- O czym ty do cholery mówisz? - w Bon Bon zaczęła narastać złość.
- Jesteś beznadziejną wnuczką, wiesz? Kiedy ostatni raz ją odwiedziłaś? Cztery, a może i pięć lat temu? Za każdym razem wolałaś wysłać jakąś żałosną czekoladę wielkości talerza. Co roku to samo, te same składniki, ten sam kształt, te same ozdoby, jedyną różnicą była liczba namalowana białą czekoladą. Wykorzystałam to.
- Niby jak!?
- Dodałam do nadzienia trochę trucizny. To wyjątkowa mieszanka. Nie ma ani smaku, ani zapachu. Niewielka dawka zabija powoli, bezboleśnie, nawet kilka godzin. Staruszka po prostu zasnęła - Bon Bon nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- Ale co ma z tym wspólnego moja babcia? - zapytała łamiącym się głosem.
- Byłaś zagrożeniem. Mój Pan wiedział, że Luna zrobi wszystko, aby informacja o wiedźmach nie opuściła Ponyville. Byłaś jedyną osobą, która mogła poinformować całą tę twoją agencję rządową, zaś ja, jedyną, która mogła ciebie powstrzymać. Wasi agenci mają łeb na karku. Potrafią myśleć, łączyć fakty, zadawać niewygodne pytania i zdobywać przydatne informacje. Wyłapaliby nas w kilka dni. Właśnie dlatego musiałam się ciebie pozbyć. Po zjedzeniu twojego prezentu babunia wyzionęła ducha, a ty wyjechałaś żeby zasypać ją w ziemi. Udało się.
- Jesteś potworem! - krzyknęła.
- Ja!? Prawdziwymi potworami są członkowie grupy poszukiwawczej, a także Luna i Zecora. Czy wiesz, że spalili Fluttershy tylko dlatego, że była nietoperzem? Nie mieli żadnych sensownych dowodów, ale to jeszcze nic.
- Nic? - wtrąciła się. - To może być coś gorszego? - Bon Bon postanowiła usiąść, z tego wszystkiego zrobiło się jej słabo.
- Och tak, może być. Palenie kucyków tak bardzo weszło im w krew, że w trakcie ostatniej egzekucji zajadali się ciastem tak, jakby byli w jakimś kinie. Co więcej, niejaka Rubby upiekła to ciasto dla Trixie, a wieczorem na nią zagłosowała. Kto tak robi? Jak nazwiesz kogoś takiego?
- Nie wiem… - westchnęła. - Lyra, co teraz będzie? Co się stanie… Co się stanie z tym wszystkim?
- Dobre pytanie – jednorożec zrobiła kilka kroków w stronę dawnej przyjaciółki i korzystając z magii otworzyła torbę, którą miała na sobie. Wyciągnęła ze środka świeże, czerwone, dorodne jabłko. - Wiedziałam, że będziesz je mieć przy sobie coś do jedzenia. Spójrz…
Wiedźma przyciągnęła do siebie owoc i położyła na stole. Róg zabłysł na zielono, inaczej niż zwykle. Owoc w ciągu kilkunastu sekund zgnił i porósł pleśnią. Lyra chwyciła go i zaczęła jeść.
- Jak widzisz już wkrótce jedzenie zacznie się psuć. Nie zostanie nic, co nadawałoby się do spożycia, ale nie będziecie mieli wyboru. Zaczniecie chorować i umierać z głodu. Pozabijacie się o ostatnią świeżą marchewkę. Nie będziecie nadążać z grzebaniem zmarłych, a co za tym idzie ulice będą wysłane rozkładającymi się zwłokami. Śmierć będzie powolna i bolesna, ale wielu skróci swoje cierpienia popełniając samobójstwo.
- Wiesz co? - klacz zrobiła kilka kroków do tyłu. - Powstrzymamy was… Zobaczysz!
- Niby jak? Magią przyjaźni? - zadrwiła. - Zrozum, to koniec. Nie ma ratunku, dla nikogo. Czeka was tylko śmierć i zagłada. Wiesz co? Jestem, a raczej byłam twoją najlepszą przyjaciółką dlatego chcę wyświadczyć ci przysługę.
Lyra podeszła do lady, po czym wyjęła spod niej niewielką, ciemną, szklaną buteleczkę. Tuż obok postawiła szklankę i nalała do niej wody z kranu
- Co ty wyprawiasz? - zapytała zdziwiona cukierniczka.
- Proponuję ci szybką, bezbolesną śmierć. To dokładnie ta sama trucizna, która zabiła twoją babcię. Dolej kilka kropel do szklanki i wypij jednym tchem. Po kilku minutach „zaśniesz”, nic nie poczujesz – Bon Bon była zszokowana propozycją. - Nie martw się, zakopię ciebie w ogrodzie, czy coś. Nie będziesz gnić na podłodze. Potrzebuję tego domu.
- Kilka kropel, powiadasz? A co się stanie jeśli wypiję więcej?
- To proste, szybciej umrzesz – Bon Bon zamyśliła się. Po chwili chwyciła buteleczkę i wyjęła z niej korek. Ogarnął ją ogromny smutek, zaś głos zaczął się łamać, a do oczu napłynęły łzy.
- Wiem, że mówisz prawdę. W końcu jesteś Lyrą, a ja dobrze ciebie znam. Nie chce mi się żyć w umierającym świecie… - wciągnęła powietrze nosem i otarła łzę. - Wiedząc, że najbliższa mi osoba doprowadziła do tego wszystkiego. Podjęłam decyzję…
Bon Bon odepchnęła szklankę, która rozbiła się na podłodze, po czym wypiła zawartość butelki jednym tchem. Początkowo nic się nie działo, ale po kilkunastu sekundach poczuła, że traci siły. Nie dała rady stać, upadła na prawy bok. Oddychanie przychodziło z ogromnym trudem. Klacz miała wrażenie, że wciąga powietrze przez słomkę. Powieki zrobiły się ciężkie, ogarnęła ją senność, „odpływała”. Lyra była zaskoczona, ale nie przejęła się losem przyjaciółki. Podszedła bliżej, otworzyła torebkę i zajrzała do środka. Ujrzała prezent, który miała otrzymać następnego ranka.
- A to co? - zapytała samą siebie. Bon Bon wpatrywała się w nią tępym wzrokiem. Chciała coś powiedzieć, ale nie dała rady, była zbyt słaba. Gdy tylko wiedźma otworzyła pudełko uśmiechnęła tak, jakby zrobiła to prawdziwa Lyra. - Kryształowa lira? Kurcze, dzięki! - nachyliła się i pocałowała umierającą klacz. - Zagram ci coś.
Jednorożec usiadła i zaczęła grać ich ulubiony utwór. Brzmiał pięknie jak nigdy dotąd. Cukierniczka spojrzała na swoją dawną przyjaciółkę. Na jej pysku była wymalowana ogromna satysfakcja, radość z wygranej i prezentu. Bon Bon przez cały czas spoglądała w oczy jednorożca, najwidoczniej chciała, żeby to był ostatni widok w jej życiu. Życiu, które właśnie dobiegło końca…