Skocz do zawartości

Zodiak

Brony
  • Zawartość

    645
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Zodiak

  1. Miasto nie było zbyt bogate, bo i nie miało na czym zarabiać. Po ulicach przechadzali się mieszkańcy, baby plotkowały wieszając pranie, mężczyźni naprawiali płoty, ściany, dachy albo stali oparci o naprawiany płot i pogwizdywali na przechodzące młode dziewczęta. W stajni parskały konie i uwijali się stajenni, w niewielkiej miejskiej kuźni uwijał się krasnolud w towarzystwie mężczyzny, który - nie licząc wzrostu - sam wyglądał jak krasnolud. Obaj klęli równie szpetnie, tak, ze szewc z zakładu obok łapał się za głowę. Na miejskim targowisku panował największy ruch i gwar. Sophia rozejrzała się z grzbietu Luny,s tając w strzemionach. - Cholera, nie widzę nigdzie karczmy. A nie mam zamiaru kluczyć po mieście, w nadziei, ze cudem ją znajdziemy. Moja rzyć błaga mnie o dobicie!
  2. - Bidny jacyś - burknął ten drugi, gołowąs z kwadratową szczęką. - Pospołu na jednym koni jeżdżą! - Ano, prawda. Ano, prawda... - pokiwał głową wąsacz. - Hm... Nie wyglądacie na takich, co lubią kłopoty sprawiać. A nuże się mylę? Co, panie? - Dobry człowieku - wtrąciła się Sophia, uśmiechając ładnie do wąsatego. - Jedziemy od kilku dni, zbóje napadli na nas nie dalej jak dwa dni temu i ubili memu... kamratowi konia. Głodni my, zmęczeni. Złoto mamy, chcem się tylko w karczmie zatrzymać. Wąsaty podrapał się po policzku, ten drugi głośno smarknął. - No... Dobra, wjeżdżajcie. Ale roboty nie znajdziecie raczej. Wiedźmin był i wszystko plugastwo sprzątnął, nawet żeśmy się nie obaczyli a kiedy.
  3. Miasto, a raczej miasteczko Rinde nie było wcale szczególne. Nie wyróżniało się niczym. Otoczone niezbyt kamiennym murem, raczej mającym dać mieszkańcom poczucie bezpieczeństwa, gdyż oblężenia by toto nie wytrzymało. Celniejszy strzał z katapulty, nie mówiąc o trebuszu, mógłby z łatwością go skruszyć. Dym z kominów unosił się wysoko ponad czerwone dachówki budynków, z dala już dochodził typowy gwar. Stukot kopyt, krzyki mieszkańców o przeróżnej tematyce, ale zawsze zawierające jakieś kolorowe przekleństwa. Przy bramie stało dwóch wartowników, wspierających się na halabardach, na wieży obok stał kusznik, leniwie spoglądając na wchodzących i wychodzących z miasta. Przez bramę wyjeżdżał właśnie brodaty starzec na wozie ciągniętym przez muła. Brodacz smagał muła, mrucząc pod nosem jakieś brzydko brzmiące słowa. Jego wóz był pusty. Kiedy was mijał, spojrzał na was kątem oka. - Uszanowanko - rzekł ochrypłym głosem i was minął. Kiedy dotarliście pod bramę strażnicy podnieśli wzrok, spojrzeli na was spode łba, a zaraz potem jeden z nich - niezwykle wąsaty i czarny z krzaczastymi brwiami, odezwał się niskim, grubym basem: - Stać! Kto jedzie i czego szuka?
  4. - To dobrze - uśmiechnęła się lekko. - Zawsze możemy zasłynąć jako duet, nie? Ale najpierw musimy ci znaleźć jakiegoś konia. Lubię cię, ale chyba dawno nie zażywałeś kąpieli, co? Jak myślisz, wiedźmin sobie poradzi? Zrobi, co ma zrobić... cokolwiek by to nie było. Bo ratować tam nie ma czego. Wiesz... cały czas o tym myślę, nie mogę ze łba wyrzucić tego przeklętego miejsca... O, jakbym się teraz gorzałki napiła!
