Skocz do zawartości

Zodiak

Brony
  • Zawartość

    645
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Zodiak

  1. - Ktoś cię wychędożył bez łoju, chłopcze - parsknął wiedźmin. - No tak... Jest nieciekawie. Bardzo. Wpadliście w gówno po same uszy. I wiesz co? Z chęcią bym was tak po prostu zostawił, ale coś mi mówi, że możecie się przydać. Nie wiem jak, nie wiem do czego, ale mam takie przeczucie. A moje przeczucia bardzo często okazuje się słuszne. Rogerze Paulusie, czy jak ci tam. Ta ziemia została przeklęta przez parszywą, ale niezwykle potężną istotę. Na tyle, że może się nią zainteresować rada i Kapituła. A do tego dopuścić nie wolno. Nie wolno pozwolić magom, żeby zamaczali tu swoje paskudne paluchy. A wiesz czemu?
  2. - Nie... Nie, jest w porządku - odetchnęła i uśmiechnęła się lekko. - Ale wparowaliście tu w ostatniej chwili. Czarnowłosa spojrzała na wiedźmina, który klął i patrzył na leżące na ziemi kości. Zabójca potworów kręcił głową i warczał cicho. Sophia patrzyła na niego z uwagą i ciekawością. Potem spojrzała na ciebie. Na jej policzku widniała świeża, niezbyt głęboko, ale długa rana. Materiał na bliznę. - A więc to jest jeden ze sławnych wiedźminów? - zapytała cię, myśląc, że zabójca potworów nie słyszy. - Tak, panienko, ale nie frasuj się. Nie rzucę na ciebie uroku, żeby potem zwieść na manowce i potem wychędożyć - odezwał się wiedźmin, nawet się do was nie odwracając.
  3. No proszę, kolejny rozdział. Brawo! Fabuła leci do przodu i to w szybkim tempie. Ale, co najważniejsze, nie za szybkim. Lock podejmuje kilka decyzji, poznaje kilka postaci i dowiaduje się kilku rzeczy. Rozdział jest dla fabuły bardzo istotny. Nie ma co do tego wątpliwości. Czyta się tak samo przyjemnie jak rozdział pierwszy, tu wiele się nie zmieniło. Ares poprawił tylko trochę błędów. Cóż, jakieś jeszcze pewnie da się znaleźć, ale na tle całego opowiadania nie powinny przeszkadzać. Jest wiele gorzej napisanych fanficów. Ogólnie, polecam kolejny rozdział bezwzględnie.
  4. Tylko pokręciła głową. - Musisz tu zostać pod obserwacją doktora Saw'a. Nie bój się, masz moje słowo, że to tylko i wyłącznie dla dobra twojego i reszty załogi. Żadnych... eksperymentów. Prawda, Saw? - Ja - odparł doktor i wyprostował się jak strona. - Naturlich! - Dobrze. - Kiwnęła głową. - Ja idę znaleźć Agrasha. Zostałeś sam z doktorem, po wcześniejszych objawach nie pozostało nic. - Możhesz - zaczął człowiek - chos phowiedzieć o thym, cho się sthało? Oshobisthe odczucia?
  5. "Kopę lat, Wreckers! Dawno nie gadaliśmy, ale mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałeś. Ja o tobie pamiętam. W każdym razie, wysyłam ci zaproszenie na domówke, którą urządzam. Wpadnij z jakąś pannicą, będzie ubaw. Twój przyjaciel ze SDUJ Clock Horn"
  6. Ona sama syknęła boleśnie i strzeliła karkiem. - Zachowywałeś się, jakby cię zły duch opętał - powiedziała. - Nie chcę... Nie chcę nawet myśleć... Dlaczego podejrzewasz Agrasha? O możliwość wystąpienia podobnych objawów? - Z phewnością - wtrącił się człowiek - chodzi thu o biothykę. Mhożliwe, żhe minerał, kthóry odnaleźliście na astheroidzie mhoże w jakhiś dziwny sposób oddziaływać na biothyków.
  7. Uderzenie przywróciło ci jasność widzenia. Nie było już quarian. Ani ich spojrzeń. Było zszokowane, przerażone spojrzenie człowieka. I widok turianki, którą twoje uderzenie posłało na szybę. Paraxia wylądowała na podłodze z głuchym łupnięciem. Człowiek powoli cofał się z przerażeniem, ręce mu się trzęsły, szczekał zębami. Turianka zaklęła paskudnie, łapiąc się za głowę. Oparła się ręką o pękniętą szybę, po czym wstała. - Mamy... problem - stęknęła do ciebie.
