Skocz do zawartości

Zodiak

Brony
  • Zawartość

    645
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Zodiak

  1. - Spokojnie, jest jeszcze nieprzytomny. Ale trzymajcie go, chłopcy - rozkazała Paraxia. Dane pobierały się szybko, było ich całkiem sporawo. Było to również diablo łatwe. Hm, coś ci nie pasowało. - Ehe... Ehe... - zakaszlał schwytany i podniósł głowę. - Ha... Ha, ha... Witaj, Tallonie'Nahirr. Tęskniłeś?
  2. Odzew był od razu. Drzwi otworzyły się do środka i zostałeś złapany za kołnierz, a następnie przyciśnięty do ściany, ktoś zakrył ci twarz kopytem. - Ciii... Ciii... Nie śledzili cię? Oni wiedzą! Muszę być ostrożny... Nie, chyba jest w porządku. Puścił cię, a ty mogłeś się rozejrzeć. I... No... Bardziej wytwornego, bogatego i wyzłoconego domu nie widziałeś. Złocone meble, złote ramy obrazów. Czerwone dywany, wielki zegar z kukułką, bogaty oręż na ścianach i tak dalej. - Witam! Witam w moich skromnych progach! "Skromnych", czaisz? Wcale nie są skromne! Jestem wręcz niemoralnie bogaty! Golden Sprocket był starszym jednorożcem, ubranym w elegancki czarny płaszcz oraz cylinder ze złotym kołem zębatym. Na oku miał monokl. A propos oczu. Sam lord miał białą sierść oraz... jedno oko zielone, a drugie czerwone. Tak naturalnie.
  3. - Czmychajmy stąd. Nic mnie, szczerze powiedziawszy, nie obchodzi ten wiedźmin. A temu miejscu już się nie da pomóc. W powietrzu cuchnie śmiercią. Nie mam zamiaru zdychać potem, wypluwając własne flaki. Jedź ze mną... Jesteś w porządku, nie ma sensu żebyś tu zdychał. Podwiozę cię do najbliższej osady... A potem zrobisz co zechcesz. To jak?
  4. - Ma omni klucz. Oprócz tego - nic. No i omni-ostrze, ale nie był dla mnie wyzwaniem. - Salarianin mówił przerażająco zimno i spokojnie. - Ale żyje, spokojnie. Agrash podszedł do niego i noga przekręcił na plecy. Wtedy twoim oczom ukazał się symbol Szarego Świtu na jego piersi. Krew zawrzała ci w żyłach na samo wspomnienie tej nazwy. Tyle bólu, tyle cierpienia. Tyle... zła. Człowiek drgnął na ziemi, jęknął. Zaczął mruczeć, chyba się budził.
  5. Dom ekscentrycznego lorda znajdował się w... najbiedniejszej części miast. Co w przypadku Canterlotu i tak znaczyło, że mieszkańcy byli średnio zamożni. Trafiłeś pod wskazany adres... i stwierdziłeś, że to pomyłka. bowiem był to najbardziej zniszczony, zapuszczony i brudny dom prawdopodobnie w całym Canterlot. Okna były wręcz zaciemnione kurzem, pajęczyny porozwieszane były wszędzie, pająki miały istną działkę. Cały om był poplamiony i sprawiał wrażenie, że jest opuszczony.
  6. - Powiem wprost: dostałam to samo zlecenie, co ty. Tu, w tej zapadłej norze. Od tego samego typa. Chciałam... Chciałam, żebyś mi pomógł z tym rzekomym charakternikiem. Potem miałam cię po prostu wyprzedzić i pierwsza odebrać zapłatę. Takie było założenie. Ale teraz... - Spojrzała na zgliszcza wioski. - Nie. To nie jest miejsce dla mnie. Nie boję się walki, ani śmierci zadanej mieczem. A tu? Ty widzisz ilość zwłok? Czujesz zapach? Roger, łatwiej tu o jaką zarazę niż o syf od kurwy. Nie wiem, ile on tu jest, ale nie wierzę, żeby zdołał przeżyć długo i nie zachorować.