  5. - Przejazdem - odparła, kręcąc głową. - Ot, zatrzymałam się na jedną noc w gospodzie i ruszyłam dalej, na Północ. Jechałam wtedy z Temerii do Koviru i Povis. Właściwie to... Może wyjedziemy z Redanii? Załużmy na to do Temerii albo Aedirn. Czarnowłosa zastanawiała się nad możliwym miejscem waszej podróży, gdy nagle spuściła głowę. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie wstydu. - Jeżeli, oczywiście, będziemy podróżować razem... Po tym, co ci powiedziałam.
  6. I nie znalazłeś go tam. Bo twój adept zapewne leżał gdzieś dalej w stacji medycznej. Agrash i Paraxia powoli zbierali się i podnosili. Mordok wyciągnął swój miecz i ustawił się w pozycji bojowej. Mieliście przewagę liczebną. Zresztą, Szarak zginie tak czy tak. Najemnicy na statku go zabiją. On sam na pewno zdaje sobie z tego sprawę, a to czyni całą te farsę jeszcze bardziej podejrzaną. - Nie frasuj się - powiedział, dobywając omni-ostrzy - i tak nie zrozumiesz. Wiedz, że Świt nie zapomniał o tobie, Trace. Nadszedł czas byś zapłacił swój dług, dał coś w zamian za moc jaka my daliśmy tobie.
  7. - Bywajcie, najemnicy. Powodzenia na szlaku - rzekł wiedźmini odszedł wgłąb wioski. Wsiadłeś na Lunę razem z Sophią i razem ruszyliście na wschód, z dala od Tretogoru, Oxenfurtu, przeklętej wsi. Jechaliście wzdłóz Pontaru, na drugim brzegu oglądając Temerską granicę i uwijających się tam gdzieniegdzie temerskich flisaków. Widzieliście też zamek należący do rodu La Valette. Ale z daleka i niezbyt wyraźnie. Po drodze mijaliście wielu wędrownych kupców, trubadurów i kaznodziei. Tylko tych pierwszych dało się słuchać. Zaś pierwszym miasteczkiem, jakie pojawiło się na waszej trasie, było redańskie Rinde.
  8. @Chief Wedle tego psota, cała moja dotychczasowa praca jest bezsensowna. Fabuła źle prowadzona, a i logiki czy konsekwencji brak. Powtórzenia, błędy ortograficzne czy gramatyczne się zdarzają bardzo często. Tego jestem świadom, jak tego, że jutro wstanie słońce. Od tego mam korektorów i prereaderów. Niestety, nikt nie chce tego fica korektorować. Błąd logiczny z pierwszego rozdziału to w istocie prawda. Do tej pory nikt go nie zauważył, więc i ja go nie widziałem. Nie po to są tu komentarze, żeby ktoś zaśmiecał mi tekst uwagami do jakichś mało istotnych zwrotów, które go rozbawiły, bądź z czymś się skojarzyły. Bardzo potrzebuję korektorów, więc jeśli ktoś chce wytykać takie błędy, zapraszam. Będę więcej niż szczęśliwy, jeżeli ktoś zechce spojrzeć na tekst i poprawić te błędy. Ale nie chcę, żeby setka komentarzy odnosiła się do pierdół zamiast istotnych rzeczy. Nie chcę być niemiły, ale skąd wiesz jak Sapkowski przedstawił swoje uniwersum, skoro nie czytałeś żadnej jego książki? To już jest twoje interpretacja tego wydarzenia. Wilki poszarpały ciało, po czym je zostawiły, a pojawienie się Chromii przyciągnęło ich uwagę. To tyle. Pamiętajmy, że mamy tu do czynienia ze stworzeniami z Lasu Everfree. Tu nie zawsze wszystko musi być zgodne z zasadami logiki. Dalej. Możliwe, że źle to rozumiem... Aczkolwiek nie pamiętam, żebym inspirował się jakimkolwiek zadaniem