Skocz do zawartości

Zodiak

Brony
  • Zawartość

    645
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Zodiak

  1. Karczmarz spojrzał krytycznie na pieniądze, po czym zabrał cztery monety. - To będzie za obiad i jeden nocleg. Jeden obiad i jeden nocleg. - Cztery za kiszoną kapustę i kiełbasę? - prychnęła Sophia. - Co za cena! - Jeśli panience się nie podoba, może panienka spać na zewnątrz i sama zorganizować se jedzenie. Czarnowłosa prychnęła i rzuciła na szynkwas kolejne cztery monety. Następny był Ziggs, który - w przeciwieństwie do was - był przy kasie. Jednak krasnolud zamówił to samo co wy plus gąsiorek wódki. Nie pytając o pozwolenie dosiadł się do was przy stole i nastało milczenie. Wśród gości karczemnych oprócz kupców zauważyłeś kilku chłopów i paru elfów. Nikt się specjalnie nie wyróżniał. Poza tym, że od spiczastouchych każdy trzymał się z daleka oczywiście.
  2. - O tym dowiemy się od naszego pilota - rzekła Paraxia, aktywując swój komunikator. - Ile zajmie nam podroż stąd na Cytadelę? Co... Nie. I wyłącz... wyłącz tego pornosa. Czekaj, ja słyszę...? Nieźle. Ale wyłącz go! Tak... Ile zajmie nam podróż na Cytadelę, pytam? To rusz łaskawie swoimi paluszkami i zawieź nas tam... No... Bez odbioru. Turianka pacnęła się szponiasta dłonią w czoło i okręciła głową. - Za jakieś pięć godzin będziemy na miejscu. Sugeruję coś zjeść i się zdrzemnąć. I obszukać statek, uważać na pluskwy.
  3. Karczmarz podniósł na ciebie zmęczony, ewentualnie zapity, wzrok. Twarz miał pomarszczoną, wąsiska sumiaste, a czoło łyse. Zaczynałeś się zastanawiać, czy to taka moda wśród karczmarzy, czy też proces naturalny. Zanim ci odpowiedział minęła chwilka, podczas której wciągnął powietrze, wypuścił je i dopiero zaczął mówić. - Flotsam, chłopcze? No... Wcale długa to droga. Wszak w Redanii jesteśmy. Może z tydzień, zależy jak podróżujecie. Zakładam, że konno... No, to z tydzień jak nie więcej. Znowu cisza. Karczmarz patrzył na ciebie. Chrząknął znacząco i kontynuował. - Biedniście, panie? Ha, jak każdy w tych czasach. No, ale na kiełbasę z kapustą chyba macie smak? Hm? Zanim odpowiedziałeś, twój brzuch zrobił to za ciebie. - Ha, ha. Ile macie w sakiewce, panie?
  4. - Pewny jesteś? - zagadnął Mordok. - Bo on tu był na misji samobójczej. Nikogo ważnego na taką misję by nie wysyłali. Ale ciekawe jest to: Z tego omni-klucza na Noverię słany był zwykły spam. Bezużyteczne i głupie wiadomości. Za to zaszyfrowane, bardzo ciekawe, słane były gdzieś na Cytadelę. Salarianin wstał i zaczął grzebać we własnym omni-kluczu. - Raporty dotyczyły "Obiektu Sigma003", lub też inaczej quarianina o imieniu Talon. Raporty były wysyłane od dłuższego czasu w regularnych odstępach. Dotyczyły głównie rozwoju obiektu w społeczeństwie, adaptacji i tym podobnych. Byłeś obserwowany od bardzo dawna. - Śmierdzi mi to - stwierdził Agrash, krzyżując ręce na piersi. - Bardzo. To co? Lecimy na Cytadelę? Bo widać ta Noveria była podpuchą. - Tak. - Pani kapitan pokiwała głową. - Lecimy na Cytadelę i mamy się na baczności. O wiele ciężej jest działać takim organizacjom w strefie wpływów Rady. Poza tym... może czas zrobić zakupy? Ten tu nasz nowy rekrut potrzebuje pancerza... i inicjacji. Agrash... Turianka nachyliła się do kroganina i wyszeptała mu coś na ucho. Ten spojrzał na nią dziwnie, przewrócił oczami i kiwnął głową na znak, że się zgadza.
