiększono budżet na wojsko. W celu wyszkolenia wojsk ściągnięto specjalistów z Legii Cudzoziemskiej, a pieniądze poszły na dopracowanie sprzętu bojowego i zaczęcie jego wymiany. Zaczęto od tego, co było najbardziej krytykowane przez żołnierzy. Po ustaleniu dłuższego, niż oczekiwano, tygodnia pracy zdecydowano, iż nie będzie dawało się zasiłków dla bezrobotnych, a w miarę możliwości kierować ich do pracy. W tym celu zaczęto budowę wielu zakładów pracy, szczególnie skierowanych na produkcję elementów metalowych. Miało to pomóc w przyszłości sprostać wymaganiom rozwijającego się świata potrzebującego więcej metalu, a także stanowiło zaplecze na wypadek wojny. Przyszłe większe zapotrzebowanie na metal spowodowało, że trzeba było zwiększyć ilość rudy wydobywanej przez kopalnie. Zaczęto przygotowania do tego w sposób kupowania aktywów kopalni i wymuszanie na nich wprowadzenie zmian. W celu zwiększenia produkcji rolnej zaczęto wprowadzać zmiany, mające przygotować całkowitą zmianę. Chciano, by zostali jedynie duzi, dobrze wyposażeni rolnicy mający obszerną wiedzę, których na początku dofinansowano by w celu umożliwienia im kupienia dobrego sprzętu. Planowano, że tacy rolnicy będą produkowali nadwyżki żywności. A rolników bez ziemi, a z odszkodowaniami, miano przenieść do miast, gdzie mogliby zasilić przemysł. Jednakże przy tym zostało by dużo bezrobotnych, którymi trzeba było się zająć. I tu był pies pogrzebany. Planowane zakłady, jak i te zaczęte, zostały przygotowane na wielkie ilości ludzi. Wprowadzono także szkolenia, które miały pomóc tym bardziej chętnym na zmiany zajęcie się nowym zawodem. Miało to umożliwić szybkie korekty w razie braku pracowników w danej dziedzinie. A pieniądze na to miały pójść, jak zazwyczaj, z podatków. Spotkało się to z gromkim sprzeciwem ludności, lecz nastraszenie ich wizją pracy dla okupanta trochę ich uspokoiło, a wizja bycia potęgą pobudziła ich patriotycznie.
×
×
  • Utwórz nowe...