występującym w obu grach. Rozdział czwarty to w istocie "ponyfikacja" jednego z książkowych rozdziałów. Rozdział ten został przyjęty bardzo ciepło. Ba, była opinia, że komuś właśnie ten rozdział podobał się do tej pory najbardziej. To już jednak jest kwestia gustu i nie mnie oceniać, który rozdział jest najlepszy. Co do części o szybkości akcji, to nie wypowiem się, ale poproszę czytelników, żeby sami się wypowiedzieli. Owszem, to nie jest wykluczone, a mi bardzo trudno patrzeć krytycznie na moje własne dzieło. Dlatego pozostawię to Wam. "Jaskiera"? "Geralda"? Możliwe, że napisałeś to celowo, dla żartu. Jeśli tak, to z góry przepraszam. Ale jednak jest to pomyłka niewybaczalna dla kogoś znającego uniwersum i grającego w obie gry. Przekombinowanie Jaskra na Jaskiera to jeszcze wybaczalne, ale "Gerald"? Był nawet w książce fragment, który wyśmiewał niejako przekręcanie imienia Geralt na Gerald. I nie bardzo rozumiem, skąd ci brakuje tego Jaskiera? Nie czytałeś książek. Jaskier rzeczywiście jest narratorem w Zabójcach Królów, ale nie pamiętam, żeby tam coś przekoloryzował. W sadze był bodajże jeden, może dwa momenty, kiedy czytelnicy czytali fragment z "Ćwierci wieku poezji|". Ale nigdy opowieść nie była przez Jaskra w żaden inny sposób ubarwiana, więc nie rozumiem o co ci tu chodzi. Brakuje dramatycznych zakończeń rozdziałów? Owszem, takie zabiegi są potrzebne, ale nie w każdym rozdziale, bo w końcu zaczną męczyć. Zakończyłem w podobny sposób rozdział trzeci i pierwszy. I spokojnie, to dopiero początek historii. o ani czas ani miejsce na wybitne cliffhangery, powodujące u czytelnika chęć zabicia twórcy. "To, co w świecie wiedźmina było najważniejsze". Cholera, trudno mi to przyjąć do wiadomości od kogoś, kto wiedźmina zna z gier i serialu. W książce wcale tak dużo wyborów moralnych w skali gry nie było. W zbiorze opowiadań "Ostatnie życzenia" jest rozdział zrestytuowany "Mniejsze zło", w którym rzeczywiście można mówić o takim wyborze. Jednak podczas całej sagi nie odnosiłem wrażenia, że Geralt podejmuje jakiś wybory między złem, a złem. Biały Wilk miał swój wytyczony cel,którego się trzymał, po drodze wyświadczając kilka przysług. Oczywiście, wybory miał. Ale na pewno nie tak intensywne, jak te znane z gier. Piszę w tekście, ze kuce są potworami. A gdzie na to dowód? A powiedz mi, czy egzekucja z rozdziału pierwszego nie jest dowodem? Podmurze z tego samego rozdziału? Napad na Chromię na początku? Jej rozmowa z Veksem? O czwartym rozdziale oraz jego finale rozmawiał nie będę, gdyż nie chcę robić spoilerów potencjalnemu czytelnikowi. To chyba tyle... Naprawdę nie chcę być źle zrozumiany. Jestem bardzo wdzięczny za bardzo konstruktywną krytykę, która na pewno da mi do myślenia podczas pisania kolejnych rozdziałów. Zgadzam się z wieloma wymienionymi tu moimi potknięciami. Ale jednak muszę się bronić. Bez walki się nie poddaję. Jeżeli się pomyliłem gdzieś w tym przydługim poście to proszę mnie poprawić, człowiekiem jestem i nic, co ludzkie nie jest mi obce, a pomyłki to rzecz ludzka. Jeszcze raz dziękuję za krytykę i pozdrawiam.