  5. Mijały kolejne godziny, które wasza trójka spędzała na rozmowach o wszystkim i o niczym. Głównie o niczym. Zippos wcale nie kwapił się by rozmawiać o sobie, swoim wozie, swoim mule i swoim towarze. Nie interesowały go też ciekawostki z życia najemnika. Prawdę powiedziawszy, krasnolud wyglądał na dość wiekowego i zapewne sam niejedno widział, z niejednego kufla piwo pił, nie raz pod gołym niebem spał i nie jednemu klientowi szczękę złamał. Poza tym, towarów, które czarnobrody wiózł nie widziałeś. Widziałeś natomiast wielki, obosieczny topór, którego niejeden osiłek i waligóra by nie podniósł. Mimo to, nie dochodziło miedzy wami do większych sprzeczek. Fergus Zippos - jak an krasnoluda przystało - był bezpośredni w obyciu, co i wam pasowało, jako ludziom prostym. Pod koniec dnia zajechaliście do przydrożnego zajazdu pod "Bezgłowym kurem". Nazwa była nieco dziwna, ale Sophia wydedukowała, że może mają tu niezły rosół. Krasnolud stwierdził, że wolałby dobre piwo, co potwierdziliście. Wnętrze było średnio zatłoczone, w głównej sali przy stołach siedzieli głównie kupcy - upasieni jak dorodne świnie. Strawę i napitkę nosiła typowa karczemna dziewka, którą typowo wszyscy klepali po tyłku i szczypali.Za szynkwasem stał typowy gruby karczmarz, który typowo dla karczmarza czyścił kufel.
  6. Rozdział należy skomentować tak: MEET THE ANTAGONIST! Wyraźnie widać, kto tu jest (na pierwszy rzut bere... oka) schwartz charakterem. Zapowiada się ciekawie. Niezwykle ciekawie. Ale po co tu spoilerować? Do czytania!
  7. - A co się interesujesz, drągalu? Ech, wy ludzie... Wszędzie wściubiacie nochala... - Krasnolud wysmarkał się tęgo, po czym wytarł nos w wierzch dłoni. - Na wozie są moje towary na sprzedaż. Handluję, owszem, nie zaprzeczę. Towary luksusowe... he, he... że się tak wyrażę. Dla bardzo specjalnej klienteli. A bardzo specjalna klientela płaci bardzo specjalne sumki orenów. Krasnolud podrapał się po kruczoczarnej brodzie. Zamyślił się. Koła wozu terkotały, Fryderyk załatwił się na gościniec. Słońce świeciło, choć na zachodzie zbierały się ciemne, deszczowe chmury. Sophia jechała nieco z tyłu, lustrowała Zipposa przenikliwym, badawczym spojrzeniem. Czekała tylko na okazję, żeby sprawdzić, co to za luksusowe towary.
  8. Dobra, wygraliście. Włączam komentarze w rozdziale VI. Niech się dzieje wola Nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba.
