Skocz do zawartości

Zodiak

Brony
  • Zawartość

    645
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Zodiak

  1. Zsunęliście się po łańcuchu jak po linie. Tylko potem trochę bolały cię uda i dłonie. Na dole zastaliście obraz podobny do tego na górze. Z tym, ze skrzyń było więcej, trupów było więcej, był sprzęt górniczy i kilka laptopów oraz datapadów. Jednak ani śladu gethów. Wszędzie walały się bryłki tajemniczego minerału, a na skalnych ścianach widziałeś jego żyły. Twoi towarzysze wyciągnęli broń i zaczęli się rozglądać. Zaschnięta krew oblepiała truchła, skrzynie i sprzęt. Posoka musiała wylewać się głównie spod hełmów i kasków, jak zauważyłeś. Niektórzy górnicy ewidentnie popełnili tu samobójstwo. Było cicho. Nienaturalnie cicho. I przerażająco.
  2. Ruszyliście traktem prowadzącym na południe, do Oxenfurtu. Mijaliście samotne drzewa, bory, strumyki i pola. Nad wami rozciągało się rozgwieżdżone niebo, skąd drogę rozświetlała wam srebrna moneta księżyca. Noc była stosunkowo ciepła, nie groziło wam zmarznięcie. Wiatr muskał ci twarz i rozwiewał włosy, kiedy galopem pędziłeś przez nocny krajobraz Redanii. Galopowaliście, a świst wiatru był niczym muzyka dla waszych uszu. - Redania jest piękna po zmroku! - radośnie krzyknęła Sophia.
  3. Zeszliście na dół, przez gospodę, a potem do stajni pod miastem. Ty poszedłeś po swojego konia, a po krótkiej chwili Sophia przyprowadziła swojego. Była to kara klacz, którą czarnowłosa nazywała Luną. Wskoczyła na swojego konia i spojrzała na ciebie. - Więc prowadź, o najcierpliwszy z najcierpliwszych - zaśmiała się. - Czekam.
  4. - Bodaj byś oślepł! - usłyszałeś krzyk Sophii. Po kilku kolejnych minutach, czarnowłosa wreszcie opuściła pokój w męskim stroju i skórzanej kurtce z ćwiekami. Z mieczem przewieszonym przez plecy i skórzaną torbą przy pasie. Spojrzała na ciebie poirytowana, ale w żaden sposób zła. - Cierpliwość - powiedziała - jest cnotą.
  5. Jak rażona gromem zaczęła walczyć z koszulą, aż w końcu zdarła ją z siebie, lecz na szczęście (a może nie) nie podarła jej. Poczochrała za to swoje kruczoczarne włosy. Chwyciła za swój nowo nabyty miecz, który leżał przy łóżku, ale zorientowała się, że to ty. - Ty kurwi synu! - wrzasnęła i sięgnęła do swojego buta. Wyciągnęła z niego sztylet i rzuciła w twoim kierunku. Sztylet wbił się we framugę tuż obok twojej głowy. - Wyjdź! Nie widzisz, ze się przebieram?! - Nawet nie zdawała sobie sprawy jak miło wyglądają jej piersi, kiedy się złości i nimi potrząsa.
  6. Wpadłeś do pokoju jak pocisk z katapulty. Pierwszym, co rzuciło ci się w oczy były piersi. Duże, krągłe i soczyste. Mniejsze niż za duże dynie, lecz jednocześnie większe niż byle gruszeczki. Były duże, ale nie przesadnie. Dwa różowe sutki cieszyły oko, mimowolnie wymuszając uśmiech. Różowa skóra naprężała się, kiedy dziewczyna walczyła z koszulą zakładaną przez głowę, była chyba za ciasna i Sophia ugrzęzła z głową pod koszulą. Nie widziała cię ani nie słyszała jak wszedłeś. Mogłeś bezkarnie popatrzeć sobie na jej przepiękne krągłości godne bogini, kiedy podskakiwały i bujały się, gdy Sophia szarpała się z koszulą.