  9. Czemu tu tak mało komentarzy? Przecież to świetne opowiadanie! I to jeszcze Fallout Equestria! Ech... Nie rozumiem ludzi. Kolejny rozdział, kolejna dawka strzępów informacji, a może raczej spekulacji. Obowiązkowa tajemniczość i zagadkowość na bardzo wysokim poziomie wciągają i zachęcają do śledzenia przebiegu wydarzeń oraz czekania na kolejne rozdziały. Jak w każdym Fallout EQ mamy podejrzane propozycje, składane przez równie podejrzanych typów, typowo pokręcone myśli i postacie... Słowem... Wzorowo. Naprawdę czytało się świetnie, rozdział nie jest długi, co idealnie pasuje do treści. Zodiak lubi i czeka na więcej.
  10. Przeciążenie jednak działało na zdolności techniczne i an tarcze. On miał silną barierę. Twoja biotyka była bardzo silna, jednak nie tak silna jak przez dwoma godzinami. Słabła z czasem. Seria z pistoletu uszkodziła barierę, ale on uderzył cię rzutem wytrącając broń. Następnie zaparł się i postawił kulistą barierę otaczając nią wnętrze stacji medycznej. - Nauczyłeś się czegoś nowego, mam nadzieję. Bo ja owszem. Zakręcił w powietrzu ręką, tworząc biotyczny bicz. Uderzył nim, zdążyłeś odskoczyć. Cięcie zniszczyło nosze i biurko doktora Sawa.
  11. - Uważajcie po drodze na nieumarłych - rzekł wiedźmin, który pojawił się za wami znikąd. Sophia podskoczyła w miejscu i odruchowo sięgnęła do rękojeści swojego miecza. Wiedźmin tylko uniósł ręce w obronnym geście. - Spokojnie, panienko. Powoli bo się rozpier... zniszczy. A więc odjeżdżacie? Nie dziwię się wam ani trochę. Tez bym wyjechał, ale... to, że tak powiem, sprawa osobista. Jedźcie na wschód, wgłąb Redanii. Uważajcie na szkielety i inne nieumarłe potwory. Nawet ptaki mogą być groźne. Nie dajcie się ugryźć niczemu. I nigdy nie spijcie we dwójkę na raz. A gdybyście spotkali innego wiedźmina... powiedzcie, że potrzebuję pomocy.
  12. - Spokojnie, jest jeszcze nieprzytomny. Ale trzymajcie go, chłopcy - rozkazała Paraxia. Dane pobierały się szybko, było ich całkiem sporawo. Było to również diablo łatwe. Hm, coś ci nie pasowało. - Ehe... Ehe... - zakaszlał schwytany i podniósł głowę. - Ha... Ha, ha... Witaj, Tallonie'Nahirr. Tęskniłeś?
  13. Odzew był od razu. Drzwi otworzyły się do środka i zostałeś złapany za kołnierz, a następnie przyciśnięty do ściany, ktoś zakrył ci twarz kopytem. - Ciii... Ciii... Nie śledzili cię? Oni wiedzą! Muszę być ostrożny... Nie, chyba jest w porządku. Puścił cię, a ty mogłeś się rozejrzeć. I... No... Bardziej wytwornego, bogatego i wyzłoconego domu nie widziałeś. Złocone meble, złote ramy obrazów. Czerwone dywany, wielki zegar z kukułką, bogaty oręż na ścianach i tak dalej. - Witam! Witam w moich skromnych progach! "Skromnych", czaisz? Wcale nie są skromne! Jestem wręcz niemoralnie bogaty! Golden Sprocket był starszym jednorożcem, ubranym w elegancki czarny płaszcz oraz cylinder ze złotym kołem zębatym. Na oku miał monokl. A propos oczu. Sam lord miał białą sierść oraz... jedno oko zielone, a drugie czerwone. Tak naturalnie.
  14. - Czmychajmy stąd. Nic mnie, szczerze powiedziawszy, nie obchodzi ten wiedźmin. A temu miejscu już się nie da pomóc. W powietrzu cuchnie śmiercią. Nie mam zamiaru zdychać potem, wypluwając własne flaki. Jedź ze mną... Jesteś w porządku, nie ma sensu żebyś tu zdychał. Podwiozę cię do najbliższej osady... A potem zrobisz co zechcesz. To jak?