  9. Jak ja lubię czytać te komentarze... Rozpiera mnie duma jak czytelnicy interesują się moimi wypocinami. Tak więc krytyka pozytywna są mile widziane. Tak więc... @Krivarr Bardzo raduje mnie, że podoba ci się klimat, fabuła i postacie, bo to najważniejsze cechy tej ( i w sumie każdej innej ) opowieści. Jestem świadom niedoróbek technicznych, gdyż w tych kwestiach już tak dobry nie jestem. Staram się naśladować styl pisania Sapkowskiego, ale wiadomo, że ja - taki robaczek nieboraczek - nie stworzę bezbłędnego dzieła. Szczególnie technicznie. Powyżej ktoś już wstawił się za mną i pokazał, jak kucyki trzymają różne przedmioty. Ja tylko dołożę przykład Big Macintosha i Cheerlie trzymających małe kieliszki. Co do drugiej bolączki... Nie wiem, czy chodzi Ci o nazewnictwo czy sam fakt wykorzystywania tych partii ciała. Kucyki w serialu dość swobodnie gestykulują kopytami, więc uznałem, że i "oprzeć się na łokciach" mogą. Jeśli boli Cię tu nazewnictwo... No, to należy mi się kop w rzyć, bo faktycznie nie przykładałem do anatomii kucyków dużej wagi. Postaram się to w przyszłości naprawić, a w swoim czasie poprawić istniejące rozdziały. Dziękuję serdecznie za wytknięcie, co Ci się nie podobało i co uważałeś za błąd. To naprawdę pomaga w procesie tworzenia późniejszych rozdziałów. Dziękuję również za przeczytanie i pozostawienie komentarza. @aTOM Dzięki za wskazówki, chętnie z nich skorzystam. Szczerze to nie wiem, o którego pegaza Ci chodzi... Bo jeśli o tego, o którym myślę, to chyba spudłowałeś. A reszta? Wiedziałem. Fucken, wiedziałem, że komuś Spylline wpadnie w gusta i ktoś zacytuje jej... em... Jak się to gramatycznie nazywa? (Dowód jaki profesjonalista ze mnie.) Oj, tak. W zasadzie to osiągnąłem, co chciałem osiągnąć. Przedstawiłem kilka nowych postaci oraz przygotowałem grunt przed nadchodzącymi wydarzeniami. Oraz pobudziłem ciekawość. @Wszyscy Dzięki wielkie za motywujące słowa!
  10. Luuuuudzieeeee! Tu rozdział nowy! Rozdział! Tak jest. Wychodzi nowy rozdział, jeszcze ciepły. Jest krótszy o kilka stron niż zwykle, ale tylko kilka. Norma trzydziestu stronic została wyrobiona, więc nie ma co narzekać. Rozdział zawiera jedno śladowe ilości mordobicia i ciachania wiedźmim mieczem, ale w zamian za to poznacie kilka interesujących person. Nie przedłużając... Rozdział szósty "O drugiej stronie miecza" Jest też kilka ogłoszeń! Po pierwsze: do mojej Drużyny Pięści Cienia dołączył Sin Judge Zandi, którego witam ciepło i serdecznie! Po drugie: Wiedźma rozpoczęła podbój zagranicznego fandomu! Od 14 kwietnia anglojęzyczna wersja opowieści o pasiastej wiedźmie jest dostępna na Fimfiction. Zachęcam do odwiedzenia jej tam i ewentualnym pozostawieniu komentarza. Jeżeli tylko znacie kogoś, komu opowiadanie mogło by się spodobać, koniecznie mu je pokażcie. The Witch Za tłumaczenie dziękujemy Panu aTOMowi, a za korektę Skrybie Spike'owi. Po trzecie i najważniejsze: miłego czytania.
  11. Dzięki. Lubię Cię. Lubię twój post. Kolejna osoba komentująca dużo, dużo dla mnie znaczy. Zwłaszcza jeśli to komentarz wyrażający coś więcej niż "fajne". Bardzo cieszy mnie, że czuć ten klimat. O to najbardziej mi chodziło. Za szybka akcja... w sumie już druga osoba mi to mówi, więc może faktycznie coś w tym jest. Zbadam to ; ) Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.
  12. - Ale syf - skwitował z kamienną twarzą Agrash. Trzeba było mu to przyznać. Mordok z obojętną miną lustrował ciało spojrzeniem, doktor Saw miał na ludzkiej twarzy wypisany strach, obrzydzenie i fascynację. Uklęknął przy zwłokach i zaczął je skanować omni-kluczem. Mruczał pod nosem jakieś dziwne słowa. - Tak, tak... - mówiła pani kapitan. - Napić się... To na trzeźwo jest nie do przełknięcia. - Dobrze się czujesz? - spytał Agrash. Nuta troski zabrzmiała w jego ostrym krogańskim głosie. Turianka omiotła was wzrokiem, zatrzymała się an tobie i patrzyła przez chwilę. W tym czasie Mordok również ukląkł obok trupa i zaczął majstrować przy jego omni-kluczu. - Quarianin bez hełmu - powiedziała Paraxia w końcu. - Teraz to... Co dalej? Asari z kutasem?
