Nie tyle niepoważna, co sprytna. "Odwyk", miało mnie ostrzec. Uświadomiła i potwierdziła coś, co "czułem pod skórą". Wspomniany lek jest silny, skuteczny i... uzależniający. Co gorsza, organizm przyzwyczaja się do niego, niczym bakteria. Trzeba zwiększyć dawkę. Zaczęło się od 0.5mg (ok 2 lata temu), teraz mam 2mg. Muszę go odstawić, tym bardziej, że w sytuacjach stresowych biorę kolejną (kłótnia gdy pięści idą w ruch, śmierć bliskiej osoby). Po prostu boję się ataku. Już raz tak było. W przypadku innych leków odstawienie jest łatwe, ale ten... cóż. Potrzeba DUŻO czasu. Sir Hugoholic :3
OK. Wszystko się wyjaśniło, ponieważ non stop ją odpychałeś. Dobrze dla was (?). Potencjalna dziewczyna, zauważyła, że potrafisz się oprzeć. Nie pomyślałeś jednak o jednym. Czy twoja (przyszła?) dziewczyna i ta namolna "poszkodowana bidulka", nie były tymi samymi osobami? Twoja (potencjalna) dziewczyna chciała cię przetestować, sprawdzić lojalność.
Przeszedłem przez coś takiego i wyciągnąłem bardzo bolesną lekcję. Dziewczyna, z którą spotykałem się wcześniej - nie wyszło, ostrzegła mnie przed Q, Nie posłuchałem.
Q to ktoś więcej niż koleżanka, ale jeszcze nie dziewczyna poprosiła mnie o jedno.
"To jak, jutro ta sama godzina? Spotykamy się od jakiegoś czasu, jako... dobrzy znajomi. Pora to zmienić. Może ty i ja, no wiesz... albo nie. Za dwa dni, ok? Masz wtedy imieniny. Mam pomysł na prezent. Aha, mam prośbę. Drobnostka. Moja znajoma ma strasznego doła. Mógłbyś wysłać jej kilka smsów? Potrafisz poprawić humor"
Zgodziłem się...
No dobra, piszemy. Pomogłem wyjść z dna. Nagle, w błyskawicznym tempie sprawy poszły za daleko. Opis wyglądu, pisanie imienia po zdrobnieniu (Pawełku)... Podziękowała za pomoc i zapytała kogo wolę. Ona chciałaby mnie. Wyrozumiałego, ciepłego, empatycznego, czułego gościa. Postawiłem sprawę jasno: - Chcę być z Q. Pomogłem ci, bo mnie o to poprosiła. Żegnam.
- Kochany, a ja z tobą, nic tego nie zmieni. Spotkajmy się.
- "Kochany?" Nie przeginasz? Q mnie poprosiła. Pomogłem. Miłego dnia... "kochanie"
- Najsłodszy, wybierasz ją? Kochasz ją? Czy tylko lubisz? Wybierz mnie... bądź ze mną. [i tu wpadłem w bagno] - Lubię jej charakter, lubię ją, lubię z nią być. Lubię się z nią spotykać.
- No właśnie. "Lubisz". Mieszkam blisko niej. Tyle spotkań i tylko koleżeństwo? Może i nie jesteś najprzystojniejszy, ale z tego co mówiła, bardzo uroczy. Trudno o takiego faceta. Potrafisz wysłuchać, zrozumieć, współczuć. Ze mną byłoby ci inaczej. Lepiej. - "Kochanie"... może i wybiorę ciebie, ale masz BARDZO MAŁE szanse.
- Wybierz mnie. Nie pożałujesz. Zazdroszczę Q, że może być z kimś jak ty. Spotkamy się? - Nie! (smsy non stop)
To same pytanie co 5 min:
- Pawełku... odpowiedz. Jeśli nie będę z tobą, to nie chcę być z nikim. Życie bez ciebie nie ma sensu... Zabiję się. Przez ciebie.
- Proszę, przestań do mnie pisać.
- Dlaczego wolisz Q? Nie mnie? ... zrobię sobie krzywdę.
- ...
- Co znaczą te kropki? Dlaczego nie piszesz? Odpowiedz. Proszę. :(
- "Krótko: daj mi spokój"
Kilka dni później, przed BARDZO ważnym egzaminem, dzwoni roztrzęsiona siostra Q. "Ona najadła się tabletek, chciała się zabić, Q już do niej jedzie, proszę przyjedź do szpitala - imię, nazwisko" Olałem egzamin, pobiegłem z jęzorem na brodzie do MPK, wpadam do szpitala na odpowiedni oddział, pytam pielęgniarki:
- Przepraszam, R-ka przywiozła tu dziewczynę, która nałykała się leków! Która to sala?
- Ale tu nikogo nie przywieziono. Zapyta pan w recepcji.
Recepcja
- Góra 3 godziny temu, przyjechała R-ka z dziewczyną po próbie samobójczej. Może mi pani powiedzieć na jaki odział?
- Pan z rodziny?
- [hmm] Brat.
- R-ka? Nic dzisiaj nie przyjechało, może to szpital po drugiej stronie ulicy...
Ta sama sytuacja, trzeci szpital... to samo. "Piękny test lojalności...". Dzwonię do "namolnej", a tam głos siostry Q:
- Dobrze się j# k# bawiłaś? Bo ja tak. Jak dureń zap#m po jeb# szpitalach, oblałem egzamin. Na serio macie na#ne we łbie!
Od tej pory jestem nieufny. Szczególnie w internecie.