  15. - Ma omni klucz. Oprócz tego - nic. No i omni-ostrze, ale nie był dla mnie wyzwaniem. - Salarianin mówił przerażająco zimno i spokojnie. - Ale żyje, spokojnie. Agrash podszedł do niego i noga przekręcił na plecy. Wtedy twoim oczom ukazał się symbol Szarego Świtu na jego piersi. Krew zawrzała ci w żyłach na samo wspomnienie tej nazwy. Tyle bólu, tyle cierpienia. Tyle... zła. Człowiek drgnął na ziemi, jęknął. Zaczął mruczeć, chyba się budził.
  16. Dom ekscentrycznego lorda znajdował się w... najbiedniejszej części miast. Co w przypadku Canterlotu i tak znaczyło, że mieszkańcy byli średnio zamożni. Trafiłeś pod wskazany adres... i stwierdziłeś, że to pomyłka. bowiem był to najbardziej zniszczony, zapuszczony i brudny dom prawdopodobnie w całym Canterlot. Okna były wręcz zaciemnione kurzem, pajęczyny porozwieszane były wszędzie, pająki miały istną działkę. Cały om był poplamiony i sprawiał wrażenie, że jest opuszczony.
  17. - Powiem wprost: dostałam to samo zlecenie, co ty. Tu, w tej zapadłej norze. Od tego samego typa. Chciałam... Chciałam, żebyś mi pomógł z tym rzekomym charakternikiem. Potem miałam cię po prostu wyprzedzić i pierwsza odebrać zapłatę. Takie było założenie. Ale teraz... - Spojrzała na zgliszcza wioski. - Nie. To nie jest miejsce dla mnie. Nie boję się walki, ani śmierci zadanej mieczem. A tu? Ty widzisz ilość zwłok? Czujesz zapach? Roger, łatwiej tu o jaką zarazę niż o syf od kurwy. Nie wiem, ile on tu jest, ale nie wierzę, żeby zdołał przeżyć długo i nie zachorować.
  18. - Mamy cel, mamy agenta. Bardzo dobrze... Choć może nawet za dobrze. Tak się zastanawiam - mruczała Paraxia - czy to nie pułapka? Tak, to też jest jakaś możliwość... Paraxia zastanawiała się tak jeszcze przez dłuższą chwilę, gdy oczekiwaliście na wieści od Mordoka. Agrash z nudów zrobił sobie niewielką kulę biotyczną i zaczął się nią bawić.Ty poczułeś znowu impuls. Doktor Saw znów zaczął skanowanie. Nie bolało, nie piekło, nie swędziało, więc było dobrze. Nie poczułeś potrzeby zrobienia mu krzywdy. Mijały minuty, kwadranse. W końcu upłynęła cała godzina. Jednak Mordok w końcu odezwał się. Jego polowanie zakończyło się. Zakończyło się powodzeniem. Po kolejnych kilkunastu minutach w stacji medycznej pojawiło się dwóch najemników oraz Mordok. Wlekli za ramiona człowieka w lekkim pancerzu. Całym szarym. Na głowie miał kaptur zwiadowczy. - Misja zakończona sukcesem - powiedział bez emocji salarianin. - Ten szczur zdążył sobie zrobić na dole przytulne gniazdko.
  19. - Aktem miłosierdzia byłoby dobić tych kmiotków - mruknął wiedźmin. - Roger... - szepnęła Sophia, klepiąc cię w ramię. - Muszę ci coś wyznać... Ale na osobności. - Spokojnie, nie mam w zwyczaju podsłuchiwać - rzekł wiedźmin i zarechotał ponuro. Czarnowłosa popatrzyła na niego dziwnie, jakby z obawą. - Poszukajcie kogoś, kto jeszcze jako tako trzyma się na nogach. Nie zaszkodzi spróbować jeszcze raz.