  13. Jedni piszą dla chwały, fanów albo wyświetleń. Ja piszę dla fan-artów. Jestem Zodiak z Polski. Brony. Chwalcie Pana, bo oto ukazuje się rozdział piąty. PIĄTY! Po długiej przerwie wracamy z 37 stronami! I tu ogłoszenie do każdego z Was: potrzebuję pomocy, ekipy. Moi korektorzy i prerederzy są świetni, ale jest ich mało. Przyda mi się pomoc ludzi, którzy ogarniają w bardzo dobrym stopniu ortografię, gramatykę itp. Ktoś, kto ma czas i ochotę i z dyktand dostawał same piątki jest cholernie mile widziany. Przewidywane atrakcyjne nagrody: imię na liście listy płac, moja wdzięczność, możliwość przeczytania nowego rozdziału przed publikacją oraz hug od Chromii. Ehem... To tyle. Pozdrawiam .
  14. - To albo cholerny zbieg okoliczności, albo jakieś bóstwo postanowiło dla krotochwili zabawić się naszym losem - mruknął. - Bo mnie tez droga do Flotsam. To starego kamrata... Hm, skoro jedziemy w tą samą stronę to chyba na razie jesteśmy na siebie skazani, co? Dobrze po waszych minach wnioskuję, że nie ufacie mi, ja nie ufam wam... Ha, ha, ha. To powinno być ciekawe... Fergus usadowił się i trzepnął lejcami muła. - Wio, Fryderyku! Sopkia uniosła brew i spojrzała na ciebie. Fryderyk? mówiło jej spojrzenie. Naprawdę? Nazwał muła "Fryderyk"? Towary na wozie zabrzęczały jak metal, kiedy wóz najechał na jakiś kamień. Zippos zabrzmiał paskudnie, kiedy z jego usta padło niecenzuralne słowo, komentujące to zajście.
  15. - Jestem Fergus Zippos, a rusz mój wóz... A, to już mówiłem. - Krasnolud o imieniu Fergus splunął soczyście. - Jeszczeście mnie nie ubili, a pannica klingę w ręku miała. Doobra. Załóżmy, że nie chcecie mnie okraść... Uwierzcie mi - powiedział groźnie, aż ciarki cie przeszły. - Nie chcecie. Tak. Zdecydowanie krasnolud ten wyglądał, brzmiał i pachniał naprawdę wrogo i groźnie. Choć może to były tylko pozory, jednak czułeś, ze lepiej jest zachować bezpieczną odległość. Sophia spojrzała na ciebie i na krasnoluda. W jej spojrzeniu była wątpliwość, ale i błysk. Może ciekawość - Najemniki, mówicie, jesteście? - spytał krasnolud, pakując się na wóz. - Aaa, zacny zawód. Zacny. Iście mnóstwo zacnych i ciekawych person można spotkać. I tych mniej też, niech im, kurwim synom, grzyb na łapach wyrośnie. To skąd i gdzie was niesie?
  16. Sophia rzuciła swój miecz i wzniosła ręce, jej twarz lekko pobladła. Rozpędzony krasnolud wyhamował i zatrzymał się obok. Był, rzecz jasna i oczywista, niski. Nie miał na sobie koszuli, jeno spodnie i ciężkie buty. Mięśnie miał rzeźbione, niby w kamieniu przez mistrza młotka i dłuta. Sapał jak tur i skakał po was piorunującym spojrzeniem. Nie przekonałeś go widać dostatecznie, ale przynajmniej już nie szarżuje. - Łapy precz od wozu, bo urwę przy samej rzyci! Zasrane drągale... Coście za jedni? I czego myszkujecie przy mojej własności?