  7. Cisza była jedyną odpowiedzią. Mijały kolejne minuty, a Sophia nadal nie wychodziła. Na górę zaczęli przychodzić inni goście, zatrzymujący się w karczmie. Przechodząc, spoglądali na ciebie z mieszanymi uczuciami. Jedni przechodzili obojętnie, inni byli jacyś tacy nieufni, a jeszcze inni mieli ci za złe, że tak sterczysz pod czyimiś drzwiami. Sophia dalej nie wychodziła, a mijały kolejne minuty.
  8. Wróciliście do gospody, która w zasadzie pełna była pijaństwa, które zlazło się na wieczór. Zignorowaliście motłoch i poszliście na górę, po swoje rzeczy. Dziewczyna zniknęła za drzwiami swojego pokoju, prosząc o chwilę czasu. Ty poszedłeś do pokoju. Zebrałeś rzeczy, założyłeś pancerz i byłeś gotowy. Potem wyszedłeś na korytarz, pod drzwi Pophii... i czekałeś. Czekałeś długo... i nic się nie działo.
  9. - Dobra, schodzimy! - zarządziła Paraxia. Następnie wskoczyła na łańcuch, prowadzący wgłąb szybu i zaczęła się po nim ześlizgiwać. Następny był Mordok, który zrobił to bez problemu. Agrsh trochę się wahał, spoglądał na łańcuch i na szyb. - Ech... - westchnął. I sam wskoczył, o mały włos nie spadając.
  10. - Też jestem najemniczką, podróżuję od miasta do miasta. Ostatnio straciłam swój miecz, zaatakowały mnie ghule i musiałam uciekać. A co ty na to... żeby podróżować razem? Przez jakiś czas może, dopóki nie wyjdę na prostą. We dwoje zawsze raźniej, a widzę, że ciężko z tobą o nudę. I chyba jest nam po drodze, sądząc po tym, co mówiłeś.
  11. Kroganin podszedł do kawałka minerału i użyła na nim własnej biotyki. Minerał otoczył się najpierw niebieską, a potem czarno-czerwoną aurą, a skała wokół niego zaczęła czernieć. - Co do.... O kurwa. - Nigdy czegoś takiego nie widziałem - powiedział Mordok. Paraxia rozejrzała się po okolicy, spojrzała na trupy i zaglądnęła do szybu. - Cokolwiek to jest, chcą tego gethy. O to nie oznacza nic dobrego... Coś mi tu jednak nie pasuje.
  12. Minerał był ciepły, nawet bardzo. A twój omni-klucz zaczął po prostu wariować. Odczyt wychodził poza skalę, po czym spadał do zera. Wykrywał jakieś promieniowanie, a potem nic. Sam też zaczął wariować. Zmieniały się data, godzina, ustawienia domyślne... nawet kolor. Po chwili zaczęła cię bolec ręka. d środka, jakby... kość i mięśnie. Skóra zaczęła piec i swędzieć. Nie był to ból nie do wytrzymania, ale był bardzo uciążliwy.
  13. - Myślę, że powinniśmy opuścić miast jeszcze przed brzaskiem. Ten szczurkowaty wyglądał mi na kogoś... ambitniejszego ni oni. I kogoś, kto ma przełożonych. Mam wrażenie, że może zechcieć pójść za nami do gospody. Dość dobrze szło mu chowanie się w cieniach. - Dziewczyna już chciała wracać, ale zatrzymała się, jakby coś sobie przypomniała. - A tak w ogóle to dzięki. Nazywam się Sophia.
  14. - Można spróbować... Ale myślę, że to cholernie zły pomysł - powiedział Agrash. - Cokolwiek tam jest... - Zawartość kontenerów może być szkodliwa, zwłaszcza, że nie mamy specjalistycznych kombinezonów - stwierdził Mordok. Trochę racji w tym było jednak. Możliwe, ze to nie gethy a właśnie tajemnicze minerały zabiły górników. - Zaczyna mi to mocno śmierdzieć... - powiedziała Paraxia, kucając przy jednym z ciał.