  20. Wiedźmin wyprowadził was z lasu na zniszczone pola. Warzywa leżały tak zgniłe, zboże poczerniało i wyschło. W powietrzu krążyły wrony i kruki, skrzecząc złowrogo. Ciemne chmury spowijały niebo, otaczały okolicę jak mroczna kopuła. Idąc przez koszmar, minęliście zgniłe ścierwo krowy, dziobane przez ptaki, które nawet nie raczyły zwrócić na was uwagi i odlecieć. Ty i Sophia zatkaliście usta i nos ręką, wiedźmin szedł spokojnie, nie zwracając uwagi, że może złapać jakieś choróbsko. Wiatr zawył potępieńczo, szarpiąc szmaty, wiszące na strachu na wróble. Wiedźmin poprowadził was do zniszczonej wioski, którą wcześniej mijałeś z Sophią. Waszych uszu doszedł żałosny płacz. Okazało się, ze to jakaś kobieta zawodzi nad swoim zmarłym dzieckiem... Wiedźmin stanął na chwilę, popatrzył na nią, po czym poszedł dalej.
  21. - Zamierzałem czekać, aż On zajmie się czymś innym. Zapomni o mnie. Aż pojawił się taki Roger Paulus i wykurzył mnie z nory. Nie wiem nawet, czy On jest w okolicy. Nie walczyłem z czymś takim jeszcze nigdy. Wiatr zawiał, gałęzie zakołysały się, kości drgnęły. - Chodźmy stąd - powiedział posępnie wiedźmin. - Niedługo wstaną.
  22. Paraxia wróciła niedługo potem razem z Agrashem. Kroganin jednak nie zdradzał żadnych objaw gniewu. Wręcz przeciwnie - był o wiele spokojniejszy niż większość jego braci. - Obyło się bez rozlewu krwi - odetchnęła turianka. - Nie rozumiem, o co ten raban. Młody dostał szału. I wy sądziliście, że ja też dostanę pierdolca? - To jak z kondomem, Agrash: Lepiej mieć i nie użyć niż na odwrót.
  23. - Zdefiniuj - spojrzał na ciebie krzywo - "bezpieczne miejsce". Całe ścierwo w promieniu kilku mil budzi się do życia. Nie ważny, czy to mysz, borsuk czy człowiek. Równie dobrze możemy decydować tutaj. Tylko co zadecydować? Wiedźmin zaczął chodzić w kółko. - Zapewne ściągnęliście jego uwagę, współpraca ze mną też może mu się nie spodobać. Może poczuć się zagrożony... Hem, hem... Jakby go tu zwabić? - Spojrzał wymownie na Sophię i uśmiechnął się tajemniczo. - A może... - Nie - bez namysłu odparła czarnowłosa. - Ne wiem, o czym myślisz, ale nie licz na to.
  24. Jego omni klucz wypuścił szeroką wiązkę światła, która objęła całe twoje ciało. Doktor przyglądał się wynikom, kiwając głową i pomrukując ciągle pod nosem. Kiwał głową, mrużąc co chwilę oczy. - Taak... Theraz widzhę. Niecho zmuthowany khod ghenethyczny. Niesthety nie znam się na quariańskiej biologhii. Thu z phewnościa phomoże thurianin albo inny quarianin. Ale widzhę dwie opcjhie... W rhodzinie był kthoś, kto miał zdholności bhiotyczne. Lub twoja matkha była wythawiona na działanie piezo phodczas ciążhy.
  25. - Otóż to, flaszka wódki dla ciebie - uśmiechnął się ponuro wiedźmin. - Trzeba bydlaka zabić, zanim magowie się o nim dowiedzą. A smród tu taki, że zapewne nawet w Tretogorze go czują, skoro cię już najęto. Wiedźmin chwilę milczał. - Najął cię mag - powiedział w końcu - żebyś mnie zabił. Oszukał cię, zmanipulował. Ale fakt jest faktem. To kurwie syny. No dobrze, może przyda mi się pomoc. Zastanawiam się, co zrobimy teraz? Masz może jakis pomysł, ciekawy
×
×
  • Utwórz nowe...