  17. A natenczas kiedy tylko zbliżyłeś się do wozu, oboje z Sophią usłyszeliście potężny ryk. Konie spłoszyły się, zaczęły wierzgać. Czarnowłosa złapała za miecz i krzyknęła, rozglądając się z przerażoną miną. Cyntia podskoczyła pod tobą, ze mało nie spadłeś. Wydawało się, że to najgorszy potwór, że smok albo demon. Ale prawda była o wiele gorsza. Oto w waszą stronę pędził przez wysoką trawę zły jak osa krasnolud. Wielka czarna broda sięgała mu do pasa, a bujna czupryna powiewała w pędzie. Krasnolud darł się niesamowicie. Był krępy i szeroki w barkach, wyglądał prawie jak kwadrat. A bicepsy miał prawie jak Sophia talię. - Mnie będą okradać imperialistyczne świnie!? Won mi, skurwysyny! - darł się, pędząc na was jak byk.
  18. I zobaczyłeś... twarz. Niby ludzką, ale nie. Niby turiańską, ale też nie. to była hybryda. Miał rogowatą, szorstką skórę, małe szczękoczułki i turiańskie oczy. Na głowie miał ludzkie włosy nos, kształt samej twarzy tez się zgadzał z ludzkim. Na tej przerażającej, groteskowej twarzy widniał szyderczy uśmieszek, zza którego błyskały kły. - Musze się napić. Dużo - westchnęła Paraxia. - Bardzo dużo. Co to, kurwa, jest?! Agrash skomentował to tylko dwoma słowami. Mordok miał twarz zimną i nieruchomą jak posąg. - Ja... - stęknął Saw. - Och, mein Gott...
  19. Turianka odetchnęła i oparła się o ścianę, kroganin zaklął. Doktor Saw pozbierał się zza swojego biurka i złapał za głowę, z łysego czoła ciekła stróżka krwi. Medyk podniósł się i jęknął boleśnie, stęknął. Wkrótce na równe nogi wstał też mordok. Salarianin razem z człowiekiem spostrzegli inną barwę krwi. - Hm... - zamyślił się doktor. - Kończyny ludzkhie, aber... krew jest... Mordok zamiast mówić, podszedł do szaraka i zdjął z niego kaptur zwiadowczy. I zaklął. Agrash, kiedy spojrzał na trupa, opuścił ręce z wrażenia. Człowiek zmienił barwę skóry na niezwykle jasną, zbladł. W oczach Paraxii zobaczyłeś nieprzenikniony, głęboki strach.
  20. W mieście zostaliście jeszcze przez cztery dni. Przez ten czas zjedliście, popiliście oraz kupiłeś sobie konia. Wyruszyliście na wschód, w stronę Piany, Murviel i Białego Mostu. Podążaliście do miejsca, gdzie stykają się wszystkie cztery królestwa. Taka była koncepcja Sophii, która chciała dotrzeć w tamto miejsce, by potem zdecydować, gdzie się udać. W zasadzie, celem waszym było małe temerskie miasteczko - Flotsam, skąd mogliście pojechać do każdego z królestw. Przez kolejne dni przemierzaliście główny trakt. Pogoda była bardzo dobra, słońce przyświecało wam, zalewając przyjemnym ciepłem. Na nader często uczęszczanym trakcie nietrudno było o spotkanie jakichś interesujących person. I tak spotkaliście wielu kupców, w tym także krasnoludzkich. Innych najemników, których czasem nawet znaliście. Raz spotkaliście nawet magiczkę, ale nie było to miłe spotkanie. Piękna niewiasta o kruczoczarnych jak u Sophii włosach i obsydianową gwiazdą była niezwykle zimna i zarozumiała. Sophia później nazwała ją i inne czarodziejki sukami, którym od braku dobrego chędożenia poprzewracało się w głowach. Cóż, nie było to takie bezpodstawne stwierdzenie. Wasza wędrówka trwała w najlepsze, zaprzyjaźniliście się , zżyliście. To dobrze, bowiem nadchodzące wydarzenia w znaczmy stopniu wymagać będą od was współpracy i wzajemnego zaufania. Gdy byliście w połowie drogi z Rinde do Piany, natrafiliście na wóz. Opuszczony, ale nie do końca. Była na nim sterta śmieci, jakiś bliżej nie zidentyfikowany złom. Do wozu był zaprzęgnięty muł, którego jedyną reakcją na wasze pojawienie się, było odtrącanie kolejnych much z zadu. Nigdzie nie było właściciela.