  15. "Cholera, tak grubej roboty nie miałem od lat! Koniec z marną płacą w cholernych warunkach na Omedze. Wreszcie czysta, szybka i gładka praca. I to jak dobrze płatna! Dziesięć tysięcy kredytów, Galaktyka zwariowała. Może to i dziwne, ale... kogo to obchodzi, liczą się pieniądze. Grube pieniądze. Sprzęt, zakwaterowanie, racje i wypłata. Wszystko finansowane! Niektórzy mają jakieś ale, zawsze znajdą się jakieś durnie, którym coś nie pasuje. Pytają o sponsora. Jakby mnie to obchodziło. Czas zacząć wydobycie. Zbiję tu majątek, albo nie nazywam się Malcom Rush!" Tyle było w nagraniu dźwiękowym. coś ci jednak mówiło, ze to nie jedyne i ostatnie.
  16. Kolejnych dwóch zamarło w miejscu, widząc dwa trupy... w zasadzie trzy. Ten z odcięta ręką się nie ruszał. Krew już moczyła ci podeszwy butów. Dwaj panowie patrzyli na ciebie z rozdziawionymi gębami jak na demona z serca otchłani. Kolana im się trzęsły, a oczy wyłaziły na wierzch. Jakiś pies zaczął wyć w oddali do księżyca, który pokazywał się na niebie. Ci dwaj krzyknęli przerażeni i rzucili się do ucieczki. Czarnowłosa właśnie kopnęła jednego bandytę w krocze, podczas gdy drugi chciał zajść ją od tyłu. Trzeci nie żył. Obróciła się tanecznym ruchem i cięła zbira w skroń. Drab zwalił się na ziemię z głuchym uderzeniem. Ten kopnięty zobaczył, że dwóch z nich ucieka, więc postanowił do nich dołączyć. - Hej, panowie! Już idziecie! Tance się dopiero zaczynają!
  17. Mordok zamyślił się. Stał przez kilka chwil i nie mówił nic. - Źle - powiedział enigmatycznie. Ty, rozglądając się po okolicy, zauważyłeś, że przy jednym z trupów coś leży. Coś pomarańczowego i jarzącego się. PO głębszych oględzinach okazało się, ze to datapad z nagranym zapisem audio. Pomiary skakały jak szalone. I zdaje się, że to wina czegoś, co było w skrzyniach i kontenerach.
  18. Byli tak niezdarni, że wpadli na siebie podczas biegu. Potem z furią w oczach i krzykiem na ustach rzucili się na ciebie. Kolejnych dwóch biegło im z pomocą,a le ci byli jeszcze w bezpiecznej odległości. Jeden z drabów, którzy akurat cię atakowali zamachnął się z góry niezdarnie wykonanym tasakiem. Szybki unik i piruet pozwoliły ci ciąć go w potylicę, na zawsze wykluczając z jakiejkolwiek walki. I życia w ogóle. Jego kompan, widząc twój taniec zawahał się na moment, wystawiając na atak. Z przerażeniem spojrzał na kolegę broczącego we krwi. Zbladł, nadal trzymając kiepski mieczyk.
  19. Skany niczego nie wykryły. Żadnych bomb, min czy pułapek. Przynajmniej w tym obszarze. Po kilkunastu minutach odezwał się Mordok, że znalazł szyb. Powoli i ostrożnie ruszyliście w tamtym kierunku. Po dwudziestu minutach marszu znaleźliście ogromną dziurę, wokół której walały się kruszce i kontenery, jak i mniejsze skrzynki. Były też trupy. Dawno zmarłych górników zapewne. Głównie batarian i ludzi. - Wygląda, ze gethy miały dobrą zabawę... - stwierdziła Paraxia.