  8. Lyra podziękowała za kolejną kolejkę i poszła na górę. Ty również poszedłeś spać. Kolejnego dnia, poprzedzonego kolejnym snem o Octavii, obudziłeś się z niewielkim kacem. Łyk soku skutecznie cię orzeźwił. Lyry nigdzie nie było, co znaczy, że obudziła się wcześniej i gdzieś wyszła. Zostały jej rzeczy. Tradycyjnie zaglądnąłeś do skrzynki pocztowej, jak co ranka i znalazłeś... zaproszenie. Od niejakiego Clock Horn'a.
  9. Błyski... Światło, ciemność. Hełm. Quariański hełm, sylwetka. Kobieta. Patrzy an ciebie z góry, obok staje kolejny quarianin, mężczyzna. Obejmuje ją ramieniem, ona opiera głowę o jego ramię, oboje patrzą na ciebie. Tallon... Paraxia. Stoi nad tobą, patrzy z przerażeniem na twarzy. Obok krząta się człowiek. Jest łysy, ma siwą, dużą brodę. Nagle ból w szyi. I otrzeźwienie. Ciemność odchodzi, ustępując miejsca rzeczywistości. - Trace... Trace! - Głos Paraxii.
  10. - Cholera, milcz. Nic nie mów. Oszczędzaj siły! Kurwa. Saw! Saw, gdzie ty jesteś?! Obraz uciekał ci sprzed oczu. Chwilami całkowicie traciłeś wzrok. Powoli czucie. Za chwilę znowu je odzyskiwałeś i widziałeś białe światło lamp w stacji medycznej. Słyszałeś wibrujący głos Paraxi i inny głos. Chyba ludzki. Twardy, ostry i dziwnie akcentujący. Tallon'Nahirr nar Rayya... Usłysz nas...
  11. - Wyglądasz... kiepsko - stwierdziła. - Chodź, zabiorę cię na stację medyczną. Ta jebana asteroida... Trzeba ją zniszczyć. A Handlarz zapłaci słoną cenę. Turianka wsparła cię własnym ramieniem i zaczęła wyprowadzać z jej kajuty. Potem przez windę do messy, gdzie była też stacja medyczna. Czułeś się słabo, źle. Miałeś zawroty głowy, a skroń pulsowała ci tępym bólem.
  12. Z gniewem przyszło coś jeszcze. Chłód. Zimno spłynęło przez całe twoje trzewia, szczególnie upodobniając sobie okolice serca. Ból uderzył w skronie, jednak w sposób, którego nigdy nie odczuwałeś. Może to efekt działania tajemniczego minerału, może coś innego. Cierpienie omijające szerokim łukiem ciało. Ból dławiący duszę. I miałeś nikłą nadzieję, że to wynik wspomnień. Bo jeśli to byłaby wina minerału... Ból odpędził nagły dotyk czegoś szorstkiego, ale delikatnego zarazem. - Hej - powiedziała Paraxia, łapiąc Cię za ramię. - Nie jesteś już sam.
  13. @aTOM Cóż... Kiepem będę, jeśli nie przyznam, że tekst nie jest mojego autorstwa (ten o neutralności). Jego autorem jest Ares Prime, który pomagał mi podczas pisania. Bez niego tego fanfica nie byłoby wcale. Dla niego.
  14. A wienc w konicu siem pojawiło. Powiem tylko tyle, że naprawdę warte jest przeczytania. Jest to bardzo dobrze napisane opowiadanie, bez wielkich błędów, a za to z bardzo ciekawą fabułą. Co prawda, na razie wiele się nie dowiadujemy, ale to, czego się dowiadujemy powinno wystarczyć. Główna postać wydaje się typowym do bólu najemnikiem , ale jedna krótka wzmianka i od razu widać, że ma za sobą jakąś ciekawą historię. Czyta się miło, na jednym, że tak powiem, wdechu. Zdecydowanie polecam każdemu.
  15. @aTOM Na opinię tego pana czekałem. No cóż, piszę to dość szybko. "Kfiatki" będą zawsze się trafiać. Gandzia stara się jak może, ale nawet on nie wyłapie wszystkiego. AppleminePL, Ares i Sandro też. Ale widzę, że nie przeszkadza to zbytnio w odbiorze, wnioskuję po pozytywnym komentarzu. Brutalne. Prawda. I taki ten świat ma być. Ale spokojnie, moi broniacy. To jeszcze małe piwo w porównaniu z tym, co nadchodzi.
  16. @Gadzia. Nie mamy żadnego Błajana. Mamy Szajrusza Szyrejszkiego Mordercze. Mosze być?
  17. Ludu Jełozolimy! Daję Wam... Czwałty Łozdział Wiedźmy! I pamiętajcie! Łym jest waszym przyjacielem!
  18. Turianka chwyciła cię za dłoń i ucisnęła. Problem z turianami polegał na tym, że z ich twarzy nie dało się wyczytać wiele emocji. Turianka patrzyła na ciebie i nie wiedziałeś, czy się usmiecha czy robi inną minę. Widziałeś, że drgają jej szczękoczułki. - Witamy na pokładzie! Teraz zostaje tylko noc z kapitanem statku, jako przysięga.