  21. Reszta poszła szybko. Szaraka wykończyła Paraxia. Twoje porażenie sparaliżowało go na moment, jęknął z bólu. Wtedy turianka w tanecznym piruecie cięła go omni-ostrzami. Posoka zachlapała ścianę. Zauważyłeś coś dziwnego, coś niepokojącego. To nie była ludzka krew. Miała inny, bardziej niebieski odcień. Paraxia po cięciu w pierś, uderzyła w gardło, a potem przebiła napastnika. Ten zacharczał tylko, padł na podłogę i zadrżał spazmatycznie. Taki był koniec Szaraka. - Skurwiel - syknęła turianka, po czym siarczyście splunęła.
  22. Seria poszła gładko. Wyssanie energii pozbawiło go tarcz, nie zdążył zareagować. Strzał z pistoletu zranił go w bark, wtedy postawił tarczę. Kolejne strzały zostały zamortyzowane. - Brawo, brawo. Chylę czoła - zaśmiał się. Obok ciebie stanął Mordok z uniesionym mieczem. Paraxia i Agrash już wstali i szykowali się do jatki. - Znalazłeś sobie kompanię, ha! Brawo, adaptujesz się, zaczynaliśmy się bać, że jednak jesteś niezdolny do adaptacji. Bardzo... dobrze! - krzyknął i rzucił odkształcenie w waszą stronę, następnie od razu ciął biczem. Zanim kula doleciała do was, bicz ją sięgnął. Eksplozja posłała was na ściany. Bolało strasznie. Eksplozja nie sięgnęła Agrasha i Paraxii. Kroganin zaszarżował i uderzeniem posłał Szaraka na ścianę, potem złapał go i cisnął na drugi koniec stacji.
  23. - Ja chcę jeszcze raz! - zawołał uradowany, potem zbladł i wyrzygał się w dół z półki skalnej. - Albo nie, jednak nie. A może? Sam nie wiem? Jakby wziąć pod uwagę grawitacje i ruch obrotowy planety... Nie, chędożyć to! A właśnie, a propos... Masz może chusteczki przy sobie? Nie? Trudno. W skalnej ścianie widziałeś wielkie mosiężne drzwi. Nie widziałeś, jak mogą się otwierać. Były zwyczajnie za duże. Na dole, na wysokości twojej głowy było coś, co przypominało dziurkę od klucza. Gold Sprocket podszedł do wielkich drzwi i zaczął grzebać w kieszeniach. Wyciągnął grzebień, klucz francuski, paczkę złotych prezerwatyw, luksusowe papierosy, luksusową fajkę, luksusowy nóż... ćwierćlitrową Luksusową. W końcu przestał, otworzył flaszkę i wypił kilka łyków, po czym podał ci ją. Podrapał się i uderzył w twarz. Zdjął swój cylinder i stamtąd wyciągnął klucz. Włożył go do dziurki i przekręcił. Drzwi powoli zaczęły podnosić się ku górze.
  24. - Zaraz obok bordelu! "Pod sterczącym..." - Dobry człowieku - szybko przerwała Sophia. - ... sutkiem". - Powiedzcie, gdzie znaleźć tą zacną karczmę i ten zamtuz o jakże cudnej nazwie? - No to, nigdzie indziej, jak tam, o! - wskazał jedną z bocznych ulic. - Tamtędy i traficie musowo.
  25. - Co? - Podniósł na ciebie zaspane, umęczone oczy. - Czego, panie? Karczma? Jak karczma to tylko jedna. "Pod wołowym kotletem". Ale niechaj cię, panoczku, ta nazwa nie zwiedzie. Kotlet, a owszem, dobry. Ale piwo... Uderzył się pięściami w pierś dwukrotnie i spojrzał rozmarzonym wzrokiem w niebo. - piwo jakoby nektar bogów, jak mleko z piersi Melitele! Jak raz pokosztujecie, to ani chybi nigdy nie będziecie chcieli skosztować innego. Niech mu jaja zwiędną, jeśli łżę!
×
×
  • Utwórz nowe...