  20. Wąsaty jegomość spróbował wyciągnąć swój obuszek zza pasa. Jednak był to tak ślamazarny ruch, że jedynie sam zrobił sobie tym krzywdę. Twój miecz przeszedł z chrupnięciem przez jego ramię, a po chwili na bruk padła ręka, aż do łokcia. drab zawył boleśnie i zaczął wrzeszczeć. Padł na ziemię i wił się w konwulsjach. Czarnowłosa dopadła do innego napastnika i posłała na tamten świat. Nie widziałeś jednak jak. Było o dwóch mniej w przeciągu sekund. Szczurkowaty cofnął się parę kroków, więc walczyliście z siedmioma napastnikami. Dwóch z nich zaczęło biec na ciebie z dwóch stron, nie widziałeś, co robią inni.
  21. Wspinaliście się jeszcze przez kilkanaście minut. Potem wyszliście na skalną, w miarę równą powierzchnię. W oddali majaczyło wejście do kopalni, czyli wielkie drzwi w skale. Chyba kręciły się tam gethy. Pewien nie byłeś. - Sytuacja przedstawia się następująco - odezwał się Mordok przez komunikator - jest tam kilkanaście gethów. Z waszych opisów wynika, że to zwykłe jednostki szturmowe. Jest tam kilka z miotaczami rakiet lekkiego typu. Około dwudziestu sztuk łącznie. co mam robić? - Nie możemy zaatakować od frontu, bo ściągniemy na siebie wszystkie... A może... Da się jakoś odciąć je od reszty? - spytała ciebie.
  22. - Dobra. Zakładać hełmy. Ok. Wchodzimy na trzy! Raz... Dwa... Trzy! Śluza otwarła się, a wy wyskoczyliście przez nią na asteroidę. Grawitacji praktycznie nie było, więc skok też nie był zbyt trudny. We czwórkę wylądowaliście na półce skalnej jakiegoś zbocza. - Gethy zabunkrowały się w starej kopalni - powiadomiła was Paraxia. - Wejście powinno być jakieś sześćset metrów... w tamtą stronę. Mordok, idź przodem. Salarianin kiwnął głową i zniknął. Znaczy, miał urządzenie maskujące, jak ty. Wy ruszyliście w górę, wspinaczka była o tyle prosta, że grawitacja była naprawdę słaba.
  23. Paraxia przyglądnęła ci się, zmrużyła oczy. Potem podrapała się po głowie. - Em - zaczęła. - Masz jakiś hełm, albo maskę? Dobra, zakładaj. Plan jest taki: ty, ja, Agrash i Mordok schodzimy sami, przenikamy wgłąb bazy, robimy jak najwięcej zniszczeń wśród gethów i wzywamy posiłki. Nasze umiejętności w hakowaniu powinny dość mocno stopić ich szeregi. Jakieś pytania. - Ja mam - powiedział Mordok. - Dlaczego nie potrzebujesz kombinezonu i hełmu, quarianinie?
  24. - Puszczaj mnie! - wydarła się czarnowłosa i wyrwała ci się. - Sam się o siebie potrafię zatroszczyć, złamany... W czasie tego incydentu czarni panowie szybko zaczęli was okrążać, żebyście nie mieli żadnej drogi ucieczki. Przyglądając się ich broni miałeś ochotę zapłakać. Tak mizernie wykonana była. To byli idioci, nie mogło być inaczej. Zapewne ledwo potrafią posługiwać się tymi narzędziami. Kto wie, może we dwójkę dacie im radę. - Nie? Cóż, trudno. Szkoda chłopa, jak to mówią. - Szczurkowaty wzruszył ramionami. - Brać go, chłopcy! Posiekać go! - To ja biorę tego ze szczurzą mordą - powiedziała dziewczyna, dobywając miecza - a ty resztę. Ha!
  25. Na mostku czekała Paraxia, Agrash i Mordok - salarianin z maszynowni. Uzbrojeni po zęby. Agrash w Claymore, Paraxia w swoją Falangę, a Mordok... w miecz? Tak, na plecach miał miecz, zaś przy pasie miał dobrze znaną ci Szarańczę. No i parę granatów energetycznych. Każde z nich trzymało pod pachą hełm dostosowany do ich fizjonomii. Czekali już chyba tylko na ciebie. - No, wreszcie jesteś - powiedziała Paraxia. - Gotowy?
×
×
  • Utwórz nowe...