  7. - Mamy cel, mamy agenta. Bardzo dobrze... Choć może nawet za dobrze. Tak się zastanawiam - mruczała Paraxia - czy to nie pułapka? Tak, to też jest jakaś możliwość... Paraxia zastanawiała się tak jeszcze przez dłuższą chwilę, gdy oczekiwaliście na wieści od Mordoka. Agrash z nudów zrobił sobie niewielką kulę biotyczną i zaczął się nią bawić.Ty poczułeś znowu impuls. Doktor Saw znów zaczął skanowanie. Nie bolało, nie piekło, nie swędziało, więc było dobrze. Nie poczułeś potrzeby zrobienia mu krzywdy. Mijały minuty, kwadranse. W końcu upłynęła cała godzina. Jednak Mordok w końcu odezwał się. Jego polowanie zakończyło się. Zakończyło się powodzeniem. Po kolejnych kilkunastu minutach w stacji medycznej pojawiło się dwóch najemników oraz Mordok. Wlekli za ramiona człowieka w lekkim pancerzu. Całym szarym. Na głowie miał kaptur zwiadowczy. - Misja zakończona sukcesem - powiedział bez emocji salarianin. - Ten szczur zdążył sobie zrobić na dole przytulne gniazdko.
  8. - Aktem miłosierdzia byłoby dobić tych kmiotków - mruknął wiedźmin. - Roger... - szepnęła Sophia, klepiąc cię w ramię. - Muszę ci coś wyznać... Ale na osobności. - Spokojnie, nie mam w zwyczaju podsłuchiwać - rzekł wiedźmin i zarechotał ponuro. Czarnowłosa popatrzyła na niego dziwnie, jakby z obawą. - Poszukajcie kogoś, kto jeszcze jako tako trzyma się na nogach. Nie zaszkodzi spróbować jeszcze raz.
  9. Wiedźmin wyprowadził was z lasu na zniszczone pola. Warzywa leżały tak zgniłe, zboże poczerniało i wyschło. W powietrzu krążyły wrony i kruki, skrzecząc złowrogo. Ciemne chmury spowijały niebo, otaczały okolicę jak mroczna kopuła. Idąc przez koszmar, minęliście zgniłe ścierwo krowy, dziobane przez ptaki, które nawet nie raczyły zwrócić na was uwagi i odlecieć. Ty i Sophia zatkaliście usta i nos ręką, wiedźmin szedł spokojnie, nie zwracając uwagi, że może złapać jakieś choróbsko. Wiatr zawył potępieńczo, szarpiąc szmaty, wiszące na strachu na wróble. Wiedźmin poprowadził was do zniszczonej wioski, którą wcześniej mijałeś z Sophią. Waszych uszu doszedł żałosny płacz. Okazało się, ze to jakaś kobieta zawodzi nad swoim zmarłym dzieckiem... Wiedźmin stanął na chwilę, popatrzył na nią, po czym poszedł dalej.
  10. - Zamierzałem czekać, aż On zajmie się czymś innym. Zapomni o mnie. Aż pojawił się taki Roger Paulus i wykurzył mnie z nory. Nie wiem nawet, czy On jest w okolicy. Nie walczyłem z czymś takim jeszcze nigdy. Wiatr zawiał, gałęzie zakołysały się, kości drgnęły. - Chodźmy stąd - powiedział posępnie wiedźmin. - Niedługo wstaną.
  11. Paraxia wróciła niedługo potem razem z Agrashem. Kroganin jednak nie zdradzał żadnych objaw gniewu. Wręcz przeciwnie - był o wiele spokojniejszy niż większość jego braci. - Obyło się bez rozlewu krwi - odetchnęła turianka. - Nie rozumiem, o co ten raban. Młody dostał szału. I wy sądziliście, że ja też dostanę pierdolca? - To jak z kondomem, Agrash: Lepiej mieć i nie użyć niż na odwrót.
  12. - Zdefiniuj - spojrzał na ciebie krzywo - "bezpieczne miejsce". Całe ścierwo w promieniu kilku mil budzi się do życia. Nie ważny, czy to mysz, borsuk czy człowiek. Równie dobrze możemy decydować tutaj. Tylko co zadecydować? Wiedźmin zaczął chodzić w kółko. - Zapewne ściągnęliście jego uwagę, współpraca ze mną też może mu się nie spodobać. Może poczuć się zagrożony... Hem, hem... Jakby go tu zwabić? - Spojrzał wymownie na Sophię i uśmiechnął się tajemniczo. - A może... - Nie - bez namysłu odparła czarnowłosa. - Ne wiem, o czym myślisz, ale nie licz na to.