  19. Szkielet z kosą zakręcił się w miejscu. Uskoczyłeś przed cięciem i jednym susem doskoczyłeś do potwora i uderzeniem rękojeścią posłałeś w niebyt. Rozprawienie się z włócznikiem było kwestią sekund. W pojedynkę te potwory były praktycznie niegroźne. We trójkę walka przychodziła łatwo jak krojenie chleba. Nieumarli padali pod ciosami waszych mieczy jak zboże w czasie żniw. Resztka nieumarłych samoistnie rozleciała się w kupę kości, gdy tylko większość z nich padła. - Kurwa - zaklął wiedźmin. - Moja kryjówka spalona.
  20. Taktyka zaowocowała zepchnięciem potworności w tył, a w końcu rozpadu potwora. Nawet nie zdążył cię drasnąć. Jego dwaj kompani zaklekotali groźnie i ruszyli na ciebie. Kosa śmignęła w powietrzu tuż obok twej głowy. Ten z włócznią nadal próbował cię obejść. Jednak bez tarczownika, ich przewaga na bliską odległość stopniała jak śnieg na wiosnę. Kątem oka zobaczyłeś, jak Sophia ma podobny problem i radzi sobie całkiem nieźle, chyba wykombinowała to samo, co ty. Wiedźmin... No, wiedźmin śmigał ze swoim mieczem, wykręcał piruety i słał kolejne potwory w niebyt. Jak to wiedźmin.
  21. Ten z mieczem i tarczą zaatakował, a jego dwaj kamraci obchodzili cię z boków, osłaniając kolegę. Ten z tarczą wyprowadzał szybkie, zwinne, lecz niezbyt mocne cięcia, łatwe do sparowania. Jednak szybkość z jaką wyprowadzał kolejne ataki uniemożliwiała sprawną kontrę, a wycofanie się było ryzykowne, ze względu na duży zasięg broni innych szkieletów.
  22. Strategia o tyle nieskuteczna, gdyż próbowałeś okrążyć trzech przeciwników. Sam. Szkielet z kosą znowu zaatakował, tnąc na odlew. Jeszcze raz udało ci się uniknąć cięcia,a le teraz szkielet z włócznią zaatakował w tym samym momencie, kiedy ten z kosą schował się za tarczownikiem. Udało ci się odbić uderzenie, jednak grot zranił cię ramię. Nie była to zbyt głęboka rana, jednak była bardzo bolesna.
  23. Szkielety uzbrojone wszelakie narzędzie do robienia krzywdy ruszały się niezwykle... żywo, jak na swój stan. Na ciebie rzuciły się trze. Jeden z mieczem i tarczą, drugi z... kosą, a trzeci z czymś, co przypominało włócznie. Ten z kosą nadbiegł i ciął poziomo, na wysokości głowy. Uchyliłeś się przed ciosem, ale nie zdążyłeś skontrować, gdyż szkielet schował się za kolegą z tarczą. Ten z włócznią obchodził cię bokiem, jakby chciał okrążyć.
  24. - Masz poważne luki w wykształceniu - zachichotała. - Ale mimo to jesteś... pożyteczny, ze tak to ujmę. Jesteś tutaj tylko kilkanaście godzin, a już zrobiłeś więcej niż niektórzy z najemników zrobili w ogóle. Powiedz... Masz jakieś plany? Ambicje? Może pragnienia? Bogactwa, sławy... Może szukasz miłości albo zemsty? Nieważne, co by to było - możemy pomóc ci to osiągnąć. My - Czarne Księżyce! Turianka podeszła do ciebie i położyła ci dłoń na ramieniu. - Składam ci propozycję: dołącz do nas. Przydasz się. Bardzo. A sam nie pożałujesz. Dbamy o swoich. - Paraxia lekko zmrużyła oczy. - Zwłaszcza o takich jak ty.
  25. Wiedźmin poprowadził cię ukrytym przejściem, które prowadziło długim korytarzem do wyjścia, nieco dalej dziury, którą się przeciskałeś. Wyszliście na zewnątrz, do zniszczonej, martwej krainy. Pomknęliście pomiędzy drzewami jak cienie. Nagle wiedźmin zatrzymał się i tobie kazał zrobić to samo. Przed wami kilkanaście, może nawet ponad dwadzieścia żywych trupów otaczało Sophię ze wszystkich stron. Czarnowłosa trzymała miecz wysoko i była gotowa do walki. Zanim się obejrzałeś, wiedźmin też był. - No chodź, pokaż, co potrafisz, wojowniku - powiedział do ciebie z lekkim uśmiechem.
×
×
  • Utwórz nowe...