  13. Jego omni klucz wypuścił szeroką wiązkę światła, która objęła całe twoje ciało. Doktor przyglądał się wynikom, kiwając głową i pomrukując ciągle pod nosem. Kiwał głową, mrużąc co chwilę oczy. - Taak... Theraz widzhę. Niecho zmuthowany khod ghenethyczny. Niesthety nie znam się na quariańskiej biologhii. Thu z phewnościa phomoże thurianin albo inny quarianin. Ale widzhę dwie opcjhie... W rhodzinie był kthoś, kto miał zdholności bhiotyczne. Lub twoja matkha była wythawiona na działanie piezo phodczas ciążhy.
  14. - Otóż to, flaszka wódki dla ciebie - uśmiechnął się ponuro wiedźmin. - Trzeba bydlaka zabić, zanim magowie się o nim dowiedzą. A smród tu taki, że zapewne nawet w Tretogorze go czują, skoro cię już najęto. Wiedźmin chwilę milczał. - Najął cię mag - powiedział w końcu - żebyś mnie zabił. Oszukał cię, zmanipulował. Ale fakt jest faktem. To kurwie syny. No dobrze, może przyda mi się pomoc. Zastanawiam się, co zrobimy teraz? Masz może jakis pomysł, ciekawy
  15. - Ktoś cię wychędożył bez łoju, chłopcze - parsknął wiedźmin. - No tak... Jest nieciekawie. Bardzo. Wpadliście w gówno po same uszy. I wiesz co? Z chęcią bym was tak po prostu zostawił, ale coś mi mówi, że możecie się przydać. Nie wiem jak, nie wiem do czego, ale mam takie przeczucie. A moje przeczucia bardzo często okazuje się słuszne. Rogerze Paulusie, czy jak ci tam. Ta ziemia została przeklęta przez parszywą, ale niezwykle potężną istotę. Na tyle, że może się nią zainteresować rada i Kapituła. A do tego dopuścić nie wolno. Nie wolno pozwolić magom, żeby zamaczali tu swoje paskudne paluchy. A wiesz czemu?
  16. - Nie... Nie, jest w porządku - odetchnęła i uśmiechnęła się lekko. - Ale wparowaliście tu w ostatniej chwili. Czarnowłosa spojrzała na wiedźmina, który klął i patrzył na leżące na ziemi kości. Zabójca potworów kręcił głową i warczał cicho. Sophia patrzyła na niego z uwagą i ciekawością. Potem spojrzała na ciebie. Na jej policzku widniała świeża, niezbyt głęboko, ale długa rana. Materiał na bliznę. - A więc to jest jeden ze sławnych wiedźminów? - zapytała cię, myśląc, że zabójca potworów nie słyszy. - Tak, panienko, ale nie frasuj się. Nie rzucę na ciebie uroku, żeby potem zwieść na manowce i potem wychędożyć - odezwał się wiedźmin, nawet się do was nie odwracając.
  17. No proszę, kolejny rozdział. Brawo! Fabuła leci do przodu i to w szybkim tempie. Ale, co najważniejsze, nie za szybkim. Lock podejmuje kilka decyzji, poznaje kilka postaci i dowiaduje się kilku rzeczy. Rozdział jest dla fabuły bardzo istotny. Nie ma co do tego wątpliwości. Czyta się tak samo przyjemnie jak rozdział pierwszy, tu wiele się nie zmieniło. Ares poprawił tylko trochę błędów. Cóż, jakieś jeszcze pewnie da się znaleźć, ale na tle całego opowiadania nie powinny przeszkadzać. Jest wiele gorzej napisanych fanficów. Ogólnie, polecam kolejny rozdział bezwzględnie.
  18. Tylko pokręciła głową. - Musisz tu zostać pod obserwacją doktora Saw'a. Nie bój się, masz moje słowo, że to tylko i wyłącznie dla dobra twojego i reszty załogi. Żadnych... eksperymentów. Prawda, Saw? - Ja - odparł doktor i wyprostował się jak strona. - Naturlich! - Dobrze. - Kiwnęła głową. - Ja idę znaleźć Agrasha. Zostałeś sam z doktorem, po wcześniejszych objawach nie pozostało nic. - Możhesz - zaczął człowiek - chos phowiedzieć o thym, cho się sthało? Oshobisthe odczucia?
  19. "Kopę lat, Wreckers! Dawno nie gadaliśmy, ale mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałeś. Ja o tobie pamiętam. W każdym razie, wysyłam ci zaproszenie na domówke, którą urządzam. Wpadnij z jakąś pannicą, będzie ubaw. Twój przyjaciel ze SDUJ Clock Horn"
  20. Ona sama syknęła boleśnie i strzeliła karkiem. - Zachowywałeś się, jakby cię zły duch opętał - powiedziała. - Nie chcę... Nie chcę nawet myśleć... Dlaczego podejrzewasz Agrasha? O możliwość wystąpienia podobnych objawów? - Z phewnością - wtrącił się człowiek - chodzi thu o biothykę. Mhożliwe, żhe minerał, kthóry odnaleźliście na astheroidzie mhoże w jakhiś dziwny sposób oddziaływać na biothyków.
  21. Uderzenie przywróciło ci jasność widzenia. Nie było już quarian. Ani ich spojrzeń. Było zszokowane, przerażone spojrzenie człowieka. I widok turianki, którą twoje uderzenie posłało na szybę. Paraxia wylądowała na podłodze z głuchym łupnięciem. Człowiek powoli cofał się z przerażeniem, ręce mu się trzęsły, szczekał zębami. Turianka zaklęła paskudnie, łapiąc się za głowę. Oparła się ręką o pękniętą szybę, po czym wstała. - Mamy... problem - stęknęła do ciebie.
  22. Lyra podziękowała za kolejną kolejkę i poszła na górę. Ty również poszedłeś spać. Kolejnego dnia, poprzedzonego kolejnym snem o Octavii, obudziłeś się z niewielkim kacem. Łyk soku skutecznie cię orzeźwił. Lyry nigdzie nie było, co znaczy, że obudziła się wcześniej i gdzieś wyszła. Zostały jej rzeczy. Tradycyjnie zaglądnąłeś do skrzynki pocztowej, jak co ranka i znalazłeś... zaproszenie. Od niejakiego Clock Horn'a.
  23. Błyski... Światło, ciemność. Hełm. Quariański hełm, sylwetka. Kobieta. Patrzy an ciebie z góry, obok staje kolejny quarianin, mężczyzna. Obejmuje ją ramieniem, ona opiera głowę o jego ramię, oboje patrzą na ciebie. Tallon... Paraxia. Stoi nad tobą, patrzy z przerażeniem na twarzy. Obok krząta się człowiek. Jest łysy, ma siwą, dużą brodę. Nagle ból w szyi. I otrzeźwienie. Ciemność odchodzi, ustępując miejsca rzeczywistości. - Trace... Trace! - Głos Paraxii.
  24. - Cholera, milcz. Nic nie mów. Oszczędzaj siły! Kurwa. Saw! Saw, gdzie ty jesteś?! Obraz uciekał ci sprzed oczu. Chwilami całkowicie traciłeś wzrok. Powoli czucie. Za chwilę znowu je odzyskiwałeś i widziałeś białe światło lamp w stacji medycznej. Słyszałeś wibrujący głos Paraxi i inny głos. Chyba ludzki. Twardy, ostry i dziwnie akcentujący. Tallon'Nahirr nar Rayya... Usłysz nas...
  25. - Wyglądasz... kiepsko - stwierdziła. - Chodź, zabiorę cię na stację medyczną. Ta jebana asteroida... Trzeba ją zniszczyć. A Handlarz zapłaci słoną cenę. Turianka wsparła cię własnym ramieniem i zaczęła wyprowadzać z jej kajuty. Potem przez windę do messy, gdzie była też stacja medyczna. Czułeś się słabo, źle. Miałeś zawroty głowy, a skroń pulsowała ci tępym bólem.
×
×
  • Utwórz nowe...